Asu dokładnie obejrzała wszystkie hafty, które dziewczyny przyniosły jej do kapliczki z zaplecza. Częściowo dlatego, że chciała się upewnić co do jakości wykonanej pracy, ale także dlatego, że wiedziała, jak je to zirytuje.
- Gdzie jest Yumi? - spytała.
Dziewczyny wymieniły spojrzenia.
- Wyszła, bo źle się poczuła - powiedziała w końcu Hanako. Było to oczywiste kłamstwo, za długo się zastanawiały. Kłamstwo, które niosło ukryte przesłanie, że chociaż nie darzą sympatią “obcej” w zespole, to bardziej nie lubią jej.
- Dobrze, możecie odejść. - Starała się nie okazać zniecierpliwienia. - Zrobisz porządek na zapleczu, Rei.
Hanako była pierwszą, która wyszła, a zaraz za nią pozostałe. Gdy zamknęły się za nimi drzwi Rei podeszła do stolika, na którym leżały złożone hafty.
- Gdzie sobie życzysz to mieć? - zapytała z zawziętym wyrazem twarzy.
Asu podeszła do niej.
- Zapytaj lepiej, gdzie sobie życzę mieć ciebie.
Chciała chwycić Rei za rękę, ale ona odsunęła się.
- Dalej jesteś obrażona? - Asu starała się zabrzmieć swobodnie, choć tak naprawdę martwiło ją, że tym razem sprzeczka mogła przerodzić się w większy konflikt.
Rei spojrzała w bok, na malutki ołtarzyk z posążkiem bogini matki.
- Nie jestem obrażona, po prostu mam szacunek do świętości.
Asu wzruszyła ramionami.
- Ja także. Ona jest przede wszystkim boginią miłości.
To wcale nie była z jej strony ironiczna uwaga, rzeczywiście tak myślała, ale Rei prychnęła z wściekłością.
- I ten przekaz miłości twoim zdaniem nie jest potrzebny w wiosce Chmury? - spytała. Przysunęła się do stolika z haftami i popatrzyła na nią z miną wyrażającą jasny przekaz, że nie skończyła tematu.
Asu przewróciła oczami.
- Chyba masz obsesję na punkcie Chmury.
Rei zaśmiała się sztucznie.
- Obsesję? Rozejrzyj się dookoła. - Wykonała nieokreślony ruch ręką. Byłoby to bardziej efektowne, gdyby znajdowały się na powietrzu. O tej porze na zewnątrz było pusto i żar lał się z nieba. Były jednak w całkiem przestronnej, choć skromnej kaplicy, w której za całe umeblowanie służyło kilka miejsc do siedzenia i stolik. W kaplicy było półciemno, najjaśniejsze źródło światła stanowiły świece postawione na ołtarzyku po bokach posążka bogini. Było to działanie celowe, przemawiające do wyobraźni wyznawców. Najjaśniej jest blisko Słońca.
Rei zdała sobie sprawę, że nie osiągnęła zamierzonego efektu, i chyba dodatkowo wytrąciło ją to z równowagi. Nie znosiła przegrywać.
- Tam jest przyjemniejszy klimat - oceniła.
Asu wzruszyła ramionami.
- A to już zależy, co kto lubi. Myślałam, że obie mamy oryginalne preferencje.
Być może do Rei dotarło, że miało to zabrzmieć humorystycznie, ale z pewnością jej to nie rozluźniło.
Dla Asu stało się jasne, że musi się bardziej postarać, żeby ją udobruchać.
- I cóż, Yumi rzeczywiście się źle poczuła? - zapytała, chcąc pociągnąć konwersację. Jeśli zadawała konkretne pytania, dziewczyna nie mogła tak po prostu obrazić się i wyjść.
Wydawało jej się, że Rei uśmiechnęła się jakoś złowróżbnie.
- Zaskoczona? Przecież próbujesz zmiażdżyć jej delikatną psychikę.
Może nie powinna być zdziwiona taką uwagą. Rei dawała się nabierać na wizerunek niewiniątka. Asu uważała, że Yumi nie jest aż tak krucha, częściowo gra, bo przyjęcie takiej pozy jest dla niej wygodne.
Zapewne czuła się odrzucona. Asu wiedziała jednak, że w takich przypadkach nie ma co się nad sobą użalać, a z boku nie należy tej osobie współczuć. Im brutalniej dziewczyna przekona się o rzeczywistości, tym szybciej się z nią pogodzi.
A dobrze byłoby, żeby jak najszybciej się pogodziła. Gaara ma wobec niej oczywiste wyrzuty sumienia. Nie znała go na tyle, żeby potrafić przewidzieć jego zachowanie - miała wrażenie, że nigdy nie rozgryzie, co on tak naprawdę ma w głowie. Miał jednak pewne cechy charakteru, które mogły mu utrudnić życie. Byłoby przykro patrzeć, że wiąże się z dziewczyną z poczucia odpowiedzialności - bo okazała się zbyt mocno zaangażowana, żeby się otrząsnąć. To by go skazało na wieczne poczucie winy, a Yumi też by na tym dobrze nie wyszła, bo przecież Kazekage kiedyś będzie musiał się ożenić, a jej by pozostała co najwyżej rola konkubiny.
