Wioska Liścia, dzień po finale egzaminu na chuunina
Nastał pogodny dzień, słońce jasno świeciło.
Temari ceniła sobie konoszańskie rześkie powietrze. Pierwszym, co zrobiła po wstaniu z łóżka, było otwarcie okna i wyjrzenie na zewnątrz. Wypełnienie umysłu myślami o najmocniejszych stronach Konohy, w której poranki nie kojarzyły się z palącym słońcem. Ten aspekt życia w wiosce Liścia jej odpowiadał i zapewne nigdy nie przestanie go doceniać.
Nie uległa namowom Shikamaru. Zamiast zatrzymać się u niego, skorzystała z kwatery w piętrowym domku gościnnym przygotowanym dla delegacji Piasku. Łączyło się to z kilkoma niedogodnościami, ale jej odpowiadały takie warunki, jak w koszarach wojskowych. Nie protestowała jednak, gdy zakwaterowano ją w jednoosobowej sypialni, która była tak maleńka, że po umieszczeniu łóżka, umywalki, stolika i szafy nie zostało dość miejsca, by się swobodnie poruszać. Łóżko za to było wyjątkowo wygodne, dużo wygodniejsze niż te w kwaterach żołnierskich w Sunagakure. Materac i pościel były takiej jakości, iż podejrzewała, że jej pokój przygotowano powyżej zwyczajowych standardów. Nie była tylko pewna, czy ten przejaw faworyzowania był związany z jej pokrewieństwem z Gaarą czy planowanym ślubem z Shikamaru.
Sama myśl o tym ją drażniła. Nie przyjechała ani jako narzeczona głównego stratega gospodarzy ani jako siostra przywódcy sojuszniczej wioski. Choć była świadoma, że gdyby nie była siostrą Gaary, w ogóle nie mogłaby przybyć na egzamin. Obecnie kierowała sprawami wewnętrznymi Suny, nie była ani ochroniarzem Kazekage ani członkiem oficjalnej delegacji. Wbiła się na lewo, korzystając z okazji, że może się zobaczyć z Shikamaru, nie biorąc na ten cel urlopu - którego już nie miała. Teraz wydawało jej się, że pragnąc zatuszować tę prywatę i wmieszać się w tłum, jedynie naraziła się na śmieszność.
Niezadowolona z absurdalności własnego zachowania i z tego, że teraz jest zmuszona korzystać ze wspólnej łazienki na piętrze, narzuciła na koszulkę nocną satynowy szlafrok i skierowała się do kuchni.
Cała delegacja z Suny, z wyjątkiem Gaary, zakwaterowała się w tym domu, więc w południe będzie tłoczno. Temari spodziewała się jednak, że o siódmej rano po całonocnych libacjach nikogo nie zastanie. Prawie podskoczyła, gdy ze stolika pod ścianą w przestronnym pomieszczeniu dobiegły ją jęki. Odruchowo przyciągnęła do siebie poły szlafroka, zasłaniając kusą koszulę nocną - bardzo żałowała, że przy pakowaniu nie wzięła pod uwagę warunków lokalowych dla szeregowych shinobi - ale przekonała się, że to tylko Kankuro wpół leży na blacie stolika z niemalowanego drewna i przyciska do głowy woreczek z lodem.
Jej rodzony brat był ostatnią osobą, której by się tutaj spodziewała, ponieważ on potrafił zaspać nawet w normalny dzień pracy. Co ciekawe, był kompletnie ubrany, co wskazywało, że wstał wcześniej od niej. Wyglądał jak nieszczęście, jakby niedawno stoczył walkę o życie.
Temari wyjęła dzbanek z sokiem i energicznie zamknęła drzwi lodówki.
- Mogłabyś zachowywać się ciszej? - jęknął Kankuro, patrząc na nią zbolałym wzrokiem.
Temari nie odpowiedziała, za to narobiła mnóstwo hałasu wyciągając z szafki szklanki. W końcu podeszła do stolika i usiadła naprzeciw brata, który miał minę jakby bolały go zęby.
- Główka boli, generale? - zapytała z mieszaniną złośliwości i troski i podsunęła mu szklankę z sokiem. Z doświadczenia wiedziała, że napój z pomarańczy nieźle nadaje się do walki z kacem. - Co za nieodpowiedzialność, przecież jesteś tu służbowo.
Kankuro zmełł w ustach przekleństwo. Temari oparła się wygodnie na krześle i przyglądała mu się z zadowoleniem, popijając swój sok.
- Cierpienie uszlachetnia - powiedziała filozoficznie.
Zanim Kankuro jej odpowiedział, drzwi kuchni otworzyły się.
