27 lip 2020

Rozdział 36. Narzeczona

Tenten przy trzeciej butelce wina uznała, że trzeba jak najszybciej pozbyć się gości. Zwłaszcza, że gdy się rozkręcą, mogą pozwolić sobie na dużo więcej.
Przy pięciu osobach ta ilość słabego alkoholu to było tak naprawdę niewiele - nie bała się, że którekolwiek z nich się upije, ale miała poczucie, że traci czas. Gaara jakoś nie wzbraniał się przed stawianiem na stole kolejnych butelek wina, co powinna mieć mu za złe. Przeszło jej nawet przez myśl, że może wcale nie chce z nią zostać sam na sam. Ale też nie mogła mieć pretensji, że w miłej atmosferze nie patrzył na zegarek. W towarzystwie Yumi, Hanako i Korobiego czuł się swobodnie, zachowywał się inaczej niż to sobie wyobrażała, nawet na podstawie jego relacji z rodzeństwem.
A raczej na podstawie tego, co wiedziała o jego relacjach z rodzeństwem. Przypominając sobie zdjęcie całej trójki z jakiegoś beztroskiego wyjścia, zdobiące półkę w drugim pokoju, pomyślała, że Gaara, mimo spięć, ma z Temari i Kankuro dobre relacje. Okazuje się też, że potrafi odnaleźć się w towarzystwie dużo lepiej, niż się z pozoru wydaje. Wielu cech jego osobowości nie zdążyła jeszcze poznać. Ekscytowała ją myśl, że teraz, już prawie oficjalnie, należy do niej i będzie mogła codziennie codziennie z nim być i codziennie go zgłębiać. Wcześniej jednak musi odhaczyć wycieczkę do Konohy. Myśl o jutrzejszej podróży psuła jej humor.
Gdy trzecia butelka była już pusta, a Korobi tęsknie popatrzył na barek z trunkami, Tenten uznała, że trzeba wykazać więcej zdecydowania i oświadczyła, że dosyć tego, bo nieoficjalne przyjęcie zaręczynowe nie ma prawa zamienić się w popijawę. Nie dbała o to, czy ktokolwiek uwierzy w tę wymówkę.
Yumi pospieszyła z odsieczą, natychmiast proponując pomoc w sprzątaniu. Niechętnie patrzących na ten pomysł mężczyzn praktycznie wyrzuciła za drzwi, argumentując, że mogą sobie tradycyjnie po biesadowaniu palić na werandzie. 
Ciekawym było zobaczyć, że niepozorna dziewczyna potrafiła przejąć stery. Hanako nie omieszkała tego skomentować, mówiąc, że z taką werwą może całkiem szybko awansować w szeregach administracji cywilnej. Tenten dopytała je o pracę, mimo obawy, że sprzątanie zamieni się w plotki i straci jeszcze więcej czasu. Ale mimo rozmawiania, była szansa, że szybko uporają się ze zmywaniem, którego było mnóstwo.
- Odnośnie przyjęcia zaręczynowego, jak już wrócisz, powinnaś pomyśleć o nim na serio, oficjalnie - zauważyła Hanako, gdy stały razem przy szafkach, dzieląc pracę. Dziewczyny przydzieliły jej wycieranie czystych naczyń, podczas gdy Yumi zmywała, a Hanako - a jakże - parzyła kawę, zaczynając od mielenia ziaren. Tenten uznała, że ze wszystkim się dopasuje, bo to z pewnością skróci całą akcję.
- Myślisz, że to konieczne? - zapytała.
Dziewczyna skinęła głową.
- Rozumiem, że nie chcecie robić dużo szumu. Tradycyjną otoczkę można uszczuplić, ale nie przesadzałabym z tym. Przede wszystkim, nie możecie się chować. Bankiet w siedzibie rady, gdzie będą wszyscy najważniejsi w wiosce, jest konieczny, żeby wszystko zostało uznane za ważne. To może byc skromne, jounini może nawet tak by woleli. Ale Sunijczycy muszą wiedzieć, że sprawa jest zaklepana.
Tenten zastanowiła się.
- A czy z tego nie będzie tylko więcej problemów?
Yumi odwróciła się od naczyń i spojrzała na nią.
- Uradzimy, jak to organizować tak, żeby było najmniej problemów, prawda? Nie jesteś stąd, to prawda, ale nie pozwól zrobić z siebie pariasa. Musisz nauczyć się mnóstwa rzeczy, a my we wszystkim pomożemy, prawda? - popatrzyła na koleżankę.
Hanako pokiwała z entuzjazmem głową.
- Kazekage może i woli podejść do sprawy czysto formalnie i nie wchodzić…. w tradycje, które są niby świeckie, a jednak religijne. Ale lepiej by było, żebyście uszanowali religię. Tutaj naprawdę nie jest dla nikogo tajemnicą, że Kazekage nie czci naszych bogów. I zgadzają się na to, bo… można powiedzieć, że i tak ma błogosławieństwo bóstw. Asu zapewnia wiosce przychylność niebios. Sunijczycy przyjmą wszystko, co ona zaakceptuje. 
Tenten stropiła się. Nie miała nic przeciw Asu, przynajmniej tak sobie powiedziała. Nawet chciała ją zaprosić na tę małą imprezę, ale Gaara powiedział jej, by wybrała kapłankę lub Temari. Wybór był oczywisty, choć w rezultacie Temari i tak nie przyszła, wymawiając się pracą. 
Ale szczere chęci, żeby jakoś dogadać się z Asu, która zajmuje ważne miejsce w wiosce i - tak się jej wydawało od początku - ma też ważne miejsce w życiu Gaary, to co innego niż pozwolić, żeby dziewczyna miała cokolwiek wspólnego z jej ślubem.
Najchętniej zaangażowałaby w to tylko Temari, która miała dość energii i zdolności, żeby w pojedynkę zapanować nad wszystkim. Gdyby mogła przejąć stery, pewnie też przestałaby się złościć. Trudno byłoby to jednak zrealizować, bo przecież rzecz jest kwestią odległej przyszłości i kiedy nabierze kształtu, Temari będzie już w Liściu.
- Ślub będzie skromny, więc sama sobie poradzę… same sobie poradzimy - powiedziała, nie chcąc ranić uczuć koleżanek.
Hanako potrząsnęła głową.
- Skromny ślub będzie powodem do plotek, że popełniacie mezalians - zauważyła.
- Bo go popełniamy - odparła Tenten niechętnie. - Mogę nauczyć się parzyć kawę na pięćset sposobów, wyuczyć się waszych gestów i wszystkich reguł towarzyskich, mogę sobie zarżnąć kubki smakowe papryczkami chili. Ale nie stanę sie od tego sunijką, ani nikt tutaj nie uzna mnie za jedną z was.
Hanako, która była teraz jedyną osobą skupioną na przydzielonej czynności, odłożyła na bok akcesoria do przyrządzania kawy.
- Przekuj to, co ci się wydaje słabym punktem, na twoją korzyść. Nie szkodzi, że nie jesteś sunijką. Kiedyś będziesz musiała dumnie reprezentować wioskę, i to, co teraz powinnaś udowodnić, to nie geny ani wytrzymałość na słońce. Musisz pokazać pewność siebie i to, że wiesz, czego chcesz. Jedno, czego nie możesz zrobić, to pozwolić się poniżyć. 
- Ja jestem tutaj obca, a jednak prawie jak swoja - wtrąciła się Yumi. - Możesz poznać tradycje i kulturę, stosować się do nich i je szanować, a jednak nie sprawiać wrażenia, że stroisz się w cudze piórka. Nie wiem, czy to przekona Radę, oni kierują się przede wszystkim interesem politycznym. Ale też nie mogą uprawiać samowolki. Kiedy społeczeństwo cię zaakceptuje, oni też to zrobią.
Tenten starała się nie wyglądać na wystraszoną, ale pewnie słabo jej wychodziło ukrywanie emocji.
- Nie wiem, jak to zrobić.
Hanako motywująco klepnęła ją ręką w ramię.
- I dlatego niezbędna jest Asu. To jest jej domena. Będzie wiedziała, jak powiązać wymogi urzędowe z religią. Przede wszystkim, jak zrobić to wizerunkowo zgrabnie, a jednocześnie, nie nachalnie w wymiarze religijnym. Kazekage nie zgodzi się, żeby ślub nie był świecki, za dużo pracowaliśmy na rozdział władzy od religii. Ale ludzie będą oczekiwać, żeby uszanować nasze wierzenia, żeby odprawić przynajmniej część tradycyjnych rytuałów. Asu jest od tego specjalistką, a poza tym potrafi przekonać Kazekage, żeby nie przeginał z tą świeckością, zawsze potrafiła go pod tym kątem ustawić. Bo on ma skłonności do przesady. Co to za mina, jesteś zła?
Tenten zapanowała nad grymasem złości i uśmiechnęła się uprzejmie.
- Jakoś wolałabym nie słyszeć, że Asu ma ustawiać mojego przyszłego męża. - Może to zaborcze, ale musiała go tak nazwać. Słowo mąż niezwykle pozytywnie ją nastrajało, używając go mogła nawet o Asu myśleć z humorem. - Pewnie będę musiała się z nią rozmówić w tym zakresie.
Hanako uśmiechnęła się szeroko.
- Podoba mi się to nastawienie. Zawsze mówię, że lepiej dmuchać na zimne, niż potem żałować. Nadajesz się na żonę.
Tenten poczuła się zbita z tropu. Zapewne było to stwierdzenie sarkastyczne, choć do tej pory sądziła, że Hanako jest osobą, która wyraża myśli wprost.
- Przecież żartuję, nie jestem zaborcza.
Yumi, która stała obok niej, prychnęła.
- Nie łudź się, Tenten. Ona mówi poważnie. Najchętniej przyczepiłaby swemu mężowi urządzenie szpiegujące do rozporka.
Tenten wybałuszyła na nią oczy. Nie wiedziała, co ją zaskakuje bardziej - sposób, w jaki Yumi się wyraziła, czy to, że wygłosiła o Hanako opinię, która wydawała się kompletnie niewiarygodna.
- Wkręcacie mnie - oceniła w końcu. Zdaje się, że będzie musiała się wiele nauczyć, by nie paść ofiarą prowokacji. Ale Hanako wydawała się urażona. - Korobi świata poza tobą nie widzi. Widać, że jest zakochany.
To stwierdzenie wcale nie wydawało jej się przesadzone. To prawda, że Korobi w towarzystwie zachowywał się inaczej, niż wtedy, gdy ich poznała - w domowych pieleszach nie odrywał zachwyconego spojrzenia od żony. Dzisiaj pozwalał sobie na zachowania, które Hanako chyba trochę złościły, skoro szczypała go niedelikatnie, gdy patrzył na Yumi. Po dzisiejszym obiedzie Tenten doszła do wniosku, że Korobi ma coś wspólnego z Kankuro, patrzy na kobiety i pewnie przy kolegach pozwala sobie a rubaszne żarty. Ale to nie świadczy o niewierności, jedynie o sposobie bycia.
Hanako uśmiechnęła się bez wesołości.
- Przecież cię nie zdradza. - Tenten zdała sobie sprawę, że nie powinna tego mówić na głos, kiedy już było za późno. Powinna się nauczyć trzymać język za zębami.
Tym razem Hanako uśmiechnęła się szczerze, ale złowrogo.
- O, tylko by spróbował - powiedziała. Zastanowiła się. - Tenten. Pozwól, że ci uświadomię. Miłość, tak, to podstawa. Zaufanie, oczywiście. Ale niezbędna jest kontrola. Monogamia nie leży w męskiej naturze, ani biologicznie ani kulturowo. U nas nikt nawet nie udaje, że tak jest, bo gdyby było, kochanka byłaby wystarczającym powodem do rozwodu z winy męża.
Yumi poruszyła się niespokojnie.
- Nie słuchaj jej.
- A nie jest? - Tenten jednak nie mogła udawać, że nie usłyszała.
Hanako pokręciła głową. 
- O, nie jest. Musisz być świadoma, że małżeństwo ma wiele zalet i pewne wady. Wśród zalet jest to, że żona jest niemal święta, należy jej się bezwzględny respekt i tak dalej, bo wiadomo, strażniczka ogniska domowego. Ale jednocześnie nie można za wiele wymagać od mężczyny. Są przecież odpowiedzialni za bezpieczeństo całej wioski, więc odpowiedzialność za szczęście rodziny spada na kobiety. Szybko zauważysz, że to żonę wini się za błędy mężczyzny. W końcu oni są tacy zajęci pracą, że mogą oczekiwać wyręczenia we wszystkim innym. Jeśli facet szuka czegoś u kochanki, to znaczy, że żona mu tego nie dała. Takie są interpretacje w sądzie.
Tenten wpatrwała się w nią, nie wiedząc, co powiedzieć. Usłyszała zniecierpliwone prychnięcie Yumi.
- Był przypadek takiego rozwodu, z winy żony, chociaż mąż zdradzał. Ale nie generalizujmy od razu. Po co opowiadasz takie rzeczy, Hanako?
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Taka jest rzeczywistość. Wilka, nawet oswojonego, ciągnie do lasu.
Tenten starała się nie wyglądać na zszokowaną. Pomyślała, że Korobi nie tylko poczuciem humoru przypomina jej Kankuro, ale pewnie ma na koncie podobny tryb życia, i dlatego Hanako ma teraz problem.
Nie zamierzała brać jej słów poważnie, a jednak Yumi chyba myślała, że to zrobi, i rzuciła się z odsieczą męskiej połowie ludzkości. Być może niechcący obrona przybrała formę ataku.
 - Wybacz, Hanako, ale widać, że chociaż ty wyszłaś ze świątyni, ona nie wyszła z ciebie. Sprowadzanie ludzi do poziomu zwierząt i takie cyniczne komentarze, to jest coś, czego nie powinnaś robić, nawet jeśli dorastałaś w otoczeniu, w którym to jest normalne.
Raczej nie chciała obrazić koleżanki, ale ona poczuła się dotknięta. Nie odpowiedziała jednak bezpośrednio, tylko popatrzyła na Tenten.
- Yumi lubi pokazywać, że jest od nas inna. W końcu wczesne dzieciństwo spędziła na polu ryżowym.
- Żebyś wiedziała. W świecie, w którym kobiety mają na głowie prawdziwe problemy, takie jak wyżywienie dzieci, które noszą ze sobą w koszykach na plecach idąc na cały dzień do ciężkiej fizycznej roboty. W którym pięciolatki pomagają przy żniwach. Próżniactwo degeneruje, dlatego wśród kapłanek mamy to, co mamy. Nie ma ważniejszych tematów niż obsmarowywanie innych i intrygi, jak poniżyć drugą, a samej się wywyższyć. Świątynia zaszczepiła w tobie toksyny, z których chyba najwyższy czas się wyleczyć. Zapomnij o kontroli, przypomnij sobie, że nie ma większych wartości niż miłość i zaufanie.
Tenten widziała spojrzenie Hanako i przymknęła oczy. Miała przeczucie, że zaraz wybuchnie awantura.
- Zaczynam myśleć, że lecisz na mojego męża.
Może było to niepotrzebne zachowanie, siła przyzwyczajenia po życiu z Lee i Nejim, ale ponieważ Hanako mówiąc te słowa poruszyła się do przodu, Tenten stanęła między dziewczynami, obawiając się, że zaraz dojdzie do rękoczynów. Raczej byłyby jednostronne. Yumi miała zszokowaną minę i sprawiała wrażenie, jakby chciała się wycofać, choć nie miała dokąd.
- Widzę, że przeszkadzamy. - Głos Korobiego dobiegł od wejścia. Obaj z Gaarą stali przy drzwiach do salonu.
- W niczym nie przeszkadzacie, właśnie wychodzę. - Hanako popatrzyła na męża z urazą, jakby to on był winien całego zajścia. Wyminęła Tenten i sprawiała wrażenie, jakby miała zamiar ruszyć do drzwi, ale zawahała się i stanęła niezdecydowana. Nie miała dość miejsca, by przejść.
- Przesuniecie się? Możecie sobie poradzić beze mnie.
- Zostań, Hanako. Wypijemy kawę. - Odpowiedział Gaara.
Tenten była trochę zdziwiona, że się odezwał, bo nawet w wyobraźni nie widziała go w roli rozjemcy małżeńskich konfliktów. Ale autorytet w tym przypadku zadziałał i Hanako została.