Yumi na szczęście nie wyglądała na kogoś pozbawionego godności, ale gdyby wyzbyła się dumy, mogłaby coś zdziałać płaczem. Dlatego przez ostatnie trzy miesiące Asu starała się zapewnić jej taki rozkład zajęć, żeby nie miała czasu się nad sobą użalać ani okazji widywać Gaary.
- Jej delikatnej psychice kilka słów prawdy dobrze zrobi. To, że zawsze miała z nas wszystkich najlepiej nie znaczy, że powinna się przyzwyczajać.
Na twarzy Rei pojawił się wredny uśmiech.
- I to tak bardzo cię boli. Że Kazekage nigdy cię nie zaszczycił spojrzeniem, szybko mu się znudziły dziewczynki, a Yumi codziennie bywała w jego domu.
Asu wydęła pogardliwie usta. Nie podobało jej się ani to, jak Rei z nią rozmawiała, ani to, co o niej myślała.
- To świadczy jedynie o tym, że lubił ją częściej obracać - powiedziała z zamierzonym sarkazmem.
- Chciałabyś, żeby o to chodziło. Ale gdybyś tak naprawdę myślała nie sądziłabyś, że filigranowa blondynka jest dla ciebie zagrożeniem.
Asu prychnęła wściekle, czym niechcący ujawniła zdenerwowanie.
- Nie jest dla mnie żadnym zagrożeniem.
Rei powoli pokręciła głową. Sprawiała wrażenie bardzo pewnej siebie, co było nietypowe.
- Wiesz doskonale, że człowiek może bardzo długo chować urazę. Tępiłaś ją, bo byłaś zazdrosna, że twój ojciec ją dobrze traktował. Nie liczyłabym, że ci to zapomniała. Ona nie chce twojego stanowiska, chce czegoś innego, a jak to dostanie, długo tu nie zabawisz.
Asu nie pierwszy raz musiała sama sobie zadać pytanie, czy rzeczywiście była zazdrosna o uwagę ojca. Może to najlepiej tłumaczyłoby, dlaczego Yumi wzbudziła w niej najgorsze uczucia - z miejsca, jak tylko się tu pojawiła.
Ale, jakkolwiek by tego nie analizowała, nie dopatrywała się we własnym zachowaniu zazdrości. Nie w tym przypadku. Yumi została zwyczajnie oszukana, kapłan starał się zrobić na niej wrażenie dobrotliwego staruszka. Dziewczyna, która trafiła do lepszego środowiska, bo w rodzinnych stronach nie miała nikogo, a ukryte wioski były dla niej odległym światem na granicy mitu, mogła uwierzyć w jego dobre intencje. Kiedy tu trafiła była wpatrzona w mentora, jakby wierzyła w prawdziwość przedstawionej wizji duchowości.
Może Asu miałaby więcej współczucia dla jej naiwności, gdyby nie pewność, że kapłan kazał jej się dostać do najbliższego otoczenia Gaary. W momencie, gdy zorientował się, że córka go oszukała musiało mu przyjść do głowy, że Piąty Kazekage zna całą prawdę. Mógł stracić nie tylko wiernych w swojej ulubionej prowincji, wpływ na decyzje polityczne i pieniądze z podatków. Yumi, taka inna od reszty, taka egzotyczna, miała przynajmniej zaciekawić sobą Gaarę i w patowej sytuacji wyprosić dla staruszka życie.
Asu nie dziwiła się takiej strategii, bo też kiedyś obawiała się, że Gaarze zdobycie rzeczywistej władzy nie wystarczy, że będzie chciał osobistej zemsty, nawet jeśli kapłan był stary i właściwie bezbronny.
Chciała zniszczyć system, ale nie chciała śmierci ojca. Może w którymś momencie zrezygnowałaby z układania się z Gaarą, wiedząc, że on prędzej czy później się domyśli, że kapłan był autorem pomysłu o wyposażeniu go w Shukaku. I że nie przez przypadek, a z rozmysłem zrobił z niego mordercę.
Nie dziwiłaby się, gdyby Gaara pragnął jego śmierci. Asu jako osoba nigdy nie obchodziła swego ojca i wiedziała, jak to jest odkryć, że ktoś intrygami na zimno decydował o twoim życiu.
Nie powinna sympatyzować z nikim z rodzeństwa, miała jednak swoje słabości. Równie łatwo, jak uwierzyła słodkiej Tenten na słowo, że nie ma do czynienia z psychopatą, polubiła Gaarę i jego nieskazitelną uczciwość. Choćby chciała, nie mogła się z tego wycofać.
Udało jej się zyskać to, co chciała, i nie zrobić nikomu krzywdy. Ale po drodze straciła więź, na której jej zależało.
