25 kwi 2020

Rozdział 31. Pionki

Temari nie potrafiła skupić się na pracy. Jej myśli co chwilę uciekały w innym kierunku - i, co dziwne, nie miało to nic wspólnego ani z irytującymi przygotowaniami ślubnymi, ani z poczuciem zbliżającej się nieodwracalnej zmiany.
Gaara zachowuje się zbyt grzecznie. Budziło to jej zaniepokojenie, o wiele większe, niż gdyby lekkomyślnym zachowaniem zmusił ją do wdrażania w życie planu towarzyszenia mu w charakterze przyzwoitki. 
Wiedziała, że Tenten mogłaby spotkać w sali treningowej, z Kankuro albo samą, a Gaarę zastałaby w biurze - niezależnie od pory dnia, w której by się tam wybrała. Wiedziała też ponad wszelką wątpliwość, że się spotykają. Oboje zachowują się podejrzanie, są zanadto zadowoleni.
Wcześniej wydawało jej się, że gdyby Gaara romansował dyskretnie, ona zyskałaby spokój. Ale wcale tak nie było.
Wręcz przeciwnie, z każdym dniem rosło w niej poczucie, że ma do czynienia z bombą z opóźnionym zapłonem. Przecież Gaara nie wycofał swojego wniosku o urlop i pracuje więcej niż musi, tylko po to, żeby wyrwać się z wioski. Wolała nie myśleć, do czego są mu potrzebne dni wolne i piękne okoliczności przyrody, których nie ma w Sunagakure.
Zamierza zrobić z tego sprawę prywatną i postawić starszyznę przed faktem dokonanym.
To spowoduje, że Rada za wszelką cenę będzie go trzymać w wiosce, i albo oni wcześniej stracą środki, żeby go zmusić do posłuszeństwa, albo Gaara straci cierpliwość.
Powinna porozmawiać z Dziesiątką. Ale nie była gotowa ani na to, żeby się upokorzyć prośbą, ani na ryzyko trwałego konfliktu z Gaarą.
Na szczęście, ma trochę czasu, żeby to przeanalizować. Nie musi podejmować decyzji z dnia na dzień.
Temari nie lubiła, gdy jej przeszkadzano w pracy bez ważnego powodu. Mimo to, tym razem niemal się ucieszyła, gdy rozległo się pukanie do drzwi i do gabinetu wszedł dyżurujący chuunin.
- O co chodzi? - zapytała surowym tonem, gdyż podwładni powinni wiedzieć, że bez powodu jej się nie przeszkadza.
- Tekidan-san prosi, by go zapowiedzieć - powiedział chłopak z bardzo niewyraźną miną. Sprawiał wrażenie uczniaka, który wywołany do odpowiedzi ledwie powstrzymuje się, by z nerwów nie przestępować z nogi na nogę.
Ona poczuła się podobnie zestresowana, ale nie mogła tego okazać.
- Ojciec czy syn? - zapytała, nie wiedząc, która odpowiedź powinna ją bardziej zdziwić. Ale przywódca Rady jouninów by się tutaj nie fatygował, niemal jawnie okazywał jej lekceważenie. Musiał przysłać syna. - Niech wejdzie - zreflektowała się. Jak tylko chuunin zniknął za drzwiami, wstała zza biurka. Nie chciała sprawiać wrażenia urzędniczki. Natychmiast jednak pomyślała, że przyjmując gościa w ten sposób, okaże zbyt wielką uprzejmość, jakby była niższa rangą. A na dodatek zniweluje dystans zawodowy.
Chociaż wiedziała z góry, że to nie jest wizyta służbowa, nawet jeśli na taką wygląda. W sprawie zawodowej shinobi przyszedłby do Gaary, albo ostatecznie do Kankuro.
Naoki Tekidan, niedoszły pretendent do jej ręki, był całkiem przystojnym, wysokim mężczyzną. Brakowało mu jednak nieco pewności siebie, także w tym momencie, co było aż nadto widoczne, gdy wszedł do pomieszczenia. Zatrzymał się tuż przy drzwiach i pokłonił się nieco niżej, niż wymagały tego zasady. Temari pomyślała, że arogancki w niektórych sytuacjach shinobi najwidoczniej trochę się jej boi, ale - nietypowo - nie wzbudziło to jej satysfakcji.
Zamierzała zadać mu jakieś bezosobowe i ściśle zawodowe pytanie, ale wszelkie pomysły wyparowały jej z głowy, gdy zauważyła, że Naoki coś ze sobą przyniósł - w jednej ręce miał butelkę sake, a w drugiej ozdobne pudełko.
Przypomniał sobie o tej niedogodności  i podszedł do biurka.
- Temari-san, mój ojciec pragnie złożyć gratulacje z powodu twych zaręczyn i nadchodzącej ceremonii zaślubin.
Podejrzewała, że Naoki musiał się nagłowić, jak z tego wybrnąć. Tekidanowie byli jedynym rodem, od którego nie otrzymała tradycyjnych gratulacji z okazji zaręczyn. Dziesięć miesięcy temu. Na ślubne było jeszcze za wcześnie. Sądziła, że ich także nie otrzyma. Uraziła zarówno dumę, jak i ambicje człowieka, który uważa się za najważniejszego wśród jouninów, i który liczył, że będzie mieć w wiosce więcej do powiedzenia niż starszyzna. Tylko, żeby tak się stało, musiałby wżenić w ich rodzinę syna. A ona zaręczyła się dość wcześnie, by nie dać mu na to szansy, i nie obrazić szlachetnego klanu odmową.
Teraz Tekidan postanowił okazać dobrą wolę, i elementarną uprzejmość.
Wcale jej to nie ucieszyło.



Kankuro, przemierzając korytarz w siedzibie administracji, nie spodziewał się, że tuż przed drzwiami swego gabinetu natknie się na siostrę. Na dodatek, rozwścieczoną jak osa.
- Gdzie się szlajasz? - zapytała na powitanie, z właściwym sobie wdziękiem.
Gdyby wspomniał, że rozmawiał z Gaarą, zapewne nie poprawiłby jej humoru. Mógłby co najwyżej usłyszeć, że jak zwykle jest przeciwko niej. Tak więc, zamiast udzielić konkretnej odpowiedzi, wzruszył ramionami.
- Nie pali się, robota nie ucieknie - oświadczył.
Temari prychnęła ze złością. 
Usłyszała kroki na korytarzu i chyba to ostudziło nieco jej złość, co nie znaczyło, że przywróciło zdrowy rozsądek.
Zupełnie niespodziewanie, Temari szarpnęła drzwi do gabinetu - do jego gabinetu, należałoby nadmienić - i wepchnęła go do środka, po czym weszła za nim i zatrzasnęła drzwi.
Kankuro czuł się nieco oszołomiony, gdyż nie przywykł do takiego traktowania, nawet ze strony starszej i nerwowej siostry. Tylko elementowi zaskoczenia należało przypisać fakt, że mistrz marionetek pozwolił sobą rzucać jak lalką.
- Mamy problem - oświadczyła Temari, nie zwracając uwagi na jego oburzoną minę. - Mówiłam, że Gaara, działając tak jawnie, prowokuje radnych. No, i się doigrał. 


Yumi, wchodząc do gabinetu Kazekage, czuła się trochę niepewnie. Bardziej, niż poprzednim razem. 
Może dlatego, że wtedy liczyła na więcej. Teraz, choć z jednej strony podjęła decyzję, czuła jakby kapitulowała.
Ale chciała ułożyć sobie normalne relacje z Gaarą, nawet jeśli będzie to ją kosztować.
Nie była pewna, jakiego spodziewać się przyjęcia, bo choć Gaara poprzednio był dla niej uprzejmy, to jednak miała wrażenie, że wcale nie miał ochoty z nią rozmawiać. On jednak nie dał jej odczuć, że nie jest mile widziana, przeciwnie. Nawet wstał, żeby odsunąć jej krzesło. Zanim usiadła, położyła na blacie biurka torebkę z ciastkami.
- Rozumiem, że podjęłaś decyzję? 