Piętnaście minut wcześniej

Korobi cenił sobie towarzystwo kobiet, ale bez żalu je opuścił, korzystając z okazji do zaczerpnięcia świeżego powietrza i zapalenia dla relaksu. Palenie uważał za nieodłączny element każdej biesiady, ale nie był zdziwiony, że Gaara odmówił, gdyż do tradycji miał on stosunek wybiórczy - uznawał je, kiedy mu pasowały, i mało kiedy sięgał po haszysz.
 - Nie chcę w żaden sposób psuć dzisiejszego wieczoru - odezwał się po krótkim wahaniu,  odrywając wzrok od rozciągającej się przed nimi wioski i zerkając na Gaarę, - ale narzeczona to jeszcze nie żona, i jounini mogą z tego korzystać. Jeśli chcesz, ruszę do Konohy i będę mieć oko na Tenten.
Gaara nie spojrzał na niego, z czego można było wnioskować, że nie zaskoczyło go ani jego stwierdzenie ani ofiarna propozycja. Tak naprawdę nie miał ochoty opuszczać Suny na tydzień, a może nawet dłużej, zwłaszcza, że niedawno wrócił z misji, a rodzice nie tracili żadnej okazji, by dokuczyć Hanako. Musiał jakoś rozwiązać tę konfliktową sytuację. Wiedział też, że obawy o jakieś drastyczne działania ze strony Rady są prawdopodobnie płonne. Ale. Gaarze wydawało się bardzo doskwierać to, że musi zostać w Sunie, więc może on sam ma jakieś obawy.
- Dziękuję, ale powierzyłem to Temari. Nikt się nie nadaje lepiej niż ona.
Korobi nie był pewien, czy chodzi o to, że przeciwko Temari mała armia może nie wystarczyć, a więc sama w sobie jest znakomitym odstraszaczem, czy o to, że jest bezwzględnie godna zaufania. Prawdopodobnie były to obie te kwestie jednocześnie. Skoro była zobowiązana nie odstępować Tenten, to nie było nawet z czym dyskutować.
- Szkoda, że dzisiaj nie przyszła - powiedział mimochodem. - Co więcej, nie przyszedł Kankuro. Dlaczego?
O ile domyślał się, że Temari będzie potrzebowała czasu na zaakceptowanie planów brata i swojego drugorzędnego miejsca w szeregu, o tyle nieobecność Kankuro w miejscu, gdzie jest dobre wino i piękne kobiety, była co najmniej podejrzana.
Tym razem Gaara skierował na niego wzrok.
- Kankuro musi się doprowadzić do porządku. Liczę na jego trzeźwy umysł, tymczasem upalił się jak szmata. 
 Własciwie, można było się tego spodziewać. Koleś nie wytrzymał presji. Ciekawe, czym będzie się odstresowywać, gdy to na niego przyjdzie kolej. Destylarnie nie nadążą z wytwarzaniem alkoholu długo przed weselem. 
- Może za bardzo się z tobą identyfikuje. Wspołczuje w nieszczęściu.
- Co masz na myśli?
- Żartuję. - Korobi zreflektował się, pomny, że Gaara nie zawsze łapie żarty w lot, zwłaszcza wtedy, gdy nie trafiają w jego poczucie humoru. - Stary: małżeństwo to jest świetna sprawa. Zobaczysz jednak, że docenisz zalety kawalerskiego stanu, wtedy, kiedy będzie za późno. Nikt cię nie kontroluje, nikt nie dopytuje, gdzie, z kim i dlaczego tak długo. Ta wolność się skończy i kiedyś za nią zatęsknisz. 
Gaara go zignorował. Korobi uznał, że w kwestii ujawniania mu ciemnych stron małżeństwa powinien zakończyć temat, choć bynajmniej go nie wyczerpał. On sam też był kiedyś podekscytowany słowem “żona” i żałował, że ktoś go nie ostrzegł, by nie był zaskoczony. I wcześniej podejrzewał, że kobiety traktują seks inaczej niż faceci, jak narzędzie. Tyle, że o ile przed ślubem warto było go używać w charakterze wabika, o tyle po złożeniu i przyjęciu przysięgi wierności kobieta się orientowała, że więcej może osiągnąć odmawianiem niż dawaniem. Przywykł, że jego szczęście zależy od dobrego humoru ukochanej, i nawet to zaakceptował, ale nie odmawiał sobie drobnych, choć czasami grzesznych przyjemności. 
- Myślisz, że Rada może coś kombinować poza wioską?
Gaara sprawiał wrażenie, jakby analizował, kolejny raz ten sam temat.
- Nie.
- I ufasz Temari.
- Tak.
- A jednak coś cię trapi. - Wyrzucił haszysz, bo zanosiło się na poważny temat.
- Lee. Muszę z nim porozmawiać.
Korobi uniósł brwi ze zdumienia.
- To on ma decydować? Asu powiedziałaby, że to szowinizm.
Niespodziewanie Gaara, dotąd spokojny, uniósł się.
- Dlaczego ma mnie interesować opinia Asu?
Korobi poczuł potrzebę usprawiedliwienia się.
- Zawsze cię interesowała.
- Świat się zmienia.
Najwyraźniej obrał złą strategię, nie było jego celem wyprowadzenie Gaary z równowagi. Kapłanka musiała czymś się w ostatnich dniach narazić. Korobi tak bardzo przywykł, że zawsze kręciła się przy Gaarze, iż zauważył jak naturalna była jej obecność dopiero teraz, kiedy nie dało się jej dostrzec w pobliżu. 
Choćby nawet i popisała się czymś gorszym niż zazwyczaj i wywołała zgorszenie Gaary - który był wyjątkowo tolerancyjny i na jej zboczenie nie zwracał uwagi - trudno sobie wyobrazić, żeby nagle przestał się liczyć z jej zdaniem. Na pewnym poziomie miał wobec niej dług. Zaryzykowała wszystko, aby mógł realizować swoją wizję rządzenia, tak inną od wszystkiego, co robili poprzednicy. Korzyści wyniosła z tego wątpliwe. Wierni, i za Najwyższego Kapłana i teraz, gotowi byli całować ziemię, po której stąpa, ale wcześniej liczyła się też politycznie. Teraz mogła liczyć jedynie na posłuch gminu, a Córki Słońca zaczynały jej się wymykać.
Korobi, choć nie przyznałby tego nigdy przed Hanako, i choć brzydził się trochę tą myślą, to jednak uważał, że kapłanki były za bardzo przyzwyczajone do męskich rządów na pograniczu terroru, by Asu dała sobie z nimi radę. Bezbłędnie potrafiła wywalczyć szacunek i posłuszeństwo dla Gaary, nawet wtedy, gdy bano sie, że kontakt kage ze śmiercią sprowadzi na wioskę niełaskę bogów, ale wywalczenie dla siebie posłuchu wśród koleżanek ją przerastało. 
- Okej, jak chcesz rozmawiać z Lee, po prostu go zaproś. - Zaproponował w nagłym przebłysku. - Masz dobry powód, przy okazji zaręczyn powinien tu być mężczyzna z jej rodziny, Lee się kwalifikuje, a przecież nie musi tu siedzieć rok czy półtora aż do ślubu. - Zanim skończył mówić, był już przekonany do wymyślonego naprędce pomysłu. - Wreszcie poznam gościa. Podobno we wszystkich pięciu krajach nie ma weselszego kompana do picia.
- Zastanowię się.
- I świetnie, a tymczasem a propo picia. Twoja kobieta świetnie gotuje…
- Narzeczona.
- Przecież powiedziałem.
- Istnieje różnica.
Korobi skinął głową, odnotowują sobie w umyśle, żeby w tej kwestii uważać na słowa.
- Twoja narzeczona - powiedział, wkładając w te dwa słowa maksimum respektu. Chciał już zakończyć temat, i przejść do meritum. Najwyższej jakości wino jest dobre na zachętę, ale mężczyzna nie wielbłąd, napić się musi. - Gotuje świetnie, impreza pierwsza klasa. Jesteś oficjalnie zaręczony, zatem, zgodnie  z najlepszymi tradycjami, jutro idziemy na wódkę. Ja mam dobry pretekst, żeby zerwać się ze smyczy, a ty dowiesz się, za czym zatęsknisz, szybciej niż myślisz.
Gaara z reguły albo od razu coś odrzucał, albo się zastanawiał. Drugi przypadek można było potraktować jako połowę sukcesu.
- Do którego lokalu?
Korobi zatoczył rękami półkoła w, jak sobie uświadomił, geście, którego nie powstydziłby się profesjonalny zaganiacz. Pośród rzeczy, z których po ślubie zrezygnował niemal całkowicie, a których do tej pory nie odżałował, był bar w oazie nieopodal wioski. Kelnerki podawały alkohol topless. Wódkę tam mieli przeciętną, piwo paskudne, ale nie grało to roli, bo przyjemność płynęła z wrażeń estetycznych, a nie smakowych. 
- A jakże, do najlepszego.
Gaara pokręcił odmownie głową. Korobi aż skręcił się wewnętrznie z rozczarowania, bo uważał, że skoro ma kolegę jeszcze-kawalera to legalna i uświęcona zwyczajem tradycja nakazuje się bawić. Choć dotykanie byłoby złamaniem małżeńskiej przysięgi, to jednak nikt nie zabraniał mu patrzeć. 
Wiedział jednak, kiedy nie ma co dyskutować, więc poddał się.
- Umowa stoi. Idziemy jutro na czystą wódę bez wkładki.
W końcu to dopiero wieczór numer jeden. Można się spodziewać, że Rada zastosuje ograną metodę kija i marchewki, więc Gaara będzie miał teraz nieprzyzwoicie dużo czasu. Pod nieobecność Tenten narzeczony może się bardzo nudzić.

