28 lis 2020

Rozdział 41. Słowo

 Asu wybrała nietypowe miejsce na spotkanie - kawiarnię. Hanako uważała, że mniej zwracałyby na siebie uwagę w winiarni, ale około południa lokale z alkoholem zazwyczaj były zamknięte.

Przysiadła się więc do stolika, przy którym siedziała już Najwyższa Kapłanka, odziana w szatę świątynną  w jasnoniebieskim kolorze. Asu sączyła mrożoną herbatę. Ciekawe, czy jej nietęga mina wynikała z - będącego tajemnicą poliszynela - końca romansu z Rei czy z jakichś innych powodów.

- I jak  tam, wysłałaś jastrzębia z liścikiem? - zapytała bez ogródek. Chyba ostatnio wyczerpywały się jej legendarne wręcz pokłady cierpliwości. A może wyczerpały się już jakiś czas temu, tylko Hanako tego nie zauważyła, bo nie miała z nią zbyt często kontaktu.

Idąc na spotkanie z byłą przełożoną, trochę przekornie, włożyła przewiewną jasną bluzkę i jasnoniebieskie spodnie alladynki. Normalnie nosiła yukaty i sukienki, pomyślała jednak, że jeśli ubierze się bardziej na chłopczycę, zadziała Asu na nerwy. Kapłanka jednak ledwie na nią spojrzała.

- Wysłałam - przyznała niechętnie. Odsunęła sobie krzesło i przysiadła na nim, nie przysuwając go do stolika. Nie lubiła przebywać z Asu w jednym pomieszczeniu. Cóż, jednak skoro sytuacja zmusiła ją, by zająć jakieś stanowisko, wolała być po jej stronie frontu. - Jednak się pospieszyłyśmy. Wiadomość dotrze do Konohy wcześniej, niż piesza wycieczka.

Szczerze powiedziawszy, żałowała, że w ogóle dała się namówić. W kontaktach z Tenten wolała być ostrożna. Kunoichi budziła sympatię; nawet gdyby tak nie było, rozsądnie było dobrze ułożyć sobie z nią stosunki. A poruszanie drażliwych tematów powoduje zgrzyty, nawet jak się występuje w roli “życzliwej osoby postronnej”. Zwłaszcza wtedy. Właśnie dlatego Asu jej potrzebowała - chciała pozbyć się Naomi, ale nie ubrudzić sobie rączek.   

Asu machnęła lekceważąco ręką.

- Nie szkodzi, list na nią zaczeka.

Hanako miała ochotę zapytać, czy tak jej się spieszy, bo obawia się, że Tenten mogłaby dłużej zabawić w rodzinnych stronach, a Naomi naprawdę mogłaby to wykorzystać. Nie trzeba było rozwiniętego zmysłu obserwacji, żeby zauważyć, dlaczego Asu uważała koleżankę “po fachu” za najgorszego wroga - w jej oczach Naomi była seksualnym drapieżnikiem, czyhającym na chwilę słabości Gaary. Można to było zrozumieć. Jednak Hanako nie za bardzo pojmowała, dlaczego Asu zakłada, że Tenten jest owieczką. 

Można by pomyśleć, że jej obraz świata w dużej części jest złożony ze stereotypów. Może uważała, że kobiety apetyt na seks wynoszą ze świątyni kształcącej bliskie bogom dziwki. 

- Oczekujesz ode mnie, że urobię Tenten - powiedziała w końcu do Asu, decydując się przymusić ją nieco do wyłożenia kart na stół. Ostatnio nie zdecydowała się z nią rozmawiać bezpośrednio. Wiedziała jednak, że im bardziej naiwna się wydaje tym bezczelniej Asu będzie nią manipulować. - Ale nie zamierzam kłamać. Jak wiesz, kłamstwo to ciężki grzech - dodała złośliwie, choć z poważną miną.

Asu uśmiechnęła się z wymuszoną uprzejmością. Przymrużyła oczy, co było u niej oczywistym objawem zniecierpliwienia lub złości.

- A może po prostu chcesz się wycofać? Przypomniałaś sobie, że Naomi załatwiła ci ślub?

Hanako nie była zaskoczona tą wycieczka osobistą. Każdą z kapłanek bolało, że miała namiastkę normalnego życia, więc ilekroś z którąś z nich rozmawiała, liczyła się z wbijaniem szpileczek.

- Ty też nie możesz mi tego darować? Że śmiem mieć życie rodzinne, chociaż nie mogę mieć dzieci? - zapytała, starając się nie okazać irytacji. Ale, szczerze mówiąc, niewypowiedziane na głos pretensje zaczynały jej wychodzić uszami. Może przez to, że ostatnio wiele czasu spędzała z Yumi, zaczęła myśleć, że nie ma powodu przepraszać towarzyszek niedoli, że się spośród nich wyłamała.

Asu machnęła lekceważąco ręką.

- Jakie to życie rodzinne. Za tydzień i za trzydzieści lat, twój mąż będzie mógł uzyskać rozwód na pstryknięcie palcami. I zostaniesz z niczym. Naprawdę łudzisz się, że Korobiemu nigdy nie przyjdzie do głowy, że miłość była fajna, ale jednak trzeba komuś przekazać geny?

Hanako zmełła w ustach przekleństwo. Postanowiła pozostawić bezczelne pytanie bez komentarza.

- Nie zostanę z niczym. Mam pracę.

Asu wpatrywała się w nią przez chwilę. Zdaje się, że się nad czymś zastanawiała.

- No tak, masz pracę, przerzucasz papierki z jednej szuflady do drugiej, żeby nie zarosły kurzem. Na twoim miejscu też bym się cieszyła. Gdyby nie dobra wola Gaary, musiałabyś opierać sę tylko na wierności męża. Bardzo słaba karta.

Hanako zacisnęła szczęki. Asu traktowała ją góry - czy też, mniej eufemistycznie - “z buta”  - odkąd ośmieliła się odejść ze świątyni i naruszyć ustalony porządek rzeczy. Pewnie gdyby to zależało od Asu, kapłanki do dzisiaj nie miałyby wolności decydowania o sobie. Im więcej miały praw, tym mniejsza była jej władza.

- Kręcenie młynkami modlitewnymi i palenie kadzidełek przed ołtarzem - odparła, nie potrafiąc utrzymać języka za zębami. - Masz rację, twoja praca jest dużo bardziej istotna od mojej.

Asu postukała paznokciem w szklankę z herbatą.

- To nie praca, lecz służba.

- I komu niby służysz? Bogom, których kreujesz według własnych potrzeb? Społeczeństwu, którym w głębi duszy gardzisz?

Asu oderwała dłoń od szklanki. Zamierzała ją zbliżyć do twarzy, ale chyba uświadomiła sobie, że wyglądałoby to, jakby coś chciała ukryć. Położyła ręce przed sobą na blacie i splotła dłonie.

 - Stałaś sie harda. To dobrze. Twoim największym problemem zawsze było to, że wolałaś trzymać język za zębami.

Hanako uśmiechnęła krzywo. Jak się domyślała, Asu oczekiwała, że ona teraz będzie jej językiem. Ostrzeżona przez Yumi, zaczęła się zastanawiać, czy w jej założeniach istnieje plan na wypadek konieczności odcięcia tego języka. 

W końcu, lawirując między Naomi a Asu, można było dojść do wniosku, że obie mają przed sobą dwa podobne problemy.

 Pozbyć się rywalki. Znaleźć figurantkę do rodzenia dzieci.

Hanako zaczęła się zastanawiać, czy Asu nie jest tak pozytywnie nastawiona do Tenten tylko dlatego, że dziewczynę z Konohy łatwiej będzie wyeliminować, kiedy przestanie być potrzebna. 


……………………………………….

Dzień wcześniej, Sunagakure


Zastanawiała się, czy może zadać pytanie. 

Gaara, któremu siedziała na kolanach, rozpuścił jej włosy i bawił się kosmykami. Powinna mu przerwać, bo była już ubrana i wkrótce powinna wyjść. Nie starczy jej czasu na ujarzmianie fryzury, biorąc pod uwagę, że zamierzała być punktualna. Temari z pewnością nie toleruje spóźnień.

Nie zdawała sobie sprawy, jak trudno będzie wybrać się w podróż tak wcześnie, długo przed świtem, skoro Gaara jeszcze nie wychodził do biura. Chyba już wolałaby, żeby myślał o pracy i bezzwłocznie wdział urzędowe ciuchy Kazekage, jak miał zwyczaj robić zawsze rano. Teraz miał na sobie tylko spodnie i podkoszulek, a od momentu, kiedy na chwilę usiedli na kanapie w salonie, przy kawie, nie przestawał jej dotykać.

- Będziesz o mnie myślał? - Nie powstrzymała się, choć wiedziała, że może zabrzmieć dziecinnie lub, co gorsza, jak ktoś, kto desperacko łaknie uwagi.

- Tak. - Gaara spojrzał jej przelotnie w oczy, zanim przeniósł wzrok na szyję, a w ślad za spojrzeniem powędrowała jego dłoń. Drugą rękę miał na jej plecach i choć do kompletu ze spodniami założyła długą bluzkę, pod którą nie mógłby niby to od niechcenia wsunąć dłoni, i tak czuła gorąco płynące spod jego palców. Gdyby powiedziała coś złośliwego o odpowiadaniu monosylabami, może zyskałaby panowanie nad sytuacją, która teraz nie podlegała jej kontroli. Jednak Gaara wytrącił jej broń z ręki, wbrew swojemu zwyczajowi nie poprzestając na jednowyrazowej odpowiedzi. - Stale o tobie myślę, iskierko.

