Wioska Liścia, popołudnie po finałowej walce egzaminu
na chuunina
Dziewczyna o brązowych długich włosach
opadających swobodnie na plecy weszła do dużego pomieszczenia w restauracji.
Stoliki, które zwykle były rozstawione na środku sali, znajdowały się teraz
bliżej ścian. W pomieszczeniu zgromadziło się kilkunastu shinobi. Wszyscy
mieli ochraniacze z symbolem wioski Piasku.
Gdy kunoichi weszła do restauracji, rozległy się
gromkie brawa. Dziewczynę spłoszyło to nadmierne zainteresowanie. Kłaniając się
wszystkim uprzejmie, przeszła szybko przez salę do jednego ze stolików. Stała
przy nim dziewczyna o ciemnych włosach. Gdy szatynka podeszła do niej,
uścisnęła ją i cmoknęła w policzek.
- Gratuluję – powiedziała brunetka. – Nie łudź
się, że się schowasz, Matsuri. Wszyscy będą chcieli z tobą dzisiaj rozmawiać, a
ty opowiesz kilkadziesiąt razy tę samą historię.
Dziewczyna spojrzała w bok, na kilkuosobową
grupę jouninów, którzy stali kilka metrów dalej. Pochyliła głowę z uprzejmym
uśmiechem. Potem odwróciła się do koleżanki.
- Wiem, Yuki. Na szczęście jest dużo alkoholu –
powiedziała. – Liczę, że szybko się upiją i część tych atrakcji mnie ominie.
Dlaczego wszyscy mi się tak przyglądają?
Jej rozmówczyni uśmiechnęła się szeroko.
- Bo jesteś dzisiaj gwiazdą – powiedziała. –
Oraz bardzo ładnie wyglądasz. Chociaż mogłabyś się zdecydować, czy idziesz na
imprezę czy na pole bitwy. Nie jesteśmy w pracy – powiedziała, mierząc
koleżankę spojrzeniem.
Matsuri była ubrana w jasnozieloną yukatę, ale
nie zrezygnowała z katany, którą miała przewieszoną za plecami. Bardziej dla
ozdoby niż dla obrony. Podczas wizyt w obcych wioskach na shinobi nakładano
poważne ograniczenia, jeśli chodziło o posiadanie broni. Matsuri brała udział w
egzaminie, więc cieszyła się przywilejami.
- Niektórzy zawsze są w pracy – oświadczyła.
Yuki wzruszyła ramionami, zrezygnowana. Wiedziała,
że i tak jej nie przegada.
- Tego, na kim próbujesz zrobić dobre wrażenie,
tutaj nie ma – zauważyła przytomnie. – Jak myślisz, przyjdzie?
Matsuri wiedziała już, że nie. Nie stosowała się
do instrukcji. Teraz Gaara pewnie nie za bardzo wiedział, czy powinien ją
pochwalić czy skarcić. Tego pierwszego pewnie nie chciał zrobić. Drugiego mu
nie wypadało. W końcu pokonała genina z Konohy, całkiem silnego. Przed walką
nikt z postronnych obserwatorów nie dawał jej szans. Kiba po znajomości
zdradził jej, jakie były notowania u bukmacherów. Sporo osób przegrało dzisiaj
pieniądze. Dużo pieniędzy.
A ona… Wygrała czy przegrała? Nie wiedziała tego
jeszcze.
Z jednej strony była z siebie zadowolona. To
była widowiskowa walka, zrobiła na wszystkich dobre wrażenie. Miała satysfakcję
z tego, że wszystkich zaskoczyła. Zdobyła upragniony tytuł.
I była przekonana, że wykonała świetną robotę,
mimo że posłużyła się techniką, której w teorii miała nie używać. Tylko w
ostateczności, bo koszt czakry, wysoki czynnik ryzyka i tak dalej. Gaara kazał
jej się w razie czego bronić. No więc, obroniła się, a przeciwnik wykorzystał
na ostatni atak resztkę czakry, podczas gdy jej coś jeszcze zostało. Poniosła
ryzyko. Miała też trochę szczęścia. Wygrała.
Wydawało jej się, że właśnie to powinien robić
shinobi, i tak powinno się wygrywać. Przez krótką chwilę upajała się
zwycięstwem, zwłaszcza że oszołomiła ją atmosfera na trybunach. Dzika radość gości
z wioski Piasku i ewidentne niedowierzanie - ale i szacunek - Konoszan.
Była niemniej zadowolona, kiedy spojrzała na
lożę, gdzie Gaara rozmawiał z Szóstym Hokage i zapewne odbierał od niego
gratulacje. Mógł być z niej dumny, czyż nie? Wszyscy wokół myśleli, że jest z
niej dumny.
Potem jednak spojrzał w jej kierunku, przelotne
krótkie spojrzenie, zanim zwrócił się do Hokage. I to spojrzenie wiele jej
powiedziało.
