Tenten, wychodząc z domu matki, nie miała pojęcia, dokąd powinna się udać.
Nie miała planu na tę wizytę. Zakładała, że cokolwiek zrobi lub nie, i tak wywiąże się awantura, więc równie dobrze może płynąć z prądem. Teraz, kiedy nieoczekiwanie porozumiała się z Lin-Lin, żałowała, że nie przybyła do Konohy sama.
Temari ewidentnie musiała nadać praktyczny kształt siostrzanym uczuciom, których nie umiała wyrazić. Tenten przekonała Gaarę, żeby włączyć ją w główny nurt wydarzeń, ale teraz może za dużo ryzykowała. Temari, która przed ludźmi traktowała swoje własne małżeństwo jak kontrakt, oderwany zupełnie od uczuć, z pewnością nie wywrze na Lin-Lin dobrego wrażenia.
Zastanawiała się nad poproszeniem Lee o wsparcie, bo w jego obecności matka pewnie powściągnie język, nawet jeśli Temari ją wkurzy. Z drugiej strony, wyglądałoby to jakby traktowała go jak ostatnią deskę ratunku, chociaż, jak sam niedawno zauważył, robiła co chciała i nie brała pod uwagę jego zdania. Nie był zadowolony, że zdecydowała się na wyjazd do Sunagakure - nie skrytykował jej decyzji, ale nie życzył jej powodzenia z uniesionymi do góry kciukami, a tak ją żegnał zawsze.
Był jeszcze Darui, na którego z pewnością prędzej czy później się natknie, i którego nie powinna unikać. Tylko, że nie sposób zająć się wszystkim naraz.
W sprawie Temari i Lin-Lin - mogła zapytać Mari o radę. Narzeczona Nejiego była jedyną osobą, wobec której nie wstydziła się przyznać, że kunoichi, która zmiotła ją na egzaminie jak szmacianą lalkę, budzi w niej paraliżujący strach.
Co prawda, skręcało ją na myśl, jak dużo będzie musiała wyjaśniać na temat złożoności swoich stosunków z przyszłą szwagierką. I bez tego miała dużo do tłumaczenia.
I to z Mari powinno być najłatwiej. Po Sakurze, Ino, a nawet Hinacie spodziewała się krępującej reakcji - że zrobią ogromne oczy i będą roztrząsać, ale co, jakim cudem i dlaczego. Zresztą, spodziewała się wielu niedowierzających spojrzeń i podejrzenia, że wcześniej świętuje dzień żartów.
Skierowała swoje kroki do sklepu zielarskiego, chociaż w głowie uporczywie tłukła jej się myśl, że najpierw powinna rozwiązać inne kwestie: spotkać się z Lee i pójść do Hokage, bo nadszedł czas na formalne rozstanie z Konohą.
Pierwszy raz w życiu bała się Kakashiego. I to nawet nie tego, że zobaczy na jego twarzy zaskoczenie maskowane uprzejmością. Obawiała się, że zobaczy ulgę, bo wreszcie kunoichi, z którą od wojny nie wiedział, co zrobić, przestanie być jego problemem.
Szła przez wioskę z duszą na ramieniu i z przekonaniem, że gdyby Temari ją zobaczyła, dostałaby ataku wściekłości. Z nadęciem charakterystycznym dla kogoś, kto urodził się w wyższej klasie społecznej, sunijska kunoichi przez połowę podróży truła jej, że musi chodzić prosto i z uniesioną dumnie głową - zupełnie jakby lasy w kraju Ognia były idealnym miejscem na lekcję manier. Co gorsza, zarzuciła ją też wytycznymi, w co ma się ubierać. A Tenten skręcało na myśl o noszeniu długich eleganckich sukienek i kimon, w których można było tylko drobić nóżkami zamiast normalnie chodzić. Będzie czuć się jak dżdżownica.
Na głównej uliczce targowej jednak się wyprostowała. Pomyślała, że przecież nie ma się czego bać - wizyta u Mari miała szansę być najprzyjemniejszą częścią całej tej wyprawy. Mari będzie oczywiście zła, bo niby się sobie powinny zwierzać, ale to będzie jedynie powierzchowny gniew. Nigdy nie były bardzo bliskimi przyjaciółkami i akceptowały, że tym, co je najmocniej połączyło, były sekrety, którymi żadna nie chciała się dzielić.
No, i spodziewała się, że Mari będzie jedyną poza Lee osobą, która szczerze zachwyci się pierścionkiem zaręczynowym i powie: ale ci się poszczęściło, bez podtekstu: trafiło się ślepej kurze ziarno.
Tenten podejrzewała, że Temari dopiero zaczyna ją musztrować, ale przynajmniej teraz jej nie było, a ona mogła przyznać sama przed sobą, że bez względu na to, jak wszyscy będą się dziwić i ją oceniać, i bez względu na dywagacje, jakim sposobem wyrwała kage, jest szczęśliwa. I będzie szczęśliwa.
Na dowód tego jeszcze na ulicy zdjęła z łańcuszka pierścionek, który ukrywała pod bluzką przed groźną przyszłą szwagierką, i wsunęła go sobie na palec serdeczny prawej ręki.
Czyż pozwoli się zdołować kilku niesprzyjającym okolicznościom? Oczywiście, że nie. Za kilka dni zobaczy się z Gaarą i będzie się mogła śmiać z tego, że tak ją przytłoczyło, co ktoś o niej pomyśli. Wiedziała też, że przyjaciółka utwierdzi ją w przekonaniu, że nie ma się czym przejmować.
