Shizune nie spodziewała się, że o dziewiątej rano w sobotę zobaczy Hatake Kakashiego spieszącego korytarzem do swojego gabinetu. Prawie wszyscy mieli dzisiaj dzień wolny.
Ona przyszła tylko dlatego, że miała w pracy zaległości. Zamierzała spędzić pół dnia w laboratorium, dlatego była w fartuchu.
Teraz żałowała, żę nie ubrała się jakoś inaczej.
- Shizune. Co tu robisz? - zapytał Szósty Hokage, rozwiewając wątpliwości w kwestii, czy przyszedł do pracy przez roztargnienie. Machnął jednak ręką. - W sumie to nawet dobrze, że jesteś. Mogłabyś zejść do archiwum?
- Mogłabym. Ale po co? - spytała, mocno zdziwiona. Jakoś trudno było jej sobie wyobrazić, że Kakashi, którego obowiązki kage wyraźnie nudziły, w wolny dzień ma ochotę przeglądać stare dokumenty.
- Hm - Kakashi stropił się wyraźnie, jakby to pytanie było niewygodne. - Chcę przeczytać umowę Tenten. I regulaminy dotyczące prawa pracowniczego.
Sobotni poranek, idealny czas na przekopywanie się przez prawniczą nowomowę.
- Tsunade upoważniła mnie, żebym… przerwała jej wakacje - zauważyła Shizune, chcąc wybawić go z opresji. - Gdyby działo się coś ważnego lub gdyby ta kobieta sprawiała problemy.
Kakashi uniósł się dumą.
- Spokojnie, póki co sobie radzę. Chcę tylko… ee… mieć coś do poczytania tego pięknego przedpołudnia. I tak nic się nie dzieje.
- Dobrze. - Shizune nie oponowała, choć szkoda jej było jego straconego czasu. - Przyniosę dokumenty i… Kawę?
Kakashi przytaknął gorliwie. Zwykle flegmatyk, nagle się ożywił. Ponieważ regularnie przysypiał za biurkiem, Shizune nauczyła się wreszcie parzyć kawę, na której smak w jej wykonaniu Tsunade zawsze narzekała. Można nawet powiedzieć, że odkryła w sobie ukryty talent.
- Tak, przyda się nawet litr kawy.
Dwadzieścia lat wcześniej, gdzieś w Kraju Błyskawic
Na zewnątrz lał ulewny deszcz. Shizune, choćby nie wiadomo jak próbowała, nie miała żadnego pretekstu, żeby namówić Tsunade do wyniesienia się z tego miejsca.
Ciocia piła na dole i grała w karty. Ona była za mała, żeby siedzieć z dorosłymi, więc została wysłana do kwatery. Miała poczytać.
W pewnym momencie usłyszała pukanie do drzwi. Zakapturzona postać w pelerynie ociekającej deszczem wdarła się do środka bez pytania. Kiedy odrzuciła kaptur, Shizune była zaskoczona… jej nienaganną fryzurą.
Dziewczyna była od niej kilka lat starsza. Shizune nie miała pojęcia, skąd się tutaj wzięła i jak je znalazła - ale przynajmniej była okazja, by odciągnąć Tsunade od przegrywania pieniędzy w karty.
Shizune popędziła na dół. Ciocia była zła, kiedy ją zobaczyła, ale nie ociągała się z pójściem na górę.
Trochę dużo dzisiaj wypiła. Kiedy zobaczyła Iselin - która już otrzepała się z wody i chodziła nerwowo po pokoju - prychnęła gniewnie. Usiadła na krześle przy stoliku w sypialni.
- Pewnie jesteś głodna - zauważyła. - Shizune, bardzo cię proszę, zamów jakieś kanapki.
Shizune wyszła z pokoju, zamknęła drzwi, ale nie ruszyła od razu w kierunku schodów.
Była bardzo ciekawa, po co ta dziewczyna przyszła. Przytknęła ucho do drzwi.
- Niech zgadnę: potrzebujesz azylu. Znowu.
- Liczę, że mogłabyś mi pomóc. Ostatni raz - powiedziała dziewczyna cicho.
- Bardzo wątpię, czy tobie można pomóc. Żeby prosić i przyjąć pomoc, trzeba trochę pokory. Tobie się wydaje, że pozjadałaś wszystkie rozumy. Spotkałam wiele osób, którym się wydawało, że są wyjątkowe. Jedyne, co cię wyróżnia, to ponadprzeciętny egotyzm.
- Bardzo wątpię, czy tobie można pomóc. Żeby prosić i przyjąć pomoc, trzeba trochę pokory. Tobie się wydaje, że pozjadałaś wszystkie rozumy. Spotkałam wiele osób, którym się wydawało, że są wyjątkowe. Jedyne, co cię wyróżnia, to ponadprzeciętny egotyzm.
- Wiem.
- Co wiesz? - Tsunade była bardzo pijana, tylko dlatego nie była powściągliwa. I nie zorientowała się, że ktoś podsłuchuje pod drzwiami. - Daimyo miał u mnie ogromny dług wdzięczności. Mogłam poprosić o coś wartościowego, na przykład wagon wódki. Poprosiłam o miejsce dla ciebie, a ty podziękowałaś, skorzystałaś i uciekłaś. Z chłopakiem. Nie, przepraszam, z mężczyzną. Dziecko, o ile on jest od ciebie starszy? Dziesięć lat?
- Co za różnica? Nie kochał mnie.