Nie tego cię uczyłem. Właśnie to miał w głowie. Że była nieposłuszna,
że użyła techniki, którą kazał jej traktować jak ostateczność. Wiedziała, jakie
wrażenie wywarła stworzona przez nią tarcza. Gaara pewnie pomyślał, że zrobiła
to, żeby się popisać.
I, szczerze mówiąc, miał rację, tylko że ona nie
chciała zaprezentować widzom na trybunach, jakie ma zdolności w manipulowaniu
elementem wiatru ani tego, jakie ma zasoby czakry. Gaara nie wierzył, że
mogłaby wykonać tę technikę, tarczę nie do przebicia z elementu wiatru, i
utrzymać się na nogach. No, więc teraz powinien być zadowolony, że nie docenił
własnej uczennicy.
Nie był dumny, był zły, więc musiała z nim
porozmawiać. Tyle, że najpierw musiała się pokazać na imprezie zorganizowanej
na jej cześć.
- Skąd ta smętna mina? - zagadnęła ją Yuki.-
Myślałby kto, że nie masz osobistej satysfakcji z tego, że sprawiłaś manto
chuuninowi z Konohy. Lokalsi nie przyjdą na bankiet? Nikogo nie zaprosiłaś?
- Oni już wszyscy złożyli mi gratulacje. Część z
nich szczerze – odparła Matsuri. – Kilka osób na chwilę wpadnie, impreza
dopiero się zaczyna. Tylko bez złośliwości. Nie rywalizujemy, współpracujemy.
2 godziny wcześniej
Centralna część handlowej dzielnicy Konohy,
zwykle zatłoczona i żywa, wydawała się opustoszała. Kto mógł, udał się na
specjalnie przygotowany teren tuż poza osadą, gdzie odbyła się finałowa walka
egzaminu na chuunina. Kilka lokali gastronomicznych i sklepów było otwartych,
inne właśnie się otwierały. Właściciele po leniwym przedpołudniu mogli
spodziewać się najazdu wygłodniałych i rozemocjonowanych klientów oraz wysokiego
utargu.
Kankuro ulotnił się z pola walki niemal
natychmiast po jej zakończeniu, tak więc był jednym z pierwszych gości. Wszedł
do małej restauracyjki pod nazwą “Obiady u Lin-Lin”. Niektórzy nazywali ten
lokal „Pod apetyczną gwiazdą”, niekoniecznie mając na myśli pyszne dania.
Lin-Lin Hoshi uchodziła za najgorętszą partię w wiosce Liścia. Nie miała jeszcze
czterdziestki i dziwnym sposobem łączyła w sobie cechy atrakcyjnej panny na
wydaniu i opiekuńczego rodzica. Może dlatego przez ten bar przewijała się połowa
młodzieży Konohy, nie zawsze na posiłek. Szefowa kuchni matkowała po trochu
wielu dzieciakom z akademii i świeżo upieczonym geninom.
Co ciekawe, chociaż spotkał ją zaledwie kilka
razy, od razu go poznała.
Choć może nic dziwnego, bo był charakterystyczny.
- Tenten, spójrz, kto nas odwiedził. Twój kolega od zabaw lalkami.
Matka Tenten stała za lodówką, w której
były wyłożone czekające na amatorów, zachęcająco wyglądające dania. Kankuro
musiał przyznać, że Lin nie wyglądała na kucharkę - była szczupła, zawsze
schludnie ubrana i uczesana. Preferowała, żeby nazywać ją „panną”.
Lin-Lin, podobnie jak jej córka, była ciemnowłosa,
ale nie było między nimi ponadto wielu podobieństw. Matka miała brązowe, a nie
ciemne oczy. Za każdym razem, gdy ją widywał, miała wysoko upięty kok i nosiła
jasną yukatę. Tym razem nie było inaczej.
Tenten, która siedziała na krześle przy ladzie
tyłem do wejścia i dopiero na słowa matki się odwróciła, sprawiała wrażenie,
jakby wybierała się na pole treningowe. Miała jasnoniebieską tunikę, ciemne
spodnie, a włosy spięła w dwa kucyki z tyłu głowy.
Wiele kunoichi ubierało się i czesało tak, jakby
chciały ukryć, a nie podkreślić atuty urody. Tenten należała do tej grupy.
Odkąd jej powiedział, że ładnie wygląda w rozpuszczonych włosach, nie widział
jej już w takiej fryzurze. Można jednak było doszukać się plusów - miała ładną
twarz, której przy takim uczesaniu nic nie zasłaniało, a grzywka i kosmyki
włosów, które wymykały się spod koków, dodawały jej uroku.
- Witam, panno Lin. Dzień dobry, gwiazdeczko.
Ależ jestem głodny. Dostanę teriyaki? - zapytał, zmierzając prosto do baru.