Trzy dni wcześniej, wioska Piasku

Asu wstawała zawsze długo przed wschodem słońca - przestrzegała rytmu dnia, który dawał jej poczucie stabilizacji. Jak zwykle, zaczęła dzień od kąpieli i pielęgnacji włosów, a potem zaplotła warkocz, włożyła nieformalne kimono i poszła do jastrzębiarni blisko siedziby administracji. Najpierw karmiła ptaki, które były wykorzystywane do przenoszenia listów, i choć żyły na pustyni, miały tutaj punkt, do którego nauczono je co rano wracać. Dopiero potem szła zjeść śniadanie. 
Tym razem jej codzienną rutynę zaburzyła obecność Gaary, który, ubrany w karmazynowy płaszcz, a więc przed pójściem do biura w celu pełnienia urzędowych obowiązków, głaskał jastrzębia siedzącego mu na ramieniu. Odesłał go, kiedy ją zobaczył. Domyśliła się, że na nią czekał, i nietrudno było zgadnąć, dlaczego. 
Była przygotowana na to, że z czasem mogą wyjść na jaw niektóre niewygodne fakty. Miała opracowaną strategię na tę okoliczność. Ale jednak trochę się denerwowała, bo nie mogła stuprocentowo przewidzieć efektu.
Gaara przeszedł od razu do sedna.
- Przechwytywałaś moją korespondencję?
Takie bezpośrednie pytanie ograniczało jej możliwości, niejako wymuszało jednoznaczną odpowiedź. Sądziła, że jeśli w którymś momencie wypłynie ten temat, Gaara będzie mniej zasadniczy. Mniej przekonany do tego, że pierwsze podejrzenie jest słuszne. Ale zdawała sobie też sprawę, że jej wina jest oczywista, i że nie ma jak jej rozmyć. A kłamstwo to najgorsze możliwe wyjście.
Gdyby zaprzeczyła, Gaara by jej pewnie uwierzył, ale drążyłby temat, a wszystkie poszlaki prowadziły do niej. Nie znalazła nikogo, na kogo mogłaby to zrzucić. Jak na złość, pożyteczna idiotka Matsuri nie ma ręki do jastrzębi.
- Tak - przyznała.
- Dlaczego?
Tak naprawdę, sama nie potrafiła do końca odpowiedzieć na to pytanie. Na początku był to impuls. Gaara wysyłał wiadomości co tydzień przez wiele miesięcy, i kiedy tylko zorientowała się, że po wojnie wcale nie zamierza tego zmienić, wpadła w złość. Była świadkiem, jak Tenten na niego nakrzyczała, i myśl, że teraz miałby o nią zabiegać, jakby zrobił coś złego, budziła w niej sprzeciw. Nie było w tym sprawiedliwości.
Ale była też jeszcze jedna sprawa, przemyślana na chłodno. I o wiele bardziej zrozumiała dla Gaary.
- To zaszkodziłoby naszej sprawie - powiedziała spokojnie. - Rozpatrując logicznie. Co byś zrobił, gdyby w końcu odpisała? Udał się do niej? Sprowadził ją tutaj? Rozwścieczyłoby to Radę, i nie poparliby nas przeciwko mojemu ojcu. 
W rozmowie z Gaarą wielosłowie i długie tłumaczenia nie mają sensu. Więc nie podkreślała, że kiedy staruszek wciąż miał tu duże wpływy i nie wiadomo było, komu można ufać, a kto je mu z ręki, jego kunoichi nigdzie nie byłaby bezpieczna, gdyby go z nią powiązano. Zwłaszcza nie byłaby bezpieczna w Sunagakure, gdyby radni przymknęli oko na ten romans. Najbardziej prawdopodobne jednak było, że podziękowaliby Gaarze za lata służby i usunęli go ze stanowiska. Przez Tenten Najwyższy Kapłan mógłby zyskać zwolenników nawet wśród tych, którzy uważali go za łasego na władzę manipulanta. 
Gaara zrobiłby staremu prezent, gdyby akurat po wojnie się wydało. Gdyby nic nie zrobiła, wydałoby się na pewno, bo Tenten - co nie dziwne - rozsypała się emocjonalnie, a Gaara był tym przerażony. Właśnie dlatego musiała zastosować środki zaradcze i zatrzymać jego listy. Środki, które zastosowała wobec Tenten w końcu musiały przestać działać, a wtedy ona pewnie by odpowiedziała.
Miała jak najlepsze intencje. I bogów po swojej stronie, skoro się udało.
- Rozumiem, że zawiniłam. Popełniłam błąd. Kierowałam się dobrem społecznym, miej to na uwadze. Wtedy to było najlepsze wyjście, konieczne dla dobra wioski.
Wiele dałaby, żeby wiedzieć, co teraz myślał. Z jego twarzy nic nie dało się odczytać. A przecież musiał sobie zdawać sprawę, że wtedy ważyła się przyszłość i że to, czego pragnął prywatnie, było nie do pogodzenia z dobrem publicznym.
- Zamierzałaś mi kiedykolwiek powiedzieć, że Tenten nie dostała tych wiadomości?
Zaszachował ją tym pytaniem. To oczywiste, że gdyby zamierzała, powiedziałaby już dawno. 
Z drugiej strony, miała dobrą odpowiedź.
- Zrobiłam coś lepszego. Zachęciłam ją, żeby tu przybyła.
Bo przecież tak było. Zaprosiła Tenten do Suny, kiedy Kankuro biedny miotał się i nie wiedział, jak to ugryźć. Nie musiała się nad tym długo zastanawiać. Jak tylko zauważyła, do czego dąży Gaara, było oczywiste, że czas zmienić front: skoro wciąż mu zależy na Tenten, to ją dostanie.