Wbrew temu, co Rei jej sugerowała i wbrew temu, co z zazdrości roiła w głowie - nie pragnęła wpływu na władzę świecką i nie pragnęła omotać Gaary. Nie chciała jego ciała, chociaż Naomi robiła, co mogła, żeby między wierszami dać do zrozumienia, ile straciła. Naomi była intelektualnie i emocjonalnie pusta, więc uwiedzenie Kazekage poczytywała sobie za największy życiowy sukces. Trzeba by nisko upaść, żeby z kimś takim rywalizować.
Asu pragnęła jego przyjaźni. I to nie była tylko kwestia wyzwania, bo trudno się do niego zbliżyć. Wydawał jej się wartościowym człowiekiem. Zaczął ją traktować jak przyjaciółkę, z którą można towarzysko wypić kawę - ale wtedy pojawiła się delikatna blondynka i to zepsuła.
Choć Asu nigdy nie przyznałaby Rei głośno racji, to oczywiście, powinna się z nią zgodzić - Yumi nie kusiła go cieleśnie, a na pewno nie tylko. Na pewno miło było dla odmiany zapewnić komuś poczucie bezpieczeństwa. I istniało ryzyko, że chociaż Gaara odciął się od niej, zapewne sądząc, że ją wykorzystywał, zechce wrócić do roli. Był przecież dziewiętnastoletnim mężczyzną, który spędzał samotnie noce. Jeśli Yumi znalazłaby drogę do jego łóżka, znowu zyskałaby możliwość pożalenia się, kto i czym sprawił jej przykrość.
Dlatego Asu potraktowała jak dar z niebios, że zdecydował się zaprosić do Suny swoją niespełnioną miłość. Uznała, że to znakomita szansa, bo gdy Gaara myśli będzie mieć zajęte kimś innym, ona będzie miała większą swobodę działania i na więcej będzie mogła sobie pozwolić - żeby rozwiać nadzieje Yumi na romans. Ostatecznie, zawiedziona dziewczyna też by na tym dobrze wyszła i zapewne sama zechciałaby się wynieść. Asu miałaby wtedy szansę na ułożenie sobie przyjaznych relacji z Gaarą.
Potrzebowała jedynie, by Tenten się tutaj trochę pokręciła, ale kunoichi od razu ją zaskoczyła. Niestety, tylko z początku pozytywnie.
Nadal tak samo urocza, ale znacznie mniej infantylna, próbowała ukrywać emocje, co słabo jej wychodziło. Wystarczyło kilka uwag, żeby zorientować się, że jest wściekle zazdrosna. Asu uważała zazdrość za rewelacyjny motywator i uznała, że może bardzo wiele ugrać tą kartą - nie tylko ustawić Yumi w szeregu, ale jeszcze zrobić coś obiektywnie dobrego.
Nie wzięła jednak pod uwagę, że zawodowe porażki tak zaniżyły kunoichi samoocenę. Miała wrażenie, że dziewczyna, zamiast działać, zaczyna się chować.
Może powinna w tych okolicznościach jakoś przycisnąć Gaarę, ale to wydawało jej się za dużym ryzykiem - i bez tego nigdy nie potrafiła przewidzieć, jak on się zachowa. Z jej punktu widzenia był chodzącą sprzecznością. Na dodatek uważał ją za manipulantkę z ciągotami do bawienia się jego życiem i lepiej było nie dawać mu powodów, żeby to potwierdzić.
Nie była jednak pewna, czy przezwycięży pokusę.
………………………..
Wioska Piasku, 5 miesięcy wcześniej
- Usiądź, Asu. - Gaara wskazał jej krzesło w gabinecie, jak tylko zamknęły się za nią drzwi. On sam nie siedział, tylko stał przy oknie.
- Dziękuję, postoję. - Lubiła się z nim droczyć, żeby sprawdzić, na ile sobie może pozwolić.
- Siadaj. - To zabrzmiało chłodno.
Zajęła więc miejsce dla petenta.
- Rozumiem, że Yumi jest wstrząśnięta i zmieszana… - Próbowała przemówić lekkim tonem.
- Nie odzywaj się nie pytana. - Wszedł jej w słowo, choć normalnie był na to zbyt uprzejmy.
Poczuła się niepewnie. Może teraz miała się przekonać, jak zachowuje się Gaara, kiedy próbuje być groźny. Nigdy wcześniej nie miała okazji i nie była już pewna, czy chciałaby to wiedzieć.
Ludzie, którzy powierzchownie z nim współpracowali traktowali go z bojaźliwym respektem. Ale jak się go poznało bliżej, wiadomo było, że nie należy się go bać, że trzeba wiele, by mu się narazić. To Temari była osobą, której zły humor przerażał wszystkich. Gaara był cierpliwy i miał dużo zrozumienia dla ludzkich błędów. Karne zadania przyznawane przez niego były mniej bolesne - zarówno dla mięśni, jak i dla dumy.