Po tym oświadczeniu nastąpiła dramatyczna pauza. Tsunade dopiero po chwili się odezwała.
- Jesteś dorosła. Wyciągnij wnioski. Jeśli chcesz, żeby ktoś cię cenił za to, kim jesteś, a nie za zdolności, nie afiszuj się tak. Nie pieczętuj dla zabawy zwierzątek w drzewach. To jedyne, co mam ci do powiedzenia.
- Tsunade, ty nie rozumiesz. Moi rodzice i siostra nie żyją. Nie mam dokąd pójść. Potrzebna mi nowa tożsamość.
- I dlaczego miałby to być mój problem?
Znowu pauza.
- Nie powiedziałaś mi. O wiosce Wiru. Czego tam szukali. Jesteś mi to winna.
- Nic nie jestem ci winna. Lepiej ode mnie wiesz, czego szukali. Dlaczego miałabym teraz narażać kolejne osoby? Kiedy ty sama się prosisz o kłopoty? I zdradziłaś się przed tym człowiekiem.
- On nikomu nie powie. Rozwiązałam ten problem. - Znowu cisza. - Posłuchaj, tylko ty możesz mi pomóc. Będę trzymać głowę nisko. Możesz mi wierzyć, mam… Mam dla kogo.
Shizune usłyszała brzęk szkła, jakby Tsunade wyciągnęła i otworzyła butelkę.
- Dla dobra nas obu, Iselin, pójdź do świątyni i daj na tacę. Niech to nie będzie dziewczynka. Takie dwie, jak ty jedna, to byłaby katastrofa.
Z powrotem teraźniejszość, wioska Liścia
Obok najpopularniejszego lokalu gastronomicznego w Konoha - Ichiraku ramen, który nie mógł opędzić się od gości od czasu, gdy ich stały klient stał się bohaterem – znajdowała się mała knajpka pod niezbyt pasującą do otoczenia nazwą „Obłędny rycerz". Nie było tam zbyt dużego wyboru potraw, ale słynął z różnych gatunków alkoholi. Wieczorami to miejsce było zapełnione, lecz w ciągu dnia nikt tam nie przychodził. Mimo to, lokal był otwarty prawie całą dobę. Krzepki właściciel chyba nie miał nic lepszego do roboty niż stanie przed drzwiami i wypatrywanie klientów, na zmianę z porządkowaniem wyjątkowo schludnego wnętrza. Nawet w taki dzień, jak dzisiaj.
Lee unikał alkoholu jak ognia, ale czasami wstępował do „Rycerza", żeby napić się wody mineralnej i podyskutować z właścicielem. Uważał, że to najspokojniejsze miejsce na umówienie spotkania, jeśli chciało się z kimś porozmawiać, a nie tylko chlać. Tam też umówił się ze starym znajomym. Przyszedł wcześniej. Lokal był praktycznie pusty. Przy barze samotnie siedziała Tenten. Miała przed sobą do połowy opróżnioną szklankę i butelkę alkoholu.
Niedobrze. Samotne picie to zawsze zły sygnał. Zwłaszcza, że Tenten właściwie nie piła alkoholu.
Usiadł przy ladzie, tuż obok niej. Barman przyniósł mu szklankę wody i wrócił do czyszczenia szklanek na zapleczu.
- Mamy jakiś powód do świętowania? – zapytał Lee, z zainteresowaniem patrząc na koleżankę. Dzisiaj nikt nie zwróci uwagi na jednostki, które nie przestrzegają reguł i sięgają po alkohol przed wieczorem. Wczoraj wszyscy balowali, zarówno goście z Suny pławiący się w atmosferze zwycięstwa, jak i mieszkańcy Konohy, którzy po prostu korzystali z prawa do większej niż zwykle swobody. Dzisiaj trzy czwarte wioski będzie zapijać kaca. Może czasem tak trzeba.
Tenten przeniosła na niego wzrok. Potrafił poznać, że nie jest skacowana, tylko wstawiona. Zresztą wczoraj, gdy zebrali się dawną ekipą w domu Ino, nie zauważył, by Tenten piła. Siedziała trochę z boku, nie na tyle, by ktoś uznał, że się izoluje. Niezbyt blisko i niezbyt daleko od Hinaty. Śmiała się z żartów i udawała, że się dobrze bawi. To go martwiło.
Kiedyś, gdy była smutna lub rozzłoszczona, nie udawała, że jest inaczej. A teraz wiedział, że jest przybita, ponieważ podczas misji zraniła osobę z własnej drużyny. Lee słyszał różne wersje tej historii, Tenten nie chciała o niej mówić, ale jedno wiedział na pewno - ona nie pudłuje. W zgranej drużynie nikt nie podleciałby pod jej noże. Nie zraniłaby kogoś świadomie.
Kłopot jednak w tym, że Tenten zyskała sobie opinię opryskliwej i trudnej, a teraz już nikt nie będzie chciał z nią pracować. Dostała na razie przydział do papierkowej roboty. I nawet tego nie skomentowała, udawała, że jej to nie rusza i że świetnie się bawi na spotkaniu towarzyskim z okazji zaręczyn Hinaty i Naruto. Oficjalne przyjęcie było dwa tygodnie wcześniej, a teraz Ino zorganizowała kameralną nasiadówkę korzystając z okazji stworzonej przez wolny wieczór. Pomysł świetny, tylko w nie najlepszym czasie.