Ogród przy kaplicy Słońca, kilka dni wcześniej 
Dla Yumi kaplica była niemal ulubionym miejscem w wiosce. Lubiła patrzeć w blasku świec na posąg bogini i czuć obecność dobrych duchów.
Tym razem jednak była rozzłoszczona. Nie spodziewała się spotkać Naomi modlącej się przed ołtarzem - szczerze wątpiła, czy kapłanka wyznaje jakichkolwiek bogów, poza własnym ego. A już zwłaszcza nie sądziła, że zacznie tutaj przyprowadzać swoją siostrę. Jej rodzina uchodziła za niereligijną, tylko ojciec przychodził regularnie do kaplicy - i to chyba tylko po to, żeby się pokazać, poprawić sobie notowania u starszyzny. Narin i Naoki nie przychodzili się modlić wcale, nawet w święta.
Yumi czuła, że niepotrzebnie wdała się w pyskówkę, tym bardziej, że wcale nie czuła się przez to lepiej. Ale zawsze krew ją zalewała, kiedy Naomi zwracała się do niej per córko rolnika. Nikt inny tak się do niej nie zwracał.
Usiadła na ławce i próbowała się uspokoić. Kiedy zauważyła Gaarę, poczuła się tylko gorzej.
Nawet gdyby nie to, że on nigdy nie przychodził bez powodu do kaplicy, wiedziałaby, że przyszedł się z nią rozmówić. I nie spodziewała się po tej rozmowie niczego dobrego.
Wyrzucała sobie teraz, że jest taka niecierpliwa. Po ostatniej rozmowie wiedziała, że Gaara nie jest pewny jej intencji. I zupełnie słusznie. Byłoby dla niego wygodne, gdyby nie żywiła do niego żadnych uczuć, gdyby jedynie szukała u niego protekcji. Miała wrażenie, że czuł się pewnie, dopóki uważał, że interesownie oczekiwała od niego, żeby ją chronił, jako Kazekage, nie widząc w nim mężczyzny. Albo nawet, nie widząc człowieka.
Gaara nie chciał jej oczywiście urazić, ale też nie dowierzał w deklarację przyjaźni, dlatego chciał kilku dni na zastanowienie, na jakich zasadach mogliby utrzymywać relacje. Oczywiście, że potrzebował czasu, żeby wymyślić wiarygodny pretekst, by ją od siebie odsunąć. Oczywiście, że powinna działać.
Ale, z niecierpliwości i z ciekawości, zrobiła najgłupszą rzecz, jaką mogła. Sama dała mu pretekst, żeby mógł odrzucić - nie do końca szczerą, to prawda - propozycję koleżeńskiej relacji.
- Wiem, co możesz myśleć - odezwała się pierwsza, kiedy Gaara do niej podszedł. - Ale nie mam złych zamiarów i nie zamierzałam… nikogo zaczepiać. Tylko…
Nie wiedziała, jak dokończyć to zdanie. Przyznanie, że poszła do dzielnicy, w której nigdy nie bywała - bo nie miała po co - żeby sobie obejrzeć jego wybrankę, było tak czy inaczej pogrążające.
Wiedziała, że się pogrążyła, kiedy zauważyła męża Hanako. On, oczywiście, uważa się za najbliższego przyjaciela Gaary i musiał mu o tym donieść. A Yumi zdawała sobie sprawę, że jej intencje nie mieszczą się w definicji przyjaźni i nie zdoła tak się wytłumaczyć, żeby ukryć, co naprawdę nią kierowało.
Nie odważyłaby się zaczepić kunoichi z Konohy, ale pragnienie zobaczenia, z kim przegrywa - czy też raczej, na ile niebezpieczna jest konkurencja - było zbyt silne, by mogła się powstrzymać. Teraz, gdy kapłanki otrzymały wolność osobistą i swobodę przemieszczania się po całej wiosce, nie mogła nie skorzystać z okazji.
Poczuła wtedy rozczarowanie. Miała poniekąd nadzieję, że dziewczyna, którą Asu tak bardzo chciała sprowadzić z Konohy i która nagle pochłonęła całą uwagę Gaary, okaże się wyjątkową pięknością. To by stwarzało szansę, że Gaara zauważył ją teraz. Mężczyźni lecą na ładne kobiety, wiedziała to aż za dobrze. Ale sama uroda nie wystarczy.
Jednak obca dziewczyna z Liścia wydawała się zupełnie zwyczajną kunoichi, typową. Takich dziewczyn tutaj jest wiele.  
To odkrycie było wystarczająco przygnębiające. Nawet gdyby Korobi nie doniósł na nią Gaarze, musiałaby uznać swoją porażkę.
Jednak rozczarowanie Gaary było gorsze niż złość.
- Nie mam złych zamiarów - powiedziała.
Gaara usiadł obok niej. Nie widać było po nim zdenerwowania.
- Wiem, co powiesz. - Nie miała śmiałości na niego spojrzeć, ale nie miała też odwagi milczeć i pozwolić, by się odezwał. - Że jestem dziecinna. I nie wiem, co to miłość. 
- Yumi. - Kiedy Gaara wypowiedział jej imię, jednak na niego spojrzała. - Nie wiem, co masz w głowie. Tym bardziej nie wiem, co czujesz. Jedno, co wiem na pewno, to że kilka miesięcy temu każda z was dostała wybór, co chce zrobić ze swoim życiem. A ty nie zdecydowałaś. 
- Może naiwnie czekałam, aż mnie pokochasz.
- Czekasz, żeby nie musieć wybierać, bo jesteś przyzwyczajona, że inni decydują za ciebie. Ale teraz to się musi zmienić.


Teraźniejszość
- Mam tylko jeden problem. Wiem, że nie chcę zostać w świątyni, ale nic innego, poza modleniem się i rękodziełem, nie umiem robić.
Gaara słuchał jej uważnie, jednak była przekonana, że się z nią nie zgadza.
- Może tylko tak ci się wydaje. Nie wiesz, co potrafisz robić, bo wielu rzeczy nie próbowałaś.
- Teraz mam okazję próbować, bo, o ile się orientuję, brakuje wam urzędników.
Wyglądał na zaskoczonego.
- I to jest to, czym chciałabyś się zająć?
Yumi wzruszyła ramionami, udając, że jej przesadnie nie zależy.
- Zawsze mogę spróbować.
- W takim razie najpierw musisz porozmawiać z Asu. Następnie z Hanako. 
Yumi nie darzyła sympatią Hanako - nigdy, a już zwłaszcza po tym, gdy dziewczyna się wyłamała przed szereg - ale złapała się na myśli, że z nią będzie o wiele łatwiej się dogadać, niż z Najwyższą Kapłanką.
Tak naprawdę, myśl o tym, że Asu nie będzie już jej przełożoną, była jednym z najlepszych argumentów, by opuścić świątynię. Lepszym powodem było tylko to, że pracując dla wioski, będzie miała szansę częściej widywać Gaarę.
- Czyli Hanako teraz aktywnie uczestniczy w planie przywracania obywatelom wolnego wyboru? - Zapytała. Nie wiedziała jeszcze, co myśleć o tym, że była kapłanka ma coraz większe znaczenie w wiosce. Dobrą rzeczą było jednak to, że Hanako nie sprawiała wrażenia kogoś, kto długo chowa urazę. - Będę pracować tutaj?
- Nie. Raczej w archiwum. - Miała wrażenie, że Gaara chce jej coś dać do zrozumienia, gdy przysunął w jej kierunku torebkę ze świeżo upieczonymi ciastkami. - Zabierz je.
-  Chciałam, żebyś miał słodycze do kawy.
- Myślę, że dyżurni bardziej je docenią.


W tym samym czasie
Kankuro, choć nie lubił bezczynności, a grzebanie w papierach było wbrew jego naturze, siedząc za biurkiem we własnym biurze czuł przewagę nad rozmówcą.
Jednak to nie dotyczyło sytuacji, gdy po drugiej stronie biurka siedziała jego starsza siostra. Zawsze była krok przed nim, zawsze bardziej domyślna i zapobiegliwa. Ale tym razem chyba przekombinowała.
- Temari. Zaproszenie na obiad… naprawdę, nie jest jednoznaczne.
Temari popatrzyła na niego z ukosa, trochę karcąco. Natychmiast poczuł się jak dzieciak, który coś przeskrobał, tylko jeszcze o tym nie wie.
- Doprawdy? To przypomnij mi sytuację, kiedy któryś ze szlachetnych rodów zaprosił nas we własne progi. I to oficjalnie. Bo ja przypominam sobie tylko jedną. Ślepym trafem, to były te same progi.
- Dobrze skrywana sympatia - odpowiedział, próbując wykazać się poczuciem humoru, choć zdawał sobie sprawę, że nie ma argumentów w tej dyskusji. - To jest nielogiczne. Gdyby Tekidan chciał poświęcić córkę, żeby dorwać się do władzy, zrobiłby to już dawno.
Temari przymrużyła oczy jak drapieżna kotka.
- Poświęcić - powtórzyła. - I to ty jakiś czas temu zarzucałeś mi, że mam zbyt krytyczny stosunek do instytucji małżeństwa.
- Zdecydowanie zbyt krytyczny, jak na przyszłą oblubienicę - odpowiedział, nie szczędząc jej złośliwości. Zmienił jednak ton na poważniejszy, bo ten temat wcale go nie śmieszył. - Przecież Narin to twoja koleżanka, więc wiesz, o czym mówię. Ona boi się Gaary. Jak każdy w tej wiosce, kto sześć lat temu był w służbie czynnej i widział skutki jego akcji. 
 Temari zawahała się.
- I twoim zdaniem Tekidan się z tym liczy?
- Narin to jego ukochana córeczka, nieba by jej przychylił. Nie wiesz o tym? Poza tym, gdyby był tak bezwzględny, jak go o to posądzasz, z takim poparciem jakim się cieszy wśród jouninów, mąciłby już wcześniej. Jest ambitny, ale to nie jest typ człowieka, który rozgrywa pionki.
Temari przygryzła wargi.
- Skoro tak mówisz.
Sprawiała wrażenie zirytowanej. Zapewne nie podobało jej się, niebezpośrednie, ale jednak oczywiste uświadomienie, że słabo zna jouninów z najwyższej rady, bo do pewnych rzeczy w wiosce, jako kobiety, nigdy jej nie dopuszczano.
- Pozwól, że ja ci coś uświadomię, braciszku - powiedziała z przekąsem. - Narin dla własnego widzimisię nie bujałaby się teraz po modystkach, kosmetyczkach i… posłuchaj, bo to jest w tym najlepsze… Nie chodziłaby codziennie modlić się do kaplicy, jak gorliwa wyznawczyni bogini Słońca. Ktoś nią kieruje. Jeśli nie tatuś, to kto?
- Ktoś, kogo nie widać, a kto będzie mieć korzyść z wyniesienia jej na wyższą pozycję w wiosce.
Temari przewróciła oczami.
- Tylko jej rodzina na tym skorzysta. Nie tak znowu liczna. I możesz mi wierzyć na słowo, że w tym wszystkim Naoki jest niczego nieświadomym pionkiem. 
- Jesteś pewna? Jeśli uraziłaś jego dumę, nie widzę lepszej metody na zemstę, niż podsunąć Gaarze swoją siostrę.
Temari prychnęła.
- Och, naprawdę? Ty byś na jego miejscu tak zrobił?
Kankuro zastanowił się.
- Gdybym potrzebował ustawionej wysoko figurantki, żeby nią sterować, możliwe. Może więc Naoki za nieporadnym sposobem bycia ukrywa ambicje i rozum.
Temari ściągnęła usta w wąską kreskę. Z pewnością uważała, że za dobre zna się na ludziach, by nie zauważyć w najbliższym otoczeniu dwuznacznych intencji.
- Na pewno ma rozum. Ale talent do manipulacji? Nie sądzę. Ktoś tu szuka korzyści, ale nie jest to Naoki.


