24 sty 2020

Rozdział 20. Dystans

Asu dokładnie obejrzała wszystkie hafty, które dziewczyny przyniosły jej do kapliczki z zaplecza. Częściowo dlatego, że chciała się upewnić co do jakości wykonanej pracy, ale także dlatego, że wiedziała, jak je to zirytuje.
- Gdzie jest Yumi? - spytała. 
Dziewczyny wymieniły spojrzenia.
- Wyszła, bo źle się poczuła -  powiedziała w końcu Hanako. Było to oczywiste kłamstwo, za długo się zastanawiały. Kłamstwo, które niosło ukryte przesłanie, że chociaż nie darzą sympatią “obcej” w zespole, to bardziej nie lubią jej.
- Dobrze, możecie odejść. - Starała się nie okazać zniecierpliwienia. - Zrobisz porządek na zapleczu, Rei.
Hanako była pierwszą, która wyszła, a zaraz za nią pozostałe. Gdy zamknęły się za nimi drzwi Rei podeszła do stolika, na którym leżały złożone hafty. 
- Gdzie sobie życzysz to mieć? - zapytała z zawziętym wyrazem twarzy.
Asu podeszła do niej.
- Zapytaj lepiej, gdzie sobie życzę mieć ciebie.
Chciała chwycić Rei za rękę, ale ona odsunęła się.
- Dalej jesteś obrażona? - Asu starała się zabrzmieć swobodnie, choć tak naprawdę martwiło ją, że tym razem sprzeczka mogła przerodzić się w większy konflikt.
Rei spojrzała w bok, na malutki ołtarzyk z posążkiem bogini matki.
- Nie jestem obrażona, po prostu mam szacunek do świętości.
Asu wzruszyła ramionami.
- Ja także. Ona jest przede wszystkim boginią miłości.
To wcale nie była z jej strony ironiczna uwaga, rzeczywiście tak myślała, ale Rei prychnęła z wściekłością.
- I ten przekaz miłości twoim zdaniem nie jest potrzebny w wiosce Chmury? - spytała. Przysunęła się do stolika z haftami i popatrzyła na nią z miną wyrażającą jasny przekaz, że nie skończyła tematu.
Asu przewróciła oczami.
- Chyba masz obsesję na punkcie Chmury.
Rei zaśmiała się sztucznie.
- Obsesję? Rozejrzyj się dookoła. - Wykonała nieokreślony ruch ręką. Byłoby to bardziej efektowne, gdyby znajdowały się na powietrzu. O tej porze na zewnątrz było pusto i żar lał się z nieba. Były jednak w całkiem przestronnej, choć skromnej kaplicy, w której za całe umeblowanie służyło kilka miejsc do siedzenia i stolik. W kaplicy było półciemno, najjaśniejsze źródło światła stanowiły świece postawione na ołtarzyku po bokach posążka bogini. Było to działanie celowe, przemawiające do wyobraźni wyznawców. Najjaśniej jest blisko Słońca.
Rei zdała sobie sprawę, że nie osiągnęła zamierzonego efektu, i chyba dodatkowo wytrąciło ją to z równowagi. Nie znosiła przegrywać.
- Tam jest przyjemniejszy klimat - oceniła.
Asu wzruszyła ramionami.
- A to już zależy, co kto lubi. Myślałam, że obie mamy oryginalne preferencje.
Być może do Rei dotarło, że miało to zabrzmieć humorystycznie, ale z pewnością jej to nie rozluźniło.
Dla Asu stało się jasne, że musi się bardziej postarać, żeby ją udobruchać.
- I cóż, Yumi rzeczywiście się źle poczuła? - zapytała, chcąc pociągnąć konwersację. Jeśli zadawała konkretne pytania, dziewczyna nie mogła tak po prostu obrazić się i wyjść.
Wydawało jej się, że Rei uśmiechnęła się jakoś złowróżbnie.
- Zaskoczona? Przecież próbujesz zmiażdżyć jej delikatną psychikę.
Może nie powinna być zdziwiona taką uwagą. Rei dawała się nabierać na wizerunek niewiniątka. Asu uważała, że Yumi nie jest aż tak krucha, częściowo gra, bo przyjęcie takiej pozy jest dla niej wygodne. 
Zapewne czuła się odrzucona. Asu wiedziała jednak, że w takich przypadkach nie ma co się nad sobą użalać, a z boku nie należy tej osobie współczuć. Im brutalniej dziewczyna przekona się o rzeczywistości, tym szybciej się z nią pogodzi.
A dobrze byłoby, żeby jak najszybciej się pogodziła. Gaara ma wobec niej oczywiste wyrzuty sumienia. Nie znała go na tyle, żeby potrafić przewidzieć jego zachowanie - miała wrażenie, że nigdy nie rozgryzie, co on tak naprawdę ma w głowie. Miał jednak pewne cechy charakteru, które mogły mu utrudnić życie. Byłoby przykro patrzeć, że wiąże się z dziewczyną z poczucia odpowiedzialności - bo okazała się zbyt mocno zaangażowana, żeby się otrząsnąć. To by go skazało na wieczne poczucie winy, a Yumi też by na tym dobrze nie wyszła, bo przecież Kazekage kiedyś będzie musiał się ożenić, a jej by pozostała co najwyżej rola konkubiny.
Yumi na szczęście nie wyglądała na kogoś pozbawionego godności, ale gdyby wyzbyła się dumy, mogłaby coś zdziałać płaczem. Dlatego przez ostatnie trzy miesiące Asu starała się zapewnić jej taki rozkład zajęć, żeby nie miała czasu się nad sobą użalać ani okazji widywać Gaary.
- Jej delikatnej psychice kilka słów prawdy dobrze zrobi. To, że zawsze miała z nas wszystkich najlepiej nie znaczy, że powinna się przyzwyczajać.
Na twarzy Rei pojawił się wredny uśmiech.
- I to tak bardzo cię boli. Że Kazekage nigdy cię nie zaszczycił spojrzeniem, szybko mu się znudziły dziewczynki, a Yumi codziennie bywała w jego domu.
Asu wydęła pogardliwie usta. Nie podobało jej się ani to, jak Rei z nią rozmawiała, ani to, co o niej myślała.
- To świadczy jedynie o tym, że lubił ją częściej obracać - powiedziała z zamierzonym sarkazmem.
- Chciałabyś, żeby o to chodziło. Ale gdybyś tak naprawdę myślała nie sądziłabyś, że filigranowa blondynka jest dla ciebie zagrożeniem. 
Asu prychnęła wściekle, czym niechcący ujawniła zdenerwowanie.
- Nie jest dla mnie żadnym zagrożeniem. 
Rei powoli pokręciła głową. Sprawiała wrażenie bardzo pewnej siebie, co było nietypowe.
- Wiesz doskonale, że człowiek może bardzo długo chować urazę. Tępiłaś ją, bo byłaś zazdrosna, że twój ojciec ją dobrze traktował. Nie liczyłabym, że ci to zapomniała. Ona nie chce twojego stanowiska, chce czegoś innego, a jak to dostanie, długo tu nie zabawisz.
Asu nie pierwszy raz musiała sama sobie zadać pytanie, czy rzeczywiście była zazdrosna o uwagę ojca. Może to najlepiej tłumaczyłoby, dlaczego Yumi wzbudziła w niej najgorsze uczucia - z miejsca, jak tylko się tu pojawiła.
Ale, jakkolwiek by tego nie analizowała, nie dopatrywała się we własnym zachowaniu zazdrości. Nie w tym przypadku. Yumi została zwyczajnie oszukana, kapłan starał się zrobić na niej wrażenie dobrotliwego staruszka. Dziewczyna, która trafiła do lepszego środowiska, bo w rodzinnych stronach nie miała nikogo, a ukryte wioski były dla niej odległym światem na granicy mitu, mogła uwierzyć w jego dobre intencje. Kiedy tu trafiła była wpatrzona w mentora, jakby wierzyła w prawdziwość przedstawionej wizji duchowości.
Może Asu miałaby więcej współczucia dla jej naiwności, gdyby nie pewność, że kapłan kazał jej się dostać do najbliższego otoczenia Gaary. W momencie, gdy zorientował się, że córka go oszukała musiało mu przyjść do głowy, że Piąty Kazekage zna całą prawdę. Mógł stracić nie tylko wiernych w swojej ulubionej prowincji, wpływ na decyzje polityczne i pieniądze z podatków. Yumi, taka inna od reszty, taka egzotyczna, miała przynajmniej zaciekawić sobą Gaarę i w patowej sytuacji wyprosić dla staruszka życie.
Asu nie dziwiła się takiej strategii, bo też kiedyś obawiała się, że Gaarze zdobycie rzeczywistej władzy nie wystarczy, że będzie chciał osobistej zemsty, nawet jeśli kapłan był stary i właściwie bezbronny. 
Chciała zniszczyć system, ale nie chciała śmierci ojca. Może w którymś momencie zrezygnowałaby z układania się z Gaarą, wiedząc, że on prędzej czy później się domyśli, że kapłan był autorem pomysłu o wyposażeniu go w Shukaku. I że nie przez przypadek, a z rozmysłem zrobił z niego mordercę.
Nie dziwiłaby się, gdyby Gaara pragnął jego śmierci. Asu jako osoba nigdy nie obchodziła swego ojca i wiedziała, jak to jest odkryć, że ktoś intrygami na zimno decydował o twoim życiu. 
Nie powinna sympatyzować z nikim z rodzeństwa, miała jednak swoje słabości. Równie łatwo, jak uwierzyła słodkiej Tenten na słowo, że nie ma do czynienia z psychopatą, polubiła Gaarę i jego nieskazitelną uczciwość. Choćby chciała, nie mogła się z tego wycofać.
Udało jej się zyskać to, co  chciała, i nie zrobić nikomu krzywdy. Ale po drodze straciła więź, na której jej zależało.
Wbrew temu, co Rei jej sugerowała i wbrew temu, co z zazdrości roiła w głowie - nie pragnęła wpływu na władzę świecką i nie pragnęła omotać Gaary. Nie chciała jego ciała, chociaż Naomi robiła, co mogła, żeby między wierszami dać do zrozumienia, ile straciła. Naomi była intelektualnie i emocjonalnie pusta, więc uwiedzenie Kazekage poczytywała sobie za największy życiowy sukces. Trzeba by nisko upaść, żeby z kimś takim rywalizować.
Asu pragnęła jego przyjaźni. I to nie była tylko kwestia wyzwania, bo trudno się do niego zbliżyć. Wydawał jej się wartościowym człowiekiem. Zaczął ją traktować jak przyjaciółkę, z którą można towarzysko wypić kawę - ale wtedy pojawiła się delikatna blondynka i to zepsuła.
Choć Asu nigdy nie przyznałaby Rei głośno racji, to oczywiście, powinna się z nią zgodzić - Yumi nie kusiła go cieleśnie, a na pewno nie tylko. Na pewno miło było dla odmiany zapewnić komuś poczucie bezpieczeństwa. I istniało ryzyko, że chociaż Gaara odciął się od niej, zapewne sądząc, że ją wykorzystywał, zechce wrócić do roli. Był przecież dziewiętnastoletnim mężczyzną, który spędzał samotnie noce. Jeśli Yumi znalazłaby drogę do jego łóżka, znowu zyskałaby możliwość pożalenia się, kto i czym sprawił jej przykrość.
Dlatego Asu potraktowała jak dar z niebios, że zdecydował się zaprosić do Suny swoją niespełnioną miłość. Uznała, że to znakomita szansa, bo gdy Gaara myśli będzie mieć zajęte kimś innym, ona będzie miała większą swobodę działania i na więcej będzie mogła sobie pozwolić - żeby rozwiać nadzieje Yumi na romans. Ostatecznie, zawiedziona dziewczyna też by na tym dobrze wyszła i zapewne sama zechciałaby się wynieść. Asu miałaby wtedy szansę na ułożenie sobie przyjaznych relacji z Gaarą.
Potrzebowała jedynie, by Tenten się tutaj trochę pokręciła, ale kunoichi od razu ją zaskoczyła. Niestety, tylko z początku pozytywnie.
Nadal tak samo urocza, ale znacznie mniej infantylna, próbowała ukrywać emocje, co słabo jej wychodziło. Wystarczyło kilka uwag, żeby zorientować się, że jest wściekle zazdrosna. Asu uważała zazdrość za rewelacyjny motywator i uznała, że może bardzo wiele ugrać tą kartą - nie tylko ustawić Yumi w szeregu, ale jeszcze zrobić coś obiektywnie dobrego.
Nie wzięła jednak pod uwagę, że zawodowe porażki tak zaniżyły kunoichi samoocenę. Miała wrażenie, że dziewczyna, zamiast działać, zaczyna się chować.
Może powinna w tych okolicznościach jakoś przycisnąć Gaarę, ale to wydawało jej się za dużym ryzykiem - i bez tego nigdy nie potrafiła przewidzieć, jak on się zachowa. Z jej punktu widzenia był chodzącą sprzecznością. Na dodatek uważał ją za manipulantkę z ciągotami do bawienia się jego życiem i lepiej było nie dawać mu powodów, żeby to potwierdzić.
Nie była jednak pewna, czy przezwycięży pokusę.
………………………..
Wioska Piasku, 5 miesięcy wcześniej