- Idziesz na pole treningowe? – zagadnęła Tenten, nie odpowiadając na jego pytanie. Wpatrywała się w szklankę przed sobą, jakby myślami była zupełnie gdzieś indziej.
Lee nie wiedział, czy powinien potwierdzić czy zaprzeczyć. Wybierał się tam, ale nie teraz.
- Jestem umówiony z uczniami dopiero w południe.
Tenten przeniosła na niego wzrok, uśmiechając się lekko.
- Nawet dzisiaj im nie odpuszczasz. Lubisz to uczucie? Że jednocześnie uwielbiają cię i nienawidzą?
- Ee, trzeba spożytkować niespożyte siły młodości. Ja w ich wieku…
Tenten potrząsnęła głową.
- Nie zaczynaj. Kiedy tak mówisz, czuję się staro. Mamy po dwadzieścia lat, trochę za wcześnie na wspominanie młodości.
Lee był zadowolony, że mu przerwała. Jeszcze powiedzałby parę zdań za dużo. Temat Nejiego i tak wisiał nad nimi jak duch. Wczoraj kilka osób za dużo wypiło. Hinata za bardzo się zapędziła. Poszło kilka niepotrzebnych toastów.
Lee aż żałował, że on i Tenten byli jedynymi niepijącymi osobami w towarzystwie. Niektóre rzeczy łatwo było wspominać po alkoholu, ale nie na trzeźwo. Może za pięć lat, a nie teraz, gdy rany są zbyt świeże.
Dlatego nie zdziwił się, że Tenten zrobiła dzisiaj wyjątek. Jego też trochę kusiło, ale nie mógł sobie na to pozwolić. Padłby po kilku drinkach, a to nie był właściwy dzień. Ktoś musiał tu dla niej być, w razie jeśli się rozklei. W razie, jeśli maska, która coraz słabiej przykrywa jej emocje, tym razem pęknie.
- Jak ci się podobała wczorajsza walka? - zapytała Tenten, udając, że nie zauważyła jego konsternacji. Wychyliła połowę szklanki i nalała sobie to, co zostało w butelce. Skinęła na barmana, żeby przyniósł następną. Lee zastanawiał się, czy pozwolić jej dokończyć.
Nie potrafił zapomnieć, jaki miała wczoraj wyraz twarzy, kiedy wspominki z ich, jakby nie było, pięknej i pełnej przygód młodości, zeszły na Nejiego. Dla niego to też było szokiem, że wszyscy inni potrafią go tak lekko wspominać. Czy to tylko alkohol wszystko ułatwiał? Parę szklanic i wszystko załatwione, przychodzi akceptacja?
- Widziałeś, prawda? - ponagliła go Tenten.
- Było na co popatrzeć - przyznał. - Dlaczego ty nie przyszłaś?
Tenten wzruszyła ramionami.
- Nasłuchałam się tyle, że równie dobrze mogłam tam być.
- Ale nie było cię. Żałuj. - W Lee odezwały się świeże wspomnienia wczorajszych emocji. Takiego finału nikt się nie spodziewał, drobna dziewczyna kontra Shiro, który do egzaminu podchodził trzeci raz, a poprzednio miał po prostu pecha. - Skąd w tej małej tyle ikry? Wiadomo, czym się inspirowała, ale nie sądziłem, że można stworzyć tak wytrzymałą barierę tylko z elementu wiatru. To musi kosztować okrutnie dużo czakry.
Tenten uśmiechnęła się, nie do niego, tylko do szklanki, jakby ją coś rozbawiło. Ale nie był to jej zwykły, radosny uśmiech. Może nie potrafiła upijać się na wesoło.
- Niekoniecznie - powiedziała. - Zależy, jakich użyła pieczęci. Oni inaczej korzystają z elementu wiatru. Mniej energii, większa skala.
Lee nie musiał pytać, by wiedzieć, że przez “oni” Tenten rozumie ninja z Sunagakure.
- Cóż, to może Matsuri słabo odrobiła lekcje. Ta technika była trudna do utrzymania, widać było, że dziewczyna słabnie. Shiro użył techniki, która dosłownie się odbiła od stworzonej przez nią bariery, na dodatek atakował frontalnie jakby nie chciało mu się biegać. Może nie miał rok temu pecha. Może jest idiotą. - Ta myśl jednak nie zajęła jego uwagi, bo przyszło mu do głowy coś innego. - Jak się zastanowić, Matsuri sporo ryzykowała. Zainwestowała dużo czakry w barierę, która ją tylko częściowo chroniła. Dlaczego Gaara jej na to pozwolił?
Jego stropiona mina poprawiła Tenten humor.
- Zapytaj go kiedyś. Na pewno ci powie.
- Wiesz co? Zapytam. Razem go zapytamy, co?
Tenten potrząsnęła głową.
- Mnie w to nie mieszaj. To twój kumpel.
Lee miał ochotę pociągnąć ją za język i zapytać: kim w takim razie jest dla ciebie - bo to nigdy nie było jasne, a teraz już całkiem się zgubił.
- A ty musisz go unikać?
Tenten popatrzyła na niego z potępieniem.
- Ja? Nikogo nie unikam.
Jasne, dlatego wczoraj, w dzień finałowej walki egzaminu na chuunina, wybrałaś robienie z matką ciasta na doriyaki.
To zabrzmiałoby złośliwie, więc nie wypowiedział myśli na głos.