Zobaczyła Mari przez szybę. Dziewczyna stała przy ladzie i rozmawiała z shinobi odwróconym plecami do wejścia. Tenten, zatopiona we własnych myślach, nawet nie zwróciła na niego uwagi. Dopiero, kiedy weszła, i mężczyzna się odwrócił, uśmiech spełzł jej z twarzy. Nie mogła gorzej wybrać czasu i miejsca, żeby chwalić się zaręczynami.
- Tenten! O wilku mowa. - Odezwała się Mari. Wyszła do niej zza lady, z ewidentną intencją, żeby ją uściskać. Tenten cofnęła się o krok, chowając ręce za siebie. Darui wstał z miejsca i na nią patrzył, a ona nie chciała, by zobaczył pierścionek, który nagle wydał jej się - dokładnie tak, jak mówiła Temari - zbyt ostentacyjny.
Natychmiast rozzłościła się na siebie, bo przecież nie powinna czuć się winna - to, co ją łączyło z Daruim trwało krótko, skończyło się kilka miesięcy temu i właściwie nie musiała mu się tłumaczyć z tego, że przeszła do porządku dziennego nad krótkim romansem.
Gdyby chodziło tylko o romans, nie czułaby się tak niezręcznie. Ale wcześniej łączyła ich relacja koleżeńska, można nawet powiedzieć, przyjacielska. I to jako przyjaciel miał prawo czuć się oszukany. Okłamała go, że nic nie łączyło jej z Gaarą. Teraz czuła się jak oszustka, chociaż wiedziała, że Darui więcej o to nie zapytał, bo wcale jej nie uwierzył.
Nie może przecież teraz błyszczeć mu przed oczami pierścionkiem. Dlatego nie zareagowała, kiedy podszedł i wyciągnął do niej rękę.
Nie żałowała tego, co ją łączyło z Daruim, bo gdyby nie on zapewne by nie zrozumiała, że relacje damsko-męskie mogą być oparte na partnerstwie, a nie na płomiennych uczuciach, i że mogą być pozbawione egzaltacji.
Przecież wcale nie tak dużo dzieliło ją od Mari, która swego czasu, chyba dlatego, że myślała, iż Neji się nią bawił, topiła wątpliwości w alkoholu i przypadkowym seksie.
W każdym razie, nie dzieliło jej dużo kiedy, cztery miesięcy po wojnie, zaczęła wszystko rozpamiętywać - z dzisiejszej perspektywy patrząc, dzielić włos na czworo - i ogarnęło ją przekonanie, że musi z nią być coś bardzo nie tak, musi być bardzo wybrakowana, skoro jej więź z Gaarą była tak silna, a jednak, gdy stała się fizyczna, tak strasznie się skomplikowała. I skoro dwa tygodnie po tym, gdy połączyli się fizycznie, Gaara się wycofał. Mówiąc, że to z powodu wojny i tylko do czasu, aż się skończy.
Usłyszała jego argumenty, nawet je rozumiała, ale i tak gdzieś głęboko w niej tkwiło podejrzenie, że chociaż wtedy, gdy się kochali, Gaara był żarliwy i czuły, to podświadomie zrozumiał, że się pomylił, i włączył mu się instynkt ucieczki.
Może odebrałaby to inaczej, gdyby znała wszystkie fakty. A może to by niewiele zmieniło. Dręczyło ją przekonanie, że gdyby po tym wszystkim Gaara czuł to samo, co ona, ten sam rodzaj fizycznej i emocjonalnej więzi, na spotkaniu Pięciu Kage nie powiedziałby zróbmy sobie przerwę. Asu, która była wtedy u boku Gaary i zachowywała się, jakby należał do niej, i która później pojawiła się w wiosce z symbolem jego klanu na szacie, była jedynie kroplą, która przelała czarę.
Kto wie, być może i bez tej kropli Tenten uznałaby, że Gaara po prostu dojrzał i zauważył, że przyjaciółka z dzieciństwa niekoniecznie musi, i niekoniecznie może, być kochanką i kobietą na całe życie. Nawet jeśli na poziomie świadomości wolał, żeby była, bo przyznanie, że poszli za daleko, oznaczałoby, że z ich relacji zostaną zgliszcza.
Dla niej to, że się wycofał, znaczyło, że nie była dla niego dość dobra.
Darui uświadomił jej, że jej największą wadą są kompleksy, i że nie musi być doskonała jak bohaterki romansów, w których się wtedy zaczytywała. W pewnym sensie go wykorzystała; a on patrzył na nią nieświadomy, trochę skonfundowany, że nie podała mu ręki, ale jednak wciąż z takim wyrazem twarzy, jakby cieszył się, że ją widzi.
- Zgłodniałam, więc skoczę na drugie śniadanie - powiedziała nagle Mari. - Nie zamykam sklepu. Będziesz tu, gdy wrócę, prawda, Ten?