- Usiądź, Asu. - Gaara wskazał jej krzesło w gabinecie, jak tylko zamknęły się za nią drzwi. On sam nie siedział, tylko stał przy oknie.
- Dziękuję, postoję. - Lubiła się z nim droczyć, żeby sprawdzić, na ile sobie może pozwolić.
- Siadaj. - To zabrzmiało chłodno.
Zajęła więc miejsce dla petenta.
- Rozumiem, że Yumi jest wstrząśnięta i zmieszana… - Próbowała przemówić lekkim tonem.
- Nie odzywaj się nie pytana. - Wszedł jej w słowo, choć normalnie był na to zbyt uprzejmy.
Poczuła się niepewnie. Może teraz miała się przekonać, jak zachowuje się Gaara, kiedy próbuje być groźny. Nigdy wcześniej nie miała okazji i nie była już pewna, czy chciałaby to wiedzieć.
Ludzie, którzy powierzchownie z nim współpracowali traktowali go z bojaźliwym respektem. Ale jak się go poznało bliżej, wiadomo było, że nie należy się go bać, że trzeba wiele, by mu się narazić. To Temari była osobą, której zły humor przerażał wszystkich. Gaara był cierpliwy i miał dużo zrozumienia dla ludzkich błędów. Karne zadania przyznawane przez niego były mniej bolesne - zarówno dla mięśni, jak i dla dumy.
Asu uważała, że Gaara ją lubi i że może sobie pozwolić na więcej niż inni, ale powinna wziąć pod uwagę, że tym razem przesadziła. Choć działała w dobrej wierze.
Gaara odsunął sobie krzesło i usiadł po drugiej stronie biurka. Popatrzył na nią surowo, jakby chciał podkreślić, że jest wyżej w hierarchii. 
- Kto dał ci prawo do wciągania Yumi w sprawy wioski?
Nie chodziło o politykę, o to, kto i ile miał prawo wiedzieć o matactwach kapłana. Chodziło mu o jedną z dwóch rzeczy: że samowolnie ujawniła komuś fakty dotyczące jego rodziny lub o to, że biednej, naiwnej dziewczynce tak trudno poradzić sobie z prawdą.
- Nie czułam się wobec niej w porządku, kłamiąc.
- To znaczy, że cię zapytała, co twój mentor zrobił mojej matce?
Sformułował to zdanie w sposób, z którego wyciągnęła dwa wnioski - nie chciał jej dodatkowo upokarzać używając słów “twój ojciec”. I czuł się dotknięty. Inaczej nie wspominałby o matce. Wystarczyłoby sformułowanie “zmanipulował Czwartego” lub coś w tym rodzaju. Coś, co przynajmniej teoretycznie, dotyczyło w większej mierze polityki niż spraw osobistych. 
Asu preferowała udzielanie niejednoznacznych odpowiedzi, ale z Gaarą nie zawsze można było sobie na to pozwolić. Na pewno nie teraz.
- Nie zapytała.
- Wobec tego, o co zapytała?
Miał ją w garści, ciekawe, że od razu wiedział, w co uderzać. Yumi o nic nie zapytała. Asu po prostu była wściekła, kolejny raz mając dowód, że dziewczyna traktuje kapłana jak wieszcza i autorytet. I jak jednocześnie walczy ze sobą, żeby nie oceniać postępowania Gaary, ponieważ - oczywiście - władza świecka powinna być niezależna i Sunagakure ma prawo wycofać się z płacenia podatków.
- O nic - powiedziała niechętnie. Przegrała w tej dyskusji już na wstępie.
- Wobec tego w którym momencie powiedziałaś prawdę zamiast kłamstwa?
To było pytanie retoryczne, oczywiście. Gaara nie musiał o nic oskarżać ani nawet krytykować, wystarczyło wytknąć luki w argumentacji przeciwnika. 
Zmusił ją tym samym, żeby była szczera.
- Uważam, że powinna wiedzieć, dlaczego pogrążyłeś jej… naszego… mentora. Było ci łatwiej, gdy uważała to za grę polityczną, a ciebie za kogoś bez emocji?
Odpowiadając tak, rozwiała wątpliwości, czy ona wtrąciła się w politykę czy w jego osobiste relacje z kimś innym.
- Wykroczyłaś poza twoje kompetencje. Nie rób tego więcej - powiedział to oschłym tonem. Miała wątpliwości, czy mówi to jako przywódca czy jako przyjaciel.
Skoro i tak był na nią wściekły, może niewiele ryzykowała, drążąc temat.
- To naruszyło jej wyobrażenie o świecie, podważyło wiarę w jej… przepraszam, technicznie rzecz biorąc jednak mojego ojca. - Ujęła to w ten sposób, bo liczyła, że Gaara złagodnieje, jak mu się przypomni, że ona nie jest biernym obserwatorem i że też jej ta sytuacja nie była obojętna. - Nie wyświadczasz jej przysługi, chroniąc przed brutalną rzeczywistością.
Nie miała wątpliwości, że Gaara stał się zbyt opiekuńczy wobec wyobcowanej w tym kraju sierotki, i że w rezultacie szkodzi jej i sobie. Zupełnie nie potrafiła zrozumieć, dlaczego on był taki irytująco moralny, by mieć wyrzuty sumienia korzystając z ciała jednej czy drugiej dziewczyny, jakby ją oszukał. Żadna kapłanka nie miała realnych widoków na zostanie żoną, na pewno nie na zostanie żoną kogoś wysoko postawionego. Miały im robić dobrze. Dziewczyny nie miały z tym problemu, a Gaara ewidentny, bo jak się zorientował, jak to naprawdę działało - że miały polecenie go uwodzić - najwyraźniej zaczęło go gryźć sumienie i się od nich odciął. Oprócz Yumi, ona była obca i potrzebowała ochrony, co mu dawało jakieś usprawiedliwienie.
Jednocześnie jednak wolał, żeby Yumi uważała go za bezwzględnego, przynajmniej w polityce. Prawdopodobnie on też zauważył, że dziewczyna jest w niego wpatrzona w sposób, który mu nie odpowiadał. I pewnie dlatego był tak niezadowolony. Obecna sytuacja zmusiła go do konfrontacji z rzeczywistością.
Yumi, jak chyba każdy człowiek o przeciętnej wrażliwości, była zdruzgotana, że Najwyższy Kapłan dla władzy nie tylko był zdolny do podłości, ale niszczył rodziny. Czwarty Kazekage w swej słabości do płci pięknej dał się podejść i podjął decyzje, których koszty były wysokie dla jego żony i dzieci - szczęście, że nie pogrążyły wioski. 
Yumi poznała te fakty i mogła, w typowym odruchu obronnym, jakoś usprawiedliwiać staruszka albo zrobić unik. Oddzielić jedno od drugiego. Ale nie wybrała bezpiecznej neutralności, braku opinii, tylko jednoznacznie poparła Gaarę. Wybrała Gaarę.
I on teraz będzie musiał sobie z tym jakoś poradzić. Z możliwością, że Yumi lubi go dla niego samego, a nie dla korzyści, ochrony, którą jej zapewniał.
Asu uważała, że jednak Yumi chce od niego korzyści, bo to jej się zwyczajnie, statystycznie i zgodnie z doświadczeniem życiowym, nie zgadzało. Nie wierzyła w przyjaźń męsko-damską, no chyba, że przynajmniej jedna strona była odmiennej orientacji. W innym wypadku prędzej czy później któraś osoba zechce czegoś więcej. Ale według jej oceny to mężczyźni zwykle chcą więcej i tkwią w sferze przyjaźni. Gaara miałby takie branie, że równolegle z Matsuri już druga na niego leci?
Aż strach pomyśleć, bo z tego może być wojna. Pewnie sama by się w nią włączyła, gdyby nie miała innych preferencji.
.........................................................................