- Przestań! - Nie sprecyzowała, czy żądanie odnosiło się do miziania jej dekoltu czy bezczelnego - doprawdy bezczelnego - uwodzenia słowami. - Powinieneś oddelegować pierwszego oficera, dość się dzisiaj napracował.

Osiągnęła przynajmniej tyle, że Gaara oderwał wzrok od jej biustu i popatrzył jej w oczy. 

- Próbujesz mnie zawstydzić? - zapytał, zupełnie niespeszony, co kazało przypuszczać, że jej słowa na pewno nie przyniosły demobilizującego efektu. Wręcz przeciwnie.

- Tak. To zemsta, bo robisz wszystko, żeby było mi głupio przed sąsiadami.

Gaara cofnął się nieco, przyglądając się jej.

- Nie rozumiem - przyznał.

Tenten posłała mu wymowne spojrzenie i w ramach podpowiedzi złapała za materiał bluzki, ze świetnie nadającego się na upał, ale łatwo mnącego się materiału. Jednak Gaarze nie przyszło na myśl, że ona już ma w głowie potencjalny szybki numerek i jego ewentualny wpływ na stan starannie przygotowanej garderoby.Wysnuł za to własne wnioski.

- Nie masz się czym martwić, króliczku, czy kiedykolwiek słyszałaś naszych sąsiadów? Tutaj są bardzo solidne ściany.

Zupełnie nie wiedziała, co odpowiedzieć, za to była pewna, że na jej twarzy zakwitł rumieniec. 

Wzrokiem wyraziła oburzenie, ale jego to bardziej rozbawiło.

Powinna być zła na siebie. Najwyraźniej obudziła demona. I zupełnie by jej to nie przeszkadzało - o, jak bardzo by nie przeszkadzało - gdyby nie to, że wybrała sobie najmniej odpowiedni moment. Bo przecież tydzień, jeśli nie dłużej, spędzi poza Suną.

Świadczyło to chyba o przewrotnej sprawiedliwości losu. Wczoraj myślała, że bardzo dobrze będzie dać powód Gaarze, żeby myślał o niej jak najwięcej, i nie miała nic przeciwko, żeby to myślenie spędzało mu sen z powiek. Uważała, że skoro ona go pożąda, on powinien pożądać jej bardziej.

Teraz jednak wiedziała, że nie mogła wybrać sobie gorszego momentu. Przez najbliższe kilka nocy będzie mogła sobie co najwyżej pofantazjować o tym, co jej zrobił i, przede wszystkim, jak to robił.

- Nigdy nie słyszałam sąsiadów, i mało ich widuję, chociaż jest tyle pięter - powiedziała szybko, chcąc zwrócić jego uwagę na inny temat. Była pewna, że jeśli Gaara nie przestanie tak na nią patrzeć, ona nie przestanie się rumienić. - Jakieś ubogie to życie sąsiedzkie. I czy tobie to nie przeszkadza, że kiedy kogoś spotykasz, on udaje, że cię nie widzi?

Jej przeszkadzało, że wielu sunijczyków przyglądało jej się niemal natarczywie, po chwili udając, jakoby w ogóle nie patrzyli w jej stronę. Nie można być bardziej niegrzecznym.

- Wiem, że u was to zupełnie inaczej funkcjonuje, ale tutaj omijanie kogoś wzrokiem to taktowne zachowanie. Preferowane, o ile nie ma pewności, że ten ktoś życzy sobie być zauważonym.

Tenten pokręciła głową z powątpiewaniem.

- Chyba mnie wkręcasz - oceniła.

- Dlaczego tak uważasz? Spójrz na to z perspektywy praktycznej. To szacunek dla cudzego czasu. Nikt się nie obraża, jeśli na ulicy nie zwraca się na niego uwagi. Wydaje mi się, że prawo zwyczajowe zakazuje przywitać się z kimś, kto jest wyżej w hierarchii, o ile ta osoba nie odezwie się pierwsza. 

- Więc do kogo powinnam się odzywać pierwsza, a kogo mi nie wolno witać? - zapytała. Nie chciało jej się wierzyć, że brak powitania może nie być dla kogoś obraźliwy. Myśl o tym, że sąsiedzi mogą ją uważać za źle wychowaną wstrząsnęła nią bardziej, niż to, że prawdopodobnie nie odzywają się do niej, bo to poniżej ich godności. - Przecież nie mam tu pracy, nie mam więc stanowiska, gdzie mnie to sytuuje? Do kogo nie mogę się odezwać, żeby go nie znieważyć?

Przez cały czas przebywania w Sunie nie zdołała pojąć podstaw tutejszego życia społecznego. To źle wróży.

Gaara zabrał dłoń, którą do tej chwili gładził jej dekolt, i chwycił ją za rękę.

- Powinnaś czekać, aż zostaniesz przywitana, tylko w przypadku Starszych. Są bardzo wrażliwi, warto o tym pamiętać.

Tenten odczuła pewnego rodzaju ulgę. Nigdy nie przyszłoby jej do głowy pierwszej odezwać się do kogoś z Rady Starszych. Pod tym względem w Konoha było bardzo podobnie. Ale w wielu sytuacjach w Liściu panowała o wiele większa swoboda, jak to ujmowała z pogardą Temari - w Konoha każdy jest z każdym na ty, i nikt nie wie, gdzie jego miejsce.

Teraz jednak Temari nie była jej długoterminowym zmartwieniem. W końcu wyjdzie za mąż i opuści Sunę. Za to ona miała tutaj zostać, a nie znała podstawowych zasad życia społecznego.

- Nie mam pojęcia, jak się w tym wszystkim połapię. Będę popełniać gafę za gafą, i tylko przyniosę ci wstyd - powiedziała z przygnębieniem. 

- Tenten. - Głos Gaary brzmiał łagodnie, choć była pewna, że przed chwilą miał w głowie inne myśli, niż tłumienie jej lęków. - Nie przyniesiesz mi ujmy. To, że się tu nie urodziłaś, to nic złego.

- Chyba mimo to po powrocie zabiorę się za studiowanie podręczników dobrego wychowania. Bo na pewno macie coś takiego? - zapytała z nadzieją.

Gaara uniknął odpowiedzi.

- Naprawdę chcesz tracić wieczory na czytanie? 

- Jeśli to konieczne… - Jej spojrzenie padło na zegar, ukryty w półmroku oświetlonego słabym blaskiem świecy pomieszczenia. - Już nie powinno mnie tu być.

Powiedziała tak, ale nadal się nie ruszyła. Oczami wyobraźni widziała wściekłą minę Temari, jeśli się spóźni. Jednak ciepło Gaary, jego dłonie niespiesznie przesuwające się po jej ciele, sprawiały, że ten obraz stawał się coraz mniej wyraźny.

- Jeszcze dziesięć minut, iskierko - wyszeptał, zbliżając usta do jej szyi. - Podaruj mi dziesięć minut, zanim mnie zostawisz.

Powinna oburzyć się na tak przewrotny emocjonalny szantaż, ofuknąć go, ale z jej ust wydobył się tylko pomruk zadowolenia zmieszanego z zaskoczeniem, gdy poczuła jego usta na szyi, a dłoń po wewnętrznej stronie ud.

- Mam zobowiązania. Nie wolno mi się spóźnić - zaprotestowała słabo.

Nie widziała jego twarzy, ale czuła, że się uśmiechnął, tylko na ułamek centymetra odsuwając usta od jej skóry. 

- Wystawię ci pisemne usprawiedliwienie - obiecał.

Tenten odchyliła się w tył, żeby popatrzeć na niego z potępieniem.

- Bezczelny się zrobiłeś - oceniła. - To władza tak ci uderzyła do głowy?

- Jeśli tak chcesz to nazwać - odparł Gaara i skorzystał z okazji, by złożyć pocałunki na jej dekolcie, najniżej jak mógł sięgnąć. Jego palce pobudzały ją między udami, choć miała na sobie ubranie. Wiedziała, że Gaara czeka tylko na jednoznaczny sygnał, żeby ją rozebrać.

Zapomniała już, dlaczego właściwie chciała odmówić jemu - i sobie - słodkiej przyjemności. Pomyślała jednak, że muszą się spieszyć, i że to idealna okazja, żeby wywalczyć sobie miejsce na górze. Chwyciła Gaarę za rękę.

W tym momencie rozległo się głośne pukanie do drzwi. 

Tenten znieruchomiała. Gaara także.

Ponowne trzykrotne pukanie rozwiało jej nadzieje, że może się przesłyszała.

- To Temari - powiedział Gaara z niedowierzaniem.

Też się tego domyśliła. Nikt inny nie byłby tak bezczelny, by przed świtem walić w drzwi mieszkania Kazekage.

- Nie tak się umawiałyśmy. Przy bramie wioski - odezwała się bezradnie. - I nie teraz, tylko za…

Przymknęła oczy, bo następne pukanie do drzwi odczuła niemal tak, jakby ktoś ją walnął w głowę.

Chciała się zerwać z jego kolan, ale Gaara uchwycił ją za rękę i przytrzymał.

- Jeszcze minuta, Tenten - powiedział, przyciskając czoło do jej czoła.

Minuta, powtórzyła bezgłośnie i odetchnęła głęboko, chcąc się uspokoić, ale też skorzystać z okazji, by wchłonąć jego zapach.

Dwa kolejne uderzenia w drzwi sprawiły, że aż podskoczyła.

