13 gru 2020

Rozdział 42. Metresa

        Hanako była bardzo zaskoczona. Kazekage nie celebrował, niemal świętych dla większości sunijczyków, przerw od pracy przed południem. I nigdy jej nie zaprosił na kawę. Kiedy więc poprosił, żeby przyszła w przerwie do gabinetu, pomyślała, że powinna była powściągnąć język.

Wcześniej wyrwał jej się komentarz na temat stanu, w jakim Korobi wrócił wczoraj do domu. Dlaczego?

Liczyła, że Kazekage poczuje się za niego odpowiedzialny i ukróci wieczorne picie, oto dlaczego.

Wcale nie chcesz, żeby znowu cię ratował, skarciła się w myślach, siadając naprzeciw Godaime w jego gabinecie. Będzie musiała jakoś się wykaraskać.

- Jesteś na mnie zła? - zapytał wprost. 

Filiżanki i czarka z kawą leżały zapomniane z boku biurka, bo gospodarzowi nie przyszło do głowy po nie sięgnąć. Hanako to do głowy przyszło - mogłaby się czymś zająć, zamiast zaciskać nerwowo ręce na podołku. W gabinecie, w którym ze ścian patrzyli na nią wszyscy poprzedni kage, nigdy nie czuła się swobodnie i nawet filiżanki nie dotknęłaby bez polecenia. 

Była przekonana, że Korobi nagadał na nią przy wódce okropnych rzeczy. Było jej - no, nie do końca, ale prawie - wszystko jedno, co myśli o niej jej własna rodzina i czy teściowa ją skrytykuje. Uniezależniła się i powiedziała sobie, że nawet jeśli wszystko skończy się rozwodem, poradzi sobie i z godnością zniesie złośliwą satysfakcję w oczach Asu i dziewczyn.

A jednak wobec Kazekage było jej głupio, że jej małżeństwo okazało się niewypałem. Przypomniała sobie dzień swojego ślubu - właściwie, obu ceremonii, również tej, na której była cała rodzina Korobiego i niektórzy jej krewni. Zarówno wtedy, jak i teraz, tylko Gaara dobrze im życzył.

Chociaż to Naomi podpowiedziała, że mogłaby związać się z Korobim zamiast chować się i popłakiwać w kącie, nie zrobiła tego z życzliwości. Hanako przez moment nawet oceniła ją jako dobrą przyjaciółkę, ale z dzisiejszej perspektywy uważała, że dla kapłanki to był eksperyment - chciała zobaczyć, czy Godaime nagnie zasady i narazi się starszym, uznając za legalne małżeństwo, którego rada wioski nigdy by nie zaakceptowała.

Nie dość, że się naraził, to jeszcze czuł się odpowiedzialny za nią i za to, jak sobie poradzi poza murami świątyni. 

I zadawał jej pytanie, jakby naprawdę dopuszczał do siebie myśl, że mogłaby mieć do niego o coś pretensje. Nie mogłaby być na niego zła, nawet gdyby to on wyciągał Korobiego z domu i go upijał, a nie odwrotnie.

- Skoro mój mąż już musi uciekać z domu, to lepiej, że przynajmniej w dobrym towarzystwie - odpowiedziała, starając się, żeby zabrzmiało to żartobliwie.

Nie była pewna, czy uznał tę odpowiedź za szczerą, chociaż nie było w tym zdaniu kłamstwa. Zadał jej pytanie, którego się nie spodziewała.

- Dlaczego musi uciekać z domu?

Musiała przyznać, że Kazekage był jedyną osobą, z której ust to pytanie nie brzmiało dla niej niedyskretnie.

Nie pierwszy raz dzisiaj pomyślała o tym, co usłyszała kilka godzin wcześniej od Yumi. Która była wściekła jak osa, bo wiedziała, że ona spotkała się z Asu. I dość bezwzględnie ją podsumowała: Pozwalasz zrobić z siebie zasłonę dymną, a ta suka się cieszy, bo tobie Gaara ufa.

Czy faktycznie? Jakoś nigdy nie myślała o sobie jak o osobie z najbliższego kręgu zaufania, na pewno nie jak o kimś bardziej godnym zaufania niż Asu.

W innej sytuacji, słysząc coś takiego, poczułaby się wyróżniona. Ale obecnie, było jej wstyd. Wysłała do Tenten histeryczny w swej wymowie liścik, który miał sprawić, żeby kunoichi poczuła się zagrożona, i właściwie dlaczego? Bo Asu tak chciała?

Nie, tak naprawdę obawiała się, że jeśli Tenten zabawi dłużej w domu, żeby spotykać się z przyjaciółmi, z którymi już wkrótce nie będzie mogła spędzać czasu, Korobi jeszcze bardziej się od niej oddali. Teraz miał pretekst, żeby wracać późno do domu i pić, ile mu się podoba, bo wiedział, że ona nie będzie mu robić wymówek za spotykanie się z Gaarą.