Za to do czegoś musiał się przyznać. Jeśli nie chciał później mocno oberwać.
- To całe szczęście, bo… hm… jesteśmy tak jakby umówieni tutaj na spotkanie.
Tenten przymrużyła oczy.
- Tak jakby? - Uczepiła się niewłaściwego słowa. Najwidoczniej zdała sobie z tego sprawę, bo w jej oczach błysnęła panika. - Zaraz. Tutaj? Teraz? Lee!
Cofnął się lekko na krześle i wyciągnął przed siebie ręce w obronnym geście.
- Przecież nigdy tu nie bywasz.
Tenten prychnęła wściekle.
- Wychodzę. Dziękuję, że raczyłeś mnie uprzedzić. - Nie czekając na jego odpowiedź, wstała z krzesła i ruszyła do wyjścia.
Tak po prostu, bez wyjaśnienia.
- Powiedziałbym wcześniej. Po prostu przyznaj, że go unikasz! - Powiedział podniesionym głosem, zirytowany. No, przecież przed nim nie musiała udawać. Miał pewne doświadczenie w kwestii niespełnionej miłości i mógł być całkiem pomocny.
Tenten, już niemal przy wyjściu, odwróciła się do niego.
- Nie mam powodu - ofuknęła go, w najwyższym stopniu rozdrażniona.
Kiedy się odwróciła, żeby energicznie wymaszerować z lokalu, drzwi się otworzyły. Prawie zderzyła się z postacią odzianą w karmazynowy kaftan. Cofnęła się, zaskoczona, i kto wie, czy nie straciłaby równowagi - upadek w tych okolicznościach byłby upokarzający - gdyby nie to, że Gaara chwycił ją za ramiona i utrzymał w pionie.
Lee zamknął oczy, jakby to on zderzył się z rzeczywistością.
Miał przeczucie, że jak Tenten go dorwie sam na sam, będzie bardzo bolało.
Lee unikał alkoholu jak ognia, ale czasami wstępował do „Rycerza", żeby napić się wody mineralnej i podyskutować z właścicielem. Uważał, że to najspokojniejsze miejsce na umówienie spotkania, jeśli chciało się z kimś porozmawiać, a nie tylko chlać. Tam też umówił się ze starym znajomym. Przyszedł wcześniej. Lokal był praktycznie pusty. Przy barze samotnie siedziała Tenten. Miała przed sobą do połowy opróżnioną szklankę i butelkę alkoholu.
Niedobrze. Samotne picie to zawsze zły sygnał. Zwłaszcza, że Tenten właściwie nie piła alkoholu.
Usiadł przy ladzie, tuż obok niej. Barman przyniósł mu szklankę wody i wrócił do czyszczenia szklanek na zapleczu.
- Mamy jakiś powód do świętowania? – zapytał Lee, z zainteresowaniem patrząc na koleżankę. Dzisiaj nikt nie zwróci uwagi na jednostki, które nie przestrzegają reguł i sięgają po alkohol przed wieczorem. Wczoraj wszyscy balowali, zarówno goście z Suny pławiący się w atmosferze zwycięstwa, jak i mieszkańcy Konohy, którzy po prostu korzystali z prawa do większej niż zwykle swobody. Dzisiaj trzy czwarte wioski będzie zapijać kaca. Może czasem tak trzeba.
Tenten przeniosła na niego wzrok. Potrafił poznać, że nie jest skacowana, tylko wstawiona. Zresztą wczoraj, gdy zebrali się dawną ekipą w domu Ino, nie zauważył, by Tenten piła. Siedziała trochę z boku, nie na tyle, by ktoś uznał, że się izoluje. Niezbyt blisko i niezbyt daleko od Hinaty. Śmiała się z żartów i udawała, że się dobrze bawi. To go martwiło.
Kiedyś, gdy była smutna lub rozzłoszczona, nie udawała, że jest inaczej. A teraz wiedział, że jest przybita, ponieważ podczas misji zraniła osobę z własnej drużyny. Lee słyszał różne wersje tej historii, Tenten nie chciała o niej mówić, ale jedno wiedział na pewno - ona nie pudłuje. W zgranej drużynie nikt nie podleciałby pod jej noże. Nie zraniłaby kogoś świadomie.
Kłopot jednak w tym, że Tenten zyskała sobie opinię opryskliwej i trudnej, a teraz już nikt nie będzie chciał z nią pracować. Dostała na razie przydział do papierkowej roboty. I nawet tego nie skomentowała, udawała, że jej to nie rusza i że świetnie się bawi na spotkaniu towarzyskim z okazji zaręczyn Hinaty i Naruto. Oficjalne przyjęcie było dwa tygodnie wcześniej, a teraz Ino zorganizowała kameralną nasiadówkę korzystając z okazji stworzonej przez wolny wieczór. Pomysł świetny, tylko w nie najlepszym czasie.
- Idziesz na pole treningowe? – zagadnęła Tenten, nie odpowiadając na jego pytanie. Wpatrywała się w szklankę przed sobą, jakby myślami była zupełnie gdzieś indziej.
Lee nie wiedział, czy powinien potwierdzić czy zaprzeczyć. Wybierał się tam, ale nie teraz.
- Jestem umówiony z uczniami dopiero w południe.
Tenten przeniosła na niego wzrok, uśmiechając się lekko.
- Nawet dzisiaj im nie odpuszczasz. Lubisz to uczucie? Że jednocześnie uwielbiają cię i nienawidzą?