Asu uważała, że Gaara ją lubi i że może sobie pozwolić na więcej niż inni, ale powinna wziąć pod uwagę, że tym razem przesadziła. Choć działała w dobrej wierze.
Gaara odsunął sobie krzesło i usiadł po drugiej stronie biurka. Popatrzył na nią surowo, jakby chciał podkreślić, że jest wyżej w hierarchii.
- Kto dał ci prawo do wciągania Yumi w sprawy wioski?
Nie chodziło o politykę, o to, kto i ile miał prawo wiedzieć o matactwach kapłana. Chodziło mu o jedną z dwóch rzeczy: że samowolnie ujawniła komuś fakty dotyczące jego rodziny lub o to, że biednej, naiwnej dziewczynce tak trudno poradzić sobie z prawdą.
- Nie czułam się wobec niej w porządku, kłamiąc.
- To znaczy, że cię zapytała, co twój mentor zrobił mojej matce?
Sformułował to zdanie w sposób, z którego wyciągnęła dwa wnioski - nie chciał jej dodatkowo upokarzać używając słów “twój ojciec”. I czuł się dotknięty. Inaczej nie wspominałby o matce. Wystarczyłoby sformułowanie “zmanipulował Czwartego” lub coś w tym rodzaju. Coś, co przynajmniej teoretycznie, dotyczyło w większej mierze polityki niż spraw osobistych.
Asu preferowała udzielanie niejednoznacznych odpowiedzi, ale z Gaarą nie zawsze można było sobie na to pozwolić. Na pewno nie teraz.
- Nie zapytała.
- Wobec tego, o co zapytała?
Miał ją w garści, ciekawe, że od razu wiedział, w co uderzać. Yumi o nic nie zapytała. Asu po prostu była wściekła, kolejny raz mając dowód, że dziewczyna traktuje kapłana jak wieszcza i autorytet. I jak jednocześnie walczy ze sobą, żeby nie oceniać postępowania Gaary, ponieważ - oczywiście - władza świecka powinna być niezależna i Sunagakure ma prawo wycofać się z płacenia podatków.
- O nic - powiedziała niechętnie. Przegrała w tej dyskusji już na wstępie.
- Wobec tego w którym momencie powiedziałaś prawdę zamiast kłamstwa?
To było pytanie retoryczne, oczywiście. Gaara nie musiał o nic oskarżać ani nawet krytykować, wystarczyło wytknąć luki w argumentacji przeciwnika.
Zmusił ją tym samym, żeby była szczera.
- Uważam, że powinna wiedzieć, dlaczego pogrążyłeś jej… naszego… mentora. Było ci łatwiej, gdy uważała to za grę polityczną, a ciebie za kogoś bez emocji?
Odpowiadając tak, rozwiała wątpliwości, czy ona wtrąciła się w politykę czy w jego osobiste relacje z kimś innym.
- Wykroczyłaś poza twoje kompetencje. Nie rób tego więcej - powiedział to oschłym tonem. Miała wątpliwości, czy mówi to jako przywódca czy jako przyjaciel.
Skoro i tak był na nią wściekły, może niewiele ryzykowała, drążąc temat.
- To naruszyło jej wyobrażenie o świecie, podważyło wiarę w jej… przepraszam, technicznie rzecz biorąc jednak mojego ojca. - Ujęła to w ten sposób, bo liczyła, że Gaara złagodnieje, jak mu się przypomni, że ona nie jest biernym obserwatorem i że też jej ta sytuacja nie była obojętna. - Nie wyświadczasz jej przysługi, chroniąc przed brutalną rzeczywistością.
Nie miała wątpliwości, że Gaara stał się zbyt opiekuńczy wobec wyobcowanej w tym kraju sierotki, i że w rezultacie szkodzi jej i sobie. Zupełnie nie potrafiła zrozumieć, dlaczego on był taki irytująco moralny, by mieć wyrzuty sumienia korzystając z ciała jednej czy drugiej dziewczyny, jakby ją oszukał. Żadna kapłanka nie miała realnych widoków na zostanie żoną, na pewno nie na zostanie żoną kogoś wysoko postawionego. Miały im robić dobrze. Dziewczyny nie miały z tym problemu, a Gaara ewidentny, bo jak się zorientował, jak to naprawdę działało - że miały polecenie go uwodzić - najwyraźniej zaczęło go gryźć sumienie i się od nich odciął. Oprócz Yumi, ona była obca i potrzebowała ochrony, co mu dawało jakieś usprawiedliwienie.
Jednocześnie jednak wolał, żeby Yumi uważała go za bezwzględnego, przynajmniej w polityce. Prawdopodobnie on też zauważył, że dziewczyna jest w niego wpatrzona w sposób, który mu nie odpowiadał. I pewnie dlatego był tak niezadowolony. Obecna sytuacja zmusiła go do konfrontacji z rzeczywistością.