Przez moment wierzyła, że jeśli zasieje w głowie Tenten myśl, że powinna bardziej przypilnować swojego mężczyzny, ona odzyska swojego.

- Nie może już ze mną wytrzymać. Nie nadaję się na żonę - przyznała.

Przeznaczeniem żadnej z nich nie było zostać żoną, i jakoś wszystkie - Naomi, Asu, każda z pozostałych - potrafiły się z tym pogodzić. Niektóre dobrze się czuły w roli utrzymanek. A ona robiła dobrą minę do złej gry, choć podskórnie wiedziała, że oszukuje wszystkich, najbardziej zaś siebie.

- Kto o tym zdecydował? - zapytał Godaime. Zabrzmiało to jak krytyka. Po chwili zdała sobie sprawę, że tak miało zabrzmieć. - Zawsze sądziłem, że wymagając od siebie tak wiele, nie pozwolisz innym, by podejmowali decyzje za ciebie.

- Czyli uważasz, że powinnam nad sobą popracować i wyeliminować wady? - zapytała, rozbawiona prostotą tej myśli. Ale w jego obecności nie mogłaby powiedzieć - ani pomyśleć - że wystarczająco ciężko nad sobą pracowała.

- Masz jedną wadę, nad którą musisz popracować - odpowiedział, zaskakująco bezpośrednio. - Zbyt często wybierasz milczenie, zamiast szczerze wyrazić swoje zdanie.

Hanako uśmiechnęła się.

- Czy tylko mi się wydaje czy... - zawahała się. Zwracanie się do niego bezpośrednio wydawało jej się poufałością i “ty” nigdy dotąd nie chciało jej przejść przez gardło. Czuła się dziwnie mówiąc do niego bezosobowo, ale już dawno temu zauważyła, że nie odpowiadało mu kiedy zwracała się do niego per “Kazekage”. - Czujesz się zobowiązany, żeby ratować moje małżeństwo, bo byłeś świadkiem?

Gaara zaprzeczył ruchem głowy.

- Zobowiązany, nie. Upoważniony.

Uśmiechnęła się lekko. To zapewnienie poprawiło jej nieco humor. Czuła się niezręcznie z myślą, że mógł czuć się za nią odpowiedzialny, jakby nie dość dla niej zrobił. Ale może, tak po prostu - na pewno nie dlatego, że na to zasłużyła - znalazła się w bliskim kręgu zaufania.

Teraz jeszcze bardziej będą gryzły ją wyrzuty sumienia. 

Nie napisała w liście do Tenten nic, przez co możnaby ją posądzić o złe zamiary. Mimo to wiedziała, że “życzliwa” sugestia, żeby wracała szybko, bo w Sunagakure przynajmniej jedna nimfetka ma ochotę wkraść się do stygnącej pościeli, zadziała niczym jad. Wiedziała, jak takie drobne ukłucia potrafią zatruć duszę. I że wymieniając Naomi z imienia podpala lont, którym można zdetonować bombę. 

Asu chciała wyręczyć się Tenten, żeby odsunąć od Gaary byłą kochankę jak najdalej w fizycznej przestrzeni. Teoretycznie to może nawet nie zły pomysł. Ale Hanako, choć odsuwała od siebie te myśli, wiedziała, jak wiele można stracić stawiając kogoś pod ścianą. Swego czasu zażądała od Korobiego, by odciął się od kobiet, z którymi go coś łączyło - od tych, o których wiedziała - ale to ani nie było zdrowe, ani nie skończyło się jej sukcesem.

 Mówiła sobie, że Naomi to tylko jedna płytka szmata, na dodatek napalona. Ale Yumi uprzytomniła jej, że bez względu na intencje, nie powinna była wciągać w to Tenten.

- Czy mogę więc szczerze powiedzieć tobie, co myślę? - odezwała się z wahaniem.

Gaara najwyraźniej nie podejrzewał, o co jej chodzi.

- Tak? - zapytał, trudno powiedzieć, czy z ciekawości czy z uprzejmości.

Hanako przygryzła wargi.

Może nie powinna się wtrącać. A może właśnie powinna się wtrącić już dawno, lata temu. 

Wcale nie musiałaby uświadamiać Gaary, że ktoś na niego poluje. Wystarczyło wygadać się niby to przypadkiem, że Naomi do kawy serwuje słodycze. Asu była podejrzliwa, zawsze uważała, że któraś z dziewczyn może ją wygryźć, a jednak nie przyszło jej do głowy, że właśnie Naomi mogła jej zagrozić.

Gdyby Asu przyłapała ją zmierzającą z ciastkami do gabinetu czternastoletniego Kazekage, przeczołgałaby ją na dziedzińcu przy świątyni, ze złości i w ramach przestrogi dla innych. Wystarczyło coś zasugerować.