W pierwszej chwili nie wiedziała, co odpowiedzieć, i chciała ją zatrzymać. Potem pomyślała, że przynajmniej Mari nie musi się męczyć w tej gęstej atmosferze, i skinęła głową. Mari zwróciła się do Darui’ego, mówiąc niespotykanym u niej szczebiotliwym głosem, że miło było go poznać, i sięgając do utartych frazesów. W innej sytuacji Tenten poczułaby się rozbawiona, i pewnie uszczypnęłaby ją w ramię. Teraz jedynie z rezygnacją zajęła miejsce przy stoliku pod oknem, bo wydawało jej się, że to najlepszy sposób, żeby zadeklarować chęć do rozmowy przy jednoczesnym narzuceniu dystansu.
Siedziała zaciskając dłonie pod blatem i wyglądała przez okno, aż Mari sobie poszła. Darui usiadł naprzeciwko i wtedy poczuła się zobowiązana na niego spojrzeć.
- Bardzo ładnie wyglądasz - powiedział, żeby zagaić rozmowę.
Miała mu powiedzieć, żeby sobie darował uprzejmości, ale to byłoby niegrzeczne. Powiedziała więc coś nie mniej obcesowego, bez zastanowienia.
- Co tutaj robisz?
Darui uśmiechnął się krzywo.
- Wierz lub nie, sprowadziły mnie tutaj sprawy zawodowe. Skłamałbym, gdybym powiedział, że musiałem stawić się osobiście. Ale chyba najwyższy czas, żebyśmy porozmawiali.
Nie mogłeś sobie wybrać lepszego momentu, pomyślała, ale oczywiście nie powiedziała tego na głos.
- Nie najlepiej to rozegrałem - odezwał się, niezrażony jej milczeniem i miną nie zachęcającą do rozmowy. - Zaproponowałem ci zlecenie w Kumo… i prosiłem Naruto, żeby wioska przysłała ciebie na kolejną misję, co było nieeleganckie i odrobinę desperackie. Ale uczę się na błędach. Powinienem…
- Nie powinieneś. - Przerwała mu, zamykając oczy, bo już w jej myślach takie wtrącenie zabrzmiało niegrzecznie. Dopiero wtedy na niego spojrzała. Nie chciała, by Darui zadeklarował coś, co za chwilę, gdy usłyszy jak się sprawy mają, stanie się niezręczne.
- Jeszcze nie wiesz, co chcę powiedzieć - zauważył. Przyglądał jej się badawczo, trochę zaskoczony.
- Nie wiem. Choć mogę próbować zgadywać. Jeśli uważasz, że powinniśmy poprawić nie najlepszą atmosferę po ostatniej rozmowie i rozstać się w przyjaźni, to się z tobą zgadzam. Ale nie będziemy już przyjaciółmi, ani niczym innym. Nie ma co komplikować.
Darui zastanawiał się przez chwilę. Patrzył na nią, a ona starała się wytrzymać to spojrzenie z obojętnym wyrazem twarzy, żeby nie pomyślał, że się waha albo że jest jej przykro. Żałowała jedynie, że nie potrafi zachować się z większym wyczuciem. I że poprzednio nie zachowała się bardziej zdecydowanie. Wydawało jej się, że po żadnej ze stron nie ma już oczekiwań, i że wyraziła się jasno, skoro nie szukał z nią kontaktu. Gdyby miała rację, to by z nią teraz nie rozmawiał - nie w taki sposób, zaczynając od komplementów.
- Zawsze wysoko ceniłam twoją przyjaźń, i nadal ją cenię - dodała, co nawet dla niej zabrzmiało jak frazes.
- Równie wysoko, jak cenisz swój wizerunek królowej lodu?
Przymrużyła oczy.
- O czym mówisz?
- Tenten. - Darui położył rękę na stole, dłonią do góry, i ten gest wydał jej się tak znaczący, że drgnęła. - Podasz mi rękę?
Potrząsnęła głową, powstrzymując odruch, żeby się cofnąć i zwiększyć odległość, która nagle wydała jej się za mała.
- Nie - powiedziała na głos, bo najwyraźniej oczekiwał od niej również werbalnej reakcji.
Darui spojrzał na swoją dłoń i obrócił ją wierzchem do góry, przesuwając nieco bliżej siebie, ale nie zabierając ze stołu.
- Mogłabyś otworzyć się emocjonalnie, gdybyś tylko chciała. Za bardzo przyzwyczaiłaś się do wyobrażenia samej siebie jako… zimnej góry nie do zdobycia.
Tenten poczuła, że zaczyna tracić panowanie nad nerwami.
- Nie baw się urywkami z wierszy, przynajmniej nie ze mną. - Uciekła się do sarkazmu, niepotrzebnie.
Tym razem w jego spojrzeniu dostrzegła pretensję. Spojrzał na swoją dłoń, którą zacisnął w pięść i otworzył. Potem podniósł wzrok na nią.
- Myślisz, że dla jakiejkolwiek innej kobiety uczyłem się na pamięć wierszy?
Żachnęła się. Zabrzmiało to dla niej jak banał. Ponieważ jednak Darui patrzył na nią poważnie, poczuła dyskomfort.
Szczerze mówiąc, była przekonana, że podrywał dziewczyny na recytację. I może by to na niej zrobiło pozytywne wrażenie, gdyby nie to, że po wojnie nie miała ochoty czytać poezji, a tym bardziej słuchać efekciarskiej deklamacji. Zawsze miała wrażenie, że Darui ma głowę do wierszy, ale nie ma do nich serca.
Wcale jej się nie podobała możliwość, że to nie był trik ze stałego repertuaru, tylko metoda specjalnie na nią.