Słońce znajdowało się bardzo wysoko na niebie. Przed siedzibą administracji nie było nikogo.
Yaoki miał świadomość, że wychodząc na zewnątrz w porze najwyższej spiekoty minimalizuje ryzyko, że ktoś usłyszy rozmowę. Jednocześnie nie sprawia wrażenia, jakby omawiał coś tajnego. Chociaż zupełnie naturalnym byłoby się schować w cieniu, bo w takich warunkach nikt nie czuje się komfortowo, a po kilku minutach można zacząć nienawidzić pustyni.
Dla niego jednak to nie była okoliczność niesprzyjająca.
- Mam wzrastające wrażenie, że czymś cię kiedyś uraziłam, i za wszelką cenę chcesz się odegrać - powiedziała Tenten.
Zawsze była szczera. Cenił to w niej. Podejrzewał też, że to w pierwszej chwili spodobało się w niej Gaarze. 
Tenten jest dziewczyną, która może się podobać. I taką, którą szybko można polubić. Yaoki nie był przekonany, czy to dla niej dobrze. Sprawiała wrażenie zbyt sympatycznej, żeby wśród sunijczyków budzić szacunek. Żeby zyskać szacunek, lepiej, niż sympatię, jest budzić strach.
- Po prostu nie chciałbym, żebyś kiedyś żałowała pochopnych decyzji - odpowiedział. - A będziesz żałować, jeśli Gaara z twojego powodu straci rzeczywistą władzę. Albo nawet stanowisko.
Nie był zdziwiony, że popatrzyła na niego wyzywająco.
- Twoim zdaniem Gaara tak wysoko ceni władzę? A może jej potrzebuje?
Z tonu, jakim się do niego zwracała, łatwo było wywnioskować, że spodziewa się ataku. Nie taki był jego zamiar. Wiedział, jakiej wówczas mógłby się doczekać reakcji - kontrataku.
- Myślę, że jesteś tu wystarczająco długo, by zauważyć, że to wioska Piasku potrzebuje Gaary. Ale starszyzna może być zbyt dumna, by to przyznać. Jeśli zaś pozwolą mu się wyłamać i dokonywać osobistych wyborów, na jakie żaden kage Wiatru się nie odważył, dokładnie to przyznają. Że Piasek potrzebuje Gaary bardziej, niż on potrzebuje Piasku.
- Twoim zdaniem to nieprawda.
- Moim zdaniem Rada nie pozwoli sobie na takie upokorzenie. Cały czas uważają, że okazali mu łaskę pozwalając kierować wioską. 
Tenten popatrzyła na niego z zastanowieniem. Doskonale zdawał sobie sprawę, że dziewczyna czuje się nieco zdezorientowana, bo nie wie, do czego on zmierza.
- I twoim zdaniem to jest w porządku?
Spodziewał się takiego pytania. Potrząsnął głową.
- Świat nie jest w porządku. Wiele rzeczy nie funkcjonuje tak, jak powinno. Rzecz jednak w tym, że w Sunie wszystko jest na najlepszej drodze. Żołnierze, cywile, nawet Rada… zaakceptowali Gaarę. Nigdy jednak nie uważali go za jednego z nas, i nie będą za takiego uważać. Gaara ma zbyt jasno ukształtowane poglądy na to, co jest dobre, a co złe. I do nich się stosuje, nie raz wyłamując się poza nasze tradycje i religię. Ludzie to akceptują, ale… U nas nie ma zwyczaju, by kage wiązał się z kimś z zewnątrz. A w przypadku Gaary to jest nawet ważniejsze. Niech przynajmniej ma przy sobie kobietę, która rozumie naszą kulturę, bo w niej wyrosła.
Do Tenten z pewnością dotarła siła jego argumentów, bo z jej spojrzenia zniknęła bojowość. Obejrzała się za siebie, na wejście do siedziby administracji.
- Kogoś, jak ta dziewczyna?
- Kapłanka? Kapłanki były narzędziami do kontrolowania elit i władzy, więc zadbano, by same nie miały na nic wpływu. Żadna z nich nie nadaje się na żonę, a już na pewno nie na żonę dla kage - odpowiedział szczerze. Nie widział powodu, by kłamać, choć zdawał sobie sprawę, że gdyby próbował wyzyskać fortunne dla niego pojawianie się Yumi w siedzibie, mógłby osiągnąć bardziej oczywisty efekt. Wolał jednak przemówić Tenten do rozsądku, a nie do emocji. - Yumi jest córką rolnika. Jest obca. I pewnie dlatego Gaara ją lubi. Odpowiadając na twoje pytanie: nie, Gaara nie potrzebuje władzy. Ale niezbędne dla niego jest czuć się potrzebnym. I to też jest powód, by związał się z dziewczyną, z którą może się legalnie ożenić, która utrwali jego więzi z wioską, zamiast je osłabiać.
Tenten próbowała się złośliwie uśmiechnąć, ale jej to nie wyszło. Sprawianie jej przykrości nie było dla niego przyjemne. Ale zdawał sobie sprawę, że jest jej przykro, bo przemawiają do niej racjonalne argumenty.
Wioska Piasku potrzebuje zmian, i potrzebuje, by były one trwałe. Tenten stałaby na przeszkodzie trwałości tych zmian. Był o tym przekonany - nie od początku, ale musiał zgodzić się z kapłanką, że korzyść osobista nigdy nie może przesłonić racji stanu.
- Wydaje mi się, że gdybyś naprawdę był przyjacielem Gaary, jemu byś to powiedział. Nie mnie.
Yaoki skinął głową.
- Może nie najlepszy ze mnie przyjaciel, ale dobry obserwator. Gaara zawsze miał do ciebie słabość. Nawet wtedy, kiedy w co drugim twoim zdaniu byli Lee i Neji. Nie zmienia to faktu, że odsunął cię od siebie, kiedy objął stanowisko Kazekage. I wtedy, kiedy Madara wypowiedział nam wojnę. - W tym drugim przypadku, zgadywał. Gaara, nawet jeśli komuś by się zwierzał, to nie jemu. Ale przed wojną potrzebował zaufanego złotnika, który oprawiłby pierścionek. Pewnie nic z tego nie wyszło, bo nie zdecydował się oświadczyć. Bogini go ustrzegła przed popełnieniem potencjalnie kosztownego błędu.
- Gaara zdawał sobie sprawę. że słabość do ciebie mogła zaszkodzić jemu, i mogła zaszkodzić wiosce. W swojej naiwności, sądzi, że jego notowania wzrosły i nic nie zaszkodzi teraz. Ale polityka to wojna, tyle tylko, że używa się w niej innej broni. Wciąż można bardzo dużo stracić.
- Czyli chcesz, żebym się stąd wyniosła. - Tenten znów popatrzyła na niego hardo, a w jej głosie brzmiała niemal wrogość. Wyglądało to jednak jak źle dopasowana maska. 
- Żebyś podjęła decyzję, której nie będziesz żałować, Tenten. Domyślam się, że skoro nie wystraszyłaś się Asu ani nieżyczliwych spojrzeń na symbol Konohy na twoim ochraniaczu, nie boisz się plotek ani krytyki. Ale czy nie boisz się, że pewnego dnia zauważysz, że z egoistycznych pobudek zniszczyłaś Gaarze życie?


Trochę później
Tenten przez chwilę zadawała sobie pytanie, czy Yaoki wcześniej zastanawiał się nad tym, co chce jej powiedzieć. Jeśli nawet, to chyba tego za dobrze nie przemyślał.
Jego pomysł opierał się na tym, by poczuła się źle - w spiekocie słońca, ale też we własnej skórze. Nigdy wcześniej nie sądziła, że symbol wioski Liścia na jej ochraniaczu ma dla Yaokiego tak duże znaczenie. A jednak, ma. Asu zdecydowanie nie pomyliła się, uważając, że sunijczycy, chociaż szanują Konohę, to jej mieszkańców nie lubią.
Nie uważała Yaokiego za kłamcę ani za manipulatora, i nawet nie miała do niego pretensji, że próbował grać na jej uczuciach. Ani o to, że na jakimś poziomie dążył, by poczuła się gorsza. 
Wbrew temu, co twierdził, ewidentnie chciał, żeby się stąd wyniosła. Argumenty, którymi się posłużył, pewnie bardziej by ją dotknęły, gdyby brała pod uwagę taką możliwość - skapitulować i odsunąć się. Ale nie może tego zrobić, skoro obiecała Gaarze, że zostanie.
Yaoki, w swojej przemowie z pozycji lokalnego patrioty, najwyraźniej zapomniał o czymś, o czym ona doskonale pamiętała - że kiedy Akatsuki zaatakowało Sunę i uprowadziło Gaarę, sunijscy patrioci nie ruszyli się z miejsca. Jedni zostali po to, by bronić granic przed nieistniejącym wrogiem, a inni radzili nad wyborem Szóstego.
Wtedy Gaara mógł liczyć tylko na Kankuro i Temari. Tenten miała nadzieję, że zupełnie inaczej jest teraz - ale to była tylko nadzieja. Zaczynała wątpić, czy shinobi w Sunie dbają o coś innego niż o siebie i własne dobre samopoczucie.
Na dodatek Yaoki, który świadomie chciał jej udowodnić, że to ona może bardzo zaszkodzić Gaarze, mimowolnie jednak powiedział coś, co przyciągnęło jej uwagę.
Coś, co powinno ją zastanowić już dawno, i pewnie by zastanowiło, gdyby nie odsuwała od siebie tematu, o którym nic nie chciała wiedzieć.
Asu aż paliła się do tego, by jej opowiadać, jakich praktycznych umiejętności uczyły się służebnice bogini Słońca, a Hanako podzieliła się z nią kulturowymi aspektami sformalizowanej prostytucji. Jednak żadna z nich nie zdradziła tego, co było najważniejsze i jednocześnie najbardziej odrażające.
Yaoki, budząc jej podejrzenia nieopatrznie użytym sformułowaniem narzędzia, jednocześnie udzielił cennej informacji.
Yumi nie jest z Kraju Wiatru i nie ma w rodzinie shinobi, ani sunijskiego patriotyzmu we krwi. Ją najłatwiej będzie przycisnąć.

