24 sie 2019

Rozdział 1. Nikt wyjątkowy


Wioska Liścia, popołudnie po finałowej walce egzaminu na chuunina

Dziewczyna o brązowych długich włosach opadających swobodnie na plecy weszła do dużego pomieszczenia w restauracji. Stoliki, które zwykle były rozstawione na środku sali, znajdowały się teraz bliżej ścian. W pomieszczeniu zgromadziło się kilkunastu shinobi. Wszyscy mieli ochraniacze z symbolem wioski Piasku.
Gdy kunoichi weszła do restauracji, rozległy się gromkie brawa. Dziewczynę spłoszyło to nadmierne zainteresowanie. Kłaniając się wszystkim uprzejmie, przeszła szybko przez salę do jednego ze stolików. Stała przy nim dziewczyna o ciemnych włosach. Gdy szatynka podeszła do niej, uścisnęła ją i cmoknęła w policzek.
- Gratuluję – powiedziała brunetka. – Nie łudź się, że się schowasz, Matsuri. Wszyscy będą chcieli z tobą dzisiaj rozmawiać, a ty opowiesz kilkadziesiąt razy tę samą historię.
Dziewczyna spojrzała w bok, na kilkuosobową grupę jouninów, którzy stali kilka metrów dalej. Pochyliła głowę z uprzejmym uśmiechem. Potem odwróciła się do koleżanki.
- Wiem, Yuki. Na szczęście jest dużo alkoholu – powiedziała. – Liczę, że szybko się upiją i część tych atrakcji mnie ominie. Dlaczego wszyscy mi się tak przyglądają?
Jej rozmówczyni uśmiechnęła się szeroko.
- Bo jesteś dzisiaj gwiazdą – powiedziała. – Oraz bardzo ładnie wyglądasz. Chociaż mogłabyś się zdecydować, czy idziesz na imprezę czy na pole bitwy. Nie jesteśmy w pracy – powiedziała, mierząc koleżankę spojrzeniem.
Matsuri była ubrana w jasnozieloną yukatę, ale nie zrezygnowała z katany, którą miała przewieszoną za plecami. Bardziej dla ozdoby niż dla obrony. Podczas wizyt w obcych wioskach na shinobi nakładano poważne ograniczenia, jeśli chodziło o posiadanie broni. Matsuri brała udział w egzaminie, więc cieszyła się przywilejami.
- Niektórzy zawsze są w pracy – oświadczyła.
Yuki wzruszyła ramionami, zrezygnowana. Wiedziała, że i tak jej nie przegada.
- Tego, na kim próbujesz zrobić dobre wrażenie, tutaj nie ma – zauważyła przytomnie. – Jak myślisz, przyjdzie? 
Matsuri wiedziała już, że nie. Nie stosowała się do instrukcji. Teraz Gaara pewnie nie za bardzo wiedział, czy powinien ją pochwalić czy skarcić. Tego pierwszego pewnie nie chciał zrobić. Drugiego mu nie wypadało. W końcu pokonała genina z Konohy, całkiem silnego. Przed walką nikt z postronnych obserwatorów nie dawał jej szans. Kiba po znajomości zdradził jej, jakie były notowania u bukmacherów. Sporo osób przegrało dzisiaj pieniądze. Dużo pieniędzy.
A ona… Wygrała czy przegrała? Nie wiedziała tego jeszcze.
Z jednej strony była z siebie zadowolona. To była widowiskowa walka, zrobiła na wszystkich dobre wrażenie. Miała satysfakcję z tego, że wszystkich zaskoczyła. Zdobyła upragniony tytuł.
I była przekonana, że wykonała świetną robotę, mimo że posłużyła się techniką, której w teorii miała nie używać. Tylko w ostateczności, bo koszt czakry, wysoki czynnik ryzyka i tak dalej. Gaara kazał jej się w razie czego bronić. No więc, obroniła się, a przeciwnik wykorzystał na ostatni atak resztkę czakry, podczas gdy jej coś jeszcze zostało. Poniosła ryzyko. Miała też trochę szczęścia. Wygrała. 
Wydawało jej się, że właśnie to powinien robić shinobi, i tak powinno się wygrywać. Przez krótką chwilę upajała się zwycięstwem, zwłaszcza że oszołomiła ją atmosfera na trybunach. Dzika radość gości z wioski Piasku i ewidentne niedowierzanie - ale i szacunek - Konoszan.
Była niemniej zadowolona, kiedy spojrzała na lożę, gdzie Gaara rozmawiał z Szóstym Hokage i zapewne odbierał od niego gratulacje. Mógł być z niej dumny, czyż nie? Wszyscy wokół myśleli, że jest z niej dumny.
Potem jednak spojrzał w jej kierunku, przelotne krótkie spojrzenie, zanim zwrócił się do Hokage. I to spojrzenie wiele jej powiedziało.
Nie tego cię uczyłem. Właśnie to miał w głowie. Że była nieposłuszna, że użyła techniki, którą kazał jej traktować jak ostateczność. Wiedziała, jakie wrażenie wywarła stworzona przez nią tarcza. Gaara pewnie pomyślał, że zrobiła to, żeby się popisać.
I, szczerze mówiąc, miał rację, tylko że ona nie chciała zaprezentować widzom na trybunach, jakie ma zdolności w manipulowaniu elementem wiatru ani tego, jakie ma zasoby czakry. Gaara nie wierzył, że mogłaby wykonać tę technikę, tarczę nie do przebicia z elementu wiatru, i utrzymać się na nogach. No, więc teraz powinien być zadowolony, że nie docenił własnej uczennicy. 
Nie był dumny, był zły, więc musiała z nim porozmawiać. Tyle, że najpierw musiała się pokazać na imprezie zorganizowanej na jej cześć.
- Skąd ta smętna mina? - zagadnęła ją Yuki.- Myślałby kto, że nie masz osobistej satysfakcji z tego, że sprawiłaś manto chuuninowi z Konohy. Lokalsi nie przyjdą na bankiet? Nikogo nie zaprosiłaś?
- Oni już wszyscy złożyli mi gratulacje. Część z nich szczerze – odparła Matsuri. – Kilka osób na chwilę wpadnie, impreza dopiero się zaczyna. Tylko bez złośliwości. Nie rywalizujemy, współpracujemy.