A jeszcze bardziej jej się nie podobało, że rzucił tym faktem teraz, jakby sądził, że jej to schlebia.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - Nie była nawet pewna, czy chce zadawać to pytanie. - Spojrzałeś na mnie i pomyślałeś… Wygląda jakby zaczytywała się w wierszach, i to zagranicznych? Akurat pod ręką miałeś tomiki poezji?
Miała wrażenie, że Darui przez chwilę się zastanawiał. Może nad tym, czy powinien być szczery.
- Zaopatrzyłem się w tomiki wierszy, ponieważ przyjaciółka mi podpowiedziała, że do twojego serduszka można przez nie trafić. Nie wiedziałem tylko, przez jak grubą warstwę lodu trzeba się przebić.
Darui powiedział to z lekkim uśmiechem, jakby uważał, że zrobi na niej wrażenie oklepanym frazesem.
Jej głowę zaprzątało coś zupełnie innego.
- Przyjaciółka - wycedziła. - Asu.
Darui zrobił coś, czego nie robił od początku tej rozmowy - uciekł wzrokiem w bok.
- Asu - powtórzyła. Momentalnie poczuła złość, która sprawiła, że z trudem zapanowała nad drżeniem głosu. - Dyskutowałeś na mój temat z Asu?
Tenten przypomniała sobie minę kapłanki z tamtego wieczora, kiedy upiły się winem. Kiedy Asu wygłosiła mowę o zaletach Daruiego, i o tym jak bardzo jej nie dziwi, że Tenten w to nie weszła. Powiedziała również: już na wojnie mówiłam mu, żeby sobie odpuścił.
Kłamstwo przychodziło jej z taką łatwością, że nawet nie drgnęła jej powieka? Sprawiała wrażenie osoby, która mówi i robi to, co w danym momencie jest dla niej najbardziej korzystne, ale wtedy wydawało się, że złapały jakąś nić porozumienia, że jest szczera.
Mogła być szczera. Wszak znała Darui’ego. Był trochę próżny, bardzo ambitny i zdeterminowany, bo musiał bardzo ciężko pracować, żeby wywalczyć sobie pozycję w wiosce, w której jego pochodzenie właściwie przekreślało szansę na karierę. Sam kiedyś stwierdził, że osiągnięcia zawdzięcza w 90 procentach sobie - i w pozostałej części osobom, które powiedziały, że mu się nie uda.
- Asu cię na mnie napuściła?
Darui wykonał nerwowy ruch, jakby chciał zerwać się z krzesła, ale zamiast tego wyprostował się.
- Myślisz, że ktoś musiał mnie na ciebie nasłać?
Nawet nie słowa, lecz ton, jakimi je wypowiedział - jakby właśnie udowodnił tezę - sprawił, że całkiem straciła panowanie nad sobą i zerwała się na nogi, waląc ręką w stół.
- Nie zmieniaj tematu! Nigdy nie zająknąłeś się słowem, że znasz się z Asu! I ona ci poleciła Saavedrę? Skąd wiedziała, co czytam?
Patrzyła na Darui'ego wyczekująco, jakby mógł znać odpowiedź na to pytanie. Jego twarz stężała; przymrużył oczy i otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował. Tenten podążyła wzrokiem za jego zszokowanym spojrzeniem. I sama przez chwilę nie wiedziała, co powiedzieć.
- Mój błąd - skonstatował Darui, a jego głos zabrzmiał w tym momencie chłodno, zupełnie jakby nie należał do niego. - Mogłem zdecydować się na klasykę, skoro wolisz drogie kamienie.
Tenten przez chwilę próbowała znaleźć jakąś ciętą odpowiedź. Ale zrezygnowała. Usiadła z powrotem na krześle, tym razem nie chowając rąk pod stołem, ale nakrywając palce prawej ręki lewą dłonią.
- Przecież nie zamierzałeś... - Ta myśl tak ją poraziła, że nie umiała jej wypowiedzieć.
- Nie. Tym bardziej powinienem pogratulować mu odwagi.
Tenten przymknęła oczy. Czuła się, jakby ktoś spuścił z niej powietrze. Cokolwiek by nie powiedziała, nie dało się zatrzeć złego wrażenia i nie mogła pozbyć się myśli, że powinna była zachować się bardziej taktownie. Darui był jedną z ostatnich osób, które chciałaby zranić.
- Mówi się, że chcąc wiedzieć, jaką kobieta będzie żoną i matką, wystarczy spojrzeć na jej matkę.
Tenten patrzyła na niego bez słowa. Słyszała już tego typu złote myśli, które w pewnych okolicznościach można było odczytać jako zwykłą złośliwość. Nie spodziewała się jednak usłyszeć czegoś takiego od niego.
Na końcu języka miała uwagę, że zgodnie z ludowym przysłowiem mężczyznę poznajesz po tym, jak reaguje ma porażkę, ale chociaż ją korciło, żeby się odegrać, ugryzła się w język. Darui'ego pewnie więcej nie zobaczy, za to chciałaby móc spojrzeć w lustro.
- Wiesz, gdzie są drzwi, prawda? Wynoś się - wycedziła przez zęby.
- Przepraszam, nie chciałem tego powiedzieć.
- Chciałeś. I w nosie mam twoje przeprosiny. - Odparła, siląc się na obojętny ton. Ponieważ jednak wyglądało na to, że Darui nigdzie się nie wybiera, a ona nie zamierzała ustąpić pola i wyjść pierwsza, dodała: - W nosie mam twoją urażoną dumę, i to, że razi cię pierścionek. Nie zrobiłam nic złego.