Wioska Piasku, 5 lat wcześniej
Słońce już zniknęło za horyzontem i nad Sunagakure szybko zapadał zmierzch, gdy Tenten dotarła na szczyt jednego z najwyższych budynków w osadzie - miejsca, które zawsze w myślach nazywała dachem Gaary, choć już od dawna była to przestrzeń wspólna. Spotykali się tutaj co wieczór, chociaż nigdy się nie umawiali.
- Już myślałem, że nie przyjdziesz - powiedział, kiedy usiadła obok niego.
W pierwszej chwili chciała odpowiedzieć, że pewnie nie powinna była tu przychodzić, lecz zamiast tego pakować się na jutrzejszą podróż. Ale wiedziała, że mogłaby go tym zranić. To byłby prymitywny sposób na odegranie się, na dodatek wcale nie przyniósłby jej satysfakcji.
Było jej przykro, że Gaara samowolnie podjął decyzję, by wracała do Konohy już teraz. Tym bardziej przykre, że potrafił bez ogródek powiedzieć, że jej obecność zaczęła mu przeszkadzać. 
Wiedziała jednak, że takie szorstkie i obcesowe słowa nie wynikały z tego, że chciał ją zranić. Ani z tego, że nie darzy jej sympatią.
Po prostu teraz spadło mu na głowę wiele obowiązków. I tak nie miałby dla niej czasu.
Przeszkadzałaby. Przyzwyczaiła się do tego, że ma Gaarę dla siebie, ale przecież jego czas nie należał do niej. Gaara dostał teraz szansę, żeby zbudować tyle innych więzi, i powinna się z tego cieszyć.
- Byłam urażona, ale po przemyśleniu myślę, że masz rację. Powinnam wracać do domu.
Gaara nawet na nią nie popatrzył, wydawało się, że jego uwagę pochłania pogrążająca się w mroku wioska.
- Sądziłem, że przede wszystkim chcesz wrócić do domu. Do przyjaciół.
Nie mogłaby zaprzeczyć takiemu postawieniu sprawy. Ale prawda była o wiele bardziej skomplikowana.
Chociaż wydawało jej się, że dobrze rozumieją się z Gaarą, czasami miała wrażenie, że nigdy nie będzie w stanie rozszyfrować, co on tak naprawdę myśli. Temari może mieć rację - może Gaara nawet nie lubi jej samej w sobie, nie wybrał przecież, żeby się z nią przyjaźnić. Miał do wyboru, spędzać wieczory z nią albo samotnie. 
Chciała wrócić do Konohy, tam wiele rzeczy na nią czekało. Ale bała się, że jeśli zniknie Gaarze z oczu, zniknie też z jego głowy. Ta obawa powodowała, że w pierwszej chwili miała ochotę wynieść się bez pożegnania. Bo gdyby opuściła Sunagakure ze złością, to może ta złość by już w niej została. Bez złości bardzo szybko zacznie tęsknić.
- Myślisz, że znajdziesz czas, żeby… przeczytać list, jakbym do ciebie czasem napisała? - spytała.
Nie była pewna, czy się tym za bardzo nie narzuca. Nie mogła jednak liczyć na to, że Gaara pierwszy do niej napisze. Pewnie by mu to nawet nie przyszło do głowy.
Spojrzała jednak na bransoletkę przyjaźni, którą miał na nadgarstku, i to dodało jej odwagi.
Dała mu tę bransoletkę niedawno, i aż za dobrze pamiętała, że nie chciał jej przyjąć, ponieważ we własnym przekonaniu naraził jej życie, a przyjaciół się nie naraża. Mimo wszystko, teraz ją nosi. 
- Będzie mi bardzo miło, jeśli czasem do mnie napiszesz - powiedział.
Uśmiechnęła się, chociaż nawet i z tą deklaracją było jej smutno.
- Tenten. - Poczuła na sobie wzrok Gaary, jeszcze zanim się odezwał. - Uważaj na siebie.
Wahała się przez chwilę, ale w końcu pozwoliła sobie wziąć go za rękę. Dopiero od niedawna mogła go dotknąć, tak jak może dotknąć Lee i Nejiego. Wydawało jej się szalenie niesprawiedliwe, że właśnie teraz musi wyjechać z Suny. Ale z drugiej strony, zostając, w niczym by nie pomogła.
- Ty też uważaj. Zwłaszcza na ludzi, którzy nie są tobie życzliwi.

Teraźniejszość
Yumi opuszczała siedzibę administracji w kiepskim humorze. Towarzyszyło jej poczucie porażki. Gaara wysłał ją do Asu i Hanako, co znaczyło, że nie będzie z nią pracować.
I na dodatek dyżurny chuunin zjadł wszystkie ciastka, które piekła całe przedpołudnie. 
To było najbardziej dołujące. Chciała zrobić dla Gaary coś miłego i nie potrafiła zrozumieć, dlaczego nigdy, ani razu, nie przyjął od niej słodyczy.
Wychodząc z budynku administracji, być może za mało zwracała uwagę na otoczenie, bo sylwetka kunoichi wyrosła przed nią jak spod ziemi.
Choć może nieuważność nie miała tu nic do rzeczy. Oni zawsze wyrastają jak spod ziemi. To jej nie zaskoczyło.
Zaskakujące było, że trafiła akurat na nią.
To niespodziewanie dobry zbieg okoliczności. Przez wiele miesięcy domyślała się, że Gaara ma kogoś w sercu, i teraz, kiedy wiedziała to na pewno, była zwyczajnie ciekawa, jaka ona jest. Czy da się z nią porozmawiać.
Tyle, że mając okazję, nie za bardzo wiedziała, co powiedzieć. 
- To ty - wydukała w końcu. Brunetka w stroju treningowym, tym razem bez ochraniacza z symbolem Konohy na czole, przyglądała jej się z neutralnym wyrazem twarzy, ale jej spojrzenie wydawało się groźne. - Cóż, ja… Miło mi cię poznać.
- Nie wiem, czy mogę powiedzieć to samo. To zależy. - Jej miły głos wcale nie pasował do wrogiego tonu. Mimo zupełnie niepodobnej aparycji, kunoichi przywiodła jej na myśl Temari. Może dlatego, że sprawiała wrażenie kogoś, kogo lepiej nie denerwować.
- Od czego?
- Szpiegowałaś Gaarę. Na czyje zlecenie?

11 kwi 2020

Rozdział 30. Karty na stole

Nie potrafiła się zdecydować, którą część Gaary lubi najbardziej.
Mogły to być oczy, uważne i przenikliwe. Albo głos, ponieważ Gaara był oszczędny w słowach, ale mówił rzeczy ważne. Lubiła też jego dłonie, chociaż czasami używał ich, by odwrócić jej uwagę. 
Tak, jak teraz.
Postawił na stoliku tacę i usiadł obok niej na sofie.
Na dworze było jeszcze ciemno, kiedy się obudziła, a Gaara już robił śniadanie i - oczywiście - kawę. Ona poszła pod prysznic, ale nie ubrała się w dzienne ciuchy, czego poniekąd żałowała. Miała na sobie tylko szlafroczek, więc dłonie Gaary bez przeszkód przesuwały się po jej udach.
Nie przeszkadzałoby jej to, gdyby nie świadomość, że to zagrywka taktyczna, mająca na celu rozproszyć jej uwagę.
- Mówię poważnie - oświadczyła, choć nie zabrzmiało to tak stanowczo, jak chciała. - Mógłbyś rozpieszczać mnie trochę mniej, i dać mi szansę, żebym dla odmiany ja zadbała o ciebie.
Zakładała, że nie musi dodawać, że nie mówi jedynie o kolacji, śniadaniu i kawie. Ani nawet o najprzedniejszym winie.
Gaara popatrzył na nią, ale nie przestał muskać palcami wewnętrznej strony jej uda.
- Dbanie o mnie możesz zacząć od zrzucenia zbędnego odzienia, za którym się chowasz, króliczku. Wtedy, przynajmniej przez chwilę zamiast dotykać, popatrzę. 
Tenten pokręciła głową, uważając te słowa za lekką kpinę.
- No proszę, a ja myślałam, że wszystko wolisz robić sam.
Gaara uśmiechnął się lekko i przeniósł ciężar ciała na oparcie kanapy, jednocześnie nieco się od niej odsuwając.
- Nie wszystko. Mam rączki tutaj - powiedział, wysuwając otwarte dłonie przed siebie. Patrzył na nią wyczekująco, co bez wyraźnego powodu ją rozzłościło. Miała wrażenie, że Gaara traktuje jej opory przed nagością jak rodzaj kulturowej bariery wynikającej z pochodzenia. Nie, żeby nie mógł mieć racji. Ale nie widziała obiektywnego powodu, by jego swoboda, z której można było wnioskować, że w ogóle nie potrzebował ubrania, uchodziła za przejaw wyższości tutejszej kultury nad konoszańską pruderią.
Nie raz słyszała, jak sunijczycy określali Konoszan pruderyjnymi, choćby dlatego, że nie uznają pomysłu koedukacyjnych łaźni.
- Oglądałem cię nago, Tenten. Muszę założyć opaskę na oczy, żebyś zechciała się przede mną rozebrać?
Przyszło jej do głowy, że jeśli Gaara lubił, by dziewczyny się przed nim rozbierały, z pewnością miały atrakcyjniejsze ciała - ale oczywiście tego nie powiedziała. Zachowała także dla siebie komentarz, że zanim zacznie ją naprawiać, mógłby przyjrzeć się własnej obsesji na punkcie kontroli.
Miała wrażenie, że Gaara bardzo się pilnuje, żeby nie stracić panowania nad emocjami, zwłaszcza wtedy, kiedy sprawiał, że ona odpływała. Po kilku nocach zaczęło jej to przeszkadzać - pojawiła się obawa, że na pewnym poziomie Gaara nigdy nie wyjdzie ze swojej skorupy. Jednak domyślała się źródła jego pragnienia kontrolowania się w każdej sytuacji i podejrzewała, że nic się z tym nie da zrobić.
Nigdy chyba nie przestał uważać, że instynktowne zachowania są niebezpieczne.
- Chyba muszę zacząć sypiać w łóżku, w mojej kwaterze, może wtedy ty zaczniesz się wysypiać do pracy - odpowiedziała, siadając prosto, by zwrócić się do stolika i posłodzić kawę. Chciała na chwilę odwrócić swoją uwagę od spojrzenia Gaary i od jego dłoni. Ale jednocześnie rozproszyła i jego, bo miał wyraz twarzy, jakby rozbolał go ząb. Tenten już jakiś czas temu doszła do wniosku, że najlepszym sposobem na sprawdzenie, czy ktoś jest rodowitym sunijczykiem, jest zobaczyć, jak zareaguje na wsypywanie cukru do kawy. To mogłoby zdać egzamin jako metoda wykrywania szpiegów.
Gaara potrząsnął głową.
- Nie potrzebuję tyle snu. Wyśpię się w… - zaczął, ale urwał, być może pod wpływem jej spojrzenia. - Jeśli nie odpowiada ci futon, kupię łóżko. - Szybko zmienił temat.
- Lepiej kup trochę czasu, bo zaczynam wątpić, czy jeszcze zobaczę cię w świetle dnia.
Gaara miał zdziwiony wyraz twarzy.
- Cóż to za problem? Przyjdź do mnie w przerwie na kawę.
Tenten przymrużyła oczy.
- Pracujesz w przerwie na kawę - zauważyła przytomnie.
- To prawda, ale wiele osób ma mi za złe lekceważenie niepisanych zasad. Mogę to zmienić - odpowiedział Gaara. 
Tenten dopiero ostatnio zdała sobie sprawę, jak prawdziwe jest stwierdzenie o świętości przerwy na kawę - przez blisko godzinę przed południem w Sunie praktycznie nikt nie pracował. Dyżurni trzymający straż przy bramach wioski mieli na tę okoliczność termosy. Ktoś, kto chciałby podbić Sunagakure, właśnie w tę porę powinien celować, by zwiększyć szanse. Może to był powód, dla którego o konsekwentnie przestrzeganym zwyczaju przerwy w pracy poza Suną nic nie wiedziano.
- Rozumiem, że przerwa jest na tyle święta, że każdy może sobie wtedy wtargnąć w mury waszej siedziby administracji nie niepokojony - powiedziała złośliwie. - Może ostatnim razem wcale nie musiałam się tak ostrożnie skradać.
Gaara sprawiał wrażenie, jakby chciał się uśmiechnąć, ale zachował powagę.
- Co? - zapytała podejrzliwie. Dla niej temat nieuwagi sunijskich strażników był umiarkowanie zabawny, a już na pewno nie powinien być zabawny dla Gaary.
- Oczywiście, że nie musiałaś się skradać. Pierwszego dnia dostałaś przepustkę, która upoważnia cię do wchodzenia do siedziby administracji o dowolnej porze.