- Dzień dobry - powiedziała Matsuri wesoło i, nie zawracając sobie głowy salutowaniem, odwróciła się do nich plecami, by zajrzeć do lodówki. Miała na sobie jasnoniebieską długą yukatę przewiązaną z tyłu pasem obi i turban z ręcznika na głowie.
Temari nic nie odpowiedziała. Zastanawiała się, czy skacowany przełożony przed godzinami pracy powinien wymagać od kunoichi przepisowego powitania.
Matsuri wzięła sobie szklankę soku, rzuciła im - chyba obojgu - pogodny uśmiech i wymaszerowała z kuchni bez słowa.
Kankuro odłożył swój woreczek z lodem i wyprostował się na krześle, być może próbując wyglądać poważniej - ale wciąż sprawiał wrażenie zbitego psa.
- Czy mi się wydaje, czy jedna noc w nowej randze wystarczyła, by do reszty przewróciło jej się w głowie? - zapytał zmęczonym głosem.
- Nie, to jest stale postępujący proces od dnia, gdy nauczyła się pewnie trzymać katanę - odparła Temari, zadowolona, że może go dobić.
Kankuro pokręcił głową, lecz po jego minie było widać, że natychmiast pożałował tego nieroztropnego ruchu.
- Bzdura, siostro, to się zaczęło w dniu, gdy Gaara pozwolił jej mówić do siebie po imieniu. Ostrzegałem go, ale kto by mnie słuchał. Jestem tylko skromnym szefem oddziałów szturmowych.
Temari była rozbawiona złowróżbnym tonem w jego głosie.
- Boisz się, że Matsuri niedługo zacznie do ciebie mówić “szwagrze”?
Kankuro zmarszczył brwi.
- Wcale mnie to nie bawi. Ciebie też nie powinno.
A jednak bawiło ją to. Nie zadurzenie Matsuri, które zamiast osłabnąć wraz z jej postępami na drodze ninja raczej pogłębiło się, a na pewno zmieniło formę. Bawił ją stopień przejęcia Kankuro tematem.
- Jest spora przepaść między “chcieć” a “mieć”, spokojna głowa - powiedziała. - Po co się tak wcześnie zerwałeś?
Kankuro wzruszył ramionami.
- Szkoda życia na spanie, kiedy można odkrywać obce krainy - odpowiedział markotnie.
W głowie Temari już powstawały niepokojące podejrzenia, na co - lub na kogo - lalkarz zechce spożytkować dodatkowe godziny w sojuszniczej wiosce, gdy usłyszała wyjaśnienie: - Mam sprawę do Gaary, nie wiesz, jakie on ma plany?
- Od rana spotkania. Teraz będzie może w gabinecie hokage - odpowiedziała uprzejmie. - A może gdzieś w wiosce. Naruto założył się z Shikamaru, że wyciągnie do do knajpy.
- Nie wspominaj mi o zakładach, przegrałem kupę kasy - odpowiedział lalkarz.
Temari przymrużyła oczy.
- Postawiłeś przeciwko Matsuri? Gdzie twoja lojalność wobec wioski, zdrajco?
- Jakbyś widziała tego bydlaka z Konohy, też byś wybrała zdrowy rozsądek ponad patriotyzm - skomentował Kankuro. - Ale, ale. No przecież. Ty nic nie widziałaś ze starcia, które tak cię niby interesowało. Domyślam się, że zgłębiałaś inne techniki z narzeczonym.
Temari uśmiechnęła się kwaśno. Nie da mu się wyprowadzić z równowagi, nie dzisiaj, gdy to ona ma przewagę, bo jej bratu wczoraj spożyty alkohol jeszcze paruje uszami.
- Opowiedziałabym ci, ale jesteś na to za młody - oświadczyła. Postanowiła ewakuować się z pola walki, dopóki odnosi bezsporne zwycięstwo. Wstała od stolika.
- Twój narzeczony jest młody!
- To zaleta. - Temari odwróciła się jeszcze przed drzwiami, by pomachać mu z miną triumfatora, i poszła do damskiej łazienki.
Kuchnię i łazienkę mieli w tym budynku dobrze wyposażoną, oba pomieszczenia zajmowały sporo przestrzeni. W łazience nad umywalkami wisiały okrągłe lustra. Matsuri stała przed jednym z nich i suszyła włosy. Uwagę Temari przyciągnął kuferek wypełniony kosmetykami. Od razu przypomniała jej się Ino, w najbardziej działającym na nerwy okresie, gdy Temari sądziła, że blondynka wyrywa Shikamaru.
