25 wrz 2021

Rozdział 47. Antagonizm

Tenten wczorajszego dnia była wyczerpana - wcale nie fizycznie, tylko mentalnie - i odłożyła wszystkie sprawy, które nie wymagały pilnego załatwienia, na drugi dzień wizyty. Miała też świadomość, że dobre wychowanie nakazywało zostać jeszcze chociaż trzeci dzień, żeby wypełnić zobowiązania towarzyskie - pogadać z każdym, kto sobie tego życzył - chociaż na samą myśl ją skręcało. Myślała, że wyprawa do Konohy, pomijając niezręczności, jakich nie mogła uniknąć informując przyjaciół o ślubie, na jakimś poziomie będzie okazją do oddechu, którego potrzebowała zanim wpadnie w oficjalną rolę narzeczonej i w sam środek formalnych przygotowań, gdzie co chwila będzie się potykać o nieznajomość sunijskich zwyczajów..

Kankuro, z tego, co wiedziała, miał na czas wizyty własne plany - w które wolała nie wnikać, bo jeszcze by się okazało, że dotyczą jej koleżanki albo, co gorsza, kilku z nich. Z kolei Temari miała okazję spędzić czas z narzeczonym i Tenten liczyła po cichu, że zapewni jej to spokój od musztry do czasu wyruszenia w drogę powrotną.

Nic nie było w stanie opisać jej zdumienia, bo Temari wpadła wcześnie rano, wręczając jej mamie kawę - można by pomyśleć, że postanowiła zatrzeć wczorajsze złe wrażenie. I nawet jej się to udało, Lin-Lin nagle spojrzała na nią przyjaźniej, jakby uznała, że może kobieta pozbawiona jest taktu, ale przynajmniej się stara.

Tenten nie była skłonna uwierzyć w takie wyjaśnienie. I wcale nie zdziwiło jej, że Temari wymówiła się od zjedzenia z nimi śniadania, za to posłała jej znaczące spojrzenie. Tenten nie miała innego wyjścia, jak zaprosić ją do siebie.

- Ładnie urządzony pokój. - Temari wygłosiła najbardziej banalną i oczywistą uwagę, która jednak brzmiała fałszywie nie tylko dlatego, że sypialnia Tenten w ogóle nie była “urządzona” - stało tam łóżko, komoda na ubrania, stolik i półka na książki. Słowo “ładny” brzmiało w ustach Temari obco i zaskoczeniem było, że kunoichi nie zadławiła się własnym językiem.

Tenten usiadła na brzegu łóżka i wskazała jej krzesło. Temari przysiadła na nim niepewnie. Rozejrzała się nerwowo. Tenten nigdy nie myślała, że kiedykolwiek zobaczy władczynię wiatru w takim stanie, jakby wyparowała z niej pewność siebie.

Może powinna napawać się chwilą, ale sama zaczęła panikować. Co mogło tak wytrącić z równowagi najsilniejszą sunijską kunoichi?

Wkrótce się dowiedziała, i zrobiło jej się słabo.

- Będę się streszczać. - Zadeklarowała w końcu Temari, spojrzawszy bezpośrednio na nią, ale sprawiając jednocześnie wrażenie, jakby walczyła z chęcią odwrócenia wzroku. - Wiem, że teraz będziesz mieć milion rzeczy na głowie. I biorąc pod uwagę że zaręczyny są już oficjalne, to się może wydawać mniej istotne, ale… Błagam cię, nie ryzykuj wpadki.

Tenten musiała mieć bardzo głupią minę. Chociaż chyba nie bardziej zażenowaną niż jej rozmówczyni.

- Czy ja dobrze rozumiem… - zaczęła, bo musiała coś powiedzieć.

- Na pewno dobrze rozumiesz. - Temari powiedziała to głośniej i zaczęła trochę bardziej przypominać samą siebie. Uzupełniła rzeczowym tonem: - Mam nadzieję, że wiesz, jak się zabezpieczać. Twoja matka nie wygląda na pomocną w tym temacie, więc jak chcesz, to podsunę ci skuteczne metody.

Tenten otworzyła oczy jeszcze szerzej. Takiej oferty się nie spodziewała. 

Fakt, że Lin-Lin do pewnego momentu najchętniej chroniłaby ją przed każdym chłopcem, jaki się napatoczył, z pomocą maczety. Ale odbyła już z nią tę rozmowę, i było o wiele mniej niezręcznie niż teraz.

Inna rzecz, że i tak się trochę spóźniła, bo przecież nastolatki wiedziały, skąd się biorą dzieci. Nie, żeby ją to wtedy specjalnie absorbowało. Kiedy pierwszy raz kochała się z Gaarą, nie myśleli o zabezpieczeniu.

Teraz jednak było inaczej, nie miała już siedemnastu lat, a emocje nie sprawiały, że zapominała o wszystkim oprócz tu i teraz.

- Obejdzie się - wydukała, chcąc przerwać niezręczne milczenie. - Mam wystarczającą wiedzę w temacie.

Temari prychnęła.

- Nie wiem tylko, czy zdajesz sobie sprawę z powagi sytuacji. Nie jesteś jeszcze żoną, a podejrzenie, że zaszłaś w ciążę przed ślubem byłoby dyshonorem dla całej rodziny. To nie jest dobrze widziane, żeby dziecko urodziło się za wcześnie. Najlepiej jest rok zaczekać.

Tenten poczuła, że się czerwieni, nie tyle ze wstydu, co z gniewu. 

- Rok czekać z poczęciem czy z porodem? Musisz wyrażać się bardziej precyzyjnie - warknęła przez zaciśnięte zęby. - Rozumiem, że częścią twojego planu przycięcia mnie na miarę twojej wioski i rodziny jest przedstawienie szczegółowego harmonogramu, kiedy i w jakiej pozycji mam dać się zapłodnić?

Wiedziała, że małżeństwo, które powinno być sprawą między dwojgiem ludzi, czasami jest sprawą publiczną roztrząsaną przez wszystkich. Ale dopiero ostatnio uświadomiła sobie, że niektórzy chętnie wepchnęliby się jej z butami do łóżka.

Gdyby nie uwagi, które miała na świeżo w głowie, pewnie by się tak nie wściekła na Temari, która miała najlepsze intencje. Ale Darui wyprowadził ją z równowagi. I nie była nawet pewna, czy bardziej tym, że zarzucił jej podły charakter odziedziczony po matce czy to, co powiedział o Asu.

Na samą myśl o którejkolwiek z tych rzeczy robiło jej się niedobrze.

Może była mało lotna umysłowo. Dla niektórych kunoichi własna rodzina była oczywistym planem na przyszłość, ważniejsza od kariery była rola matki. Nie dla niej. Gdyby tak planowała swoją przyszłość, pewnie szybciej by skojarzyła fakty.

Yumi już dawno jej zdradziła, że kapłanki zapewniały religijnym dostojnikom wpływy w teoretycznie świeckiej wiosce, wskakując do upatrzonych łóżek, zbierając informacje i walcząc o poparcie dla kapłana przez szeptanie do odpowiednich uszu. Że miały cieszyć się estymą, ale dla nikogo - ani dla przywódcy religijnego, ani dla notabli w Sunagakure - nie było pożądane, żeby któraś z nich zdobyła pozycję jaką kobiecie dawała tylko rola żony i matki. 

Wiedziała z historii, że do pracy w świecie shinobi dopuszczono kobiety tylko dlatego, że mogły szpiegować i wywierać wpływy w zakresie niedostępnym mężczyznom. Pierwotnie kunoichi wykonywały podobne “zlecenia”, jakie później w Sunie dostawały kapłanki. Wykorzystywano je do szpiegowania, a czasami zabijania, uwiedzionych mężczyzn. I nieraz zleceniodawcy wymagali, żeby je wysterylizowano.

Gdyby Tenten miała w sobie pragnienie posiadania dziecka, na pewno szybciej dostrzegłaby, dlaczego z pozoru bajkowe małżeństwo Hanako z bliska okazywało się tak kruche. Zastanowiłoby ją, dlaczego ona i Korobi mieszkają w kawalerce, chociaż parom po ślubie przysługiwały większe mieszkania.

Cały czas brała pod uwagę, a nawet miała nadzieję, że się myli, ale wwierciło jej się w umysł podejrzenie, że dziewczyny wybrane na kapłanki zostały skrzywdzone najbardziej, jak można sobie wyobrazić. Pozbawione prawa do decydowania o sobie i szansy na szczęście.

Ale kiedy o tym myślała obok współczucia narastała w niej wściekłość, bo jeśli naprawdę tak było, to znalazła przyczynę, dla której Asu zachowywała się tak, jakby chciała wziąć ją pod swoje skrzydła i “pomóc” odnaleźć się w sunijskiej rzeczywistości, a jednocześnie traktowała ją jak zło konieczne.

Najwyraźniej jest w niej coś, co sprawia, że ludzie mają ją za sympatyczną idiotkę, którą można sterować.

Temari uważała najwyraźniej, że ona nie ma ani odpowiedniego pochodzenia ani wychowania, żeby mieć prawo wejść do jej rodziny, więc najmniej, co można zrobić, to jakoś ją wyprostować, żeby przynajmniej z wierzchu wyglądała na sunijkę, a nie promyczka z Konohy.

- To nie jest temat do żartów - mruknęła Temari, najwyraźniej speszona.

- Dla mnie, tym bardziej. To, kiedy i czy w ogóle będziemy mieć dziecko, to jest prywatna sprawa moja i Gaary! Nasze małżeństwo to jest nasza prywatna sprawa.

Temari westchnęła ciężko.