- Otwierajcie, już dnieje! - Zza ściany dobiegł zdumiewająco entuzjastyczny głos Temari. Myślałby kto, że odczuwała sadystyczną przyjemność z psucia ludziom humorów z rana.

Tenten wyswobodziła się z objęć Gaary i wstała z przepraszającym uśmiechem. Zanim skierowała się do drzwi, Gaara przyciągnął ją jeszcze do siebie i pocałował w czoło. Przy akompaniamencie kolejnego uderzenia w drzwi.

- Zabiję ją - powiedział ze zniecierpliwieniem.

- Szybciej wyruszymy, szybciej wrócę - odparła Tenten, siląc się, by zabrzmieć optymistycznie. - To siedem dni… Może dziesięć - poprawiła się, zdając sobie sprawę, że nie może wpaść do wioski jak po ogień, i tego samego dnia z niej wypaść. Tym bardziej, że kilku osobom była winna wyjaśnienia.- Dziesięć dni, to nic w porównaniu…

Urwała, bo wcale nie poprawiało jej humoru myślenie, ile razy w życiu się rozstawali, nie wiedząc, kiedy się zobaczą. Uśmiechnęła się przepraszająco.

- Nie zamarudzę w drodze. Będę z powrotem najszybciej, jak się da.

Rysy twarzy Gaary złagodniały.

- Masz tyle czasu, ile potrzebujesz, Tenten. - Uniósł jej prawą rękę, na której nosiła pierścionek, i pocałował wewnętrzną stronę jej dłoni. - Poświęć mi myśl lub dwie, kiedy cię nie będzie.

Tenten przymrużyła oczy.

- Prowokatorze. Dobrze wiesz, że nawet na chwilę nie przestanę o tobie myśleć.

- Pociesz się, że tkwimy w tym oboje.



Obecnie, wioska Piasku

- Małżeństwo jest jak śmierć - powiedział Korobi autorytatywnie - na tyle autorytatywnie, na ile to możliwe, gdy półleży się na stole, a świat dookoła zdaje się tracić ostrość. Chwilami miał wrażenie, że blat stołu wraz ze stojącym na nim kieliszkiem niebezpiecznie się kołysze.

Gaara, który siedział na podłodze naprzeciw niego, po drugiej stronie niskiego stolika, z pewnością nie był trzeźwy - nie miał prawa być - ale trzymał się prosto, przez co patrzył na niego z góry.

- Tak? - zapytał tonem świadczącym o nikłym zainteresowaniu opinią spitego kumpla.

Korobi uniósł się na łokciu, a palec wskazujący drugiej ręki uniósł i pomachał nim w powietrzu.

- Tak - potwierdził z przekonaniem. Czuł, że refleksja, która go teraz naszła, jest bezcenna i wymaga podzielenia się ze światem. - Mężczyzna przed jednym ani drugim nie powinien uciekać. Ale - dramatycznie zawiesił głos - nie ma się do czego spieszyć.

Gaara odłożył butelkę, z której przed chwilą nalał wódkę do kieliszków. Potrząsnął głową - zdawało się, że z potępieniem.

- Ale jesteś napruty - skwitował.

Korobi - pomimo oczywistej zbieżności owej uwagi z prawdą - poczuł się urażony.

- Jestem, schlałem się jak… - nie dokończył zdania. - Hanako mnie zabije. I właśnie dlatego, stary… - Walnął się pięścią w klatkę piersiową, co mogło wyglądać na podkreślenie prawdomówności, choć w rzeczywistości było zabiegiem mającym powstrzymać czknięcie. - Nie ma się do czego spieszyć. Mówię ci. Jeszcze nie użyłeś życia kawalera, a już chcesz być mężem.

Gaara zlustrował go całkiem przytomnym wzrokiem. Korobi pomyślał, że to wkurwiające - nigdy nie udało mu się upić dawnego kolegi z drużyny, a obecnego szefa.

Wkurwiające było też to, że w sumie Gaary do niczego nie dało się namówić - planowany męski wypad “na miasto”, przez co Korobi rozumiał wizytę w oazie poza wioską, skończył się popijawą w lokalnym barze serwującym tradycyjne jedzenie i mocne trunki, już po godzinach normalnego otwarcia. Siedzieli tu sami, a puste butelki po wódce, ułożone pod ścianą w równym rzędzie, nie pozwalały zapomnieć o perfekcjonizmie Gaary.

Wyglądało to na beznadziejny przypadek. Chłop nie poużywał życia, a już pozwala się zakuć w kajdany.

- Korobi - odezwał się Gaara poważnym tonem. - Nie jesteś szczęśliwy w małżeństwie?

Korobi wyprostował się, zaskoczony. Nie spodziewał się usłyszeć tak osobistego pytania, nawet od pijanego kumpla.

- O, ja jestem szczęśliwy  - odparł z przekąsem. - To małżeństwo nie jest szczęśliwe ze mną.

Gaara obdarzył go powątpiewającym spojrzeniem. Wychylił kolejny kieliszek wódki.

- Poważnie - podjął Korobi, bo z jakiegoś powodu zaczęło mu zależeć, by zabrzmieć przekonująco. - Stary, jestem dobrym mężem. Robię zakupy, nie piję po robocie z kolegami… no, prawie nigdy. Ba, mało tego. Nawet pomagam w porządkach. Jak rasowy pantofel, i nawet nie narzekam. - Było to prawdą, cierpliwie znosił pokpiwanki kolegów, którzy po robocie, w domu nie ruszali nawet palcem.

Gaara skinął głową jakby rozumiał. Odłożył kieliszek i oparł się rękami na stole. Korobi spodziewał się usłyszeć: Masz rację, chłopie. Rozumiem twój ból.

- I to wystarczy, by być dobrym mężem? 

Korobi sięgnął po swój kieliszek.

- Mówił ci ktoś, że jesteś mega wkurwiający? - zapytał szczerze. Na trzeźwo nie zdobyłby się na takie pytanie.

Gaara skinął głową.

- Owszem, - potwierdził. - Ale to nie jest powód, dla którego nie umiesz się dogadać z Hanako.

Korobi zmarszczył brwi. We własnym przekonaniu wyglądał groźnie.

- Pogadamy, jak się ożenisz, stary. Nie to, że od razu, ale za rok, za dwa. Sam zobaczysz. Urocza narzeczona zamienia się w wiecznie niezadowoloną zołzę. To jedno z prawideł tego świata. Zawsze coś robisz nie tak, ale nigdy nie dowiesz się, co to takiego, bo one nie mają zwyczaju mówić, co je tak rozdrażniło. Sama ci nie powie, masz się domyślić. - Korobi utkwił spojrzenie w stojącej na stole butelce. - Jak, do kurwy nędzy, wywróżyć z układu gwiazd?

Mógłby powiedzieć o wiele więcej, ale odpuścił sobie narzekanie jako niegodne mężczyzny. Poza tym, na cóż było strzępić język? Tak jest świat skonstruowany, że kobiety mają swoje humory. Korobi niby wiedział o tym już wcześniej, miał w końcu brata, który nie krył przed nim ciemnych stron małżeństwa. Ale jak to zwykle w takich wypadkach, nie wierzył. 

No, i wydawało mu się, że skoro w jego małżeństwie nie może być dzieci, to i Hanako nie będzie mieć powodów do frustracji, przemęczenia i narzekania. Żyła sobie jak księżniczka, a on ścielił jej się u stóp. Mimo to wystarczyła wizyta jego rodziców albo proszony obiad u nich, by karała go milczeniem i brakiem seksu. Mało tego, wystarczała jego samotna wizyta u rodziców -   końcu ona nie lubiła ich odwiedzać, więc matka już nie zawsze ją zapraszała. Hanako dostawała szewskiej pasji, kiedy wspominał o swojej rodzinie - nie musiała nic mówić, miała kurwiki w oczach i wiedział już, że w nocy nie będzie miał do kogo się przytulić.

O oziębłości kobiet po ślubie Korobi mógłby wiele powiedzieć, o tak. Ale nie był tak srogo nawalony, żeby wystawiać się na pośmiewisko. Koledze to nie pomoże - każdemu się wydaje, że jego to nie spotka. Że wybrał kobietę z temperamentem. A potem - proszę bardzo. Więcej emocji mógł się spodziewać w lokalu z kelnerkami w krótkich spódniczkach niż we własnej sypialni.

Gaara nalał alkohol do kieliszków i podsunął mu jeden z nich.

- Za dużo myślisz - zawyrokował. - Zamiast tego, zapytaj. Próbowałeś bezpośrednich pytań?

Cwaniak, pomyślał Korobi.

- Te, nie bądź taki do przodu - fuknął. - Co ty wiesz o małżeństwie?

Gaara skinął głową, jakby się z nim zgadzał.

- Nic. Ale - dodał, zanim Korobi miał czas ponapawać się małym zwycięstwem w dyskusji - wiem, że lepiej zapytać, niż potem żałować.


2 lata wcześniej, Grota gdzieś na skraju krajów Wiatru i Rzeki


- Jest ci zimno? - zapytał z niepokojem.

Tak naprawdę chciał - ale bał się - zapytać, czy coś jej nie boli i czy niechcący jej nie skrzywdził.

Wydawało mu się, że temperatura w grocie jest idealna - szczerze mówiąc, nigdy nie czuł się bardziej komfortowo - ale Tenten nie dość, że ciasno owinęła się kocem, to jeszcze podciągnęła go sobie po czubek nosa. W pozycji półleżącej opierała się o zwinięty śpiwór, który służył za poduszkę - jakże był bezmyślny, że nie pomyślał o wygodniejszym rozwiązaniu - i znad materiału koca widział tylko jej nosek, oczy i czubek głowy. Włosy, które zwykle splatała albo upinała, okalały jej twarz i ginęły pod materiałem okrycia.