- Powinnaś oblewać zwycięstwo do rana i spać do południa - skomentowała z przekąsem.
Matsuri wyłączyła suszarkę.
- Słucham? - spytała.
Temari, patrząc na nią, uświadomiła sobie, co tak bardzo nie podoba się Kankuro. Do tej pory zawsze widywała Matsuri albo na polu walki albo na terenie treningowym, ewentualnie w wiosce na dyżurze. Zawsze w otoczeniu zawodowym wykluczającym rozmowę towarzyską. A dzisiaj Matsuri kręciła się po pomieszczeniach, strojąc się jakby szykowała się na randkę i traktowała ich jak współlokatorów. Temari i Kankuro przeżyli szok poznawczy. Ale Matsuri nie, ona zachowywała się jakby to było coś normalnego.
Może rzeczywiście w myślach nazywa Kankuro szwagrem, a z nią wymienia się ciuchami. I biżuterią.
Biżuterią. Wzrok Temari przyciągnęła pleciona bransoletka z białych, niebieskich i czerwonych włókien, zawieszona na kuferku-kosmetyczce tuż obok tuszu do rzęs.
Najpierw pomyślała, że jej się przywidziało. Podeszła bliżej i gwałtownym ruchem chwyciła bransoletkę.
- Skąd to masz? - zapytała.
Matsuri, która w pierwszej chwili cofnęła się wystraszona, odyskała rezon i wzruszyła ramionami.
- Dostałam - powiedziała. Brzmiała pewnie.
- Talizman na szczęście? - zapytała Temari.
Próbowała nadać temu pozory towarzyskiej konwersacji, ale wewnętrznie kipiała złością i z pewnością było to widać. Matsuri mogła od razu się przyznać albo iść w zaparte. Wybrała to drugie.
- Tak, jako taliman. Oddaj. - Wyciągnęła rękę. Nie była na tyle głupia, by próbować się z nią szarpać, ale i tak wyprowadziła Temari z równowagi.
A niech cię, mała kłamczucho.
- Matsuri - powiedziała, siląc się na spokój. - Mama cię nie nauczyła, że nie wolno zabierać cudzych rzeczy?
Matsuri trochę spuściła z tonu, może dlatego, że dostrzegła jej determinację.
- To tylko bransoletka - powiedziała.
- Nie jest twoja - odpowiedziała Temari z naciskiem. Zacisnęła pięść wokół plecionki z kolorowej przędzy. Matsuri dopiero teraz cofnęła dłoń. - Wyświadczam ci przysługę. Gdyby Gaara cię z tym zobaczył, dostałabyś awans na kapitana. Oddziałów pilnujących granic północnych rubieży Kraju Wiatru.
Matsuri zacisnęła usta. Teraz była wyraźnie zirytowana. Temari nie dbała już o to, że najwyraźniej w jej oczach jest czarnym charakterem.
- Posłuchaj, od -teraz-chuuninko. Możesz myśleć, że ci źle życzę, ale ja nic przeciw tobie nie mam. Godnie reprezentujesz naszą wioskę. Należą ci się słowa uznania. - Temari machnęła ręką ze zniecierpliwieniem, świadoma, jak to formalnie brzmi. - Fajna z ciebie dziewczyna, ale za dużo sobie wyobrażasz. Otwórz oczy na rzeczywistość, albo będziesz cierpieć.
Tak jak myślała, Matsuri nie dostrzegła jej dobrych intencji ani nie chciała od niej dobrej rady.
- Nie potrzebuję twojego błogosławieństwa - powiedziała.
Miała urażony wyraz twarzy. Temari wzruszyła ramionami. Ostatecznie, czy to jej problem? Życie jest złożone z rozczarowań.
Poza tym, uważała, że Matsuri nie zasługuje na współczucie, nawet jeśli jej uczucia są prawdziwe i będzie miała złamane serce. Jej pewność siebie i irytujący spokój brały się z przekonania, że Gaara ma braki emocjonalne z dzieciństwa, nie umie budować relacji i dzięki temu można nim łatwo manipulować.
I chociaż w dwóch pierwszych punktach było dużo prawdy, to trzeci budził spore wątpliwości. Temari mogłaby powiedzieć, że Gaara ma doświadczenie w spławianiu natrętnych dziewcząt.
Lub też, że ona lubi tak myśleć.
Wioska Piasku, kilka miesięcy po śmierci Czwartego Kazekage
Temari była wykończona i marzyła tylko o chłodnej kąpieli.
