30 sie 2019

Rozdział 2. Tarcza z piasku



Wioska Liścia, dzień po finale egzaminu na chuunina


Nastał pogodny dzień, słońce jasno świeciło.
Temari ceniła sobie konoszańskie rześkie powietrze. Pierwszym, co zrobiła po wstaniu z łóżka, było otwarcie okna i wyjrzenie na zewnątrz. Wypełnienie umysłu myślami o najmocniejszych stronach Konohy, w której poranki nie kojarzyły się z palącym słońcem. Ten aspekt życia w wiosce Liścia jej odpowiadał i zapewne nigdy nie przestanie go doceniać.
Nie uległa namowom Shikamaru. Zamiast zatrzymać się u niego, skorzystała z kwatery w piętrowym domku gościnnym przygotowanym dla delegacji Piasku. Łączyło się to z kilkoma niedogodnościami, ale jej odpowiadały takie warunki, jak w koszarach wojskowych. Nie protestowała jednak, gdy zakwaterowano ją w jednoosobowej sypialni, która była tak maleńka, że po umieszczeniu łóżka, umywalki, stolika i szafy nie  zostało dość miejsca, by się swobodnie poruszać. Łóżko za to było wyjątkowo wygodne, dużo wygodniejsze niż te w kwaterach żołnierskich w Sunagakure. Materac i pościel były takiej jakości, iż podejrzewała, że jej pokój przygotowano powyżej zwyczajowych standardów. Nie była tylko pewna, czy ten przejaw faworyzowania był związany z jej pokrewieństwem z Gaarą czy planowanym ślubem z Shikamaru.
Sama myśl o tym ją drażniła. Nie przyjechała ani jako narzeczona głównego stratega gospodarzy ani jako siostra przywódcy sojuszniczej wioski. Choć była świadoma, że gdyby nie była siostrą Gaary, w ogóle nie mogłaby przybyć na egzamin. Obecnie kierowała sprawami wewnętrznymi Suny, nie była ani ochroniarzem Kazekage ani członkiem oficjalnej delegacji. Wbiła się na lewo, korzystając z okazji, że może się zobaczyć z Shikamaru, nie biorąc na ten cel urlopu - którego już nie miała. Teraz wydawało jej się, że pragnąc zatuszować tę prywatę i wmieszać się w tłum, jedynie naraziła się na śmieszność.
Niezadowolona z absurdalności własnego zachowania i z tego, że teraz jest zmuszona korzystać ze wspólnej łazienki na piętrze, narzuciła na koszulkę nocną satynowy szlafrok i skierowała się do kuchni.
Cała delegacja z Suny, z wyjątkiem Gaary, zakwaterowała się w tym domu, więc w południe będzie tłoczno. Temari spodziewała się jednak, że o siódmej rano po całonocnych libacjach nikogo nie zastanie. Prawie podskoczyła, gdy ze stolika pod ścianą w przestronnym pomieszczeniu dobiegły ją jęki. Odruchowo przyciągnęła do siebie poły szlafroka, zasłaniając kusą koszulę nocną - bardzo żałowała, że przy pakowaniu nie wzięła pod uwagę warunków lokalowych dla szeregowych shinobi - ale przekonała się, że to tylko Kankuro wpół leży na blacie stolika z niemalowanego drewna i przyciska do głowy woreczek z lodem.
Jej rodzony brat był ostatnią osobą, której by się tutaj spodziewała, ponieważ on potrafił zaspać nawet w normalny dzień pracy. Co ciekawe, był kompletnie ubrany, co wskazywało, że wstał wcześniej od niej. Wyglądał jak nieszczęście, jakby niedawno stoczył walkę o życie.
Temari wyjęła dzbanek z sokiem i energicznie zamknęła drzwi lodówki.
- Mogłabyś zachowywać się ciszej? - jęknął Kankuro, patrząc na nią zbolałym wzrokiem.
Temari nie odpowiedziała, za to narobiła mnóstwo hałasu wyciągając z szafki szklanki. W końcu podeszła do stolika i usiadła naprzeciw brata, który miał minę jakby bolały go zęby.
- Główka boli, generale? - zapytała z mieszaniną złośliwości i troski i podsunęła mu szklankę z sokiem. Z doświadczenia wiedziała, że napój z pomarańczy nieźle nadaje się do walki z kacem. - Co za nieodpowiedzialność, przecież jesteś tu służbowo.
Kankuro zmełł w ustach przekleństwo. Temari oparła się wygodnie na krześle i przyglądała mu się z zadowoleniem, popijając swój sok.
- Cierpienie uszlachetnia - powiedziała filozoficznie.
Zanim Kankuro jej odpowiedział, drzwi kuchni otworzyły się. 
- Dzień dobry - powiedziała Matsuri wesoło i, nie zawracając sobie głowy salutowaniem, odwróciła się do nich plecami, by zajrzeć do lodówki. Miała na sobie jasnoniebieską długą yukatę przewiązaną z tyłu pasem obi i turban z ręcznika na głowie. 
Temari nic nie odpowiedziała. Zastanawiała się, czy skacowany przełożony przed godzinami pracy powinien wymagać od kunoichi przepisowego powitania. 
Matsuri wzięła sobie szklankę soku, rzuciła im - chyba obojgu - pogodny uśmiech i wymaszerowała z kuchni bez słowa.
Kankuro odłożył swój woreczek z lodem i wyprostował się na krześle, być może próbując wyglądać poważniej - ale wciąż sprawiał wrażenie zbitego psa.
- Czy mi się wydaje, czy jedna noc w nowej randze wystarczyła, by do reszty przewróciło jej się w głowie? - zapytał zmęczonym głosem.
- Nie, to jest stale postępujący proces od dnia, gdy nauczyła się pewnie trzymać katanę - odparła Temari, zadowolona, że może go dobić.
Kankuro pokręcił głową, lecz po jego minie było widać, że natychmiast pożałował tego nieroztropnego ruchu.
- Bzdura, siostro, to się zaczęło w dniu, gdy Gaara pozwolił jej mówić do siebie po imieniu. Ostrzegałem go, ale kto by mnie słuchał. Jestem tylko skromnym szefem oddziałów szturmowych.
Temari była rozbawiona złowróżbnym tonem w jego głosie.
- Boisz się, że Matsuri niedługo zacznie do ciebie mówić “szwagrze”?
Kankuro zmarszczył brwi.
- Wcale mnie to nie bawi. Ciebie też nie powinno.
A jednak bawiło ją to. Nie zadurzenie Matsuri, które zamiast osłabnąć wraz z jej postępami na drodze ninja raczej pogłębiło się, a na pewno zmieniło formę. Bawił ją stopień przejęcia Kankuro tematem.
- Jest spora przepaść między “chcieć” a “mieć”, spokojna głowa - powiedziała. - Po co się tak wcześnie zerwałeś?
Kankuro wzruszył ramionami.
- Szkoda życia na spanie, kiedy można odkrywać obce krainy - odpowiedział markotnie. 
W głowie Temari już powstawały niepokojące podejrzenia, na co - lub na kogo - lalkarz zechce spożytkować dodatkowe godziny w sojuszniczej wiosce, gdy usłyszała wyjaśnienie: - Mam sprawę do Gaary, nie wiesz, jakie on ma plany?
- Od rana spotkania. Teraz będzie może w gabinecie hokage - odpowiedziała uprzejmie. - A może gdzieś w wiosce. Naruto założył się z Shikamaru, że wyciągnie do do knajpy.
- Nie wspominaj mi o zakładach, przegrałem kupę kasy - odpowiedział lalkarz.
Temari przymrużyła oczy.
- Postawiłeś przeciwko Matsuri? Gdzie twoja lojalność wobec wioski, zdrajco?
- Jakbyś widziała tego bydlaka z Konohy, też byś wybrała zdrowy rozsądek ponad patriotyzm - skomentował Kankuro. - Ale, ale. No przecież. Ty nic nie widziałaś ze starcia, które tak cię niby interesowało. Domyślam się, że zgłębiałaś inne techniki z narzeczonym.
Temari uśmiechnęła się kwaśno. Nie da mu się wyprowadzić z równowagi, nie dzisiaj, gdy to ona ma przewagę, bo jej bratu wczoraj spożyty alkohol jeszcze paruje uszami.
- Opowiedziałabym ci, ale jesteś na to za młody - oświadczyła. Postanowiła ewakuować się z pola walki, dopóki odnosi bezsporne zwycięstwo. Wstała od stolika.
- Twój narzeczony jest młody!
- To zaleta. - Temari odwróciła się jeszcze przed drzwiami, by pomachać mu z miną triumfatora, i poszła do damskiej łazienki.
Kuchnię i łazienkę mieli w tym budynku dobrze wyposażoną, oba pomieszczenia zajmowały sporo przestrzeni. W łazience nad umywalkami wisiały okrągłe lustra. Matsuri stała przed jednym z nich i suszyła włosy. Uwagę Temari przyciągnął kuferek wypełniony kosmetykami. Od razu przypomniała jej się Ino, w najbardziej działającym na nerwy okresie, gdy Temari sądziła, że blondynka wyrywa Shikamaru. 
- Powinnaś oblewać zwycięstwo do rana i spać do południa - skomentowała z przekąsem.
Matsuri wyłączyła suszarkę.
- Słucham? - spytała. 
Temari, patrząc na nią, uświadomiła sobie, co tak bardzo nie podoba się Kankuro. Do tej pory zawsze widywała Matsuri albo na polu walki albo na terenie treningowym, ewentualnie w wiosce na dyżurze. Zawsze w otoczeniu zawodowym wykluczającym rozmowę towarzyską. A dzisiaj Matsuri kręciła się po pomieszczeniach, strojąc się jakby szykowała się na randkę i traktowała ich jak współlokatorów. Temari i Kankuro przeżyli szok poznawczy. Ale Matsuri nie, ona zachowywała się jakby to było coś normalnego.
Może rzeczywiście w myślach nazywa Kankuro szwagrem, a z nią wymienia się ciuchami. I biżuterią.
Biżuterią. Wzrok Temari przyciągnęła pleciona bransoletka z białych, niebieskich i czerwonych włókien, zawieszona na kuferku-kosmetyczce tuż obok tuszu do rzęs.
Najpierw pomyślała, że jej się przywidziało. Podeszła bliżej i gwałtownym ruchem chwyciła bransoletkę. 
- Skąd to masz? - zapytała.
Matsuri, która w pierwszej chwili cofnęła się wystraszona, odyskała rezon i wzruszyła ramionami.
- Dostałam - powiedziała. Brzmiała pewnie.
- Talizman na szczęście? - zapytała Temari.
Próbowała nadać temu pozory towarzyskiej konwersacji, ale wewnętrznie kipiała złością i z pewnością było to widać. Matsuri mogła od razu się przyznać albo iść w zaparte. Wybrała to drugie.
- Tak, jako taliman. Oddaj. - Wyciągnęła rękę. Nie była na tyle głupia, by próbować się z nią szarpać, ale i tak wyprowadziła Temari z równowagi.
A niech cię, mała kłamczucho.
- Matsuri - powiedziała, siląc się na spokój. - Mama cię nie nauczyła, że nie wolno zabierać cudzych rzeczy?
Matsuri trochę spuściła z tonu, może dlatego, że dostrzegła jej determinację.
- To tylko bransoletka - powiedziała.
- Nie jest twoja - odpowiedziała Temari z naciskiem. Zacisnęła pięść wokół plecionki z kolorowej przędzy. Matsuri dopiero teraz cofnęła dłoń. - Wyświadczam ci przysługę. Gdyby Gaara cię z tym zobaczył, dostałabyś awans na kapitana. Oddziałów pilnujących granic północnych rubieży Kraju Wiatru.
Matsuri zacisnęła usta. Teraz była wyraźnie zirytowana. Temari nie dbała już o to, że najwyraźniej w jej oczach jest czarnym charakterem.
- Posłuchaj, od -teraz-chuuninko. Możesz myśleć, że ci źle życzę, ale ja nic przeciw tobie nie mam. Godnie reprezentujesz naszą wioskę. Należą ci się słowa uznania. - Temari machnęła ręką ze zniecierpliwieniem, świadoma, jak to formalnie brzmi. - Fajna z ciebie dziewczyna, ale za dużo sobie wyobrażasz. Otwórz oczy na rzeczywistość, albo będziesz cierpieć.
Tak jak myślała, Matsuri nie dostrzegła jej dobrych intencji ani nie chciała od niej dobrej rady.
- Nie potrzebuję twojego błogosławieństwa - powiedziała.
Miała urażony wyraz twarzy. Temari wzruszyła ramionami. Ostatecznie, czy to jej problem? Życie jest złożone z rozczarowań.
Poza tym, uważała, że Matsuri nie zasługuje na współczucie, nawet jeśli jej uczucia są prawdziwe i będzie miała złamane serce. Jej pewność siebie i irytujący spokój brały się z przekonania, że Gaara ma braki emocjonalne z dzieciństwa, nie umie budować relacji i dzięki temu można nim łatwo manipulować.
I chociaż w dwóch pierwszych punktach było dużo prawdy, to trzeci budził spore wątpliwości. Temari mogłaby powiedzieć, że Gaara ma doświadczenie w spławianiu natrętnych dziewcząt.
Lub też, że ona lubi tak myśleć.