Yumi, jak chyba każdy człowiek o przeciętnej wrażliwości, była zdruzgotana, że Najwyższy Kapłan dla władzy nie tylko był zdolny do podłości, ale niszczył rodziny. Czwarty Kazekage w swej słabości do płci pięknej dał się podejść i podjął decyzje, których koszty były wysokie dla jego żony i dzieci - szczęście, że nie pogrążyły wioski.
Yumi poznała te fakty i mogła, w typowym odruchu obronnym, jakoś usprawiedliwiać staruszka albo zrobić unik. Oddzielić jedno od drugiego. Ale nie wybrała bezpiecznej neutralności, braku opinii, tylko jednoznacznie poparła Gaarę. Wybrała Gaarę.
I on teraz będzie musiał sobie z tym jakoś poradzić. Z możliwością, że Yumi lubi go dla niego samego, a nie dla korzyści, ochrony, którą jej zapewniał.
Asu uważała, że jednak Yumi chce od niego korzyści, bo to jej się zwyczajnie, statystycznie i zgodnie z doświadczeniem życiowym, nie zgadzało. Nie wierzyła w przyjaźń męsko-damską, no chyba, że przynajmniej jedna strona była odmiennej orientacji. W innym wypadku prędzej czy później któraś osoba zechce czegoś więcej. Ale według jej oceny to mężczyźni zwykle chcą więcej i tkwią w sferze przyjaźni. Gaara miałby takie branie, że równolegle z Matsuri już druga na niego leci?
Aż strach pomyśleć, bo z tego może być wojna. Pewnie sama by się w nią włączyła, gdyby nie miała innych preferencji.
.........................................................................Wioska Piasku, obecnie
Yumi weszła do gabinetu Kazekage, zamykając drzwi z ostrożnością. Gdyby nie przyłożyła do tego uwagi, na pewno szarpnęłaby nimi gwałtownie. Serce tłukło jej się w klatce piersiowej i wszystko, co teraz robiła, mogło wyjść za bardzo, gdyby się nie pilnowała.
Gaara zajmował swoje stałe miejsce za biurkiem, ale na jej widok wstał. Wykonał taki ruch ręką, jakby chciał jej wskazać krzesło, ale rozmyślił się i zawahał. To dodało jej trochę pewności siebie. Oczywiste, że i on nie wiedział, jak się zachować.
Zawsze jej się wydawało, że gdyby tak przyszła, nieproszona, to on poprosiłby ją natychmiast, żeby sobie poszła. Oczywiście w jak najbardziej uprzejmych słowach, ale zapewne wyprosiłby ją od razu. To ją długo powstrzymywało.
Tymczasem, choć Gaara był wyraźnie zaskoczony, to jakoś z miejsca wiedziała, że jej nie wyprosi. Przez kilka sekund patrzył na nią, nie tak jakby sobie życzyła - prosto w oczy - ale jednak skoncentrował na niej wzrok. Potem przeniósł spojrzenie na torebkę z ciastkami, którą trzymała przed sobą zaciskając na niej kurczowo palce.
- Przyniosłam ciasteczka z lukrem - powiedziała szybko. - Wiem, że nie są twoje ulubione, ale jakoś… - Ale nie przygotowywała ich z myślą o nim, upiekła je wcześniej, i były pierwszym, co jej przyszło do głowy, gdy po rozmowie z Rei pomyślała: trzeba działać od razu, zanim się rozmyślisz.
- To miłe. - Gaara wreszcie się odezwał. Rozejrzał się wokół siebie, przez moment się zawahał, a potem wyszedł zza blatu i stanął tuż przy biurku. Fajnie, że przynajmniej nie potrzebował odgrodzić się meblem. - Nie trzeba było. Wolałbym, żebyś tak nie robiła.
Oczywiście, spodziewała się tego.
- To tylko ciastka. I żaden kłopot - powiedziała szybko. - Będziesz miał dla gości, jak przyjdą, bo na pewno dużo ich tutaj przychodzi, prawda? Przez cały dzień, tłumy ludzi. - Zamilkła, uświadomiwszy sobie, że mówi głupoty. Mało bywała w siedzibie administracji, ale doskonale wiedziała, że wcale tu nie ma tłumów ludzi, ani na korytarzach ani tym bardziej w gabinetach. Tony papierów, to tak. Ale papiery nie jedzą ciastek.
Dobrze, że tego na głos nie powiedziała.
- Yumi. - Na twarz Gaary powrócił zwykły opanowany wyraz. Przemieścił się kilka centymetrów przy tym biurku, tak że był naprzeciw niej. Skoro on opanował zaskoczenie i odzyskiwał kontrolę nad sytuacją, to już dalej ta rozmowa jakoś pójdzie. - Czy coś się stało?
Takie pytanie najpewniej było wyrazem troski. Nie do końca jej to pasowało, nie chciała, żeby tak się do niej odnosił, ale na pewno była to najlepsza z dostępnych opcji: nie zapytał przecież co ją tu sprowadza, czego potrzebuje, nie użył jednej z formułek, które byłyby bardzo formalne, choć ubrane w częściowo nieformalne słowa.