Z delegacji w wiosce Liścia zwykle wracała w trudnym do określenia nastroju. Z poczuciem dobrze wykonanej pracy, ale wyczerpana. Zadowolona, że wraca do domu, jednocześnie myślała o tym, że wkrótce znowu trafi jej się poselstwo. I czuła wyrzuty sumienia, bo wracając do Piasku niejako już myślała o wyprawie do Liścia. Zaczynała mieć wątpliwości, dokąd właściwie się wyprawia, a dokąd wraca.
Wolała odsuwać od siebie takie myśli. Tym razem nie miała z tym problemu, bowiem gdy szła korytarzem, coś niepokojącego przykuło jej uwagę.
Gdy przechodziła obok kwatery Gaary usłyszała dźwięki, które wzbudziły jej czujność. Coś jakby szelest, świst, i krótkie pacnięcie.
I pewnie samo to nie wyprowadziłoby jej z równowagi. Ale gdy przystanęła, wyraźnie usłyszała śmiech Tenten.
Śmiech. W pokoju Gaary. Tenten.
Przez kilka sekund stała jak wmurowana, a potem przyłożyła ucho do drzwi. Nim się o nie oparła zauważyła, że są lekko uchylone. Co jej nie powinno dziwić, bo drzwi w siedzibie były projektowane tak, by nie przenikały przez nie dźwięki.
- Moim zdaniem to jest wszystko w głowie. To tarcza, nie więzienie. Zatrzymaj ją. Wtedy będę mogła cię dotknąć.
Temari nie usłyszała wyraźnie, ale wydawało jej się, że Gaara coś odpowiedział. Usłyszała za to, co powiedziała kunoichi z Konohy.
- Nie daj się prosić. Jeszcze raz.
Na świętą Wolę Ognia. Ta mała żmijka z wioski Liścia próbuje się przebić przez absolutną obronę Gaary!
Na czyjeś zlecenie? Ktoś postanowił wykorzystać niegroźnie wyglądającą nastolatkę do zbierania informacji? A może szukała słabego punktu dla swojego przyjaciela, który cudem przeżył, a teraz, również cudem, odzyskuje zdrowie i wkrótce ma wrócić do służby? Czyżby dziewczynka od noży przygotowywała kompanowi pole pod rewanż?
Oba wyjaśnienia wydawały się zbyt grubymi nićmi szyte.
Może miała paranoję. Ale nie podobało jej się, jak wiele czasu dziewczyna z obcej wioski spędza z Gaarą. Jakby tego było mało, częściej nie ma ich w osadzie niż są, bo Rada woli testować lojalność Gaary w terenie niż pozwalać mu na dłuższe pobyty w Sunie. Drużyna dostawała częste i trudne misje. Temari poniekąd zżerała zazdrość, bo czuła się zepchnięta na boczny tor.
Trudno. Taka praca. Nie podobało jej się jednak, że ostatnio na terenie osady częściej spotyka Gaarę w towarzystwie Tenten niż samotnie. Nie podobało jej się, jak ci dwoje rozmawiają. Jakby nie wystarczyło, że Kankuro wodzi wzrokiem za kunoichi, jakby ktoś między jej talią a jego oczami zainstalował lalkarskie żyłki.
Przypadek Kankuro jeszcze jakoś akceptowała. Dopadła go ta sama przypadłość, która wśród chłopców w jego wieku szerzyła się jak epidemia, a która u wielu przejawiała się tym, że chętniej niż na polu treningowym kręcili się przy łaźniach i podglądali dziewczęta. Do pewnego momentu Temari sądziła, że jej bracia na tę chorobę są odporni. Obaj. Ale potem przybyło wsparcie z Konohy i przekonała się, jak bardzo się myli. Kankuro, który niespecjalnie interesował się dziewczynami z Sunagakure, miał słabość do cudzoziemek. I miał cholerną słabość do Tenten.
Trudno, myślała. To nawet lepiej, że upatrzył sobie dziewczynę, która wkrótce stąd wyjedzie. I może to bez znaczenia, czy ona ma w Konoha chłopaka czy nie. Kankuro nie był w ciemię bity i jeśli ktoś tu kogoś mógł zdemoralizować, to raczej on dziewczynę, a nie ona jego.
Temari nie martwiłaby się, gdyby kunoichi ograniczyła się do jednego brata. Ciekawość i eksperymenty w pewnym wieku są zdrowe.
Ale dlaczego interesował ją Gaara? I co ją obchodziła Piaskowa Tarcza?
Nie można się przebić przez absolutną obronę Gaary, zwariowana fanko stalowych ostrzy. Ja to wiem, on to wie, wszyscy to wiedzą.
Mimo tej pewności, Temari przesunęła się, by zajrzeć przez szparę między drzwiami a futryną do pokoju.