Wioska Piasku, obecnie


Yumi weszła do gabinetu Kazekage, zamykając drzwi z ostrożnością. Gdyby nie przyłożyła do tego uwagi, na pewno szarpnęłaby nimi gwałtownie. Serce tłukło jej się w klatce piersiowej i wszystko, co teraz robiła, mogło wyjść za bardzo, gdyby się nie pilnowała.
Gaara zajmował swoje stałe miejsce za biurkiem, ale na jej widok wstał. Wykonał taki ruch ręką, jakby chciał jej wskazać krzesło, ale rozmyślił się i zawahał. To dodało jej trochę pewności siebie. Oczywiste, że i on nie wiedział, jak się zachować.
Zawsze jej się wydawało, że gdyby tak przyszła, nieproszona, to on poprosiłby ją natychmiast, żeby sobie poszła. Oczywiście w jak najbardziej uprzejmych słowach, ale zapewne wyprosiłby ją od razu. To ją długo powstrzymywało.
Tymczasem, choć Gaara był wyraźnie zaskoczony, to jakoś z miejsca wiedziała, że jej nie wyprosi. Przez kilka sekund patrzył na nią, nie tak jakby sobie życzyła - prosto w oczy - ale jednak skoncentrował na niej wzrok. Potem przeniósł spojrzenie na torebkę z ciastkami, którą trzymała przed sobą zaciskając na niej kurczowo palce.
- Przyniosłam ciasteczka z lukrem - powiedziała szybko. - Wiem, że nie są twoje ulubione, ale jakoś… - Ale nie przygotowywała ich z myślą o nim, upiekła je wcześniej, i były pierwszym, co jej przyszło do głowy, gdy po rozmowie z Rei pomyślała: trzeba działać od razu, zanim się rozmyślisz.
- To miłe. - Gaara wreszcie się odezwał. Rozejrzał się wokół siebie, przez moment się zawahał, a potem wyszedł zza blatu i stanął tuż przy biurku. Fajnie, że przynajmniej nie potrzebował odgrodzić się meblem. - Nie trzeba było. Wolałbym, żebyś tak nie robiła.
Oczywiście, spodziewała się tego.
- To tylko ciastka. I żaden kłopot - powiedziała szybko. - Będziesz miał dla gości, jak przyjdą, bo na pewno dużo ich tutaj przychodzi, prawda? Przez cały dzień, tłumy ludzi. - Zamilkła, uświadomiwszy sobie, że mówi głupoty. Mało bywała w siedzibie administracji, ale doskonale wiedziała, że wcale tu nie ma tłumów ludzi, ani na korytarzach ani tym bardziej w gabinetach. Tony papierów, to tak. Ale papiery nie jedzą ciastek.
Dobrze, że tego na głos nie powiedziała.
- Yumi. - Na twarz Gaary powrócił zwykły opanowany wyraz. Przemieścił się kilka centymetrów przy tym biurku, tak że był naprzeciw niej. Skoro on opanował zaskoczenie i odzyskiwał kontrolę nad sytuacją, to już dalej ta rozmowa jakoś pójdzie. - Czy coś się stało?
Takie pytanie najpewniej było wyrazem troski. Nie do końca jej to pasowało, nie chciała, żeby tak się do niej odnosił, ale na pewno była to najlepsza z dostępnych opcji: nie zapytał przecież co ją tu sprowadza, czego potrzebuje, nie użył jednej z formułek, które byłyby bardzo formalne, choć ubrane w częściowo nieformalne słowa.
- Nie, ja tylko… Upiekłam te ciastka. - Już kiedy to mówiła i uświadomiła sobie, że Gaara patrzy na nią w sposób badawczy, oceniający, zdała sobie sprawę, że to nie przejdzie. Trzeba trochę bardziej w otwarte karty. Ale też nie tak do końca, bo jakby powiedziała, co ją naprawdę tu sprowadza to by się wystraszył, jak poprzednim razem.
Przymknęła na moment oczy i zaczerpnęła powietrza, zbierając siły. Dobrze, skoro już się przełamała to nie może teraz spłoszyć się i wyjść, ani bawić się w jakieś wybiegi. 
- Rozmawiałam z Asu. - Uświadomiła sobie, że źle zaczęła. Gaara miał taką zniecierpliwioną minę, która sugerowała, że już wyciągnął wnioski. Słuszne wnioski, ale przecież nie przyszła się skarżyć, to byłoby poniżej godności. Oderwała jedną z dłoni od papierowej torebki i zamachała nią przecząco. - Nie to, że mi coś powiedziała, tak sobie rozmawiałyśmy. Ale tak mi przyszło do głowy… Nie wiem, może to głupie, muszę zapytać. - Następne zdania wypowiedziała na jednym wdechu: - Czy Asu… Czy ktokolwiek inny, nie wiem, ktoś powiedział… Albo może ty myślisz… Sądzisz, że na ciebie donosiłam?
Kiedy w końcu to z siebie wydusiła, przymknęła na chwilę oczy. Była pod wrażeniem, że w ogóle jej to przeszło przez gardło.
No, nie jesteś taka beznadziejna, przecież potrafisz to wyartykułować.
Kiedy odważyła się już otworzyć oczy uświadomiła sobie, że Gaara na nią patrzy. I to, o dziwo, patrzy na nią wprost, a nie na jakiś punkt na czole, żeby wyglądało, jakby na nią patrzył - posiłkując się trikiem wyczytanym z książek.
Odsunął od biurka krzesło dla gościa.
- Usiądź, proszę.
Przez dłuższą chwilę się wahała. Gaara przeszedł za biurko i wskazał jej ręką miejsce. Uznała więc, że nie ma wyjścia. Podeszła do biurka i teraz była o wiele bliżej, ale jednak w oddzieleniu tym kawałkiem dębu - nieraz się zastanawiała, czy meble w siedzibie władz osady są tak szerokie, żeby zmieścić na nich stosy dokumentów czy po to, żeby była większa odległość między urzędnikiem a petentem. Teraz to pytanie też jej przyszło do głowy, ale nie liczyła, że kiedykolwiek pozna odpowiedź.
Usiadła więc i położyła sobie torebkę z ciastkami na kolanach. Gaara zajął miejsce naprzeciw niej. 
- Myślisz, że byłam kolaborantką i konfidentem? - Tak bardzo chciała zabrzmieć jakoś mądrzej, że użyła dwóch słów na to samo, ale już mniejsza z tym. Zresztą, może i dobrze, bo Gaara się lekko uśmiechnął i udzielił odpowiedzi.
- Nie - powiedział. - Nie uważam tak. Skąd ci to przyszło do głowy?
Wzruszyła ramionami. Zadziwiające było, że tak łatwo można było przejść do normalnej rozmowy. Przestała się stresować.
- Wolałam się upewnić. Bo długo się nie odzywasz. Dlaczego?
Miała wrażenie, że Gaara nie wie, jak odpowiedzieć na to pytanie. 
- Wydaje mi się, że przyjaźni nie powinno się tak łatwo odrzucać. Dalej bym chciała z tobą spędzać czas. Masz do mnie jakiś żal o to, co zrobiłam, powiedziałam?
Gaara przyglądał jej się, jakby rozważał jakiś skomplikowany problem. Właściwie, jej się to podobało - że nie była dla niego taka łatwa do odczytania.
- Nie mam pretensji o nic, co powiedziałaś.
- To dlaczego nie możemy się spotykać? Wiesz, jak ja tragicznie wyszłam z wprawy w szachy? I na pewno przydałyby się tutaj na biurku jakieś słodycze. Dla ozdoby, dla pozorów. Byłoby tutaj cieplej.
Gaara nie odpowiedział.
- A więc zobaczmy się czasem i czasem przyniosę ciastka…
Chciała mówić dalej, ale coś w wyrazie twarzy Gaary kazało jej przerwać. Było w nim coś takiego, że nie musiał nikomu wchodzić w słowo, bo nawet jak się człowiek nakręcił i gadał, gadał, to wiedział, że należy zamilknąć.
- Jest mi bardzo miło, że przyszłaś i że przyniosłaś ciastka. Ale nie przychodź więcej i nie przynoś, proszę… niczego. Byłoby nieuczciwe, gdybym na to pozwolił.
Yumi bezwiednie przewróciła oczami. Nie znała drugiego człowieka, który by to tak wprost określił.
Nie, żeby wyznawała komuś jeszcze uczucia. Ale była pewna, że nikt inny by tak nie zareagował.
Zebrała się w sobie, wiedząc, że musi zabrzmieć poważnie. Żeby nie wyszło na to, że tylko tak mówi, bez świadomości treści.
- Ja naprawdę zrozumiałam przekaz. Był jednoznaczny - zapewniła. Chociaż to drugie zdanie dodała dlatego, że tak ładniej brzmiało, a nie dlatego, że tak rzeczywiście myślała. Nie ma sytuacji tak jednoznacznych, żeby coś się nie mogło zmienić. - Miałam trzy miesiące, żeby się zastanowić. Proponuję przyjaźń. - Ponieważ Gaara nie zareagował jakoś negatywnie, ani słowem ani gestem, uznała, że to dobry znak. - Taką na normalnym poziomie, żebyśmy czasem się zobaczyli, czasem gdzieś wyszli. Słodycze… - przerwała, ponieważ on znowu tak popatrzył, że wiadomo było, że chce coś powiedzieć.
- Żadnych słodyczy.
Smętnie skinęła głową, uznawszy, że jak się będzie upierać, tylko sobie zaszkodzi. Następnym razem upiecze lepsze. 
- Żadnych ciastek - potwierdziła. - Mamy umowę?
- Zastanowię się. 
- Zastanowisz się? - W jej głosie musiało zabrzmieć oczywiste zdziwienie. Myślała, że bardzo dobrze jej poszły te negocjacje.
- Tak. Rozważę to i za kilka dni dam ci odpowiedź.
Wcale jej to nie satysfakcjonowało, ale było oczywiste, że nie ma wyjścia. Zgodziła się z uśmiechem, jakby jej to pasowało.
Nie pasowało, bo była niemal pewna, że Gaara w kilka dni znajdzie rozsądne argumenty, żeby odmówić. Coś, co będzie brzmiało lepiej niż mam niejasne wrażenie, że nie jesteś szczera. Jak będzie chciał, to na pewno coś dobrze brzmiącego wymyśli. 
Będzie musiała wymyślić jakieś działanie uprzedzające.
Albo raczej prewencyjne. Atak uprzedzający i prewencyjny to jedne z wielu pojęć, które jej się bez przerwy myliły. Powinna sprawdzić w słowniku zanim poprosi Gaarę o jakiś wykład ze strategii.