A jednak Hanako kryła koleżankę. Przemawiała przez nią trudna do wytłumaczenia lojalność, zgodnie z którą należało trzymać z dziewczynami ze świątyni, a Asu nie do końca była jedną z nich, była więc wrogiem. Nie wspominając o reszcie świata.

A teraz, czy zawierając sojusz z Asu, nie operowała tymi samymi kategoriami, tyle że odwracając role? Ktoś zawsze musiał być wrogiem. 

Uważała, że, bez względu na intencje, Asu miała rację chcąc się pozbyć żmii, więc czemu jej w tym nie pomóc. Ale od samego początku za dużo kombinowała.

- Myślę, że popełniasz błąd, chroniąc Naomi.

Gaara zmrużył oczy. Na pewno nie sądził, że ona o tym będzie chciała z nim rozmawiać. Sama była zaskoczona własną śmiałością.

- Co masz na myśli? - zapytał takim tonem, jakby wcale nie chciał ani zadawać pytania, ani słyszeć na nie odpowiedzi.

Hanako zawahała się. Nie miała zamiaru go pouczać. Ale też czuła się paskudnie z powodu tego, co napisała w liście, a czego poruszać nie powinna, i nie w taki sposób. Wyświadczyła Asu przysługę i zrobiła Gaarze straszne świństwo. 

Może jakoś jeszcze uda jej się zneutralizować negatywne skutki. Była zmuszona wypowiedzieć słowa, które parzyły ją w język, ale mogła to potraktować jako karę, na którą zasłużyła.

- Odmawiając Asu podpisu pod decyzją o wysłaniu jej do Kumo, wydaje ci się, że respektujesz wolności obywatelskie…

- Nie wydaje mi się.

Stropiła się, zaskoczona, że Gaara jej przerwał; zazwyczaj tego nie robił. Zamilkła więc, ale on nadal, mimo surowego tonu, patrzył na nią, jakby oczekiwał, że dokończy zdanie.

Żałowała, że w ogóle się odezwała.

- Respektujesz wolności obywatelskie - przyznała. - Ale ona… Naomi, jeśli jest czyjąś ofiarą, to tylko ofiarą własnej nienawiści. Do rodziny, która ją skrzywdziła. I nie chce wziąć stanowiska, które każda inna dziewczyna wzięłaby z pocałowaniem ręki, bo chce coś udowodnić… Nie wiem, chyba swojemu ojcu. Albo siostrze. Tym, którzy ją upokorzyli. Pragnienie zemsty to bardzo zły doradca, i to się dla niej źle skończy.

Gaara wpatrywał się w nią uważnie. Bała się, że będzie zły, ale nie wyglądało na to.

- Powinnaś to powiedzieć Naomi - odpowiedział spokojnie. - Czy nie jest twoją przyjaciółką? Nakłoń ją, żeby przyjęła delegację od Asu. Na czas określony.

Hanako uniosła brwi. Zdała sobie sprawę, że to, co powiedziała, wcale nie było dla Gaary zaskoczeniem - na pewno brał pod uwagę, że gdyby Naomi wyjechała z Sunagakure, być może wcale nie chciałaby wrócić.

Tylko, że póki co nie chciała wyjeżdżać. Asu mogła jej zlecić wyjazd, ale tylko Gaara mógł ją do tego zmusić. 

Nie chciał, bo tym samym naruszałby prawo do samostanowienia, które wywalczył dla kapłanek - nie dał im wolności, to nie było w jego mocy, wyszarpał ją zmuszając starszyznę wioski do ustępstw. Być może dlatego nie chciał skorzystać z rozwiązania, którym Asu próbowała go skusić. A może po prostu nie chciał zachować się jak Czwarty Kazekage, który, o ile plotki były prawdziwe, przed swoim ślubem odesłał z Suny wszystkie kochanki. A wkrótce potem wziął sobie inne. 

Hanako pokręciła głową. Ciążyły jej, w gardle i w piersi, wszystkie rzeczy, które może powinna, ale których nie potrafiła powiedzieć. Że Naomi od bardzo dawna nie jest nawet jej koleżanką. Że, szczerze mówiąc, nie dba o to, czy dziewczyna udławi się własnym jadem. Że żmija, zanim się podda, najpierw pokąsa każdego, kogo będzie w stanie dosięgnąć.

Że powinien zdać sobie sprawę, że w mniemaniu Naomi on też ją poniżył - nie tym, że bzykał się z nią na boku, tylko tym, że więcej nie chciał.

Zaschło jej w gardle. Nie chciała o tym mówić. Zawsze miała na końcu języka pytanie: dlaczego ona, a nie ja?