Gaara stał plecami do drzwi, a Tenten twarzą do niego.
Temari z trudem powstrzymała prychnięcie pełne oburzenia. Oni grali w łapki.
Znała tę grę z ulic Sunagakure, ale sama nigdy w życiu nie grała w łapki. Nawet z Kankuro. Co ta dziewczyna sobie wyobraża?
Przyglądała się przez chwilę. Ta scena wydawała jej się surrealistyczna. Ale tak szybko, jak jej mózg przyjął do wiadomości, że ktoś może na tyle się zbliżyć do Gaary, żeby prawie dotknąć jego dłoni, zauważyła coś jeszcze.
Celem gry nie były uniki, więc dziewczyna co chwilę obrywała. Ale tak naprawdę obrywała piaskiem, który w ułamkach sekund otaczał skórę Gaary. Temari miała wrażenie, że przybyszka z Konohy musiała walczyć z odruchem, żeby nie uciekać palcami. Pewnie grała w łapki tysiąc razy. Ciało chce zareagować automatycznie, tak jakby tym razem to też była gra na refleks.
Kiedy to Tenten była bijącym, Gaara ani razu nie drgnął. Piasek reagował błyskawicznie i chociaż tworzył zaledwie cienką warstwę, która wydawała się cieniem bojowej tarczy, i tak Tenten nie miała szansy dosięgnąć celu.
- Piasek jest szybszy - usłyszała głos Gaary. Mówił tym samym beznamiętnym tonem, co zwykle. Temari zastanawiała się, czy jego ta sytuacja irytuje, złości czy bawi. Czy wszystko naraz, w różnym stopniu. Bo przecież coś musiał o tym myśleć.
Temari w pierwszej chwili poczuła złośliwą satysfację, że żadna kunoichi o miernych umiejętnościach nie będzie dotykać jej brata. Sam pomysł wołał o pomstę. Dlaczego dziewczyna wyspecjalizowana w rzucaniu nożami miałaby dotknąć Gaary, którego ona, rodzona siostra, nigdy nie dotknęła?
Drugie dno tego stwierdzenia uświadomiło jej, jak - paradoksalnie - beznadziejna i straszna jest ta sytuacja.
Po co grać w tę głupią gierkę? Żeby poszukać słabego punktu? Czy żeby się pobawić?
Temari uświadomiła sobie, że to właściwie bez znaczenia, czy Tenten ma złe czy dobre intencje.
Nie znajdziesz słabego punktu doskonałej obrony, dziewczynko z Konohy. Nie możesz uderzyć Gaary. Ale to nie znaczy, że nie możesz go zranić.
Nie będziesz się bawić kosztem mojego brata.
Wioska Piasku, wkrótce po zgromadzeniu Najwyższej Rady w sprawie wyboru Piątego Kazekage
Temari nie lubiła, gdy przeszkadzano jej w treningach. Dlatego i ona starała się nie przeszkadzać innym. Zresztą, rozsądnie było tego nie robić, szczególnie gdy w grę wchodziły dalekodystansowe i potencjalnie letalne techniki shinobich z wioski Piasku.
Teraz jednak, gdy wpadła na pole treningowe, uznała, że może sobie pozwolić się wtrącić. Gaara i tak bardziej bawił się piaskiem niż ćwiczył. Pewnie przyszedł dla przemyśleń, chociaż ona domyślała się, że i tak decyzję podjął już dawno i nic ani nikt na nią nie wpłynie.
- Mam sprawę - powiedziała. Być może niepotrzebnie. Gaara prawdopodobnie spodziewał się, że wkrótce stanie naprzeciw niego.
Zaczęła mówić dłuższą chwilę po tym, jak podłoże się wyrównało, a naładowany czakrą piasek wrócił do gurdy. Gaara patrzył na nią wyczekująco.
- A więc Kankuro powiedział mi, że jeśli otrzymasz powołanie, przyjmiesz je. - Słowo “jeśli” nie było zbyt akuratne. Dla niej decyzja rady nie była żadnym zaskoczeniem, od kilkunastu miesięcy miotali się, nie mając tak naprawdę żadnej alternatywy. Brakowało im odpowiedniego człowieka, a brak Kazekage był coraz bardziej uciążliwy. Temari zastanawiała się jedynie, kiedy propozycja padnie i co Gaara na nią odpowie. Nigdy nie zapytała, co planuje. - Uważam, że nie powinieneś tego robić. Niemniej, masz moje poparcie, czy przyjmiesz stanowisko czy nie. - Chciała podkreślić, że jeszcze mógłby zmienić zdanie.