- Obawiam się, że nie mam ich w dzisiejszym
asortymencie, ale coś wymyślę. Pod jednym warunkiem. - Właścicielka lokalu
zniknęła na chwilę na zapleczu, po czym przytaszczyła grubą książkę obitą
skórą. Przez te kilka sekund, zanim się pojawiła, Tenten patrzyła na niego
podejrzliwie. Nie dziwiło go takie nastawienie. Nie drałował tutaj przez wioskę
w tak szybkim tempie całkiem bez powodu.
- Proszę o podpis – powiedziała Lin, podsuwając
mu wolumin. - To księga znamienitych gości, będziesz pierwszą osobą z wioski Piasku.
Kankuro uniósł brwi i z ochotą sięgnął po podane
pióro.
- Wie pani, jak połechtać ego mężczyzny.
- To element planu. Kiedyś moja mama sprzeda autografy
i będzie mieć godziwą emeryturę - skomentowała Tenten. - To wcale nie znaczy,
że jesteś wyjątkowy, masz tylko znane nazwisko.
Kankuro otworzył księgę i zaczął przerzucać
strony.
- Że też córka się w panią nie wrodziła –
skomentował w przestrzeń.
Specjalnie złożył zamaszysty podpis na pół
strony. Lin przyciągnęła księgę do siebie i cmoknęła - z niezadowoleniem.
- Nie ma obrączki, nadal jesteś kawalerem - zauważyła
i westchnęła teatralnie.
- Nie z wyboru. Cały czas czekam aż Tenten
stopnieje serce.
- Raczej aż rozpuści mi się mózg - skomentowała kunoichi
kwaśno. Nie patrzyła na niego tylko na swoją matkę, posyłając jej typowe
wyzywające spojrzenie jakim krnąbrne dzieci zbywają rodzicielską krytykę za złe
zachowanie.
W każdym razie, Kankuro tak oceniał sytuację.
Nie widział zbyt wielu dzieci w towarzystwie rodziców. Nie znał zbyt wielu
matek. Było w nim silne przeświadczenie, że matka Tenten nie jest typowa. Choćby
dlatego, że chciała wychować córkę na artystkę, posyłała ją na lekcje tańca,
ale że dziewczyna była uparta, spełniła jej życzenie i zapisała do akademii.
- Da się załatwić, rozpuszczenie organu może się
zdarzyć w wysokich temperaturach - odparł złośliwie. - Przydałyby jej się
wakacje w ciepłym klimacie - Te słowa skierował do Lin.
- Bardzo się z tym zgadzam - podchwyciła
kobieta.
Tenten potrząsnęła głową.
- Nie zaczynajcie. Mamo, czy nie chciałaś więcej
warzyw? Poślij go po sprawunki, niech się na coś przyda.
- To misja na zbyt wysokim poziomie -
odpowiedziała pierwsza kuchmistrzyni Konohy, sięgając po atłasową torebkę. -
Połowa sukcesu w gotowaniu to najwyższa jakość produktów
- Więc ja pójdę - odparła kunoichi.
- Nie, jednak sama wybiorę. - Kobieta wychodząc
zza lady skierowała spojrzenie na Kankuro. - Wam, ludziom walki, wydaje się, że
akademia przygotuje was do życia. Dorastacie i dalej jesteście nieporadni w
życiu codziennym i uczuciowym.
Kankuro nie za bardzo wiedział, co na to
odpowiedzieć.
- Fakt, pani córka…
Tenten szarpnęła go za rękaw.
- Nie ekscytuj się, to o moim ojcu.
Lin uśmiechnęła się złośliwie.
- Niekoniecznie, moja droga. Niekoniecznie.
Pilnuj dobytku. - Podeszła do córki i nadstawiła policzek.
Tenten stropiła się.
- Robisz mi wstyd przy koledze z pracy.
- Nie szkodzi. Uczcie się okazywać uczucia.
Kankuro wymownie uniósł brwi. Tenten wstała z
krzesła i pocałowała matkę w policzek. Wracając na miejsce, patrzyła na niego
ostrzegawczo, jakby chciała zabić w nim ewentualną ochotę na komentarz.
- Na wieczór zrobię teriyaki, młodzieńcze. Liczę,
że przyprowadzisz słynnego brata, poluję na autograf.
- Znakomity pomysł, postaram się - odparł
Kankuro, udając, że nie dostrzega gestu Tenten, która przeciągnęła palcem po
szyi. W lokalnym narzeczu znaczyło to: Uprzejmie
odradzam, jeśli nie chcesz zginąć. - Mam też siostrę.
- Wiem, ją też… - zaczęła kobieta, ale w połowie
zdania tknęła ją pewna myśl. - Nie, jej nie przyprowadzaj.
Odwróciła się i wyszła, zostawiając Kankuro z
niejasnym poczuciem, że poruszył drażliwy temat. Dlaczego drażliwy, nie trzeba
było się domyślać.
- Koledze z pracy? - zwrócił się do Tenten.
- Przejęzyczenie.