Nie dlatego, że żałowała. Z dzisiejszej perspektywy cieszyła się, że nie miała odwagi narazić się Asu, a Gaara nie był jak tylu innych młodych shinobi, którzy patrzyli na nią łakomym wzrokiem - bo była ładnie uczesana i pomalowana, zadbana, nie to, co pracujące dziewczyny, które nie miały czasu na próżniactwo. A przede wszystkim dlatego, że wyobraźnię dorastających chłopców karmiły opowieści o apetycie dziewczyn ze świątyni na seks i o Kamasutrze.

Ale wtedy, kiedy służyła w siedzibie Kazekage, a nie w niej pracowała - była to z pozoru drobna, ale bardzo istotna różnica - i kiedy dumnie nosiła na szacie symbol tego wyjątkowego klanu, bo dostała w przydziale misję bycia dla Godaime łączniczką z bogami, były takie momenty, że naprawdę chciała, żeby poprosił ją o upieczenie słodyczy albo żeby wprost, kiedy przyniosła kawę, kazał jej zostać.

Ona też nie chciała być i pozostać nikim. Poza tym polubiła go.

Na początku po przybyciu do Suny oczywiście bała się i była zdruzgotana, że Asu dała jej taki przydział. Zazdrościła koleżankom, którym trafili się jounini po czterdziestce, z szorstkimi dłońmi i twarzami pooranymi bliznami. Oczywiście nie było przymusu, żeby z nimi sypiać, ale konieczność dotrzymywania im towarzystwa na życzenie i usługiwania do stołu dla młodziutkich dziewczyn wcale nie była dużo lepsza. 

Każda z chwilą przybycia do Sunagakure liczyła, że akurat jej się poszczęści i dostanie atrakcyjnego jounina na początku obiecującej kariery, takiego, którego da się i warto omotać. Ale młodzi mężczyźni bardzo rzadko zdążyli sobie zasłużyć na dziewczynę ze świątyni. 

Tak więc, świeżo po przybyciu do wioski piękne i biegłe  w sztukach córki Słońca głównie narzekały. A ona uważała, że miały szczęście, choć kilka miesięcy wcześniej sama miała nadzieję, że wypatrzy ją ktoś atrakcyjny, byle nie stary dziad po czterdziestce. Wtedy nie brała pod uwagę, że trzeba uważać i precyzyjnie formułować modlitwy. Jakiego musiałaby mieć strasznego pecha, żeby na bankiecie z muzyką i jedzeniem, na którym nowe dziewczyny serwowały alkohol - przyjęciu, które było okazją do swoistej transakcji kupna-sprzedaży - Godaime zwrócił uwagę właśnie na nią?

Zresztą, Kazekage, o którym dziewczyny bez przerwy szeptały, niektóre z przestrachem, inne z ekscytacją, nawet tam się nie pojawił. Przyszedł za to jego brat, a dziewczyny prześcigały się, próbując zwrócić na siebie jego uwagę. Hanako nie była w niczym lepsza. Ale to się okazało bez znaczenia, bo tego samego wieczoru Asu wskazała ją i Naomi palcem, żeby podkreślić, że to ona podejmuje takie decyzje.

Za pierwszym razem, kiedy miała wejść do jego gabinetu, o mało nie zemdlała. Wydawało jej się, że Kazekage, bezwzględny morderca, musi mieć w naturze brutalność i że nawet jeśli jej nie zabije, to na pewno skrzywdzi. Starała się jak najszybciej schodzić mu z oczu. Zanim się zorientowała, że w sumie to nawet nie musi uciekać, bo nie ma przed czym. I szybko zrozumiała, dlaczego Asu mówi o nim z podziwem i tak na niego patrzy. Co prawda - i na szczęście - nie udzieliło jej się to bałwochwalcze niemal uwielbienie, ale darzyła go sympatią. I wiedziała, że żadnej kapłance nie może się tu trafić nic lepszego niż przywiązać do siebie Kazekage, więc powinna powalczyć, zanim któraś inna ją ubiegnie - na dodatek taka inna, która ma do niej zadawnione żale.

Tylko że jakoś nie mogła się zdobyć, żeby testować świątynne sztuczki policzone na uwodzenie żonatych zazwyczaj mężczyzn. Zresztą tylko by się skompromitowała, tak jak Naomi, której pindrzenie się przed lustrem i coraz bardziej wymyślne wypieki szybko stały się obiektem kpin. Zadzierała nosa, jakby już go złapała, ale dziewczyny nie były w ciemię bite i wiedziały, że wtedy nie spędzałaby czasu w kuchni. I Hanako z niej pokpiwała. Jakoś nie przyszło jej do głowy, że Naomi mogłaby trafić w odpowiedni moment. Przyzwyczaiła się ją lekceważyć, tak jak zwykła myśleć, że Kazekage jest opóźniony w rozwoju psychoseksualnym o lata. Wiele lat.