- Doceniam to. - Odpowiedź Gaary była jedynie potwierdzeniem, że on się nie waha.
Temari skinęła głową. Trochę liczyła, że dostrzeże cień wątpliwości. Rozumiała decyzję Gaary, właściwie niczego innego się po nim nie spodziewała, ale to wszystko komplikowało. Mogła jedynie spodziewać się wzrostu liczby kłopotów od momentu, gdy jej młodszy brat stanie się pierwszym kandydatem do odstrzału w wiosce. Wcześniej być może też nim był, ale przynajmniej istniały perspektywy na zmianę stanu rzeczy. Teraz nie mogła na to liczyć. Ani przez chwilę nie wierzyła w uczciwość zamiarów Rady, to była czysta kalkulacja. Wydawało się bardzo prawdopodobne, że dokonując tej decyzji traktowali ją jako tymczasową. Nie zakładali, że jinchuuriki będzie długo stał na czele osady.
Kankuro nie był takim czarnowidzem jak ona. Podejrzewała, że właśnie dzięki temu jego nastawieniu - bezwzględnemu poparciu dla Gaary - jej bracia ostatnio lepiej się dogadywali, a ona czuła, jakby została nieco z tyłu. Kiedyś to ona miała - niezbyt duży, ale jednak - wpływ na Gaarę. Ostatnio czuła, że ta relacja wymyka jej się przez palce. Ale nie zamierzała dać się zepchnąć na bok. I nie zamierzała udawać, że pewnych rzeczy nie widzi.
Jej zdaniem Kankuro podchodził z przesadnym entuzjazmem do nominacji Gaary na Kazekage właśnie teraz. Temari miała podejrzenie, dlaczego tak może być i chciała się przekonać, że Kankuro nie namawiał do tego Gaary.
Kochała obu braci. Ale gdyby Kankuro próbował wypchnąć Gaarę na stanowisko po to, żeby wykorzystać jego siłę decyzyjną dla swoich prywatnych zamiarów - chyba by go zabiła.
- Mam jeszcze jedno pytanie - powiedziała, bezskutecznie próbując odnaleźć pewność siebie. Nie miała pojęcia, jak Gaara zareaguje. Nie raz obawiała się jego reakcji, dlatego nie zadawała pytań.
- Mów wprost - odparł jej brat, jakby się domyślał, że ona toczy wewnętrzną walkę. A przecież trudno było go podejrzewać o domyślność. Często nie rozumiał nawet mało subtelnych aluzji. O ile te aluzje nie dotyczyły zastawienia pułapki na polu walki.
- Kankuro przedstawił mi pewien swój pomysł. Czy my będziemy kupować od Konohy ludzi? - Wiedziała, jak to brzmi. Jakby pytała o problemy kadrowe. Jakby Gaara już był Kazekage. Jakby Kankuro naprawdę był zmartwiony małą liczbą wyszkolonych geninów.
Żadne z tych trzech zdań nie było prawdą i przypuszczała, że Gaara dobrze o tym wie. Nawet jeśli dał się nabrać na matactwa brata, który ostatnio niby od niechcenia napomykał, że nie należy zapominać, iż przynależność do wioski dziedziczy się po jednym z rodziców. I po rodzicach dziedziczy się zobowiązania. Każda wioska ma na to własne rozwiązania. Niemniej, jak ktoś ma rodziców z zewnątrz, to w jakimś stopniu zawsze osobą z zewnątrz pozostanie.
Temari uważała, że to ze strony Kankuro bardzo bezczelna ściema, bo on miał ochotę ściągnąć Dziesięć na Dziesięć do Suny na dłużej niezależnie od jej zobowiązań i niezależnie od stanowiska wioski. Kombinowałby nawet wtedy, gdyby pochodziła z klanu o tak daleko sięgających tradycjach, że dzieci rodziłyby się ze znakiem liścia na czole.
Ale Dziesiątka z wioski Liścia nie pochodziła. Temari miała świadomość, że los skurczybykowi sprzyjał, podczas gdy jej jak zwykle wiatr dął w oczy.
- Temari. - Miała niejasne wrażenie, że udało jej się zirytować Gaarę. - Człowieka nie można kupić.
Tutaj się z nim nie zgadzała. Można go wypożyczyć i można kupić. W niektórych przypadkach to tylko kwestia ceny. Gaara miał pewnie na myśli, że lojalności nie można kupić, a w tym oczywiście miał rację. Znała wielu ludzi, którzy nosili znaczek Sunagakure i pobierali żołd ze skarbca, ale zachodziły poważne wątpliwości, wobec kogo są lojalni.