2 godziny wcześniej

Centralna część handlowej dzielnicy Konohy, zwykle zatłoczona i żywa, wydawała się opustoszała. Kto mógł, udał się na specjalnie przygotowany teren tuż poza osadą, gdzie odbyła się finałowa walka egzaminu na chuunina. Kilka lokali gastronomicznych i sklepów było otwartych, inne właśnie się otwierały. Właściciele po leniwym przedpołudniu mogli spodziewać się najazdu wygłodniałych i rozemocjonowanych klientów oraz wysokiego utargu.
Kankuro ulotnił się z pola walki niemal natychmiast po jej zakończeniu, tak więc był jednym z pierwszych gości. Wszedł do małej restauracyjki pod nazwą “Obiady u Lin-Lin”. Niektórzy nazywali ten lokal „Pod apetyczną gwiazdą”, niekoniecznie mając na myśli pyszne dania. Lin-Lin Hoshi uchodziła za najgorętszą partię w wiosce Liścia. Nie miała jeszcze czterdziestki i dziwnym sposobem łączyła w sobie cechy atrakcyjnej panny na wydaniu i opiekuńczego rodzica. Może dlatego przez ten bar przewijała się połowa młodzieży Konohy, nie zawsze na posiłek. Szefowa kuchni matkowała po trochu wielu dzieciakom z akademii i świeżo upieczonym geninom.
Co ciekawe, chociaż spotkał ją zaledwie kilka razy, od razu go poznała. 
Choć może nic dziwnego, bo był charakterystyczny.
- Tenten, spójrz, kto nas odwiedził. Twój kolega od zabaw lalkami.
 Matka Tenten stała za lodówką, w której były wyłożone czekające na amatorów, zachęcająco wyglądające dania. Kankuro musiał przyznać, że Lin nie wyglądała na kucharkę - była szczupła, zawsze schludnie ubrana i uczesana. Preferowała, żeby nazywać ją „panną”. 
Lin-Lin, podobnie jak jej córka, była ciemnowłosa, ale nie było między nimi ponadto wielu podobieństw. Matka miała brązowe, a nie ciemne oczy. Za każdym razem, gdy ją widywał, miała wysoko upięty kok i nosiła jasną yukatę. Tym razem nie było inaczej.
Tenten, która siedziała na krześle przy ladzie tyłem do wejścia i dopiero na słowa matki się odwróciła, sprawiała wrażenie, jakby wybierała się na pole treningowe. Miała jasnoniebieską tunikę, ciemne spodnie, a włosy spięła w dwa kucyki z tyłu głowy. 
Wiele kunoichi ubierało się i czesało tak, jakby chciały ukryć, a nie podkreślić atuty urody. Tenten należała do tej grupy. Odkąd jej powiedział, że ładnie wygląda w rozpuszczonych włosach, nie widział jej już w takiej fryzurze. Można jednak było doszukać się plusów - miała ładną twarz, której przy takim uczesaniu nic nie zasłaniało, a grzywka i kosmyki włosów, które wymykały się spod koków, dodawały jej uroku.
- Witam, panno Lin. Dzień dobry, gwiazdeczko. Ależ jestem głodny. Dostanę teriyaki? - zapytał, zmierzając prosto do baru.
- Obawiam się, że nie mam ich w dzisiejszym asortymencie, ale coś wymyślę. Pod jednym warunkiem. - Właścicielka lokalu zniknęła na chwilę na zapleczu, po czym przytaszczyła grubą książkę obitą skórą. Przez te kilka sekund, zanim się pojawiła, Tenten patrzyła na niego podejrzliwie. Nie dziwiło go takie nastawienie. Nie drałował tutaj przez wioskę w tak szybkim tempie całkiem bez powodu.
- Proszę o podpis – powiedziała Lin, podsuwając mu wolumin. - To księga znamienitych gości, będziesz pierwszą osobą z wioski Piasku.
Kankuro uniósł brwi i z ochotą sięgnął po podane pióro.
- Wie pani, jak połechtać ego mężczyzny.
- To element planu. Kiedyś moja mama sprzeda autografy i będzie mieć godziwą emeryturę - skomentowała Tenten. - To wcale nie znaczy, że jesteś wyjątkowy, masz tylko znane nazwisko.
