25 wrz 2021

Rozdział 47. Antagonizm

Tenten wczorajszego dnia była wyczerpana - wcale nie fizycznie, tylko mentalnie - i odłożyła wszystkie sprawy, które nie wymagały pilnego załatwienia, na drugi dzień wizyty. Miała też świadomość, że dobre wychowanie nakazywało zostać jeszcze chociaż trzeci dzień, żeby wypełnić zobowiązania towarzyskie - pogadać z każdym, kto sobie tego życzył - chociaż na samą myśl ją skręcało. Myślała, że wyprawa do Konohy, pomijając niezręczności, jakich nie mogła uniknąć informując przyjaciół o ślubie, na jakimś poziomie będzie okazją do oddechu, którego potrzebowała zanim wpadnie w oficjalną rolę narzeczonej i w sam środek formalnych przygotowań, gdzie co chwila będzie się potykać o nieznajomość sunijskich zwyczajów..

Kankuro, z tego, co wiedziała, miał na czas wizyty własne plany - w które wolała nie wnikać, bo jeszcze by się okazało, że dotyczą jej koleżanki albo, co gorsza, kilku z nich. Z kolei Temari miała okazję spędzić czas z narzeczonym i Tenten liczyła po cichu, że zapewni jej to spokój od musztry do czasu wyruszenia w drogę powrotną.

Nic nie było w stanie opisać jej zdumienia, bo Temari wpadła wcześnie rano, wręczając jej mamie kawę - można by pomyśleć, że postanowiła zatrzeć wczorajsze złe wrażenie. I nawet jej się to udało, Lin-Lin nagle spojrzała na nią przyjaźniej, jakby uznała, że może kobieta pozbawiona jest taktu, ale przynajmniej się stara.

Tenten nie była skłonna uwierzyć w takie wyjaśnienie. I wcale nie zdziwiło jej, że Temari wymówiła się od zjedzenia z nimi śniadania, za to posłała jej znaczące spojrzenie. Tenten nie miała innego wyjścia, jak zaprosić ją do siebie.

- Ładnie urządzony pokój. - Temari wygłosiła najbardziej banalną i oczywistą uwagę, która jednak brzmiała fałszywie nie tylko dlatego, że sypialnia Tenten w ogóle nie była “urządzona” - stało tam łóżko, komoda na ubrania, stolik i półka na książki. Słowo “ładny” brzmiało w ustach Temari obco i zaskoczeniem było, że kunoichi nie zadławiła się własnym językiem.

Tenten usiadła na brzegu łóżka i wskazała jej krzesło. Temari przysiadła na nim niepewnie. Rozejrzała się nerwowo. Tenten nigdy nie myślała, że kiedykolwiek zobaczy władczynię wiatru w takim stanie, jakby wyparowała z niej pewność siebie.

Może powinna napawać się chwilą, ale sama zaczęła panikować. Co mogło tak wytrącić z równowagi najsilniejszą sunijską kunoichi?

Wkrótce się dowiedziała, i zrobiło jej się słabo.

- Będę się streszczać. - Zadeklarowała w końcu Temari, spojrzawszy bezpośrednio na nią, ale sprawiając jednocześnie wrażenie, jakby walczyła z chęcią odwrócenia wzroku. - Wiem, że teraz będziesz mieć milion rzeczy na głowie. I biorąc pod uwagę że zaręczyny są już oficjalne, to się może wydawać mniej istotne, ale… Błagam cię, nie ryzykuj wpadki.

Tenten musiała mieć bardzo głupią minę. Chociaż chyba nie bardziej zażenowaną niż jej rozmówczyni.

- Czy ja dobrze rozumiem… - zaczęła, bo musiała coś powiedzieć.

- Na pewno dobrze rozumiesz. - Temari powiedziała to głośniej i zaczęła trochę bardziej przypominać samą siebie. Uzupełniła rzeczowym tonem: - Mam nadzieję, że wiesz, jak się zabezpieczać. Twoja matka nie wygląda na pomocną w tym temacie, więc jak chcesz, to podsunę ci skuteczne metody.