Wioska Piasku, kilka miesięcy po śmierci Czwartego Kazekage


Temari była wykończona i marzyła tylko o chłodnej kąpieli.
Z delegacji w wiosce Liścia zwykle wracała w trudnym do określenia nastroju. Z poczuciem dobrze wykonanej pracy, ale wyczerpana. Zadowolona, że wraca do domu, jednocześnie myślała o tym, że wkrótce znowu trafi jej się poselstwo. I czuła wyrzuty sumienia, bo wracając do Piasku niejako już myślała o wyprawie do Liścia. Zaczynała mieć wątpliwości, dokąd właściwie się wyprawia, a dokąd wraca.
Wolała odsuwać od siebie takie myśli. Tym razem nie miała z tym problemu, bowiem gdy szła korytarzem, coś niepokojącego przykuło jej uwagę.
Gdy przechodziła obok kwatery Gaary usłyszała dźwięki, które wzbudziły jej czujność. Coś jakby szelest, świst, i krótkie pacnięcie.
I pewnie samo to nie wyprowadziłoby jej z równowagi. Ale gdy przystanęła, wyraźnie usłyszała śmiech Tenten.
Śmiech. W pokoju Gaary. Tenten.
Przez kilka sekund stała jak wmurowana, a potem przyłożyła ucho do drzwi. Nim się o nie oparła zauważyła, że są lekko uchylone. Co jej nie powinno dziwić, bo drzwi w siedzibie były projektowane tak, by nie przenikały przez nie dźwięki.
- Moim zdaniem to jest wszystko w głowie. To tarcza, nie więzienie. Zatrzymaj ją. Wtedy będę mogła cię dotknąć.
Temari nie usłyszała wyraźnie, ale wydawało jej się, że Gaara coś odpowiedział. Usłyszała za to, co powiedziała kunoichi z Konohy.
- Nie daj się prosić. Jeszcze raz.
Na świętą Wolę Ognia. Ta mała żmijka z wioski Liścia próbuje się przebić przez absolutną obronę Gaary!
Na czyjeś zlecenie? Ktoś postanowił wykorzystać niegroźnie wyglądającą nastolatkę do zbierania informacji? A może szukała słabego punktu dla swojego przyjaciela, który cudem przeżył, a teraz, również cudem, odzyskuje zdrowie i wkrótce ma wrócić do służby? Czyżby dziewczynka od noży przygotowywała kompanowi pole pod rewanż?
Oba wyjaśnienia wydawały się zbyt grubymi nićmi szyte.
Może miała paranoję. Ale nie podobało jej się, jak wiele czasu dziewczyna z obcej wioski spędza z Gaarą. Jakby tego było mało, częściej nie ma ich w osadzie niż są, bo Rada woli testować lojalność Gaary w terenie niż pozwalać mu na dłuższe pobyty w Sunie. Drużyna dostawała częste i trudne misje. Temari poniekąd zżerała zazdrość, bo czuła się zepchnięta na boczny tor.
Trudno. Taka praca. Nie podobało jej się jednak, że ostatnio na terenie osady częściej spotyka Gaarę w towarzystwie Tenten niż samotnie. Nie podobało jej się, jak ci dwoje rozmawiają. Jakby nie wystarczyło, że Kankuro wodzi wzrokiem za kunoichi, jakby ktoś między jej talią a jego oczami zainstalował lalkarskie żyłki.
Przypadek Kankuro jeszcze jakoś akceptowała. Dopadła go ta sama przypadłość, która wśród chłopców w jego wieku szerzyła się jak epidemia, a która u wielu przejawiała się tym, że chętniej niż na polu treningowym kręcili się przy łaźniach i podglądali dziewczęta. Do pewnego momentu Temari sądziła, że jej bracia na tę chorobę są odporni. Obaj. Ale potem przybyło wsparcie z Konohy i przekonała się, jak bardzo się myli. Kankuro, który niespecjalnie interesował się dziewczynami z Sunagakure, miał słabość do cudzoziemek. I miał cholerną słabość do Tenten.
Trudno, myślała. To nawet lepiej, że upatrzył sobie dziewczynę, która wkrótce stąd wyjedzie. I może to bez znaczenia, czy ona ma w Konoha chłopaka czy nie. Kankuro nie był w ciemię bity i jeśli ktoś tu kogoś mógł zdemoralizować, to raczej on dziewczynę, a nie ona jego.
Temari nie martwiłaby się, gdyby kunoichi ograniczyła się do jednego brata. Ciekawość i eksperymenty w pewnym wieku są zdrowe.
Ale dlaczego interesował ją Gaara? I co ją obchodziła Piaskowa Tarcza?
Nie można się przebić przez absolutną obronę Gaary, zwariowana fanko stalowych ostrzy. Ja to wiem, on to wie, wszyscy to wiedzą. 
Mimo tej pewności, Temari przesunęła się, by zajrzeć przez szparę między drzwiami a futryną do pokoju.
Gaara stał plecami do drzwi, a Tenten twarzą do niego. 
Temari z trudem powstrzymała prychnięcie pełne oburzenia. Oni grali w łapki. 
Znała tę grę z ulic Sunagakure, ale sama nigdy w życiu nie grała w łapki. Nawet z Kankuro. Co ta dziewczyna sobie wyobraża?
Przyglądała się przez chwilę. Ta scena wydawała jej się surrealistyczna. Ale tak szybko, jak jej mózg przyjął do wiadomości, że ktoś może na tyle się zbliżyć do Gaary, żeby prawie dotknąć jego dłoni, zauważyła coś jeszcze.
Celem gry nie były uniki, więc dziewczyna co chwilę obrywała. Ale tak naprawdę obrywała piaskiem, który w ułamkach sekund otaczał skórę Gaary. Temari miała wrażenie, że przybyszka z Konohy musiała walczyć z odruchem, żeby nie uciekać  palcami. Pewnie grała w łapki tysiąc razy. Ciało chce zareagować automatycznie, tak jakby tym razem to też była gra na refleks.
Kiedy to Tenten była bijącym, Gaara ani razu nie drgnął. Piasek reagował błyskawicznie i chociaż tworzył zaledwie cienką warstwę, która wydawała się cieniem bojowej tarczy, i tak Tenten nie miała szansy dosięgnąć celu.
- Piasek jest szybszy - usłyszała głos Gaary. Mówił tym samym beznamiętnym tonem, co zwykle. Temari zastanawiała się, czy jego ta sytuacja irytuje, złości czy bawi. Czy wszystko naraz, w różnym stopniu. Bo przecież coś musiał o tym myśleć.
Temari w pierwszej chwili poczuła złośliwą satysfację, że żadna kunoichi o miernych umiejętnościach nie będzie dotykać jej brata. Sam pomysł wołał o pomstę. Dlaczego dziewczyna wyspecjalizowana w rzucaniu nożami miałaby dotknąć Gaary, którego ona, rodzona siostra, nigdy nie dotknęła?
Drugie dno tego stwierdzenia uświadomiło jej, jak - paradoksalnie - beznadziejna i straszna jest ta sytuacja.
Po co grać w tę głupią gierkę? Żeby poszukać słabego punktu? Czy żeby się pobawić?
Temari uświadomiła sobie, że to właściwie bez znaczenia, czy Tenten ma złe czy dobre intencje. 
Nie znajdziesz słabego punktu doskonałej obrony, dziewczynko z Konohy. Nie możesz uderzyć Gaary. Ale to nie znaczy, że nie możesz go zranić.
Nie będziesz się bawić kosztem mojego brata.