Kankuro otworzył księgę i zaczął przerzucać strony.
- Że też córka się w panią nie wrodziła – skomentował w przestrzeń.
Specjalnie złożył zamaszysty podpis na pół strony. Lin przyciągnęła księgę do siebie i cmoknęła - z niezadowoleniem. 
- Nie ma obrączki, nadal jesteś kawalerem - zauważyła i westchnęła teatralnie. 
- Nie z wyboru. Cały czas czekam aż Tenten stopnieje serce. 
- Raczej aż rozpuści mi się mózg - skomentowała kunoichi kwaśno. Nie patrzyła na niego tylko na swoją matkę, posyłając jej typowe wyzywające spojrzenie jakim krnąbrne dzieci zbywają rodzicielską krytykę za złe zachowanie.
W każdym razie, Kankuro tak oceniał sytuację. Nie widział zbyt wielu dzieci w towarzystwie rodziców. Nie znał zbyt wielu matek. Było w nim silne przeświadczenie, że matka Tenten nie jest typowa. Choćby dlatego, że chciała wychować córkę na artystkę, posyłała ją na lekcje tańca, ale że dziewczyna była uparta, spełniła jej życzenie i zapisała do akademii.
- Da się załatwić, rozpuszczenie organu może się zdarzyć w wysokich temperaturach - odparł złośliwie. - Przydałyby jej się wakacje w ciepłym klimacie - Te słowa skierował do Lin.
- Bardzo się z tym zgadzam - podchwyciła kobieta.
Tenten potrząsnęła głową.
- Nie zaczynajcie. Mamo, czy nie chciałaś więcej warzyw? Poślij go po sprawunki, niech się na coś przyda.
- To misja na zbyt wysokim poziomie - odpowiedziała pierwsza kuchmistrzyni Konohy, sięgając po atłasową torebkę. - Połowa sukcesu w gotowaniu to najwyższa jakość produktów 
- Więc ja pójdę - odparła kunoichi.
- Nie, jednak sama wybiorę. - Kobieta wychodząc zza lady skierowała spojrzenie na Kankuro. - Wam, ludziom walki, wydaje się, że akademia przygotuje was do życia. Dorastacie i dalej jesteście nieporadni w życiu codziennym i uczuciowym.
Kankuro nie za bardzo wiedział, co na to odpowiedzieć.
- Fakt, pani córka…
Tenten szarpnęła go za rękaw.
- Nie ekscytuj się, to o moim ojcu.
Lin uśmiechnęła się złośliwie.
- Niekoniecznie, moja droga. Niekoniecznie. Pilnuj dobytku. - Podeszła do córki i nadstawiła policzek.
Tenten stropiła się.
- Robisz mi wstyd przy koledze z pracy.
- Nie szkodzi. Uczcie się okazywać uczucia.
Kankuro wymownie uniósł brwi. Tenten wstała z krzesła i pocałowała matkę w policzek. Wracając na miejsce, patrzyła na niego ostrzegawczo, jakby chciała zabić w nim ewentualną ochotę na komentarz.
- Na wieczór zrobię teriyaki, młodzieńcze. Liczę, że przyprowadzisz słynnego brata, poluję na autograf.
- Znakomity pomysł, postaram się - odparł Kankuro, udając, że nie dostrzega gestu Tenten, która przeciągnęła palcem po szyi. W lokalnym narzeczu znaczyło to: Uprzejmie odradzam, jeśli nie chcesz zginąć. - Mam też siostrę.
- Wiem, ją też… - zaczęła kobieta, ale w połowie zdania tknęła ją pewna myśl. - Nie, jej nie przyprowadzaj.
Odwróciła się i wyszła, zostawiając Kankuro z niejasnym poczuciem, że poruszył drażliwy temat. Dlaczego drażliwy, nie trzeba było się domyślać.
- Koledze z pracy? - zwrócił się do Tenten.
- Przejęzyczenie.
- Raczej działanie podświadomości. Tak się składa, że w Sunie bardzo byś się przydała.
- Nie zaczynaj. - Tenten obdarzyła go poirytowanym spojrzeniem, które wskazywało, że nienajlepiej zabrał się za temat. - Co tutaj robisz tak wcześnie, znudziła cię impreza?