Wioska Piasku, 5 lat temu, po wyborze Piątego Kazekage
Tenten stała w gabinecie Kazekage i nie wiedziała, co ma powiedzieć. Była zaskoczona. Nie tym, że Gaara zdecydował się przyjąć stanowisko; bardziej sposobem, w jaki jej to przekazał. Byli przecież przyjaciółmi. A on ją wezwał do biura, jak podwładną. Lub najemnika z obcej wioski.
Przez dwa lata władzę w Sunagakure sprawowała starszyzna wioski wespół z radą jouninów. Co jakiś czas zmieniali regenta, który miał mieć największy wpływ na decyzje. A teraz, gdy już doszli do porozumienia w kwestii wyboru Kazekage, nagle zaczęło im się spieszyć, by przerzucić na niego wszystkie obowiązki.
Gaara nawet nie został jeszcze oficjalnie mianowany przywódcą, a już zasypano go dokumentami. Widocznie nie miał czasu na nic innego.
Gdyby było inaczej chyba nie przysyłałby gońca, żeby wezwał ją do gabinetu. Nie znalazł czasu, żeby wyjść z siedziby rządu i porozmawiać z nią jak człowiek? Czy może chciał jej dać do zrozumienia, że teraz tylko tak będą rozmawiać, w siedzibie administracji, gdzie bardziej niż kiedykolwiek czuła, że jest tu obcym elementem?
Gaara stał przy oknie i obserwował swoją wioskę. Zupełnie, jakby nie interesowało go, co ona ma do powiedzenia. Odkąd tutaj weszła, budował dystans, jakiego dawno miedzy nimi nie było. Odwrócił się w jej kierunku dopiero, gdy zaczęła mówić.
- Powinnam ci pogratulować, ale tego nie zrobię. Popełniasz straszny błąd.
Chyba spodziewał się takiej reakcji. Nie był zdziwiony.
Nie mógł oczekiwać, że będzie miała inne zdanie niż Kankuro, który potrafił przejrzeć prawdziwe intencje starszyzny.
Tenten uważała, że skoro Kankuro ma podobne zdanie, co ona, nie mogą się oboje mylić. Kankuro zna sposób myślenia wysokiej rady.
Tak samo jak inni shinobi z Piasku, lalkarz pokpiwał sobie z „promienistych" naiwniaków z Konohy. Ale wiedział, że metody zarządzania w wiosce Piasku, atmosfera intryg i rywalizacji wśród ludzi, którzy powinni sobie ufać – są złe. Mówił otwarcie, że Czwarty Kazekage postępował głupio, rządząc wioską w sposób uważany przez starszyznę za najlepszy.
Sposób, który sprawiał, że młodzi shinobi postrzegali siebie jako narzędzia w rękach wioski, czuli się zobowiązani do lojalności wobec przywódców – ale nie wobec towarzyszy w walce. Dlatego tak często działali na własną rękę, a praca zespołowa była ich słabą stroną.
Gaara na pewno będzie chciał to zmienić, ale Tenten uważała, że lepiej by zrobił działając od wewnątrz, dając innym przykład, jak należy działać w drużynie. Nie - przyjmując stanowisko przywódcy, który nie może lekceważyć zdania starszyzny, więc będzie musiał walczyć o każdą zmianę – w systemie treningowym, w układaniu relacji z ukrytymi wioskami i władcami ziemskimi z kraju Wiatru.
Kankuro powiedział wprost, że Rada wybrała Gaare na Kazekage nie w dowód uznania, tylko dlatego, że chcą go kontrolować. Lecz co zrobią, gdy się zorientują, że następca Czwartego nie zamierza kierować wioską zgodnie z pożądaną linią zarządzania?
Nie ma szans, by się z tym łatwo pogodzili. Prędzej spróbują go usunąć ze stanowiska lub pozwolą, by ktoś inny to zrobił. Jedną z podstawowych zasad w układaniu taktyki wojennej jest: jeśli nie możesz kogoś dosięgnąć pozwól, żeby zrobił to ktoś silniejszy od ciebie.
- Rada podjęła taką decyzję, bo chcą cię wykorzystać – powiedziała, chociaż zdawała sobie sprawę, że próby perswazji nie zdadzą się na nic. Już o tym rozmawiali, zanim zapadły decyzje. Zanim taki wybór Rady stał się wysoce prawdopodobny.
- To bez znaczenia – odpowiedział Gaara.
Oczywiście, dla niego to jest bez znaczenia. Jest owładnięty obsesją udowodnienia wszystkim, że jego istnienie ma sens. Nawet jeśli miałby przez to zginąć.
Ona miała w zanadrzu wiele argumentów, ale wszystkie są Gaarze dobrze znane. Doskonale wie, że starszyzna ani jounini mu nie ufają. Mimo, że od śmierci Czwartego Kazekage ciężko pracował, żeby udowodnić lojalność wobec wioski, oni wciąż traktowali go podejrzliwie.
Powierzali mu ważne stanowisko nie dlatego, że mają do niego szacunek, tylko dlatego, że osobę trudną do kontrolowania najlepiej jest ustawić na świeczniku, żeby musiała uważać na każdy ruch.
A także dlatego, że chociaż w wiosce jest wielu jouninów, którzy chcieliby mieć wpływ na losy wioski, nikt nie miał ochoty się narażać. Każdy przywódca obejmując stanowisko, zna ryzyko. Kage w zamian za władzę bierze na siebie odpowiedzialność za wszystkich.
- Tenten – odezwał się Gaara po chwili. – Osiągnąłem to, czego chciałem. Nie wycofam się tylko dlatego, że intencje starszyzny budzą wątpliwości. Wciąż mogę udowodnić, że jestem w stanie chronić wioskę, nie jako broń ostateczna, tylko jako jej przywódca. Sądziłem, że mnie rozumiesz.
Ciekawe, dlaczego oczekiwał, że zrozumie. Ona oczywiście wiedziała, jakie Gaara ma cele. Wiedziała, że czuje się zobowiązany wobec wioski Piasku i wobec jej mieszkańców. Wiedziała i przyjmowała to do wiadomości. Ale nigdy nie zrozumie, dlaczego on chce chronić wszystkich, nawet tych, którzy się go boją i pragną jego śmierci.
Będąc kunoichi, czuła się zobowiązana wobec własnej wioski i wiedziała, że gdy przy wykonywaniu misji coś pójdzie nie tak, może zginąć. W końcu każdy shinobi wie, na czym polega jego praca. Ale podejmowanie się określonego zadania, ze świadomością ryzyka niepowodzenia w walce, to nie to samo, co przyjęcie na siebie niepisanego zobowiązania, że w razie potrzeby poniesie się śmierć dla dobra innych.
Trzeci Hokage przynajmniej zginął dla ludzi, którzy go doceniali i nie zawahaliby się zaryzykować dla niego życia. Stanowisko dowódcy ma przecież dwie strony medalu – kage ma obowiązek bronić wioski, ale są też ludzie, którzy w razie niebezpieczeństwa powinni go chronić z narażeniem życia.
Była przekonana, że w przypadku Gaary cienka nić zobowiązań – opierających się na zaufaniu – urwie się, jeśli zostanie poddana próbie.
Szkoda, że Gaara jest idealistą. Obraziłby się, gdyby mu powiedziała, co naprawdę myśli o jego ludziach i jego wiosce.
Tenten dobrze wiedziała, co to znaczy pragnąć zostać zaakceptowanym przez innych i chcieć im udowodnić swoją wartość, ale są jakieś granice. Gaara je dawno przekroczył, i to wcale nie dlatego, że ma wybujałą ambicję.
Odkąd spotkał Naruto wciąż mówił o więziach i o tym, że chce być dla kogoś ważny. Jednocześnie sądził, że aby to osiągnąć, musi zostać doceniony przez wszystkich. Lekceważył tych, którzy są tuż obok i którym na nim zależy. Może wydaje mu się, że zdobycie uznania wszystkich, szczególnie tych, którzy się go bali lub go nienawidzili, jest dobrym sposobem na zdobycie tego, czego mu brakuje.
Robiła wszystko, żeby pokazać mu na czym polega istota budowania więzi, ale chyba poniosła porażkę, skoro on wciąż szuka czegoś innego.
Wyglądało na to, że Gaara po tylu przegadanych wieczorach, i po wszystkich misjach, które razem wypełnili, nie widzi dla niej miejsca w swoim życiu. A może uważał, że jest w przyjaźni zbyt zaborcza. Podejmował taką decyzję, ale jej nawet o tym nie powiedział. Informuje po fakcie.
Nie musiał pytać jej o zdanie. Ale żeby nawet nie powiedzieć, że Rada poważnie rozważa powołanie go na Kazekage? Musiał to wiedzieć od dawna. Nie został ostatnio wysłany z drużyną na misję, pewnie dlatego, że rada chciała z nim omówić sprawy wioski zanim decyzja zostanie podjęta. Nawet o tym nie wspomniał.
A teraz przysłał do niej gońca, i rozmawia z nią w gabinecie, jakby chciał podkreślić, że sytuacja się zmieniła.
Wiedziałaby i bez tego. Nawet kilka tygodni temu, gdy był marnotrawnym synem byłego przywódcy, a nie Piątym Cieniem Wiatru, pozostawał osobą, o której kunoichi bez nazwiska może co najwyżej śnić.
- Podjąłem decyzję. Ani ty, ani Kankuro mnie od niej nie odwiedziecie – oświadczył, jakby chciał rozwiać wątpliwości.
- Więc dlaczego chciałeś ze mną rozmawiać? – zapytała urażonym tonem. Walczyła z emocjami, żeby się nie rozpłakać.
Gaara wydawał się zaskoczony tym pytaniem. Nie odpowiedział od razu.
- Żeby zwolnić cię ze zobowiązań – powiedział. - Twoje miejsce jest w wiosce Liścia.
Do tej pory rozplanowanie, jak szybko odesłać pozostałych jeszcze w Sunagakure najemników z Liścia, leżało w gestii rady. Teraz pewnie zajmie się tym Kazekage i jak widać… chce to rozwiązać szybko.
Wioska Piasku podniosła się z kryzysu i nie potrzebowała już w swoich szeregach obcych shinobi. Mimo to, Tenten myślała, że ma jeszcze kilka tygodni. Była cały czas w kontakcie z Nejim, więc miała wgląd w sytuację. Mogła zostać wezwana, gdy pojawią się widoki na nową misję dla drużyny Gaia.
Na razie księżniczka Tsunade nie chciała się zgodzić na wysłanie gdzieś Lee, chociaż jego rozpierała energia i żądza przygód.
Tęskniła za Lee i Nejim. Jednak nie martwiło jej, że ma zostać w Sunie jeszcze jakiś czas. W końcu ich przecież zobaczy, znów będą trenować, będą drużyną… Na tę chwilę wystarczała jej świadomość, że w wiosce Piasku jeszcze ma coś do zrobienia, wypełni kilka misji z tymczasowym teamem. Lubiła pracować z Gaarą, lubiła nawet Yaokiego, który z początku ją strasznie drażnił, bo próbował udawać śmielszego, niż był w rzeczywistości.
Teraz wszystkie plany wzięły w łeb. Gaara oświadczał, że powinna wrócić do domu.
Wiedziała, że on nie okazuje uczuć. Liczyła jednak na to, że gdy już będzie miała wyjechać, powie cokolwiek... Cokolwiek, co by wskazywało, że chciałby, żeby kiedyś wróciła. Nieraz odrzucała dumę, wszystko, co mówiła jej matka, żeby Gaara wiedział, że jest do niego przywiązana. Liczyła, że kiedyś powie jej, że mu zależy. Że proponując jej, by wspólnie spędzili czas, choć raz zamiast jeśli chcesz powie chcę.
Teraz już nie będzie miał czasu dla przyjaciół.
Przecież nie muszą zrywać kontaktów. Nie wyobrażała sobie zerwać z nim kontaktów. Był dla niej równie ważny co Neji.
Patrzyła teraz w jego twarz i wiedziała, że nie zamierza powiedzieć nic znaczącego.
Gdy teraz zaczęła się nad tym zastanawiać, zawsze był neutralny. To ona próbowała się do niego zbliżyć. On coraz częściej na to reagował, jednak nie robił z własnej inicjatywy nic, by rozwinąć ich relację.
Nie wolno jej tak myśleć. Są przyjaciółmi. Nie chciało się jej wierzyć, że to wszystko było tylko przy okazji, że Gaara rozmawiał z nią tylko dlatego, że przypadkiem była obok.
Bardzo chciała być dla niego wsparciem.
- Termin jeszcze nie minął. Jeśli mnie potrzebujesz, zostanę tutaj… dla ciebie – powiedziała czując, że płoną jej policzki. - Może mogłabym w czymś pomóc.
Nie popierała jego decyzji, ale ona już zapadła. Była pewna, że pierwsze tygodnie na stanowisku Kazekage będą dla niego ciężkie, więc mogłaby tu być… W razie, gdyby jej potrzebował.`
Nie była pewna, czy przygląda jej się tak przenikliwie, ponieważ dopatrzył się drugiego dna w jej wypowiedzi czy dlatego, że się waha.
- Nie, Tenten. Szczerze mówiąc, jeśli zostaniesz, twoja obecność będzie mi przeszkadzać.