Strasznie żałował, że się chowa, bo nigdy jej takiej nie widział i chciał się napatrzeć. Rozpuszczone włosy, nieskrępowane niczym, opadały swobodnie. Zwykle nosiła ochraniacz, jeśli nie na czole to na szyi - symbol liścia, niemożliwy do przeoczenia znak, że należy do innego miejsca, innej wioski, innych ludzi. Ale teraz nie nosiła niczego.

Tenten ułatwiła mu odsunięcie nieprzyjemnych myśli, gdyż jej oczy pojaśniały. Chociaż chowała przed nim twarz, wiedział, że się uśmiecha - dzisiaj częściej niż kiedykolwiek się tak uśmiechała, jakby nie miała zamiaru, ale nie mogła się powstrzymać.

To dobry znak. Może nie zrobił jej krzywdy - poważnej krzywdy. Choć widział przecież, że bolało.

- Może tobie jest zimno - odparła, a jej głos był nieco przytłumiony. Gaara walczył z pokusą, by wsunąć rękę pod materiał. Miał ochotę jej dotknąć, dotykać, ale wydawało mu się, że tego teraz nie chciała, była za bardzo zażenowana. - Mnie nigdy nie było lepiej. To znaczy, cieplej - wymamrotała, wciskając twarz pod narzutę. 

Jeszcze chwila, a cała się pod nią schowa.

- Wstydzisz się mnie, iskierko? - zapytał, świadomy, że to z jego strony lekka prowokacja. 

Popatrzyła na niego hardo i w przypływie odwagi wychyliła spod koca połowę nosa.

Gaara ostrożnie wyciągnął rękę, jakby mógł ją wystraszyć, i zsunął pled niżej, odsłaniając jej twarz. Zawsze uważał, że Tenten ma wyjątkowo ładne usta, a teraz wydawały mu się nawet ładniejsze. Za każdym razem, kiedy ją widział, wydawała się ładniejsza. Potrafił uszczegółowić, co się w niej zmieniało w miarę upływu czasu i jak stawała się bardzo piękną kobietą. Z własnych, egoistycznych powodów, wolałby, żeby nie była aż tak piękna.  

Wpatrywała się w niego z napięciem, kiedy zsuwał okrycie, odsłaniając jej szyję i dekolt. Narzuta zatrzymała się na fascynujących wypukłościach jej ciała. Czuł pokusę, żeby sprawdzić, czy Tenten pozwoli mu odkryć więcej - ale nie zrobił tego. Miałby wielki problem z zatrzymaniem wzroku w jednym miejscu, a chciał jak najdłużej na nią patrzeć - taką, jaka była teraz, kiedy skrępowanie walczyło w niej z przekorą i chęcią udowodnienia, że może być śmielsza.  

Trochę też liczył na to, że naprawdę postanowi udowodnić, że jest odważna, i że sama się przed nim odsłoni.

Tenten lubiła udawać śmiałą, przyciągać go i zachęcać - jak wtedy, gdy wyczuła jego wahanie. Ale była też płochliwa i niepewna. Nie pozwoliła, by się jej przyglądał nagiej, chociaż mógłby bez końca ją taką oglądać. 

Tenten uśmiechnęła się i wysunęła dłoń spod koca. Chwyciła jego rękę i uścisnęła. Skierowała tym jego myśli na coś zupełnie innego.

Powinien dać jej pierścionek. Właśnie teraz. Wyobrażał sobie, że niebieski kamień idealnie wyglądałby na jej serdecznym palcu. 

Wybrał lapis lazuli, ponieważ chciał dać jej coś cennego. A także dlatego, że kamień będący symbolem klanu nie budził wątpliwości, od kogo i dlaczego go dostała.

Wiedział, że na razie nie mogłaby go nosić - nie, dopóki nie rozwiązał wszystkich spraw w wiosce. Miał nadzieję, że mimo to Tenten nie pomyśli, że chce ją sobie “zarezerwować”, oznaczyć jak przedmiot.

Że nie pomyśli, iż pierścionek, którego nie mogłaby teraz otwarcie nosić, i zaręczyny, o których nie mogłaby powiedzieć wszystkim, są komunikatem skierowanym do Nejiego. 

Mówił też sobie, że nie są wiadomością dla Nejiego, i że nie są próbą nakłonienia Tenten, by dała mu słowo - teraz, kiedy wiedział, że okoliczności mu sprzyjają, że tutaj i teraz trudno byłoby jej odmówić, nawet gdyby miała wątpliwości.

I że później byłaby związana słowem, nawet, gdyby okazało się, że Neji postrzega ją jako kobietę.

Nie miał pewności, czy to niczego nie zmieni, jeśli Neji postrzega ją jako kobietę.

I nie miał odwagi zapytać.

15 lis 2020

Rozdział 40. Aniołek

       

           Po tym, gdy rozdzieliła zadania na najbliższy tydzień, dziewczyny wyszły ze świątyni. Nie wszystkie.

Asu zapaliła kadzidło przed ołtarzem i dopiero wtedy odwróciła się, podchodząc do wyjścia.

Naomi stała bardzo blisko drzwi wyjściowych, oparta o ścianę z założonymi na siebie rękami - nie prezentowała się jak kapłanka, nawet w świątynnej szacie. Przynajmniej zastosowała się do zasad i spięła włosy.

Asu postanowiła udawać, że nie dostrzega jej aroganckiej pozy i wyzywającej miny. Wiedziała, że pozwalając wyprowadzić się z równowagi, dostarczyłaby Naomi satysfakcji.

Szmata już tu długo nie zabawi, powiedziała sobie.

To nawet było przewidywalne, że Gaara nie chce jej skazać na nieformalną banicję, nawet jeśli w odwodzie jest przyjemne stanowisko w jakże atrakcyjnej wiosce Chmur. Ale Asu nie wyczerpała jeszcze wszystkich możliwości. Wiele obiecywała sobie po Hanako, której największą wadą było to, że zawsze milczała - chociaż Gaara ją lubił i mogła na niego wpłynąć. Teraz należało jedynie sprawić, żeby zaczęła mówić.

- Twoje zadania są dla ciebie jasne? - zapytała, podchodząc do Naomi z pobłażliwym uśmiechem.

Kapłanka odziana w granatową szatę stanęła prosto i pochyliła głowę, co przy dobrych chęciach można było uznać za wyraz szacunku.

- Oczywiście, Asu. Dziękuję za ten niespodziewany grafik. W życiu nie miałam tyle wolnych wieczorów, aż nie będę wiedziała, co z nimi robić.

Asu skinęła z aprobatą głową.

- Może spożytkuj czas na zacieśnianie przyjaźni. Jestem wspaniałomyślna, dlatego, żebyś nie czuła się samotnie, możesz wybrać, z kim będziesz pracować na placówce w Kumogakure.

Naomi uśmiechnęła się przyjaźnie.

- Nie ciesz się jeszcze. Nie myślisz chyba, że dam się złapać na prymitywną zagrywkę, jak suka spuszczona ze smyczy.

Asu postarała się, by jej twarz nie wyrażała niczego - ani irytacji, ani zdziwienia. Wiedziała, co dziewczyny mogą myśleć o tak nagle przetasowanym grafiku Naomi, wiedziała też, co ona sama może pomyśleć - nie spodziewała się jednak, że spróbuje się z nią skonfrontować bezpośrednio.

Między posiadaniem nadmiaru czasu a łóżkiem Gaary była spora przepaść, i Asu spodziewała się, że właśnie to kapłanka teraz sobie uświadomi. Że nie tylko wypadła z gry, ale też nie ma sposobu, by do niej wrócić.

- Cóż, jeśli nawet się przeliczyłam, nie możesz mnie winić. Trudno wskazać, czym różnisz się od suki.

Naomi przymrużyła oczy i odwróciła od niej wzrok, by strzepnąć niewidzialny pyłek z ramienia.

- Twoje obelgi nie robią na mnie wrażenia. Pewnie dlatego, że dobitnie pokazują, jak wściekle jesteś zazdrosna.

- O ciebie? - zapytała Asu z chłodnym zainteresowaniem. - Nie chcę nadszarpnąć twojego ego, ale nie jesteś w moim typie.

Naomi pokiwała głową i podeszła do niej.

- Współczuję ci, bo marzysz o pozycji, która nie jest dla ciebie osiągalna. Poczuwasz się do roli pierwszej damy, ale… nie czarujmy się, nie możesz nią być, więc wymyśliłaś sobie, że będziesz kimś ponad. To dowodzi, jak bardzo nie znasz się na mężczyznach. Można ich zwodzić ładnym widokiem, ale i tak wybierają to, czego można dotknąć.

Asu nie zamierzała się z nią przegadywać, więc ograniczyła się do pogardliwego spojrzenia. Naomi jednak mogła go nie zauważyć, bo zbliżyła się i nachyliła się jej do ucha.

- Nawet nie wiesz, ile straciłaś kreując się na kogoś, kogo nie można dotkąć - szepnęła jadowitym tonem. - Wcale go nie znasz. Nie wiesz, jaki jest, kiedy zrzuci mundur.