Wioska Piasku, wkrótce po zgromadzeniu Najwyższej Rady w sprawie wyboru Piątego Kazekage


Temari nie lubiła, gdy przeszkadzano jej w treningach. Dlatego i ona starała się nie przeszkadzać innym. Zresztą, rozsądnie było tego nie robić, szczególnie gdy w grę wchodziły dalekodystansowe i potencjalnie letalne techniki shinobich z wioski Piasku.
Teraz jednak, gdy wpadła na pole treningowe, uznała, że może sobie pozwolić się wtrącić. Gaara i tak bardziej bawił się piaskiem niż ćwiczył. Pewnie przyszedł dla przemyśleń, chociaż ona domyślała się, że i tak decyzję podjął już dawno i nic ani nikt na nią nie wpłynie. 
- Mam sprawę - powiedziała. Być może niepotrzebnie. Gaara prawdopodobnie spodziewał się, że wkrótce stanie naprzeciw niego.
Zaczęła mówić dłuższą chwilę po tym, jak podłoże się wyrównało, a naładowany czakrą piasek wrócił do gurdy. Gaara patrzył na nią wyczekująco.
- A więc Kankuro powiedział mi, że jeśli otrzymasz powołanie, przyjmiesz je. - Słowo “jeśli” nie było zbyt akuratne. Dla niej decyzja rady nie była żadnym zaskoczeniem, od kilkunastu miesięcy miotali się, nie mając tak naprawdę żadnej alternatywy. Brakowało im odpowiedniego człowieka, a brak Kazekage był coraz bardziej uciążliwy. Temari zastanawiała się jedynie, kiedy propozycja padnie i co Gaara na nią odpowie. Nigdy nie zapytała, co planuje. - Uważam, że nie powinieneś tego robić. Niemniej, masz moje poparcie, czy przyjmiesz stanowisko czy nie. - Chciała podkreślić, że jeszcze mógłby zmienić zdanie.
- Doceniam to. - Odpowiedź Gaary była jedynie potwierdzeniem, że on się nie waha.
Temari skinęła głową. Trochę liczyła, że dostrzeże cień wątpliwości. Rozumiała decyzję Gaary, właściwie niczego innego się po nim nie spodziewała, ale to wszystko komplikowało. Mogła jedynie spodziewać się wzrostu liczby kłopotów od momentu, gdy jej młodszy brat stanie się pierwszym kandydatem do odstrzału w wiosce. Wcześniej być może też nim był, ale przynajmniej istniały perspektywy na zmianę stanu rzeczy. Teraz nie mogła na to liczyć. Ani przez chwilę nie wierzyła w uczciwość zamiarów Rady, to była czysta kalkulacja. Wydawało się bardzo prawdopodobne, że dokonując tej decyzji traktowali ją jako tymczasową. Nie zakładali, że jinchuuriki będzie długo stał na czele osady. 
Kankuro nie był takim czarnowidzem jak ona. Podejrzewała, że właśnie dzięki temu jego nastawieniu - bezwzględnemu poparciu dla Gaary - jej bracia ostatnio lepiej się dogadywali, a ona czuła, jakby została nieco z tyłu. Kiedyś to ona miała - niezbyt duży, ale jednak - wpływ na Gaarę. Ostatnio czuła, że ta relacja wymyka jej się przez palce. Ale nie zamierzała dać się zepchnąć na bok. I nie zamierzała udawać, że pewnych rzeczy nie widzi.
Jej zdaniem Kankuro podchodził z przesadnym entuzjazmem do nominacji Gaary na Kazekage właśnie teraz. Temari miała podejrzenie, dlaczego tak może być i chciała się przekonać, że Kankuro nie namawiał do tego Gaary. 
Kochała obu braci. Ale gdyby Kankuro próbował wypchnąć Gaarę na stanowisko po to, żeby wykorzystać jego siłę decyzyjną dla swoich prywatnych zamiarów - chyba by go zabiła.
- Mam jeszcze jedno pytanie - powiedziała, bezskutecznie próbując odnaleźć pewność siebie. Nie miała pojęcia, jak Gaara zareaguje. Nie raz obawiała się jego reakcji, dlatego nie zadawała pytań.
- Mów wprost - odparł jej brat, jakby się domyślał, że ona toczy wewnętrzną walkę. A przecież trudno było go podejrzewać o domyślność. Często nie rozumiał nawet mało subtelnych aluzji. O ile te aluzje nie dotyczyły zastawienia pułapki na polu walki.
- Kankuro przedstawił mi pewien swój pomysł. Czy my będziemy kupować od Konohy ludzi? - Wiedziała, jak to brzmi. Jakby pytała o problemy kadrowe. Jakby Gaara już był Kazekage. Jakby Kankuro naprawdę był zmartwiony małą liczbą wyszkolonych geninów.
Żadne z tych trzech zdań nie było prawdą i przypuszczała, że Gaara dobrze o tym wie. Nawet jeśli dał się nabrać na matactwa brata, który ostatnio niby od niechcenia napomykał, że nie należy zapominać, iż przynależność do wioski dziedziczy się po jednym z rodziców. I po rodzicach dziedziczy się zobowiązania. Każda wioska ma na to własne rozwiązania. Niemniej, jak ktoś ma rodziców z zewnątrz, to w jakimś stopniu zawsze osobą z zewnątrz pozostanie.
Temari uważała, że to ze strony Kankuro bardzo bezczelna ściema, bo on miał ochotę ściągnąć Dziesięć na Dziesięć do Suny na dłużej niezależnie od jej zobowiązań i niezależnie od stanowiska wioski. Kombinowałby nawet wtedy, gdyby pochodziła z klanu o tak daleko sięgających tradycjach, że dzieci rodziłyby się ze znakiem liścia na czole.
Ale Dziesiątka z wioski Liścia nie pochodziła. Temari miała świadomość, że los skurczybykowi sprzyjał, podczas gdy jej jak zwykle wiatr dął w oczy.
- Temari. - Miała niejasne wrażenie, że udało jej się zirytować Gaarę. - Człowieka nie można kupić. 
Tutaj się z nim nie zgadzała. Można go wypożyczyć i można kupić. W niektórych przypadkach to tylko kwestia ceny. Gaara miał pewnie na myśli, że lojalności nie można kupić, a w tym oczywiście miał rację. Znała wielu ludzi, którzy nosili znaczek Sunagakure i pobierali żołd ze skarbca, ale zachodziły poważne wątpliwości, wobec kogo są lojalni.
I świetnie, że jej brat jest świadomy pewnych aspektów przynależności do wioski. To chyba jedna z pierwszych rzeczy, jakie powinien rozumieć ktoś na jego - no dobrze, jeszcze nie obecnym, ale przyszłym - stanowisku. Jednak ona wcale nie była zadowolona z takiej wymijającej odpowiedzi.
Czuła się przyciśnięta do muru, chociaż to ona zadawała pytania.