Z powrotem teraźniejszość

Gaara podał Kankuro dokumenty przez biurko. Lalkarz odchrządknął. Brat popatrzył na niego z pewnym zniecierpliwieniem.
- Coś jeszcze? - zapytał, jakby jego obecność była uciążliwa. Myślałby kto, że nie może się doczekać, by wrócić do stosu dokumentów, które cierpliwie czekały, ułożone w wysoką wieżę na bocznym stoliku pod ścianą. 
Kankuro sam przed sobą musiał przyznać, że postawa brata wzbudziła w nim podziw. Gaara miał cierpliwość do papierkowej roboty, ale ta cierpliwość nie była nieograniczona. Kiedyś nie dałby się zamknąć na cały dzień w gabinecie, nawet po to, by szybciej uporać się z nadmiarem pracy. Teraz, być może, postanowił udowodnić starszyźnie, że jest w stanie wykonać przydzieloną pracę szybciej, niż zakładali. Albo tak mu się spieszyło, żeby uporać się z tym wszystkim jak najszybciej, bo w końcu ten potok wygrzebany z archiwów przestanie płynąć. Radni stracą argument, żeby odmawiać mu urlopu.
Z drugiej strony, Kankuro podejrzewał, do czego kilka dni wolnego jest Gaarze potrzebne, i przewidywał, że radni chwycą się każdego sposobu, żeby jak najdłużej zatrzymać go w wiosce. Zapowiada się rozgrywka na wiele tygodni, w której ten będzie górą, kto okaże większą cierpliwość.
To oznacza wiele tygodni brodzenia w papierologii.
- Jeśli chodzi o sprawy zawodowe, to wszystko - odpowiedział.
Gaara spojrzał na zegar za jego plecami, a potem na niego.
- Oczekujesz kogoś? - zapytał Kankuro, starając się, by w jego głosie nie zabrzmiała złośliwość.
Tenten nie byłaby sobą, gdyby na treningu się nie wygadała, dlaczego tak jej się spieszy, żeby odbębnić obowiązki i urwać się spod jego kurateli. Kankuro nagle dostrzegł część jej osobowości, której dotąd nie spostrzegł, może dlatego, że Tenten nie sprawiała na nim wrażenie dziewczyny, której spieszno do kuchni, żeby coś ugotować. Również, niespodziewanie dla samego siebie, pomyślał, że stabilizacja - słowo, które kojarzyło mu się jak najgorzej - ma swoje dobre strony. On także ucieszyłby się, gdyby nie musiał wybierać między całodniową pracą o suchym prowiancie, a stratą dwóch godzin, żeby wyjść na obiad na miasto.
Jednocześnie jednak pomyślał, że można spodziewać się w Radzie wrzenia.
Nie zgadzał się z Temari. Jego zdaniem, Gaara nie był na tyle ślepy na niepisane reguły społeczne, by nie wiedzieć, że Rada jest żywo zainteresowana tym, czy i kogo sobie wybierze. 
Kankuro popierał strategię małych, ale zdecydowanych kroków. Rak, wrzucony do zimnej wody i stopniowo w niej podgrzewany, nie zauważy, kiedy jest za późno, żeby z niej wyskoczyć. Nikt nie wie tego lepiej od Gaary, który ma nad sobą jurysdycję, którego władza jest mocno ograniczona, a jednak stopniowo wprowadzał w Sunie reformy, których chciał, nie wywołując długotrwałych konfliktów.
Jednak Rada nie jest jedyną stroną w sprawie, wobec której powinien zastosować jakąś strategię. Tenten będzie miała więcej do powiedzenia. Gaara jest dużo zręczniejszy w polityce, niż w relacjach z ludźmi, i to chyba tutaj powinien się bardziej postarać. Przyzwyczaił się do tego, że dziewczyny zabiegają o jego uwagę, a to na dłuższą metę szkodliwe.
Kankuro nie lubił się wtrącać w cudze sprawy, ale stało się dla niego jasne, że to nie jest dobry czas na milczenie.
- Pamiętasz nasze gry z dzieciństwa? - odezwał się pozornie bez powodu. - Nie wiedziałem, że ty i Temari cały czas się w to bawiliście. I teraz się zastanawiam: dlaczego pięć lat temu tak chamsko odesłałeś Tenten do domu, skoro przyznałeś jej dziesięć punktów na dziesięć?
Gaara popatrzył na niego z uwagą. Przynajmniej przestał zerkać na zegar.
- Pytasz mnie o dziecinną zabawę?
Kankuro nie pozwolił się zbić z tropu.
- Pytam, dlaczego, kiedy zyskałeś prawo decydowania, nie pozwoliłeś jej zostać w Sunagakure do końca umowy, chociaż chciałeś, żeby została.
Zastanawiał się, czy Gaara w ogóle udzieli mu odpowiedzi. Odpowiedział, ale zastosował oczywisty wybieg.
- Umowa straciła ważność, kiedy drużyna została rozwiązana - zauważył.
Kankuro skinął głową. Czuł jednak irytację. Trudno było zapomnieć, jak Tenten zareagowała na to, że Gaara ją odprawił do Konohy. Nie trzeba było specjalnej przenikliwości, żeby się domyślić, że szorstko ją potraktował. Niepokój budziło to, że pewnie nie sprawił jej przykrości świadomie. Gaara chyba nigdy nie zdał sobie sprawy, że nieprzemyślane słowa także mogą ranić. I że milczenie może ranić.
- Z formalnego punktu widzenia, masz rację - powiedział Kankuro. - Ale to, co mnie najbardziej zaskoczyło, to że nie przyszło ci do głowy, żeby ją tutaj zaprosić. Nawet towarzysko. Kilka lat temu nikt by nie robił z tego problemu. - Ale jest to problemem teraz, mógłby dodać, jednak tego nie zrobił. Chciał wiedzieć przede wszystkim, czy Gaara zdaje sobie sprawę, że wykładając karty na stół, prowokuje radnych do wyłożenia własnych. A zapraszając Tenten do siedziby władzy, rzucał wyzwanie. W wiosce mógł się z nią spotykać prywatnie, w oderwaniu od funkcji, jaką pełnił w wiosce. Spotykając się z nią tutaj w czasie przeznaczonym na przerwę od pracy, umawiał się prywatnie, ale jako Kazekage. Radni uznają to za deklarację zamiarów, które im się nie mogą spodobać.
- Nigdy nie chciałem, żeby Tenten została tutaj na chwilę. Nie było możliwości, żeby została na stałe - odparł Gaara. 
- Będziesz musiał podjąć bardziej zdecydowane kroki, jeśli chcesz, żeby teraz została na stałe - zauważył Kankuro. - Zakładam, że wiesz, jak poradzić sobie z Radą. Musisz sobie jednak zdać sprawę… - Zawahał się przez chwilę. Zakładał, że Gaarze to, co ma do powiedzenia, się nie spodoba. - To nie jest pierwsza z brzegu dziewczyna. Jeśli uważasz, że na nią nie zasłużyłeś, to masz rację. 