Po wojnie wydawał się tak samo zagubiony jak wtedy, kiedy posadzono go za biurkiem i kazano sprzątać cały ten bajzel po poprzednikach. Po zwycięstwie nad Madarą, kiedy zatwardziali przeciwnicy zaczęli traktować go jak męża stanu, chyba nie radził sobie z nadmiarem społecznego zaufania czy może z poczuciem odpowiedzialności. Naomi potrafiła znaleźć słabe punkty i je wykorzystać. Dlatego nie były już przyjaciółkami i dlatego teraz złościło ją, że on, przynajmniej ten raz, nie potrafi zachować się egoistycznie i zapomnieć o tym, co przyzwoite i właściwe.

- Dla kobiety odrzucenie zawsze jest upokarzające - powiedziała, celowo starając się, żeby to zdanie zabrzmiało ogólnikowo. - Nawet, kiedy nie jest zaangażowana uczuciowo. Może wtedy nawet bardziej. Ja w takiej sytuacji, jeśli bym została, to tylko po to, żeby się na kimś odegrać - oceniła. 

Miała nadzieję, że Gaara zrozumie. Jeśli musi zostawić Naomi wolność decydowania, żeby zachować szacunek do siebie, to niech tak zrobi. Ale powinien wiedzieć, że jeśli dziewczynie skończą się możliwości, to weźmie się za Tenten. Miała tu pole do popisu, bo nikt nie będzie szanował kunoichi, która pozwala  sobie wejść na głowę, a mając wsparcie dwóch tuzinów kapłanek łatwo pokazać komuś, że nie jest u siebie i nigdy nie będzie.

Hanako, gdyby miała o tym decydować, wybrałaby rozwiązanie wygodne dla wszystkich. Obcięłaby szmacie język.


Tego dnia przygotowanie kolacji dla wszystkich dziewczyn przypadło Naomi i Kaoru. Mimo dość późnej pory Asu ściągnęła pozostałe kapłanki do kapliczki, przydzielając im jakieś bezsensowne zadania, żeby tylko nie zostały na miejscu i nie pomogły. Naomi myślała o tym z satysfakcją.

Normalnie nikt się nie palił do krojenia warzyw i gotowania, a jednak było w niej przekonanie graniczące z pewnością, że dzisiaj dziewczyny ledwie pomieściłyby się w kuchni. Znowu prześcigały się w wyszukiwaniu okazji, żeby w czymś ją wyręczyć. Naomi była z tego zadowolona, chociaż wiedziała, że ani kiedyś ani teraz nadskakiwanie jej nie wynikało z sympatii. Po prostu zorientowały się, z kim warto trzymać. Dzięki temu wściekłość Asu narastała.

- Widzę, że jesteś w świetnym humorze - zauważyła Kaori, kiedy rozkładały miski z warzywami na blacie.

Kuchnia w niskim domu zamieszkanym przez kapłanki była najjaśniejszym pomieszczeniem, z dużymi oknami wychodzącymi na wewnętrzny dziedziniec. Asu była uprzywilejowana i miała własne mieszkanie, pozostałe dziewczyny zamieszkiwały pokoje, z których każdy miał dwoje drzwi wejściowych - jedne prowadzące na wewnętrzny dziedziniec, drugie zewnętrzne. 

Miały swój mały hermetyczny świat, do którego nieliczni mieli dostęp z zewnątrz, i tylko czasem z tego korzystali. Wysoko postawieni shinobi, nawet żonaci, woleli, żeby przypisane im dziewczyny do towarzystwa przychodziły do nich do domu albo do pracy, często do wynajętej restauracji czy kwatery.

Ostatnio jednak niektóre z kapłanek spotykały się w pokojach z mężczyznami. Tego skutku ubocznego obalenia systemu Kazekage w swoim szczodrym akcie przywrócenia kapłankom wolności osobistej nie przewidział. Naomi przypuszczała, że można się spodziewać rozluźnienia obyczajów w galopującym tempie i, jeśli Asu nie zdoła nad tym zapanować, azyl zamieni się w luksusowy burdel. Mało która z dziewczyn chciała do starości służyć przy ołtarzu, ale przejście do cywila, gdy ich bracia i siostry robili obok wojskową karierę, było jeszcze gorsze. W roli służek bogini miały przynajmniej renomę. I szansę, żeby zarobić na wygodne życie gdzieś daleko. W Sunagakure nie brakowało żołnierzy średniego szczebla, którzy chcieli zamoczyć kij w uświęconym źródełku, i byli gotowi dużo za to zapłacić.

Naomi uważała to za bardzo zabawne.

Popatrzyła na koleżankę.

- Jestem w dobrym humorze, dlaczego miałabym nie być? - odpowiedziała pytaniem. 

Kaori oparła ręce o blat przed sobą. Wyglądała na spiętą.