Tenten otworzyła oczy jeszcze szerzej. Takiej oferty się nie spodziewała. 

Fakt, że Lin-Lin do pewnego momentu najchętniej chroniłaby ją przed każdym chłopcem, jaki się napatoczył, z pomocą maczety. Ale odbyła już z nią tę rozmowę, i było o wiele mniej niezręcznie niż teraz.

Inna rzecz, że i tak się trochę spóźniła, bo przecież nastolatki wiedziały, skąd się biorą dzieci. Nie, żeby ją to wtedy specjalnie absorbowało. Kiedy pierwszy raz kochała się z Gaarą, nie myśleli o zabezpieczeniu.

Teraz jednak było inaczej, nie miała już siedemnastu lat, a emocje nie sprawiały, że zapominała o wszystkim oprócz tu i teraz.

- Obejdzie się - wydukała, chcąc przerwać niezręczne milczenie. - Mam wystarczającą wiedzę w temacie.

Temari prychnęła.

- Nie wiem tylko, czy zdajesz sobie sprawę z powagi sytuacji. Nie jesteś jeszcze żoną, a podejrzenie, że zaszłaś w ciążę przed ślubem byłoby dyshonorem dla całej rodziny. To nie jest dobrze widziane, żeby dziecko urodziło się za wcześnie. Najlepiej jest rok zaczekać.

Tenten poczuła, że się czerwieni, nie tyle ze wstydu, co z gniewu. 

- Rok czekać z poczęciem czy z porodem? Musisz wyrażać się bardziej precyzyjnie - warknęła przez zaciśnięte zęby. - Rozumiem, że częścią twojego planu przycięcia mnie na miarę twojej wioski i rodziny jest przedstawienie szczegółowego harmonogramu, kiedy i w jakiej pozycji mam dać się zapłodnić?

Wiedziała, że małżeństwo, które powinno być sprawą między dwojgiem ludzi, czasami jest sprawą publiczną roztrząsaną przez wszystkich. Ale dopiero ostatnio uświadomiła sobie, że niektórzy chętnie wepchnęliby się jej z butami do łóżka.

Gdyby nie uwagi, które miała na świeżo w głowie, pewnie by się tak nie wściekła na Temari, która miała najlepsze intencje. Ale Darui wyprowadził ją z równowagi. I nie była nawet pewna, czy bardziej tym, że zarzucił jej podły charakter odziedziczony po matce czy to, co powiedział o Asu.

Na samą myśl o którejkolwiek z tych rzeczy robiło jej się niedobrze.

Może była mało lotna umysłowo. Dla niektórych kunoichi własna rodzina była oczywistym planem na przyszłość, ważniejsza od kariery była rola matki. Nie dla niej. Gdyby tak planowała swoją przyszłość, pewnie szybciej by skojarzyła fakty.

Yumi już dawno jej zdradziła, że kapłanki zapewniały religijnym dostojnikom wpływy w teoretycznie świeckiej wiosce, wskakując do upatrzonych łóżek, zbierając informacje i walcząc o poparcie dla kapłana przez szeptanie do odpowiednich uszu. Że miały cieszyć się estymą, ale dla nikogo - ani dla przywódcy religijnego, ani dla notabli w Sunagakure - nie było pożądane, żeby któraś z nich zdobyła pozycję jaką kobiecie dawała tylko rola żony i matki. 

Wiedziała z historii, że do pracy w świecie shinobi dopuszczono kobiety tylko dlatego, że mogły szpiegować i wywierać wpływy w zakresie niedostępnym mężczyznom. Pierwotnie kunoichi wykonywały podobne “zlecenia”, jakie później w Sunie dostawały kapłanki. Wykorzystywano je do szpiegowania, a czasami zabijania, uwiedzionych mężczyzn. I nieraz zleceniodawcy wymagali, żeby je wysterylizowano.