I świetnie, że jej brat jest świadomy pewnych aspektów przynależności do wioski. To chyba jedna z pierwszych rzeczy, jakie powinien rozumieć ktoś na jego - no dobrze, jeszcze nie obecnym, ale przyszłym - stanowisku. Jednak ona wcale nie była zadowolona z takiej wymijającej odpowiedzi.
Czuła się przyciśnięta do muru, chociaż to ona zadawała pytania.
- Dobrze, ale ja nie o to pytam. Chodzi mi o to…
- Wiem, o co pytasz. Nie złożę wiosce Liścia propozycji.
Teraz już Gaara był zniecierpliwiony, co prowadziło do wniosku, że Kankuro sugerował takie rozwiązanie wprost. Pewnie by ją to rozzłościło, gdyby nie to, że odpowiedź Gaary była po jej myśli, a to poprawiło jej humor.
- To znaczy, że Dziesięć na Dziesięć wkrótce pojedzie do domu?
Pewnie zabrzmiała zbyt radośnie, dlatego Gaara zmierzył ją chłodnym spojrzeniem.
- Tenten ma wolną wolę. To nie jest pytanie do mnie.
Temari powstrzymała się przed sarkastycznym prychnięciem. W tym świecie mało kto ma wolną wolę. Instrukcje, gdzie, kiedy i z kim masz być, co jeść i kogo zabić, dostajesz na kartce do ręki. To ci na górze decydowali, o co warto walczyć, a także - kogo lubić, kogo nie.
Starała się to zresztą wyjaśnić Gaarze. Bardziej po to, żeby chronić go emocjonalnie niż fizycznie, bo nie wierzyła, że tak łatwo można się przebić przez tarczę i absolutną obronę jinchuuriki Piasku. Nie znaczyło to, że nie można go zranić - każdego można zranić, a Gaara zawsze był kruchy emocjonalnie. I w tym newralgicznym momencie życia bardziej narażony, po tym, gdy Naruto Uzumaki nakładł mu do głowy szlachetnych idei o budowaniu więzi i wartości przyjaźni.
Fajnie, że to przyniosło efekt. Temari była zdania, że cel uświęca środki. Ale jej zdaniem Gaara wziął sobie ideały Uzumakiego zbyt poważnie.
Zwróciła mu uwagę, że warto mieć przyjaciół, ale spod tego samego znaku. Konoha dzisiaj jest sojusznikiem, a jutro może być wrogiem. I lepiej było nie zapominać o różnicy między Piaskiem a Liściem, żeby nie znaleźć się w sytuacji, gdy dawny przyjaciel znajdzie się po drugiej stronie barykady i zamieni się w kogoś, kto za dużo wie.
Nie trzeba wiele, by wybuchł konflikt. Temari nie wierzyła w przyjaźń ani nawet długotrwały pokój między osadami. Rywalizacja nie sprzyja budowaniu przyjaźni.
Przez jakiś czas się zastanawiała, jakie zagranie zastosowałaby starszyzna Konohy, gdyby okazało się, że potrzebują u siebie tej wypożyczonej grupy geninów, podczas gdy do upłynięcia terminu umów zostało jeszcze wiele miesięcy.
Interesowało ją to w kontekście reanimowania trupa, czyli bezterminowo zawieszonej - zawieszonej, nie rozwiązanej - drużyny Jedenastej. Zastanawiała się nad tym nawet wtedy, gdy rewelacje o nadludzkich wysiłkach Rocka Lee przyjmowała z niedowierzaniem, a jedyną osobą w otoczeniu, która brała jego starania na poważnie, była Dziesięć na Dziesięć.
Tenten, zresztą tak jak i inni przybysze z Konohy, byla gadatliwa. A jeśli nie miała o czym mówić, do znudzenia mogła wałkować dwa tematy: och, jaki tu skwar nie do zniesienia i gdy Lee stanie na nogi, jeszcze wam wszystkim pokaże.
Temari nienawidziła, kiedy kunoichi z Konohy o mówiła o Lee. Czuła wyrzuty sumienia, jakby to była jej wina, że tym razem Gaara zostawił za sobą stos trupów i jednego prawie-trupa.
Nigdy nie sądziła, że ten szalony typek z dziwną fryzurą stanie się kimś więcej niż bladym wspomnieniem z opowieści oderwanej od rzeczywistości Tenten. A jednak stało się inaczej. Lee już teraz był sławny, choć zapewne nie była to sława jakiej by sobie życzył, a jego publiczny imidż odbiegał od wizerunku tytana ciężkiej pracy, jakim był w oczach koleżanki. Rock Lee był raczej człowiekiem-symbolem, dowodem na to, że ostateczna broń Piasku nie każdego może zgładzić.