11 lip 2020

Rozdział 35. Papryczka

Kankuro tkwił w krześle z wysokim oparciem przy okrągłym stole w sali narad. Choć nie był religijny, posłał w myślach już trzecią błagalną prośbę do bogini Słońca, by to spotkanie się skończyło.
By skończyło się jakkolwiek. Nie miał wątpliwości, że - nieważne, co odpowie Rada starszych - Gaara i tak zrobi to, co będzie uważał za słuszne.
Do udziału w spotkaniu Temari zaprosiła też kilku przedstawicieli rady jouninów. Zapewne po to, by ich obecność służyła za formalne potwierdzenie aprobaty organu doradczego dla decyzji starszych. 
Ubrała się w eleganckie kimono - i zmusiła jego, żeby się elegancko ubrał, co uczynił niechętnie, ale nie miał żadnej przestrzeni do polemiki. Teraz dumnie trzymała głowę i prawie nie mrugała, choć Kankuro był przekonany, że wewnętrznie dygocze. Temari nie znosiła większości z zebranych tu osób, Rada starszych jako instytucja budziła jej niechęć - a jednak wychodziła z założenia, że trzeba się z nimi układać. I że nikt lepiej od niej tego nie zrobi.
Gaara siedział pomiędzy rodzeństwem, w miejscu, które zawsze zajmował, ale nie założył nakrycia głowy Kazekage, co było subtelnym sygnałem, że tym razem nie przewodzi zgromadzeniu.
Zaledwie kilka razy zdarzyło się, by we troje występowali w imieniu rodu, i choć od śmierci Czwartego nie  zostało jednoznacznie określone, kto powinien podejmować decyzje, rola ta automatycznie przypadała Gaarze. Inna sytuacja byłaby dziwna, biorąc pod uwagę, że jest zwierzchnikiem dla wszystkich, ma nad sobą tylko Radę starszych.
Kankuro nigdy nie przyszło do głowy, by poddawać wątpliwość automatycznie uznany stan rzeczy. Wiele lat temu przyzwyczaił się do przewodniej roli brata, i nawet było to dla niego wygodne. Nie miał ochoty się wywyższać, ale skręcało go na myśl, że Temari miałaby mu coś nakazywać. Wtedy rzucane przez nią czasem uwagi, że potrzebuje baby, która by go ustawiła, stałyby się złowróżbne. Temari jednak niechętnie godziła się na poślednie miejsce w szeregu.
Pewnie w głębi duszy miała satysfakcję, że chociaż raz może wystąpić w roli głowy rodu, która przypadłaby jej w udziale, gdyby nie ograniczenia narzucone przez płeć. Z pewnością byłaby szczęśliwsza, gdyby nie urodziła się w kraju, w którym kobietę określa się jako diament dla mężczyzny. Coś, co lśni i jest drogocenne, powinno budzić zachwyt i zazdrość, ale na dobrą sprawę jest dodatkiem. Mężczyzna i tak wyżej niż ozdobę ceni swój miecz. *
Wydaje się, że teraz siostra dostrzegła sposobność, by się pozytywnie wyróżnić i pokazać, że potrafi zapanować nad sytuacją, ale nie do końca jej się to udawało. Wykorzystała to, że Tekidan przypadkiem, ale w sposób nie pozostawiający wątpliwości uznał jej prawa jako najstarszej w rodzinie, i postanowiła postawić radnych pod ścianą, wykorzystując pierwszeństwo praw klanowych nad interesem politycznym. 
Kankuro musiał przyznać, że to błyskotliwe. Odwołanie się do najstarszych tradycji było jak wymierzenie w radę ich własnej broni - nie mieli solidnych podstaw, by podważyć decyzję klanu. Jednocześnie pozwalało starszyźnie wyjść z tego z twarzą, bo czym innym było ugięcie się przed Kazekage, gdy to on powinien ich słuchać, a czym inny jest jużm szacunek wobec tradycji. Temari nie przysporzy to popularności, ale tym chyba najmniej się przejmuje.
Mimo, że starała się wyglądać obojętnie, to jednak negatywne zaskoczenie było wyraźnie widoczne na jej twarzy, gdy Czcigodny Souza odezwał się wreszcie w imieniu Rady.
- Sądzę, że w tych okolicznościach powinniśmy przeprowadzić głosowanie.
Temari zmrużyła oczy.
- Jakie głosowanie? - wymsknęło jej się. Nie dodała tego, co musiała pomyśleć: że przekazała informację o decyzji, a nie propozycję, bo Rada nie ma podstaw do ingerowania w wewnętrzne sprawy któregokolwiek rodu.
- Jeśli pojawią się wątpliwości, będziemy apelować o ponowne rozważenie sprawy, ze względu na jej duże znaczenie dla stabilności politycznej osady - odpowiedział mężczyzna. Skupiał wzrok na Temari, podczas gdy pozostali starsi patrzyli na niego, prawdopodobnie licząc, że wybrnie z sytuacji nie naruszając porządku, w którym - przynajmniej w sferze symbolicznej - rodzina jest ponad hierarchią wojskową.
Musiał się przy tym nagimnastykować. Nie sposób było określić, nad czym powinni głosować, jak powinno brzmieć pytanie. Kankuro był pewien, że nawet nie będą go formułować, bo starszyzna naradzi się we własnym gronie. Był więcej niż pewien, że o ile zwykle uzgodnienie wspólnego stanowiska było problemem, o tyle tym razem decyzja negatywna zapadnie jednogłośnie. Choć jednocześnie nikt nie weźmie za nią odpowiedzialności, bo narada w przypadku podejmowania decyzji w rezultacie głosowania - co było rzadko wykorzystywanym scenariuszem - mogła być tajna.
Temari milczała, gorączkowo zastanawiając się nad odpowiedzią. Kankuro przeniósł wzrok na Bakiego, który również popatrzył na niego i lekko pokręcił głową, jakby chciał dać do zrozumienia, że w tej sprawie nie mogą na niego liczyć.
- Mam inną propozycję. Zgodną z najstarszymi tradycjami czcigodnych przodków - odezwał się Gaara. Wywołał tym spore poruszenie, bo do tej pory milczał. Być może radni nabrali przekonania, że skoro występuje jako najmłodszy w rodzinie, nie będzie zabierać głosu. Kankuro był zdziwiony, że brat w ogóle się zgodził grać wedle narzuconych przez Temari zasad. Siostra sprytnie postanowiła złagodzić jego stanowisko posługując się Tenten, ale Kankuro dostrzegał ryzyko tkwiące w tej strategii. Gaara nie okazywał żadnych emocji, ale unikał patrzenia na siostrę, co znaczyło, że kompromis nie jest równoznaczny z aprobatą.
Kankuro przywykł już do tego, że jego brat i siostra są jak dwa różne żywioły, które zazwyczaj współistnieją obok siebie bez awantur - ale w razie konfrontacji nie chciałby znaleźć się pomiędzy nimi. 
- Jeśli komuś znany jest powód, dla którego nie powinienem poślubić kobiety, którą pokochałem, i która pokochała mnie, winien jest go przedstawić teraz albo zamilknąć na wieczność.
Kankuro spuścił głowę i wbił wzrok w stół, żeby nie było widać jego miny - choć i tak nikt nie zwracał na niego uwagi. Kilkanaście par oczu wpatrujących się w osłupieniu w Gaarę sprawiło, że lalkarz musiał się powstrzymać, by nie wybuchnąć śmiechem.
Gaara prawie dokładnie zacytował starą i niemal zapomnianą formułkę, ale słowa “zamilknąć na wieczność” w jego ustach, wypowiedziane nawet najbardziej beznamiętnym tonem, nie mogły zabrzmieć neutralnie. Poza tym powinien był powiedzieć "którą wybrałem", i Kankuro miał przeczucie, że ta drobna różnica jest wystarczającą wskazówką dla radnych, że nie mają co liczyć na ponowne rozważenie sprawy.