- Ee, trzeba spożytkować niespożyte siły młodości. Ja w ich wieku…
Tenten potrząsnęła głową.
- Nie zaczynaj. Kiedy tak mówisz, czuję się staro. Mamy po dwadzieścia lat, trochę za wcześnie na wspominanie młodości.
Lee był zadowolony, że mu przerwała. Jeszcze powiedzałby parę zdań za dużo. Temat Nejiego i tak wisiał nad nimi jak duch. Wczoraj kilka osób za dużo wypiło. Hinata za bardzo się zapędziła. Poszło kilka niepotrzebnych toastów.
Lee aż żałował, że on i Tenten byli jedynymi niepijącymi osobami w towarzystwie. Niektóre rzeczy łatwo było wspominać po alkoholu, ale nie na trzeźwo. Może za pięć lat, a nie teraz, gdy rany są zbyt świeże.
Dlatego nie zdziwił się, że Tenten zrobiła dzisiaj wyjątek. Jego też trochę kusiło, ale nie mógł sobie na to pozwolić. Padłby po kilku drinkach, a to nie był właściwy dzień. Ktoś musiał tu dla niej być, w razie jeśli się rozklei. W razie, jeśli maska, która coraz słabiej przykrywa jej emocje, tym razem pęknie.
- Jak ci się podobała wczorajsza walka? - zapytała Tenten, udając, że nie zauważyła jego konsternacji. Wychyliła połowę szklanki i nalała sobie to, co zostało w butelce. Skinęła na barmana, żeby przyniósł następną. Lee zastanawiał się, czy pozwolić jej dokończyć.
Nie potrafił zapomnieć, jaki miała wczoraj wyraz twarzy, kiedy wspominki z ich, jakby nie było, pięknej i pełnej przygód młodości, zeszły na Nejiego. Dla niego to też było szokiem, że wszyscy inni potrafią go tak lekko wspominać. Czy to tylko alkohol wszystko ułatwiał? Parę szklanic i wszystko załatwione, przychodzi akceptacja?
- Widziałeś, prawda? - ponagliła go Tenten.
- Było na co popatrzeć - przyznał. - Dlaczego ty nie przyszłaś?
Tenten wzruszyła ramionami.
- Nasłuchałam się tyle, że równie dobrze mogłam tam być.
- Ale nie było cię. Żałuj. - W Lee odezwały się świeże wspomnienia wczorajszych emocji. Takiego finału nikt się nie spodziewał, drobna dziewczyna kontra Shiro, który do egzaminu podchodził trzeci raz, a poprzednio miał po prostu pecha. - Skąd w tej małej tyle ikry? Wiadomo, czym się inspirowała, ale nie sądziłem, że można stworzyć tak wytrzymałą barierę tylko z elementu wiatru. To musi kosztować okrutnie dużo czakry.
Tenten uśmiechnęła się, nie do niego, tylko do szklanki, jakby ją coś rozbawiło. Ale nie był to jej zwykły, radosny uśmiech. Może nie potrafiła upijać się na wesoło.
- Niekoniecznie - powiedziała. - Zależy, jakich użyła pieczęci. Oni inaczej korzystają z elementu wiatru. Mniej energii, większa skala.
Lee nie musiał pytać, by wiedzieć, że przez “oni” Tenten rozumie ninja z Sunagakure.
- Cóż, to może Matsuri słabo odrobiła lekcje. Ta technika była trudna do utrzymania, widać było, że dziewczyna słabnie. Shiro użył techniki, która dosłownie się odbiła od stworzonej przez nią bariery, na dodatek atakował frontalnie jakby nie chciało mu się biegać. Może nie miał rok temu pecha. Może jest idiotą. - Ta myśl jednak nie zajęła jego uwagi, bo przyszło mu do głowy coś innego. - Jak się zastanowić, Matsuri sporo ryzykowała. Zainwestowała dużo czakry w barierę, która ją tylko częściowo chroniła. Dlaczego Gaara jej na to pozwolił?
Jego stropiona mina poprawiła Tenten humor.
- Zapytaj go kiedyś. Na pewno ci powie.
- Wiesz co? Zapytam. Razem go zapytamy, co?
Tenten potrząsnęła głową.
- Mnie w to nie mieszaj. To twój kumpel.
Lee miał ochotę pociągnąć ją za język i zapytać: kim w takim razie jest dla ciebie - bo to nigdy nie było jasne, a teraz już całkiem się zgubił.
- A ty musisz go unikać?
Tenten popatrzyła na niego z potępieniem.
- Ja? Nikogo nie unikam.
Jasne, dlatego wczoraj, w dzień finałowej walki egzaminu na chuunina, wybrałaś robienie z matką ciasta na doriyaki.
To zabrzmiałoby złośliwie, więc nie wypowiedział myśli na głos.
Za to do czegoś musiał się przyznać. Jeśli nie chciał później mocno oberwać.
- To całe szczęście, bo… hm… jesteśmy tak jakby umówieni tutaj na spotkanie.
Tenten przymrużyła oczy.
- Tak jakby? - Uczepiła się niewłaściwego słowa. Najwidoczniej zdała sobie z tego sprawę, bo w jej oczach błysnęła panika. - Zaraz. Tutaj? Teraz? Lee!
Cofnął się lekko na krześle i wyciągnął przed siebie ręce w obronnym geście.
- Przecież nigdy tu nie bywasz.