- Dobrze, ale ja nie o to pytam. Chodzi mi o to…
- Wiem, o co pytasz. Nie złożę wiosce Liścia propozycji. 
Teraz już Gaara był zniecierpliwiony, co prowadziło do wniosku, że Kankuro sugerował takie rozwiązanie wprost. Pewnie by ją to rozzłościło, gdyby nie to, że odpowiedź Gaary była po jej myśli, a to poprawiło jej humor.
- To znaczy, że Dziesięć na Dziesięć wkrótce pojedzie do domu? 
Pewnie zabrzmiała zbyt radośnie, dlatego Gaara zmierzył ją chłodnym spojrzeniem.
- Tenten ma wolną wolę. To nie jest pytanie do mnie.
Temari powstrzymała się przed sarkastycznym prychnięciem. W tym świecie mało kto ma wolną wolę. Instrukcje, gdzie, kiedy i z kim masz być, co jeść i kogo zabić, dostajesz na kartce do ręki. To ci na górze decydowali, o co warto walczyć, a także - kogo lubić, kogo nie.
Starała się to zresztą wyjaśnić Gaarze. Bardziej po to, żeby chronić go emocjonalnie niż fizycznie, bo nie wierzyła, że tak łatwo można się przebić przez tarczę i absolutną obronę jinchuuriki Piasku. Nie znaczyło to, że nie można go zranić - każdego można zranić, a Gaara zawsze był kruchy emocjonalnie. I w tym newralgicznym momencie życia bardziej narażony, po tym, gdy Naruto Uzumaki nakładł mu do głowy szlachetnych idei o budowaniu więzi i wartości przyjaźni.
Fajnie, że to przyniosło efekt. Temari była zdania, że cel uświęca środki. Ale jej zdaniem Gaara wziął sobie ideały Uzumakiego zbyt poważnie. 
Zwróciła mu uwagę, że warto mieć przyjaciół, ale spod tego samego znaku. Konoha dzisiaj jest sojusznikiem, a jutro może być wrogiem. I lepiej było nie zapominać o różnicy między Piaskiem a Liściem, żeby nie znaleźć się w sytuacji, gdy dawny przyjaciel znajdzie się po drugiej stronie barykady i zamieni się w kogoś, kto za dużo wie.
Nie trzeba wiele, by wybuchł konflikt. Temari nie wierzyła w przyjaźń ani nawet długotrwały pokój między osadami. Rywalizacja nie sprzyja budowaniu przyjaźni.
Przez jakiś czas się zastanawiała, jakie zagranie zastosowałaby starszyzna Konohy, gdyby okazało się, że potrzebują u siebie tej wypożyczonej grupy geninów, podczas gdy do upłynięcia terminu umów zostało jeszcze wiele miesięcy.
Interesowało ją to w kontekście reanimowania trupa, czyli bezterminowo zawieszonej - zawieszonej, nie rozwiązanej - drużyny Jedenastej. Zastanawiała się nad tym nawet wtedy, gdy rewelacje o nadludzkich wysiłkach Rocka Lee przyjmowała z niedowierzaniem, a jedyną osobą w otoczeniu, która brała jego starania na poważnie, była Dziesięć na Dziesięć.
Tenten, zresztą tak jak i inni przybysze z Konohy, byla gadatliwa. A jeśli nie miała o czym mówić, do znudzenia mogła wałkować dwa tematy: och, jaki tu skwar nie do zniesienia i gdy Lee stanie na nogi, jeszcze wam wszystkim pokaże.
Temari nienawidziła, kiedy kunoichi z Konohy o mówiła o Lee. Czuła wyrzuty sumienia, jakby to była jej wina, że tym razem Gaara zostawił za sobą stos trupów i jednego prawie-trupa.
Nigdy nie sądziła, że ten szalony typek z dziwną fryzurą stanie się kimś więcej niż bladym wspomnieniem z opowieści oderwanej od rzeczywistości Tenten. A jednak stało się inaczej. Lee już teraz był sławny, choć zapewne nie była to sława jakiej by sobie życzył, a jego publiczny imidż odbiegał od wizerunku tytana ciężkiej pracy, jakim był w oczach koleżanki. Rock Lee był raczej człowiekiem-symbolem, dowodem na to, że ostateczna broń Piasku nie każdego może zgładzić.
Biorąc jednak pod uwagę, że chłopak nie tylko chodzi, ale już od dawna trenuje i nawet dostał drobne obowiązki, Temari uwierzyła w obraz Rocka Lee, jaki kreowała Dziesiątka. Nie miała wątpliwości, że przyjdzie czas, iż chłopaczek w dziwacznym kostiumie wsławi się czynami, a nie tylko nadzwyczajną wolą przetrwania. I to pewnie nastąpi wkrótce.
Nie chciała nawet wiedzieć, co na temat tych wszystkich opowieści myśli Gaara, dlatego unikała jak ognia tematu Zielonej Bestii Konohy. 
Nie zapytała więc Gaary, czy wie, że jego niedoszła ofiara nie tylko skacze i biega, ale czeka już tylko na znak od mistrza, by wrócić do tradycyjnego bicia rekordów okrążeń wokół Konohy. Podejrzewała jednak, że gdyby Gaara o tym wiedział nie twierdziłby z takim przekonaniem, że Dziesięć na Dziesięć ma wolną wolę i że od tego zależy, czy zostanie w Piasku.
Czasami zarówno Kankuro, jak i Gaara zachowywali się, jakby nie wiedzieli, dlaczego kunoichi  Jedenastki tutaj przyjechała i na co czeka. Może żaden z nich nie był w kwaterach promyczków z wioski Liścia i nie widział kartki, na której Dziesięć na Dziesięć pracowicie odhaczała każdą wykonaną misję, która przybliżała ją do wykonania minimum określonego w kontrakcie. Już jakiś czas temu postawiła przy tej liście triumfalny wykrzyknik.
Gdyby Gaara chciał, żeby Dziesięć na Dziesięć tu została, musiałby machnąć ręką na swoje szczytne założenia i na teoretycznie istniejącą wolną wolę. Musiałby zrobić dokładnie to, co sugerował Kankuro. Złożyć ofertę i ją wykupić. Nawet zubożałą wioskę Piasku było stać na genina - na wielu geninów, zwłaszcza takich, którzy w papierach mieli wpisane “wsparcie”.
Skoro powiedział, że tego nie zrobi, Temari nie musiała już pytać. Teraz, za tydzień, najdalej za miesiąc - uciążliwa kunoichi z Konohy pojedzie do domu. Przynajmniej jeden kłopot będzie z głowy. Temari była jednak świadoma, że to nie wystarczy, by zniknął jej niepokój.
Żeby rozwiać wątpliwości musiałaby dowiedzieć się od Gaary, czy Dziesięć na Dziesięć zrealizowała ambitny cel i przebiła się przez doskonałą obronę tajnej broni wioski Piasku.
Ale bała się zapytać. I pewnie nigdy się nie odważy. 