- Przeciwnie. Ty mi lepiej powiedz, dlaczego zabrakło cię na widowni. Słyszałaś chociaż, kto wygrał?
Tenten żachnęła się, a on miał wrażenie, że widział na jej twarzy satysfakcję.
- Nie słyszałam, dlatego to oczywiste. Wygrali bardziej powściągliwi. Nas byłoby słychać w samej… Na pustyni.
Kankuro zlekceważył jej chwilowe wahanie i wypowiedź, jakby chciała zepchnąć istnienie wioski Piasku na obrzeża świadomości.
- To jest wielka szkoda. Było świetne widowisko, a Matsuri… mogłaby cię zainspirować. Mówię o jej technikach.
Tenten potrząsnęła głową w odmownym geście.
- Nic z tego.
Kankuro wcale nie spodziewał się innej reakcji, ale i tak czuł się zirytowany.
- Tenten, co ty teraz robisz? Siedzisz za biurkiem? Ty? Bo ktoś z drużyny nadział się na noże?
- Dobrze powiedziane. Nadział się. Nie moja wina, że ktoś mi stanął na drodze do celu.
Kankuro nawet nie zamierzał polemizować.
- Niemniej, to może się zdarzyć. I o tym właśnie mówię. Dla lalkarzy twoje noże nie są straszne.
Tenten przymrużyła oczy. Nie wiedział, czy rozzłościło ją upieranie się przy propozycji czy dość niefortunny dobór słów. Nie lubiła, by jej wytykać, że żelazo i stal to broń konwencjonalna, z ograniczoną skutecznością w boju.
Nic jednak nie odpowiedziała.
- Będziesz siedzieć za biurkiem i czekać aż ktoś cię potraktuje poważnie? Niczego się tutaj nie uczysz. Wiesz, jak w historii zapisze się drużyna Jedenasta? Geniusz, który wpłynął na losy wojny. Wojownik, który udowodnił, że dzięki pracy można dokonać prawie wszystkiego. - Świadomie odwołał się do kolegów, z których kiedyś była dumna i których chwaliła na każdym kroku. - I dziewczyna, która się poddała.
Tenten prychnęła cicho. Nie było w tym gniewu, raczej zniecierpliwienie. A chciał w niej wzbudzić emocje, które  mogły ją popchnąć do działania.
- Nie dbam o to – powiedziała, co gorsza, chyba tak też myślała.
 Kankuro spojrzał na zamkniętą książkę, która wciąż leżała na ladzie. Poklepał okładkę.
- Twoja matka kompletuje coś w rodzaju kroniki zdolnych wojowników? Nie widziałem twojego podpisu. Bez niego będzie niekompletna.
Tenten przymknęła oczy. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że dotknął czułego punktu. Nie w niego powinien celować.
- Nigdy nie będzie kompletna - niemal wysyczała, patrząc na niego wrogo. - Radzę ci, odpieprz się, Kankuro. Myślisz, że interesuje mnie rozwój? Taki, jaki Suna może mi zaoferować? Nie, dziękuję, straciłam na tym zadupiu rok życia. Przynajmniej tutaj, gdy stałam się bezużyteczna, miałam blisko do domu. Mogę zostać kelnerką albo otworzyć sobie sklep militarny. Takie mam teraz ambicje.
- Chyba żartujesz - wymsknęło mu się.
Kankuro przez chwilę myślał, że dostanie  w pysk. Może nawet by się ucieszył, bo to byłaby porządna reakcja. Ale Tenten wzięła głęboki wdech i wydech i sprawiała wrażenie, jakby tyle wystarczyło, by się uspokoiła. Kiedyś nie wystarczało.
- Jeśli nie chcesz skosztować zatrutych teriyaki, daj sobie spokój. Możesz mnie zamęczać twoimi pomysłami na moje życie, i szybko się pożegnamy. Albo odpuść sobie i wtedy możemy pójść na piwo. Ale lokalne, konoszańskie. Najlepsze we wszystkich Pięciu Krajach.
Z tym nie można było polemizować. Kankuro był patriotą, ale otwarcie przyznawał, że dla dwóch rzeczy warto było mieszkać w wiosce Liścia - dla pięknych kobiet i mocnego piwa.