- Raczej działanie podświadomości. Tak się
składa, że w Sunie bardzo byś się przydała.
- Nie zaczynaj. - Tenten obdarzyła go
poirytowanym spojrzeniem, które wskazywało, że nienajlepiej zabrał się za temat.
- Co tutaj robisz tak wcześnie, znudziła cię impreza?
- Przeciwnie. Ty mi lepiej powiedz, dlaczego
zabrakło cię na widowni. Słyszałaś chociaż, kto wygrał?
Tenten żachnęła się, a on miał wrażenie, że
widział na jej twarzy satysfakcję.
- Nie słyszałam, dlatego to oczywiste. Wygrali
bardziej powściągliwi. Nas byłoby słychać w samej… Na pustyni.
Kankuro zlekceważył jej chwilowe wahanie i
wypowiedź, jakby chciała zepchnąć istnienie wioski Piasku na obrzeża
świadomości.
- To jest wielka szkoda. Było świetne widowisko,
a Matsuri… mogłaby cię zainspirować. Mówię o jej technikach.
Tenten potrząsnęła głową w odmownym geście.
- Nic z tego.
Kankuro wcale nie spodziewał się innej reakcji,
ale i tak czuł się zirytowany.
- Tenten, co ty teraz robisz? Siedzisz za
biurkiem? Ty? Bo ktoś z drużyny nadział się na noże?
- Dobrze powiedziane. Nadział się. Nie moja
wina, że ktoś mi stanął na drodze do celu.
Kankuro nawet nie zamierzał polemizować.
- Niemniej, to może się zdarzyć. I o tym właśnie
mówię. Dla lalkarzy twoje noże nie są straszne.
Tenten przymrużyła oczy. Nie wiedział, czy
rozzłościło ją upieranie się przy propozycji czy dość niefortunny dobór słów.
Nie lubiła, by jej wytykać, że żelazo i stal to broń konwencjonalna, z
ograniczoną skutecznością w boju.
Nic jednak nie odpowiedziała.
- Będziesz siedzieć za biurkiem i czekać aż ktoś
cię potraktuje poważnie? Niczego się tutaj nie uczysz. Wiesz, jak w historii
zapisze się drużyna Jedenasta? Geniusz, który wpłynął na losy wojny. Wojownik,
który udowodnił, że dzięki pracy można dokonać prawie wszystkiego. - Świadomie
odwołał się do kolegów, z których kiedyś była dumna i których chwaliła na
każdym kroku. - I dziewczyna, która się poddała.
Tenten prychnęła cicho. Nie było w tym gniewu,
raczej zniecierpliwienie. A chciał w niej wzbudzić emocje, które mogły ją popchnąć do działania.
- Nie dbam o to – powiedziała, co gorsza, chyba
tak też myślała.
Kankuro spojrzał na zamkniętą książkę,
która wciąż leżała na ladzie. Poklepał okładkę.
- Twoja matka kompletuje coś w rodzaju kroniki
zdolnych wojowników? Nie widziałem twojego podpisu. Bez niego będzie
niekompletna.
Tenten przymknęła oczy. Dopiero po chwili zdał
sobie sprawę, że dotknął czułego punktu. Nie w niego powinien celować.
- Nigdy nie będzie kompletna - niemal wysyczała,
patrząc na niego wrogo. - Radzę ci, odpieprz się, Kankuro. Myślisz, że
interesuje mnie rozwój? Taki, jaki Suna może mi zaoferować? Nie, dziękuję,
straciłam na tym zadupiu rok życia. Przynajmniej tutaj, gdy stałam się
bezużyteczna, miałam blisko do domu. Mogę zostać kelnerką albo otworzyć sobie
sklep militarny. Takie mam teraz ambicje.
- Chyba żartujesz - wymsknęło mu się.
Kankuro przez chwilę myślał, że dostanie w
pysk. Może nawet by się ucieszył, bo to byłaby porządna reakcja. Ale Tenten
wzięła głęboki wdech i wydech i sprawiała wrażenie, jakby tyle wystarczyło, by
się uspokoiła. Kiedyś nie wystarczało.
- Jeśli nie chcesz skosztować zatrutych
teriyaki, daj sobie spokój. Możesz mnie zamęczać twoimi pomysłami na moje
życie, i szybko się pożegnamy. Albo odpuść sobie i wtedy możemy pójść na piwo.
Ale lokalne, konoszańskie. Najlepsze we wszystkich Pięciu Krajach.
Z tym nie można było polemizować. Kankuro był
patriotą, ale otwarcie przyznawał, że dla dwóch rzeczy warto było mieszkać w
wiosce Liścia - dla pięknych kobiet i mocnego piwa.
4 lata
wcześniej. Wioska Piasku
- Co zrobiłaś, że Hokage tak bardzo nie chce cię
widzieć w wiosce Liścia?
- Słucham? Chyba nie rozumiem.