******
PS 1: Ciekawa jestem, co myślicie o takim przedstawieniu stosunku Temari do Gaary. Postanowiłam pokazać relacje rodzeństwa bliższe tym, jakimi mi się wydawały kiedy oglądałam 1. serię anime. Wydaje mi się, że Kankuro nie zmartwiłby się śmiercią brata-psychopaty, ale stosunek Temari do niego powinien być mniej jednoznaczny. Jako najstarsza z rodzeństwa powinna pamiętać słodkiego chłopczyka z misiem. Według mnie mogłaby być siostrą, która jeszcze przed "resocjalizacją" Gaary jednocześnie bała się go i do pewnego stopnia się o niego troszczyła, nie jest sprzeniewierzeniem się kanonowi. Moim zdaniem mogłaby go widzieć takim, jakim ja go widziałam - niestabilnym dzieciakiem z twardą skórą i kruchą psychiką. Będę się upierać przy tej możliwości.
Druga rzecz, która może wzbudzić wątpliwości, to dlaczego Gaara nie mógł dotknąć Tenten skoro tarcza ma chronić jego przed atakiem, a nie przed "atakowaniem" kogoś. Wyjaśnię to za jakiś czas.
Nawiasem pisząc, chętnie bym przeczytała ff, w którym Suna przestaje istnieć wraz ze śmiercią Czwartego lub tuż po niej, a piaskowe rodzeństwo zostaje łowcami głów. Mogliby zapolować na myśliwych i wykańczać członków Akatsuki. To byłoby piękne *_* 
W następnym rozdziale będzie (zapewne) perspektywa Kankuro i pojawi się wreszcie Gaara, choć tylko na chwilę.
PS 2: Jestem absolutnie zachwycona nowym szablonem, który może cieszyć Wasze oczy dzięki uprzejmości Sayuri.

24 sie 2019

Rozdział 1. Nikt wyjątkowy


Wioska Liścia, popołudnie po finałowej walce egzaminu na chuunina

Dziewczyna o brązowych długich włosach opadających swobodnie na plecy weszła do dużego pomieszczenia w restauracji. Stoliki, które zwykle były rozstawione na środku sali, znajdowały się teraz bliżej ścian. W pomieszczeniu zgromadziło się kilkunastu shinobi. Wszyscy mieli ochraniacze z symbolem wioski Piasku.
Gdy kunoichi weszła do restauracji, rozległy się gromkie brawa. Dziewczynę spłoszyło to nadmierne zainteresowanie. Kłaniając się wszystkim uprzejmie, przeszła szybko przez salę do jednego ze stolików. Stała przy nim dziewczyna o ciemnych włosach. Gdy szatynka podeszła do niej, uścisnęła ją i cmoknęła w policzek.
- Gratuluję – powiedziała brunetka. – Nie łudź się, że się schowasz, Matsuri. Wszyscy będą chcieli z tobą dzisiaj rozmawiać, a ty opowiesz kilkadziesiąt razy tę samą historię.
Dziewczyna spojrzała w bok, na kilkuosobową grupę jouninów, którzy stali kilka metrów dalej. Pochyliła głowę z uprzejmym uśmiechem. Potem odwróciła się do koleżanki.
- Wiem, Yuki. Na szczęście jest dużo alkoholu – powiedziała. – Liczę, że szybko się upiją i część tych atrakcji mnie ominie. Dlaczego wszyscy mi się tak przyglądają?
Jej rozmówczyni uśmiechnęła się szeroko.
- Bo jesteś dzisiaj gwiazdą – powiedziała. – Oraz bardzo ładnie wyglądasz. Chociaż mogłabyś się zdecydować, czy idziesz na imprezę czy na pole bitwy. Nie jesteśmy w pracy – powiedziała, mierząc koleżankę spojrzeniem.
Matsuri była ubrana w jasnozieloną yukatę, ale nie zrezygnowała z katany, którą miała przewieszoną za plecami. Bardziej dla ozdoby niż dla obrony. Podczas wizyt w obcych wioskach na shinobi nakładano poważne ograniczenia, jeśli chodziło o posiadanie broni. Matsuri brała udział w egzaminie, więc cieszyła się przywilejami.
- Niektórzy zawsze są w pracy – oświadczyła.
Yuki wzruszyła ramionami, zrezygnowana. Wiedziała, że i tak jej nie przegada.
- Tego, na kim próbujesz zrobić dobre wrażenie, tutaj nie ma – zauważyła przytomnie. – Jak myślisz, przyjdzie? 
Matsuri wiedziała już, że nie. Nie stosowała się do instrukcji. Teraz Gaara pewnie nie za bardzo wiedział, czy powinien ją pochwalić czy skarcić. Tego pierwszego pewnie nie chciał zrobić. Drugiego mu nie wypadało. W końcu pokonała genina z Konohy, całkiem silnego. Przed walką nikt z postronnych obserwatorów nie dawał jej szans. Kiba po znajomości zdradził jej, jakie były notowania u bukmacherów. Sporo osób przegrało dzisiaj pieniądze. Dużo pieniędzy.
A ona… Wygrała czy przegrała? Nie wiedziała tego jeszcze.
Z jednej strony była z siebie zadowolona. To była widowiskowa walka, zrobiła na wszystkich dobre wrażenie. Miała satysfakcję z tego, że wszystkich zaskoczyła. Zdobyła upragniony tytuł.
I była przekonana, że wykonała świetną robotę, mimo że posłużyła się techniką, której w teorii miała nie używać. Tylko w ostateczności, bo koszt czakry, wysoki czynnik ryzyka i tak dalej. Gaara kazał jej się w razie czego bronić. No więc, obroniła się, a przeciwnik wykorzystał na ostatni atak resztkę czakry, podczas gdy jej coś jeszcze zostało. Poniosła ryzyko. Miała też trochę szczęścia. Wygrała. 
Wydawało jej się, że właśnie to powinien robić shinobi, i tak powinno się wygrywać. Przez krótką chwilę upajała się zwycięstwem, zwłaszcza że oszołomiła ją atmosfera na trybunach. Dzika radość gości z wioski Piasku i ewidentne niedowierzanie - ale i szacunek - Konoszan.
Była niemniej zadowolona, kiedy spojrzała na lożę, gdzie Gaara rozmawiał z Szóstym Hokage i zapewne odbierał od niego gratulacje. Mógł być z niej dumny, czyż nie? Wszyscy wokół myśleli, że jest z niej dumny.
Potem jednak spojrzał w jej kierunku, przelotne krótkie spojrzenie, zanim zwrócił się do Hokage. I to spojrzenie wiele jej powiedziało.
Nie tego cię uczyłem. Właśnie to miał w głowie. Że była nieposłuszna, że użyła techniki, którą kazał jej traktować jak ostateczność. Wiedziała, jakie wrażenie wywarła stworzona przez nią tarcza. Gaara pewnie pomyślał, że zrobiła to, żeby się popisać.
I, szczerze mówiąc, miał rację, tylko że ona nie chciała zaprezentować widzom na trybunach, jakie ma zdolności w manipulowaniu elementem wiatru ani tego, jakie ma zasoby czakry. Gaara nie wierzył, że mogłaby wykonać tę technikę, tarczę nie do przebicia z elementu wiatru, i utrzymać się na nogach. No, więc teraz powinien być zadowolony, że nie docenił własnej uczennicy. 
Nie był dumny, był zły, więc musiała z nim porozmawiać. Tyle, że najpierw musiała się pokazać na imprezie zorganizowanej na jej cześć.
- Skąd ta smętna mina? - zagadnęła ją Yuki.- Myślałby kto, że nie masz osobistej satysfakcji z tego, że sprawiłaś manto chuuninowi z Konohy. Lokalsi nie przyjdą na bankiet? Nikogo nie zaprosiłaś?
- Oni już wszyscy złożyli mi gratulacje. Część z nich szczerze – odparła Matsuri. – Kilka osób na chwilę wpadnie, impreza dopiero się zaczyna. Tylko bez złośliwości. Nie rywalizujemy, współpracujemy.