Biorąc jednak pod uwagę, że chłopak nie tylko chodzi, ale już od dawna trenuje i nawet dostał drobne obowiązki, Temari uwierzyła w obraz Rocka Lee, jaki kreowała Dziesiątka. Nie miała wątpliwości, że przyjdzie czas, iż chłopaczek w dziwacznym kostiumie wsławi się czynami, a nie tylko nadzwyczajną wolą przetrwania. I to pewnie nastąpi wkrótce.
Nie chciała nawet wiedzieć, co na temat tych wszystkich opowieści myśli Gaara, dlatego unikała jak ognia tematu Zielonej Bestii Konohy.
Nie zapytała więc Gaary, czy wie, że jego niedoszła ofiara nie tylko skacze i biega, ale czeka już tylko na znak od mistrza, by wrócić do tradycyjnego bicia rekordów okrążeń wokół Konohy. Podejrzewała jednak, że gdyby Gaara o tym wiedział nie twierdziłby z takim przekonaniem, że Dziesięć na Dziesięć ma wolną wolę i że od tego zależy, czy zostanie w Piasku.
Czasami zarówno Kankuro, jak i Gaara zachowywali się, jakby nie wiedzieli, dlaczego kunoichi Jedenastki tutaj przyjechała i na co czeka. Może żaden z nich nie był w kwaterach promyczków z wioski Liścia i nie widział kartki, na której Dziesięć na Dziesięć pracowicie odhaczała każdą wykonaną misję, która przybliżała ją do wykonania minimum określonego w kontrakcie. Już jakiś czas temu postawiła przy tej liście triumfalny wykrzyknik.
Gdyby Gaara chciał, żeby Dziesięć na Dziesięć tu została, musiałby machnąć ręką na swoje szczytne założenia i na teoretycznie istniejącą wolną wolę. Musiałby zrobić dokładnie to, co sugerował Kankuro. Złożyć ofertę i ją wykupić. Nawet zubożałą wioskę Piasku było stać na genina - na wielu geninów, zwłaszcza takich, którzy w papierach mieli wpisane “wsparcie”.
Skoro powiedział, że tego nie zrobi, Temari nie musiała już pytać. Teraz, za tydzień, najdalej za miesiąc - uciążliwa kunoichi z Konohy pojedzie do domu. Przynajmniej jeden kłopot będzie z głowy. Temari była jednak świadoma, że to nie wystarczy, by zniknął jej niepokój.
Żeby rozwiać wątpliwości musiałaby dowiedzieć się od Gaary, czy Dziesięć na Dziesięć zrealizowała ambitny cel i przebiła się przez doskonałą obronę tajnej broni wioski Piasku.
Ale bała się zapytać. I pewnie nigdy się nie odważy.
******
PS 1: Ciekawa jestem, co myślicie o takim przedstawieniu stosunku Temari do Gaary. Postanowiłam pokazać relacje rodzeństwa bliższe tym, jakimi mi się wydawały kiedy oglądałam 1. serię anime. Wydaje mi się, że Kankuro nie zmartwiłby się śmiercią brata-psychopaty, ale stosunek Temari do niego powinien być mniej jednoznaczny. Jako najstarsza z rodzeństwa powinna pamiętać słodkiego chłopczyka z misiem. Według mnie mogłaby być siostrą, która jeszcze przed "resocjalizacją" Gaary jednocześnie bała się go i do pewnego stopnia się o niego troszczyła, nie jest sprzeniewierzeniem się kanonowi. Moim zdaniem mogłaby go widzieć takim, jakim ja go widziałam - niestabilnym dzieciakiem z twardą skórą i kruchą psychiką. Będę się upierać przy tej możliwości.
Druga rzecz, która może wzbudzić wątpliwości, to dlaczego Gaara nie mógł dotknąć Tenten skoro tarcza ma chronić jego przed atakiem, a nie przed "atakowaniem" kogoś. Wyjaśnię to za jakiś czas.
Nawiasem pisząc, chętnie bym przeczytała ff, w którym Suna przestaje istnieć wraz ze śmiercią Czwartego lub tuż po niej, a piaskowe rodzeństwo zostaje łowcami głów. Mogliby zapolować na myśliwych i wykańczać członków Akatsuki. To byłoby piękne *_*
W następnym rozdziale będzie (zapewne) perspektywa Kankuro i pojawi się wreszcie Gaara, choć tylko na chwilę.
PS 2: Jestem absolutnie zachwycona nowym szablonem, który może cieszyć Wasze oczy dzięki uprzejmości Sayuri.