Asu miała przemożną ochotę, żeby chwycić ją za włosy i wytrzeć nimi podłogę - ale jak zazwyczaj, gdy była wściekła, wzięła głęboki oddech i policzyła do trzech. Pomyślała o czymś miłym. O orzeźwiającym powietrzu w wiosce Chmury i wolnym miejscu dla kapłanki.

Zacisnęła pięści i odsunęła się od dziewczyny.

- Kiedyś ktoś ci porachuje kości za impertynencję - powiedziała łagodnym tonem.

Naomi sprawiała wrażenie nieznośnie zadowolonej z siebie. Zapewne uważała, że wygrała potyczkę. 

- To groźba? - zapytała.

- Przepowiednia.


Kankuro zamieszał patykiem w resztkach dogasającego ogniska. 

- Śpicie? - zapytał w przestrzeń.

Powinien był obudzić dziewczyny; ustalili, że nie zatrzymają się na długo. Nigdy nie miał serca do takich zadań.

Temari wygramoliła się ze śpiwora i usiadła ze skrzyżowanymi nogami na ziemi. Sądząc po jej minie, nie zmrużyła oka.

- Ja nie - powiedziała.

Kankuro powstrzymał się przed wyrażeniem niezadowolenia. Akurat jej przydałoby się przespać, może wtedy zapanowałaby nad złym nastrojem.

Chociaż nie, nie zapanowałaby. Kankuro wątpił, czy Gaara z takim pozytywnym nastawieniem wysłałby ją w swaty, gdyby zdawał sobie sprawę, jak głęboki miała problem z Tenten. I z jego małżeństwem. Kankuro też nie zdawał sobie sprawy, że Temari okaże się tak trudna. Niby akceptuje, a wciąż się piekli.

- Więc budzimy Tenten? - odezwał się niechętnie.

Temari wzruszyła ramionami.

- Dwadzieścia minut nas nie zbawi.

- Aleś wspaniałomyślna - skomentował Kankuro z przekąsem.

- Spierdalaj.

Kankuro pokręcił głową z dezaprobatą.

- Pozwól, że ja będę gadać z Lin, okej? - spróbował.

Zgodnie z przewidywaniami, Temari zaperzyła się.

- Co? Zapomnij. Gaara mnie do tego upoważnił.

I popełnił błąd, uzupełnił Kankuro w myślach. Już to widział w wyobraźni: dwie wściekłe samice zdeterminowane, by bronić piskląt - to gotowy przepis na katastrofę. Jedyne pocieszenie w tym, że zgoda Lin-Lin nie jest naprawdę niezbędna, jakoś się można bez niej obejść. Oby Gaarze nie zależało na dobrych relacjach z teściową. 

Dlaczego miałoby? Lin-Lin pod powierzchownym, miłym sposobem bycia wydawała się śliska, a Tenten chyba jej nie lubiła. O ile można nie lubić rodzonej matki.

Kankuro uznał, że jego rola w całej akcji wcale nie jest pośledniejsza niż rola Temari. Wręcz przeciwnie, wymaga więcej dyplomacji. Skoro Gaarze zależało, by rozmawiać z Lee, trzeba było go zaprosić, ale zrobić to na tyle dyskretnie, by żadna z trzech kobiet nie poczuła się urażona, że mężczyźni chcą załatwiać sprawy między sobą.

Tenten mogłaby się oburzyć. W końcu to Lin-Lin była głową jej maleńkiej rodziny i, od biedy, to ją należało zapytać o zdanie. Proszenie o rękę dziewczyny najbliższego jej mężczyzny było normalne na sunijskiej ziemi, ale w Konoha można było przez to zostać oskarżonym o szowinizm.

Jednak skoro Gaara czuł, że nie można pominąć Lee, widocznie miał powody.


6 lat wcześniej, po walce z Kimimaro


Potwory nie mają wyrzutów sumienia. 

Pomógł Lee, tak jak pomógłby każdemu innemu shinobi, gdyby takie miał instrukcje. Niegdysiejszy wróg mógł stać się sojusznikiem - w historii relacji Sunagakure z Konohą to nie była żadna nowość. Żadne zaskoczenie.

Rock Lee jednak go zaskoczył, bo nie okazywał wrogości.

Gaara uważał, że gdyby był na jego miejscu, gdyby ludzkie uczucia go dotyczyły - wówczas czułby wobec swojego oprawcy więcej niż wrogość. I to niezależnie, czy ów raz, dwa, a nawet i dziesięć razy udzielił mu wsparcia.

W obecności Zielonej Bestii nie czuł się pewnie, był jednak zmuszony odstawić sojusznika z Liścia do Konohy - i spodziewał się po tej podróży wszystkiego najgorszego. Spodziewał się niezręcznej, trudnej do zniesienia atmosfery zawsze, gdy był zmuszony obcować z człowiekiem, którego nie mógł zabić.

Nie, żeby był przyzwyczajony do nieuprzejmego traktowania. W ogóle go nie traktowano. Nie zbliżano się do niego, unikano wzrokiem. Wrogość w porównaniu z tym była lepsza - oznaczała uznanie czyjegoś istnienia.

Gaara nie spodziewał się po Lee wrogości, raczej podszytego strachem lekceważenia - w takim zakresie, w jakim można ignorować kogoś, na kim musisz polegać, żeby wrócić do domu.

Ale wbrew jego oczekiwaniom shinobi z Konohy, mimo że wyczerpany, miał sporo do powiedzenia, na temat ekscytującej w jego odczuciu walki. Chyba w ferworze wydarzeń zapomniał, z kim rozmawia.

Gaara dość szybko nabrał podejrzeń, że Zielona Bestia, oprócz niewątpliwych uszkodzeń ciała, doznał też uszkodzenia mózgu, o którego trwałości trudno było wyrokować. Gdy już przekroczyli bramę Konohy, zapytał go w końcu, czy wie, gdzie jest i z kim rozmawia.

Lee stanął samodzielnie, opierając się na nodze wyglądającej na nieco stabilniejszą.

- Proszę o wybaczenie za poufałość. Ale skoro zmiażdżyłeś mi kości, a teraz jesteśmy towarzyszami walki, chyba możemy przejść na ty? Zwyczajowo pijemy brudzia, ale ja podziękuję, już wcześniej za dużo wypiłem.

Lee patrzył na niego wyczekująco, jakby to było pytanie. Gaara gapił się na niego, skołowany. Nie przywykł, by ktokolwiek bezpośrednio się do niego zwracał, ani żeby zadawano mu pytania i oczekiwano na nie odpowiedzi. Zaskoczyło go to, nawet jeśli Rock Lee był pozbawiony zdolności trzeźwego osądu lub - co bardziej prawdopodobne - rozumu.

Lee przez chwilę patrzył na niego, wyczekując odpowiedzi. Potem nagle skulił się, sprawiając wrażenie, jakby chciał schować głowę między ramiona.

- O, nie. Jestem martwy - powiedział

- Lee, ty skończony debilu! - W pobliżu Gaary przemknęła osoba w stroju treningowym. Zupełnie go zlekceważyła, i podleciała do Rocka. - Ty bezmyślny idioto! Kto ci kazał lecieć za Naruto? Kto ci pozwolił za nimi polecieć?

Shinobi zasłonił głowę rękami, jakby spodziewał się uderzenia. 

- Ał, jak mnie wszystko boli - wystękał zbolałym głosem, jakiego Gaara nigdy u niego nie słyszał, nawet wówczas, gdy niemal zabił go na egzaminie. - Ał, jak mnie boli.

- Gdzie ciebie boli? - Ciemnowłosa dziewczyna dała się podejść. Gaara nie widział jej twarzy, ale coś wywoływało skojarzenia. Może głos, sylwetka, fryzura. Coś mu przypominała. 

- Tu. - Lee wyciągnął rękę, jak skarżące się dziecko.

Kunoichi poruszyła się, ale cofnęła dłoń zanim go dotknęła, jakby bała się go urazić. 

- Zrobię ci okłady. Nie, zabiorę cię do szpitala. Coś ty sobie myślał, Lee? - W jej głosie nie było śladu wściekłości, jedynie troska. I smutek. Gaara nagle poczuł nieprzyjemny uścisk w żołądku na myśl, że to, co dolega Lee, to odnowione stare rany, zadane przez niego. - Po tym wszystkim, w tym stanie? Nie jesteś zdrowy! 

Lee wyprostował się.

- Jestem shinobi - powiedział dumnie. - I zrobiłem to, co każdy shinobi.

Dziewczyna tupnęła nogą, tym razem ze złością.

- Mogłeś zginąć! - Wrzasnęła. Brzmiało to jak zarzut.

Lee stropił się.

- No… tak. Ale - shinobi wyciągnął rękę i wskazał na niego otwartą dłonią - nie zginąłem, bo oto nadeszła odsiecz w osobie mojego przyjaciela z Suny. 

Gaara osłupiał. Nikt wcześniej nie nazwał go przyjacielem.

Dziewczyna odwróciła się do niego. Naraz uświadomił sobie, skąd ją zna. Temari dość okrutnie obeszła się z nią na egzaminie.

Twarz kunoichi zmieniła się w mgnieniu oka. Gaara znał ten wyraz - strach, tak właśnie ludzie na niego reagowali.

I złość - w ten sposób reagowali o wiele rzadziej, ale znał tę emocję.

Mimo wszystko, zamiast rzucić się do ucieczki, dziewczyna trzepnęła Lee w rękę. 

- Zgłupiałeś?

Lee uśmiechnął się szeroko, jakby zszokowanie koleżanki przyniosło mu satysfakcję.