- Wiesz, że dziewczyny liczą, że zabierzesz którąś z nich, żeby budować ośrodek misyjny w Kumogakure? - zapytała wprost.

Naomi zacisnęła usta i wzruszyła ramionami. Nie podobało jej się zawarte w tym zdaniu przekonanie, że prędzej czy później ugnie się, zwiedziona groźbą lub obietnicą.

Kolejnym zadanym pytaniem koleżanka ją rozczarowała.

- Myślisz, że Asu pozwoliłaby ci zdecydować?

Naomi prychnęła.

- Nawet mnie to nie interesuje, czy pozwoliłaby - odparła z rozdrażnieniem. Natychmiast uznała, że tak łatwo pozwalając wytrącić się z równowagi zachowuje się, jakby nie była pewna swego, i przywołała się w myślach do porządku.

Była przekonana, że Asu chce wysłać usunąć sprzed swoich oczu Rei, dlatego w trybie przyspieszonym dogadała się w sprawie otwarcia kapliczki w Kumo. Mimo różnych szumnych deklaracji, chyba tak naprawdę nie zależało jej na szerzeniu kultu bogini Słońca poza Krajem Wiatru. Jej ambicje zaczynały się i kończyły na lokalnym poletku, gdzie umyśliła sobie zostać królową serc i umysłów. Świat kończył się dla niej na Sunagakure. I to w oczach kapłanek bardzo podnosiło atrakcyjność placówki wysoko w chmurach. Stwarzało okazję, by wybić się na niezależność.

Posłała Kaoru kpiący uśmiech.

- Wiem, że niejedna z dziewczyn wyobraża sobie siebie za kilka lat jako tamtejszy odpowiednik Asu - powiedziała z lekceważeniem. Kaoru, słysząc jej ton, przymrużyła z urazą powieki. - Ale ty? Chcesz krzewić idee, w które nie wierzysz? Jakie to cyniczne.

Kaoru żachnęła się.

- Ty mówisz o cynizmie?

Naomi uśmiechnęła się złośliwie. Jej rozmówczyni zrobiła minę, jakby zdała sobie sprawę z błędu. Pewnie przypomniała sobie, że powinna jej się przybodobać, a nie obrażać. To było rozczarowujące - Naomi nie spodziewała się, że akurat ona będzie się tak zachowywać. Za dobrze się znały, i raczej lubiły.

- Naomi, do niczego cię nie namawiam, ale czyż nie wiesz, że to jest najlepsza okazja, żeby zacząć od zera? Także dla ciebie - spróbowała od nowa.

Naomi pokręciła głową.

- No tak, cudowna okazja, będziemy robić talizmany szczęścia i recytować formułki na przyjemnym, górskim powietrzu - odpowiedziała pogardliwie. - Zakręć się koło Rei, razem sobie emigrujcie.

Kaoru popatrzyła na nią z urazą, jakby w tym zdaniu było coś zdrożnego. Naomi prychnęła z niezadowoleniem. Nie czyniła żadnych aluzji - po prostu znała rzeczywistość.

Asu nie mogła pozbyć się dziewczyny tak, jak tradycyjnie kage pozbywali się niewygodnych byłych kochanek - odesłać jej do świątyni Słońca w Kraju Wiatru. Ale ewidentnie chciała skorzystać z prostego rozwiązania i wysłać Rei gdzieś daleko. To do tej lesbijki powinny chodzić pielgrzymki dziewczyn marzących o wycieczce w góry.

Przychodziły jednak do niej, bo były przekonane, że skoro Kazekage ma się ożenić, to ona wkrótce stąd wyleci, i że wybierze sobie najprzyjemniejszą formę wygnania. Ona też w pewnym momencie się obawiała, że dostanie wilczy bilet. Ale skoro do tej pory jej nie odesłał, i skoro najwidoczniej Asu nie potrafiła go do tego przekonać, to nie ma się czym martwić. Godaime ma zbyt wysokie poczucie moralności, żeby karać ją banicją.

Pomyślała o tym z zadowoleniem, a nawet czułością. Lubiła w nim poczucie przyzwoitości i zasady etyczne. Lubiła jego idealizm. Podobało jej się nawet to, że darzył ją w najlepszym wypadku niechęcią, jeśli nie nienawiścią, ale i tak jej ulegał - co więcej, darzył ją antypatią właśnie dlatego, że potrafiła sprawić, by jej uległ. Wstydził się tego, że ją dyma, chociaż jej nie lubi ani nie szanuje. Pewnie z jego perspektywy to było bardzo niemoralne. Ale gdzieś tam, głęboko, niemoralność go pociągała. Musiał być zmęczony robieniem dobrze wszystkim wokół i stosowaniem się do ich zasad. Jednocześnie jego przekonania o tym, co właściwe, a co nie, kompletnie nie przystawały do rzeczywistości. A wyobrażenia, jak powinno się traktować kobiety, wcale nie przystawały do jego potrzeb. 