4 lata wcześniej. Wioska Piasku

- Co zrobiłaś, że Hokage tak bardzo nie chce cię widzieć w wiosce Liścia? 
- Słucham? Chyba nie rozumiem.
Kankuro leniwie przeciągnął się na krześle i oparł się wygodniej.
Był znużony. Sporo czasu spędził za biurkiem. Na początku, gdy kazano mu zająć się nadzorowaniem kompletowania drużyn, spodziewał się świetnej rozrywki. Sądził, że będzie musztrować świeżo upieczonych geninów, sprowadzać do parteru tych nieco bardziej doświadczonych i dużo bardziej aroganckich. Dziewczynom każe udowadniać dobrą kondycję i popatrzy na unoszące się w rytm przyspieszonego oddechu biusty. Raj na ziemi, po miesiącach spędzonych na suchych jak pieprz pustkowiach i w leśnych chaszczach. Wakacje.
Niestety, prawda okazała się dużo bardziej prozaiczna. Najpierw grzebał w papierach, potem musiał się nakombinować jak połączyć konkretne umiejętności, by stworzyć skuteczny team. Następnie wszystkie jego plany szlag trafiał, bo okazywało się, że tatusiowie dwóch geninów mają ze sobą na pieńku, albo nachodziła go w biurze szalona kobieta, oskarżając o deprawowanie nieletnich, po tym, gdy jej córeczka dostała przydział z dwoma rok starszymi chłopcami.
Po kilku awanturach zrozumiał, dlaczego w Sunagakure unika się tworzenia drużyn mieszanych. I dlaczego niektóre teamy są tak słabe, choć gdyby je przemieszać powstałyby dwa mocne zespoły, w których techniki tworzyłyby combo. Co z tego, skoro najbogatszy ród w wiosce nie życzy sobie kontaktów dziecka z plebsem.
Kankuro miał świadomość trudnej sytuacji wynikającej z braku ludzi. Ale prawdziwym przekleństwem tej wioski stało się moralne rozprężenie i brak dyscypliny. Kilka osób po śmierci Czwartego zdezerterowało, inni zaczęli narzekać na rozkazy od członków Rady i poddawać w wątpliwość, kto może wydawać polecenia. Starsi rangą próbowali forsować własne pomysły, radni gryźli się między sobą albo próbowali robić własne interesy, szukając zleceń na lewo, by zgarnąć wynagrodzenie i nie wrzucać nic do skarbca osady. Członkowie starszyzny stroili mądre miny i udawali, że mają pomysł na opanowanie sytuacji.
Jednym słowem, wszystko jak dawniej, tylko nie było nikogo, kto uderzyłby w stół, kazał wszystkim zamknąć mordy i wracać do pracy.
Całe szczęście, że z najemnikami z Liścia nie było takich problemów. W większości przyjechali świeżo upieczeni genini, często całe drużyny, którym wystarczyło przydzielić misje. Dostawali najprostsze zadania, ale byli pożyteczni. Wioska Liścia przysłała głównie shinobi na początku szkolenia, plus kilka jednostek bardziej zaawansowanych. Próbowali jak najtańszym kosztem wykpić się z umowy, ale nie było się czemu dziwić, bo nikt nie wysyła na kilkunastomiesięczne kontrakty najlepszych ludzi. Paradoksalnie, było to użyteczne, bo właśnie najmniej wykwalifikowanych i nieroszczeniowych geninów Piaskowi brakowało. Śmierć Kazekage i brak powołania nowego był dowodem słabości i chaosu wewnętrznego, więc Suna dostawała misje, które niechętnie wykonywali inni - oraz takie, które inni bardzo chętnie by wzięli, ale za trzykrotnie wyższą cenę.
- Ciekawi mnie, dlaczego dostałaś ten przydział. I tak wysoki limit kontraktowy. Gdy za dwa lata wrócisz do twojej wioski, będziesz do tyłu względem rówieśników i nie wejdziesz w skład dobrej drużyny. 
Kankuro obserwował, jak twarz siedzącej naprzeciw niego geninki wykrzywia się ze złości. Ze zdziwieniem zauważył, że zagniewana bardziej mu się podoba. 
Może niepotrzebnie się z nią droczył, ale irytowało go jej zachowanie, odkąd tu weszła. Była wręcz przesadnie uprzejma, jednocześnie patrzyła wrogo, jakby zamordował jej kota.
Oczywiście kojarzył dziewczynę z egzaminu na chuunina. On nic jej nie zrobił. Dziewczyna przegrała pojedynek z Temari, ale i tak miała szczęście, że jego siostra nie sięgnęła po pełnię możliwości. Gdyby to zrobiła, ciemnowłosa kunoichi wylądowałaby gdzieś na dalekiej północy i do dzisiaj szukałaby drogi do domu.
To byłaby szkoda.
- Mam drużynę. Chwilowo zamiast wykonywania misji mamy przeznaczyć czas na treningi - odpowiedziała. 