Kankuro leniwie przeciągnął się na krześle i
oparł się wygodniej.
Był znużony. Sporo czasu spędził za biurkiem. Na
początku, gdy kazano mu zająć się nadzorowaniem kompletowania drużyn,
spodziewał się świetnej rozrywki. Sądził, że będzie musztrować świeżo
upieczonych geninów, sprowadzać do parteru tych nieco bardziej doświadczonych i
dużo bardziej aroganckich. Dziewczynom każe udowadniać dobrą kondycję i
popatrzy na unoszące się w rytm przyspieszonego oddechu biusty. Raj na ziemi,
po miesiącach spędzonych na suchych jak pieprz pustkowiach i w leśnych
chaszczach. Wakacje.
Niestety, prawda okazała się dużo bardziej
prozaiczna. Najpierw grzebał w papierach, potem musiał się nakombinować jak
połączyć konkretne umiejętności, by stworzyć skuteczny team. Następnie wszystkie
jego plany szlag trafiał, bo okazywało się, że tatusiowie dwóch geninów mają ze
sobą na pieńku, albo nachodziła go w biurze szalona kobieta, oskarżając o
deprawowanie nieletnich, po tym, gdy jej córeczka dostała przydział z dwoma rok
starszymi chłopcami.
Po kilku awanturach zrozumiał, dlaczego w
Sunagakure unika się tworzenia drużyn mieszanych. I dlaczego niektóre teamy są
tak słabe, choć gdyby je przemieszać powstałyby dwa mocne zespoły, w których
techniki tworzyłyby combo. Co z tego, skoro najbogatszy ród w wiosce nie życzy
sobie kontaktów dziecka z plebsem.
Kankuro miał świadomość trudnej sytuacji
wynikającej z braku ludzi. Ale prawdziwym przekleństwem tej wioski stało się
moralne rozprężenie i brak dyscypliny. Kilka osób po śmierci Czwartego
zdezerterowało, inni zaczęli narzekać na rozkazy od członków Rady i poddawać w
wątpliwość, kto może wydawać polecenia. Starsi rangą próbowali forsować własne
pomysły, radni gryźli się między sobą albo próbowali robić własne interesy,
szukając zleceń na lewo, by zgarnąć wynagrodzenie i nie wrzucać nic do skarbca osady.
Członkowie starszyzny stroili mądre miny i udawali, że mają pomysł na
opanowanie sytuacji.
Jednym słowem, wszystko jak dawniej, tylko nie
było nikogo, kto uderzyłby w stół, kazał wszystkim zamknąć mordy i wracać do pracy.
Całe szczęście, że z najemnikami z Liścia nie
było takich problemów. W większości przyjechali świeżo upieczeni genini, często
całe drużyny, którym wystarczyło przydzielić misje. Dostawali najprostsze zadania,
ale byli pożyteczni. Wioska Liścia przysłała głównie shinobi na początku
szkolenia, plus kilka jednostek bardziej zaawansowanych. Próbowali jak
najtańszym kosztem wykpić się z umowy, ale nie było się czemu dziwić, bo nikt
nie wysyła na kilkunastomiesięczne kontrakty najlepszych ludzi. Paradoksalnie,
było to użyteczne, bo właśnie najmniej wykwalifikowanych i nieroszczeniowych
geninów Piaskowi brakowało. Śmierć Kazekage i brak powołania nowego był dowodem
słabości i chaosu wewnętrznego, więc Suna dostawała misje, które niechętnie
wykonywali inni - oraz takie, które inni bardzo chętnie by wzięli, ale za
trzykrotnie wyższą cenę.
- Ciekawi mnie, dlaczego dostałaś ten przydział.
I tak wysoki limit kontraktowy. Gdy za dwa lata wrócisz do twojej wioski,
będziesz do tyłu względem rówieśników i nie wejdziesz w skład dobrej
drużyny.
Kankuro obserwował, jak twarz siedzącej
naprzeciw niego geninki wykrzywia się ze złości. Ze zdziwieniem zauważył, że
zagniewana bardziej mu się podoba.
Może niepotrzebnie się z nią droczył, ale
irytowało go jej zachowanie, odkąd tu weszła. Była wręcz przesadnie uprzejma,
jednocześnie patrzyła wrogo, jakby zamordował jej kota.
Oczywiście kojarzył dziewczynę z egzaminu na
chuunina. On nic jej nie zrobił. Dziewczyna przegrała pojedynek z Temari, ale i
tak miała szczęście, że jego siostra nie sięgnęła po pełnię możliwości. Gdyby
to zrobiła, ciemnowłosa kunoichi wylądowałaby gdzieś na dalekiej północy i do
dzisiaj szukałaby drogi do domu.
To byłaby szkoda.
- Mam drużynę. Chwilowo zamiast wykonywania
misji mamy przeznaczyć czas na treningi - odpowiedziała.