Tenten prychnęła wściekle.
- Wychodzę. Dziękuję, że raczyłeś mnie uprzedzić. - Nie czekając na jego odpowiedź, wstała z krzesła i ruszyła do wyjścia.
Tak po prostu, bez wyjaśnienia.
- Powiedziałbym wcześniej. Po prostu przyznaj, że go unikasz! - Powiedział podniesionym głosem, zirytowany. No, przecież przed nim nie musiała udawać. Miał pewne doświadczenie w kwestii niespełnionej miłości i mógł być całkiem pomocny.
Tenten, już niemal przy wyjściu, odwróciła się do niego.
- Nie mam powodu - ofuknęła go, w najwyższym stopniu rozdrażniona.
Kiedy się odwróciła, żeby energicznie wymaszerować z lokalu, drzwi się otworzyły. Prawie zderzyła się z postacią odzianą w karmazynowy kaftan. Cofnęła się, zaskoczona, i kto wie, czy nie straciłaby równowagi - upadek w tych okolicznościach byłby upokarzający - gdyby nie to, że Gaara chwycił ją za ramiona i utrzymał w pionie.
Lee zamknął oczy, jakby to on zderzył się z rzeczywistością.
Miał przeczucie, że jak Tenten go dorwie sam na sam, będzie bardzo bolało.
Kraj Wiatru, Demoniczna Pustynia, wieczór przed drugim etapem egzaminu na chuunina
Wchodząc do kwatery, w której mieli nocować, Lee wyczuł napięcie.
Neji siedział na swojej pryczy i z zamkniętymi oczami, jakby medytował, wykonywał w zwolnionym tempie ruchy potrzebne do formowania pieczęci. Czasami tak robił w ramach treningu, częściej po to, by uspokoić nerwy. Zaś dzisiaj mieli powody do nerwowości. Jutro czekała na nich przygoda.
Tenten siedziała na wąskim łóżku i wpatrywała się w przyjaciela z napięciem. Neji oczywiście o tym wiedział, ale udawał ślepego.
- Sprawdziłem, co się da uratować ze stołu biesiadnego, i niestety mam tylko to. - Lee na stolik obok łóżka Tenten rzucił dwa opakowania ciastek ryżowych. Nie zwróciła na to uwagi.
- Neji, czy wczytałeś się w regulamin drugiej części egzaminu? - odezwała się niepewnie.
To było retoryczne pytanie. Neji poważnie traktował swoją funkcję. Pewnie mógłby zacytować wszystkie punkty z pamięci.
Lee był zaciekawiony, jak kolega się zachowa. Nawet gdyby nie był ponadprzeciętnie inteligentny i empatyczny, domyśliłby się, o co chodzi. Tenten miała w ręce ten swój magiczny zwój, z którym się niemal nie rozstawała i na którym pieczęć zmieniała kolor, kiedy dostała wiadomość. Dostała go od matki, zanim pojechała na wymianę do Suny. Jemu i Nejiemu szczęki opadły, gdy odkryli, że to był prawie artefakt, używany do komunikacji przez szpiegów z wioski Wiru. Lin-Lin Hoshi nie lubiła odkrywać tajemnic ze swojej przeszłości, nawet wobec własnej córki, ale mając w perspektywie rozstanie na kilkanaście miesięcy - ugięła się i dała jej coś, czego w teorii nie powinna posiadać. Nie domyśliła się, że młodzi detektywi będą szukać głęboko w księgach, żeby odkryć, skąd to pochodzi.
Tak czy inaczej, Tenten używała zwoju do komunikacji z matką, która miała w domu drugi identyczny. A potem zostawiła swój w Sunie.
Przy tym naściemniała swojej matce, że potrzebuje zwoju do rozmów z koleżanką. Matka i córka były siebie warte, zarówno w kombinowaniu, jak i w nonszalanckim traktowaniu przedmiotów, które można było dostać tylko na czarnym rynku, i trzeba było zapłacić majątek. Ale nie od dziś wiadomo, że pani Lin nie brakuje pieniędzy.
Lee nonszalancko przeszedł przez pokój i opadł na łóżko.
- Ja przeczytałem regulamin - powiedział.
Natychmiast poczuł na sobie spojrzenia Tenten i Nejiego, który zapomniał, że chciał się podroczyć z koleżanką i udawać skupionego na medytacji.
- Przeczytałeś? - zapytali równocześnie.
Lee z zadowoleniem pokręcił głową.
- Nabrałem was.
Tenten westchnęła z rozczarowaniem. Neji przeniósł na nią spojrzenie.
- Idź - powiedział wspaniałomyślnie.
Oboje, Lee i Tenten, popatrzyli na niego ze zdumieniem.
- Ale jak to? Tak po prostu? - zdziwiła się dziewczyna.
- Zażądałbyś przynajmniej pokazania tego liściku - powiedział Lee z rozczarowaniem.
Tenten zmiażdżyła go wzrokiem.
- To prywatna korespondencja! - Oburzyła się.
- I tak nic tam nie ma, poza miejscem spotkania - stwierdził Neji.
- Czytałeś? - zapytała kunoichi podejrzliwie.
- Jakoś nie spodziewam się poezji.
Tenten żachnęła się. Tymczasem Neji sprawiał wrażenie, jakby zamierzał wrócić do swoich medytacji czy co on tam robił. Na twarzy dziewczyny odmalowało się wahanie. Lee uznał, że tak właśnie wygląda z zewnątrz odwieczna walka serca z rozumem.