Brał ją w taki sposób, żeby nie musieć patrzeć jej w twarz, a potem - była tego pewna - nie mógł spojrzeć w twarz sobie. Za bardzo się przed nią odsłonił, pokazał cechy, których w sobie nie akceptował i które uważał za wynaturzenie - uważała to za urocze. Kiedy zżerało go poczucie winy, ona, pozwalając się zdominować na jednym polu, na innym zyskiwała władzę.

Kaoru wyrwała ją z zamyślenia niespodziewanym wyznaniem.

- W Sunagakure nic mnie nie czeka. W wiosce Chmury? Na pewno coś lepszego, niż gnicie przy modlitwach i kadzidełkach. Znajdę sobie faceta i zrzucę te pierdolone świątynne szaty.

Naomi parsknęła śmiechem. Za późno pomyślała, że to nietaktowne.  

- No tak, wy wszystkie zazdrościcie Hanako - powiedziała z pogardą. Przywołała imię swojej byłej przyjaciółki, bo już nie tylko kapłanki plotkowały o wysiłkach jej teściowej, żeby znaleźć dla syna porządną dziewczynę, która zechce się związać z rozwodnikiem. Przywołanie nieuchronnego i upokarzającego przeznaczenia, jakie czeka Hanako, powinno wystarczyć, ale Kaoru tylko wzruszyła ramionami. - Bycie czyjąś metresą w chmurce jest atrakcyjniejsze niż tutaj? Czy może widzisz się w roli żony? Nawet ostatni idiota w końcu się zorientuje, że marnuje energię siejąc w jałowej ziemi, co wtedy?

Kaoru zrobiła się czerwona na twarzy.

- Uważasz się za lepszą od nad wszystkich, prawda? - powiedziała ze złością. - Nie zauważyłaś, że twoje pięć minut się skończyło? Jesteś pospolitą dziwką, i poszłaś w odstawkę tak, jak każda inna dziwka.

Naomi zmrużyła oczy. Poczuła się tak, jakby dostała w twarz, ale nie zamierzała tego okazać.

- Jak jeszcze troszeczkę poczekasz zobaczysz, jak ważniacy, z moim pierdolonym tatusiem na czele, nisko kłaniają się dziwce. Skoro zazdrościsz Hanako męża, tobie też jednego zorganizuję. O ile będziesz dla mnie miła.

Kaoru zacięła usta i zmarszczyła czoło. Naomi domyśliła się, że dziewczyna chciała jej się odszczeknąć, ale jednocześnie przypomniano jej, że tkwi w tym pewne ryzyko. Być może zastanawiała się, czy na tyle wysokie, że powinna teraz przeprosić.

- Naprawdę myślisz, że wygrasz z Asu - powiedziała w końcu konwersacyjnym tonem. Uznała zapewne, że bezpiecznie będzie zakopać topór, nie upokarzając się jednocześnie bezpośrednimi przeprosinami.

I bardzo dobrze, że nie spokorniała nadmiernie, bo Naomi wiedziała, że złożyła deklarację bez pokrycia. Pewnego dnia zwróciła uwagę Godaime na nieszczęśliwą miłość Hanako po to, żeby pokazać dziewczynom, że wiele może - ale i tak wiedziała, że to dla Hanako, a nie dla niej zdecydował się pójść na czołowe zderzenie z jouninami. Którym nie podobała się opcja, że teraz niepełnowartościowe dziewczyny zaczną patrzeć na ich cennych synów jak na coś osiągalnego - i może nawet niektórzy młodzi i głupi wpadną w zastawione pułapki, uznając, że wolą mieć zmysłową i obdarzoną fantazją żonę, niż płodzić dzieci z dziewczynami o zaniedbanych włosach i zniszczonej cerze. 

I już mniejsza z tym, że kunoichi serwowały mężom na obiad ciecierzycę z puszki zalaną sosem z proszku - miały gorsze wady. Coraz częściej chciały wrócić do pracy nawet po urodzeniu dzieci, roszcząc sobie pretensje do zajmowania w domu miejsca równego mężczyznom, jakby niewystarczająco podważały ich męskość tym, że  potrafią się same obronić, upolować zdobycz i ją oskórować. Nie mówiąc już o częstych podobno u tych brutalnych kobiet skłonnościach do wszczynania awantur i rządzenia w łóżku. Nic dziwnego, że waleczni shinobi w wiosce zachowywali się potulnie, jakby wykastrowano ich nożyczkami.

- Naprawdę myślę, że wygram z Asu - oświadczyła z pewnością siebie.