Darui zacisnął szczęki. Miał zaciętą minę, jakby zamierzał tkwić w tym miejscu, choćby miał za to dostać w twarz. Ona jednak nie miała ochoty się do niego zbliżyć nawet na tyle, żeby go uderzyć. Było wiele rzeczy, o których z nim nie rozmawiała, ale o niektórych głęboko prywatnych sprawach mówiła otwarcie. Ufała mu na tyle, by sądzić że nie wyciągnie przeciwko niej takiej broni. Najwyraźniej wcale go nie znała.
- Przecież nie chodzi o pierścionek, Tenten - odpowiedział ze wzburzeniem. - Mogę udawać, że kiedy cię poznałem, to Sasuke cię wyprowadził z równowagi, nieproszony gość na spotkaniu pięciu kage, mogę udawać, że nie wiem, kto cię tak bardzo zranił… Ale czy ty musisz udawać przed sobą? Pakujesz się w chory układ. Nie rób tego.
Patrzyła na niego tak chłodno, jak tylko było ją na to stać, w sytuacji, gdy wszystko w niej się gotowało.
- Nic nie wiesz - powiedziała.
Darui oparł przedramiona na stole i nachylił się lekko, jakby chciał, żeby go lepiej słyszała.
- Coś tam jednak wiem. Królowa może być tylko jedna, Tenten, i ty nią nie będziesz. Asu walczy o pozycję odkąd ją znam, i nie usunie się w cień tylko dlatego, że ty się pojawiłaś. Nawet jeśli teraz wydaje jej się, że tak zrobi.
Tenten miała na końcu języka pytanie, czy mówił o polityce - ale znała odpowiedź. Dlatego nie zapytała.
Udawanie, że słowa Daruiego po niej spływają nie miało żadnego sensu. Nie chciała jednak, żeby sądził, że nią wstrząsnął. Zresztą, czy tak było? Nie powiedział nic, czego nie zauważyła. Inna rzecz, że czymś innym jest coś zobaczyć, a czymś innym przyjąć to do wiadomości.
Na początku spotkania Pięciu Kage przed dwoma laty był taki moment, który utkwił jej w pamięci, chociaż opatrzyła go we własnej głowie komentarzem to nic nie znaczy. Asu stanęła za Gaarą i położyła dłoń na oparciu krzesła. Popatrzyła wtedy na nią przez stół i Tenten miała wrażenie, że to był sygnał skierowany dla niej.
Myśląc o tamtej sytuacji, zawsze czuła się niekomfortowo. Złościło ją to. Nie chciała zastanawiać się, dlaczego Asu tak się wtedy zachowała; dlaczego zawsze, odkąd się znały, tak się zachowywała. Bardzo często przyjaźnie, niemal jej nadskakując. By za chwilę potraktować ją jak wroga.
O co chodzi kobiecie, która tak posesywnie traktuje mężczyznę?
Tenten nie miała szans się tego domyślić, dopóki nie wiedziała, jak wyglądają stosunki społeczne w Sunie. Ale teraz to jej się wydawało dość oczywiste.
Miała wystarczająco wiele powodów do niechęci wobec Asu jeszcze zanim Darui tak otwarcie rzucił jej nią w twarz. I czuła do niej głęboką niechęć.
Ale jednocześnie, i to było najgorsze, zaczynała jej współczuć.
Sunagakure, miesiąc po wojnie zjednoczonej armii shinobi z Madarą
Asu lubiła obowiązki związane z zarządzaniem świątynią, chociaż formalnie wciąż odpowiadała przez swoim ojcem, i ta świadomość trochę psuła jej humor.
Z drugiej strony, była pewna, że kapłan już niezbyt długo będzie się cieszyć z wpływów w Sunagakure, bo najwyżsi dowódcy zaczynali rozumieć, kogo warto poprzeć. A wojskowi niższego szczebla od dawna mieli serca po właściwej stronie.
Kończyła dzień z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Ale coś ją uwierało. Od dwóch dni nie rozmawiała z Gaarą, który coraz częściej zamykał się w gabinecie i jeśli nie musiał, nie przyjmował nikogo. Niepokoiło ją jego zachowanie. Prawdopodobnie, chociaż się tego nie spodziewała - przez to, że właśnie przechwyciła list, który napisał do Tenten - dręczyły ją wyrzuty sumienia.
Nie powinna mieć poczucia winy, wszak ważyły się losy świątyni, i wioski, i nie mogła pozwolić, żeby Gaara dalej popełniał błąd za błędem, narażając się na wykrycie, że utrzymuje kontakty z koleżanką z dzieciństwa. Radni dużo mu wybaczyli, nawet to, że stał się wcieleniem cnót wszelkich w oczach pospólstwa i wzorcem dla żołnierzy, ale niemożliwe, by przymknęli oczy na to, że naraża na szwank prestiż stanowiska kage przez kultywowanie dziecinnej miłostki, i to z promyczkiem z Konohy.
Działała z ważnych powodów i w najlepszej wierze. I przede wszystkim, działała dla jego dobra, bo powinien dać sobie z tym w końcu spokój. Ze ślepego przywiązania nie tylko można, ale trzeba w końcu wyrosnąć.