Gdyby Tenten miała w sobie pragnienie posiadania dziecka, na pewno szybciej dostrzegłaby, dlaczego z pozoru bajkowe małżeństwo Hanako z bliska okazywało się tak kruche. Zastanowiłoby ją, dlaczego ona i Korobi mieszkają w kawalerce, chociaż parom po ślubie przysługiwały większe mieszkania.

Cały czas brała pod uwagę, a nawet miała nadzieję, że się myli, ale wwierciło jej się w umysł podejrzenie, że dziewczyny wybrane na kapłanki zostały skrzywdzone najbardziej, jak można sobie wyobrazić. Pozbawione prawa do decydowania o sobie i szansy na szczęście.

Ale kiedy o tym myślała obok współczucia narastała w niej wściekłość, bo jeśli naprawdę tak było, to znalazła przyczynę, dla której Asu zachowywała się tak, jakby chciała wziąć ją pod swoje skrzydła i “pomóc” odnaleźć się w sunijskiej rzeczywistości, a jednocześnie traktowała ją jak zło konieczne.

Najwyraźniej jest w niej coś, co sprawia, że ludzie mają ją za sympatyczną idiotkę, którą można sterować.

Temari uważała najwyraźniej, że ona nie ma ani odpowiedniego pochodzenia ani wychowania, żeby mieć prawo wejść do jej rodziny, więc najmniej, co można zrobić, to jakoś ją wyprostować, żeby przynajmniej z wierzchu wyglądała na sunijkę, a nie promyczka z Konohy.

- To nie jest temat do żartów - mruknęła Temari, najwyraźniej speszona.

- Dla mnie, tym bardziej. To, kiedy i czy w ogóle będziemy mieć dziecko, to jest prywatna sprawa moja i Gaary! Nasze małżeństwo to jest nasza prywatna sprawa.

Temari westchnęła ciężko.

- Właśnie dlatego uważam, że Gaara nie powinien się z tobą żenić. Wiem, że macie miłość. Ale on ma obowiązki, z których nie może się wypisać. W sprawie małżeństwa jest szokująco naiwny, a tobie się wydaje, że jesteś bohaterką ckliwego romansu, i możesz żyć jak tobie pasuje godząc się na drobne ustępstwa. Jako żona Kazekage musisz się zachowywać godnie, stosować się do naszych zasad, a to nie są drobne ustępstwa. I musisz pamiętać, że w razie rozwodu możesz się wynieść gdziekolwiek ci się podoba, ale nie zabierzesz dzieci, bo one należą do męża.

Tenten skrzywiła się. Wcale jej nie dziwiło, że Temari myślami wybiegała do rozwodu. Widziała, co społeczne oczekiwania zrobiły z romantyczną miłością Hanako. Pewnie nie tylko Temari spodziewała się, że to samo stanie się z jej związkiem.

Ale będzie inaczej. Nie da przelać na siebie zazdrości i braku zaufania, które sączyły się z liściku, w którym Hanako - nie w bezpośrednich słowach, a jednak zupełnie jasno - napisała, że powinna wracać pilnować swojego miejsca, bo ktoś chce się wślizgnąć do zimnej pościeli.

Wiedziała też, że nie pozwoli prowadzić się na sznurku, nawet jeśli Temari ma najlepsze intencje.

- Przyjmuję do wiadomości twoje zdanie - powiedziała patrząc na Temari chłodno. - A ty przyjmij do wiadomości, że nie chcę od ciebie lekcji dobrych manier. Zachowaj swoje rady modowe dla siebie, bo sama potrafię się ubrać. I najważniejsze, nie zdejmę więcej tego pierścionka. - Żeby podkreślić swoje stanowisko, wyciągnęła przed siebie dłoń. - Dostałam go przed zawarciem umowy małżeństwa, i nie będę tego ukrywać. Kontrakt nie jest podstawą mojego małżeństwa z Gaarą. Jego podstawą jest miłość, i nie wstydzę się tego.

Temari zacisnęła szczęki.

- Daję słowo, zetrę cię na miazgę, jeśli przez  ciebie Gaara przestanie być traktowany poważnie.