Dziwna strategia, wysyłać kogoś do misji najniższej rangi w celu podwyższenia umiejętności, ale kto by rozgryzł metody stosowane prze Konohę.
- Masz szczęście - powiedział Kankuro uprzejmie. Mimo, że przeszkadzała mu maskowana niechęć dziewczyny, jakoś nie potrafił jej gnębić. Miała ładną buzię i na szczęście nie tylko na buzię warto było patrzeć. Jak wszystkie nowe przybyszki z Konohy - których niestety przysłano mniej niż chłopców - Tenten nie wiedziała jeszcze, że przy tak wysokim słońcu odkrywanie ciała nie pomoże się ochłodzić. Przyszła w krótkich spodenkach i bluzce z cienkiego materiału, a Kankuro od razu naszły dwie myśli: że dziewczyna ma niebywale długie nogi i że w pomieszczeniu zrobiło się jeszcze bardziej gorąco.
Gdyby tylko była trochę milsza, nie zepsułaby dobrego wrażenia.
- Przepraszam, w jakim sensie mam szczęście? - zapytała po chwili. Kankuro uświadomił sobie, że nie skończył wypowiedzi, bo bezmyślnie gapił się w jej dekolt.
Nic nie mógł poradzić na to, że plątały mu się myśli. Geninki w Sunagakure wraz z dyplomem ukończenia akademii dostawały szczegółowe instrukcje, jak mają się ubierać i musiały tego przestrzegać do 18. roku życia. Zakładano, że powyżej tego wieku chłopcy mają już wyrobione mechanizmy obronne i kobiece wdzięki nie rozpraszają ich na treningach. Ani na polu walki.
Nie wszystkie dziewczęta przestrzegały wytycznych, ale Kankuro i tak był w dość niewesołej sytuacji. Całkiem niedawno odkrył, że chłopcy i dziewczyny dość znacznie różnią się od siebie i te różnice niezmiernie mu się podobały. Ale jedyną rówieśnicą, którą codziennie widywał i która nie obwiązywała biustu bandażem, żeby go spłaszczyć, była jego siostra.
- Masz szczęście, ponieważ zwolniło się miejsce w jednej z drużyn przeznaczonej do misji rangi C, a i B czasem wpadną. 
Potrzebny był ktoś na miejsce Kaia w drużynie Piątej. Kankuro myślał o przeniesieniu go z dużą niechęcią. Ojciec obiecującego genina importował alkohol i Kankuro miał przykre przeczucie, że skończy się dla niego odkładanie wina z Iwigakure, które sprzedawało się na pniu, ledwie trafiło na półki.
Niestety, Kai był dla Kankuro jedyną opcją. Wypadnięcie na pewien czas z obiegu Korobiego spowodowało szereg problemów, z których plotki o rzekomym napadzie szału Gaary były najmniejszym.
Znowu trzeba było rozstrzygnąć, kogo przydzielić do drużyny, która dostaje najwyższej rangi misje i w której dwie z trzech osób nie mają szansy się wykazać. Jounini chcieli mieć na oku Gaarę i nie było mowy, by działał sam lub z zespołem w okrojonym składzie. 
Jednak nikt z młodych zdolnych i ambitnych ani nieco starszych i doświadczonych nie chciałby robić za nazwisko na liście i pomagiera, którego rola sprowadza się do biegania przez pustkowia za trzynastoletnim chłopakiem i, w momencie, gdy coś się zaczyna dziać, szukaniu sobie miejsca, żeby się schować.
Nie mógł jednak przydzielić drużynie Pierwszej żadnego nieopierzonego chłystka, który najpewniej padłby ze strachu - albo na sam widok Gaary albo na widok przeciwnika. Gdyby Kankuro zdecydował się na taki ruch, pod jego oknem pojawiłby się korowód pomstujących i płaczących matek.
Kankuro, myśląc o tym jak wielkim problemem jest znalezienie kogoś na miejsce Korobiego - trochę mazgaja, ale jednak z talentem i oddanym sercem dla osady - wyklinał w myślach egocentryzm brata.
W Piasku nikt nie oczekiwał od kolegów, żeby go ubezpieczali - podstawową zasadą było: umiesz liczyć, licz na siebie. On i Temari nauczyli się tego bardzo wcześnie. Tak jak i tego, że Gaara jest w ogniu walki jak taran, a ich najważniejsze zmartwienie to nie podejść za blisko lub nie dać się zaskoczyć przeciwnikom. Oboje potrafili o siebie zadbać i jeśli Gaara realizował plan, który był ryzykowny, po prostu się ukrywali. Nie mogli liczyć na to, że jinchuuriki Shukaku będzie myślał o bezpieczeństwie drużyny. Pomijając kwestię, czy ich życie go obchodziło, Gaara nigdy nie musiał przejmować się własnym bezpieczeństwem. Nie myślał jak przeciętny shinobi, dla którego podstawową sprawą w planowaniu ataku jest nie dać się zranić. Trudno więc, by potrafił ocenić zagrożenie dla kompanów.