Dziwna strategia, wysyłać kogoś do misji
najniższej rangi w celu podwyższenia umiejętności, ale kto by rozgryzł metody
stosowane prze Konohę.
- Masz szczęście - powiedział Kankuro uprzejmie.
Mimo, że przeszkadzała mu maskowana niechęć dziewczyny, jakoś nie potrafił jej
gnębić. Miała ładną buzię i na szczęście nie tylko na buzię warto było patrzeć.
Jak wszystkie nowe przybyszki z Konohy - których niestety przysłano mniej niż
chłopców - Tenten nie wiedziała jeszcze, że przy tak wysokim słońcu odkrywanie
ciała nie pomoże się ochłodzić. Przyszła w krótkich spodenkach i bluzce z
cienkiego materiału, a Kankuro od razu naszły dwie myśli: że dziewczyna ma
niebywale długie nogi i że w pomieszczeniu zrobiło się jeszcze bardziej gorąco.
Gdyby tylko była trochę milsza, nie zepsułaby
dobrego wrażenia.
- Przepraszam, w jakim sensie mam szczęście? -
zapytała po chwili. Kankuro uświadomił sobie, że nie skończył wypowiedzi, bo
bezmyślnie gapił się w jej dekolt.
Nic nie mógł poradzić na to, że plątały mu się
myśli. Geninki w Sunagakure wraz z dyplomem ukończenia akademii dostawały szczegółowe
instrukcje, jak mają się ubierać i musiały tego przestrzegać do 18. roku życia.
Zakładano, że powyżej tego wieku chłopcy mają już wyrobione mechanizmy
obronne i kobiece wdzięki nie rozpraszają ich na treningach. Ani na polu walki.
Nie wszystkie dziewczęta przestrzegały
wytycznych, ale Kankuro i tak był w dość niewesołej sytuacji. Całkiem niedawno
odkrył, że chłopcy i dziewczyny dość znacznie różnią się od siebie i te różnice
niezmiernie mu się podobały. Ale jedyną rówieśnicą, którą codziennie widywał i
która nie obwiązywała biustu bandażem, żeby go spłaszczyć, była jego siostra.
- Masz szczęście, ponieważ zwolniło się miejsce
w jednej z drużyn przeznaczonej do misji rangi C, a i B czasem wpadną.
Potrzebny był ktoś na miejsce Kaia w drużynie
Piątej. Kankuro myślał o przeniesieniu go z dużą niechęcią. Ojciec obiecującego
genina importował alkohol i Kankuro miał przykre przeczucie, że skończy się dla
niego odkładanie wina z Iwigakure, które sprzedawało się na pniu, ledwie
trafiło na półki.
Niestety, Kai był dla Kankuro jedyną opcją.
Wypadnięcie na pewien czas z obiegu Korobiego spowodowało szereg problemów, z
których plotki o rzekomym napadzie szału Gaary były najmniejszym.
Znowu trzeba było rozstrzygnąć, kogo przydzielić do
drużyny, która dostaje najwyższej rangi misje i w której dwie z trzech osób nie
mają szansy się wykazać. Jounini chcieli mieć na oku Gaarę i nie było mowy, by
działał sam lub z zespołem w okrojonym składzie.
Jednak nikt z młodych zdolnych i ambitnych ani
nieco starszych i doświadczonych nie chciałby robić za nazwisko na liście i
pomagiera, którego rola sprowadza się do biegania przez pustkowia za
trzynastoletnim chłopakiem i, w momencie, gdy coś się zaczyna dziać, szukaniu
sobie miejsca, żeby się schować.
Nie mógł jednak przydzielić drużynie Pierwszej
żadnego nieopierzonego chłystka, który najpewniej padłby ze strachu - albo na
sam widok Gaary albo na widok przeciwnika. Gdyby Kankuro zdecydował się na taki
ruch, pod jego oknem pojawiłby się korowód pomstujących i płaczących matek.
Kankuro, myśląc o tym jak wielkim problemem jest
znalezienie kogoś na miejsce Korobiego - trochę mazgaja, ale jednak z talentem
i oddanym sercem dla osady - wyklinał w myślach egocentryzm brata.
W Piasku nikt nie oczekiwał od kolegów, żeby go
ubezpieczali - podstawową zasadą było: umiesz liczyć, licz na siebie. On i
Temari nauczyli się tego bardzo wcześnie. Tak jak i tego, że Gaara jest w ogniu
walki jak taran, a ich najważniejsze zmartwienie to nie podejść za blisko lub
nie dać się zaskoczyć przeciwnikom. Oboje potrafili o siebie zadbać i jeśli
Gaara realizował plan, który był ryzykowny, po prostu się ukrywali. Nie mogli
liczyć na to, że jinchuuriki Shukaku będzie myślał o bezpieczeństwie drużyny.