Tenten w dzieciństwie w chwilach zdenerwowania obgryzała paznokcie. Teraz walczyła ze sobą, żeby nie wrócić do dawnych przyzwyczajeń.
Na dodatek bezczynność źle wpływała na jej nerwy.
Początkowo czekała w gabinecie Kazekage, ale czuła się wyjątkowo niekomfortowo. To pomieszczenie było chłodne i bezosobowe. Gaara nie postarał się o nadanie mu indywidualnego rysu nawet przez najdrobniejszy gest, jak postawienie jednej doniczki z kaktusem albo jednego zdjęcia. 
W gabinecie były meble z ciężkiego, ciemnego drewna, a na ścianach widniały wizerunki czterech kage z surowymi wyrazami twarzy. Nie było szans, by Gaara czuł się dobrze w tak wyglądającym pomieszczeniu, kontrastującym z wystrojem jego surowego, ale na swój skromny sposób przytulnego mieszkania. A przecież w biurze spędzał nawet kilkanaście godzin dziennie, i naturalnym byłoby uczynienie drobnego gestu na rzecz większej przyjazności pomieszczenia.
Wyjrzała przez okno, z którego widać było wioskę, ale to tylko wzmogło w niej wrażenie zamknięcia. Zaczęła podejrzewać siebie o klaustrofobię. Wyszła na zewnątrz. W korytarzyku, przy biurku asystenta, siedział chuunin, który przedstawił się jej wcześniej imieniem Seijiro. Był dość niski i odrobinę grubszy niż przeciętnie, przez co nie jawił jej się tak surowo jak typowy sunijczyk.
Zerwał się z miejsca, jak tylko otworzyły się drzwi.
- Czy coś podać? Kawę?
Tenten, w reakcji na najczęściej zadawane w tej osadzie pytanie, pokręciła przecząco głową.
- Nie. Ja tylko… Czy mogę zaczekać tutaj?
Seijiro wybałuszył na nią oczy.
- Mnie pytacie? - Wskazał nerwowo palcem na siebie, a konkretnie na naszywkę ze stopniem, którą miał na ramieniu.
Tenten, zbita z tropu, obejrzała się za siebie, niemal spodziewając się tam kogoś zobaczyć. Pusta przestrzeń nie stanowiła wyjaśnienia dla użycia formy “wy”.
- Jesteśmy sobie równi stopniem - zauważyła. Nie miała jednak niczego na potwierdzenie, bo założyła cywilne ciuchy, popielate spodnie i białą bluzkę. Wydawało jej się, że nawet ubierając strój treningowy bez symboli w jakiś sposób podkreśliłaby, że jest kunoichi z innej wioski, a tego chciała uniknąć. Jak najmniej się wyróżniać.
- Cóż. Ja… pójdę po kawę.
Shinobi, jak powiedział, tak zrobił, i wyszedł w pośpiechu. Tenten uświadomiła sobie, że ona nie jest jedyną osobą, która nie ma pojęcia, jak się teraz zachować.
Wychodziło na to, że przepędziła człowieka z miejsca pracy. Na dodatek zapomniała zdjąć z palca pierścionek, choć obiecała Temari, że nie będzie się z nim afiszować. 
Wyobraziła sobie groźną minę kunoichi, gdyby ją teraz zobaczyła, i dopiero po kilku sekundach uświadomiła sobie, że Seijiro pierścionek musiał zauważyć już wtedy, gdy tu przyszli. Poza tym, pewnie nawet Temari zaliczyłaby go do grona osób zaufanych, skoro pełni dyżur w tym miejscu.
Uświadomiła sobie, że żadnym sposobem nie rozgryzie, kto jest zaufany, a kto -  cytując Temari - może podgrzewać atmosferę, zanim emocje okrzepną. I pierwszy raz pomyślała, że może ją to wszystko przerosnąć.
Musiała przynajmniej rozprostować nogi, zanim wróci do dusznej klitki. Zaczęła się przechadzać w tę i z powrotem, próbując pozbyć się narastającego uczucia niepokoju. Gdy usłyszała kroki, wyjrzała zza ścianki oddzielającej przestrzeń przed gabinetem Kazekage od szerokiego korytarza.
Widząc piaskowe rodzeństwo nadchodzące od strony sal konferencyjnych poczuła ulgę, bo oto udręka oczekiwania dobiega końca. Zadowolona mina Kankuro pozwoliła jej sądzić, że ma się z czego cieszyć. 
Jednak Gaara sprawiał wrażenie, jakby tłumił w sobie negatywne emocje, a Temari zaciskała ze złości szczękę. Tenten zapomniała, że miała się nie rzucać w oczy i wyszła im naprzeciw.
- Nie zgodzili się? - zapytała. Patrzyła na Gaarę, ale to Kankuro przyspieszył kroku i do niej podszedł.
- Co się mieli nie zgodzić? Zanim pozbierali szczęki z  podłogi, dotarło do nich, że nie ma nad czym debatować. Jak się mam teraz do ciebie zwracać? Kaze no Kaen? Hono Hikari? Hoshi no Suna? Trzecia opcja, gwiazdeczka, najbardziej mi się podoba, jeśli pozwolisz.
Tenten wpatrywała się w niego z konsternacją. Był w szokująco dobrym humorze, na dodatek kontrastującym z zachowaniem dwójki rodzeństwa.
- Przestań pajacować, Kankuro - warknęła groźnie władczyni wiatru, której podły humor potwierdzał, że coś jest nie tak.
- Wyluzuj, siostro. Zachowaj autorytarny ton na inną okazję. - Kankuro zwrócił się do Temari pobłażliwym tonem. - Dla pani Hoshi Lin-Lin, na przykład. Możesz ją wziąć na siebie, nie będę pchał się na pierwszą linię ognia. - W tym momencie skierował spojrzenie i palec wskazujący na Tenten. - Gwiazda Piasku, mówiłem. To nie przypadek, że masz tak na nazwisko. To przeznaczenie.
Tenten naszła refleksja, że chyba lalkarz wypił więcej niż dwa głębsze na odwagę. Nie zdążyła w żaden sposób tego skomentować. Temari prychnęła głośno i brutalnie dźgnęła brata łokciem w bok, aż odskoczył. Następnie zwróciła się do Tenten, która pod wpływem jej spojrzenia wewnętrznie się skuliła.
- A propo twojej matki. - Skierowała się w jej stronę. Pewnie chciała ją wziąć za łokieć i porozmawiać na osobności, ale Tenten poczuła nieuzasadniony przypływ paniki i cofnęła się o krok. Natychmiast się z tego powodu zawstydziła, ponieważ wiedziała, że to świadczy o słabości. Najsilniejsza kunoichi Suny, w chwili rozdrażnienia jak teraz, jawiła się jej jako taran. Albo bogini wiatru, która bez wysiłku może zmieść ją z pola walki.
- Wracaj do pracy, Temari.
Dziewczyna zatrzymała się i popatrzyła na brata. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem.
- Mamy do omówienia pilne sprawy rodzinne - zauważyła.
Gaara patrzył na nią z niewzruszonym wyrazem twarzy.
- Wracaj do pracy.
Tenten była zaskoczona, że tak oschle potraktował siostrę, która mimo wszystkich okoliczności i obaw opowiedziała się po ich stronie. Temari wyprostowała się i zasalutowała w przesadnym, służbistym geście. Odeszła, nie obdarzając Tenten spojrzeniem. Gdyby na nią popatrzyła z pewnością byłoby to nieme oskarżenie z rodzaju tych, jakie rzucała jej kilka dni temu podczas kolacji.
Tenten przyrzekła sobie, że nie stanie się zarzewiem konfliktu, ale coś ewidentnie robi źle.
- Stres przed ślubem. Ta bomba tyka od miesięcy - ocenił Kankuro refleksyjnie. - Wystarczy iskierka, by wybuchła.
Popatrzyła na niego ze zmieszaniem. Czy naprawdę musiał użyć tego słowa, iskierka?
Gdy zabrakło obecności Temari, Tenten poczuła chęć, a nawet konieczność fizycznego wyładowania frustracji. Podeszła do Kankuro i wciągnęła powietrze, spodziewając się, że poczuje choćby minimalną woń alkoholu. Ale nic podejrzanego nie wykryła. Jednak nienaturalnej wesołości lalkarza nie mogła uznać za coś normalnego.
- Paliłeś haszysz? - zapytała, zszokowana myślą o używce, która w Konoha uchodzi za tabu, ale tutaj jest bardziej popularna niż papierosy.
Kankuro otworzył usta, by odpowiedzieć, następnie je zamknął. Popatrzył na brata.
- Tylko się droczyłem. Biorę na siebie Lin-Lin, ma do mnie słabość.
Tenten pomyślała, że może Gaarę bardziej rozzłościłaby ta impertynencka odpowiedź, gdyby był mniej zmęczony. Przepychanki z Temari emocjonalnie kosztowały go o wiele więcej niż był skłonny sam przed sobą przyznać. Zawsze tak było.
- Wykaż rozsądek, bracie, i wsadź głowę do wiadra z zimną wodą - zaproponował. Tenten uświadomiła sobie, że nigdy go nie pytała, co myśli o tutejszych używkach i tym samym nie umiała określić, czy Kankuro będzie miał kłopoty czy nie. Można było odnieść wrażenie, że okazjonalnie palą tutaj wszyscy, ale lalkarz chyba sobie za bardzo pofolgował.
Kankuro wzruszył ramionami Przyjaźnie uścisnął Tenten rękę, jakby chciał jej dodać otuchy, i wycofał się w stronę schodów.
- Nic już nie rozumiem. Wyrazili zgodę na ślub czy nie?
- Tak. - Nie brzmiało to jak słowa kogoś, kto odniósł zwycięstwo.
Podeszła do Gaary i splotła jego dłonie ze swoimi. Uświadomiła sobie, że jeśli nie tak wyobrażała sobie rezultaty rozmowy z Radą, to Gaara tym bardziej nie tak je sobie wyobrażał. 
- Ale?
- Nie dostanę zgody na opuszczenie wioski. Będziesz musiała udać się do Konohy z Kankuro i Temari.
Tenten lekko skinęła głową. Natychmiast dotarło do niej to, czego Gaara nie powiedział, ale co zgadzało się z przewidywaniami jego siostry: że starszyzna, przymuszona do akceptacji, wyda zgodę, ale niczego nie będzie ułatwiać, a może wręcz utrudnić.
Z tego samego powodu sprawy oficjalne w wiosce Liścia należało załatwić jak najszybciej, zanim radni wymyślą, pod jakim pretekstem uznać zaręczyny za nieważne.
- To nie jest problem. Będzie nawet lepiej, jeśli ja porozmawiam z Lin. - Oceniła. Nie miała pewności, czy sprawy pójdą po jej myśli, ale może się jeszcze okazać, że to wszystko obróci się na korzyść. - Porozmawiam, naprawdę. Nie będę się kłócić. Lin nie znosi tradycyjnego ceremoniału, a to, że chcesz ją prosić o moją rękę, uznałaby za przejaw kultury patriarchalnej. 
Wydawało jej się, że w oczach Gaary dostrzegła zdziwienie i zmieszanie. W Sunagakure chyba nikomu nie przyszłoby do głowy, że dziewczyna może przyjść do rodziców i powiedzieć: wychodzę za mąż, bez jakichś specjalnych zabiegów. W Konoha było to łatwiejsze do wyobrażenia, choć tylko dziewczyny takie jak Ino mogły sobie na to pozwolić.
- Ona mogłaby tak pomyśleć. - Potwierdziła, uwalniając dłonie z rąk Gaary. Przebiegła palcami w górę jego ramion i objęła go za szyję. - Ja uważam, że to słodkie.
Gaara otoczył ją ramionami w pasie i pocałował, krótko, ale z afektem, który rozwiał jej wątpliwość, czy wychodził z sali obrad z przeświadczeniem, że popełnia błąd.
- Może być trudniej, niż przewidziałem - przyznał.
- Nie szkodzi. Nie zrezygnuję z ciebie - powiedziała cicho, i wtuliła się w jego szyję, częściowo dlatego, że była zażenowana, a częściowo dlatego, że nie mogła nie skorzystać z okazji, by chłonąć jego zapach, wsłuchać się w rytm jego serca.
Usłyszała szybkie kroki na schodach i wtedy przypomniała sobie o brutalnej rzeczywistości. Nerwowo odsunęła się od Gaary i schowała ręce za plecami.
Zobaczyła Yumi i Hanako, które właśnie pokonywały ostatnie stopnie schodów, obie ubrane w komon w jasne wzory, i dzierżące papierowe torby w rękach.
- Przepraszam, ale nie mogłyśmy już wytrzymać - powiedziała Yumi. - Przyniosłyśmy symbolicznego szampana. I cynamonowe ciasteczka. 
Hanako popatrzyła na Gaarę.
- Piętnaście minut przerwy?
- Zostawcie szampana na popołudnie - zaproponował.
- A miałeś pracować do późna - zauważyła Tenten, nieco zaskoczona.
- Będę miał na pracę dużo czasu, gdy ciebie tu nie będzie.
Dopiero teraz to do niej dotarło. Zapowiadało się, że spędzi wiele dni bez Gaary.
Nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Zaskakująco łatwo było uzależnić się od jego obecności, choć jeszcze niedawno dotknięcie go wydawało się nierealnym marzeniem.