Dlatego też, Kankuro stwierdzał to z żalem, choć Gaara był silny, był też skazany na samotną walkę. I zupełnie nie nadawał się na dowódcę. Był kapitanem drużyny tylko dlatego, że nikt nie odważyłby się wydawać mu poleceń.
Kiedy działali we troje, on i Temari miewali własne zadania, ale teraz Gaara był jednoosobowym zespołem, a Yaoki i Korobi ozdobnikami. I gwarantem, że bestia nie przeleje więcej krwi niż trzeba.
- Ile punktów przyznajecie za misję rangi C? - zapytała Tenten. - Myślisz, że chcę tu wegetować do emerytury?
Z jej wyszukanej uprzejmości nie został nawet ślad. Przeszła na ty, chyba nawet się nad tym nie zastanawiając.
Kankuro odebrał to jako przejaw biernej agresji, ale ta mu wcale nie przeszkadzała.
- Słonko, zakładając jedną misję C na tydzień, za trzy lata będziesz wolna - powiedział, świadomie się z nią drocząc.
Tenten prychnęła wściekle. 
- Za trzy lata Lee będzie chuuninem. Mam rok, jasne? Za rok ma mnie tu nie być.
Kankuro puścił mimo uszu ostatnie zdanie. 
- Lee? Rock Lee? - Jeszcze raz spojrzał na jej kartę, i tym razem zadał sobie trud, żeby przeczytać coś więcej niż rangi wykonanych misji. 
Potem spojrzał na rozmówczynię, szukając dowodu, że w jej słowach należy dopatrywać się ironii lub sarkazmu. Dostrzegł jednak determinację.
Brakowało jej nie tylko umiejętności. Brakowało piątej klepki.
- Z takich obrażeń się nie wychodzi - powiedział wprost.
Oczywiście nie powinien być tak bezpośredni, ale wszyscy to wiedzieli. I chcąc nie chcąc współczuł dziewczynie, która nie dość, że została bez zespołu, to karmiła się złudzeniami.
Rock Lee również budził jego współczucie. Trener wyświadczył mu niedźwiedzią przysługę, skazując na kalectwo. Kankuro widział nieraz, jak kończą shinobi, którzy u progu kariery stracili zdolność do walki. Głodową zapomogę topili w alkoholu.
- Nie wiesz, jakie Konoha ma techniki leczenia - odparła brunetka. - I, co ważniejsze, nie znasz Lee. Wkrótce będzie biegać. A ja nie zamierzam wtedy gnić na pustyni.
Kankuro był zniecierpliwiony jej nastawieniem na konfrontację. Jakkolwiek miło się na nią patrzyło, w rozmowie była trudna, a on musiał doprowadzić to spotkanie do końca, przypisać imię dziewczyny do listy i cieszyć się z wypełnionego obowiązku.
Jeszcze raz popatrzył na zapis ze składem jej drużyny.
- A więc... Hyuga Neji. Ten, który poniósł spektakularną porażkę z Uzumakim Naruto na egzaminie?
 Kojarzył teraz ich wszystkich. Wybitna drużyna, bez dwóch zdań.
- Neji jest wybitnym shinobi, geniuszem – powiedziała Tenten ze złością, zupełnie jakby czytała mu w myślach. - On i Lee ciężko pracują, więc nie mogę tutaj utknąć przez misje C – powtórzyła z uporem.
- Dobrze, więc wiem już coś o twoich kolegach. A co powiesz o sobie… Hoshi Tenten? – odczytał niepewnie z kartki.
Tak się nazywała? Rozgwieżdżone niebo? (*od autora: Ten znaczy niebo, Hoshi – gwiazda/gwiazdy).
- Twoi rodzice mają poczucie humoru – stwierdził.
- Ojciec był poetą – powiedziała rozdrażnionym tonem.
- Cywilem?
- Wojownikiem-poetą.
Shinobi i poeta. Nic dziwnego, że mówiła w czasie przeszłym.
Kankuro doszedł do wniosku, że za wcześnie cieszył się ze spokojnego popołudnia. Właśnie w taki dzień musiała się trafić impertynencka koleżanka niedoszłej ofiary Gaary. I chłopaka, który na egzaminie niemal zabił własną kuzynkę.
- Więcej mówisz o kompanach niż o sobie, a to ciebie mam przydzielić do drużyny – zauważył przytomnie. – Pochwal się więc, jakie są twoje umiejętności. Jakaś unikalna technika, nad którą pracujesz?
Dziewczyna wyglądała na zdziwioną tym pytaniem.
- Pracuję zawsze jako wsparcie, nie mam unikalnej techniki – powiedziała ze zniecierpliwieniem. Zdała sobie jednak sprawę, jak to brzmi i dodała z werwą: - Ale będę mieć. Zostanę legendarną kunoichi. Zapamiętaj wszystkie trzy nazwiska, będziesz o nich czytał w książkach.
 Kankuro uśmiechnął się lekko. Jej nazwisko na pewno zapamięta.
- To się okaże. Ale masz szczęście, bo istnieje rozwiązanie, żeby szybko nazbierać punkty i wrócić do domu. Wszystko, co musisz zrobić, to nie dać się zabić.