- Właśnie dlatego uważam, że Gaara nie powinien się z tobą żenić. Wiem, że macie miłość. Ale on ma obowiązki, z których nie może się wypisać. W sprawie małżeństwa jest szokująco naiwny, a tobie się wydaje, że jesteś bohaterką ckliwego romansu, i możesz żyć jak tobie pasuje godząc się na drobne ustępstwa. Jako żona Kazekage musisz się zachowywać godnie, stosować się do naszych zasad, a to nie są drobne ustępstwa. I musisz pamiętać, że w razie rozwodu możesz się wynieść gdziekolwiek ci się podoba, ale nie zabierzesz dzieci, bo one należą do męża.

Tenten skrzywiła się. Wcale jej nie dziwiło, że Temari myślami wybiegała do rozwodu. Widziała, co społeczne oczekiwania zrobiły z romantyczną miłością Hanako. Pewnie nie tylko Temari spodziewała się, że to samo stanie się z jej związkiem.

Ale będzie inaczej. Nie da przelać na siebie zazdrości i braku zaufania, które sączyły się z liściku, w którym Hanako - nie w bezpośrednich słowach, a jednak zupełnie jasno - napisała, że powinna wracać pilnować swojego miejsca, bo ktoś chce się wślizgnąć do zimnej pościeli.

Wiedziała też, że nie pozwoli prowadzić się na sznurku, nawet jeśli Temari ma najlepsze intencje.

- Przyjmuję do wiadomości twoje zdanie - powiedziała patrząc na Temari chłodno. - A ty przyjmij do wiadomości, że nie chcę od ciebie lekcji dobrych manier. Zachowaj swoje rady modowe dla siebie, bo sama potrafię się ubrać. I najważniejsze, nie zdejmę więcej tego pierścionka. - Żeby podkreślić swoje stanowisko, wyciągnęła przed siebie dłoń. - Dostałam go przed zawarciem umowy małżeństwa, i nie będę tego ukrywać. Kontrakt nie jest podstawą mojego małżeństwa z Gaarą. Jego podstawą jest miłość, i nie wstydzę się tego.

Temari zacisnęła szczęki.

- Daję słowo, zetrę cię na miazgę, jeśli przez  ciebie Gaara przestanie być traktowany poważnie.

Dawniej samo ostre spojrzenie ze strony Temari budziło w niej strach, ale teraz było miejsce tylko na gniew.

- Obiecuję, że nie pójdzie ci łatwo.



Dla Naomi bezsilna wściekłość Asu nie była celem samym w sobie - ale była całkiem satysfakcjonującym profitem.

- Świetnie! - Wycedziła Najwyższa Kapłanka przez zaciśnięte usta. Z niechęcią popatrzyła na miski z warzywami i parującym sosem, stojące na stole. - Nie chcesz? Nie żryj. I tak nic tym nie osiągniesz. - Skierowała się do drzwi.

Naomi nie powstrzymała się przed komentarzem.

- To ty nic nie osiągniesz. W końcu będziesz musiała mnie stąd wypuścić.

Asu odwróciła się na pięcie. Pokazała jej środkowy palec, zanim zamaszystym ruchem otworzyła drzwi i wyszła z pokoju.

Wie, że nic nie może, pomyślała Naomi z satysfakcją. Było to całkiem niezłe pocieszenie, w sytuacji, gdy jej samej pozostało tylko czekać.

Siedząc z podwiniętymi nogami na materacu łóżka, odwróciła się plecami od stołu. Miała stąd widok na ścianę i niewielkie okienko, przez które widziała kawałek nieba. Starała się zapomnieć o roztaczającym się w pomieszczeniu zapachu grillowanych warzyw - od tego zapachu ssało ją w żołądku. Pocieszenie było takie, że jej apetyt zniknie, kiedy danie wystygnie.

Asu wściekała się, ponieważ wiedziała, że Naomi odmawiając przyjmowania czegokolwiek poza białym ryżem i wodą realizuje poczynione z góry założenia. Naomi zakładała, że skoro Kazekage polecił jej przemyśleć kwestię wyjazdu na trzy miesiące z Suny i chciał przynajmniej powierzchownie dać jej jakieś wyjście - to nie złoży ot, tak podpisu pod podsuniętymi dokumentami na delegację, wcześniej się z nią nie spotkawszy. Na tę okoliczność zamierzała wyglądać tak nieszczęśliwie i mizernie, jak to tylko możliwe.

Kiedyś to, że zachowywał się, jakby pieprzenie się z nią w gabinecie obciążało jego sumienie - podniecało ją, ale jednocześnie irytowało. Teraz patrzyła na to inaczej. Niemożliwe, by czuł, że jest jej coś winny, nie czując jednocześnie, że coś go z nią łączy - na pewnym poziomie był z nią emocjonalnie związany. Musiał wiedzieć, że prędzej czy później ulegnie, jeśli będzie miał taką możliwość - i chciał ją odesłać z Sunagakure, żeby usunąć pokusę.

Nie było przecież mowy, żeby usuwał ją z wioski z uprzejmości wobec Asu, a o to, że mogłaby zbliżyć się do jego narzeczonej, na pewno jej nie posądzał. Uważał ją za ofiarę systemu, a nie kogoś, kto zamierza na systemie skorzystać. 

Od czasu, gdy rozmawiała z Kazekage w jego gabinecie, pewne rzeczy zdążyła sobie w głowie uporządkować. Przede wszystkim, nie spodziewał się, że chciałaby go cynicznie uwieść - uważał raczej, dokładnie tak, jak wiele miesięcy temu, gdy eksponowała swoje wdzięki w jego gabinecie, że zachowuje się w sposób, którego się wyuczyła, ponieważ nie widzi alternatywy. 

Jej pierwotny plan, by na płaszczyźnie towarzyskiej znaleźć się jak najbliżej Kazekage - i, co ważniejsze, bliżej tej szarej myszki, którą planował poślubić - nie był wcale zły. Ale niekoniecznie musiała wykorzystywać do tego jounina. Yaoki, który gapił się na nią maślanym wzrokiem, niejako sam wpadł jej w ręce, jednak jakoś nie mogła się zmusić, żeby się z nim prowadzać. Drażniło ją to, że był wobec niej przesadnie uprzejmy, widział w niej przedstawicielkę wyższego porządku. Wierzący głupek.

Naomi nie była pewna, czy wierzy w bogów, którym służy; wiedziała natomiast, że nie kręcą jej mężczyźni, którzy pozwalają, by rządziły nimi dogmaty religijne. Na dodatek Yaoki był tylko jouninem, kimś poniżej jej możliwości. Sama myśl, że miałaby się z nim miziać, żeby utrzymać jego zainteresowanie i dostać zaproszenie na jedno czy drugie spotkanie towarzyskie, sprawiała, że czuła mdłości.

Nie musiała jednak rezygnować planów. Jeśli uda jej się zostać w wiosce - a zakładała, że jej się uda, bo Kazekage nie nakaże jej wyjazdu, jeśli uzna, że mogłaby umrzeć czy to z własnej ręki czy z rozpaczy - wówczas będzie mogła zakręcić się wokół którejś z jego zaufanych. Yaoki nie był jej potrzebny. 

Póki co, nie mogła się jednak zdecydować, w kogo lepiej uderzyć. Yumi wydawała się bardziej naiwna, ze swoim dobrym serduszkiem mogłaby uwierzyć, że Naomi jest kobietą upadłą, którą można naprawić. 

Ale to Hanako była łatwiejszym celem, mimo, że uważała Naomi za wyrachowaną sukę. Łatwiej będzie ją zmanipulować, ponieważ jest zawieszona między kapłankami a porządnymi zamężnymi obywatelkami, nie będąc jednocześnie w żadnej z tych grup i nie mając przyjaciół. Zapewne potrzebowała kogoś, komu mogłaby się zwierzyć, a Naomi nie musiałaby udawać, że ją rozumie - potrafiła sobie wyobrazić jej sytuację. Hanako była rozdarta między miłością do męża a niechęcią do jego matki, która najchętniej pozbyłaby się jej i znalazła dla młodszego syna pełnowartościową kobietę - nawet nie dlatego, że pragnęła kolejnych wnuków, lecz dlatego, że złośliwe docinki jakoby Korobi wziął sobie bezpłodną żonę, żeby ukryć iż jest z nim coś nie tak, rzucały cień na całą szacowną rodzinkę.

Hanako na początku będzie oporna, ale potem łatwo możnaby nią manipulować. Na dodatek byłaby dobrym źródłem informacji. Naomi miała ochotę osobiście poznać promyczka z Konohy, nie z ciekawości, ale dlatego, że dobrze byłoby mieć do niej bezpośredni dostęp - ale jeśli jej się to nie uda, Hanako będzie najlepszym przekaźnikiem. Naomi potrzebowała dodatkowej pary uszu i ust, żeby narzeczona miała powody do stresu i żeby przygotowania do ślubu nie przypominały sielanki. 

Potrzebowała też źródła informacji, by wiedzieć, kiedy atmosfera nie jest najprzyjemniejsza. Nie mogła przecież czekać, aż Kazekage rozczaruje się małżeństwem i wtedy przebić się przez pancerz - nie miała aż tyle czasu. Potrzebowała wychwycić i wykorzystać moment słabości już wcześniej. Dalej pójdzie łatwo, tak jak poprzednio - poczucie winy było instrumentem, którym posługiwała się najzręczniej. W świątyni uczono je, że mężczyzna, który raz popełni błąd, łatwiej popełni go po raz kolejny - nawet jeśli bardzo tego żałuje. A Kazekage był tym łatwiejszym celem, że nie przyznawał sobie prawa do błędów, i kiedy je popełniał, budziła się w nim skłonność do autodestrukcji.

Lubiła, kiedy podświadomie karał siebie, odreagowując na niej złość na swoje błędy. To go do niej przywiązało.