Gaara nie odpowiedział, za to oparł łokcie na biurku i złożył dłonie, co można było uznać za znak, że zamierza go wysłuchać.
- Uważam, że jeszcze się taki nie urodził, który by na nią zasłużył. Musisz się postarać, bracie. Tenten, w przeciwieństwie do dam, które ścieliły ci się u stóp, w każdej chwili może się wycofać, bo ma dokąd wracać. 
Tym razem udało mu się, choć nie z rozmysłem, wyprowadzić Gaarę z równowagi. Widział to po jego minie.
- Czego chcesz, Kankuro?
Lalkarz wzruszył ramionami, nie po to, żeby okazać lekceważenie, ale by nie sprawiać wrażenia zanadto poważnego. Gaara mógłby pomyśleć, że traktuje go protekcjonalnie.
- Chcę ci coś poradzić. Mam doświadczenie w dbaniu o kobiety, a ty chyba nigdy nie miałeś na to czasu - powiedział, świadom, że może to zabrzmieć bezczelnie. - Nie zawsze można postępować w stylu: kawa na ławę, karty na stół. W normalnych okolicznościach dziewczyna lubi być komplementowana i adorowana, zanim się ją weźmie do łóżka. - Poirytowany wyraz twarzy Gaary stanowił jasną wskazówkę, że nie należy przeginać. - Chcę tylko powiedzieć, że czasami warto zasięgnąć rady starszych i bardziej doświadczonych, zwłaszcza w kwestii związków.
- Masz jakieś doświadczenie w kwestii związków? Widzę, że źle cię oceniłem, bracie - skomentował Gaara ironicznie.
Kankuro uśmiechnął się kwaśno. Przytyk był celny. I wypowiedziany nieprzyjaznym tonem. Gaara, jeśli nie został wytrącony z równowagi, nie uciekał się do sarkazmu.
Może jednak nie należało spodziewać się innej reakcji. Kankuro nigdy nie próbował z nim rozmawiać o dziewczynach, choć był to chyba jeden z najbardziej naturalnych tematów, które można było poruszyć w rozmowie z młodszym bratem. 
Tak naprawdę, nigdy nie miał odwagi rozmawiać z Gaarą na naturalne tematy. Popełnił przy tym karygodne zaniedbanie, które teraz ciążyło na jego sumieniu.
Sam uważał się za nienajgorzej uzdolnionego, gdy chodzi o relacje damsko-męskie, i to w każdym wymiarze. Nie zdecydował się z nikim wiązać, bynajmniej nie dlatego, że nie wiedziałby, jak. Nie potrzebował stałej dziewczyny i jej oczekiwań. Wiedział zaś doskonale, czego dziewczyna mogłaby oczekiwać. Dawał im tylko to, co sam chciał otrzymać.
Chwalił sobie znajomość z Asu, bo dzięki niej szybko nauczył się rozpoznawać, czego dziewczyna chce. Kiedy jego rówieśnicy czerpali wiedzę z pisemek dla dorosłych i opowieści starszych kolegów, on miał już całkiem bogatą wiedzę praktyczną.
Szkoda, że Asu, tak zawsze wygadana i chętna do dzielenia się szokującymi spostrzeżeniami, zawsze traciła pewność siebie przy Gaarze. Gdyby rzeczywiście miała w sobie tyle tupetu, na jaki pozowała, wpychając do otoczenia Gaary dziewczynki wyjaśniłaby mu, jak z nimi postępować.
Kankuro postępowanie Asu, w czasie, kiedy próbowała przekonać swojego ojca, że ma sytuację w wiosce pod kontrolą, a Gaara w razie potrzeby będzie chodził na jej sznurku, wcale się nie podobało. Ale zdawał sobie sprawę, że obarczanie Asu winą za cokolwiek jest tylko wybiegiem, żeby się wybielić. Sam zgodził się swego czasu, że kapłanki w otoczeniu Gaary pomogą w obaleniu plotek szerzonych przez stronnictwo świątynne, głoszących, że bogowie odwrócili się od niego, bo - jeśli nie został przez nich przeklęty z powodu Shukaku - to na pewno stracił ich przychylność przez cenę, jaką zapłacił za wyciągnięcie demona. Według doktryny świątynnej, bezpośredni kontakt ze śmiercią obciążał go o wiele bardziej niż zabijanie.
Kankuro mógł przewidzieć, że któraś z kapłanek mających kręcić się w pobliżu Gaary jako zaprzeczenie teorii, że bogowie się od niego odwrócili, go uwiedzie. Jeśli miałby nieco więcej odwagi, może by z nim porozmawiał i z kimś go poznał. Znał przecież dziewczyny, które leciały na Gaarę z mniej interesownych pobudek, niż chęć utarcia nosa koleżankom. 
Jednak z jakiegoś powodu nie potrafił się przełamać, by rozmawiać z bratem o seksie. W rezultacie Gaara nabywał doświadczenia z dziewczynami, które miały skrzywione wyobrażenie o sobie i o mężczyznach, i które chciały go wykorzystać. Które potrafiły grać na emocjach i prowokować, zawalczyć o zainteresowanie, ale na pewno nie o respekt.
Kankuro nigdy nie tknął dziewczyny, która została mu przydzielona, ani Asu, którą w pewnym sensie sam sobie przydzielił. Nie dlatego, że nie były atrakcyjne, i nie dlatego, że nie okazały chęci. Nie prowokował jednak losu i nie przyjął słodyczy. Obawiał się, że złamałby żelazną zasadę. Nawet jeśli brał kobietę jak obiekt, jako człowieka ją szanował.
Kapłanki zaś były czczone przez społeczeństwo, ale odrzucone przez własne rodziny. Wątpliwe, czy szanują same siebie. Dlatego większość z nich nadal izoluje się we własnym gronie, choć teraz już wolno im się integrować z resztą społeczeństwa.
W dalszym ciągu nie wolno im jednak przebywać w dzielnicach tradycyjnie przypisanych shinobi i w pobliżu siedziby administracji. Kankuro uznał to za wymowne. To Gaara zwrócił im wolność osobistą, w większym wymiarze niż Asu tego oczekiwała, a jednak wolał ich nie oglądać. Gryzie go sumienie, chociaż nie pierwszy ani nie ostatni dał się uwieść na fałszywą pewność siebie. Bardziej doświadczeni od niego się na to nabierali.
Gaara jednak uważał, że powinien być człowiekiem bez skazy, może dlatego popełnione błędy tak godziły w jego dumę.
- Wracaj do pracy, Kankuro - powiedział, dając do zrozumienia, że nie ceni wysoko jego dobrych rad.
- Zaraz będzie przerwa na kawę.
- Tym bardziej, wracaj do pracy.