5 komentarzy:

  1. Intrygujący początek. Nadal dość skąpe informacje, ale dość tego, żeby zacząć wyrabiać sobie zdanie o bohaterach. Choć Gaara w czasie teraźniejszym w tym rozdziale się nie pojawił, już mogłam zacząć snuć domysły o jego osobowości z przemyśleń Matsuri.

    Na pewno nietuzinkową postacią jest matka Tenten [Nie mam pojęcia dlaczego, ale do tej pory sądziłam, że pisze się "Ten-ten"... Człowiek uczy się przez całe życie ;)], która zupełnie odbiega od moich wyobrażeń matki wojownika (czy też w tym przypadku wojowniczki). Ale to dobrze. Nie będzie nudno :D

    Widzę, że Kankuro z przeszłości burzliwie wchodzi w okres dojrzewania :D Atmosfera Suny jak zazwyczaj pokrywa się z moimi wyobrażeniami, rozszerzona dodatkowo o nowe perspektywy, ale do tego zdążyłaś mnie przyzwyczaić ;)

    Widzę już, co miałaś na myśli, pisząc, że Neji i Lee będą duchem obecni w tym ff i jestem tego ciekawa. Ale nie ma co ukrywać - najbardziej jestem ciekawa misji Tenten i Gaary :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że masz rację, że pisze się Ten-ten, w końcu ona jest kreowana tak z chińska, a spotykam często taki zapis imion. Hey-Lin, Xiao-Mei itd. Lin-Lin sama mi się pisze z myślnikiem, a w Tenten mi to jakoś zgrzyta. Nie umiem tego wyjaśnić, ale tak zostanie. Na naruto wiki i w wielu innych miejscach jest pisana razem, chyba dlatego przywykłam.
      Pisząc teraz kolejne sceny nie wiem, czy informacje z początkowych rozdziałów nie będą aż irytująco skąpe. Dopiero za kilka rozdziałów będzie wiadomo, o co właściwie chodzi. Gdybym wyłożyła to kawa na ławę, bez punktów widzenia osób trzecich, byłoby po prostu nudno, moim zdaniem :D
      Trochę mnie martwi, że tak ciekawi Cię misja, bo te sceny mi uciekają. Dłużej, niż zakładałam na początku, bohaterowie będą siedzieć w Liściu, a retrospekcje w pierwszych rozdziałach są z perspektywy postaci drugoplanowych. i Temari i Kankuro i nawet Lee wepchnęli mi się do scen, żeby się wypowiedzieć. A Gaara się jakoś chowa i milczy.
      Lin-Lin powstała przypadkiem. W pierwotnej wersji tego ff (która już ledwie przypomina obecną koncepcję) rodzice Tenten byli niewidzialni. Nie chciałam kolejnej sieroty z traumą, a na rodziców nie miałam pomysłu. Jednak teraz matka odegra dość ważną rolę, i myślę, że nieraz zaskoczy.

      Usuń
  2. I teraz będę się zastanawiała, dlaczego Kankuro tak bardzo kręci się dookołą Tenten. Gaara mu to zlecił, a może robi to dla brata bez jego wiedzy? W sumie to ciekawe takie poznawanie dwóch historii. Nie mogę się doczekać nowej drużyny - Tenten i Gaara. Cóż, wiemy przynajmniej, że dziewczyna przeżyła x)

    Alba Longa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ze względu na to, że mam już napisane niektóre rozdziały, ale nie mam pewności, w jakiej kolejności je wstawię mogę obiecać, że motywacja Kankuro zostanie wyjaśniona za 2-3 rozdziały. Chyba, że mi przyjdzie do głowy jakaś scena niezbędna pomiędzy, ale chyba nie.

      Usuń
  3. Retrospekcje uchylają nieco rąbka tajemnicy, ale to nadal mało. Jestem bardzo ciekawa w jakim kierunku pójdziesz - najpierw omówisz przeszłość, później skonfrontujesz teraźniejszość, czy będziesz przeplatać czasy, jak w tym rozdziale. No i najważniejsze, co stało się między nią, a Gaarą! A tak przy okazji, to Twój Kankuro jest boski, taki sarkastyczny, ale i żartobliwy, wyluzowany i przyjemny w odbiorze.

    Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy. Buziaki~

    OdpowiedzUsuń