Tenten poczuła się niemal urażona, kiedy zgromadzeni przy stole goście - Hanako, Korobi i Yumi - a nawet Gaara, zareagowali niedowierzaniem na informację, że przygotowała obiad w stylu sunijskim.
Zrobiła zapiekany kalafior w pomidorowej potrawce z warzywami, jedno z najostrzejszych dań kuchni konoszańskiej. Akcent sunijski polegał na tym, że dodała więcej ostrych przypraw i papryczek chili.
- Będzie smakowało jak najlepsze danie lokalne - powiedziała buńczucznie, kiedy po kolei nakładali sobie na talerze porcje z cynowej misy, podgrzewanej od spodu przez świeczkę umieszczoną w metalowym naczyniu. Starała się podać obiad zgodnie z rytem lokalnym, więc zwróciła też uwagę na to, jakich użyje naczyń. Gaara, mimo że skrócił sobie dzisiaj czas pracy, przyszedł najpóźniej ze wszystkich.
Korobi pokręcił powątpiewająco głową, na co natychmiast zwróciła uwagę. 
- Bardzo dobrze gotuję, niedowiarku.
Shinobi wyciągnął przed siebie lewą rękę, jakby w geście obrony. Drugą trzymał za rękę żonę.
- Ale nie wątpię, możesz być rewelacyjną kucharką. Tylko że, bez obrazy, tak czy inaczej jesteś Konoszanką. Nie masz pojęcia o pikanterii.
Hanako pociągnęła go za rękę, ściągając na siebie jego uwagę. Zgromiła go spojrzeniem.
- Chili wypełni tę lukę - zapewniła Tenten.
- Nasze, lokalne chili? - zapytała Yumi, która miała już w ręku sztućce. - Czy kupiłaś jaśniejszą zagraniczną wersję?
Tenten w pierwszej chwili nie zrozumiała pytania. Kupiła na targu pierwsze, co jej się rzuciło w oczy.
Korobi zaprezentował nabitą na widelec papryczkę.
- A jakże, nasze sunijskie - powiedział z dumą. - Zahartowane w piekącym słońcu pustyni. Nie dla cudzoziemców. Żeby docenić naszą kuchnię, ostrość trzeba mieć we krwi.
W oczywisty sposób rzucał wyzwanie, nie mogła go zignorować. Wzięła do ręki widelec, a wtedy siedzący obok Gaara musnął jej dłoń. Nie mogła nie pomyśleć, patrząc na Hanako i Korobiego, że kiedy zostanie jej mężem będzie mogła go publicznie trzymać za rękę, nie naruszając zasad.
- Jest zbyt pikantne dla ciebie - powiedział.
Nie było w tym żadnej złośliwości, ale uniosła się dumą i włożyła sobie do ust porcję jedzenia, posyłając mu przekorne spojrzenie. 
Natychmiast zrozumiała, że miał rację. Musiała się ratować zabijając smak ryżem. Ale jakoś z tego wybrnęła. Wszyscy zabrali się za jedzenie - Yumi ograniczyła się do ryżu i symbolicznej porcji potrawki w ostrym sosie. Tenten zauważyła, że Korobi zerkał na nią z ciekawością, jakby chciał ocenić jej wytrzymałość. Po kilku kęsach, które dotkliwie piekły podniebienie, uznała, że odniosła zwycięstwo.
- Więc co sądzicie?
Hanako odłożyła widelec i podniosła kciuk do góry.
- Bardzo dobre.
Yumi przytaknęła jej, entuzjastycznie kiwając głową, ale jej opinii nie można było wziąć na poważnie, bo wydawała się z natury miła.
- Osiem na dziesięć. Przydałoby się więcej chili - oznajmił Korobi z przekorną miną.
Gaara był zajęty jedzeniem, ale kiedy popatrzyła na niego wyczekująco, oderwał uwagę od talerza.
- Wyśmienite. Dziesięć.
Bardziej nawet niż to, co powiedział, połechtało ją jego spojrzenie, i nie zwracając uwagi na otoczenie posłała mu całusa na odległość.
- Dobra, chcę tylko zauważyć, że moja ósemka jest w pełni uczciwa, bo nie liczę na nagrodę. - Głos Korobiego brzmiał tym brutalniej, że był elementem przypominającym o zewnętrznym otoczeniu. I to z tego powodu popatrzyła na niego krytycznie. - Widzę, że się boisz, chętnie zjem twoje papryczki.
Hanako trzepnęła go lewą ręką w wierzch dłoni, którą trzymał widelec.
- Nie straszne mi sunijskie smakołyki - odparła Tenten z niezachwianą pewnością siebie. Gardło ją nieco paliło od o wiele bardziej ostrego niż spodziewane dania, ale uważała, że pokonała największą przeszkodę. Nabrała sobie porcję z kawałkiem chili.
- Nie jedz tego, Tenten.
Popatrzyła na Gaarę wyzywająco. Jak tylko włożyła widelec do ust poczuła, że nie będzie łatwo - jednak w chwili próby nie zamierzała stchórzyć
Żałowała, że się na to skusiła, jak tylko rozgryzła chili. Przełknęła jednak, zadowolona z siebie, nie odrywając wzroku od spojrzenia Gaary - zanim gwałtownie odrzuciła widelec i chwyciła kieliszek wytrawnego wina.
Trunek w niczym nie pomógł. Dopiero teraz poczuła ostrość wgryzającą się w język i gardło, która zresztą rozlała się na całą klatkę piersiową. Łzy nabiegły jej do oczu. Miała jednak wrażenie, że piekielna papryczka dopiero się rozkręca, bo choć już dawno nie miała jej w ustach, palące uczucie narastało. Czuła się, jakby jej własna ślina stała się trucizną. Próbowała odkasłać, a zaczęła się krztusić.
Gaara złapał ją za rękę i zaprowadził do łazienki. Już w drzwiach usłyszała, jak Korobi odezwał się rozbawionym tonem:
- Ofiarujecie mi wasze papryczki? Żono, chyba nie odmówisz? - sądząc po plaśnięciu, żona tym razem uderzyła go z całej siły otwartą dłonią w rękę. 
Tenten nie słyszała ich dalszych przekomarzanek, pijąc łapczywie wodę z kranu. 
- Te papryczki mają drugie dno, co? - zapytała, gdy uznała, że wystarczy, a gaszenie pożaru wodą nic nie da, bo to piekielne chili już wypaliło jej przełyk.
Dopiero teraz ją olśniło, że Korobi od początku używał aluzji, i być może jego wesołość wynikała z faktu, że nie będąc tutejsza, łatwo dała się podpuścić. W Liściu nie stroniono od nieprzyzwoitych żartów, ale nawet w gronie przyjaciół nie słyszało się ich przy stole. Byłaby czujniejsza, gdyby przyszło jej do głowy, że Kankuro ze swoim specyficznym poczuciem humoru może nie być wyjątkiem, lecz osobnikiem reprezentatywnym. Biorąc jako wyznacznik jego tok myślenia, niemal wszystko dało się powiązać z seksem, zwłaszcza w kontekście jedzenia.
Spodziewała się, że przez znajomość z Kankuro i Asu już nigdy nie spojrzy tak samo na słodycze ani na owoce. Dotąd myślała, że w Sunagakure tylko przy tych dwojgu trzeba się mieć na baczności, no i jeszcze wystrzegać się spożywania ostryg.
Teraz chyba nie będzie miała odwagi podać na deser kandyzowanych brzoskwiń. A zaplanowała sobie obiad w najlepszym sunijskim stylu, gdzie zaczynało się od słodkości, główne danie serwowano na ostro, a kończyło się na owocach.
- Jakie dno? - zapytał Gaara, zaskoczony pytaniem, jakby myślał o czymś innym. Tenten spojrzała na niego kątem oka i uśmiechnęła się, bo jak widać nie była ostatnią osobą w odczytywaniu aluzji. Nabrała trochę wody na palce i zwilżyła usta, łudząc się, że to coś pomoże na palące uczucie, które teraz ulokowało się w klatce piersiowej.
Kiedy wyprostowała się, spostrzegła, że Gaara przygląda się jej. Wyglądał trochę tak, jakby zmartwienie walczyło w nim z rozbawieniem, ale może też poczuciem winy.
- Już dobrze? - zapytał.
Opierając się o umywalkę, skinęła głową, choć było jej niedobrze. Gaara sięgnął za jej plecy i zakręcił wodę.
- Jak ćma do ognia - powiedział z pobłażaniem. Chociaż jej nie objął, oparł obie dłonie na armaturze, niemal otaczając ją ramionami.
Przymrużyła oczy.
- Kwestia przyzwyczajenia.
- Nie musisz niczego udowadniać.
- Mogę znieść wasze mdłe słodycze, i tak samo piekielne papryczki - powiedziała, próbując ukryć, że została zraniona jej duma.
Gaara uniósł dłoń i odgarnął kosmyk włosów z jej twarzy za ucho. Podniosła na niego wzrok.
- Nie próbuj się zmieniać. Jesteś perfekcyjna. Słodka. Śliczna.
 Zawstydzona, spuściła wzrok. Gaara przysunął się do niej, musnął ustami jej włosy i małżowinę ucha.
- Ktoś cię poinstruował, żebyś prawił komplementy? - zapytała, mówiąc do jego koszuli. - Kankuro?
Gaara odchylił się, by na nią spojrzeć, więc zadarła głowę do góry.
- Mówił coś na ten temat. Jednak to nie są komplementy, a fakty.
- Obiektywne.
- Tego nie umiem ocenić. Nie jestem pewny, czy obiektywna prawda istnieje. Ale subiektywnie…
- Tak? - spytała, czując, że jej serce przyspiesza. Choć znała fakty, pragnęła od niego usłyszeć kocham.
- Jesteś idealna, niczego nie musisz poprawiać.
Walczyła ze sobą, żeby się zbyt szeroko nie uśmiechać, czym okazałaby próżność. Przymrużyła oczy.
- Wkrótce zorientujesz się, że mam wiele wad - zauważyła przekornie.
- Uwielbiam twoje wady, składają się w perfekcyjną całość. - Wyciągnął dłoń, żeby pogłaskać ją po włosach, ale zanim jej dotknął cofnął rękę. Tenten też usłyszała kroki. Przy otwartych drzwiach pojawił się Korobi.
- Zostałem przysłany przez damy, aby dowiedzieć się, czy otwieramy szampana. I czy jest przewidziany deser. Widzę, że jest, ale tylko dla dwojga. - Wystawił przed siebie ręce w obronnym geście, co chyba było skierowane do Gaary. - Dobra, nie ma mnie i nigdy nie było.
- Będzie deser, babka piaskowa! - Tenten poinformowała podniesionym o pół tonu głosem, kiedy zniknął już za futryną drzwi.
- Nadmiernie delikatna, ale za to jaka dowcipna! - odkrzyknął.
Popatrzyła na Gaarę.
- Babka nie pasuje na deser? - spytała. Wcale jej to nie dziwiło, bo piekła z myślą o Gaarze, który nie przepadał za słodyczami - pod tym względem miał zdecydowanie nielokalne gusta. Pozostali sunijczycy wpadali ze skrajności w skrajność, zwłaszcza w kwestiach smaku.
- Nikomu to nie będzie przeszkadzać. Mamy wino - zauważył Gaara przytomnie. 
Wino stanowiło w Sunagakure rozwiązanie większości problemów. Na dodatek Tenten zorientowała się, że Gaara ma w domu trunki z najwyższej półki, które były obiektem pożądania przyjaciół - pierwsze pytanie zadane przez gości po przyjściu dotyczyło wina.
Chwyciła Gaarę za koszulkę.
- Ani się waż im cokolwiek proponować. Im prędzej wyjdą, tym szybciej będę miała cię dla siebie. 
Uśmiechnął się lekko.
- A miałem wrażenie, że jesteś duszą towarzystwa.
Przebiegła palcami po jego torsie.
- Teraz towarzyska dusza pragnie narzeczonego, od którego na wiele dni musi się odseparować.
Delikatnie dotknęła palcami jego torsu, na tyle nisko, by wyrazić, że wyrywa się do niego nie tylko duchem. Schlebiało jej, że nazywał ją śliczną i słodką, ale zamierzała uruchomić kreatywność i pokazać, że w środku nie jest nadmiernie delikatna. Myśl o tym, że przez tydzień nie będzie mogła go dotknąć, była niemal bolesna. Zamiast myśleć, jak bardzo będzie jej go brakować, wolała ułożyć scenariusze, jak sprawić, by myślał o niej bardzo konkretnie i by tęsknota fizyczna była wspólna.
Przeceniła swoje możliwości w kosztowaniu lokalnych specjałów, ale mogła to sobie zrekompensować próbując z Gaarą rzeczy, których wcześniej nie doświadczała.
- W tej kwestii. - Gaara ujął jej rękę w obie dłonie i pocałował. - Gdzie pierścionek?
Była trochę zaskoczona zmianą tematu, ale miała wymyśloną na poczekaniu odpowiedź, taką, która zadowoliłaby Temari.
- Muszę powiedzieć Lin, zanim świat się dowie. 
Gaara przymrużył oczy, jakby jej nie dowierzał, a ona uświadomiła sobie, że może to nie do końca wiarygodnie brzmi, skoro wszyscy zebrani wiedzą o zaręczynach. Ale nosząc lapis lazuli na palcu prowokowałaby los, i zapomniałaby o ostrożności. Wciąż się nie przyzwyczaiła do noszenia na dłoni pierścionków, lecz miała przeczucie, że to się bardzo szybko zmieni. 
Chciałaby go włożyć, i nie musieć już zdejmować.