Dawniej samo ostre spojrzenie ze strony Temari budziło w niej strach, ale teraz było miejsce tylko na gniew.

- Obiecuję, że nie pójdzie ci łatwo.



Dla Naomi bezsilna wściekłość Asu nie była celem samym w sobie - ale była całkiem satysfakcjonującym profitem.

- Świetnie! - Wycedziła Najwyższa Kapłanka przez zaciśnięte usta. Z niechęcią popatrzyła na miski z warzywami i parującym sosem, stojące na stole. - Nie chcesz? Nie żryj. I tak nic tym nie osiągniesz. - Skierowała się do drzwi.

Naomi nie powstrzymała się przed komentarzem.

- To ty nic nie osiągniesz. W końcu będziesz musiała mnie stąd wypuścić.

Asu odwróciła się na pięcie. Pokazała jej środkowy palec, zanim zamaszystym ruchem otworzyła drzwi i wyszła z pokoju.

Wie, że nic nie może, pomyślała Naomi z satysfakcją. Było to całkiem niezłe pocieszenie, w sytuacji, gdy jej samej pozostało tylko czekać.

Siedząc z podwiniętymi nogami na materacu łóżka, odwróciła się plecami od stołu. Miała stąd widok na ścianę i niewielkie okienko, przez które widziała kawałek nieba. Starała się zapomnieć o roztaczającym się w pomieszczeniu zapachu grillowanych warzyw - od tego zapachu ssało ją w żołądku. Pocieszenie było takie, że jej apetyt zniknie, kiedy danie wystygnie.

Asu wściekała się, ponieważ wiedziała, że Naomi odmawiając przyjmowania czegokolwiek poza białym ryżem i wodą realizuje poczynione z góry założenia. Naomi zakładała, że skoro Kazekage polecił jej przemyśleć kwestię wyjazdu na trzy miesiące z Suny i chciał przynajmniej powierzchownie dać jej jakieś wyjście - to nie złoży ot, tak podpisu pod podsuniętymi dokumentami na delegację, wcześniej się z nią nie spotkawszy. Na tę okoliczność zamierzała wyglądać tak nieszczęśliwie i mizernie, jak to tylko możliwe.

Kiedyś to, że zachowywał się, jakby pieprzenie się z nią w gabinecie obciążało jego sumienie - podniecało ją, ale jednocześnie irytowało. Teraz patrzyła na to inaczej. Niemożliwe, by czuł, że jest jej coś winny, nie czując jednocześnie, że coś go z nią łączy - na pewnym poziomie był z nią emocjonalnie związany. Musiał wiedzieć, że prędzej czy później ulegnie, jeśli będzie miał taką możliwość - i chciał ją odesłać z Sunagakure, żeby usunąć pokusę.

Nie było przecież mowy, żeby usuwał ją z wioski z uprzejmości wobec Asu, a o to, że mogłaby zbliżyć się do jego narzeczonej, na pewno jej nie posądzał. Uważał ją za ofiarę systemu, a nie kogoś, kto zamierza na systemie skorzystać. 

Od czasu, gdy rozmawiała z Kazekage w jego gabinecie, pewne rzeczy zdążyła sobie w głowie uporządkować. Przede wszystkim, nie spodziewał się, że chciałaby go cynicznie uwieść - uważał raczej, dokładnie tak, jak wiele miesięcy temu, gdy eksponowała swoje wdzięki w jego gabinecie, że zachowuje się w sposób, którego się wyuczyła, ponieważ nie widzi alternatywy. 

Jej pierwotny plan, by na płaszczyźnie towarzyskiej znaleźć się jak najbliżej Kazekage - i, co ważniejsze, bliżej tej szarej myszki, którą planował poślubić - nie był wcale zły. Ale niekoniecznie musiała wykorzystywać do tego jounina. Yaoki, który gapił się na nią maślanym wzrokiem, niejako sam wpadł jej w ręce, jednak jakoś nie mogła się zmusić, żeby się z nim prowadzać. Drażniło ją to, że był wobec niej przesadnie uprzejmy, widział w niej przedstawicielkę wyższego porządku. Wierzący głupek.