Pomijając kwestię, czy ich życie go obchodziło, Gaara nigdy nie
musiał przejmować się własnym bezpieczeństwem. Nie myślał jak przeciętny
shinobi, dla którego podstawową sprawą w planowaniu ataku jest nie dać się
zranić. Trudno więc, by potrafił ocenić zagrożenie dla kompanów.
Dlatego też, Kankuro stwierdzał to z żalem, choć
Gaara był silny, był też skazany na samotną walkę. I zupełnie nie nadawał się
na dowódcę. Był kapitanem drużyny tylko dlatego, że nikt nie odważyłby się wydawać
mu poleceń.
Kiedy działali we troje, on i Temari miewali
własne zadania, ale teraz Gaara był jednoosobowym zespołem, a Yaoki i Korobi
ozdobnikami. I gwarantem, że bestia nie przeleje więcej krwi niż trzeba.
- Ile punktów przyznajecie za misję rangi C? -
zapytała Tenten. - Myślisz, że chcę tu wegetować do emerytury?
Z jej wyszukanej uprzejmości nie został nawet
ślad. Przeszła na ty, chyba nawet się nad tym nie zastanawiając.
Kankuro odebrał to jako przejaw biernej agresji,
ale ta mu wcale nie przeszkadzała.
- Słonko, zakładając jedną misję C na tydzień,
za trzy lata będziesz wolna - powiedział, świadomie się z nią drocząc.
Tenten prychnęła wściekle.
- Za trzy lata Lee będzie chuuninem. Mam rok,
jasne? Za rok ma mnie tu nie być.
Kankuro puścił mimo uszu ostatnie zdanie.
- Lee? Rock Lee? - Jeszcze raz spojrzał na jej
kartę, i tym razem zadał sobie trud, żeby przeczytać coś więcej niż rangi
wykonanych misji.
Potem spojrzał na rozmówczynię, szukając dowodu,
że w jej słowach należy dopatrywać się ironii lub sarkazmu. Dostrzegł jednak
determinację.
Brakowało jej nie tylko umiejętności. Brakowało
piątej klepki.
- Z takich obrażeń się nie wychodzi - powiedział
wprost.
Oczywiście nie powinien być tak bezpośredni, ale
wszyscy to wiedzieli. I chcąc nie chcąc współczuł dziewczynie, która nie dość,
że została bez zespołu, to karmiła się złudzeniami.
Rock Lee również budził jego współczucie. Trener
wyświadczył mu niedźwiedzią przysługę, skazując na kalectwo. Kankuro widział
nieraz, jak kończą shinobi, którzy u progu kariery stracili zdolność do walki.
Głodową zapomogę topili w alkoholu.
- Nie wiesz, jakie Konoha ma techniki leczenia -
odparła brunetka. - I, co ważniejsze, nie znasz Lee. Wkrótce będzie biegać. A
ja nie zamierzam wtedy gnić na pustyni.
Kankuro był zniecierpliwiony jej nastawieniem na
konfrontację. Jakkolwiek miło się na nią patrzyło, w rozmowie była trudna, a on
musiał doprowadzić to spotkanie do końca, przypisać imię dziewczyny do listy i cieszyć
się z wypełnionego obowiązku.
Jeszcze raz popatrzył na zapis ze składem jej
drużyny.
- A więc... Hyuga Neji. Ten, który poniósł
spektakularną porażkę z Uzumakim Naruto na egzaminie?
Kojarzył
teraz ich wszystkich. Wybitna drużyna, bez dwóch zdań.
- Neji jest wybitnym shinobi, geniuszem –
powiedziała Tenten ze złością, zupełnie jakby czytała mu w myślach. - On i Lee
ciężko pracują, więc nie mogę tutaj utknąć przez misje C – powtórzyła z uporem.
- Dobrze, więc wiem już coś o twoich kolegach. A
co powiesz o sobie… Hoshi Tenten? – odczytał niepewnie z kartki.
Tak się nazywała? Rozgwieżdżone niebo? (*od autora: Ten znaczy niebo, Hoshi –
gwiazda/gwiazdy).
- Twoi rodzice mają poczucie humoru –
stwierdził.
- Ojciec był poetą – powiedziała rozdrażnionym
tonem.
- Cywilem?
- Wojownikiem-poetą.
Shinobi i poeta. Nic dziwnego, że mówiła w
czasie przeszłym.
Kankuro doszedł do wniosku, że za wcześnie cieszył
się ze spokojnego popołudnia. Właśnie w taki dzień musiała się trafić impertynencka
koleżanka niedoszłej ofiary Gaary. I chłopaka, który na egzaminie niemal zabił
własną kuzynkę.
- Więcej mówisz o kompanach niż o sobie, a to
ciebie mam przydzielić do drużyny – zauważył przytomnie. – Pochwal się więc,
jakie są twoje umiejętności. Jakaś unikalna technika, nad którą pracujesz?
Dziewczyna wyglądała na zdziwioną tym pytaniem.