…………….
Trzy miesiące wcześniej

Yumi lubiła mieszkanie Gaary, bo w pewien specyficzny, ascetyczny sposób było przytulne. Podobno wszystkie mieszkania oficjeli miały podobny metraż i układ i wszystkie miały piaskowe ściany - wszystko wyliczone i wymierzone według standardów. Ale wolała to otoczenie niż pokoje w kwaterach przeznaczonych dla kapłanek, gdzie każde pomieszczenie było naznaczone indywidualizmem właścicielek, kolorowymi bibelotami i bałaganem.
W salonie połączonym z kuchnią było niezbędne minimum mebli, wszystkie jasne - to znowu był standard, dbano, żeby nawet meble nie przyciągały promieni wpadającego przez małe okna słońca. Przypuszczała, że taki sam minimalizm, co w salonie, panował w pozostałych pomieszczeniach.
Umawiali się zwykle na konkretną godzinę. Miała klucze i często przychodziła trochę wcześniej, bo oprócz ogrodu przy kaplicy, tu najbardziej lubiła przebywać. Poza tym tak mogła się łatwo wymówić od obowiązków: mówiła, że ma umówione spotkanie, ale nie zdradzała na którą, a Asu tylko zaciskała usta w wąską kreskę i rzucała rozwścieczone spojrzenie, bo nic nie mogła zrobić ani niczego powiedzieć.
Tym razem siedziała na kanapie jak na szpilkach. Zrobiła herbatę, która zdążyła ostygnąć. Gaara się nietypowo spóźniał, co ją niepokoiło. Skoro narada się tak przeciągała, to może poszło źle.
W końcu usłyszała klucz przekręcany w drzwiach i zerwała się z miejsca. Gdyby przedpokoje w kwaterach nie były mikroskopijne, pewnie by tam poleciała. Zamiast tego podeszła tuż pod drzwi i kiedy Gaara je odsunął, znalazła się nietypowo blisko niego. W butach na koturnie sięgała mu czołem do podbródka i musiała się cofnąć dwa kroki, żeby zadarłszy głowę dobrze widzieć jego minę.
Nie uśmiechał się, ale widać było, że jest zadowolony.
- Powiodło się?
Gaara skinął twierdząco głową, ale jej to nie wystarczyło i zaczęła dopytywać o szczegóły, czując, jak dopada ją euforia.
- Podpisali? Zniesienie podatku? Wypowiedzenie zwierzchnictwa? A…
- Podpisali wszystko.
I znakomicie. Niech Najwyższy Kapłan udławi się własnym jadem. Przynajmniej tak przepowiadały dziewczyny, na dzień, kiedy wszystkie formalności będą dopełnione i one odzyskają wolność.
Chociaż traktowały ją jak obcą, i być może nie była jedną z nich, ją także układ między Sunagakure a świątynią ograniczał. I ona także teraz czuła, że może robić to, co chce.
Przyjechała do Suny z wyraźnymi instrukcjami - miała trzymać się jak najbliżej Kazekage i być do jego usług. Za pierwszym razem ją spławił, co ją przeraziło, bo wiedziała, że za taką porażkę będzie cierpieć podwójnie - dziewczyny ją wyśmieją, i któraś na sto procent napisze o tym do mentora.
Można było więc powiedzieć, że wzięła go na litość, ale dobrze im się rozmawiało, więc potem przychodziła kolejne razy. Gaara - wtedy jeszcze nie myślała o nim po imieniu - okazał się całkiem przyjazny i rozmowny, gdy pytała o rzeczy dotyczące wioski Piasku, o której właściwie nic nie wiedziała. Zdarzało jej się zadać pytanie, na które nie odpowiadał - nie drążyła, bo i tak było wiele rzeczy, o których mogli mówić. 
Tłumaczył jej rzeczywistość, w której się znalazła, i w tym wydaniu świat nie wydawał jej się wrogi. Zaś Gaara okazał się zupełnie inny niż się spodziewała i inny niż jej się na początku wydawał. Był zdystansowany, ale nie groźny.
Nigdy jej nie dotknął w sposób, którego się na początku spodziewała, ale potem zdarzało mu się ją objąć. Trochę oszukiwała, w wielu przypadkach udawała, że jest jej smutno, ale nie czuła, by postępowała w sposób godny potępienia. Przytulał ją, kiedy dawała do zrozumienia, że tego potrzebowała, ale Gaara chyba też tego potrzebował. Zapraszał ją, bo poza nim nie miała nikogo do spędzenia czasu i do rozmowy, ale robił to również dla siebie - jemu też brakowało towarzystwa.
Jednak przez ostatnich kilka tygodni było inaczej, i wiedziała, dlaczego. Intencje Najwyższego Kapłana nie były uczciwe, a Córki Słońca nie były szczere. Ona jednak lubiła z nim rozmawiać i lubiła się przytulać. Kiedy raz mu powiedziała, że mogłaby więcej, rozzłościł się, więc nie wracała do tematu - chociaż tak właściwie, chciała.
Od tego czasu jej nie obejmował, nawet się nie zbliżał na odległość dotyku. Nie próbowała go jakoś do tego skłaniać, bo wiedziała, dlaczego. Ale teraz to było coś zupełnie innego.
Wiele osób tego dnia zyskało wolność, ponieważ wielce ważni panowie podpisali wszystko.
Yumi z radości rzuciła mu się na szyję i Gaara ją objął, tak naturalnie, ciepło. Dla niego to był wielki sukces.
Wtuliła się w niego i tak trwała przez chwilę, bo tęskniła za jego ciepłem i za brakiem dystansu.
 Oderwała policzek od jego torsu i stanęła na palcach, żeby go pocałować. Była jednak za niska, żeby dosięgnąć jego ust. Może dosięgłaby jego podbródka, gdyby nic nie zrobił. Nie mógł się cofnąć, bo tuż za nim były drzwi, ale ją odepchnął.
Delikatnie ją odsunął na odległość ramienia, ale w wymiarze niefizycznym ją odepchnął. Nie była zaskoczona. Mogła się tego spodziewać. Spędzali razem czas i było miło, ale przecież wiedziała, że nie spotyka się z nią po to. Chodziło mu o towarzystwo, może o te przytulenia. Ale nie o nią, nigdy na nią tak naprawdę nie patrzył.
Wiedziała jednak, z teorii, której ją uczono, że mężczyźni nie przychodzą sami. Mężczyzn się zdobywa.
- Do niczego się nie zmuszam. Nie jestem tu z polecenia - powiedziała szybko, tak naprawdę dla formalności, bo Gaara wiedział od dawna, że nie była jak inne. - Już nikt niczego nie żąda i nie oczekuje, rozumiesz? Chcę… Bardzo chcę.
Zdrętwiała na widok jego wyrazu twarzy. Był jakoś smutno rozczarowany, jakby nie nie chciał tego usłyszeć.
Nie było dla niej zaskoczeniem to, co powiedział. Właściwie, wiedziała to od dość dawna, dlatego na ten temat nie mówiła i nie pytała. Nie chodziło o to, że miał wątpliwości, czy ktoś jej kazał go uwieść lub czy z innego powodu ona czuje presję.
Od początku trzymał ją na dystans z bardzo prostej przyczyny.
- Wybacz. Ja nie chcę.

18 sty 2020

Rozdział 19. Harpie

Tenten słuchała, jak Gaara roztacza przed nią swoją wizję nowych technik, z rosnącym poczuciem oderwania od rzeczywistości.
Wcale nie dlatego, że te pomysły nie były realne. Wręcz przeciwnie, były bardzo logiczne i, przynajmniej teoretycznie, możliwe do zrealizowania. Myśl o pieczętowaniu czakry, żeby jej użyć do wykonania technik, nad jakimi nie potrafiła pracować operując czakrą na żywca, opierała się na rzeczach, które już kiedyś robiła.
Nigdy nie pomyślała, żeby poskładać elementy układanki pod takim kątem. Nie rozważała pracy nad technikami, którym musiałaby tyle poświęcić. Najpierw miała za dużo obowiązków, a potem za mało chęci.
- To nie jest do zrealizowania w dziesięć tygodni. A tyle dostałam czasu. - Od hokage, ale istotniejsze było, że Lin-Lin zgodziła się tylko na tyle. Gaara miał ambitną wizję na miesiące, jeśli nie lata pracy.
Nie, żeby to był minus. Miała mnóstwo czasu, z którym nie wiedziała, co zrobić.
Gaary jej uwaga wcale nie zraziła.
- Nie szkodzi. Większość i tak musisz wypracować sama. Rzecz w tym, żebyś najpierw rozwinęła… czy też przypomniała sobie zaawansowane techniki pieczętowania, i zapanowała na średnim poziomie nad elementem wiatru. To drugie jest większym wyzwaniem, ale mogę ci pomóc.
Skinęła krótko głową. Nie chciała, żeby zauważył, że jest rozczarowana.
Rozczarowana, chociaż tak wiele jej oferował. Znacznie więcej niż panowanie nad czakrą przy użyciu lalkarskich sztuczek, a po to tutaj przyjechała.
Tylko czy na pewno?
Tak naprawdę przyjechała po coś innego - żeby zobaczyć, ile jeszcze zostało z jej przeszłości, przekonać się, dlaczego Gaara poniekąd zaprosił ją do siebie.
Od pewnego momentu miała narastające przekonanie, że Kankuro za bardzo kręci i że może to Gaarze zależało, żeby się tu pojawiła. A kiedy się okazało, że tak było rzeczywiście, powody okazały się inne niż te, na które liczyła. Nie powinna być zaskoczona - Gaara nie byłby sobą, gdyby nie chciał jej pomóc, zwłaszcza, jeśli zdawało mu się, że coś jej zawdzięcza.
- Rozumiem, że musisz się zastanowić. Ale… Spójrz na to obiektywnie, to dla ciebie szansa.
- Żeby nauczyć się ninjutsu z prawdziwego zdarzenia jak prawdziwi shinobi, bo moje techniki nadają się do cyrku? - zapytała.
Przytoczyła coś, co kiedyś usłyszała od całkiem innej osoby, i sama nie wiedziała, dlaczego to teraz wyciągnęła. Przemawiało przez nią rozżalenie, które powinna kierować jedynie do siebie. 
- Nie. Żeby nauczyć się wykorzystywać wszystkie twoje możliwości. - Gaara nie wydawał się zaskoczony jej reakcją, jakby tego się spodziewał. Że będzie się złościć, jak zawsze, gdy ktoś wytykał jej słabości.
I rzeczywiście złościła się, ale dlatego, że sama widziała swoje słabości. Jej marzeniem było zostać silną kunoichi, ale teraz, kiedy liczyła, że Gaarze na niej zależy - w taki sposób, jakiego sobie życzyła, a nie jako na kimś, z kim kiedyś go wiele łączyło - ta oferta wydawała jej się nagrodą pocieszenia. Po tak długim czasie nie powinna w sobie rozniecać oczekiwań.
Dobijał ją sposób, w jaki mówił. Wpadł w ten swój wizjonerski ton, którym zachwycał ludzi na froncie i nie tylko na nim. Z ideą, że każdy powinien wykorzystać swój potencjał. Zresztą, Kankuro dwa tygodnie temu coś jej na ten temat mówił - że Gaarę to drażni, gdy ktoś marnuje potencjał, niepatriotycznie i ze szkodą dla wioski.
Ceniła w nim idealizm, ale nigdy nie sądziła, że w taki sposób będzie z nią rozmawiał. Na wojnie ominęło ją rozmawianie z Gaarą na linii dowódca - podwładny, ale jak widać, nie ominęło jej na zawsze.
- Nie mówię nie, po prostu… Muszę się zastanowić.
Tak naprawdę chciała powiedzieć nie, bo nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Schowania emocji, udawania, że nic nie czuje - czy też, że czuje coś zupełnie innego - gdy Gaara będzie ją uczyć, jak zapanować nad żywiołem.
Ale też nie mogła tak bez zastanowienia odmówić. To by oznaczało, że, nawet jeśli zostanie na umówiony czas w Sunagakure, nie będzie go widywać. Nauczyła się głęboko chować wspomnienia i towarzyszące im uczucia. Potrafiła to, kiedy była w wiosce Liścia, i w wiosce Chmur, gdzie czuła się jak w innej rzeczywistości. Ale tutaj - to było zupełnie coś innego. Tutaj nie mogła udawać, że zamknęła rozdział. Gdziekolwiek się ruszyć, wszędzie jest piasek. 
Jej nadzieje i pragnienia chyba też były usypane z piasku.