2 godziny wcześniej

Centralna część handlowej dzielnicy Konohy, zwykle zatłoczona i żywa, wydawała się opustoszała. Kto mógł, udał się na specjalnie przygotowany teren tuż poza osadą, gdzie odbyła się finałowa walka egzaminu na chuunina. Kilka lokali gastronomicznych i sklepów było otwartych, inne właśnie się otwierały. Właściciele po leniwym przedpołudniu mogli spodziewać się najazdu wygłodniałych i rozemocjonowanych klientów oraz wysokiego utargu.
Kankuro ulotnił się z pola walki niemal natychmiast po jej zakończeniu, tak więc był jednym z pierwszych gości. Wszedł do małej restauracyjki pod nazwą “Obiady u Lin-Lin”. Niektórzy nazywali ten lokal „Pod apetyczną gwiazdą”, niekoniecznie mając na myśli pyszne dania. Lin-Lin Hoshi uchodziła za najgorętszą partię w wiosce Liścia. Nie miała jeszcze czterdziestki i dziwnym sposobem łączyła w sobie cechy atrakcyjnej panny na wydaniu i opiekuńczego rodzica. Może dlatego przez ten bar przewijała się połowa młodzieży Konohy, nie zawsze na posiłek. Szefowa kuchni matkowała po trochu wielu dzieciakom z akademii i świeżo upieczonym geninom.
Co ciekawe, chociaż spotkał ją zaledwie kilka razy, od razu go poznała. 
Choć może nic dziwnego, bo był charakterystyczny.
- Tenten, spójrz, kto nas odwiedził. Twój kolega od zabaw lalkami.
 Matka Tenten stała za lodówką, w której były wyłożone czekające na amatorów, zachęcająco wyglądające dania. Kankuro musiał przyznać, że Lin nie wyglądała na kucharkę - była szczupła, zawsze schludnie ubrana i uczesana. Preferowała, żeby nazywać ją „panną”. 
Lin-Lin, podobnie jak jej córka, była ciemnowłosa, ale nie było między nimi ponadto wielu podobieństw. Matka miała brązowe, a nie ciemne oczy. Za każdym razem, gdy ją widywał, miała wysoko upięty kok i nosiła jasną yukatę. Tym razem nie było inaczej.
Tenten, która siedziała na krześle przy ladzie tyłem do wejścia i dopiero na słowa matki się odwróciła, sprawiała wrażenie, jakby wybierała się na pole treningowe. Miała jasnoniebieską tunikę, ciemne spodnie, a włosy spięła w dwa kucyki z tyłu głowy. 
Wiele kunoichi ubierało się i czesało tak, jakby chciały ukryć, a nie podkreślić atuty urody. Tenten należała do tej grupy. Odkąd jej powiedział, że ładnie wygląda w rozpuszczonych włosach, nie widział jej już w takiej fryzurze. Można jednak było doszukać się plusów - miała ładną twarz, której przy takim uczesaniu nic nie zasłaniało, a grzywka i kosmyki włosów, które wymykały się spod koków, dodawały jej uroku.
- Witam, panno Lin. Dzień dobry, gwiazdeczko. Ależ jestem głodny. Dostanę teriyaki? - zapytał, zmierzając prosto do baru.
- Obawiam się, że nie mam ich w dzisiejszym asortymencie, ale coś wymyślę. Pod jednym warunkiem. - Właścicielka lokalu zniknęła na chwilę na zapleczu, po czym przytaszczyła grubą książkę obitą skórą. Przez te kilka sekund, zanim się pojawiła, Tenten patrzyła na niego podejrzliwie. Nie dziwiło go takie nastawienie. Nie drałował tutaj przez wioskę w tak szybkim tempie całkiem bez powodu.
- Proszę o podpis – powiedziała Lin, podsuwając mu wolumin. - To księga znamienitych gości, będziesz pierwszą osobą z wioski Piasku.
Kankuro uniósł brwi i z ochotą sięgnął po podane pióro.
- Wie pani, jak połechtać ego mężczyzny.
- To element planu. Kiedyś moja mama sprzeda autografy i będzie mieć godziwą emeryturę - skomentowała Tenten. - To wcale nie znaczy, że jesteś wyjątkowy, masz tylko znane nazwisko.
Kankuro otworzył księgę i zaczął przerzucać strony.
- Że też córka się w panią nie wrodziła – skomentował w przestrzeń.
Specjalnie złożył zamaszysty podpis na pół strony. Lin przyciągnęła księgę do siebie i cmoknęła - z niezadowoleniem. 
- Nie ma obrączki, nadal jesteś kawalerem - zauważyła i westchnęła teatralnie. 
- Nie z wyboru. Cały czas czekam aż Tenten stopnieje serce. 
- Raczej aż rozpuści mi się mózg - skomentowała kunoichi kwaśno. Nie patrzyła na niego tylko na swoją matkę, posyłając jej typowe wyzywające spojrzenie jakim krnąbrne dzieci zbywają rodzicielską krytykę za złe zachowanie.
W każdym razie, Kankuro tak oceniał sytuację. Nie widział zbyt wielu dzieci w towarzystwie rodziców. Nie znał zbyt wielu matek. Było w nim silne przeświadczenie, że matka Tenten nie jest typowa. Choćby dlatego, że chciała wychować córkę na artystkę, posyłała ją na lekcje tańca, ale że dziewczyna była uparta, spełniła jej życzenie i zapisała do akademii.
- Da się załatwić, rozpuszczenie organu może się zdarzyć w wysokich temperaturach - odparł złośliwie. - Przydałyby jej się wakacje w ciepłym klimacie - Te słowa skierował do Lin.
- Bardzo się z tym zgadzam - podchwyciła kobieta.
Tenten potrząsnęła głową.
- Nie zaczynajcie. Mamo, czy nie chciałaś więcej warzyw? Poślij go po sprawunki, niech się na coś przyda.
- To misja na zbyt wysokim poziomie - odpowiedziała pierwsza kuchmistrzyni Konohy, sięgając po atłasową torebkę. - Połowa sukcesu w gotowaniu to najwyższa jakość produktów 
- Więc ja pójdę - odparła kunoichi.
- Nie, jednak sama wybiorę. - Kobieta wychodząc zza lady skierowała spojrzenie na Kankuro. - Wam, ludziom walki, wydaje się, że akademia przygotuje was do życia. Dorastacie i dalej jesteście nieporadni w życiu codziennym i uczuciowym.
Kankuro nie za bardzo wiedział, co na to odpowiedzieć.
- Fakt, pani córka…
Tenten szarpnęła go za rękaw.
- Nie ekscytuj się, to o moim ojcu.
Lin uśmiechnęła się złośliwie.
- Niekoniecznie, moja droga. Niekoniecznie. Pilnuj dobytku. - Podeszła do córki i nadstawiła policzek.
Tenten stropiła się.
- Robisz mi wstyd przy koledze z pracy.
- Nie szkodzi. Uczcie się okazywać uczucia.
Kankuro wymownie uniósł brwi. Tenten wstała z krzesła i pocałowała matkę w policzek. Wracając na miejsce, patrzyła na niego ostrzegawczo, jakby chciała zabić w nim ewentualną ochotę na komentarz.
- Na wieczór zrobię teriyaki, młodzieńcze. Liczę, że przyprowadzisz słynnego brata, poluję na autograf.
- Znakomity pomysł, postaram się - odparł Kankuro, udając, że nie dostrzega gestu Tenten, która przeciągnęła palcem po szyi. W lokalnym narzeczu znaczyło to: Uprzejmie odradzam, jeśli nie chcesz zginąć. - Mam też siostrę.
- Wiem, ją też… - zaczęła kobieta, ale w połowie zdania tknęła ją pewna myśl. - Nie, jej nie przyprowadzaj.
Odwróciła się i wyszła, zostawiając Kankuro z niejasnym poczuciem, że poruszył drażliwy temat. Dlaczego drażliwy, nie trzeba było się domyślać.
- Koledze z pracy? - zwrócił się do Tenten.
- Przejęzyczenie.
- Raczej działanie podświadomości. Tak się składa, że w Sunie bardzo byś się przydała.
- Nie zaczynaj. - Tenten obdarzyła go poirytowanym spojrzeniem, które wskazywało, że nienajlepiej zabrał się za temat. - Co tutaj robisz tak wcześnie, znudziła cię impreza?
- Przeciwnie. Ty mi lepiej powiedz, dlaczego zabrakło cię na widowni. Słyszałaś chociaż, kto wygrał?
Tenten żachnęła się, a on miał wrażenie, że widział na jej twarzy satysfakcję.
- Nie słyszałam, dlatego to oczywiste. Wygrali bardziej powściągliwi. Nas byłoby słychać w samej… Na pustyni.
Kankuro zlekceważył jej chwilowe wahanie i wypowiedź, jakby chciała zepchnąć istnienie wioski Piasku na obrzeża świadomości.
- To jest wielka szkoda. Było świetne widowisko, a Matsuri… mogłaby cię zainspirować. Mówię o jej technikach.
Tenten potrząsnęła głową w odmownym geście.
- Nic z tego.
Kankuro wcale nie spodziewał się innej reakcji, ale i tak czuł się zirytowany.
- Tenten, co ty teraz robisz? Siedzisz za biurkiem? Ty? Bo ktoś z drużyny nadział się na noże?
- Dobrze powiedziane. Nadział się. Nie moja wina, że ktoś mi stanął na drodze do celu.
Kankuro nawet nie zamierzał polemizować.
- Niemniej, to może się zdarzyć. I o tym właśnie mówię. Dla lalkarzy twoje noże nie są straszne.
Tenten przymrużyła oczy. Nie wiedział, czy rozzłościło ją upieranie się przy propozycji czy dość niefortunny dobór słów. Nie lubiła, by jej wytykać, że żelazo i stal to broń konwencjonalna, z ograniczoną skutecznością w boju.
Nic jednak nie odpowiedziała.
- Będziesz siedzieć za biurkiem i czekać aż ktoś cię potraktuje poważnie? Niczego się tutaj nie uczysz. Wiesz, jak w historii zapisze się drużyna Jedenasta? Geniusz, który wpłynął na losy wojny. Wojownik, który udowodnił, że dzięki pracy można dokonać prawie wszystkiego. - Świadomie odwołał się do kolegów, z których kiedyś była dumna i których chwaliła na każdym kroku. - I dziewczyna, która się poddała.
Tenten prychnęła cicho. Nie było w tym gniewu, raczej zniecierpliwienie. A chciał w niej wzbudzić emocje, które  mogły ją popchnąć do działania.
- Nie dbam o to – powiedziała, co gorsza, chyba tak też myślała.
 Kankuro spojrzał na zamkniętą książkę, która wciąż leżała na ladzie. Poklepał okładkę.
- Twoja matka kompletuje coś w rodzaju kroniki zdolnych wojowników? Nie widziałem twojego podpisu. Bez niego będzie niekompletna.
Tenten przymknęła oczy. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że dotknął czułego punktu. Nie w niego powinien celować.
- Nigdy nie będzie kompletna - niemal wysyczała, patrząc na niego wrogo. - Radzę ci, odpieprz się, Kankuro. Myślisz, że interesuje mnie rozwój? Taki, jaki Suna może mi zaoferować? Nie, dziękuję, straciłam na tym zadupiu rok życia. Przynajmniej tutaj, gdy stałam się bezużyteczna, miałam blisko do domu. Mogę zostać kelnerką albo otworzyć sobie sklep militarny. Takie mam teraz ambicje.
- Chyba żartujesz - wymsknęło mu się.
Kankuro przez chwilę myślał, że dostanie  w pysk. Może nawet by się ucieszył, bo to byłaby porządna reakcja. Ale Tenten wzięła głęboki wdech i wydech i sprawiała wrażenie, jakby tyle wystarczyło, by się uspokoiła. Kiedyś nie wystarczało.
- Jeśli nie chcesz skosztować zatrutych teriyaki, daj sobie spokój. Możesz mnie zamęczać twoimi pomysłami na moje życie, i szybko się pożegnamy. Albo odpuść sobie i wtedy możemy pójść na piwo. Ale lokalne, konoszańskie. Najlepsze we wszystkich Pięciu Krajach.
Z tym nie można było polemizować. Kankuro był patriotą, ale otwarcie przyznawał, że dla dwóch rzeczy warto było mieszkać w wiosce Liścia - dla pięknych kobiet i mocnego piwa.