Nie przyszło jej do głowy nic, czym mogłaby poprawić mu humor, i gdzieś z tyłu głowy kołatała jej się myśl, że powinna go zostawić w spokoju. Ale miała kilka tematów, które mogły posłużyć za pretekst, więc jednak poszła do gabinetu Kazekage.
Był już późny wieczór, więc w siedzibie administracyjnej nikogo nie powinno być, poza wartownikami - i Gaarą, który w ciągu dnia nieraz wychodził, jakby trenowanie w spiekocie sprawiało mu przyjemność, chociaż wieczorem musiał przez to nadrabiać papierkową robotę.
Poszła na piętro, witana przez nielicznych dyżurnych niskimi pokłonami. Na korytarzu nie było nikogo, a drzwi do samego gabinetu były uchylone. Zapukała, żeby nie mógł jej zarzucić, że łamie zasady, i otworzyła drzwi.
W środku było pusto. Jednak światło było zapalone, a papiery, które leżały na biurku, a nie były poukładane na właściwych miejscach, sugerowały, że Gaara był w trakcie pracy i na chwilę wyszedł.
Nie powinno jej korcić, żeby myszkować mu w gabinecie. A jednak myśl o tym, żeby wejść do środka i się rozejrzeć, była natychmiastowa i uporczywa. Zawsze ją ciekawiło, czym się zajmował w ciągu dnia.
Ryzykowała, że ją przyłapie, ale jakoś jej to nie przerażało. Co najwyżej się rozzłości, co byłoby nawet łatwiejsze do przyjęcia niż jego zwykłe oschłe zachowanie.
Czuła lekkie podekscytowanie, przekraczając próg gabinetu. Przebiegła wzrokiem po ścianach i regałach, omijając wzrokiem portrety poprzednich kage, które zakłócały przepływ dobrej energii.
Większość pomieszczeń w siedzibie administracyjnej wyglądała banalnie - były tam biurka, dwa albo trzy krzesła i pod ścianami regały wypełnione dokumentacją. U Kankuro zawsze walały się przedmioty, które miały stać się częścią marionetek, a sporadycznie można było znaleźć na biurku małe narzędzia tortur. W całym pomieszczeniu panował bałagan, który zresztą znakomicie oddawał usposobienie lalkarza. Nie lada orzech do zgryzienia dla jego nieszczęsnej przyszłej żony.
Gabinet Gaary robił zupełnie inne wrażenie, niż pozbawione jakiejkolwiek treści biura urzędników i nieuporządkowany przybytek Kankuro. Wchodząc tutaj, zawsze czuła, że to miejsce, choć z pozoru proste i surowe, ma duszę.
Co ciekawe, w sensie materialnym można było to dostrzec tylko dzięki kwiatom doniczkowym. Pierwszym, co się dostrzegało wchodząc do pokoju, była duża donica z kaktusem, stojąca po lewej stronie biurka. Następnie zauważało się dwa dużo mniejsze kwiaty, które kolorystycznie ożywiały pomieszczenie. Czerwona dalia i biała dalia kaktusowa, obie stały w niedużych doniczkach na rogu biurka.
Asu nie była miłosniczką roślin, ale tutaj ją fascynowały, może dlatego, że wydawały się nie na miejscu, a jednocześnie idealnie komponowały się z resztą pomieszczenia. Nie miała pojęcia, jak to możliwe.
Uważała za interesujące, że Gaara poświęca czas kwiatom. Dlaczego, oprócz kaktusa, właśnie dalie? Wydawały się nietypowym wyborem - potrzebują półcienia i trzeba je chronić przed bezpośrednim działaniem promieni słonecznych, więc na trzecim piętrze należało je przestawiać zależnie od pory dnia. Wydawało jej się, że to wybór kosztujący za dużo zachodu. Widywała te kwiatki już w różnych miejscach, rzadko na biurku, bo przez większość dnia padało na nie mocne światło.
Podeszła bliżej i przyjrzała się dalii kaktusowej, myśląc, że skręcone śnieżnobiałe płatki aż proszą się, żeby sprawdzić, czy są kłujące.
Gaara na pewno ich dotykał.
Myśląc o tym, jakie to dziwne, że można być tak oschłym i niewzruszonym, i jednocześnie mieć w sobie cierpliwość i delikatność potrzebną do pielęgnowania kwiatów, przesunęła palcami po białych płatkach. Nie były kłujące, ale ich ostre zakończenia czuła na opuszkach palców jeszcze chwilę po dotknięciu. Przesunęła wzrokiem po biurku. Na drugim rogu leżała teczka z dokumentami, obok niej książka w małym formacie, a na środku biurka długopis i kilka czystych kartek.
Nie był to zwykły papier, tylko biała papeteria. Nigdy nie widziała, żeby Gaara korzystał z papeterii. Po co mu ona?
Odpowiedź pojawiła się w jej głowie prawie równocześnie z pytaniem, i Asu poczuła, jak coś jej zasysa żołądek do środka, a krew uderza do głowy.
Co on sobie myśli? Mało mu było liścików, teraz będzie tworzył eseje?
Obeszła biurko i stanęła przy krześle, obrzucając namacalne dowody jego szaleństwa wściekłym spojrzeniem.
Czuła, że ją skręca z irytacji, bo choć pierwsza kartka była pusta, przebijał przez nią tusz ze strony pod spodem. Gaara ułożył strony równo jedna na drugiej, nie sposób było podejrzeć, co jest tam napisane. A ona nie mogła niczego ruszyć, bo by się zorientował.