.......................................................................
Następnego dnia


- No i mamy wyzwolenie. Wciąż wyszywamy głupie hafty, tylko teraz z polecenia Asu. - Stwierdzenie Himiko, podkreślone teatralnym westchnieniem, spotkało się ze stłumionymi chichotami ogółu.
Rei rozejrzała się po salce na zapleczu kaplicy, w której na niskich siedzeniach ulokowały się dziewczyny w kapłańskich szatach i w skupieniu wyszywały robótki.
Jak zwykle, gdy były w grupie, nie było szans na długotrwałą pracę w milczeniu.
- Ja tam nie narzekam. Popołudniami musiałam przygrywać gościom go gry w karty na shamisenie, aż cierpły palce - Himiko
dla podkreślenia wypowiedzi wyciągnęła przed siebie prawą dłoń i poruszała palcami jakby wykonywała rozciągające ćwiczenie - Nigdy nikt więcej mnie nie zmusi, żebym dotknęła shamisenu.
- Tak, wszystkie wiemy, że wolisz pieścić inny instrument - skwitowała siedząca obok niej Eteri, wywołując lawinę głośnego śmiechu.
Himiko spojrzała na nią i, składając usta w dzióbek, cmoknęła głośno powietrze.
- Po prostu zazdrościsz mi, złotko, że znalazłam sobie faceta. Prawdziwego faceta. Bez ważnego stanowiska, ale z niewyczerpaną energią.
Eteri zaczerwieniła się.
- Ojj, skończcie temat zanim wióry polecą. Jak Asu nas usłyszy, wpadnie tu i nas wszystkie zbeszta... - wtrąciła się Naomi. 
- … grożąc gniewem bogów i gromami z nieba - wpadła jej w słowo Miri.
Siedząca tuż obok Kaoru rozejrzała się dookoła z konfidencjalną miną.
- Zwróciłyście uwagę w jakim dzisiaj jest podłym humorze? - spytała ściszonym głosem, jakby chciała zasugerować, że ma do powiedzenia coś wymagającego dyskrecji. - Chyba dawno nikt jej nie przeleciał.
Rei popatrzyła na dziewczynę z niechęcią. Powstrzymała się jednak przed komentarzem, by nie zwracać na siebie uwagi.
- A może Yumi jej dopiekła. Księżniczko, jak tam wasza wojenka? Czyżbyś miała ochotę na jej stanowisko? - Głos Naomi brzmiał zjadliwie. Rei przeklęła ją w myślach, bo wszystkie dziewczyny skupiły spojrzenia na Yumi, a ona siedziała tuż obok.
- Ach, kto by nie miał. Władza kusi - odpowiedziała natychmiast Himiko. Jednak większość dziewczyn nawet na nią nie spojrzała, wciąż interesowały się Yumi, która nieco niżej pochyliła głowę koncentrując się na hafcie, który miała na kolanach.
Rei pomyślała, że to straszny błąd. Im bardziej próbowała się schować, tym śmielej będą jej docinały, bo nabierały przekonania, że ani nie odpowie, ani nic z tym nie zrobi.
- Och, przestańcie. Taka władza? - Naomi znów zabrała głos. Można było odnieść wrażenie, że próbuje zgarnąć dla siebie jak najwięcej uwagi. Zdaje się, że po prostu chciała się na kimś odegrać, bo miała nieprzyjemną rozmowę z bratem. - Nawet wieczorami przesiaduje w kaplicy, wymyśla głupie przepowiednie i co z tego ma? Ktoś tutaj chciałby znaleźć się na jej miejscu?
- Przecież bez przerwy rozkazuje, głupia flądra, a wy każde polecenie spełniacie w podskokach - skomentowała Kaoru. Rei pomyślała, że panna teraz marudzi, ale bez szemrania stosuje się do poleceń. Za to dzisiaj wyjątkowo się prosi, żeby ktoś ją wytargał za włosy i starł głupi uśmiech z twarzy. 
Nikt tego nie zrobił, ale przez moment zapanowała cisza. W końcu Eteri ujawniła nieco rozsądku:
- Przestań, Kaoru. Gdybyś zdobyła się na odwagę i zrobiła rewolucję, słuchałybyśmy ciebie.
Kilka dziewczyn skinęło głowami, ale Mutsumi, która chodziła za Kaoru jak cień i nawet włosy identycznie ścięła i ufarbowała, wyrwała się z bezczelnym komentarzem:
- A czy ona coś osobiście zrobiła? To nie kwestia odwagi, trzeba tylko umieć trzymać razem nogi, żeby ktoś miał motywację zrobić wszystko za ciebie.
Tym razem cisza trwała wręcz nienaturalnie długo. Rei pomyślała, że w końcu się któraś odezwie, zaczynając inny temat - bo cokolwiek w swych głowach roiły, wiedziały, kiedy milczeć. W końcu tego ich między innymi uczono.
- Powiem wam w tajemnicy, dziewczyny: jeśli tak się zdobywa wpływy, tym bardziej nie zazdroszczę. Nie zamieniłabym się z nią choćby nosiła koronę - powiedziała Naomi i obscenicznie oblizała usta.
- Zamknij dziób, nie da się ciebie słuchać.
To Yumi się odezwała. Rei popatrzyła na nią z nie mniejszym zdziwieniem niż reszta wesołej gromadki. O dziwo, nie speszyły jej zszokowane spojrzenia, wręcz przeciwnie: nadal patrzyła na przeciwniczkę wyzywająco. Może tym razem nie zamierza ustępować pola.
- Wybacz - odparła Naomi, a w jej głosie brzmiał czysty jad. - Sądziłam, że jesteśmy w zaufanym gronie. - Z pewnością uważała to za wystarczająco wredną uwagę, ale żadna z dziewczyn nie była skłonna wymienić z nią porozumiewawczych spojrzeń, pouciekały wzrokiem na boki, czym chyba ją trochę wkurzyły. Uzupełniła więc swoją wypowiedź: - Nie miałam pojęcia, że masz do mnie jakieś żale. Nie wiem, czy miałabyś dobrze, jakbym nie była błyskotliwą nauczycielką. Nie wszystkie zdolności ma się od urodzenia.
Na policzkach Yumi pojawił się rumieniec. Może w innych okolicznościach ktoś by jej dogryzał, ale w tej chwili dziewczyny powściągnęły języki i niemal wszystkie uciekły wzrokiem do swoich haftów, udając, że nic nie słyszały. 
Naomi przez chwilę mierzyła Yumi wzrokiem, ale ponieważ dziewczyna jedynie hardo na nią patrzyła, nic nie mówiąc, ona również udała, że wraca do pracy. Chyba zdała sobie sprawę, że i tak za dużo powiedziała, w obszarze, o którym powinno się milczeć.
Yumi, w przeciwieństwie do reszty, nie wróciła do haftowania. Rei pomyślała, że to dobra okazja, żeby ją zagadać. Jeśli dziewczyna właśnie teraz postanowiła podnieść wyżej głowę, to i ona może na tym skorzystać.
Pociągnęła młodszą koleżankę za rękaw szaty.
- Chodź. Przewietrzymy się - zaproponowała.
Wiedziała, że przyciągnie uwagę, ale dziewczyny pomyślą, że próbuje rozładować napięcie wiszące w powietrzu. Gdy ktoś wyróżnia się tym, że mało mówi i jest cichy, wiele osób jest skłonnych pomyśleć, że narazi się na krzywe spojrzenia tylko dla załagodzenia konfliktu.
Yumi wcale się nie opierała, co sugerowało, że miała szczerą ochotę opuścić to towarzystwo. Wyszły tylnymi drzwiami do ogródka, w którym oprócz wysypanych kamieniami ścieżek były tylko doniczki z krzewami bonsai. Zajmowały one sporo przestrzeni, a Asu codziennie osobiście ich doglądała, podobnie jak wielu innych rzeczy. Z utrzymaniem tego minimum roślinności było mnóstwo pracy, ale była to atrakcja, przyciągała ludzi.
Yumi, nie oglądając się, poszła prosto ścieżką, a potem usiadła na ławce. Zdenerwowanie zniknęło z jej twarzy. Rei pomyślała, że została potraktowana jako pomocna dłoń, której rola się skończyła, ale wcale nie zamierzała zapewnić dziewczynie spokoju.
Teraz był dobry moment na atak.
- Nieodmiennie się dziwię, że to znosisz - powiedziała, siadając obok. Nie skupiała spojrzenia na Yumi, lecz patrzyła na drzewko przed sobą. Nie chciała sprawiać wrażenia, jakby temat ją żywo interesował. - Ale zapewniam cię, że natarcie dopiero się zaczyna. Dziewczyny są rozdrażnione.
Tak jak się spodziewała, Yumi przestała zgrywać zrelaksowaną i popatrzyła na nią.
- Czym są rozdrażnione? Bo się posprzeczałam z Asu?
Rei postanowiła nie odpowiadać wprost na to pytanie. Podejrzewała, że mimo pewnej niechęci każda z kapłanek dzielnie kibicowałaby Yumi, gdyby ta potrafiła celnie przygadać ich przełożonej - bo tak to zwykle działa. Żadna z tej dwójki nie cieszyła się sympatią, ale Asu ze swoimi niekontrolowanymi wrednymi odzywkami wiecznie się czymś narażała, więc nikt jej z punktu widzenia koleżeńskiego nie lubił. Chociaż dużo jej zawdzięczały.
- A posprzeczałaś się?
Yumi wzruszyła ramionami.
- Nie nazwałabym tak tego. Trochę mnie poniosły nerwy. Ja na pewno jej tak bardzo nie wyprowadziłam z równowagi.
Rei uśmiechnęła się lekko. Doskonale wiedziała, że Asu wściekła się na nią - ale też to było bez znaczenia. Asu zawsze się wkurzała, kiedy ktoś nie chciał jej się podporządkować, i jeszcze śmiał forsować swoje zdanie.
To niedobrze, że Yumi tak od razu próbuje się usprawiedliwiać.
- Dziewczyny nigdy cię nie zaakceptują, bo nie jesteś jedną z nas - powiedziała, starając się, by zabrzmiało to jak początek swobodnej konwersacji. Choć zdawała sobie sprawę, że takie słowa nie mieściły się w granicach przyjemnej pogawędki. - A plotki mówią, że nie jesteś nawet bardziej, niż myślałyśmy. Zresztą… plotki - uniosła znacząco brwi. - Plotki były wcześniej. Pewnych rzeczy nie da się ukryć, jak mieszkasz z kimś drzwi w drzwi. A ty próbowałaś, choć i bez tego dziewczyny by ci nie wybaczyły.
Yumi przymknęła na moment oczy. Wyglądała na zrezygnowaną, jakby domyśliła się, o co chodzi, i nawet nie brała pod uwagę zaprzeczania.
- Nic złego nie zrobiłam.
Rei skinęła głową, z wyrazem zrozumienia na twarzy. Zresztą, nie musiała grać. Wydawało jej się, że potrafi zrozumieć emocje koleżanki. Choć, oczywiście, wyobraźnię ograniczało to, że nie mogłaby znaleźć się na jej miejscu.
- Przecież wszystkie to wiemy… Wszystkie to wiedzą. Każda chciałaby znaleźć się na twoim miejscu. Większość z nas nigdy nie wyjdzie za mąż, bo w jakim celu? To zwykła zazdrość.
Yumi popatrzyła wprost na nią. Miała zacięty wyraz twarzy.
- Próbujesz mnie wpędzić w poczucie winy? Nie będę przepraszać za coś, na co nie mam wpływu.