- Nie, ja tylko… Upiekłam te ciastka. - Już kiedy to mówiła i uświadomiła sobie, że Gaara patrzy na nią w sposób badawczy, oceniający, zdała sobie sprawę, że to nie przejdzie. Trzeba trochę bardziej w otwarte karty. Ale też nie tak do końca, bo jakby powiedziała, co ją naprawdę tu sprowadza to by się wystraszył, jak poprzednim razem.
Przymknęła na moment oczy i zaczerpnęła powietrza, zbierając siły. Dobrze, skoro już się przełamała to nie może teraz spłoszyć się i wyjść, ani bawić się w jakieś wybiegi.
- Rozmawiałam z Asu. - Uświadomiła sobie, że źle zaczęła. Gaara miał taką zniecierpliwioną minę, która sugerowała, że już wyciągnął wnioski. Słuszne wnioski, ale przecież nie przyszła się skarżyć, to byłoby poniżej godności. Oderwała jedną z dłoni od papierowej torebki i zamachała nią przecząco. - Nie to, że mi coś powiedziała, tak sobie rozmawiałyśmy. Ale tak mi przyszło do głowy… Nie wiem, może to głupie, muszę zapytać. - Następne zdania wypowiedziała na jednym wdechu: - Czy Asu… Czy ktokolwiek inny, nie wiem, ktoś powiedział… Albo może ty myślisz… Sądzisz, że na ciebie donosiłam?
Kiedy w końcu to z siebie wydusiła, przymknęła na chwilę oczy. Była pod wrażeniem, że w ogóle jej to przeszło przez gardło.
No, nie jesteś taka beznadziejna, przecież potrafisz to wyartykułować.
Kiedy odważyła się już otworzyć oczy uświadomiła sobie, że Gaara na nią patrzy. I to, o dziwo, patrzy na nią wprost, a nie na jakiś punkt na czole, żeby wyglądało, jakby na nią patrzył - posiłkując się trikiem wyczytanym z książek.
Odsunął od biurka krzesło dla gościa.
- Usiądź, proszę.
Przez dłuższą chwilę się wahała. Gaara przeszedł za biurko i wskazał jej ręką miejsce. Uznała więc, że nie ma wyjścia. Podeszła do biurka i teraz była o wiele bliżej, ale jednak w oddzieleniu tym kawałkiem dębu - nieraz się zastanawiała, czy meble w siedzibie władz osady są tak szerokie, żeby zmieścić na nich stosy dokumentów czy po to, żeby była większa odległość między urzędnikiem a petentem. Teraz to pytanie też jej przyszło do głowy, ale nie liczyła, że kiedykolwiek pozna odpowiedź.
Usiadła więc i położyła sobie torebkę z ciastkami na kolanach. Gaara zajął miejsce naprzeciw niej.
- Myślisz, że byłam kolaborantką i konfidentem? - Tak bardzo chciała zabrzmieć jakoś mądrzej, że użyła dwóch słów na to samo, ale już mniejsza z tym. Zresztą, może i dobrze, bo Gaara się lekko uśmiechnął i udzielił odpowiedzi.
- Nie - powiedział. - Nie uważam tak. Skąd ci to przyszło do głowy?
Wzruszyła ramionami. Zadziwiające było, że tak łatwo można było przejść do normalnej rozmowy. Przestała się stresować.
- Wolałam się upewnić. Bo długo się nie odzywasz. Dlaczego?
Miała wrażenie, że Gaara nie wie, jak odpowiedzieć na to pytanie.
- Wydaje mi się, że przyjaźni nie powinno się tak łatwo odrzucać. Dalej bym chciała z tobą spędzać czas. Masz do mnie jakiś żal o to, co zrobiłam, powiedziałam?
Gaara przyglądał jej się, jakby rozważał jakiś skomplikowany problem. Właściwie, jej się to podobało - że nie była dla niego taka łatwa do odczytania.
- Nie mam pretensji o nic, co powiedziałaś.
- To dlaczego nie możemy się spotykać? Wiesz, jak ja tragicznie wyszłam z wprawy w szachy? I na pewno przydałyby się tutaj na biurku jakieś słodycze. Dla ozdoby, dla pozorów. Byłoby tutaj cieplej.
Gaara nie odpowiedział.
- A więc zobaczmy się czasem i czasem przyniosę ciastka…
Chciała mówić dalej, ale coś w wyrazie twarzy Gaary kazało jej przerwać. Było w nim coś takiego, że nie musiał nikomu wchodzić w słowo, bo nawet jak się człowiek nakręcił i gadał, gadał, to wiedział, że należy zamilknąć.
- Jest mi bardzo miło, że przyszłaś i że przyniosłaś ciastka. Ale nie przychodź więcej i nie przynoś, proszę… niczego. Byłoby nieuczciwe, gdybym na to pozwolił.