Nie powinna o tym myśleć, uświadomiła sobie, gdyż poczuła znajome mrowienie w dolnej części brzucha - coś, co ostatnio czuła zbyt często. Był to drugi powód, dla którego postanowiła przejść na restrykcyjną dietę - musiała zapanować nad swoim ciałem. Gdy po tak długim czasie zobaczyła Kazekage, w nocy nie mogła zasnąć. Przyzwyczaiła się do myśli, że jest opanowana i kieruje się rozumem - przyzwyczaiła się też myśleć, że upatrzyła sobie Kazekage ze zdrowego rozsądku. Był kluczem do osiągnięcia celu - to on miał jej zapewnić pozycję, dzięki której utarłaby nosa ojcu, bratu i siostrze. 

Kiedy zyska w Sunagakure należną jej, choć nieoficjalną pozycję, każdy jounin będzie musiał ustępować jej z drogi i każdy będzie musiał pierwszy pochylić na jej powitanie głowę - wtedy ojciec zrozumie, jak bardzo jej nie docenił, skazując ją na wypisywanie inskrypcji na drewnianych tabliczkach i palenie kadzidełek. Gdyby została kunoichi mogłaby zajść dużo dalej - na pewno dalej niż Narin - ale i tak zamierzała znaczyć więcej niż którakolwiek z kobiet w osadzie.  

To jednak nie była jej jedyna motywacja do działania - już nie. Były też inne bodźce, które zlekceważyła, i właśnie dlatego zaczęła popełniać błędy; straciła cierpliwość. Popełniając błędy, wkładała Asu broń do ręki. Ale teraz zamierzała odzyskać kontrolę, gdyż w porównaniu z Asu miała niezaprzeczalny atut - nie miała problemu z tym, żeby się dzielić.

Asu doskonale wiedziała, że Kazekage potrzebuje żony, i niegłupio wykminiła, że najkorzystniej będzie jeśli dziewczyna będzie tu obca i tym samym wystartuje z niskiej pozycji - to czyniło łatwym wskazanie jej właściwego miejsca i zadbanie, by się nie panoszyła. Ale Asu zawsze chciała mieć Godaime tylko dla siebie, i przeceniła własne zdolności do dopasowania się do sytuacji. Za bardzo jej zależało. Trawiła ją zazdrość.

Może popatrzyłaby na to inaczej, gdyby wiedziała, jak namiętny potrafi być przyzwoity mężczyzna, gdy ma poczucie, że łamie zasady - ale Naomi nie zamierzała jej tego uświadamiać. Musiała przyznać sama przed sobą, że tę część osobowości Kazekage uwielbiała i zamierzała zatrzymać ją tylko dla siebie. Świadomość, że wyzwalała w nim cechy, o które nikt go nie podejrzewał, i których on w sobie nie akceptował, sprawiała jej nawet większą satysfakcję niż chwile spełnienia, które jej dawał. 

Naomi z pewnym zaskoczeniem zauważyła, że nie czuje już ani głodu ani nęcącego zapachu parujących warzyw - czuła za to ekscytację, która w niej narastała, gdy przesuwała palcami po swoim ciele. Nigdy się w ten sposób nie dotykała, nawet wtedy, gdy leżała bezsennie fantazjując o tym, żeby on jej dotknął - i karcąc się za to w myśli, bo wcale nie oczekiwała od niego czułości. Lubiła sposób, w jaki chwytał ją za biodra i zwracał twarzą do ściany, jakby chciał ograniczyć kontakt wzrokowy i dotykowy do minimum; lubiła też zdecydowanie, z jakim popychał ją na biurko w gabinecie i rozchylał jej nogi - miał wtedy wzrok drapieżnika, a w niej ekscytacja rosła tak bardzo, że gdyby chciał ją pieścić zamiast przejść do sedna, chyba by zwariowała z frustracji.

 Z drugiej jednak strony, myślała przesuwając palce w górę wewnętrznej strony uda, miło byłoby się z nim pieścić.

Kto wie, może opowie o tym Asu. Najlepszym sposobem pozbycia się tej oddanej ideałom idiotki byłoby sprawienie, żeby trafił ją szlag ze złości.

27 cze 2021

Rozdział 46. Trucizna


Kankuro przybył do Konohy z optymistycznym założeniem, że spędzi miło czas - jakby nie było, dla niego wyprawa “w swaty” była najmniej stresująca. Ot, kilka dni nieprzewidzianego wolnego na wycieczkę do osady, w której miał znajomości i perspektywę picia w miłym towarzystwie, bez narażania się na krytykę, że daje zły przykład podwładnym.

Tymczasem, kiedy wraz z Temari wybrał się na najnudniejszą i, z założenia, najmniej przyjemną część tej imprezy, odkrył, że w tym towarzystwie chyba on jest najbardziej spięty.

Temari wystroiła się w najlepsze kimono i zmusiła go do założenia formalnego wdzianka. Tenten i jej matka również były odświętnie ubrane, co spowodowało, że poczuł się jakby miał przystępować do jakiegoś egzaminu.

Lin-Lin i Temari miały niesamowicie poważne miny i jedna przez drugą popisywały się elokwencją. Co rusz któraś z nich popełniała nietakt, który przeciwniczka zdawała się z wyższością ignorować.

Obie panie były w najwyższym stopniu poirytowane.

Temari uparła się, że idąc z wizytą zabierze tradycyjne dla Sunagakure podarki i przy wejściu, po złożeniu głębokiego ukłonu, wręczyła zaskoczonej matce Tenten butelkę wina i kosz słodyczy. Zlekceważyła przy tym to, przed czym już została ostrzeżona - że w Konoha nie przychodzi się w swaty z prezentami, a już na pewno nie z jedzeniem.

Lin-Lin przyjęła tę zniewagę z niewzruszoną miną i gestami ociekającymi wręcz uprzejmością zaprosiła ich do stołu. Serwowała herbatę w pięknej zastawie i konoszańskie słone przysmaki.

Temari była wściekła, że tak ich ugoszczono, bo w Sunie podano by wino przyniesione przez gości. Ale nie wyraziła niezadowolenia wprost.

Kankuro czuł się wyczerpany sztywnymi i przesadnie wygładzonymi formułkami. Po piętnastu minutach miał ochotę walić głową w stół.

Co ciekawe, Tenten, która od trzech dni denerwowała się na to spotkanie, teraz zachowywała się jakby wszystko, co towarzyszy rozgrywce przy stole, było jej najzupełniej obojętne. Siedziała wyprostowana w jasnym kimonie i robiła dokładnie to, czego zarówno w Piasku, jak i Liściu oczekiwano od kandydatki na żonę - nie odzywała się.

Chociaż wszystko to działało Kankuro na nerwy, starał się nie wychodzić z przyjętej roli i nie komentował uzgodnień dotyczących kontraktu. Zarówno Lin-Lin, jak i Temari czuły się jak ryby w wodzie ściśle przestrzegając ceremoniału związanego z negocjowaniem warunków umowy, mimo że wszystko było z góry ustalone - a ich wysiłki skupiały się na ukrywaniu, że nie mają w sprawie nic do powiedzenia. W normalnych warunkach kontrakt formułowały głowy rodów, a w tym przypadku Gaara spisał dokument z Tenten i nawet nie wysłuchał sugestii starszej siostry.

Temari musiała się pogodzić z tym, że nie ma rzeczywistego wpływu na kontrakt. Można było się spodziewać, że Lin-Lin zrobi dokładnie to samo.

A jednak, kiedy już wszystkie punkty kontraktu małżeńskiego zostały omówione, stało się coś nieprzewidzianego w scenariuszu.

Matka Tenten zapisała coś na przedstawionym dokumencie i przysunęła go do Temari.

- Należy poprawić ten punkt. Wysokość posagu.

Temari zacisnęła wargi w wąską kreskę i od niechcenia rzuciła okiem na umowę. Po sekundzie jednak przysunęła wzór kontraktu do siebie i popatrzyła na rozmówczynię uważniej. Krew odpłynęła jej z twarzy.

- Pani żartuje - powiedziała.

Lin-Lin patrzyła na nią chłodno. Nie przejęła się nieformalnym tonem.

- Nie. Na nic innego się nie zgodzę.

Temari zacisnęła dłonie w pięści. Kankuro popatrzył na nią ze zniecierpliwieniem. Jego siostra była z natury niechętna ustępstwom, ale jeśli Lin-Lin miała ochotę dodać coś od siebie do tej ustawki i dopisać sto jenów czy sztukę jedwabiu, należało jej na to pozwolić - posag miał znaczenie symboliczne, a decydowanie w tym względzie zawsze jest przywilejem rodziny panny młodej.

Uznał za stosowne przypomnieć o tym siostrze, i szturchnął ją w bok. Temari popatrzyła na niego z wściekłością, prychnęła, a potem przeniosła wzrok na Lin-Lin.

- Nie przyjmiemy takiego posagu - oświadczyła, a w jej tonie niewiele zostało z poprzedniego wygładzonego stylu wypowiedzi.

- Ale to nie jest propozycja. To warunek podpisania kontraktu.

Kankuro spojrzał na podaną kwotę. Powstrzymał się, żeby nie zakląć. 

Nic dziwnego, że siostra się wściekła.


Temari nerwowo krążyła po pokoju. Odwróciła się od okna i rzuciła Tenten przenikliwe spojrzenie.

- Jak wybić jej to z głowy?

Mogło to brzmieć jak zwykłe pytanie, ale Tenten poczuła się atakowana. Temari patrzyła na nią z pretensją, jakby uważała, że została oszukana i posądzała ją o udział w tym oszustwie.

Tenten nie znała zamiarów Lin-Lin. Ale widocznie wyglądała na zbyt mało przejętą. Może w innych okolicznościach byłaby oburzona, jednak teraz ze zdziwieniem odkryła, że nawet nie jest zła na matkę. Po rozmowie z Lee uświadomiła sobie, że ma poważniejsze problemy niż brzmienie kontraktu, a nawet posag.

- Daruj sobie, Temari - powiedział nieoczekiwanie Kankuro. - Nie na tym polega nasza rola. Jeśli Lin-Lin chce się pozbyć fortuny, pozwól jej na to.