Asu spodziewała się, że zastanie Naomi w winiarni. Ostatnio scedowała niektóre swoje obowiązki na dziewczyny i nie ułożyła grafiku, co zapewniło uciążliwej kapłance kilka wolnych wieczorów. Jak widać, wykorzystała je na zacieśnianie więzi z siostrą. Ktoś mógłby pomyśleć, że jest tak przywiązana do rodziny albo że brakuje jej typowych dla kunoichi rozrywek, do których należą spotkania towarzyskie w barach.
Asu złożyła zamówienie przy barze, wyjaśniła Hiru, co i jak ma podać i uregulowała rachunek. Potem ruszyła do stolika, który zajmowały dziewczyny - wizualnie bardzo podobne do siebie, bo też nie dzieliła ich duża różnica wieku. Różniło je natomiast wszystko inne. 
Narin, którą Asu zwykła widywać jedynie w strojach treningowych, teraz miała na sobie zieloną sukienkę. Jasnobrązowe włosy upięła elegancko z tyłu głowy. Wyglądała całkiem atrakcyjnie. Poza tym można było zaryzykować stwierdzenie, że jest zrelaksowana i w dobrym humorze. 
Jej siostra, która niemal nie korzystała z wolności, jakie przysługiwały od pewnego czasu kapłankom i zazwyczaj nosiła typowo świątynne stroje, tym razem założyła kimono z delikatnego materiału w kolorze ciemnego granatu, przynależnego klanowi Tekidan.
Widocznie uzyskała punkty dodatnie u swojego ojca za zasługi poczynione w stronę podniesienia statusu rodu. Asu była jednak daleka od uwierzenia, że Naomi pragnie poprawić sobie relacje z siostrą lub wkraść się w łaski ojca. Rodzina, nawet jeśli uzna ją za pełnoprawnego członka klanu, niewiele może jej zapewnić. Sprawiała też wrażenie kogoś, kto jest świadomy swego nie najlepszego położenia. Zwykle cała jej postawa wyrażała pewność siebie, ale teraz patrzyła w nieokreślony punkt w przestrzeni przed sobą i wydawała się przygnębiona. Kto wie, może ojciec zaczął już dla niej czynić jakieś plany. Jej służba w świątyni nie mogła być dla jounina wygodna, skoro znaczenie kapłanek spadło i nie przynosiło już klanom takich korzyści, jak przedtem.
Głównym powodem, dla którego wiele dziewczyn nie zrezygnowało ze służby w świątyni było to, że mogły wrócić na łono rodziny jedynie jako wybrakowane córki, z którymi nie wiadomo, co zrobić. Żeby byłą kapłankę wydać za mąż, na tyle dobrze, by nie trzeba było się wstydzić koligacji rodzinnych, trzeba by przeznaczyć fortunę na posag. Niewielu jest takich kawalerów jak Korobi, który ożenił się z Hanako mimo powszechnego zdziwienia, otwartego sprzeciwu rodziny i kpin kolegów. Ale też on mógł sobie na to pozwolić nie przyprawiając babci o zawał, bo jego starszy brat zadbał o przyszłość rodu z zapałem płodząc dzieci.
Asu bała się nadmiernego odpływu kapłanek; tego, że świątynia straci na znaczeniu, gdy córki Słońca się odwrócą od bogini. Niektóre rozwiązania, wprowadzone przez Gaarę w życie, budziły w niej sprzeciw. Ale odetchnęłaby z ulgą, gdyby Naomi porzuciła zajęcia, które ją nudziły, i boginię, którą czciła jedynie z przymusu, i wybrała spokojne życie w cywilu. Tekidan, ze swoją pozycją, szybko znalazłby jej nie najgorszego sortu męża. Asu, patrząc na jego córkę, niechętnie przyznawała, że istnieje taki rodzaj kobiety, która potrzebuje mężczyzny. Naomi zdecydowanie dobrze zrobiłby ktoś, kto by ją utemperował.
 Wówczas nie patrzyłaby na świat z podszytą frustracją niechęcią, tak jak spojrzała na nią teraz.
- Najwyższa Kapłanko, cóż za zaszczyt - powiedziała, wskazując ręką na miejsce naprzeciw siebie, obok Narin. - My już niemal wychodzimy, ale twoje towarzystwo nawet przez pięć minut to ogromny zaszczyt - wygłosiła to tonem niemal uprzejmym, który zapewne był przeznaczony na potrzeby jej naiwnej siostry. 
Asu nie wybrała krzesła, które jej wskazano, tylko podsunęła sobie inne i usiadła przy trzecim boku stolika. Blat był pusty, już sprzątnięty przez kelnerkę.
- Chyba jednak symbolicznie się ze mną napijecie, już zapłaciłam - odpowiedziała, uśmiechając się do obu. Narin pochyliła lekko głowę w geście powitania. Wyglądała na zdezorientowaną.
Hiru podeszła do stolika i postawiła na nim butelkę najdroższego specjału oraz dwie klasyczne lampki do wina - jedną przed Asu, drugą między siostrami. Zanim odeszła, Asu uścisnęła jej dłoń. Spodziewała się, że zobaczy na twarzy Naomi wyraz niesmaku lub oburzenia, ale lafirynda tylko uśmiechnęła się złośliwie.
- Ty będziesz pić z gwinta? - zapytała, używając uprzejmego tonu, ale pomijając zwroty grzecznościowe, rezygnując z odgrywania szopki dla postronnych.
Asu posłała jej najbardziej niewinny uśmiech, na jaki było ją stać.
- Wystarczy wam jeden kieliszek. Wygląda na to, że teraz wszystkim będziecie się dzielić, nawet dzieci możecie mieć wspólne.
Naomi, która już sięgała po szkło, cofnęła dłoń i popatrzyła na nią z nieprzykrytą niczym niechęcią. Siliła się na chłód, ale dłoń zauważalnie jej zadrżała.
Asu odwróciła od niej spojrzenie i popatrzyła na Narin.
- Wasza siostra - powiedziała, nie zapominając o używaniu formalnego języka, choć treść jej wypowiedzi była daleka od kurtuazji - nigdy nie potrafiła się odnaleźć w świątyni, ponieważ tworzymy wspólnotę, służymy społecznie i… nie wolno nam szukać własnej przyjemności czy prywatnej korzyści. A ona nie potrafi się dzielić. Podejrzewam jednak, że sprawa ma się zupełnie inaczej, gdy wszystko zostaje w rodzinie.
Narin otworzyła szeroko oczy, rzuciła szybkie spojrzenie na siostrę, a potem opuściła wzrok. Asu uznała, że przekaz jest wystarczająco jasny.
- Jesteś dewiantką, Asu. Masz nie po kolei w głowie. - Naomi zaskakująco szybko straciła panowanie nad sobą. Asu była tym srodze rozczarowana, bo wydawało jej się, że w osobie Naomi ma godną przeciwniczkę. Takich osób nie darzy się sympatią, ale przynajmniej się je szanuje.
Narin, która najwidoczniej zorientowała się, że dalsza część tej rozmowy może być dla niej nieprzyjemna, odsunęła krzesło. Asu spodziewała się, że kunoichi, którą uważała za wyjątkowo podatną na manipulacje i wystraszoną w sytuacjach konfliktu, wymamrocze jakieś niewyraźne słowa wymówki i ucieknie kładąc po sobie uszy. Ona jednak spojrzała ostro na siostrę. Zwykle butna Naomi jakby skurczyła się w krześle, a Asu pomyślała, że musi zrewidować pogląd, który stawiał Narin w szeregu osób, których nie darzyła szacunkiem, wystraszonych i podporządkowanych.
- Niezałatwione sprawy rozwiązujcie między sobą. - Sięgnęła po butelkę z winem, a na jej twarzy była taka wściekłość, że przez ułamek sekundy zdawało się, iż rozbije ją siostrze na głowie. Jednak odwróciła od niej spojrzenie i popatrzyła na Asu, bez uniżoności, z jaką zwykle patrzyli na nią ludzie świeccy. Za to ze złowrogim błyskiem w oczach. - Szkoda rzucać diamenty między świnie.
Zabrała wino i poszła. Asu postarała się ukryć uśmiech rozbawienia, który kompletnie nie pasował do sytuacji.
- Niech zgadnę. Oficjalnie serwowałaś kawę i nie przyznałaś, że z czasem dodałaś słodycze - powiedziała kpiąco. Czuła się zwycięzcą. Naomi miała w tej chwili w oczach czystą nienawiść. Zabawne, jak niewiele było trzeba, aby zwykłe nonszalanckie zachowanie, niosące ze sobą sugestię, że nic nie może jej dotknąć, uległo zmianie. - Przykro mi, że teraz będziesz musiała się tłumaczyć. Ale zapewne brałaś pod uwagę, że siostra przestanie cię cenić, jeśli wydasz ją za mąż tylko po to, by mieć klucz do sypialni. Nie miej mi za złe, jeśli popsułam ci plany.
Naomi przyglądała jej się przez chwilę bez słowa. Choć z początku nie potrafiła nad sobą zapanować, wykorzystała te kilka sekund milczenia, by się uspokoić.
Asu pomyślała, że nigdy nie widziała córki Słońca z rodu Tekidan tak zdenerwowanej i tknęły ją wyrzuty sumienia, bo może gdzieś pod powłoką zdziry kryje się dusza. Bardzo głęboko, bardzo szpetna dusza. Jednak Naomi odezwała się i zdusiła w niej śladową empatię.
- Rzeczywiście myślisz, że zniszczyłaś mi teraz plany? - zapytała chłodno. - Czyżbyś ty, Najwyższa Kapłanka, zawsze najlepiej zorientowana we wszystkim, nie wiedziała jeszcze o tym, o czym już szepczą wszystkie twoje służące? Moja siostra wypadła daleko poza linię startu, ale mylisz się, jeśli sądzisz, że to dobra wiadomość dla ciebie. Upadek z wysoka dużo bardziej boli.
Asu przymrużyła oczy. Naomi teatralnie zarzuciła na plecy długie włosy, których wbrew instrukcjom nigdy nie upinała. Nawet w nieprzyjemnej dla siebie sytuacji szukała sposobu, by ukłuć choćby najdrobniejszą szpileczką.
- To naprawdę zabawne, Asu. Wydaje ci się, że nic ci nie umknie, że potrafisz zaglądać do dusz i umysłów, i nawet nie zauważasz, jak gęsta mgła iluzji cię otacza. Wmawiasz sobie, że jesteś w tej osadzie pierwsza po bogu, że jesteś reprezentantką Słońca na Ziemi, potrzebną wszystkim, a już na pewno niezbędną Kazekage. Nie tylko przestałaś być potrzebna, by rozgrywać bandę starych głupców. Nawet cię nie uprzedził.
Asu przygryzła wargi. Powstrzymała się przed wydaniem z siebie choćby dźwięku, bo miała ochotę się odszczeknąć, ale miała przeczucie, że może się ośmieszyć. Jeszcze bardziej ośmieszyłaby się, gdyby zapytała, o co chodzi.
Tymczasem Naomi lekko przechyliła się przez blat stołu, jakby chciała upewnić się, że jej rozmówczyni nie odwróci wzroku.
- Coś ci uświadomię. Jeśli przegram, będę mieć pocieszenie, że ty straciłaś  o wiele więcej. Tracisz na politycznym znaczeniu, a personalnie nigdy się nie liczyłaś. Sama przyczyniłaś się do ścisłego oddzielenia władzy od religii, dlaczego? Bo liczyłaś na wdzięczność. Zapominasz, że Godaime nie wierzy w antropomorficznych bożków, których używasz, by zdobyć posłuch motłochu, i że byłaś dla niego narzędziem. Mogę postawić ziarenka piasku przeciwko złotu, że nie pobłogosławisz jego małżeństwa, ani tym bardziej dzieci. Nie ma w tobie uroku ani wdzięku, jesteś wulgarna i podstępna, i tylko wyznawcy się na ciebie nabierają, bo z bliska to wszystko doskonale widać.
Asu starała się pozostać niewzruszona, choć wyważone słowa docierały głęboko. Zdzira, mimo że ewidentnie wytrącona z równowagi - teraz już wiadomo, dlaczego, skoro wspomniała o małżeństwie - wyglądała na zadowoloną z siebie. Spokojnie odsunęła krzesło i wstała, patrząc na nią z góry.
- Przy okazji, nie wrzucaj mnie do jednego worka ze służebnicami twoich bożków, Asu. Nie serwowałam słodkości. Ulubienica twojego ojca alfonsa Yumi mogła proponować ciasteczka, dlatego nic nie wygrała i teraz jest urzędniczką cywilną, czyli, bez ściemniania - Naomi wygięła pogardliwe karminowe usta - nikim. Twoja kochanka liczyła na jej otwarte nogi i sprawną macicę, i na wilczy bilet wprost do Chmurki dla ciebie w pakiecie. Jej pech, że Kazekage nie gustuje w przekąskach na słodko.
Asu czuła się tak, jakby dostała siarczysty policzek w twarz. Pierwszą jej myślą było, że nie musi wierzyć w ani jedno słowo - ale w głębi duszy wiedziała, że Naomi nie kłamie. 
Rei była zafiksowana na pomyśle, by rzucić wszystko i przeprowadzić się do Kumo. I była dziewczyną, która potrafi walczyć o swoje - właśnie dlatego jej się podobała. Asu także nie cofnęłaby się przed niczym, żeby mieć przyszłość z ukochaną osobą, włącznie ze zdradzeniem jej zaufania.
Ale używać metody na dziecko?
W tej chwili poczuła do Rei niemal równie silną nienawiść, jak do Naomi, która triumfowała. Miała ochotę wydrapać szmacie oczy.
Pocieszająca była świadomość, że dziewczyna zazwyczaj powściągliwa w wyrażaniu emocji i w słowach, zdolna w każdej sytuacji przemyśleć reakcję na chłodno, tym razem jest tak zdenerwowana, że zdradziła jej rzeczy, jakich normalnie by nie powiedziała.
Traci zimną krew. Jeśli wyczerpie się jej cierpliwość, zacznie popełniać błędy.
Asu wstała i popatrzyła na rywalkę wyzywająco.
- Dużo się nakombinowałaś, ale i tak nie wyszło - powiedziała. - Radzę ci być ostrożną, bo nie wiesz jeszcze, na co mnie stać. Gaara cię nie obroni. 
Naomi przymrużyła oczy i uśmiechnęła się pogardliwie.
- Spróbuj, jeśli masz ochotę. Jedna z nas będzie zaskoczona.