Yumi bezwiednie przewróciła oczami. Nie znała drugiego człowieka, który by to tak wprost określił.
Nie, żeby wyznawała komuś jeszcze uczucia. Ale była pewna, że nikt inny by tak nie zareagował.
Zebrała się w sobie, wiedząc, że musi zabrzmieć poważnie. Żeby nie wyszło na to, że tylko tak mówi, bez świadomości treści.
- Ja naprawdę zrozumiałam przekaz. Był jednoznaczny - zapewniła. Chociaż to drugie zdanie dodała dlatego, że tak ładniej brzmiało, a nie dlatego, że tak rzeczywiście myślała. Nie ma sytuacji tak jednoznacznych, żeby coś się nie mogło zmienić. - Miałam trzy miesiące, żeby się zastanowić. Proponuję przyjaźń. - Ponieważ Gaara nie zareagował jakoś negatywnie, ani słowem ani gestem, uznała, że to dobry znak. - Taką na normalnym poziomie, żebyśmy czasem się zobaczyli, czasem gdzieś wyszli. Słodycze… - przerwała, ponieważ on znowu tak popatrzył, że wiadomo było, że chce coś powiedzieć.
- Żadnych słodyczy.
Smętnie skinęła głową, uznawszy, że jak się będzie upierać, tylko sobie zaszkodzi. Następnym razem upiecze lepsze.
- Żadnych ciastek - potwierdziła. - Mamy umowę?
- Zastanowię się.
- Zastanowisz się? - W jej głosie musiało zabrzmieć oczywiste zdziwienie. Myślała, że bardzo dobrze jej poszły te negocjacje.
- Tak. Rozważę to i za kilka dni dam ci odpowiedź.
Wcale jej to nie satysfakcjonowało, ale było oczywiste, że nie ma wyjścia. Zgodziła się z uśmiechem, jakby jej to pasowało.
Nie pasowało, bo była niemal pewna, że Gaara w kilka dni znajdzie rozsądne argumenty, żeby odmówić. Coś, co będzie brzmiało lepiej niż mam niejasne wrażenie, że nie jesteś szczera. Jak będzie chciał, to na pewno coś dobrze brzmiącego wymyśli.
Będzie musiała wymyślić jakieś działanie uprzedzające.
Albo raczej prewencyjne. Atak uprzedzający i prewencyjny to jedne z wielu pojęć, które jej się bez przerwy myliły. Powinna sprawdzić w słowniku zanim poprosi Gaarę o jakiś wykład ze strategii.
…………….
Trzy miesiące wcześniej
Yumi lubiła mieszkanie Gaary, bo w pewien specyficzny, ascetyczny sposób było przytulne. Podobno wszystkie mieszkania oficjeli miały podobny metraż i układ i wszystkie miały piaskowe ściany - wszystko wyliczone i wymierzone według standardów. Ale wolała to otoczenie niż pokoje w kwaterach przeznaczonych dla kapłanek, gdzie każde pomieszczenie było naznaczone indywidualizmem właścicielek, kolorowymi bibelotami i bałaganem.
W salonie połączonym z kuchnią było niezbędne minimum mebli, wszystkie jasne - to znowu był standard, dbano, żeby nawet meble nie przyciągały promieni wpadającego przez małe okna słońca. Przypuszczała, że taki sam minimalizm, co w salonie, panował w pozostałych pomieszczeniach.
Umawiali się zwykle na konkretną godzinę. Miała klucze i często przychodziła trochę wcześniej, bo oprócz ogrodu przy kaplicy, tu najbardziej lubiła przebywać. Poza tym tak mogła się łatwo wymówić od obowiązków: mówiła, że ma umówione spotkanie, ale nie zdradzała na którą, a Asu tylko zaciskała usta w wąską kreskę i rzucała rozwścieczone spojrzenie, bo nic nie mogła zrobić ani niczego powiedzieć.
Tym razem siedziała na kanapie jak na szpilkach. Zrobiła herbatę, która zdążyła ostygnąć. Gaara się nietypowo spóźniał, co ją niepokoiło. Skoro narada się tak przeciągała, to może poszło źle.
W końcu usłyszała klucz przekręcany w drzwiach i zerwała się z miejsca. Gdyby przedpokoje w kwaterach nie były mikroskopijne, pewnie by tam poleciała. Zamiast tego podeszła tuż pod drzwi i kiedy Gaara je odsunął, znalazła się nietypowo blisko niego. W butach na koturnie sięgała mu czołem do podbródka i musiała się cofnąć dwa kroki, żeby zadarłszy głowę dobrze widzieć jego minę.
Nie uśmiechał się, ale widać było, że jest zadowolony.
- Powiodło się?
Gaara skinął twierdząco głową, ale jej to nie wystarczyło i zaczęła dopytywać o szczegóły, czując, jak dopada ją euforia.