Temari zatrzymała się naprzeciwko niego i wbiła w niego rozgniewane spojrzenie.

- Po moim trupie! W ogóle co ta kobieta sobie wyobraża, chce nas oszołomić pieniędzmi?

Kankuro popukał się w czoło. 

- Pomyśl, Temari. Nie nas. Tak, jak w normalnych warunkach pozycja kobiety w rodzinie zależy od wysokości posagu, tak teraz… No, niestety, nastawienie radnych do Tenten może od niego zależeć. Ze strony Lin-Lin to nie jest zły ruch.

Temari przymrużyła oczy.

- A więc powiedz Gaarze, że w jego imieniu przyjęliśmy pieniądze za to, że się z nią ożeni - wycedziła przez zaciśnięte zęby.

Kankuro wyszczerzył zęby.

- Ależ to ty jesteś głową klanu, czyń honory - odciął się.

Tenten sama nie wiedziała, dlaczego, ale jego niefrasobliwa odpowiedź ostatecznie wyprowadziła ją z równowagi. Jakby mało było aroganckiego zachowania Temari, która przez większość popołudnia mówiła o niej w trzeciej osobie, jak o kimś niepełnosprawnym umysłowo, to Kankuro jeszcze uznał to za świetny moment, żeby stroić sobie żarty.

- Ja też tutaj jestem - uznała za słuszne przypomnieć. - I mam w tej sprawie coś do powiedzenia.

Temari przeniosła na nią poirytowane spojrzenie.

- Ty nawet nie rozumiesz, o co toczy się gra, promyczku - syknęła.

Tenten, która dotąd była jedynie rozdrażniona przebiegiem tego spotkania, targami, których była obiektem, a które prowadzone były tak, jakby jej nie dotyczyły, teraz poczuła, że ma dosyć. Temari popatrzyła na nią, jak na dziecko, które przeszkadza, gdy dorośli rozmawiają, a jednocześnie rzuciła jej w twarz tym “promyczkiem”, który w odpowiednim kontekście mógł być zabawny, ale w tej chwili w jej ustach był tym, czym często bywał w ustach Sunijczyków - obelgą.

- Wiem to lepiej, niż ci się wydaje - powiedziała ze zniecierpliwieniem. - Lin-Lin postanowiła sypnąć złotem, którego ma w nadmiarze, żeby nie wyjść na ubogą kucharkę, a ty jesteś urażona, bo kucharka, którą pogardzasz, rzuca ci w twarz, że jest bogatsza od ciebie. Obie  próbujecie sprowadzić moje małżeństwo z Gaarą do poziomu transakcji.

Temari odwróciła się do niej i postąpiła dwa kroki, stając na tyle blisko, że Tenten musiała zadrzeć głowę, żeby móc patrzeć na nią bezpośrednio.

- Czy ci się to podoba czy nie, to jest transakcja. Umowa między dwiema rodzinami, której nie unikniesz, o ile chcesz być żoną. I nie unikniesz wielu innych transakcji, jeśli chcesz być żoną Gaary. Wybij sobie z głowy romantyczne bzdury, słoneczko, bo zawierasz umowę, i chcesz czy nie, będziesz musiała się przystosować.

Tenten powstrzymała się przed odwróceniem wzroku. Wiedziała, że w rozmowie z Temari stawia się zawsze na przegranej pozycji, bo nie potrafi ukryć, że się jej boi.

Wiedziała też, że to, co powiedział jej wcześniej Lee było prawdą - nie mogła się podporządkować, nawet jeśli tego od niej oczekiwano, nawet jeśli tego oczekiwano od każdej narzeczonej i każdej młodej żony. Dzisiaj siedziała cicho, kiedy rozmawiano o jej przyszłości, jakby to w ogóle nie o nią chodziło - bo tak nakazywał zwyczaj. Schodziła z drogi shinobim z Suny, bo była z zewnątrz. Wysłuchiwała uwag Temari nie mówiąc, co o tym naprawdę myśli, bo wchodziła do jej rodziny i była od niej młodsza.

Ale na dłuższą metę nie wytrzyma takiego traktowania. I wcale nie musi sobie na to pozwolić.

- W takim razie dostosuję się, ale na własnych zasadach.

Temari prychnęła lekceważąco. Tenten nie dała je dojść do słowa.

- Powiem wam, co zrobimy. - Spojrzała na Kankuro, bo oczekiwała od niego poparcia. - Lin-Lin ma prawo dać nam pieniądze, więc je przyjmiemy. Zainwestujemy wszystko w Ame… Nie wiem, na przykład wybudujemy szkołę. Sunagakure wykaże się gestem w działalności filantropijnej, a starszyzna będzie zadowolona podwójnie, bo będzie to pokaz bez sięgania do budżetu wioski. Moja matka, radni, nawet ty, Temari, wszyscy będziecie zadowoleni.

A ja i Gaara zyskamy trochę spokoju, pomyślała. Nie łudziła się, że na długo, bo najwyraźniej wszyscy dookoła zamierzali się wtrącać w ich małżeństwo. Ale przynajmniej nie będzie kłótni o pieniądze.

- To świetny pomysł. - Kankuro udowodnił, że przynajmniej czasami można na niego liczyć. Wytrzymał poirytowane spojrzenie siostry. - Nie możesz odmówić matce, która wyprawiając córkę w świat, chce ją wyposażyć w porządny posag. Na jej miejscu zrobiłabyś to samo.

Temari popatrzyła na Tenten spod przymrużonych oczu.

- Świetnie. Powiesz Gaarze, że to ty się na zgodziłaś. Pieniądze może i dodadzą ci kilku punktów, ale to nie wystarczy, żeby zyskać ich szacunek.

Tenten uśmiechnęła się złośliwie. Nie mogła sobie darować, żeby jej czegoś nie wytknąć.

- Poradzę z tym sobie. Właśnie pozwoliłaś mi negocjować mój własny kontrakt ślubny, to dobrze wróży - oceniła.


Shikamaru, siedząc ze skrzyżowanymi nogami na futonie, przyglądał się jak Temari przed lustrem wyciąga sobie spinki z włosów i ciska je na blat stolika. Wyglądała, jakby wróciła z bitwy - albo się do niej szykowała. Przeczucie go nie myliło, gdy pomyślał, że warto jej dać trochę przestrzeni, chociaż kiedy chwilę wcześniej zdejmowała szatę, z trudem opanował ochotę na coś innego. Pod wierzchnim ubraniem miała koszulkę z cienkiego materiału, która nie pozostawiała wiele miejsca na wyobraźnię.

Kiedy zapytał, jak poszło oficjalne spotkanie rodzinne, zareagowała kilkoma określeniami, w których wyraziła, co myśli na temat mieszkańców Konohy. Nie miał pewności, czy obelgi wymierzyła w niego czy w przyszłą bratową.

- Działasz z rozmysłem czy to silniejsze od ciebie? - zapytał z pozorną swobodą.

Temari obejrzała się na niego. Miała rozpuszczone włosy i wzrok rozjuszonej kotki. Obiecał sobie, że to go nie rozproszy.

- O czym mówisz? - zapytała z irytacją.

- O tym, że wy, sunijczycy, lubicie zamykać się we własnej skorupie. Każdy, kto chce się przez to przebić, musi wykazać się czymś więcej niż determinacją.

Temari przygryzła wargi. Była niezadowolona - jak zawsze, kiedy nie podobało jej się to, co mówił, bo wiedziała, że miał rację.

Nigdy nie akceptowała łatwo krytyki. Spodziewał się, że będzie się bronić swoją zwykłą metodą - przez atak. Jednak ona patrzyła przez chwilę, a potem, zamiast powiedzieć coś złośliwego lub obraźliwego, podeszła i usiadła obok na futonie, podciągając pod siebie nogi.

- Cóż, wobec tego moi bracia nie zachowują się jak sunijczycy. Zawsze byli dla ciebie obrzydliwie uprzejmi - skonstatowała.

Shikamaru powstrzymał się przed śmiechem.

- Tylko wtedy, kiedy byłaś w zasięgu słuchu. Byłabyś zaskoczona, jak bardzo pod pewnymi względami jesteście do siebie podobni. - Pozwolił Temari przeanalizować te słowa, zanim dodał: - Nie musisz gnębić Tenten, żeby chronić Gaarę. Wbrew temu, co myślisz, Konoha nie różni się tak bardzo od Suny. Nie zajmujemy się między misjami poklepywaniem się po plecach i spijaniem sobie z dzióbków, ani nie odstępujemy sobie z uśmiechem zaszczytów. Zawiść i rywalizacja są wszędzie, a Tenten nie potrzebuje ciebie, żebyś jej uświadamiała, że jako kunoichi z Konohy ma u was na starcie przejebane.

Temari patrzyła na niego z zastanowieniem.

- Gaara jest idealistą i dlatego potrzebuje kogoś, kto twardo stąpa po ziemi. A Tenten wygląda mi na kogoś, kto go będzie wspierać w najbardziej szlachetnych, ale ryzykownych działaniach. Nie nadaje się do polityki.

Shikamaru posunął się do prowokacji.

- Skoro tak, to możesz wykorzystać, że zostało ci trochę czasu, i podsunąć mu jakąś sunijkę - zaproponował. Temari wzdrygnęła się. - Mimo, że kobiety z twojej wioski są z natury zawzięte i wredne.

Temari szturchnęła go łokciem w żebra - tak, żeby zabolało.

- Tak mówią w wiosce. Nie, żebym coś o tym wiedział. - Dodał z kwaśną miną.



Asu była wściekła i dlatego postanowiła, że zamiast spędzić popołudnie w świątyni, przejdzie się po pokojach i sprawdzi, czy dziewczyny przestrzegają porządku. Miała ochotę się na kimś wyżyć.