- Ale… Rzeczywiście mogę iść? A jeśli nas zdyskwalifikują?
Neji otworzył oczy.
- Nie ma takiego punktu.
- Myślę, że po prostu nikt nie wpadł na to, że jakiś uczestnik egzaminu może się wybrać na randkę z organizatorem - zauważył Lee. Nie chciał być złośliwy, rzeczywiście tak myślał.
Tenten zmiażdżyła go wzrokiem po raz drugi.
- Nie idę na żadną randkę!
Lee wzruszył ramionami.
- Taka będzie moja linia obrony jakby ktoś cię zauważył i oskarżył nas o zbieranie informacji, żeby oszukiwać na egzaminie. Powiem, że byłaś na romantycznej schadzce z Godaime Kazekage. I że nikt tego nie zakazał w regulaminie.
- To nam nie pomoże. - Neji popukał się w czoło.
- Ale jedna osoba w to uwierzy - odpowiedział Lee przytomnie. - Jak nie chcesz dostać pięciu lat aresztu domowego i zapomnieć o karierze, lepiej bądź na korytarzu niewidzialna jak… jak ninja. - Uznał, że to wcale nie szantaż, lecz przemowa motywacyjna.
Tenten z irytacją przymrużyła oczy. Być może groźba konsekwencji przemówiła jej do wyobraźni. Lin-Lin była najbardziej wyluzowaną dorosłą kobietą w wiosce Liścia, i niemal wszystkie dziewczyny mówiły z zazdrością, że chciałyby mieć taką matkę. Nie wiedziały jednak, że pani Hoshi w niektórych kwestiach jest niezwykle restrykcyjna. Jak również, trochę stuknięta.
- Nikt mnie nie zobaczy - zapewniła Tenten gorliwie. Zerwała się z materaca.
- Jeśli z twojej winy nie zdamy tego egzaminu, szykuj się na codzienne treningi o czwartej rano - rzucił Neji. - I wróć przed dwudziestą trzecią.
Tenten była już przy drzwiach.
- Ja też cię kocham - powiedziała, odwracając się. - Dzięki, chłopaki, nie zapomnę wam tego - dodała zanim wyszła.
Lee popatrzył na Nejiego. Kolega z drużyny nie raz go zaskakiwał, ale dzisiaj zaprezentował wyższy niż kiedykolwiek poziom zrozumienia dla przyjaciół.
- A co ty jesteś taki wspaniałomyślny? Czy zdanie egzaminu nie jest priorytetem?
Próbował go podpuścić, ale z Nejim nigdy nie było tak łatwo.
- Właśnie dlatego. Dobrze byłoby, żebyśmy jutro wszyscy skoncentrowali się na zadaniu.
Lee wzruszył ramionami.
- Zasady określają, że drużyna w pełnym składzie musi przystąpić do egzaminu, ale nie wszyscy muszą go ukończyć.
Nie wyobrażał sobie, żeby nie mieli wszyscy jednocześnie zostać chuuninami. Ale miał wrażenie, jakby Tenten za wiele o tym nie myślała.
- Wszyscy albo nikt - odpowiedział Neji, nie w formie życzenia czy polecenia, raczej stwierdzenia faktu.
To zabawne, że kiedy zaczęli naukę w akademii, Neji ze wszystkich z rocznika wyglądał na najmniej przydatnego w pracy drużynowej. Jeśli ktoś zaczął z nim rozmowę, pytał o klan i techniki, przez co wszyscy myśleli, że zadziera nosa. Ludzie czuli się onieśmieleni zaraz na wstępie i nie chcieli z nim gadać.
A teraz dotarli do drugiego etapu egzaminu tylko dlatego, że Neji nimi kierował.
Tenten sprawiała wrażenie, jakby jej przewidywania kończyły się na drugim etapie, zupełnie jakby nie mogła się doczekać wizyty na Demonicznej Pustyni. Raczej nie ekscytowały jej tak gigantyczne skorpiony, przed którymi ich ostrzegała. Ani te mniejsze, za to bardzo jadowite.
- A dlaczego dałeś jej czas do jedenastej? O czym można rozmawiać tyle godzin? - zapytał z ciekawością.
Neji niemal się uśmiechnął.
- Nie doceniasz naszej koleżanki. Z Suny co trzeci dzień przysyłała mi dziesięciostronicowe listy - oznajmił.
Lee poczuł się dotknięty.
- Ja dostawałem siedmiostronicowe. - Ponieważ kolega zbył tę uwagę wzruszeniem ramion, w którym jednak można było dopatrzyć się satysfakcji ze zwycięstwa na tym polu, dodał: - Ciekawe, ile stron mają wiadomości, które wysyła Gaarze.
- Idź spać, Lee.
Jednak Zielonej Bestii Konohy nie w głowie było spanie. Miał nadzieję, że pociągnie kolegę za język. Może dowie się, o czym Tenten pisała na tych trzech dodatkowych stronach.
- Jak myślisz, będą się całować?
Tym razem udało mu się wywołać u Nejiego reakcję. Trudno było zinterpretować, czy jest to bardziej strach czy niesmak. Pomieszanie jednego i drugiego. Na pewno pomyślał o Shukaku. Szybko opanował ten grymas.
- Lepiej znajdź sobie dziewczynę, Lee. Prawdziwą. A teraz: regeneruj siły. Czy jestem jedyną osobą w tej drużynie, która przejmuje się egzaminem? - Podsumował z niezadowoleniem.