4 lata wcześniej. Wioska Piasku

- Co zrobiłaś, że Hokage tak bardzo nie chce cię widzieć w wiosce Liścia? 
- Słucham? Chyba nie rozumiem.
Kankuro leniwie przeciągnął się na krześle i oparł się wygodniej.
Był znużony. Sporo czasu spędził za biurkiem. Na początku, gdy kazano mu zająć się nadzorowaniem kompletowania drużyn, spodziewał się świetnej rozrywki. Sądził, że będzie musztrować świeżo upieczonych geninów, sprowadzać do parteru tych nieco bardziej doświadczonych i dużo bardziej aroganckich. Dziewczynom każe udowadniać dobrą kondycję i popatrzy na unoszące się w rytm przyspieszonego oddechu biusty. Raj na ziemi, po miesiącach spędzonych na suchych jak pieprz pustkowiach i w leśnych chaszczach. Wakacje.
Niestety, prawda okazała się dużo bardziej prozaiczna. Najpierw grzebał w papierach, potem musiał się nakombinować jak połączyć konkretne umiejętności, by stworzyć skuteczny team. Następnie wszystkie jego plany szlag trafiał, bo okazywało się, że tatusiowie dwóch geninów mają ze sobą na pieńku, albo nachodziła go w biurze szalona kobieta, oskarżając o deprawowanie nieletnich, po tym, gdy jej córeczka dostała przydział z dwoma rok starszymi chłopcami.
Po kilku awanturach zrozumiał, dlaczego w Sunagakure unika się tworzenia drużyn mieszanych. I dlaczego niektóre teamy są tak słabe, choć gdyby je przemieszać powstałyby dwa mocne zespoły, w których techniki tworzyłyby combo. Co z tego, skoro najbogatszy ród w wiosce nie życzy sobie kontaktów dziecka z plebsem.
Kankuro miał świadomość trudnej sytuacji wynikającej z braku ludzi. Ale prawdziwym przekleństwem tej wioski stało się moralne rozprężenie i brak dyscypliny. Kilka osób po śmierci Czwartego zdezerterowało, inni zaczęli narzekać na rozkazy od członków Rady i poddawać w wątpliwość, kto może wydawać polecenia. Starsi rangą próbowali forsować własne pomysły, radni gryźli się między sobą albo próbowali robić własne interesy, szukając zleceń na lewo, by zgarnąć wynagrodzenie i nie wrzucać nic do skarbca osady. Członkowie starszyzny stroili mądre miny i udawali, że mają pomysł na opanowanie sytuacji.
Jednym słowem, wszystko jak dawniej, tylko nie było nikogo, kto uderzyłby w stół, kazał wszystkim zamknąć mordy i wracać do pracy.
Całe szczęście, że z najemnikami z Liścia nie było takich problemów. W większości przyjechali świeżo upieczeni genini, często całe drużyny, którym wystarczyło przydzielić misje. Dostawali najprostsze zadania, ale byli pożyteczni. Wioska Liścia przysłała głównie shinobi na początku szkolenia, plus kilka jednostek bardziej zaawansowanych. Próbowali jak najtańszym kosztem wykpić się z umowy, ale nie było się czemu dziwić, bo nikt nie wysyła na kilkunastomiesięczne kontrakty najlepszych ludzi. Paradoksalnie, było to użyteczne, bo właśnie najmniej wykwalifikowanych i nieroszczeniowych geninów Piaskowi brakowało. Śmierć Kazekage i brak powołania nowego był dowodem słabości i chaosu wewnętrznego, więc Suna dostawała misje, które niechętnie wykonywali inni - oraz takie, które inni bardzo chętnie by wzięli, ale za trzykrotnie wyższą cenę.
- Ciekawi mnie, dlaczego dostałaś ten przydział. I tak wysoki limit kontraktowy. Gdy za dwa lata wrócisz do twojej wioski, będziesz do tyłu względem rówieśników i nie wejdziesz w skład dobrej drużyny. 
Kankuro obserwował, jak twarz siedzącej naprzeciw niego geninki wykrzywia się ze złości. Ze zdziwieniem zauważył, że zagniewana bardziej mu się podoba. 
Może niepotrzebnie się z nią droczył, ale irytowało go jej zachowanie, odkąd tu weszła. Była wręcz przesadnie uprzejma, jednocześnie patrzyła wrogo, jakby zamordował jej kota.
Oczywiście kojarzył dziewczynę z egzaminu na chuunina. On nic jej nie zrobił. Dziewczyna przegrała pojedynek z Temari, ale i tak miała szczęście, że jego siostra nie sięgnęła po pełnię możliwości. Gdyby to zrobiła, ciemnowłosa kunoichi wylądowałaby gdzieś na dalekiej północy i do dzisiaj szukałaby drogi do domu.
To byłaby szkoda.
- Mam drużynę. Chwilowo zamiast wykonywania misji mamy przeznaczyć czas na treningi - odpowiedziała. 
Dziwna strategia, wysyłać kogoś do misji najniższej rangi w celu podwyższenia umiejętności, ale kto by rozgryzł metody stosowane prze Konohę.
- Masz szczęście - powiedział Kankuro uprzejmie. Mimo, że przeszkadzała mu maskowana niechęć dziewczyny, jakoś nie potrafił jej gnębić. Miała ładną buzię i na szczęście nie tylko na buzię warto było patrzeć. Jak wszystkie nowe przybyszki z Konohy - których niestety przysłano mniej niż chłopców - Tenten nie wiedziała jeszcze, że przy tak wysokim słońcu odkrywanie ciała nie pomoże się ochłodzić. Przyszła w krótkich spodenkach i bluzce z cienkiego materiału, a Kankuro od razu naszły dwie myśli: że dziewczyna ma niebywale długie nogi i że w pomieszczeniu zrobiło się jeszcze bardziej gorąco.
Gdyby tylko była trochę milsza, nie zepsułaby dobrego wrażenia.
- Przepraszam, w jakim sensie mam szczęście? - zapytała po chwili. Kankuro uświadomił sobie, że nie skończył wypowiedzi, bo bezmyślnie gapił się w jej dekolt.
Nic nie mógł poradzić na to, że plątały mu się myśli. Geninki w Sunagakure wraz z dyplomem ukończenia akademii dostawały szczegółowe instrukcje, jak mają się ubierać i musiały tego przestrzegać do 18. roku życia. Zakładano, że powyżej tego wieku chłopcy mają już wyrobione mechanizmy obronne i kobiece wdzięki nie rozpraszają ich na treningach. Ani na polu walki.
Nie wszystkie dziewczęta przestrzegały wytycznych, ale Kankuro i tak był w dość niewesołej sytuacji. Całkiem niedawno odkrył, że chłopcy i dziewczyny dość znacznie różnią się od siebie i te różnice niezmiernie mu się podobały. Ale jedyną rówieśnicą, którą codziennie widywał i która nie obwiązywała biustu bandażem, żeby go spłaszczyć, była jego siostra.
- Masz szczęście, ponieważ zwolniło się miejsce w jednej z drużyn przeznaczonej do misji rangi C, a i B czasem wpadną. 
Potrzebny był ktoś na miejsce Kaia w drużynie Piątej. Kankuro myślał o przeniesieniu go z dużą niechęcią. Ojciec obiecującego genina importował alkohol i Kankuro miał przykre przeczucie, że skończy się dla niego odkładanie wina z Iwigakure, które sprzedawało się na pniu, ledwie trafiło na półki.