- Przegrałem w uczciwej walce, a teraz Piasek jest naszym sojusznikiem. Jesteśmy na ty, prawda, Gaara? - wygłosił tonem, jakby się przechwalał.

Kunoichi szarpnęła go brutalnie za ramię i zaczęła coś do niego mówić ściszonym głosem. Gaara stał od nich w sporej odległości - może w innych okolicznościach przyszłoby mu do głowy wytężyć słuch, ale był zbyt skonfundowany, żeby o tym pomyśleć. Stał jak osłupiały w towarzystwie tej, najwidoczniej bardzo bliskiej sobie, dwójki, i czuł się jak intruz. 

Między nimi tymczasem trwała ostra dyskusja. 

- Idziemy! - Wrzasnęła w końcu dziewczyna. Od początku sprawiała wrażenie, jakby miała ochotę wziąć nogi za pas, ale chęć krzyczenia na kolegę wygrała w niej z instynktem samozachowawczym. Gaara nigdy nie widział kogoś, kto tak dużo gestykulował i wrzeszczał.

Lee założył ręce na siebie.

- Nigdzie nie idę - powiedział z uporem. - Zostaję.

- Boś idiota - skonstatowała kunoichi. - Bijuu jest dla ciebie usprawiedliwieniem? - Powiedziała to do Lee, ale przeniosła wzrok na Gaarę. - Myślisz, że jak jesteś jinchuuriki to moralność ciebie nie obowiązuje? Bijuu, też mi wymówka. Zasady moralne są dla wszystkich!

- Boli mnie ręka - wyjęczał nagle Lee, jakby chciał upomnieć się o należne miejsce w centrum uwagi. - I głowa mnie boli. Nie krzycz tak, Tenten.

Kunoichi popatrzyła na niego spod przymrużonych powiek. 

- Główka cię boli? Biedaku - powiedziała z czułością. W następnej chwili kopnęła go w  piszczel. - Lepiej?

Lee skrzywił się, a potem przywołał na twarz wymuszony uśmiech.

- Też się cieszę, że cię widzę.

Kunoichi zacisnęła zęby, jakby hamowała się przed powiedzeniem czegoś na głos.

- To przyjaciel cię zabierze do szpitala, tak? - zapytała ze złością i odwróciła się, jakby chciała odejść. Jednak zawahała się, obróciła się na pięcie, i popatrzyła na Gaarę. - Masz jakieś poczucie przyzwoitości? To nie próbuj drugi raz tych samych sztuczek.

Obróciła się i poszła. Lee za to zbliżył się do niego, kuśtykając.

- Wszystko w porządku? - zapytał Gaara.

Lee uśmiechnął się szeroko.

- Oczywiście. Nasze dziewczyny tak okazują miłość. Przywykłem do tego, jestem całkiem popularny.


Wioska Liścia, dwa tygodnie po egzaminie na chuunina na Demonicznej Pustyni


- Lee, powiedz Nejiemu, że jak nie przestanie się wygłupiać, czeka go gwałtowna i bolesna śmierć.

Lee nie zdążył się odezwać. Przeniósł wzrok z przyjaciółki, która siedziała na ziemi ze skrzyżowanymi nogami i z zaciętą miną ostrzyła sztylet, na geniusza z klanu Hyuuga. Neji sprawiał wrażenie, jakby trwająca od dłuższego czasu wymiana zdań była tylko drobną przerwą, na dłuższą metę nie mogącą zakłócić jego medytacji.

 - Bolesna i gwałtowna - to się wyklucza - zauwazył przytomnie. - Ponadto, nie robią na mnie wrażenia dziewczęce histerie.

Tenten, która siedziała kilkanaście metrów od rozmówcy, zwrócona do niego bokiem, teraz obróciła się i popatrzyła na niego ostro. Widocznie miała kłopot ze znalezieniem odpowiedzi na taką impertynencję, bo kilka razy otworzyła i zamknęła usta.

- Dziewczęce… dziewczęce histerie? - Kiedy w końcu się odezwała, w jej głosie brzmiała nieopisana uraza i oburzenie.

Neji skierował na nią wzrok.

- Przykro mi to mówić. Zachowujesz się jak dziewczyna, Tenten. - Ciężkość tego oskarżenia zawisła w powietrzu.

Tenten patrzyła na niego przez chwilę. Potem rzuciła na ziemię pieczołowicie zaostrzony sztylet i zerwała się z miejsca.

- Dość tego! Oddawaj zwój, sabotażysto!

Neji popatrzył na nią spokojnie i nie ruszył się, dopóki nie rzuciła się na niego - a właściwie na torbę, którą miał przy pasie - ale wtedy zrobił unik i odskoczył o kilka metrów.

Lee pomyślał, że na całe szczęście Neji jest znacząco szybszy od Tenten - ale już nie będzie tak wesoło, jeśli ona przypomni sobie, że ma czym w niego rzucać.

Zwykle ich kłótnie były zabawne. Ale teraz Lee nie było do śmiechu, bo na twarzy przyjaciółki obok złości dostrzegł frustrację. Neji przeginał.

Dla niego to też było strasznie denerwujące, że Tenten nie chciała się odkleić od swojego cudownego zwoju i co rano niecierpliwie czekała na odpowiedź - która zawsze przychodziła o tej samej porze, jakby Gaara nie mógł znaleźć chwili wolnego czasu w pracy, albo gorzej - jakby odpisywanie na prywatną korespondencję miał wpisane w grafiku. Pięć minut, punkt odhaczony, można iść na obchód wioski czy co tam było następne na liście.

Gaara był zdaniem Lee godnym przeciwnikiem i zaufanym druhem. Bez obaw mógłby powierzyć mu własne życie. Jednak serce Tenten, to zupełnie co innego. Ku rozczarowaniu Lee, z ostatnich obserwacji wynikało, że obiekt sympatii z niego beznadziejny. W wiadomościach od niego musiało być coś gorzkiego, bo od czasu egzaminu na Demonicznej Pustyni korespondencja nie poprawiała kunoichi humoru. Przeciwnie, jak już się doczekała odpowiedzi była przygaszona i z każdym dniem wydawała się smutniejsza.

Niedziwne, że Neji postanowił coś z tym zrobić. Ale patrząc na bezsilną rozpacz Tenten ukrytą pod płaszczykiem gniewu, Lee miał wrażenie, że kolega powinien lepiej się zastanowić nad dopuszczalną brutalnością metod.

Stanął pomiędzy przyjaciółmi nie dlatego, że bał się, iż Tenten sięgnie po ostre argumenty, lecz z obawy, że się rozpłacze.

- Nie bądź ciulem, Neji. Wyduszę z ciebie ten zwój - oświadczył.

Neji popatrzył na niego z irytacją. Zwykle inaczej reagował na wyzwanie do pojedynku.

- Daj spokój, Lee - powiedziała dziewczyna z niechęcią. - To nie temat do żartów. Ten zwój nie należy do ciebie, Neji. Kiedy mi go oddasz?

- Po tym, jak twój amant stawi się na spotkaniu, aniołku. Musisz się wykazać konsekwencją.

Dziewczyna chwyciła się pod bok. 

- Jaką konsekwencją? Zmusiłeś mnie, żebym to zaproponowała. A teraz ukradłeś mi zwój, przez co propozycja wygląda jak ultimatum. To skurwysyństwo! - Zakryła usta, przerażona własnymi słowami. Potem jednak wyprostowała się i popatrzyła na Hyuugę. W jej głosie zabrzmiała prośba: - Przestań, Neji. Gaara jest Kazekage, ma obowiązki. Może po prostu nie przyjść.

- Oczywiście, że może nie przyjść - odpowiedział Neji. - Wówczas również oddam zwój. Twojej matce.

Lee był pewny, że tym razem Tenten rzuci się na niego z pięściami. Nawet ruszyła w jego stronę. Ale zmieniła zdanie, oceniając, że i tak nie ma szans - Neji, kiedy chciał, wygrywał potyczki.

- Spieprzaj - powiedziała w końcu, odwróciła się i odbiegła, zapewne po to, żeby naostrzyć noże. Lub żeby przelać na papier frustrację spowodowaną tym, że przyjaciel ją zdradził.

Lee doskonale wiedział, że to nie jest ostatnie starcie. Wiedział też, że Tenten, która zazwyczaj rządziła w ich drużynie i praktycznie zawsze osiągała to, co chciała, zupełnie nie wie, jak reagować, kiedy Neji zachowuje się jak dupek. To musiało być pewnego rodzaju szokiem. Zawsze traktował dziewczyny z arogancką wyższością - może przez to, że uwazał je za męczące, a może przez wyniesione z domu przekonanie, że nie nadają się na żołnierzy. Ale wobec Tenten zachowywał się zupełnie inaczej.

- Chcesz stać się obiektem nienawiści? - zapytał Nejiego. - Ona ma rację. Dla Gaary to nie taka prosta sprawa, oddalić się z wioski dla prywatnych celów. To co innego, niż liściki. Co innego, niż spotkać się przy okazji.

Neji popatrzył na niego ze zniecierpliwieniem.

- Nie udawaj, że dla ciebie to w porządku, że Tenten jest przy okazji - stwierdził z niechęcią.

Traktował sprawę poważnie, poważniej niż kilka tygodni temu. Ale nie sposób było się temu dziwić. Tenten pobiegła prosto do Shukaku, i mogła zginąć. Sytuacja była całkiem poza ich kontrolą, mogli tylko patrzeć.

Na jej nadmierne zaangażowanie, widoczne choćby w tym, że praktycznie wszędzie nosiła ze sobą kartki papieru i przez cały dzień redagowała listy, a w zamian dostawała  parę pospiesznie nakreślonych zdań - też mogli tylko patrzeć.