- I bardzo dobrze. Podoba mi się takie nastawienie - odpowiedziała Rei natychmiast. Wystraszyła się, że może Yumi zacznie teraz dążyć do konfrontacji. Nie mogła dopuścić do tego, żeby to na nią skierowała złość. - Zauważ, że dziewczyny są wobec ciebie lojalne. Żadna jeszcze nie poleciała z tym do Asu. Może żadna nie chce nadstawiać karku będąc posłańcem złych wiadomości. Ale, tak czy inaczej, kryją cię.
Yumi potrząsnęła głową, co sprawiło, że unikatowe blond loki rozsypały się wokół jej twarzy. Nigdy nie miała szans się wśród nich nie wyróżniać - w większości były blondynkami, ale farbowanymi. W większości pochodziły z Sunagakure, i miały tutaj rodziny, które nie wiedziały, jak je mają teraz traktować - bo przecież żaden klan nie chciał ich przyjąć z powrotem. Nie były przydatne, umiały jedynie wznosić modły, recytować mantry, a jedynym, co mogły stworzyć, były amulety na szczęście.
Yumi pochodziła z Kraju Ziemi. Miała zbyt jasną skórę i włosy, by mieć szansę na wtopienie się w tłum gdziekolwiek w wiosce Piasku. Z całą pewnością Najwyższy Kapłan właśnie dlatego ją tutaj przysłał - chociaż co chciał osiągnąć, to już nie było oczywiste. Na pewno chciał wkurzyć tym Asu, co zresztą mu się udało - te dwie były jak ogień i woda i od pierwszej chwili się nie cierpiały. Wydawało się, że dla nich obu nie ma tutaj miejsca.
O dziwo, w Rei Yumi zawsze budziła sympatię. Może dlatego, że też była zbyt spokojna, by móc się odnaleźć w świątynnym towarzystwie.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi - powiedziała blondynka.
Rei uśmiechnęła się dobrodusznie. Musiała teraz dobrze zagrać, żeby przekonująco wypaść.
Tak naprawdę, nie wiedziała, jak Asu zareaguje, gdy dowie się, że Najwyższy Kapłan nie poddał Yumi zabiegowi. Na pewno będzie jej jeszcze bardziej przykro. W końcu, choć pozornie nienawidziła wyrachowanego dziada, to jednak pod warstwą złości, na jakimś podstawowym poziomie - było jej przykro, gdy zorientowała się, że Yumi jej ojciec traktował jak córkę, podczas gdy ją od początku jak narzędzie. Zresztą, Asu jako ojca go nie nienawidziła - nienawidziła go jako guru, który dla zrealizowania własnych ambicji niszczył ludzi.
Oczywiście, to, jak kapłan traktował innych, zawsze wynikało z odgórnie założonego planu i było obliczone na jego korzyść. Yumi miała szczęście, że staruchowi zaczął się palić grunt pod nogami. Wolał ją do siebie przywiązać niż zastraszyć. Inna rzecz, że mało trwale, skoro nie zmartwiła się jego upadkiem. Rei i tak była przekonana, że chociaż nikt już nie mógł zapewnić kapłanowi wpływów, Asu wciąż nie mogła być pewna zwycięstwa.
- Na pewno rozumiesz, że Asu prędzej czy później się dowie. Zresztą - machnęła ręką - może to bez znaczenia. I tak cię nie lubi, więc będziesz jej pierwszym wyborem jak tylko otworzy tę jednostkę misyjną w wiosce deszczu.
- Jaką jednostkę? - We wzroku rozmówczyni można było dostrzec zarówno zdziwienie, jak i niepokój. Rybka połknęła haczyk.
Rei wzruszyła swobodnie ramionami, znów był to ruch całkowicie wystudiowany. Zdawała sobie sprawę, że jej osobiste szczęście zależy od tego, czy Yumi jej uwierzy.
- Misyjną. Przecież wiesz, jaka jest idea. Kaganek oświaty i nasz przekaz duchowy muszą iść w świat. Ktoś ten kaganek musi zanieść.
Na twarzy Yumi pojawił się niepokój.
Oczywiście, że nie trzeba było jej dalej naprowadzać. Nikt nie miał wątpliwości, kogo Asu wyekspediuje za granicę, jak tylko będzie mogła. I to nawet teraz, kiedy nie wie, że Yumi może zacząć się liczyć w wiosce o wiele bardziej niż ona.
- Gaara jej nie pozwoli. 
Rei powstrzymała się, by się nie uśmiechnąć. Dobrze. Yumi od razu uciekła się do najwyższej instancji, przez którą dziewczyny zawsze się przy niej hamowały, i nawet zapomniała użyć tytułu Kazekage. Nikt w tym towarzystwie nie mówił o nim po imieniu. Wioska deszczu przemówiła jej do wyobraźni.
- Oj przestań. Asu może sobie wysyłać misje, gdzie chce, jeśli miejscowi ją wpuszczą. W Amegakure zechcą nas na pewno, to ma wymiar misji humanitarnej, będziemy uczyć dzieci czytać, pisać... To znaczy, ty będziesz.
Yumi wykonała gwałtowny ruch, jakby chciała wstać. W jej spojrzeniu można było dostrzec czysty gniew.
- Asu wysyłać to sobie może ciebie - powiedziała ostro. - I koleżanki, jak nie mają odwagi się sprzeciwić. Mnie może skoczyć.
Rei skinęła głową, na znak powierzchownej zgody. 
- Oczywiście, może teraz tak jest. Ale, kotku, czas działa na jej korzyść. Bo potrafi się ustawić. A ty potrafisz tylko siedzieć w kącie i czekać. Jeśli nawet masz nad nią przewagę, to ona coraz bardziej topnieje.
Yumi przygryzła wargi. Stało się oczywiste, że nie zamierza się odezwać, więc Rei postanowiła kuć żelazo póki w kuźni gore. Może trochę ryzykownie, bo Yumi była drażliwa, gdy ktoś jej cokolwiek sugerował. Ale kto nie ryzykuje, ten nie ma.
- Czekanie to jest najgorsza strategia, dlatego, że w tym kraju… Co ja mówię, tak naprawdę wszędzie kobieta musi przejąć inicjatywę. Mężczyźni są zbyt zajęci ratowaniem, naprawianiem, a następnie porządkowaniem świata - podkreśliła swoje słowa wyliczając na palcach. - Czy Haru odeszłaby ze świątyni uwić sobie gniazdko, gdyby czekała, aż ten jej po uszy zakochany błazen się ocknie? Nie, bo faceci nie są przyzwyczajeni do przejmowania inicjatywy. Musimy to robić za nich. I radzę ci się tym zająć, zanim Asu wymyśli, jak się ciebie skutecznie pozbyć. Albo pojawi się ktoś trzeci i go sobie weźmie.
Yumi zaczęła nerwowo pocierać o siebie palce u dłoni, które miała złożone - przepisowo - na kolanach. Oczywiście, że zrobiła się nerwowa. Bo musiało do niej dotrzeć, że wywód jest całkiem logiczny.
Rei myślała, że pójdzie jakoś łatwiej - że Yumi jest już tak rozzłoszczona na Asu, iż wcale nie trzeba będzie jej motywować, i nie trzeba będzie się odwoływać bezpośrednio do Kazekage. Jakoś dziwnie było mówić o nim tak, jakby był dostępnym mężczyzną, a nie dowódcą otoczonym nimbem nietykalności.
Ale przecież dla Yumi był dostępnym mężczyzną. Ta dziewczyna ma ubytek mózgu, jeśli trzeba jej tłumaczyć, jakie ma możliwości, żeby uwiązać go na stałe.
- Pomyślę o tym.
Pomyślę?
Rei nawet nie wiedziała, co powiedzieć. Jak się nie ma woli walki, to się nie wygrywa bitew. Miała dla Yumi gotowe instrukcje, jak zadziałać szybko i skutecznie - ale jakby jej to teraz powiedziała, dziewczyna by się obraziła.
- Ta panna z Konohy, co to za jedna? - zapytała blondynka, choć wydawało się, że skończyła już rozmowę.
- Nie wiem, o kim mówisz - odpowiedziała Rei. Była coraz bardziej rozczarowana. Sądziła, że chociaż Yumi jest  frustrująco niezdecydowana i bierna, to jednak jej zależy. A ona była zainteresowana jakimiś ploteczkami z życia osady.
Rei nie była zainteresowana życiem tej osady. Miała serdecznie dość piasku i chętnie wyniosłaby się, choćby do wioski deszczu. Nie musiałaby wtedy oglądać rodziców, siostry i jej bachorów.
Yumi mogła być dla niej przepustką do nowego życia, ale, do licha, musi zacząć działać. Samo się nie zrobi.
- Matsuri wdała się z nią w awanturę. Jakaś kunoichi i na pewno znajoma Asu, słyszałam, jak mówiła, że ją tu zaprosiła.
- Akurat, bo może zapraszać kogo zechce. - Rei powiedziała te słowa bez zastanowienia, i zapewne zbyt nerwowym tonem. Upór, z jakim Asu przypisywała sobie wpływy, o których mogła sobie pomarzyć, bardzo ją drażnił. Zdaje się, że chciała takie wpływy zyskać. Nigdy się do tego nie przyznała, ale, na miłość bogini Słońca - musiał być jakiś powód, dla którego tak uparcie trzymała się jałowej wioski na środku pustyni. Mogła głosić swoje idee wszędzie, bo były uniwersalne, a duchowe wsparcie coraz lepiej się sprzedaje. Co ją powstrzymuje przed zbudowaniem sobie kapliczki w ładniejszym otoczeniu, gdy jej bliski przyjaciel już w praktyce rządzi w wiosce Chmur i może tam sobie sprowadzić, kogo zechce? - Nie mam pojęcia, o kim mówisz - przyznała niechętnie.
Jaką dziewczynę Asu tutaj zaprosiła, nie pisnąwszy na ten temat słówka?
Yumi w żaden sposób nie zareagowała, wyraźnie zamyślona.
- Jak cię to ciekawi, popytam tu i ówdzie - zaoferowała Rei, udając, że jest jej to obojętne.
- Zapytaj, bardzo mnie to ciekawi.
Rei popatrzyła na Yumi podejrzliwie. Nagle zrozumiała, o czym jej rozmówczyni pomyślała. Może nie jest tak idiotycznie naiwna, by nie umieć połączyć faktów.
Ale czy naprawdę, Asu sprowadziłaby sobie tutaj koleżankę, żeby zastawić pułapkę, skoro miejscowe tlenione blondynki się nie nadawały? 
Może próbuje dorównać ojcu przebiegłością. Ale tak jak on przejedzie się, sądząc, że wszyscy faceci łapią się na to samo. 
Jeśli Asu, podobnie jak ona, wykoncypowala, że ze wszystkich tych dziewcząt tylko do Yumi Kazekage miał słabość - to myliła się, sądząc, że rozwiąże problem sprowadzając kogoś nowego. Yumi była owieczką wrzuconą w stado wilków. Owieczką, za którą poczuł się odpowiedzialny.
Jeśli Asu chce rozegrać to w taki sposób: zapewnić mu nowy obiekt zainteresowania i usunąć Yumi z pola widzenia - stawia sprawę na ostrzu noża i tym szybciej stąd wyleci.
Trzeba tylko odpowiednio pokierować dziewczyną, której wadą i jednocześnie największą zaletą jest niewinność i niezdolność do manipulacji.
- Yumi, słonko. Niezależnie od tego, czy wolisz piasek czy deszcz - mam nadzieję, że polubisz dzieci.