Niestety, Kai był dla Kankuro jedyną opcją. Wypadnięcie na pewien czas z obiegu Korobiego spowodowało szereg problemów, z których plotki o rzekomym napadzie szału Gaary były najmniejszym.
Znowu trzeba było rozstrzygnąć, kogo przydzielić do drużyny, która dostaje najwyższej rangi misje i w której dwie z trzech osób nie mają szansy się wykazać. Jounini chcieli mieć na oku Gaarę i nie było mowy, by działał sam lub z zespołem w okrojonym składzie. 
Jednak nikt z młodych zdolnych i ambitnych ani nieco starszych i doświadczonych nie chciałby robić za nazwisko na liście i pomagiera, którego rola sprowadza się do biegania przez pustkowia za trzynastoletnim chłopakiem i, w momencie, gdy coś się zaczyna dziać, szukaniu sobie miejsca, żeby się schować.
Nie mógł jednak przydzielić drużynie Pierwszej żadnego nieopierzonego chłystka, który najpewniej padłby ze strachu - albo na sam widok Gaary albo na widok przeciwnika. Gdyby Kankuro zdecydował się na taki ruch, pod jego oknem pojawiłby się korowód pomstujących i płaczących matek.
Kankuro, myśląc o tym jak wielkim problemem jest znalezienie kogoś na miejsce Korobiego - trochę mazgaja, ale jednak z talentem i oddanym sercem dla osady - wyklinał w myślach egocentryzm brata.
W Piasku nikt nie oczekiwał od kolegów, żeby go ubezpieczali - podstawową zasadą było: umiesz liczyć, licz na siebie. On i Temari nauczyli się tego bardzo wcześnie. Tak jak i tego, że Gaara jest w ogniu walki jak taran, a ich najważniejsze zmartwienie to nie podejść za blisko lub nie dać się zaskoczyć przeciwnikom. Oboje potrafili o siebie zadbać i jeśli Gaara realizował plan, który był ryzykowny, po prostu się ukrywali. Nie mogli liczyć na to, że jinchuuriki Shukaku będzie myślał o bezpieczeństwie drużyny. Pomijając kwestię, czy ich życie go obchodziło, Gaara nigdy nie musiał przejmować się własnym bezpieczeństwem. Nie myślał jak przeciętny shinobi, dla którego podstawową sprawą w planowaniu ataku jest nie dać się zranić. Trudno więc, by potrafił ocenić zagrożenie dla kompanów.
Dlatego też, Kankuro stwierdzał to z żalem, choć Gaara był silny, był też skazany na samotną walkę. I zupełnie nie nadawał się na dowódcę. Był kapitanem drużyny tylko dlatego, że nikt nie odważyłby się wydawać mu poleceń.
Kiedy działali we troje, on i Temari miewali własne zadania, ale teraz Gaara był jednoosobowym zespołem, a Yaoki i Korobi ozdobnikami. I gwarantem, że bestia nie przeleje więcej krwi niż trzeba.
- Ile punktów przyznajecie za misję rangi C? - zapytała Tenten. - Myślisz, że chcę tu wegetować do emerytury?
Z jej wyszukanej uprzejmości nie został nawet ślad. Przeszła na ty, chyba nawet się nad tym nie zastanawiając.
Kankuro odebrał to jako przejaw biernej agresji, ale ta mu wcale nie przeszkadzała.
- Słonko, zakładając jedną misję C na tydzień, za trzy lata będziesz wolna - powiedział, świadomie się z nią drocząc.
Tenten prychnęła wściekle. 
- Za trzy lata Lee będzie chuuninem. Mam rok, jasne? Za rok ma mnie tu nie być.
Kankuro puścił mimo uszu ostatnie zdanie. 
- Lee? Rock Lee? - Jeszcze raz spojrzał na jej kartę, i tym razem zadał sobie trud, żeby przeczytać coś więcej niż rangi wykonanych misji. 
Potem spojrzał na rozmówczynię, szukając dowodu, że w jej słowach należy dopatrywać się ironii lub sarkazmu. Dostrzegł jednak determinację.
Brakowało jej nie tylko umiejętności. Brakowało piątej klepki.
- Z takich obrażeń się nie wychodzi - powiedział wprost.
Oczywiście nie powinien być tak bezpośredni, ale wszyscy to wiedzieli. I chcąc nie chcąc współczuł dziewczynie, która nie dość, że została bez zespołu, to karmiła się złudzeniami.
Rock Lee również budził jego współczucie. Trener wyświadczył mu niedźwiedzią przysługę, skazując na kalectwo. Kankuro widział nieraz, jak kończą shinobi, którzy u progu kariery stracili zdolność do walki. Głodową zapomogę topili w alkoholu.
- Nie wiesz, jakie Konoha ma techniki leczenia - odparła brunetka. - I, co ważniejsze, nie znasz Lee. Wkrótce będzie biegać. A ja nie zamierzam wtedy gnić na pustyni.
Kankuro był zniecierpliwiony jej nastawieniem na konfrontację. Jakkolwiek miło się na nią patrzyło, w rozmowie była trudna, a on musiał doprowadzić to spotkanie do końca, przypisać imię dziewczyny do listy i cieszyć się z wypełnionego obowiązku.
Jeszcze raz popatrzył na zapis ze składem jej drużyny.
- A więc... Hyuga Neji. Ten, który poniósł spektakularną porażkę z Uzumakim Naruto na egzaminie?
 Kojarzył teraz ich wszystkich. Wybitna drużyna, bez dwóch zdań.
- Neji jest wybitnym shinobi, geniuszem – powiedziała Tenten ze złością, zupełnie jakby czytała mu w myślach. - On i Lee ciężko pracują, więc nie mogę tutaj utknąć przez misje C – powtórzyła z uporem.
- Dobrze, więc wiem już coś o twoich kolegach. A co powiesz o sobie… Hoshi Tenten? – odczytał niepewnie z kartki.
Tak się nazywała? Rozgwieżdżone niebo? (*od autora: Ten znaczy niebo, Hoshi – gwiazda/gwiazdy).
- Twoi rodzice mają poczucie humoru – stwierdził.
- Ojciec był poetą – powiedziała rozdrażnionym tonem.
- Cywilem?
- Wojownikiem-poetą.
Shinobi i poeta. Nic dziwnego, że mówiła w czasie przeszłym.
Kankuro doszedł do wniosku, że za wcześnie cieszył się ze spokojnego popołudnia. Właśnie w taki dzień musiała się trafić impertynencka koleżanka niedoszłej ofiary Gaary. I chłopaka, który na egzaminie niemal zabił własną kuzynkę.
- Więcej mówisz o kompanach niż o sobie, a to ciebie mam przydzielić do drużyny – zauważył przytomnie. – Pochwal się więc, jakie są twoje umiejętności. Jakaś unikalna technika, nad którą pracujesz?
Dziewczyna wyglądała na zdziwioną tym pytaniem.
- Pracuję zawsze jako wsparcie, nie mam unikalnej techniki – powiedziała ze zniecierpliwieniem. Zdała sobie jednak sprawę, jak to brzmi i dodała z werwą: - Ale będę mieć. Zostanę legendarną kunoichi. Zapamiętaj wszystkie trzy nazwiska, będziesz o nich czytał w książkach.
 Kankuro uśmiechnął się lekko. Jej nazwisko na pewno zapamięta.
- To się okaże. Ale masz szczęście, bo istnieje rozwiązanie, żeby szybko nazbierać punkty i wrócić do domu. Wszystko, co musisz zrobić, to nie dać się zabić.