Na początku straciła rezon, gdy zorientowała się, jaką metodą ta sucz chciała się jej pozbyć. Ale wciąż miała wachlarz możliwości. Asu mogłaby być dla niej zagrożeniem tylko, gdyby postanowiła odrzucić dumę i zdobyć Kazekage tak, jak od wieków kobiety zwykły podporządkowywać sobie mężczyzn. Ona jednak postanowiła, jak zwykle, manipulować, i o te manipulacje rozbije sobie głowę, gdy Naomi obróci sytuację na swoją korzyść. 

Zwyczajną kunoichi z wioski Liścia, której nikt tutaj nie szanuje, łatwiej będzie spacyfikować i wskazać, gdzie jest jej miejsce. Jak tylko córka kucharki i nikogo wróci z wycieczki, weźmie się za nią. Na Asu przyjdzie czas później. Jej upadek powinien być długi i bolesny. Zapracowała sobie na karę za kombinowanie, jak zdobyć mężczyznę, który nie należy do niej.

3 komentarze:

  1. A już myślałam, że Gaara stanie się taką Oprah Winfrey dla Hanako, że powie jej "ogarnij się cna niewiasto w swoim małżeństwie", ale niestety. :P Podoba mi się, że Hanako zdobyła się na odwagę, żeby choć odrobinkę naprawić bałagan, który spowodowała, ale nie darzę jej ani sympatią, ani zaufaniem.

    Wspominałaś coś w rozmowie, że następne rozdziały mogą mi się nie spodobać i w sumie ciężko się nie zgodzić. Gdzie nasze gołąbeczki? Gdzie retrospekcje z Jaskini Rozkoszy? :( A tak serio: wiadomo, że takie rozdziały są potrzebne (w sumie to nawet bardziej niż te urocze, bo popychają akcję do przodu), a ten dodatkowo był ciekawy i pozwolił mi poukładać sobie niektóre sprawy w głowie.

    To oficjalne: nie lubię żadnej kapłanki. Do tej pory myślałam, że będę już zawsze pisać "Asu zwłaszcza", ale nie - "Naomi zwłaszcza". Biedny Gaara. :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja obieram taktykę odwrotną do Sayuri i jednak lubię Hanako. Namieszała co prawda, ale próbowała trochę odkupić winy, więc ja jej dobrze życzę. Zwłaszcza że trwanie w nieszczęśliwym małżeństwie jest naprawdę przykre i szkoda mi Hanako. Im bardziej zagłębiam się w historie jej i pozostałych kapłanek, tym bardziej jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak sprytnie i ciekawie to wykreowałaś, a jak jednocześnie pasuje to do atmosfery Suny, którą stworzyłaś.

    Jednak dobrze przeczuwałam, że Naomi największą jędzą jest! Akurat ją to można palić na stosie, nie będę wnosić żadnych sprzeciwów. Strasznie mi grają na nerwach tak zadufane w sobie postacie i z niecierpliwością czekam na przykre zaskoczenie Naomi, gdy zrozumie, że jej plany nie mają żadnego pokrycia w rzeczywistości. Teraz zaczynam się trochę stresować, że jędza będzie chciała wykorzystać nieobecność Tenten i namącić Gaarze w głowie.

    Muszę też przyznać, że mimo znikomej obecności scen dynamicznych, czytało się szybiuctko. Myśli dziewczyn były tak płynne i logicznie poskładane w całość, że nie mogę przestać się zachwycać. Nawet te fragmenty Naomi, choć nóż się przy nich w kieszeni otwierał, były... no po prostu bardzo dobre. Taki styl pisania to już kwestia wieloletniej wprawy, czy doszłaś do tego w jakiś konkretny sposób? Uchyl rąbka tajemnicy! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kogo moje oczy widzą. Już myślałam że prędzej się doczekam szczepienia na covid niż Ciebie ujrzę wirtualnie, bo studiujesz japońskie kanji :P
      Styl pisania to raczej kwestia wieloletniej praktyki, co chyba widać zerkając na moje poprzednie ff. Co wcale nie znaczy, że uważam pochwały za słuszne, zwłaszcza po przeczytaniu tych kilku rozdziałów Dramione, chyba każdy jest najlepszym krytykiem samego siebie. Fakt że ja ostatnio zaczęłam nieco więcej wymagać od siebie, bo traktuję ten ff jako zwieńczenie kariery i bardzo dużo poprawiam w rozdziałach. Zwłaszcza dużo kasuję. Te rozwlekłe monologi wewnętrzne oryginalnie były jeszcze dłuższe. Jak patrzę na to, co wypisuję stwierdzam że moja niegdysiejsza koncepcja by pisać przygodówki byłaby jak porwanie się z motyką na słońce, bo ile by było tej pisaniny gdyby w moich opkach jakaś akcja działa się poza głowami bohaterów.
      Liczę na info, jak Ci idzie japoński ^^

      Usuń