Zastanawiała się, jak można być aż tak nieskłonnym do kompromisu. Gaara najwyraźniej nie zamierzał jej w niczym ustąpić. Rozumiała jego niechęć do religijnych ceremonii, ale mógłby się zgodzić na jej symboliczny choćby udział w przygotowaniu zaręczyn. Ze zwykłej uprzejmości, jeśli już na wdzięczność nie było go stać.

Właściwie, sama zawiniła tej niewdzięczności. Usuwała problemy, zanim je zauważył. Dołożyła starań, żeby Naomi nie miała sposobności mu się naprzykrzać, więc nawet nie przyszło mu do głowy, że mogłaby. 

Teraz już nie będzie go dłużej chronić. Powinien uświadomić sobie, że nie może ot, tak jej odsunąć na boczny tor. 

Przeszła przez dziedziniec. Postanowiła, że zacznie od pokoi w prawym skrzydle. Wychodząc zza węgła zobaczyła, że drzwi do pokoju Naomi otworzyły się i wyszła z nich Kaoru.

- Dziewczyny! Wezwijcie medyka! - Wrzasnęła do dwóch kapłanek, które plotkowały po drugiej stronie korytarza. Ze zdziwieniem popatrzyły na Kaoru, a potem, z przestrachem, na Asu za jej plecami. 

Kaoru obróciła głowę i na jej twarzy odmalowała się panika. Odwróciła się, jakby chciała cofnąć się do pokoju, z którego wyszła.

- Asu! - Te słowa bynajmniej nie były skierowane do niej.

Nie potrzebowała więcej dowodów na to, że znalazła się we właściwym miejscu w niewygodnym dla niektórych czasie. Rzuciła groźne spojrzenie na dwie kapłanki w korytarzu.

- Czekać! - Rozkazała.

Tymczasem Kaoru wpadła do pokoju i zatrzasnęła drzwi. Asu skoczyła za nią i szarpnęła za klamkę. Uchyliły się tylko trochę i zamknęły, suka przytrzymywała je z drugiej strony.

Asu uwiesiła się na klamce i naparła na drzwi.

Kaoru zawsze patrzyła na Naomi z podziwem, i zapewne była pierwszą chętną, by wejść z nią w sojusz.

Asu pomyślała, że powinna to przewidzieć. Jej autorytet wśród kapłanek słabł z każdym dniem, od kiedy Tenten pojawiła się w wiosce. To od tego momentu dziewczyny zaczęły dostrzegać, że przegrała. Powinna poczytywać sobie za sukces, że tak długo uważały ją za panią sytuacji - sama dostrzegła zwiastuny porażki dużo wcześniej.

- Cokolwiek Naomi ci obiecała, ja zabiorę więcej! - Wrzasnęła z wściekłością.

Udało jej się uchylić drzwi, jakby nacisk z drugiej strony zelżał. Wcisnęła w wolną przestrzeń stopę. Wahanie Kaoru minęło, bo znów spróbowała zamknąć drzwi. Asu wrzasnęła z bólu i wściekłości, ale ani myślała odpuścić. Poczuła szarpnięcie do przodu, gdy kapłanka po drugiej stronie się cofnęła, a ona wpadła do środka pokoju.

Asu pchnęła Kaoru na ścianę, wcale nie dlatego, że kapłanka stała jej w tej chwili na drodze. Gdyby miała czas, zaczęłaby okładać kombinatorkę pięściami. Oczywiście, nie miała czasu. Dopadła do Naomi, która leżała na łóżku zwinięta w kłębek. Tylko jej ręka była wyciągnięta z boku, na podłogę kapała krew.

Asu wiedziała, czego się spodziewać, sekundy zanim dostała się do środka. W tej sztuczce nie było nic oryginalnego.

Dostrzegła cięcia na przedramieniu Naomi - dwa płytkie w poprzek i jedno głębokie wzdłuż żył. Każda kapłanka wiedziała, jak ciąć, żeby uzyskać dramatyczny efekt, i jak, żeby zabić. Widać kiedy dziwka zorientowała się, że jej przedstawienie jest zagrożone, postanowiła pojechać po bandzie.

Kurewki zainscenizowały scenkę tak, że nikt nie mógłby mieć wątpliwości, co zaszło - nikt nie mógłby jej winić. Nawet Kankuro, który zawsze był podejrzliwy.

Jeśli Naomi się wykrwawi, Asu na tym skorzysta. Suka o tym wiedziała. Mimo to, postawiła wszystko na jedną kartę, a teraz patrzyła na nią spod półprzymkniętych powiek, z lekko wyzywającym uśmieszkiem, jakby sądziła, że wygrała.

Rozmawiała dzisiaj z Gaarą i wystraszyła się, że zostanie wysłana do Kumogakure. Postanowiła zagrać na jego poczuciu winy. To dlatego jest taka pewna, że nie pozwolę jej umrzeć.

Myśli, że mnie rozgryzła.

Asu zacisnęła dłonie w pięści. Szumiało jej w uszach.

Zazwyczaj ratowała życie, zamiast je odbierać, i na karb przyzwyczajenia zrzuciła fakt, że mrowiły ją ręce, żeby rzucić się z pomocą.

Nic nie rób, powiedziała sobie w myślach. Minuta bezczynności wystarczy aż nadto.

Pierwszy raz miała okazję pozbyć się problemu, nie podejmując działania.

Naomi chyba domyśliła się, co Asu miała w głowie, bo jej źrenice rozszerzyły się. Wyglądała żałośnie, a w jej oczach pojawił się strach.

Asu niejednokrotnie wyobrażała sobie podobną sytuację, i wiedziała z góry, że nie okazałaby łaski. Naomi była ucieleśnieniem wszystkiego, co ją odstręczało. Za każdym razem, gdy chwytała jej próżne, zuchwałe spojrzenie zadowolonej z siebie lafiryndy, wyobrażała ją sobie z Gaarą i obiecywała w myślach, że pewnego dnia wbije jej nóż między żebra - trucizna byłaby prostsza, ale chciała zobaczyć jej strach.

Powinna czuć satysfakcję. Zamiast tego czuła niepokój. Podejmując decyzje, zawsze szacowała, jaka będzie korzyść dla Gaary - i parę razy się przeliczyła.

Przeliczyła się, kiedy próbowała usunąć Tenten - wówczas uważając to za konieczne, a teraz rozumiejąc swój błąd. Po zwycięstwie zjednoczonej armii w wojnie przyjaźń z promyczkiem nadszarpnęłaby jego reputację, ale chyba nie odsunięto by go od władzy. 

Może, gdyby nadal się widywali, z czasem by się znudził. Jednak Asu zadbała, żeby po wojnie nie mieli okazji się porozumieć; przez to Tenten była nieosiągalna, a on tym bardziej jej pragnął.

Co teraz byłoby dobrym posunięciem? Czy Naomi, żywa, była prawdziwym zagrożeniem?

Nie takim, jak jego sumienie. 

Przeklinała w myślach, robiąc opaskę uciskową z własnego pasa obi. Myśl, że ratuje Naomi życie, nie złościła jej aż tak bardzo, jak to, że postąpiła zgodnie z przewidywaniami rywalki - tym samym okazywała słabość i Naomi pewnie to jeszcze przeciwko niej wykorzysta.

Popatrzyła w bok. Na korytarzu tuż przy drzwiach zebrała się grupka zaaferowanych dziewczyn. Ale kogoś brakowało.

- Gdzie Kaoru? - warknęła.

Dziewczyny popatrzyły po sobie. Bały się odezwać. Suka pobiegła do szpitala.

- Zatrzymacie ją - popatrzyła na Himiko i Atsumi. - Jeśli ktoś się dowie, wy za to odpowiecie.

Himiko ruszyła się natychmiast, Atsumi zawahała się sekundę, ale pobiegła za nią.

Asu spojrzała na Naomi, która w ogóle się nie ruszała, i sprawdziła jej funkcje życiowe. Kapłanka oddychała płytko, ale równo.

- Szykujcie pokój, kroplówkę, przybory medyczne - warknęła, nie patrząc nawet na dziewczyny. - I stulcie ryje.

Było jej niedobrze na myśl, że teraz będzie musiała tę manipulantkę pielęgnować.

- Pożałujesz tego - powiedziała ze złością, chociaż Naomi raczej tego nie słyszała. I chociaż wiedziała, że to czcze pogróżki. Nie mogła dosięgnąć Naomi w taki sposób, żeby ona nie mogła tego obrócić przeciwko niej, robiąc z siebie ofiarę. Udawanie skrzywdzonej zawsze jej dobrze wychodziło. Może dlatego, że w tej roli czuła się najlepiej. A Gaara się na to nabierał, i teraz też się nabierze.



****

Pięć lat wcześniej, Sunagakure. Wkrótce po ataku Akatsuki na wioskę i oddzieleniu Shukaku od Gaary


Kankuro był zszokowany wystrojem mieszkania Asu - wszystko w pastelach i pluszu. Wskazała mu miękki fotel, który pozbawiłby go jakiegokolwiek autorytetu, dlatego zignorował tę propozycję i usiadł ze skrzyżowanymi nogami przy niskim stoliku na podłodze, zmuszając dziewczynę, by po przyniesieniu kawy zrobiła to samo.

Asu z serdecznym uśmiechem podsunęła mu filiżankę. Kankuro zbył ją lekceważącym ruchem ręki.

- Jaka grobowa mina - skomentowała, prostując się.

Kankuro popatrzył na nią nieprzyjaźnie. Pozwolił jej się za bardzo ze sobą spoufalić, to sprawiło, że czuła się zbyt pewnie. Być może popełnił błąd, nabierając się na jej niefrasobliwy sposób bycia i frywolne żarty. 

- Wyobraź sobie, że sekcje zwłok niespecjalnie poprawiają mi humor.

Asu uniosła brwi.

- Naprawdę? A ja myślałam, że już cię to nie rusza. Wolisz krojenie ludzi na żywca?

Kankuro stłumił grymas gniewu.