Po namyśle podjęła ryzyko przesunęcia odrobinę lampki biurkowej. Przykucnęła i skierowała światło tak, by wyraźniej widzieć znaki przebijające przez kartkę, ale niewiele była w stanie dojrzeć. Wyglądało, jakby to były bazgroły, więc może nie jest z niego taki perfekcjonista, pomyślała z satysfakcją, jakby właśnie odkryła skrzętnie ukrywany sekret Gaary - pisząc na szybko skrobie jak kura pazurem.
Jednak przyjrzawszy się uważniej dostrzegła, że po prostu równo postawione znaki zostały zamazane. Pokreślił całą stronę, najwyraźniej niezadowolony z tego, co napisał.
Skłonność do wygładzania drobiazgów utrudnia pisanie listów, pomyślała z satysfakcją i wyprostowała się.
Dostrzegła, że do papeterii jest dołączona elegancka biała koperta, na którą wcześniej nie zwróciła uwagi. Przygryzła wargi, zirytowana tak, że już bardziej nie można.
Chociaż po chwili przekonała się, że można.
Zwróciła uwagę na okładkę książki.
Ángel de Saavedra, "Poezje".
Zrobiło się jej duszno. To chyba żarty.
Na pewno nie pozwoli mu się skompromitować.
Kraj Rzeki, ponad 2 lata wcześniej
Tenten mentalnie krzyczała z wściekłości.
Realnie, przewróciła oczami.
- Ależ z ciebie ignorant - powiedziała ze złością.
Leżała na trawie wsparta na łokciach, mając przed sobą otwarty notatnik. Gaara siedzący obok niej w pozycji lotosu posłał jej półuśmiech, który uznała za lekceważący.
- Może. Ale mogłabyś wybrać coś logicznego. “Trwoga nie patrzy tak śmiele”? Wytłumacz, co to znaczy.
Tenten machnęła ostrzegawczo ręką.
- Nie denerwuj mnie, bo jak cię palnę, zobaczysz gwiazdy - syknęła.
Gaara uśmiechnął się szerzej, mrużąc oczy.
- Śmiało. Jeśli alternatywą jest słuchać wierszy o nich, uznaję to za wspaniałomyślną ofertę.
Tenten prychnęła i położyła się płasko na ziemi, opierając twarz na dłoniach. Jeśli nie straci go na chwilę z oczu, jak nic go uderzy. Podobno jest inteligentny, a nic do niego nie dociera.
Wybiera sobie jakieś zdanie, które mu się szczególnie nie podoba, i udowadnia jego niespójność logiczną, udając, że docieka, o co chodzi poecie.
Dlaczego nie zainteresował się, o co jej chodzi? Czy jego analityczny umysł nie mógł dostrzec oczywistej oczywistości, punktu wspólnego, skoro zacytowała mu chyba z dziesięć wierszy, z których wszystkie były o tym samym?
Wiersze na nic się nie zdadzą. Żadne wysiłki na nic się nie zdadzą.
Postawiwszy sobie za cel pocałować się z Gaarą wiedziała, że będzie trudno. Chociaż miała teoretyczne pojęcie w tej kwestii, bo techniki całowania omawiały szczegółowo z koleżankami. No, i przede wszystkim, czytała. Pochłonęła tyle romansideł, że sama mogłaby napisać książkę.
Cóż z tego, kiedy Gaarę mroziło w decydującym momencie, a to - i może nie tylko to - sprawiało, że nogi miała jak z waty i szybko się cofała. Bo też co miała zrobić.
Lepiej by jej poszło, gdyby Gaara pierwszy ją pocałował, ale tak, żeby wytrwał dłużej niż dwie sekundy, bo zawsze tylko ją cmokał w kącik ust i zanim się zorientowała, było po wszystkim.
Żal jej było samej siebie. Umrze, nie zaznawszy żaru warg mężczyzny; słodyczy, którą tak płomiennie opisywali pisarze i poeci.
I poetki. Utwory spod pióra kobiet uważała za lepsze, ale chcąc zainspirować Gaarę jej wybór padł na perspektywę męską. Nie, żeby mógł to docenić, skoro jego zainteresowanie budziła jedynie trwoga, co nie patrzy śmiele. Skąd miałaby wiedzieć, co to znaczy? Wcale jej to nie obchodziło.
Poczuła na przedramieniu palce Gaary.
- Tenten. Chyba nie płaczesz - odezwał się. Ton jego głosu wskazywał, że się zmartwił.
Podniosła się na łokciach.
- Oczywiście, że nie.
- Więc co robisz?
Tym pytaniem wprawił ją w zakłopotanie.
- Trenuję jogę, ta pozycja nazywa się pocałunek z ziemią - powiedziała sarkastycznie.
Podniosła się i usiadła na piętach. Gaara, mimo że miał zafrapowaną minę, trochę się do niej przysunął, tak że nie musiałaby daleko sięgać, żeby go dotknąć. Zachował się bez wyczucia, wnikając w jej przestrzeń osobistą, chociaż była na niego zła. Oto, co sobą reprezentował. Miażdżącą niedelikatność i brak empatii. Zachciało mu się dowcipów w nieodpowiednim momencie, kiedy ona wolała zanurzyć się w otchłani rozpaczy.
- Przepraszam, wykażę więcej dobrej woli - powiedział. - Zrozumiem.