- Myślę, że dla niej to jest ważne. I jeśli jej to zabierzesz, złamiesz jej serce.

- Lepiej teraz, niż później. Jeśli mu zależy, znajdzie sposób. - Neji niemal zawsze, o ile nie rozmawiał z Tenten, wyrażał się o Gaarze “on”. Była to jedna z kilku rzeczy, z których Lee wnioskował, że kumpel z drużyny z całego serca nie znosi kage wioski Piasku. Inną było to, że wystarczyło, by Tenten wyjęła notatnik, w którym zapisywała wersję roboczą korespondencji - pewnie po to, żeby w ostatecznej wersji wszystko skrócić do kilku stron - żeby wyprowadzić Nejiego z równowagi. - Jeśli nie… Chuj z nim.


Tymczasem w wiosce Piasku


- Jak można być tak niezdarnym?

Gaara zadał to pytanie pod wpływem irytacji, i natychmiast pożałował, że nie ugryzł się w język.

Przeniósł wzrok na córkę Słońca, która cofnęła się z przerażoną miną.

- Ja… To się nie powtórzy - wymamrotała.

Gaara poczuł złość na to, że tak zareagowała. Na siebie, że w ogóle się odezwał.

Z dwóch dziewczyn ze świątyni, które zdaniem Asu koniecznie powinny tu pracować, wolał Hanako. Podawała kawę albo przekazywała wiadomości,  niewiele mówiąc, ale też zachowując się naturalniej. Tę drugą cechowała powolność ruchów, aż czasami przychodziło mu do głowy, że może jest chora. Tym razem kładąc na blacie ciastka pochyliła się tak nisko nad biurkiem, że tknęła go myśl, iż może zasłabła - i trąciła dłonią czarkę, niemal wylewając herbatę na zwój, który położył na biurku.

Zazwyczaj najnowszy list od Tenten nosił przy sobie, żeby móc do niego wracać w ciągu dnia, a zwój trzymał w szufladzie biurka. Teraz jednak chciał go mieć w polu widzenia.

Liczył na zmianę koloru pieczęci, na to, że może Tenten coś napisze, ale odkąd przysłała krótki trzyzdaniowy liścik milczała i nie odpisała na jego wiadomość.

Przeczuwał, że nie odpisze. Może już nigdy.

Czytając listy, które jak zwykle były długie i pełne jej życia, pełne wydarzeń, jej mamy i przyjaciół, ale w których brakowało jej myśli - miał wrażenie, że Tenten nie zdradza tego, co ma w głowie, i nie byłby zdziwiony, gdyby pewnego dnia poinformowała, że nie ma ochoty więcej pisać. Albo gdyby tak po prostu przestała się odzywać. 

Nie spodziewał się, że będzie chciała go jeszcze widzieć. I pewnie ucieszyłby się, że napisała o spotkaniu, gdyby nie krótka i zupełnie niepodobna do niej forma tej wiadomości i gdyby nie rozsądek, który od razu podpowiedział mu, że przecież Tenten musi odzyskać zwój, który należy do jej matki.

Chciał to odwlec, nawet gdyby Tenten miała być zła, że musi czekać na odzyskanie własności, którą tak bezmyślnie mu dała zanim zobaczyła, kim tak naprawdę jest.

Gaara wiedział, że jest ogromna różnica między wiedzieć a zobaczyć. Widział to w zachowaniu ludzi, którzy go otaczali. Z dzisiejszej perspektywy oceniał, że naiwne i aroganckie było przekonanie, że skoro dotąd nie stracił panowania nad Shukaku, będzie potrafił już zawsze nad nim panować i Tenten nie dowie się, jak odrażającą bestię ma w sobie.

Trzyzdaniowa wiadomość znaczyła, że wszystko się skończyło. Odkąd to przeczytał drażniło go wszystko i wszyscy, chociaż wściekły mógł być tylko na siebie. Zresztą, obarczanie tym innych wcale nie pomagało.

Popatrzył na dziewczynę, która sprawiała wrażenie, jakby nie wiedziała, co ze sobą zrobić, ale nic nie wskazywało, by zamierzała sobie pójść.

- Przepraszam, Naomi-san. - Postarał się zabrzmieć uprzejmie. 

Kapłanka potrząsnęła głową i uśmiechnęła się nienaturalnie. Zawsze wchodziła do gabinetu z przyklejonym do twarzy uśmiechem. Jej nieporadność była oczywistym przejawem zdenerwowania. To samo musiało kryć się za nadmierną gestykulacją. Teraz podniosła dłoń do ucha i przesunęła ją w dół po ciele. Gaarze przyszło do głowy, nie pierwszy raz, że ten tik nerwowy świadczy o braku instynktu samozachowawczego, bo gdyby w pomieszczeniu był drapieżnik, potraktowałby jej ruchy jak zaproszenie: chodź i zjedz mnie.

Dawniej, jeśli ktoś mu się nie podobał, po prostu go zabijał lub groził, że go zabije. Chyba dlatego odczuwał dyskomfort, patrząc na Naomi. Myślał o osobach, których niezdarność była dla niego wystarczającym pretekstem do odebrania życia. Niespodziewanie dla siebie z utęsknieniem pomyślał, że kiedyś jedno jego spojrzenie było wystarczającą motywacją do pospiesznego oddalenia się. Nie musiał zastanawiać się, co powinien powiedzieć albo czego ktoś od niego oczekuje, kiedy miał ważniejsze rzeczy na głowie.

Naomi nigdy nie wychodziła sama, tylko patrzyła, jakby czekała na jego rozkazy. Przez to też nie mógł jej ignorować, prędzej czy później musiał zwrócić uwagę na jej obecność. I zastanawiać się, jak dać komuś do zrozumienia, że jego obecność nie jest pożądana, nie chcąc, by zabrzmiało to obcesowo. Tenten zmyłaby mu głowę, gdyby powiedział kapłance wprost, że mu przeszkadza i że sam potrafi sobie zrobić kawę. Hanako przynajmniej respektowała, że nie jada do kawy ciastek, podczas gdy Naomi coraz bardziej wydziwiała z wzorkami z kolorowego lukru, jakby sądziła, że to go zachęci, by zjeść słodycze zamiast oddawać je pracownicy administracyjnej, która miała dzieci.

Czasami miał ochotę powiedzieć jej, żeby przestała się wysilać, że po prostu nie jada ciastek, obojętnie co by w nie włożyła, i że najlepiej by przestała przychodzić.

Miał ochotę, ale tego nie robił. Tenten nieraz mówiła mu, że chcąc mieć dobre relacje z ludźmi, czasami trzeba włożyć trochę wysiłku w to, by nie sprawiać im przykrości.

- Możesz odejść - powiedział, czując się nieswojo pod spojrzeniem, w którym było chyba tyle samo ciekawości wobec wybryku natury, co lęku.

- Jestem do dyspozycji, gdybyś mnie jeszcze potrzebował, Kazekage-sama - zapewniła usłużnym tonem, który go irytował. Nawet żołnierze tak się do niego nie zwracali - jakby normalna wypowiedź miała zostać uznana za zbyt hardą.

- Jesteś wolna na dzisiaj - odpowiedział, starając się ukryć zniecierpliwienie. 

Był dzisiaj rozdrażniony i niewiele brakowało, by powiedział jej coś nieprzyjemnego, kiedy wychodziła z jego gabinetu wolnym krokiem, uprzednio poprawiwszy na sobie wszystkie fałdy szaty.

Dopiero kiedy zamknęła drzwi sięgnął do zwoju, i otworzył go, wbrew rozsądkowi licząc, że znajdzie w nim nowy liścik.

Tenten milczała. To było najlepszym potwierdzeniem jego przypuszczeń, że chce tylko odzyskać to, co do niej należy. 

Powinien jej odesłać zwój przez gońca. Wiedział, że po tym, jak zobaczyła jego ukryte oblicze, nie będzie potrafił spojrzeć jej w twarz. Spodziewał się, że zobaczy w jej oczach odrazę, i że ten wyraz na jej twarzy na zawsze zostanie w jego głowie. Było tyle innych obrazów, które wolał przywoływać w pamięci, kiedy o niej myślał.

Ale jeśli odeśle zwój przez posłańca, być może już nigdy jej nie zobaczy. 


Trzy dni później, las na granicy krajów Ognia i Wiatru


- Jestem tak jakby zbędny, więc chyba sobie zrobię rundkę dookoła lasu - stwierdził Lee.

Tenten, która stała na uboczu, podczas kiedy chłopcy wymieniali uprzejmości, oderwała wzrok od poszycia leśnego i spojrzała na kompana.

- Dookoła lasu? Zwariowałeś?

Lee popatrzył na nią ze szczerym zdziwieniem.

- Nie zrobiłem dzisiaj stu okrążeń wokół wioski, kiedy twoim zdaniem to nadrobię? - zapytał, niemal z wyrzutem, że musiał jej towarzyszyć.

- Po powrocie do domu - warknęła z irytacją.

Lee popatrzył na nią z udawanym zaskoczeniem.

- Potrzebujesz przyzwoitki? - zapytał. W normalnej sytuacji, za taką złośliwość dostałby w ucho. Dobrze to wiedział, i wyraźnie zadowolony, że nic mu nie grozi, uśmiechnął się szeroko. - To jak, Gaara, potrzebujecie przyzwoitki?