- Nawet nie udajesz, że to, co się stało, ciebie martwi?

Asu po raz pierwszy podczas tej rozmowy uciekła wzrokiem w bok, tylko na chwilę. Znów na niego popatrzyła, a jej mina i oczy wyrażały smutek.

- Kankuro, takie jest życie. Nie znasz dnia ani godziny. Mirai miała dolegliwości neurologiczne, mówiłam ci.

Kankuro pokręcił głową.

- Oczywiście. To wręcz podejrzane. Żadnych przypadków w rodzinie. Mimo to wszystkie kapłanki jak jeden mąż potwierdziły, że przez całe życie miała objawy. Nigdy wcześniej nie raportowane. Mniejsza z tym. To, co wykazała sekcja…

Jej źrenice rozszerzyły się. Dostrzegł niepokój. Ale trwało to najwyżej sekundę. Zrobiła zmartwioną minę.

- Co znaleźliście? - zapytała zatroskanym tonem.

- Truciznę.

Asu sięgnęła po filiżankę i napiła się kawy. Pomyślał, że potrzebowała czasu do namysłu. Nawet nie zadrżała jej ręka. Kankuro przeprowadził wiele przesłuchań, niejedno z nich po dobroci. Pomyślał, że jest niezła. Nie doskonała, ale niezła. Niepewność można było dostrzec tylko przez ułamek sekundy.

Odłożyła filiżankę pewnym ruchem i spojrzała na niego hardo. Po udawanym zmartwieniu nie było śladu.

- Niczego nie znaleźliście - powiedziała. - Nie pogrywaj ze mną.

Kankuro postanowił porzucić tę strategię. Prychnął niechętnie.

- Nie mam żadnych dowodów, ale wiem, że to zrobiłaś. Czym ta dziewczyna ci podpadła?

Asu popatrzyła wprost na niego. Całkowicie zmieniła strategię.

- A jakie to ma znaczenie?

Zaskoczyła go. To i owo słyszał o świątyni w kraju Wiatru i uważał, że kapłanki są o wiele bardziej niebezpieczne, niż na to wyglądają. Na pewno bardziej przebiegłe. Domyślał się, że Asu skrywa pod maską drugą skórę, a jednak przywykł do jej sposobu bycia i nie uważał, że jest cyniczna.

Temari jej nie ufała. Kankuro uważał jednak, że Asu jest godna zaufania - przynajmniej do czasu, gdy zacznie robić się niebezpiecznie. Jego zdaniem, można było na nią liczyć jako na informatorkę, bo choć jej nienawiść do ojca wyglądała na udawaną - Kankuro znał ludzi, którzy nienawidzą swoich rodziców i był zdania, że Asu nie jest nawet w połowie tak zaciekła - to ewidentnie nie odpowiadała jej rola marionetki na usługach najwyższego kapłana, nawet jeśli miała być marionetką odzianą w jedwabie i zbierającą niskie pokłony.

Można było jej ufać, dopóki odgrywa rolę podwójnej agentki, która najwyraźniej jej się podoba. Nie zakładał jednak, że kiedykolwiek stanie przeciw swojemu ojcu. Uważał też, że nie podjęłaby działania, które niosłoby dla niej bezpośrednie ryzyko. Z oskarżeń o przekazywanie fałszywych informacji i współpracę z wrogiem można się wytłumaczyć. Ale zabicie kapłanki-szpiega to coś zupełnie innego.

- Nie odgrywaj świętego oburzenia, Kankuro. - Asu wypowiedziała się z pewnością siebie, jakby w przekonaniu, że znalazła jego słaby punkt. - Wiem, że to przykre, kiedy ginie młoda i ładna dziewczyna, ale młode i ładne dziewczyny są bronią mojego ojca. Na tym drań zbudował swoją pozycję. Teraz idziecie z nim na wojnę, i jeśli chcecie to załatwić nie przelewając wiele krwi, muszę mieć kontrolę nad jego dziewczynkami. Muszę mieć pewność, że zastanowią się trzy razy, zanim mu o czymś doniosą lub zrobią cokolwiek za moimi plecami.

- Więc otrułaś ją dla przykładu? - Nie powinno to nim wstrząsnąć, a jednak czuł coś więcej niż niesmak.

To dlatego, że polubił Asu. A przynajmniej twarz, którą prezentowała światu - złośliwą, bezczelną, ale też głoszącą, że trzeba przestrzegać boskich praw.

Nie był teraz pewien, czy sama ich przestrzegała.

- Ciebie to oburza? Będziesz mi wygłaszać kazania? - Odpowiedziała pytaniem. - Żołnierz, specjalista od tortur? Na każdej wojnie są ofiary.

Skrzywił się.

- Nie zabijamy niewinnych. Także na wojnie. - Nie sądził, że kiedykolwiek będzie musiał to tłumaczyć.

Asu oparła przedramiona na stoliku i przechyliła się w jego stronę. Po swobodzie na jej twarzy nie było śladu.

- W tym przybytku nie ma niewinnych, Kankuro. Każda z kapłanek jest żołnierzem, a to, że używają cipek i uszu zamiast mieczy, nie czyni ich mniej szkodliwymi. Wielu przed tobą dało się na to nabrać, dlatego staruszek tak daleko zaszedł.

Kankuro powstrzymał grymas obrzydzenia. Nie podobał mu się sposób, w jaki Asu o tym mówiła. Kapłanki roztaczały wokół siebie aurę tajemniczości i, mimo dumy z jaką się nosiły, wiele z nich posyłało mu zachęcające uśmiechy - takie, które sprawiały wrażenie, jakby były przeznaczone tylko dla niego. Gdyby nie brutalne uwagi wygłaszane przez Asu, może by tej grze uległ. Jedynym, co ratowało jego szacunek do samego siebie, gdy przyłapywał się na wodzeniu wzrokiem za którąś z kapłanek, było to, że nabierali się na to starsi i wyżej postawieni od niego.

Nic natomiast nie ratowało jego godności w tej chwili, gdy zdał sobie sprawę, że dał się zapędzić w kozi róg. Chciał zmusić Asu do wyznania prawdy i chciał zobaczyć w niej poczucie winy, nawet jeśli miała dobry powód, żeby otruć dziewczynę, która wyglądała na nieszkodliwą - ale liczył, że tak naprawdę bardziej od innych niebezpieczną. Tymczasem Asu nie tylko nie okazała skruchy, ale jeszcze dała mu do zrozumienia, że w kwestii szpiegostwa i intryg jest lepiej obyta od niego, i że nie musi słuchać jego pouczeń.

I jak zawsze w takiej chwili, kiedy czuł, że wkracza na grząski teren, uciekł się do ostatniego możliwego argumentu.

- Mam nadzieję, że sama powtórzysz opowieść o przebiegłych kapłankach Gaarze, bo z moich ust nie zabrzmi przekonująco, choćbym się starał - powiedział.

Asu popatrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Chyba naprawdę była zaskoczona.

- Żartujesz? Chyba nie doniesiesz na mnie Gaarze.

Kankuro nie zrozumiał, o co jej chodzi.

- Doniosę? Wiem, że twoim zdaniem świątynia to twoje prywatne podwórko, ale nie mogłaś myśleć, że śmierć kapłanki ujdzie jego uwagi. Gaara czeka na raport z sekcji.

Mógł wspomnieć, że nawet mimo zaufania do Asu, Gaara nie mógł nie nabrać podejrzeń wobec niej, skoro była specjalistką od trucizn. Szczerze mówiąc, Kankuro bardziej niż śmiercią kapłanki był zmartwiony tym, że Gaara za bardzo będzie ten temat drążył - i liczył, że dogada się z Asu, zdobędzie jej wyjaśnienia, a wtedy bez cienia wątpliwości będzie mógł powiedzieć, że dziewczyna była chora i zmarła z przyczyn naturalnych. Że sekcja nic nie wykazała - to drugie akurat było prawdą.

Kłamstwo w tej sprawie wydawało mu się najlepszym wyjściem, ponieważ akurat w tym momencie Asu była im potrzebna i konflikt z nią byłby zbyt kosztowny. Potrzebował jedynie zapewnienia, że w przyszłości dziewczyna nie zrobi czegoś równie głupiego, bo nie może jej wiecznie kryć. Gaara nie zaakceptowałby metod, które nawet Kankuro uznawał za nikczemne - lecz czasami nieuniknione, jeśli przeciwnik posługiwał się jeszcze gorszymi.

Asu nerwowo przygryzła wargi. Kankuro miał wrażenie, że walczy ze sobą, jakby chciała powiedzieć coś, czego nie powinna.

- Sądziłam, że Gaara skupi się na poważniejszych problemach. - Zawahała się. - Jak jego własna śmierć i jej następstwa. Bo mamy teraz poważny problem, Kankuro - dodała z naciskiem, jakby uważała, że mówi coś, czego on sam nie wie.

Być może była to z jej strony sprytna zagrywka - odwrócić uwagę od swojej winy i podkreślić, że muszą współpracować.

- Od momentu wyboru Gaary na Kazekage mój ojciec go obserwował i oceniał, czy lepiej jest go usunąć czy znaleźć środek nacisku. Potrzebuje na stanowisku Kazekage pionka. Nie bierz tego do siebie, ale z perspektywy staruszka Gaara się nadawał bardziej niż ktokolwiek inny. Nie ma mocnego poparcia ani w radzie, ani wśród mieszkańców, i jest bardzo młody. Kłopot w tym, że nie odsłonił słabych punktów, dzięki którym kapłan mógłby nim sterować. I staruszek zaczął się martwić. Będzie wolał zaryzykować chaos w wiosce, niż to, że Gaara umocni się na stanowisku, niepodatny na manipulacje. I teraz ma okazję go usunąć. Wystarczy rozgłosić, że Gaara stracił przychylność bogów. Kazekage nie może pełnić swojej funkcji bez ich błogosławieństwa. Jeśli kapłan nie skorzysta z tej okazji, istnieje spore zagrożenie, że Gaara zacznie być traktowany jak bohater.