.................................................................................
- Usiądź, Temari. - Gaara wstał i wskazał jej krzesło naprzeciw siebie. Ten gest wydał jej się zbyt kurtuazyjny, formalny. Znowu miał do niej sprawę zawodową.
Usiadła, a Gaara zajął swoje miejsce - fotel z wysokim oparciem, którego widok z upływem kolejnych dni coraz bardziej ją drażnił, bo miała wrażenie, że ostatnio stanowi on nieodłączne tło jej rozmów z bratem.
- Wiesz, to zabawne - powiedziała, chociaż obiecała sobie, że powściągnie język. - Drugi dzień pod rząd obaj odmówiliście spotkania się ze mną na obiedzie. I w porze obiadu wzywasz mnie tutaj. Jak rozumiem, nie masz czasu zjeść ze mną jak człowiek, dlatego, że musisz się ze mną spotkać służbowo. Ciekawa jestem, czy Kankuro zdoła to przebić.
Była świadoma, że w jej tonie przebija rozgorycznie. Zwykle starała się nie rozmawiać z Gaarą w ten sposób, nawet, jeśli była na niego bardzo zła. Kiedy wytykała mu rzeczy, do których on wcześniej nie przywiązywał wagi - nie potrafił się bronić. Zresztą, zawsze, gdy miała do niego jakiś zarzut, sprawiał wrażenie, jakby nie potrafił się bronić. Jak ktoś, kto uderzył głową w ścianę, o której nawet nie wiedział, że tam jest.
Tak samo wyglądał teraz. Patrzył na nią nieruchomo, a dla niej było jasne, że nie miał pojęcia, że ona oceni tę sytuację przez ten właśnie pryzmat - że spławił ją jako siostrę, a wezwał jako pracownika. I, oczywiście, ruszyło go sumienie. Potrafił spojrzeć na sytuację oczami drugiej osoby, ale często trzeba było mu przedstawić punkt, z którego ma patrzeć.
- Mniejsza z tym - mruknęła. Kiedy wytrącała go ze strefy komfortu, sama czuła się niezręcznie.
- Przepraszam, Temari. Rano nie wiedziałem, jaki będzie rozkład dnia.
-  I nie chciałeś ze mną zjeść obiadu - podpowiedziała. 
Rozumiała to, że mógł nie chcieć. Trochę, a może nawet bardzo, niesprawiedliwie go potraktowała. Nie chodziło tylko o bransoletkę. Zachowywała się jak nadopiekuńcza matka, która uporczywie broni pisklaka przed wyjściem z gniazda, żeby nie połamał sobie skrzydeł.
Nie zauważając, że on już umie latać.
- Nie chciałem. - Nie zdziwiła jej ta odpowiedź. Gaara nie należał do osób, którym powinno się zadawać pytania, jeśli nie chce się usłyszeć prawdy. Ani do takich, którym można zadawać pytania obok tematu, licząc, że sam się domyśli, o co chodzi i udzieli odpowiedzi na zagadnienie ukryte pod powierzchnią i stanowiące istotę sprawy. - Ale nie jest tak, że nie chcę zjeść z tobą obiadu wcale, po prostu nie dzisiaj.
Skinęła głową. 
- Rozumiem. Ja też przepraszam. Za tę sprawę z bransoletką, za…
- Temari. Nie dzisiaj.
Popatrzyła na niego ze zdziwieniem. Ale także z ulgą, że ma do niej ważniejszą sprawę. Chciała mu coś powiedzieć, ale najpierw musiała jakoś zebrać myśli i się do tego przygotować.
Nie powinna była przepraszać tylko za podebranie bransoletki. Powinna przeprosić, bo od zawsze wydawało jej się, że wszystko wie najlepiej. Bo od zawsze bombardowała go uwagami, które były zgodne z jej punktem widzenia. Wydawało jej się, że wszystko wie.
I może dalej by jej się tak wydawało, gdyby nie zobaczyła wczoraj popołudniu Tenten, która przechadzała się po wiosce i wcale nie sprawiała wrażenia, że nie chce tu być. 
Przeciwnie, było w jej twarzy coś pogodnego - coś, co natychmiast przypomniało Temari, jak Tenten zachowywała się sześć lat temu, jak wnosiła pozytywny nastrój wszędzie, gdzie się pojawiła. Temari nie potrafiła zgasić w niej entuzjazmu nawet uwagami, żeby znalazła sobie inny obiekt do eksperymentowania zamiast poddawać testom obronę absolutną Gaary.
Tenten powiedziała jej wtedy, że zarzuca jej prowadzenie eksperymentów tylko dlatego, bo nikt jej nie przytulał. 
I to była prawda, dlatego tak bardzo się na nią wściekła.
Wczoraj jednak, gdy zobaczyła Tenten z tą rozpromienioną miną, zdała sobie sprawę, jak wiele lat minęło, i że nie spodziewała się jej takiej zobaczyć. Kunoichi, jaką zdarzało jej się widywać po wojnie, po śmierci Nejiego, tak nie wyglądała.
Temari nie była pewna, jak to zinterpretować, ale w połączeniu z innymi cegiełkami oczywiste było, że przyjętą ocenę stanu rzeczy musi zrewidować. 
- Co się stało? - spytała, zakładając, że skoro Gaara wezwał ją o tej porze, zapewne sprawa wyskoczyła nagle.
Gaara oparł łokcie o blat biurka i złożył dłonie w daszek. Przy takiej mowie ciała spodziewała się polecenia służbowego. Może dlatego była bardzo zaskoczona, nie tylko tym, co powiedział, ale też wahaniem w jego głosie.
- Chciałbym, żebyś się zastanowiła… nad przyjęciem uczennicy. Nad wyszkoleniem Tenten w manipulacji żywiołem powietrza.
Temari zapadła się głębiej w krześle. Była pewna, że bezbrzeżne zaskoczenie odmalowało się na jej twarzy.
Była zszokowana. Nie nadawała się do szkolenia kogokolwiek. Nie nadawała się zwłaszcza, jeśli to Dziesięć na dziesięć miała być kimkolwiek.
I Gaara doskonale o tym wiedział.
- Po prostu to przemyśl - powiedział, przyglądając jej się badawczo.
Temari nie zapanowała nad sobą i wykonała dość gwałtowny ruch ręką.
- Ale jak to? Czy nie Kankuro miał ją uczyć… tworzenia nici z czakry? - Końcową część zdania wypowiedziała zupełnie bez przekonania, bo brat posłał jej spojrzenie, jakby plotła bzdury.
- Przecież wiesz, że Tenten nie nauczy się tworzyć nici czakry.
- Ani kontroli elementu wiatru na poziomie wyższym niż szkolny - powiedziała to bez zastanowienia i natychmiast pożałowała, że nie ugryzła się w język, bo Gaara patrzył na nią, jakby go obraziła. - W sensie, na naszym średnim poziomie, żadnej z moich elementarnych technik - zaczęła szukać jakiegoś wybiegu. - To nie jest z mojej strony żaden afront, okej? Po prostu nie wykona żadnej dużej techniki z elementem wiatru, bo za słabo panuje nad czakrą.
- Nauczy się kontrolować czakrę. A ty nauczysz ją tyle, ile umiesz.
Och, jak to łatwo brzmiało. Pewnie, żaden problem. Przez dwadzieścia lat się nie nauczyła, to teraz w miesiąc to opanuje, a manipulację ruchami powietrza w następny.
- Nauczysz. Rozumiem, że to by było na tyle, jeśli chodzi o grzeczną prośbę i “przemyśl” - skomentowała. 
To był jeden z problemów w komunikacji z Gaarą - nawet rozkazy oblekał w ładne słowa. I czasami nie sposób było się domyślić, czy coś jest rzeczywiście prośbą czy jednak poleceniem. Temari miała nawet wrażenie, że Gaara sam tego nie rozróżniał, dlatego, że ludzie zazwyczaj mu nie odmawiali. Uważali, że jest nieomylny. Nie zazdrościła mu tej presji.
Zanim Dziesięć na dziesięć nauczyła go mówić proszę i dziękuję, rozmowy z nim były mniej przyjemne, ale przynajmniej jednoznaczne. Nie, żeby za tym tęskniła. Ale czasami było łatwiej.
Gaara podniósł z biurka długopis, chyba tylko po to, żeby mieć pretekst do odwrócenia od niej wzroku. W zwykłych rozmowach unikał patrzenia ludziom w oczy - ale znał teorię związaną ze znaczeniem kontaktu wzrokowego i wyuczył się patrzenia wprost, kiedy wydawał komuś polecenia i w większości sytuacji na linii dowódca - podwładny. Dlatego też zdawał sobie sprawę, kiedy powinien na kogoś patrzeć, ale nie mógł się do tego zmusić, więc szukał sobie wymówki.
- Oczywiście, że możesz odmówić. Po prostu… nie mam pomysłu, co w takim wypadku zrobić.
- A kto miał ją uczyć? Ty? Jednak nie znajdziesz czasu?
Gaara odłożył swój długopis i tym razem spojrzał bezpośrednio na nią.
- Nie chodzi o to, że nie mam czasu. To po prostu kiepski pomysł.
- Twój pomysł. Kiepski. Życie jest pełne niespodzianek. - Powinna była ugryźć się w język. Zabrzmiało, jakby ironizowała, a to wcale nie była jej intencja.
Poczuła się beznadziejnie z tym, że rzuca kłody pod nogi własnemu bratu.
- Dobrze. Jeśli tylko Dziesięć… Jeśli Tenten się zgodziła, będę ją uczyć - powiedziała. Wcale nie miała do tego przekonania, ale czasem trzeba się poświęcić. Poza tym, jeśli kunoichi z Liścia, która dostała od niej wycisk na egzaminie na to przystała, to widać była zdeterminowana i skłonna do poświęceń.
Ona też się może czasem poświęcić. 
Dostrzegła konsternację na twarzy Gaary i z tego wywnioskowała, że Dziesiątka nawet o tym pomyśle nie wie.
Nie zdążyła zapytać, czy w takim razie ma ją również przekonać, bo rozległo się pukanie do drzwi. Gaara nie od razu wydał polecenie, żeby wejść, ale ktoś za drzwiami cierpliwie czekał - co oznaczało, że mimo przerwy obiadowej poważnie traktował obowiązki w pracy.
Nie zdziwiło jej więc, gdy drzwi się otworzyły i zobaczyła młodego chuunina, Seijiro, który karnie zasalutował - nie tak od niechcenia, jak to zwykli robić ludzie znudzeni pracą. Należał do entuzjastów, którzy wypełniają obowiązki najlepiej jak potrafią nawet, gdy nikt nie patrzy.
- Panie Kazekage…
- Do rzeczy. - Gaara odezwał się nietypowo jak na siebie bezpośrednio, co od razu poprawiło Temari humor. Dla niej to brzmiało jak: Nie teraz, rozmawiam z siostrą.
Właściwie powinien odesłać interesanta, bo była przerwa na obiad.
Seijiro wyglądał na stropionego.
- Córka Słońca Yumi-dono prosi, by ją zaanonsować.
Temari odwróciła się w krześle i zmroziła bogu ducha winnego chuunina spojrzeniem.
- W jakim charakterze? O ile wiem, tutaj nie pracuje.
Seijiro cofnął się o krok.
- Ee.. no… ja nie wiem. - Spojrzał na Gaarę jakby szukał u niego ratunku. 
Temari też przeniosła wzrok na brata. Zastanawiała się, czy jest zaskoczony na równi z nią, ale nie potrafiła tego ocenić. 
Zawsze ją dziwiło, że tak dobrze maskował emocje, gdy mówił do podwładnych - zupełnie jakby miał dla nich drugą twarz. Zazdrościła mu tej umiejętności. Ona niełatwo traciła panowanie nad sobą, ale zawsze w najmniej odpowiednich momentach.
- Poproś ją, żeby pięć minut zaczekała - powiedział.
Temari miała wrażenie, że Seijiro bardzo chętnie opuścił pomieszczenie, zerkając na nią nerwowo. Ale kto by się tym przejmował. Popatrzyła na Gaarę.
- Jej wolno tak sobie tutaj przychodzić, gdy tylko ma ochotę? - spytała, być może zbyt napastliwie.
- Temari. - Gaara odpowiedział w sposób, który ucinał wszelkie dyskusje. I dawał jej pewność, że w dalszym ciągu daje się nabierać na wizerunek niewiniątka, chociaż Yumi musiała mieć charakterek i tupet - w innym wypadku, biorąc pod uwagę, w jakim momencie trafiła do Suny, jej koleżanki, córki Słońca rozszarpałyby ją niczym harpie. Stary kapłan przysłał ją w momencie, gdy Rada Wioski wciąż bała się, że odłączenie się od Kościoła spowoduje zbyt duże napięcie dyplomatyczne i kombinowała, jak odwieść od tego pomysłu Gaarę - bo na usunięcie go ze stanowiska było o wiele za późno, żołnierze cenili go wyżej niż przyjazne relacje z oficjelami z Kraju Wiatru. 
Wtedy czcigodny kapłan był jeszcze autorytetem dla radnych, dla dużej części ludu, ale nie dla córek Słońca, którym Asu obiecała wyzwolenie i niezależność.
Yumi nie była arogancka i butna, a przynajmniej na taką nie wyglądała - pewnie dlatego przekonanie, że Gaara jej ufa powodowało, że Temari czasami miała ochotę chwycić ją za blond loki i wystawić za bramę wioski. Na sam widok dziewczyny skręcało ją ze złości, bo przypuszczała, że gdyby nie ta aparycja, Gaara by na nią dwa razy nie spojrzał. Wyróżniała się wśród nienachalnie, ale wyraziście umalowanych dziewczyn - wyglądem, ale jeszcze bardziej zachowaniem. Większość kapłanek zachowywała się ze sztuczną skromnością i niemal natychmiast coś w tym wizerunku zgrzytało, bo spod otoczki przebijała pewność siebie. Zresztą, to mogło być działanie celowe: nie pozostawiało wątpliwości, że świątynia wypuszcza w świat panny rodem z mokrych snów dojrzałych mężczyzn potrzebujących kobiet do podbudowania sobie samooceny - wamp w sypialni, ale przy kolegach uniżona służka.
Yumi chyba nie załapała się na tę część szkolenia, na której wmawiano dziewczynom, że z drugiego rzędu mogą rządzić światem - dlatego odnosiło się wrażenie, że znalazła się w tym towarzystwie przez przypadek.
Czego ona tutaj szuka? Temari zdecydowała się nie pytać. Czasami lepiej nie wiedzieć.