Tenten ze zniecierpliwieniem pokręciła głową.
- Poezja nie jest po to, żeby ją rozumieć. Myślisz, że poeci piszą po to, żeby ktoś rozkładał ich słowa na czynniki pierwsze i analizował frazy w kontekście?
Gaara potraktował jej pytanie poważnie.
- Nie. Piszą dlatego, że coś tutaj - zatoczył palcem kółko tuż przy jej uchu - nie działa poprawnie i utrudnia myślenie.
Patrzył na nią prowokatorsko, więc nabrała pewności, że specjalnie się z nią droczy.
Mimo to, przeszła jej złość. Może dlatego, że Gaara położył rękę na jej udzie nad kolanem i zataczał palcami kółka, jakby chciał narysować szlaczki na nogawce spodni. Sprawiał wrażenie, jakby się wcale nie zastanawiał i dotknął jej bezwiednie.
- Chodzi o piękno, a nie sens, bo tu wyraża się uczucia, a nie logiczne wywody. Jak widać, poezji i miłości myślenie szkodzi - zawyrokowała, powstrzymując się przed dodaniem: a dowodów nie trzeba daleko szukać.
Gaara uśmiechnął się pobłażliwie.
- Rozumiem, że stąd pomysł, by oczyścić umysł z myśli za pomocą jogi - powiedział. - W pozycji pocałunek z ziemią.
Tenten poczuła, że rumieni się aż po czubki uszu. Oczywiście, musiał jej wytknąć, że powiedziała coś głupiego.
- Jesteś z natury złośliwy czy kosztuje cię to nieco wysiłku? - zapytała.
- Wysiłek - odpowiedział z namysłem - jest minimalny w stosunku do korzyści. Uroczo się złościsz. Jesteś czerwona jak kwiat róży, i jak róża masz kolce.
Ta kpina to już było za dużo. Dobrze, że nie porównał jej do kaktusa. Chciała go trzepnąć w rękę - taki był jej zamiar, lecz nie wzięła pod uwagę, że Gaara ma szybki refleks. Chwycił jej nadgarstek i pociągnął do siebie. Wpadłaby na niego, gdyby nie wsparła się wolną ręką - a punktem oparcia była łydka Gaary.
- Co robisz? - spytała, spanikowana, gdyż nagle był szokująco blisko, patrzyła w jego oczy z odległości kilku centymetrów. Adrenalina wypełniła jej żyły i zmąciła myśli.
- Nalegam, abyś spojrzała na mnie śmiele - odpowiedział bezczelnie. - Jestem winny? - Zapytał z rozbawieniem, a ona rozpoznała słowa wiersza, i nie była już pewna, czy Gaara drwi z niej czy ją uwodzi. - Wszak siedzę tak daleko, mówię tak niewiele, i zabawiam się z tobą, mój ziemski aniele.
Myślała gorączkowo, co odpowiedzieć. Powinna zmyć mu zadowolenie z twarzy jakimś uszczypliwym wersem, ale jej pamięć okazała się żałośnie zawodna. Jedyne, co jej przyszło do głowy, to przestań się wygłupiać. Już miała to powiedzieć, ale nie potrafiła wydobyć z siebie słowa.
Gaara zamknął jej usta pocałunkiem, pierwszy raz przyciskając do nich tak mocno wargi. Miała gęsią skórkę i poczuła ucisk w podbrzuszu, nieznany i przyjemny.
Kiedy się odrobinę cofnął, wciąż czuła tę dziwną sensację poniżej brzucha.
- Pół życia spędzę zastanawiając się, o co ci chodzi - powiedział Gaara cicho, prawie szeptem.
Tenten przysiadła na piętach, próbując się uspokoić - na próżno, bo serce waliło jej jak oszalałe.
- Szkoda wysiłku? - wymamrotała.
Kąciki ust Gaary uniosły się w uśmiechu, który wydał jej się tak pociągający, że nie miała szans ochłonąć.
- Wolę robić coś innego - odparł. Patrzył na nią uważnie i z lekkim wahaniem.
Dotknął jej policzka. Próbowała przywołać choć jeden sensowny literacki opis, choć jedną instrukcję, którą mogłaby zastosować w praktyce. Miała pustkę w głowie.
- Iskierko - wyszeptał. W jego głosie brzmiała ekscytacja, której nie próbował zamaskować. Odgarnął jej kosmyk włosów za ucho i zbliżył się tak bardzo, że musiała przymknąć oczy.
Położyła dłonie na jego koszulce, przesunęła palcami po ramionach i objęła go za szyję. Gaara delikatnie musnął jej wargi. Przywarła do niego. Gdyby mogła, wtopiłaby się w niego całkowicie. Palce jednej dłoni wplótł w jej włosy, drugą rękę położył na plecach i przyciągnął ją do siebie. Czuła narastającą falę ciepła, gdy szukali właściwego rytmu, na przemian gubiąc go i znajdując. Chociaż trzymał ją mocno, zacisnęła dłonie na jego ramionach, żeby upewnić się, że się nie cofnie. Nie mogła pozwolić, by jej umknął.
Tak bardzo chciała się nauczyć go całować, i cały czas szukała wskazówek w niewłaściwym miejscu. Nie miała pojęcia, że tego nie da się opisać językiem poezji.
........................................................................................................
***Bonus: Adam Mickiewicz, "Widzenie się w gaju"