Seijiro siedział znudzony przy biurku.
Normalnie dyżurowanie na korytarzu nie było jego obowiązkiem, jednak Hanako po powrocie z urlopu pracowała więcej w archiwum niż tutaj. Właściwie mógłby poprosić Kazekage o zwolnienie kilka minut wcześniej na przerwę. Jednak trzeba było to zrobić, zanim przyszedł Mistrz Lalek, którego surowe wymagania względem pracowników były odwrotnie proporcjonalne do tego, czego wymagał względem siebie.
Seijiro pozwolił sobie jednak na chwilę opuścić stanowisko pracy i wyjść do pomieszczenia kuchennego, by zrobić sobie kawę.
Gdy wrócił, mieszając cukier, o mało nie wypuścił z rąk filiżanki.
Zobaczył anioła. Najpiękniejszą kobietę, jaką spotkał w życiu. Stała przy biurku, rozglądając się dookoła, jakby kogoś szukała.
Zdaje się, że to mnie szukasz, aniele.
Dostrzegła go i uśmiechnęła się delikatnie, szczerym uśmiechem, który sięgał oczu. Nie widział oczywiście ich koloru, ale musiały być niebieskie - biorąc pod uwagę, jak jasna była jej skóra. Twarz okalały sprężyste loki, które spływały na plecy złotą kaskadą.
Dopiero wtedy zwrócił uwagę, że dziewczyna ma na sobie tradycyjne kimono córki Słońca.
W pierwszym momencie spowodowało to dysonans. Uśmiechała się zbyt szczerze, była zbyt ładna - nie nachalnie piękna, jak Najwyższa Kapłanka, ale po prostu ładna, w absolutnie niepowtarzalny sposób - a na domiar wszystkiego nie wykonała tego dziwnego ruchu ręką, którym kobiety ze świątyni witały ludzi, a który miał oznaczać błogosławieństwo - a może zwyczajne życzenie szczęścia. Nie było to dla niego jasne, nie chodził na wykłady.
Dla tej dziewczyny mógłby chodzić na nie codziennie.
Ale gdy tylko o tym pomyślał, uświadomił sobie, kto to jest. Nigdy z tak bliska jej nie widział.
Dziewczyna, którą nie sposób było zauważyć w wiosce, bo nawet gdy się tam pojawiała, osłaniała twarz przed słońcem, chowając się pod parasolem lub woalką. Nic dziwnego - jej skóra była zbyt delikatna, by narażać ją na niszczące działanie pustynnego żaru i wiatru.
- Córko Słońca, Yumi-dono. - Jak tylko odzyskał mowę, przypomniał sobie, by się pokłonić. - Co panią tu sprowadza?
Sprawiała wrażenie, jakby speszyło ją to pytanie. Spojrzała na papierową torebkę, na której zaciskała obie ręce.
- Cóż, przyniosłam… Nieważne. Przyszłam do Kazekage, ale jeśli jest zajęty, wrócę później.
- Jak: później? - Seijiro najpierw się odezwał, a potem uświadomił sobie, że to chyba zbyt impertynenckie. Niemniej, nie mógł już tego cofnąć. Na dodatek jego mózg pracował na zwolnionych obrotach i nie potrafił sformułować poprawnie zdania. - W żadnym wypadku, pani… panno… Czcigodna Kapłanko. 
Przez jej twarz przemknął cień.
- Musicie tak do nas mówić? Wciąż?
Seijiro stropił się. Po pierwsze, ubodło go, że odezwała się do niego tak bezosobowo. Choć, oczywiście, wszyscy tak do niego mówili na dyżurze. Po drugie, nie wiedział, skąd to pytanie.
Po trzecie, przemknęło mu przez myśl, że za urażenie jej może zostać ukarany dyscyplinarnie. Nigdy nie dostał kary za zwrócenie się do Najwyższej Kapłanki w sposób, który jej nie odpowiadał, ale niejednokrotnie wypominała mu taką możliwość. Miał właściwie pewność, że mimo ciętego języka i nadwrażliwości na własnym punkcie Czcigodna Asu nie odważyłaby się poskarżyć Kazekage, że ktoś na nią krzywo spojrzał lub nie tak się odezwał, bo zwyczajnie by się przed nim ośmieszyła.
W przypadku Yumi-dono? Nie był pewien, jak się powinno do niej mówić, ale lepiej było, żeby nie sprawiała wrażenia, jakby rozmowa z nim w jakiś sposób sprawiła jej przykrość.
Sama córka Słońca wybawiła go z opresji.
- Jeśli to możliwe, proszę zwracać się do mnie Yumi-san, dobrze? Tak jest prościej. Proszę, powiedz Gaarze, że przyszłam. Zaczekam, jak długo trzeba.
Seijiro miał nadzieję, że będzie musiała zaczekać. Z radością popatrzyłby na nią dłużej.
- Oczywiście, już się robi - zasalutował z przesadnym entuzjazmem, przez co wyszło nieco pokracznie. Córka Słońca lekko się zaśmiała, ale tak nietypowo - sympatycznie. W niczym nie przypominała patrzącej na wszystkich z góry Asu-dono, która nawet najzwyklejsze zdanie oznajmujące potrafi wypowiedzieć tak, by brzmiało jak obelga.


Tenten tym razem nie próbowała się skradać korytarzem. Zresztą, byłoby to trudne, bo niosła w torbie porcelanowe naczynie z sukiyaki.
Nie była pewna, jak interpretować to, że nikt jej nie zatrzymywał i nie żądał przepustki, chociaż minęła kilka osób. Strażnicy zachowywali się, jakby była niewidzialna.
Nie była pewna, czy uznać to za oznakę lekceważenia czy takie tu panują zwyczaje. W Liściu często bywała w siedzibie Hokage, ale tam wszystkich znała, więc trudno byłoby się nie przywitać.
Tutaj nie kojarzyła nikogo i nie wiedziała, czy wypadało się witać czy nie.
Na drugim piętrze zobaczyła znajomą sylwetkę. I prawie się z tego ucieszyła.
Jednak gdy Yaoki skierował się w jej stronę, wyraźnie się nachmurzył, co zepsuło jej humor, jeszcze zanim się odezwał.
- Witaj, Tenten. Robisz dokładnie to, czego nie powinnaś.
Połączenie jego potępiającego, a może rozczarowanego spojrzenia, tonu głosu i słów, sprawiło, że wcale nie miała ochoty z nim rozmawiać.
- Witaj. - Powiedziała, ale nie zatrzymała się, tylko ruszyła dalej korytarzem.
Yaoki zrobił dokładnie to, czego by się po nim nie spodziewała - biorąc pod uwagę, że dał jej do zrozumienia, że jest niemile widziana. Zrównał się z nią, próbując dotrzymać tempa.
- Przyszłaś walczyć o terytorium? - zapytał. - Takimi metodami? Z kunoichi awansowałaś na kucharkę i kelnerkę?
Tenten miała ochotę odpowiedzieć mu w sposób niecenzuralny, ale się powstrzymała. Nie chciała, by wiedział, że jego drwiny do niej trafiają.
Dopiero po chwili się zatrzymała, tuż przed zakrętem w korytarz prowadzący do gabinetu kage. Yaoki nie wyhamował i dopiero po chwili się zatrzymał, po czym odwrócił się w jej stronę.
- Spóźniłaś się - powiedział ze złośliwą satysfakcją. 
- Słucham? 
Podążając za jego wzrokiem, zerknęła za winkiel na korytarz, gdzie młodziutki nieznany jej shinobi rozmawiał z jasnowłosą dziewczyną ubraną w tradycyjne kapłańskie kimono.
Yaoki nachylił się jej do ucha.
- To dziewczyna, o której ci mówiłem. Pewnie przyniosła słodycze.
Odsunęła się od niego z odrazą. Miała ochotę walnąć go w łeb, ponieważ wiedziała, co chciał jej dać do zrozumienia. Hanako zdradziła jej więcej niuansów z życia dziewczyn do towarzystwa, niż chciałaby znać. Funkcja kapłanki była święta, więc nawet propozycje seksualne składano w sposób skodyfikowany.
- Idź do niego. Jeśli zamierzasz tu dłużej zostać, powinnaś się przyzwyczajać do upokorzenia. - Yaoki powiedział te słowa patrząc wprost na nią, ale potem odwrócił się i ruszył korytarzem, nie czekając na jej reakcję. 
Tenten zawahała się. Nie mogła się powstrzymać przed spojrzeniem jeszcze raz w stronę gabinetu Kazekage i przyjrzeniem się kapłance.
Nigdy wcześniej nie widziała tu dziewczyn o tym typie urody. Z tej odległości najbardziej zwracały na siebie uwagę długie jasne loki. W wiosce Liścia nie opędziłaby się od wielbicieli.
Tutaj pewnie chroniło ją przed nimi świątynne kimono.
Kapłanka rozmawiała o czymś z dyżurnym, ale Tenten była zbyt wzburzona, by zwrócić uwagę na treść konwersacji, dopóki nie usłyszała imienia Gaary.
- Proszę, powiedz Gaarze, że przyszłam. Zaczekam, jak długo trzeba.
Nie powinno jej tak bardzo ukłuć, że dziewczyna do towarzystwa jest z nim po imieniu.
Choć tak naprawdę, ubódł ją sam fakt obecności kapłanki w tym miejscu. W połączeniu z triumfującą miną Yaokiego.
Miarka się przebrała.
Odłożyła pod ścianę lnianą torbę z sukiyaki, doskonale zdając sobie sprawę, że dzięki  niej straciła na powadze. Kunoichi z obcej ziemi wchodząca w kompetencje żony - nic dziwnego, że Yaoki naigrawał się z niej z taką pewnością siebie.
Dogoniła go piętro niżej. Zatrzymał się, jak tylko usłyszał jej kroki.
- Co takiego zrobiłam, żeby zasłużyć na twoją niechęć? - zapytała. To, że shinobi był jej wzrostu, dodało jej odwagi.
Yaoki, gdy stanęła z nim twarzą w twarz, sprawiał wrażenie mniej impertynenckiego. Zdawał się speszony.
- Naprawdę myślisz, że czuję do ciebie niechęć? Mylisz się, Tenten. Dobrze ci życzę, i dobrze życzę Gaarze. Więc może najwyższy czas, żeby poważnie porozmawiać.


........................................................
Proszę, nie bijcie. Postaram się dodać 31 wcześniej, niż za dwa tygodnie.
Wesołego zajączka!