Wioska Piasku, półtora roku wcześniej

Asu często powtarzała sobie, że skromność jest nieodzowną cechą kapłanki. Skromność i pokora. Wiedziała jednak, że nie posiada żadnej z tych cech. Bez skrupułów korzystała z przywilejów, które jej przysugują, i czuła satysfakcję przechadzając się swobodnie w miejscach, gdzie kapłanki miały ograniczony dostęp.
Mogła też bez przeszkód wchodzić do siedziby administracji o dowolnej porze, nie zatrzymywana przez nikogo. Pewnie korzystała z tego aż zbyt często, ale lubiła surowe i przestronne jak na sunijskie warunki korytarze. Lubiła też poczucie, że jest blisko Gaary, nawet jeśli pracował na innym piętrze, a ona nie miała pretekstu wystarczająco dobrego, by zająć jego uwagę.
Nie, żeby w absorbowaniu jego uwagi było coś obiektywnie złego. Lubiła myśleć, że zna się na ludziach, umie ich diagnozować. I z dużą dozą pewności za najpoważniejszy problem Gaary uważała jego tendencję do umartwiania się, emocjonalnego samookaleczania.
Ludzie tego typu są dla siebie najsurowszymi sędziami i sami sobie wyznaczają najgorsze kary. Wydawało jej się, że Gaara znalazł sposób na umiarkowaną pokutę za grzechy. Godziny spędzane za biurkiem w zamkniętym pomieszczeniu, papierkowa robota stanowiąca lwią część jego obowiązków wydawały się jedną z najgorszych możliwych kar, i to nawet na poziomie fizycznym, bo wymuszona bezczynność wyczerpuje bardziej niż intensywny wysiłek. Gaara postąpił wbrew swojej naturze przyjmując pozycję kage, ale być może ten rodzaj cierpienia duszy, wykonywanie z pozoru - a czasami i rzeczywiście - bezsensownych czynności, przywraca mu równowagę. Nabrała nawet przekonania, że Gaara musi wykonywać pracę, której nie lubi, by czuć, że wypełnia swoją rolę, tak samo, jak musi mieć poczucie, że komuś służy, bo tak spłaca dług u społeczeństwa.
Oczywiście, nigdy go o to nie pytała. Im mniej próbowała drążyć pewne kwestie, tym lepszy miała z nim kontakt.
Ostatnio jednak odsunął się od wszystkich, a jego strategia psychicznego samoudręczania osiągnęła chorobliwe rozmiary. Asu była pewna, że od zakończenia wojny prześladuje go poczucie winy. Jednocześnie dokuczała mu samotność - ale nie próbował z nią walczyć, przyjął strategię bliską temu, co robił wcześniej, odsuwał ludzi od siebie. Nawet z rodzeństwem rozmawiał w taki sposób, że bali się do niego odezwać.
To się źle skończy, dla niego albo dla otoczenia - była tego niemal pewna. Jednak nie miała pojęcia, jak do niego dotrzeć.
Mimo to wyszukiwała okazje, by z nim porozmawiać, nawet jeśli w teorii mogłaby sobie poradzić z czymś sama. Cieszyła się uprzywilejowaną pozycją, na dodatek Gaara nigdy nie traktował jej jak osoby niemile widzianej - schlebiała sobie myślą, że lubi ją bardziej, niż był skłonny przyznać.
Teraz też postanowiła skorzystać z byle pretekstu, by się z nim zobaczyć. Było późno, przy wejściach do siedziby wartownicy jak zwykle trzymali straże, ale korytarze były puste. Już od jakiegoś czasu wchodziła do gabinetu Kazekage bez pukania i tym razem też weszła od razu.
To, co zobaczyła, sprawiło, że na chwilę zamarła.
Nie wiedziała, jak się zachować, nie powiedziała więc nic, nawet niewyraźnego przepraszam. Szarpnęła za klamkę i wypadła na korytarz, przeklinając w duchu. Szumiało jej w uszach, coś boleśnie ściskało w żołądku, a serce biło jej tak szybko, jakby chciało wyrwać się z piersi, zostawiając po sobie krwawe strzępy.
Za wszelką cenę próbowała się uspokoić. To jej się tylko wydawało.
Oczywiście, że jej się wydawało. Kogoś opętał demon i z dwojga złego wolałaby, żeby to ją dopadł.
Zacisnęła powieki, ale zamknięte oczy zdecydowanie pogarszały sytuację, gdyż nie mogła się wtedy pozbyć obrazu, który mogła rozproszyć patrząc na ścianę. Mimo, że powiedziała sobie, iż padła ofiarą złudzenia, chorej wyobraźni lub w najgorszym razie opętania, nie opuszczało jej uczucie duszności ani ściskanie w dołku. Przypomniała sobie, jak w świątyni uczono ją poglądowo, co oprócz celebrowania świąt i adorowania bóstw musi robić, jakie obrazki na żywo musiała oglądać i co symulować. Miała być dobrze wyszkolona, ale powierzchownie czysta, bo skuszenie mężczyzny ciałem nie wystarcza, żeby go sobie podporządkować.
Zrobiło jej się niedobrze.
Niech to szlag, czy naprawdę ma aż tak zwichrowaną psychikę i wyuzdaną wyobraźnię, by do wyrytych w umyśle obrazków dopasować Gaarę?
Gaara zawsze był dla niej na tym poziomie niewinny, bez skazy - nie tknięty przez przyziemne akty, które zabijają duszę.
Ona nie była niewinna. Nauki w świątyni spełniły swoją rolę i rozbudziły ją erotycznie. Ale od wczesnej młodości myśl o frywolnych igraszkach z mężczyzną budziła w niej odrazę. Kojarzyła jej się z niewolą.
To, co miała przed oczami, to nie były igraszki.
W momencie, gdy próbowała sobie wytłumaczyć, że niczego tak naprawdę nie widziała, że za dużo sobie dopowiada i wyciąga pochopne wnioski, usłyszała, że drzwi się otwierają. Natychmiast doskoczyła do przeciwległej ściany.
Jej wzrok spotkał się z bezczelnym spojrzeniem Naomi.
Dziewczyna była jej podległa i, jeśli nawet nie miała na tyle przyzwoitości, by zapaść się teraz pod ziemię, powinna przynajmniej z zawstydzeniem spuścić wzrok. Jednak patrzyła bezpośrednio na nią, bez śladu zażenowania, nawet bez zwykłej umiarkowanej pokory, którą na co dzień okazywała.
Była kompletnie ubrana i prezentowała się dumnie - co było wyczynem, biorąc pod uwagę, w jakiej pozycji znajdowała się przed chwilą. Coś takiego uwłacza kobiecie. Uległość wobec mężczyzny od pewnego poziomu jest boleśnie upokarzająca.
Rzecz jednak w tym, że poniżenie może zapewnić kontrolę i władzę, a Naomi być może już wtedy to wiedziała. Wyglądała na nieznośnie, obrzydliwie wręcz zadowoloną.
- Powiedział, że jeśli chcesz, możesz wejść - zakomunikowała, przyglądając się jej, jakby patrzyła na coś osobliwego.
Asu spojrzała z przerażeniem na drzwi. Naomi zareagowała obscenicznym uśmiechem.
- Nie bądź taka wystraszona. Myślę, że jeśli chcesz dostąpić zaszczytu, musisz najpierw ładnie poprosić.
Dopiero wtedy Asu poczuła, jakby przebudziła się z odrętwienia.
Podeszła i wymierzyła jej policzek. 
Naomi, gdy odwróciła twarz i znów na nią spojrzała, nie wyglądała już tak arogancko. Szybko opuściła wzrok, zgodnie z zasadą, że przełożonemu nie wolno patrzeć w oczy. Ale zanim to zrobiła, w jej źrenicach można było dostrzec złowrogi błysk.
- To się więcej nie powtórzy - warknęła Asu.
Naomi zniżyła głowę, jakby akceptowała rozkaz. Asu wiedziała jednak, że to tylko gra, a ona się ośmiesza, bo o niczym nie decyduje. To od Gaary zależy, co i kiedy się powtórzy. Zresztą, to nie był pierwszy raz. Naomi jest na to za pewna siebie.
Przeklęta kurewka do niego dotarła. Taka, jak ona, jak już chwyci zdobycz, łatwo jej nie wypuści.
- Odejdź - powiedziała Asu ostro. Z tą dziewczyną przed oczami nie potrafiła jasno myśleć.
Naomi skłoniła się i wypełniła polecenie.
Asu jeszcze raz spojrzała na drzwi. Wzięła głęboki oddech. Chciała móc zachować się tak, jakby nic się nie stało. Ale się nie przemogła.
Wycofała się i zaczęła udawać, że nigdy nic nie widziała. Zaciskała zęby, choć na samą myśl o Gaarze z kobietą chciało jej się płakać.
Jednak wyciągnęła wnioski. Między innymi, nauczyła się pukać.


***********************
Emocjonalne samookaleczanie i cierpienia duszy - nie wierzę, że to napisałam. A jednak. Takie słowa pasują mi do Asu. I tak, ona uważa, że psychiczne kopanie samego siebie do pewnego momentu jest zdrowe.
Na marginesie, to wszystko kojarzy mi się z Dorianem Greyem, tym od pięknego oblicza i okropnego portretu :D

*Wszystkie dwuznaczności są zamierzone, nawet jeśli powstały przypadkowo. Pisząc słucham sporo romantycznych tkliwych piosenek, ale też sporo takich, które są oznaczone jako explicit. I oto efekty.

** Hoshi no Suna - (Gwiazda Pustyni, Gwiazda piasku? - Nie wiem jak to zgrabnie przetłumaczyć, słabo się orientuję w japońskim, ale polecam zajrzeć tu https://www.youtube.com/watch?v=s56h9ZMPliY Uwielbiam tę piosenkę i tylko dlatego dałam Tenten nieco absurdalne nazwisko [Niebo-Niebo Gwiazda (?)] by móc to kiedyś wykorzystać. Notabene, niedawno znalazłam angielskie tłumaczenie - podmiot liryczny wędruje przez pustynię (pustkowie?) po tym, jak mu umarła ukochana, którą będzie kochał na wieki. Nienawidzi siebie, bo - to częsty motyw u Gackta - jest wampirem. Może nie dla każdego jest to wzruszające czy romantyczne, ale melodia w mojej opinii jest obłędna.