Naomi nie była pewna, czy wierzy w bogów, którym służy; wiedziała natomiast, że nie kręcą jej mężczyźni, którzy pozwalają, by rządziły nimi dogmaty religijne. Na dodatek Yaoki był tylko jouninem, kimś poniżej jej możliwości. Sama myśl, że miałaby się z nim miziać, żeby utrzymać jego zainteresowanie i dostać zaproszenie na jedno czy drugie spotkanie towarzyskie, sprawiała, że czuła mdłości.

Nie musiała jednak rezygnować planów. Jeśli uda jej się zostać w wiosce - a zakładała, że jej się uda, bo Kazekage nie nakaże jej wyjazdu, jeśli uzna, że mogłaby umrzeć czy to z własnej ręki czy z rozpaczy - wówczas będzie mogła zakręcić się wokół którejś z jego zaufanych. Yaoki nie był jej potrzebny. 

Póki co, nie mogła się jednak zdecydować, w kogo lepiej uderzyć. Yumi wydawała się bardziej naiwna, ze swoim dobrym serduszkiem mogłaby uwierzyć, że Naomi jest kobietą upadłą, którą można naprawić. 

Ale to Hanako była łatwiejszym celem, mimo, że uważała Naomi za wyrachowaną sukę. Łatwiej będzie ją zmanipulować, ponieważ jest zawieszona między kapłankami a porządnymi zamężnymi obywatelkami, nie będąc jednocześnie w żadnej z tych grup i nie mając przyjaciół. Zapewne potrzebowała kogoś, komu mogłaby się zwierzyć, a Naomi nie musiałaby udawać, że ją rozumie - potrafiła sobie wyobrazić jej sytuację. Hanako była rozdarta między miłością do męża a niechęcią do jego matki, która najchętniej pozbyłaby się jej i znalazła dla młodszego syna pełnowartościową kobietę - nawet nie dlatego, że pragnęła kolejnych wnuków, lecz dlatego, że złośliwe docinki jakoby Korobi wziął sobie bezpłodną żonę, żeby ukryć iż jest z nim coś nie tak, rzucały cień na całą szacowną rodzinkę.

Hanako na początku będzie oporna, ale potem łatwo możnaby nią manipulować. Na dodatek byłaby dobrym źródłem informacji. Naomi miała ochotę osobiście poznać promyczka z Konohy, nie z ciekawości, ale dlatego, że dobrze byłoby mieć do niej bezpośredni dostęp - ale jeśli jej się to nie uda, Hanako będzie najlepszym przekaźnikiem. Naomi potrzebowała dodatkowej pary uszu i ust, żeby narzeczona miała powody do stresu i żeby przygotowania do ślubu nie przypominały sielanki. 

Potrzebowała też źródła informacji, by wiedzieć, kiedy atmosfera nie jest najprzyjemniejsza. Nie mogła przecież czekać, aż Kazekage rozczaruje się małżeństwem i wtedy przebić się przez pancerz - nie miała aż tyle czasu. Potrzebowała wychwycić i wykorzystać moment słabości już wcześniej. Dalej pójdzie łatwo, tak jak poprzednio - poczucie winy było instrumentem, którym posługiwała się najzręczniej. W świątyni uczono je, że mężczyzna, który raz popełni błąd, łatwiej popełni go po raz kolejny - nawet jeśli bardzo tego żałuje. A Kazekage był tym łatwiejszym celem, że nie przyznawał sobie prawa do błędów, i kiedy je popełniał, budziła się w nim skłonność do autodestrukcji.

Lubiła, kiedy podświadomie karał siebie, odreagowując na niej złość na swoje błędy. To go do niej przywiązało.