- Podpisali? Zniesienie podatku? Wypowiedzenie zwierzchnictwa? A…
- Podpisali wszystko.
I znakomicie. Niech Najwyższy Kapłan udławi się własnym jadem. Przynajmniej tak przepowiadały dziewczyny, na dzień, kiedy wszystkie formalności będą dopełnione i one odzyskają wolność.
Chociaż traktowały ją jak obcą, i być może nie była jedną z nich, ją także układ między Sunagakure a świątynią ograniczał. I ona także teraz czuła, że może robić to, co chce.
Przyjechała do Suny z wyraźnymi instrukcjami - miała trzymać się jak najbliżej Kazekage i być do jego usług. Za pierwszym razem ją spławił, co ją przeraziło, bo wiedziała, że za taką porażkę będzie cierpieć podwójnie - dziewczyny ją wyśmieją, i któraś na sto procent napisze o tym do mentora.
Można było więc powiedzieć, że wzięła go na litość, ale dobrze im się rozmawiało, więc potem przychodziła kolejne razy. Gaara - wtedy jeszcze nie myślała o nim po imieniu - okazał się całkiem przyjazny i rozmowny, gdy pytała o rzeczy dotyczące wioski Piasku, o której właściwie nic nie wiedziała. Zdarzało jej się zadać pytanie, na które nie odpowiadał - nie drążyła, bo i tak było wiele rzeczy, o których mogli mówić.
Tłumaczył jej rzeczywistość, w której się znalazła, i w tym wydaniu świat nie wydawał jej się wrogi. Zaś Gaara okazał się zupełnie inny niż się spodziewała i inny niż jej się na początku wydawał. Był zdystansowany, ale nie groźny.
Nigdy jej nie dotknął w sposób, którego się na początku spodziewała, ale potem zdarzało mu się ją objąć. Trochę oszukiwała, w wielu przypadkach udawała, że jest jej smutno, ale nie czuła, by postępowała w sposób godny potępienia. Przytulał ją, kiedy dawała do zrozumienia, że tego potrzebowała, ale Gaara chyba też tego potrzebował. Zapraszał ją, bo poza nim nie miała nikogo do spędzenia czasu i do rozmowy, ale robił to również dla siebie - jemu też brakowało towarzystwa.
Jednak przez ostatnich kilka tygodni było inaczej, i wiedziała, dlaczego. Intencje Najwyższego Kapłana nie były uczciwe, a Córki Słońca nie były szczere. Ona jednak lubiła z nim rozmawiać i lubiła się przytulać. Kiedy raz mu powiedziała, że mogłaby więcej, rozzłościł się, więc nie wracała do tematu - chociaż tak właściwie, chciała.
Od tego czasu jej nie obejmował, nawet się nie zbliżał na odległość dotyku. Nie próbowała go jakoś do tego skłaniać, bo wiedziała, dlaczego. Ale teraz to było coś zupełnie innego.
Wiele osób tego dnia zyskało wolność, ponieważ wielce ważni panowie podpisali wszystko.
Yumi z radości rzuciła mu się na szyję i Gaara ją objął, tak naturalnie, ciepło. Dla niego to był wielki sukces.
Wtuliła się w niego i tak trwała przez chwilę, bo tęskniła za jego ciepłem i za brakiem dystansu.
Oderwała policzek od jego torsu i stanęła na palcach, żeby go pocałować. Była jednak za niska, żeby dosięgnąć jego ust. Może dosięgłaby jego podbródka, gdyby nic nie zrobił. Nie mógł się cofnąć, bo tuż za nim były drzwi, ale ją odepchnął.
Delikatnie ją odsunął na odległość ramienia, ale w wymiarze niefizycznym ją odepchnął. Nie była zaskoczona. Mogła się tego spodziewać. Spędzali razem czas i było miło, ale przecież wiedziała, że nie spotyka się z nią po to. Chodziło mu o towarzystwo, może o te przytulenia. Ale nie o nią, nigdy na nią tak naprawdę nie patrzył.
Wiedziała jednak, z teorii, której ją uczono, że mężczyźni nie przychodzą sami. Mężczyzn się zdobywa.
- Do niczego się nie zmuszam. Nie jestem tu z polecenia - powiedziała szybko, tak naprawdę dla formalności, bo Gaara wiedział od dawna, że nie była jak inne. - Już nikt niczego nie żąda i nie oczekuje, rozumiesz? Chcę… Bardzo chcę.
Zdrętwiała na widok jego wyrazu twarzy. Był jakoś smutno rozczarowany, jakby nie nie chciał tego usłyszeć.
Nie było dla niej zaskoczeniem to, co powiedział. Właściwie, wiedziała to od dość dawna, dlatego na ten temat nie mówiła i nie pytała. Nie chodziło o to, że miał wątpliwości, czy ktoś jej kazał go uwieść lub czy z innego powodu ona czuje presję.
Od początku trzymał ją na dystans z bardzo prostej przyczyny.
- Wybacz. Ja nie chcę.