Lee wcale nie uwierzył, że Neji się teraz przejmuje wynikiem egzaminu. Ziarno wątpliwości zostało zasiane i kolega nie zmruży oka. On też nie.
Na pewno będą się całować. Tenten jest do tego zdolna.
A ludzie myślą, że on jest szalony.
****
Jak pisałam universum jest kanoniczne, jednak kilka rzeczy "w środku" zmienię. Ze względów praktycznych i na potrzeby podkręcenia melo-dramatu. W przypadku wydarzeń z mangi zmienię obsadę w niektórych scenach.
Zaczerpnęłam fillerowy motyw z egzaminem na chuunina pomiędzy seriami, rebeliantami w Sunie i zamachem na Gaarę - ale nadam wydarzeniom trochę inny przebieg (usunęłam całkiem Fu z wydarzeń i sposób zamachu - chociaż nie powiem, fillerowy pomysł jest zabawny. Akatsuki potrzebowało 3 dni i 9 chłopa na wyciągnięcie Shukaku, a tutaj wyskoczył chłopaczek z dużym instrumentem i nadział dwa demony naraz (przepraszam, musiałam^^) I chciał zapieczętować je, nie wiem w czym... Coś gadali wcześniej o zamknięciu demona na chwilę w czajniku? ;).
Trochę pogrzebałam przy przebiegu Szczytu Pięciu Kage. Będą to znaczne zmiany, nie wiem, czy przypadną Wam do gustu, ale podporządkowuję warstwę przygodową potrzebom romansu. Gomen^^
W przyszły weekend mnie nie będzie, więc jeśli uda mi się dokończyć rozdział 5, będzie opublikowany w środę. A jeśli nie, to pewnie dopiero w kolejny weekend.
Kakashi chyba przejął się przepychanką słowną z Lin-lin ;) Mam nadzieję, że znajdzie jakieś kruczki.
OdpowiedzUsuńZaskoczyła mnie perspektywa Shizune i nadal zastanawiam się, czy technika pieczętująca jest OP w tym ff, czy jest wstępem do nauki jakiejś potężnej, zakazanej techniki.
"Obłędny rycerz" jednoznaczne skojarzenie z "Błędnym rycerzem" z Pottera :P
Niezwykle podoba mi się, że Tenten i Lee w inny sposób przeżywają śmierć Nejiego. Inni najwidoczniej już pogodzili się z tym, a oni nadal mierzą się z przeszłością. A Tenten to już nawet pada swojej przeszłości w ramiona ;)
Nigdy nie spotkałam się, żeby w prozie używać "unisono" w takiej sytuacji. Zazwyczaj było to coś w stylu "spytali równocześnie". I teraz tak się zastanawiam - czytam zbyt mało, czy nie jest to polecane.
Końcówka wygrywa :D Ach te pełne uczuć wiadomości od Gaary! No i genialny Lee i jego kreacja na ciekawskiego młodszego braciszka. Mam nadzieję, że ma rację i "Na pewno będą się całować." :D
Mnie też bawiły te podchody z wyciągnięciem Shukaku i drugiego demona. Może my nic nie rozumiemy? Może to była WSZECHPOTĘŻNA MANDOLINA ZAGŁADY?
Równowaga we wszechświecie musi być - kiedy ja robię sobie przerwę, Ty powinnaś być regularna ;) Trzymam kciuki za środę!
"Obłędnego rycerza" wzięłam właśnie z Haarego Pottera. Nie wiem, dlaczego :P
UsuńJeśli chodzi o unisono to masz absolutną rację, więc to zmieniłam. Słowo samo w sobie mi się podoba, ale w literaturze go nie widziałam ;)
Jeśli zaś chodzi o technikę - gomen, miałam odpisać pod poprzednim rozdziałem, ale w końcu to przeoczyłam - chcę tutaj zrobić coś w rodzaju unikalnej, ale nie zakazanej techniki. Generalnie cały motyw z matką Tenten i technikami pieczętowania wzięłam stąd, że szukałam sobie wyjaśnienia - jakim to sposobem Tenten mając potencjał na dobrą kunoichi i silnych partnerów w drużynie skończyła jako ekspedientka? Jedynym wyjaśnieniem jest, że Kishimoto po prostu nie chciało się dać jej po wojnie jakiegokolwiek stanowiska (czy w Boruto też tylko prowadzi sklep? Nóż się w kieszeni otwiera :D). Dla mnie jedynym wyjaśnieniem jest, że wpadła w depresję po śmierci ukochanego Nejiego i wyparowały jej ambicje, lub że bez drużyny 11. nie potrafiła się odnaleźć na misjach. Stworzyłam inną historię, w świetle której, gdyby nie zabrała się za nowe techniki, mogłaby skończyć jako ekspedientka. Nie wiem, czy nie przedobrzyłam z tym motywem, na ile on jest prawdopodobny z punktu widzenia całej mechaniki i historii w kanonie - ale postanowiłam go wykorzystać, bo pozwolił mi na dodanie pewnego dramatyzmu do wątku romansowego i rozbudowania ff o kilka rozdziałów.
Tak więc o technikach pieczętowania trochę będzie, ale nie chcę też dobudowywać Tenten jakichś uber umiejętności ani się zbyt wiele rozpisywać o technikach. Zwłaszcza, że mogłabym polec na tym polu.