…………………………
Dwa tygodnie wcześniej, wioska Liścia. Po zwycięstwie Matsuri w egzaminie na chuunina

Gaara przyszedł na spotkanie trochę wcześniej niż było ustalone i kiedy znalazł się przed drzwiami knajpy, w której umówił się z Lee, był przekonany, że jest pierwszy.
Jednak zanim otworzył drzwi, usłyszał głos Zielonej Bestii Konohy.
- Po prostu przyznaj, że go unikasz!
Odpowiedź sprawiła, że zastygł z dłonią na klamce.
- Nie mam powodu!
Przez sekundę nie potrafił się zdecydować, co zrobić.
Liczył, że ją spotka - dlatego rozciągnął w czasie wszystkie plany, zakładając, że musiałby mieć wyjątkowego pecha, by zostać dwa dni w wiosce Liścia i nawet jej nie zobaczyć.
Jednak miał parszywe szczęście. Spotkał ją, chociaż przed nim uciekała. Na dodatek mogło to wyglądać, jakby podsłuchiwał pod drzwiami.
Nie był psychicznie gotowy, żeby z nią rozmawiać, ale też nie miał alternatywnego wyjścia. Gdy otworzył drzwi, Tenten prawie na niego wpadła.
Było to egoistyczne, być może podłe, ale natychmiast zweryfikował w myślach pogląd na temat niefortunnych zbiegów okoliczności. Był pewny, że Tenten utrzymałaby równowagę, ale i tak złapał ją za ramiona, jakby trzeba było ją chronić przed upadkiem. Pachniała egzotycznie, połączeniem nagietka i cynamonu.
Chyba ten zapach przyćmił jego zdrowy rozsądek. Przez moment pomyślał, że wystarczyłoby przyciągnąć ją do siebie, by poczuć ciepło, muśnięcie jej skóry.
Przypomniał sobie jednak, jak powiedziała nigdy więcej mnie nie dotykaj. I to, że po bitwie, w której zginął Neji, gdy była rozbita i zrozpaczona, a on chciał ją objąć, wzdrygnęła się i cofnęła, jakby jego dotyk parzył.
U każdej dziewczyny, której później dotykał, próbował się dopatrzyć takiej samej reakcji. Nigdy podobnej nie zauważył. Dopiero niedawno doszedł do wniosku, że skoro miały być przekonujące, nauczono je tłumić instynktowne odruchy.
Tenten była prawdopodobnie jedyną dziewczyną, która była blisko i której nikt nie nauczył grać, udawać, imitować emocji. Patrzyła na niego z zaskoczeniem, które w ułamkach sekund zamieniło się w coś innego, niejasnego.
Na pewno nie były to pozytywne emocje, a to go zmotywowało, żeby ją puścić i się cofnąć.
- A więc… przepuścisz mnie? - Głos jej lekko zadrżał.
Przecież nie chciała go widzieć.
Mógł to uszanować, ułatwić jej unikanie go bez powodu. Gdyby tak zrobił, czułby, że postąpił właściwie, tak jak właściwym było nie być egoistą i się z nią nie kontaktować. Jednak dobrze wiedział, że żadna okazja nie powtarza się dwa razy. 
Mógł przynajmniej przez kilka minut na nią popatrzeć.
- Nie. Odprowadzę cię do domu.