- Pracuję zawsze jako wsparcie, nie mam
unikalnej techniki – powiedziała ze zniecierpliwieniem. Zdała sobie jednak
sprawę, jak to brzmi i dodała z werwą: - Ale będę mieć. Zostanę legendarną
kunoichi. Zapamiętaj wszystkie trzy nazwiska, będziesz o nich czytał w
książkach.
Kankuro
uśmiechnął się lekko. Jej nazwisko na pewno zapamięta.
- To się okaże. Ale masz szczęście, bo istnieje rozwiązanie,
żeby szybko nazbierać punkty i wrócić do domu. Wszystko, co musisz zrobić, to nie
dać się zabić.
Intrygujący początek. Nadal dość skąpe informacje, ale dość tego, żeby zacząć wyrabiać sobie zdanie o bohaterach. Choć Gaara w czasie teraźniejszym w tym rozdziale się nie pojawił, już mogłam zacząć snuć domysły o jego osobowości z przemyśleń Matsuri.
OdpowiedzUsuńNa pewno nietuzinkową postacią jest matka Tenten [Nie mam pojęcia dlaczego, ale do tej pory sądziłam, że pisze się "Ten-ten"... Człowiek uczy się przez całe życie ;)], która zupełnie odbiega od moich wyobrażeń matki wojownika (czy też w tym przypadku wojowniczki). Ale to dobrze. Nie będzie nudno :D
Widzę, że Kankuro z przeszłości burzliwie wchodzi w okres dojrzewania :D Atmosfera Suny jak zazwyczaj pokrywa się z moimi wyobrażeniami, rozszerzona dodatkowo o nowe perspektywy, ale do tego zdążyłaś mnie przyzwyczaić ;)
Widzę już, co miałaś na myśli, pisząc, że Neji i Lee będą duchem obecni w tym ff i jestem tego ciekawa. Ale nie ma co ukrywać - najbardziej jestem ciekawa misji Tenten i Gaary :D
Myślę, że masz rację, że pisze się Ten-ten, w końcu ona jest kreowana tak z chińska, a spotykam często taki zapis imion. Hey-Lin, Xiao-Mei itd. Lin-Lin sama mi się pisze z myślnikiem, a w Tenten mi to jakoś zgrzyta. Nie umiem tego wyjaśnić, ale tak zostanie. Na naruto wiki i w wielu innych miejscach jest pisana razem, chyba dlatego przywykłam.
UsuńPisząc teraz kolejne sceny nie wiem, czy informacje z początkowych rozdziałów nie będą aż irytująco skąpe. Dopiero za kilka rozdziałów będzie wiadomo, o co właściwie chodzi. Gdybym wyłożyła to kawa na ławę, bez punktów widzenia osób trzecich, byłoby po prostu nudno, moim zdaniem :D
Trochę mnie martwi, że tak ciekawi Cię misja, bo te sceny mi uciekają. Dłużej, niż zakładałam na początku, bohaterowie będą siedzieć w Liściu, a retrospekcje w pierwszych rozdziałach są z perspektywy postaci drugoplanowych. i Temari i Kankuro i nawet Lee wepchnęli mi się do scen, żeby się wypowiedzieć. A Gaara się jakoś chowa i milczy.
Lin-Lin powstała przypadkiem. W pierwotnej wersji tego ff (która już ledwie przypomina obecną koncepcję) rodzice Tenten byli niewidzialni. Nie chciałam kolejnej sieroty z traumą, a na rodziców nie miałam pomysłu. Jednak teraz matka odegra dość ważną rolę, i myślę, że nieraz zaskoczy.
I teraz będę się zastanawiała, dlaczego Kankuro tak bardzo kręci się dookołą Tenten. Gaara mu to zlecił, a może robi to dla brata bez jego wiedzy? W sumie to ciekawe takie poznawanie dwóch historii. Nie mogę się doczekać nowej drużyny - Tenten i Gaara. Cóż, wiemy przynajmniej, że dziewczyna przeżyła x)
OdpowiedzUsuńAlba Longa
Ze względu na to, że mam już napisane niektóre rozdziały, ale nie mam pewności, w jakiej kolejności je wstawię mogę obiecać, że motywacja Kankuro zostanie wyjaśniona za 2-3 rozdziały. Chyba, że mi przyjdzie do głowy jakaś scena niezbędna pomiędzy, ale chyba nie.
UsuńRetrospekcje uchylają nieco rąbka tajemnicy, ale to nadal mało. Jestem bardzo ciekawa w jakim kierunku pójdziesz - najpierw omówisz przeszłość, później skonfrontujesz teraźniejszość, czy będziesz przeplatać czasy, jak w tym rozdziale. No i najważniejsze, co stało się między nią, a Gaarą! A tak przy okazji, to Twój Kankuro jest boski, taki sarkastyczny, ale i żartobliwy, wyluzowany i przyjemny w odbiorze.
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie na ciąg dalszy. Buziaki~