Kankuro zacisnął szczękę.

- Domyślam się, że dostałaś już od ojca scenariusz na najbliższe świątynne kazania - stwierdził, a nie zapytał. Jak dotąd jedynie przeczuwał, że kapłan zaatakuje z tej strony: indoktrynując obywateli, żeby w ten sposób poddać presji radnych i samego Gaarę. Asu potwierdziła to jednoznacznie.

- Negocjuję z kapłanem. Potrafię go przekonać, że powinien jeszcze zaczekać. Szczyci się swoją cierpliwością.

- Zaczekać na co? - Warknął Kankuro. Nie sądził, by gra na czas mogła zasadniczo zmienić sytuację.

Asu przewróciła oczami.

- Na efekty włożonej pracy. Trzeci i Czwarty Kazekage też się na początku stawiali, a jednak staruszek kierował wioską pod ich rządami. Najpierw musiał utkać sieć i zadbać, żeby w nią wpadli. Do tego służą dziewczynki.

Kankuro wzdrygnął się. Obrazowe porównania Asu sprawiły, że od teraz każda piękna dziewczyna w kapłańskich szatach będzie mu się kojarzyć z pająkiem.

- Powiedz mi, proszę, że źle cię zrozumiałem, i nie sugerujesz podsunięcia mojemu młodszemu bratu dziwki - powiedział chłodno, siląc się na spokój. Czasami zastanawiał się, za kogo ona właściwie się uważa?

Za kogoś, kto rozgrywa ludzi i rozdziela władzę. Jak jej ojciec, podpowiedziała racjonalna część jego umysłu - ta, której nie lubił słuchać. Mimo wszystko, miał słabość do Asu. Było w niej coś, co szanował. Jednak kiedy się nad tym zastanawiał, nie potrafił stwierdzić, co to takiego.

Jednak jej obecnej sugestii się nie spodziewał, ani jej nie rozumiał. Zakładał, że gdyby chciała zmanipulować Gaarę, sama by go uwiodła. Nie wykorzystywałaby do tego osób trzecich.

- Dokładnie to sugeruję. Niech kręcą się koło niego dziwki, serwują słodkie wypieki do biura; tak, żeby było je dobrze widać. Kiedy ludzie będą plotkować, mój ojciec będzie zadowolony.

Kankuro zrozumiał, o co jej chodzi, ale wcale mu się to nie podobało.

- Stąpasz po bardzo cienkim lodzie - ocenił.

Asu wzruszyła lekceważąco ramionami.

- Mówisz tak, jakbyś nie znał własnego brata. W życiu nie spotkałam kogoś równie ślepego na kobiece wdzięki. Ale nie wszyscy są tak odporni na przyziemne pokusy, a dziewczyny kręcące się po korytarzach rozpalą ich wyobraźnię. Potrzebujemy czasu, Kankuro, i właśnie w ten sposób możemy go sobie kupić. Najwyższy Kapłan ma niepowtarzalną okazję do dokonania przewrotu, bo właśnie teraz sunijczycy martwią się o przyszłość wioski, a Gaarze Shukaku nie zapewnia już nietykalności. Przekonaj brata, że trzeba mu przydzielić choćby dwie córki Słońca, żeby serwowały kawę, i żeby starsi się nie czepiali, bo tradycja. A ja przekonam mojego staruszka, że w krótkim czasie odzyska kontrolę nad sytuacją. Dobrze wiesz, że jeśli tego nie zrobię, grozi nam wojna domowa.

- Świetnie, widzę, że to już przemyślałaś - odparł cierpko Kankuro. - Jednak radziłbym, żebyś znalazła sposób na zapanowanie nad językami twoich kapłanek, boo ile jedną tajemniczą śmierć jeszcze można jakoś przykryć, nie ukryjesz kolejnych. Nie wiem, jak to wytłumaczysz twojemu ojcu. Ale Gaara nie zaakceptuje dążenia po trupach do celu, nie w tym życiu.

Asu przygryzła wargi.

- Wiem. Cieszę się, że nie jesteś równie przyzwoity, jak on.

Kankuro pomyślał, że powiedziała to zupełnie szczerze - i czuł się urażony, bo brzmiało to jak komplement, ale nie pod jego adresem.


Tydzień wcześniej


Asu uważała, że nie powinna pozwolić kapłankom na spoufalanie, dlatego nie zapraszała ich nigdy do swojego mieszkanka na herbatkę. Tym razem zrobiła wyjątek. Mirai nalegała od rana, że chce z nią porozmawiać. Kogoś innego przyjmowałaby w kaplicy, ale ta dziewczyna budziła sympatię, znała swoje miejsce i nie próbowała się sprzeciwiać. Można było okazać jej względy.

Nawet ugościła ją herbatą. Kapłanka, kilka lat starsza od niej wiekiem i stażem, ledwie spojrzała na ozdobną porcelanę. Było to impertynenckie, ale Asu postanowiła machnąć ręką. Rozsiadła się wygodnie na kanapie z podkurczonymi nogami i filiżanką w ręce. Mirai wierciła się w fotelu.

- A więc?

Mirai zwilżyła wargi, przesuwając po nich językiem. Była podenerwowana.

- Mam coś dla dziadka - powiedziała.

W prywatnych rozmowach poza świątynią tak nazywały jej ojca. Asu poprawiało to nastrój. Tatuś nie byłby zadowolony.

W tym momencie jednak nie było jej wesoło. Nie odpowiadało jej, że niektóre kapłanki wykazywały własną inicjatywę. Ktoś nadgorliwy mógłby wysłać do świątyni donosik bez jej wiedzy. Miałaby wtedy ogromny problem.

- Masz coś? - zapytała, uśmiechając się zachęcająco. - Coś, czego nie zauważyłam? Zaimponowałaś mi.

Mina Mirai nieco zrzedła. Ten delikatny przytyk nieco ją przywołał do poziomu. Dziewczyna spłoszyła się i spojrzała na boki.

- Nie chodzi mi o to… Zapewne już na to wpadłaś, nawet jeśli jeszcze nie było czasu się tym zająć.

Asu przewróciła oczami. Głupie zabezpieczanie sobie tyłów w wykonaniu kogoś, kto nie chce wyglądać na nadgorliwego do stopnia zagrażającego przełożonemu, ale chce wykazać swoją przydatność i gorliwość. Nuda. Ale widać, że dziewczyna chce się jakoś wyróżnić, a jednocześnie nie czyni tego bezmyślnie. Taka osoba, jeśli nią właściwie pokierować, może się przydać.

Asu machnęła lekceważąco dłonią na znak, że przyjmuje do wiadomości, iż dziewczynie wystarczą dodatnie punkty, nie rości sobie całości zasług.

- Przypomnij mi, na co wpadłam. - Powiedziała, nie dbając o to, czy rozmówczyni wychwyci ironię. Entuzjazm, z jakim kapłanka przynosiła w zębach informacje, merdając wesoło ogonkiem na myśl o pochwale i przysmaku, budziła w niej nie tylko politowanie, ale i odrazę. 

One wszystkie takie były, posłuszne suki z wypranymi mózgami. Z nie mniejszym wstrętem myślała o sobie od ostatniego spotkania z ojcem. 

Wezwał ją po egzaminie na chuunina na Demonicznej Pustyni, poważnie wkurzony i - przede wszystkim - przestraszony i zdezorientowany, bo ten jego mnich od nieznanych technik fuinjutsu zawiódł, Asu miała ochotę napluć mu w twarz. Sukinsyn, nie zdradził, że chciał się posunąć do zamordowania Gaary. Może jej nie dość ufał, może uznał, że to nieważne, bo do realizacji tego planu nie była mu potrzebna. A może uznał, że takie zagranie będzie oczywiste, bo choć nie zgłosił sprzeciwu wobec decyzji starszyzny o wyborze Kazekage, szybko zaczął tego żałować. 

Obecna sytuacja była mu nie w smak. Powinna była przewidzieć, że może się zdecydować na taki ruch - i może by przewidziała, gdyby przyszło jej do głowy, że znalazł kogoś z tajną wiedzą pieczętowania. Nie sądziła, że to możliwe, myślała więc, że staruch może działać tylko wizerunkowo, kupować jouninów pieniędzmi i obietnicami, szukać haków. Czyli tak jak zwykle, stosując strategię, która wymaga intrygowania, kupowania sobie ludzi, informacji i czasu.

Ale nie, on zaatakował w sposób, którego się nie spodziewała. Jedyną jej reakcją było zbluzganie go w myślach, pochylenie głowy i odgrywanie potulnej i kreatywnej córeczki, by go przekonać, że wcale nie musi szukać tak drastycznych metod - że Piątego można spętać tak, jak jego ojca, pokusami i szantażem. I że można na niej polegać.

Musiała też udawać, że z zaangażowaniem stara się dowiedzieć, co właściwie zdarzyło się podczas egzaminu i dlaczego te niezawodne niby pieczęcie na nic się nie zdały. Strzegąc przede wszystkim, żeby nikt się nie dowiedział prawdy.

Oczywiście, stary dopuszczał możliwość, że jego z trudem sprowadzony z gór i sowicie opłacony najemnik zawiódł, bo trafił na kogoś lepszego od siebie. Asu, jeśli nie będzie w stanie go przekonać, że facet nie był dość szybki, miała w zanadrzu wybieg w postaci rzucenia podejrzeń o ukryte umiejętności fuinjutsu na Matsuri - ale wolałaby tego nie robić, bo wiedziała, że teoria szybko upadnie, a ona z dezinformacji będzie musiała się gęsto tłumaczyć. Nie mówiąc już o tym, że jeśli nie uda się przekonać ojca, że za niepowodzenie akcji przeprowadzonej podczas egzaminu odpowiada ktoś, kto złamał pieczęcie, będzie musiała pozbyć się Tenten, zanim stary się zorientuje i znajdzie sposób, żeby ją wykorzystać.