Nie powinna o tym myśleć, uświadomiła sobie, gdyż poczuła znajome mrowienie w dolnej części brzucha - coś, co ostatnio czuła zbyt często. Był to drugi powód, dla którego postanowiła przejść na restrykcyjną dietę - musiała zapanować nad swoim ciałem. Gdy po tak długim czasie zobaczyła Kazekage, w nocy nie mogła zasnąć. Przyzwyczaiła się do myśli, że jest opanowana i kieruje się rozumem - przyzwyczaiła się też myśleć, że upatrzyła sobie Kazekage ze zdrowego rozsądku. Był kluczem do osiągnięcia celu - to on miał jej zapewnić pozycję, dzięki której utarłaby nosa ojcu, bratu i siostrze. 

Kiedy zyska w Sunagakure należną jej, choć nieoficjalną pozycję, każdy jounin będzie musiał ustępować jej z drogi i każdy będzie musiał pierwszy pochylić na jej powitanie głowę - wtedy ojciec zrozumie, jak bardzo jej nie docenił, skazując ją na wypisywanie inskrypcji na drewnianych tabliczkach i palenie kadzidełek. Gdyby została kunoichi mogłaby zajść dużo dalej - na pewno dalej niż Narin - ale i tak zamierzała znaczyć więcej niż którakolwiek z kobiet w osadzie.  

To jednak nie była jej jedyna motywacja do działania - już nie. Były też inne bodźce, które zlekceważyła, i właśnie dlatego zaczęła popełniać błędy; straciła cierpliwość. Popełniając błędy, wkładała Asu broń do ręki. Ale teraz zamierzała odzyskać kontrolę, gdyż w porównaniu z Asu miała niezaprzeczalny atut - nie miała problemu z tym, żeby się dzielić.

Asu doskonale wiedziała, że Kazekage potrzebuje żony, i niegłupio wykminiła, że najkorzystniej będzie jeśli dziewczyna będzie tu obca i tym samym wystartuje z niskiej pozycji - to czyniło łatwym wskazanie jej właściwego miejsca i zadbanie, by się nie panoszyła. Ale Asu zawsze chciała mieć Godaime tylko dla siebie, i przeceniła własne zdolności do dopasowania się do sytuacji. Za bardzo jej zależało. Trawiła ją zazdrość.

Może popatrzyłaby na to inaczej, gdyby wiedziała, jak namiętny potrafi być przyzwoity mężczyzna, gdy ma poczucie, że łamie zasady - ale Naomi nie zamierzała jej tego uświadamiać. Musiała przyznać sama przed sobą, że tę część osobowości Kazekage uwielbiała i zamierzała zatrzymać ją tylko dla siebie. Świadomość, że wyzwalała w nim cechy, o które nikt go nie podejrzewał, i których on w sobie nie akceptował, sprawiała jej nawet większą satysfakcję niż chwile spełnienia, które jej dawał. 

Naomi z pewnym zaskoczeniem zauważyła, że nie czuje już ani głodu ani nęcącego zapachu parujących warzyw - czuła za to ekscytację, która w niej narastała, gdy przesuwała palcami po swoim ciele. Nigdy się w ten sposób nie dotykała, nawet wtedy, gdy leżała bezsennie fantazjując o tym, żeby on jej dotknął - i karcąc się za to w myśli, bo wcale nie oczekiwała od niego czułości. Lubiła sposób, w jaki chwytał ją za biodra i zwracał twarzą do ściany, jakby chciał ograniczyć kontakt wzrokowy i dotykowy do minimum; lubiła też zdecydowanie, z jakim popychał ją na biurko w gabinecie i rozchylał jej nogi - miał wtedy wzrok drapieżnika, a w niej ekscytacja rosła tak bardzo, że gdyby chciał ją pieścić zamiast przejść do sedna, chyba by zwariowała z frustracji.

 Z drugiej jednak strony, myślała przesuwając palce w górę wewnętrznej strony uda, miło byłoby się z nim pieścić.

Kto wie, może opowie o tym Asu. Najlepszym sposobem pozbycia się tej oddanej ideałom idiotki byłoby sprawienie, żeby trafił ją szlag ze złości.