Gaara, który znajdował się w odległości niewiele większej niż długość ramienia, w ogóle na nią nie patrzył. Nie przywykła, żeby ją ignorował, dlatego przez dłuższą chwilę wpatrywała się w ziemię. Czuła narastającą złość, a obserwowanie jego obojętnej fizjonomii nie pomagało w zapanowaniu nad nerwami.

- Wydaje mi się, że nie - odpowiedział Gaara ostrożnie, tonem, który wskazywał, że nie zrozumiał aluzji.

Tenten powstrzymała się od uśmiechu, ale musiała też stłumić chęć szturchnięcia Lee łokciem. Tolerowała, dopóki pokpiwali z niej z Nejim, ale wydawało jej się, że obowiązuje niepisana umowa, by nie wciągać w to nikogo innego.

Lee popatrzył na nią z satysfakcją. Odwzajemniła się morderczym spojrzeniem.

- Dotlenię płuca, i w mig będę z powrotem - zakomunikował. Przeniósł wzrok na Gaarę, który przymrużył oczy, jakby podejrzewał go o nieczyste intencje, i stracił rezon. - Tak że, no… Na razie.

Tenten poczuła zupełnie irracjonalną potrzebę, żeby złapać go za ramię i zatrzymać. Bała się, że jak tylko Lee zniknie jej z oczu, zachowa się tak, jak zdaniem Nejiego zachowywała się cały czas - zacznie się płaszczyć.

A przecież nie miała za co przepraszać.

- Nie będę przepraszać - powiedziała w końcu, starając się zabrzmieć z pełnym przekonaniem, jak tylko Lee sobie poszedł.

Gaara skierował wzrok niby na nią, a tak naprawdę obok niej. Poczuła, że jej irytacja rośnie.

Wiedziała, że tak będzie. Kiedy czytała wiadomości od niego, nie odbiegające z pozoru od tych poprzednich, a naprawdę bardzo się od nich różniące, było jej przykro. Gaara zawsze na piśmie wyrażał się lakonicznie, ale teraz to, co jej przekazywał, to były jakieś monosylaby. Suche komunikaty, w których na pewno nie było jego prawdziwych myśli. 

Możnaby pomyśleć, że nie ma czasu, i pisze cokolwiek na odczepnego. Czy gniew może się tak szybko zmienić w obojętność, i teraz nawet już nie miał ochoty z nią rozmawiać? Bo nie posłuchała?

Wtedy, kiedy rzuciła się bez namysłu w kierunku Shukaku, i kiedy Gaara się uspokoił, widziała, że jest rozgniewany. Nie okazywał tego, nigdy nie okazywał wobec niej złości, ale potrafiła wychwycić gniew pod powierzchnią obojętności.

Oczywiście, że był zagniewany. Zrobiła dokładnie odwrotnie do tego, o co ją prosił, zbliżyła się do bijuu.

Niemożliwym było wytłumaczyć mu, jak niemądra jest w tym wypadku złość, nie zwracając mu uwagi, że Shukaku, gdyby przejąl kontrolę, zacząłby zabijać ludzi. Gaara zrozumiałby to opacznie.

Może to było z jej strony nielojalne, wątpić, czy zdoła zapanować nad demonem i powstrzymać rzeź. Ale przecież sam powiedział jej, że nie zawsze nad nim panuje. Nie mogła pozwolić na to, by Shukaku zabijał, a Gaara ponosił konsekwencje.

- Nie będę przepraszać - powtórzyła, - bo nie jestem twoją podwładną i nie muszę ciebie słuchać. Pogódź się z tym, że nie wszyscy muszą cię słuchać. I nie będę się tłumaczyć. Nie masz prawa...

- Tenten.

Poczuła gwałtowne szarpnięcie w klatce piersiowej. I natychmiast ją to rozzłościło.

Jej imię w ustach Gaary brzmiało zupełnie inaczej, i była gotowa zapomnieć, że tak strasznie obojętnie ją ostatnio potraktował, i że przysyłał jej wiadomości suche jak pustynny piasek. I pewnie natychmiast by zapomniała. Gdyby nie to, że nadal na nią nie spojrzał.

- Jeśli nie możesz na mnie patrzeć, to nie masz prawa tak do mnie mówić - powiedziała, zanim zdołała ugryźć się w język. - Jednoogoniasty demon jest lepiej wychowany od ciebie.

Tym razem na nią popatrzył. Z mieszaniną zaskoczenia i irytacji.

- Przestań tak o nim mówić, Tenten - powiedział poważnie.

- Jak? - Zapytała, hamując złość. Przecież mu zabroniła. W tym momencie nie znosiła go za to, że w taki sposób wypowiada jej imię, i że takie to robi na niej wrażenie.

- Jakby był wytworem wyobraźni, którym straszy się niegrzeczne dzieci. Albo niesfornym zwierzątkiem domowym. - W głosie Gaary brzmiała nieskrywana irytacja. - Głęboko we mnie jest żądne krwi monstrum. Chcesz udawać, że cię to nie odstręcza?

Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Zszokował ją ton Gaary. Nigdy tak do niej nie mówił; nigdy nie słyszała, by mówił tak do kogokolwiek. Zwykle, nawet jeśli czuł złość, to jej nie okazywał.

- Nie musisz mi się tłumaczyć, Tenten. Mogłaś zginąć. To wystarczający powód, żebyśmy przestali się przyjaźnić. Nie musisz… - miała wrażenie, jakby cisnęły mu się do ust słowa, których nie chciał wypowiedzieć. - Nie musisz podawać innych.

Tenten poczuła, jak krew uderza jej do głowy.

Zagryzła ze złością wargi. Próbowała za wszelką cenę zapanować nad językiem, bo przychodziły jej do głowy same niecenzuralne słowa. Nie znosiła, kiedy Gaara tak mówił; jeszcze bardziej nie znosiła świadomości, że naprawdę tak uważał.

- Głęboko w tobie jest skończony idiota, a nie żadne monstrum - oceniła ze złością. - I nie, nie mogłam zginąć. Wiem, że kiedy jesteś obok… WIem, że nie pozwoliłbyś mnie skrzywdzić. - Dodała, ściszając głos. Czuła zażenowanie, wygłaszając coś tak egzaltowanego. Ale wciąż, patetyczne czy nie, było to zgodne z prawdą.

Gaara przymknął oczy. Miała wrażenie, że próbuje się uspokoić. Kiedy spojrzał na nią, był spokojny, ale w bardzo niepokojący sposób.

- Nie jestem obok. Shukaku żyje we mnie. Widziałaś, co to znaczy.

Tenten wzięła głęboki oddech. Chciałaby umieć wyrazić swoje myśli i uczucia, ale nie znajdowała odpowiednich słów.

- Widziałam, co to znaczy. On pożycza twoje ciało, żeby móc istnieć w naszej rzeczywistości. Ale nie jest tobą. Ani ty nim nie jesteś. - Potrząsnęła głową. Podeszła do Gaary i powoli, trochę obawiając się, że się od niej odsunie, dotknęła jego klatki piersiowej na wysokości serca. Wzdrygnął się. - Znam cię. Nie ma w tobie nic potwornego. I wiem… że się bałeś. Ale ja nie bałam się nawet przez chwilę, bo z tobą jestem bezpieczna. Boję się tylko tego, że się ode mnie odsuniesz.

Cofnęła rękę. Gaara przyglądał jej się badawczo.

- Chciałabym... - zaczęła niepewnie. - Nie masz wpływu na to, że ktoś zapieczętował w tobie Shukaku. Ani na to, że nie zawsze możesz go kontrolować. I ja nie mam wpływu, i to akceptuję. Nie trapi mnie Shukaku, tylko że się przez niego odcinasz. - Przygryzła wargi i zamknęła oczy. Zawsze uważała, że nie należy wstydzić się prawdy, a jednak czuła się skrępowana. - Nie odsuwaj się ode mnie.

Okazała słabość. Była pewna, że nie zdoła się przemóc, żeby spojrzeć na Gaarę, ale kiedy poczuła, że zamknął jej dłoń w swojej, otworzyła oczy. Gaara patrzył na nią poważnie, ale teraz już bez chłodu, w który się uzbrajał, kiedy bał się, że ktoś go zrani.

- Nie zrobię tego.

Wahała się przez krótką chwilę, ale potem pomyślała, że jeśli nie teraz, to może już nigdy. Wspięła się na palce i cmoknęła go w usta, przylegając do niego odrobinę za długo, żeby mógł to być zwykły buziak.

Gaara znieruchomiał, możnaby nawet powiedzieć, że zmroziło go - ale i tak poczuła przypływ euforii. Poprzednio dotknęła wargami kącika jego ust, ale teraz to już się liczy jako pocałunek. Nie będzie musiała aż tak zmyślać na złośliwe pytania Ino, czy się z kimś całowała.

Kiedy cofnęła się odrobinę, Gaara chwycił ją za wolną rękę i delikatnie przyciągnął do siebie, tak że w naturalnym odruchu wtuliła się w niego.

- Przepraszam, że musiałeś przeze mnie zostawić Sunagakure - powiedziała.

Gaara mocniej uścisnął jej rękę.

- Dziękuję, że zechciałaś się ze mną zobaczyć. 

Nie przyznała, że tak naprawdę nie chciała się z nim zobaczyć - wolała niepewność i strach, że przestanie jej odpisywać, ale to wszystko podszyte nadzieją, że złe przeczucia to tylko jej wymysł, niż jednoznaczność i konfrontację.

Neji nie pozwalał na domysły, zawsze kazał jej mierzyć się z lękiem.