Miała naprawdę dość zmartwień na głowie. Nie potrzebowała jeszcze kolejnych w postaci kurew, które chciały się wykazać talentami szpiegowskimi.

- A więc, Asu-sama. - Mirai rozluźniła się i popatrzyła na nią z zadowoleniem. - Gdzie jest Kazekage, kiedy go nie ma w wiosce?

Asu zacisnęła zęby, starając się nie okazać, że wzrosła jej czujność. W wiosce było sporo osób, na które skurwiel szukał haków, więc nie spodziewała się, że dziewczyna ma do powiedzenia coś o Gaarze. Jest głupsza, niż się wydawało, nie odczytywała niewerbalnych wskazówek. Asu dała dziewczynom do zrozumienia, żeby nie interesowały się Gaarą, bo to jej wyłączne pole działania. Wiedziała, że dała tym asumpt do plotek, ale te nie mogły jej zaszkodzić.

- Cóż, on niemal zawsze jest w wiosce - oceniła. - Nie to, co Yondaime, z tego, co mi wiadomo.

 Swobodny, nieco plotkarski ton głosu zadziałał. Mirai zrobiła konfidencjalną minę i przytaknęła skinieniem głowy.

- Moja droga, nie wiem, co słyszałaś, ale i tak nie dorównuje to prawdzie. Jestem te parę lat starsza od ciebie i wiem, że Czwarty brał się za panny tylko ciut starsze niż jego córka. Oczywiście, nie tu na miejscu. - Nagle na jej twarzy pojawiło się napięcie. 

Asu wystraszyła się, że Mirai zauważyła u niej gniew lub irytację. Trudno jej było maskować emocje. Uważała, że niektóre rzeczy, które kapłanki między sobą szeptały o Czwartym, były wyssane z palca. A nawet jeśli było w nich coś z prawdy, powinny były milczeć. Obgadywanie Kazekage zakrawało na szarganie świętości. 

- Wybacz poufałość, Najwyższa Kapłanko.

Ah, więc to tylko to. Asu machnęła ręką.

- Tutaj możesz mówić do mnie na ty - powiedziała. Tytulatura jej się nie podobała. Dziewczyny, z którymi była w jednym czasie w nowicjacie mówiły do niej po imieniu, tak jak wcześniej, i w tym przypadku też jej to nie przeszkadzało. - No więc, co z Godaime? - Czuła jakąś cierpkość w gardle, zachęcając dziewczynę do mówienia, ale chciała już wiedzieć, o co chodzi. - Wszyscy czasem biorą sobie wolne. Piąty walczy z tą górą obowiązków, które starszyzna na niego zrzuciła. Kilka dni urlopu w roku jest podejrzane?

Mirai uśmiechnęła się złośliwie.

- Wiesz, jak jest. Jounini śmieją się, że młody Kazekage nie zauważył, że rada chce go wytresować, i z entuzjazmem bawi się w papierologię, którą mógłby zrzucić na kogoś innego. Jeszcze się nie zorientował, że powinien tu rządzić, zamiast pozwalać, żeby nim rządzono. - Mirai mówiła z entuzjazmem, ale sukcesywnie ściszała głos na widok jej miny.

Asu tym razem nie próbowała ukrywać irytacji.

- Naprawdę? Nadal tak mówią, teraz? Jakże miło się siedzi na dupie, kiedy ktoś inny ryzykuje życiem.

Mirai uciekła wzrokiem.

- Nie, no teraz… Ostatnio nie słyszałam - powiedziała, spłoszona. - Poza tym, to oni tak mówili, mój klient i jego znajomi od gry w karty.

Asu zagryzła wargi. Tym jednym słowem, “klient” - używanym przez kapłanki do określenia jouninów, z którymi sypiały i których podsłuchiwały - przypomniało jej, dlaczego Mirai jest cenna. Także dla niej. Asu chciała wiedzieć, kto się liczy, a kto nie. Kto wobec kogo czuje lojalność, kogo można kupić. Generalnie, jakie są nastroje. Dziewczyny miały dostęp do wiedzy, której ona nie miała, do słów, których ona nigdy nie usłyszy, bo jest za blisko Kazekage. I dlatego, choć wszystko się w niej gotowało, powinna była słuchać. Cały czas uczyła się ich słuchać.

Klientowi Mirai, Shunowi, i jego kolegom od kieliszka, którzy nie ruszyli palcem po ataku Akatsuki na Sunagakure, może poświęcić wyjątkowe miejsce przy składaniu darów przebłagalnych dla bogini. Wymodlić dla nich błogosławieństwo w postaci czyraków na dupie. Ale to później.

- No, dobrze - powiedziała ugodowo do nieco wystraszonej kapłanki. - To żadne odkrycie, że rządzą nami idioci. Napijesz się wina? - Zastosowała ten wybieg, by rozluźnić nieco atmosferę. 

Mirai odpowiedziała coś niewyraźnie, najwidoczniej niepewna, czy nie jest podpuszczana. Asu wstała, podeszła do kredensu i wyciągnęła seledynowe lampki do wina oraz butelkę chateau. Wysoka inwestycja, ale trzeba jakoś zatrzeć złe wrażenie. Postawiła szkło na stole i otworzyła butelkę, po czym nalała do nich ciemnoczerwony płyn.

- Oj, nie mityguj się jak dziewica przed pierwszym bzykankiem - powiedziała swobodnie, i wypiła jednym haustem połowę swojej porcji. Usiadła na swoim miejscu ze skrzyżowanymi nogami, lampkę z winem miała w ręce. Pomyślała, że jeśli chce przekonać do siebie Mirai, musi coś jej dać: coś, co nic nie znaczy, ale sprawi, że dziewczyna będzie miała wrażenie, że została obdarzona zaufaniem. - Powiem szczerze. To nawet dobrze, że jounini nie traktują Kazekage poważnie. Możemy na niego wpłynąć. Po dobroci czy szantażem, to się okaże.

- Będzie chodził na sznurku - przytaknęła Mirai. Asu pomyślała, że kiedyś każe jej przepraszać za te słowa. Ale dodała coś gorszego. - Najwyższy Kapłan będzie miał z niego pożytek.

Asu pomyślała z niechęcią, że mieszanie w to kapłana nie powinno jej dziwić. Niektóre z tych dziewczyn są jak psy, które mogą bać się i nienawidzić, ale nigdy nie ugryzą swojego pana. 

Odłożyła na stolik ledwo napoczetą lampkę wina, podczas gdy Mirai z pełną samozadowolenia miną oparła wygodnie plecy i zatopiła się w miękkim fotelu. 

- No więc, klienci, jak już dobrze popiją, podśmiewają się, że Godaime to taki pracuś, ale niedaleko pada jabłko od jabłoni i czasem jednak musi pójść na dziewczynki. - Odwróciła głowę i upiła solidny łyk z lampki, którą trzymała w ręce opartej na podłokietniku. Gdyby nie poczuła się aż tak swobodnie, zauważyłaby wbite w siebie nienawistne spojrzenie. Asu pochyliła się i sięgnęła po swoje wino. Mirai znów na nią spojrzała, wzruszając przy tym ramionami. - Takie tam pijackie gadanie. I wtedy Kazuki, który miał najbardziej w czubie, rzucił: A może sobie przygruchał promyczka?

Asu poczuła, jakby coś, jakaś niewidzialna ręka, zacisnęło się na jej wnętrznościach.

- Promyczka - powtórzyła.

Mirai pokiwała głową.

- Wiesz, o co im chodziło. O dziewczynkę z Konohy. Dla jouninów to może przedni dowcip, ale powiem ci, że ja ich parę razy widziałam… Godaime, który oczywiście nie był jeszcze Kazekage, i tego promyczka. Można by pomyśleć, że jak nie byli na misjach, bujali się razem w wiosce. Warto by zwrócić na to uwagę staruszka. Będzie wiedział, gdzie szukać, to może coś znajdzie.

Asu wzięła głęboki wdech, żeby się uspokoić.

- Masz rację, Mirai. To jest sporo warte. Znajdzie, jeśli będzie wiedział, gdzie szukać.

Mirai odczytała jej słowa jako pochwałę. Z zadowoleniem wypiła resztę wina i bez pytania sięgnęła po butelkę.

Asu gorączkowo myślała.

Przeklinała naiwność Gaary, który najwyraźniej uważał, że nie robi nic złego. Nie przyszło mu do głowy, że kunoichi może zostać wykorzystana przeciwko niemu. 

Za uczciwy jest na te gierki polityczne, to oczywiste. Powinna mu uświadomić, że nie wolno mu zawierać bliskich przyjaźni, bo ściągnie na dziewczynę niebezpieczeństwo.

Problem jednak polegał na tym, że szczeniacka miłostka ściągnie na niego niebezpieczeństwo.

Tenten budziła w Asu sympatię. Była nieco naiwna, jeszcze nietknięta zepsuciem tego świata. Jednak powinna była wrócić do Konohy, gdzie jej miejsce. 

Oczywiście, skoro spotkała się z Gaarą przy okazji egzaminu na chuunina, mogła spotkać się też później. Tylko co ona sobie wyobrażała, że może mu mieszać w głowie i umawiać się na randki?

Asu pomyślała z niechęcią, że powinna się jej pozbyć, zanim stanie się poważnym problemem. Gaara miał w perspektywie przejęcie rzeczywistej władzy w wiosce, a koleżanka z Konohy najwyraźniej go rozpraszała.

Póki co, trzeba jednak poradzić sobie z nie mniejszym problemem, który miała tuż przed oczami. 

Mirai, kiedy już się rozluźniła, niemal chciwie rzuciła się na wino.

- Cieszę się, że ci smakuje - powiedziała Asu. - Dla wyjątkowych gości mam coś jeszcze lepszego.