25 paź 2020

Rozdział 39. Dotyk

Yumi przyszła do archiwum z nastawieniem, że jak zwykle będzie przez kilka godzin siedzieć po uszy w pracy. Rada zarządziła porządkowanie i sprawdzanie raportów finansowych z ostatnich lat, a to oznaczało tony papierów do przejrzenia. 

O dziwo, w biurze zastała tylko Hanako, która w momencie, gdy ona weszła, siedziała na biurku i mieszała łyżeczką w porcelanowej, biało-niebieskiej filiżance z kawą. 

Yumi spodziewała się zastać w biurze dwie osoby, ale nie byłą kapłankę - ona częściej pracowała w siedzibie administracji.

- Mamy dzisiaj jakieś święto? - zapytała, odkładając torebkę na swoje biurko. Zaczęła gorączkowo myśleć, o czym mogła zapomnieć. Nie było żadnego święta religijnego - marna z niej kapłanka, ale nie na tyle, by przeoczyć ważne daty. Może nie wiedziała o jakimś święcie państwowym, a to też byłaby wtopa. 

- A, skąd - Hanako machnęła ręką. - Połowa ludzi ma dzisiaj urlop na żądanie. A kto nie wpadł na to, że teraz jest idealny moment dla cywilów, żeby sobie przebimbać dniówkę, został skierowany do szorowania podłóg, bo Radzie zamarzyło się zrobić wielkie sprzątanie. No, przecież po co mamy przekopywać się przez dokumenty, które mogą zostać na później, i tak gdzieś za tydzień trafić na biurko Kazekage. Chcą go dla odmiany pognębić bezczynnością. - Westchnęła i odłożyła filiżankę na bok, na blat. - Ja się wymiksowałam, myślę też, że nikt tam nie będzie chodzić z listą obecności, więc jednak jakąś papierkową robotę dzisiaj wykonamy.

Yumi przysunęła sobie krzesło, ale w końcu nie usiadła na nim, bo Hanako wówczas mogłaby patrzeć na nią z góry.

- Mów co chcesz, ale jednak w świątyni taka etyka pracy byłaby nie do pomyślenia.

Na twarzy Hanako pojawił się krzywy uśmiech. Zawahała się, jakby rozważała, czy  może powiedzieć, co naprawdę myśli.

- Etyka nie ma z tym nic wspólnego. To czysta złośliwość starych dziadków. Zapewniam cię, że wiele razy już mieliśmy wysyp nikomu niepotrzebnej papierologii, ale założę się, że takiej masówki, jaka nas czeka przed weselem, ta wioska jeszcze nie widziała. - Wzruszyła ramionami. - Co zrobić? Są obrażeni na Kazekage, więc w ten sposób wylewają swoje żale. Może im się lepiej śpi z poczuciem, że jakoś tam go ukarali. Żonatego mężczyzny nikt nie będzie traktował jak chłopca; myślę więc, że po ślubie układ sił w końcu się zmieni i my też na tym skorzystamy. 

 - To nie wystarczy wygrać wojny, żeby być traktowanym poważnie? - spytała Yumi, nim zdołała ugryźć się w język.

Hanako popatrzyła na nią z pobłażliwością, jaką okazuje się komuś o wiele gorzej odnajdującemu się w rzeczywistości.

- Cóż, wioska nie przetrwa dzięki prowadzeniu wojen - odparła refleksyjnie. - Mężczyzna powinien mieć żonę i płodzić dzieci. Domyślam się, że w twoich stronach to wygląda inaczej, macie przeludnienie, więc poważanie zyskuje się przerzucaniem worków ze zbożem. 

Yumi przymrużyła oczy.

- Przepraszam, tak mi się powiedziało, świątynia utkwiła mi pod skórą - zmitygowała się Hanako, ale jej głos nie wyrażał żalu. Spoważniała. - Zamierzam się przejść do świątyni.

Yumi, która wcale nie zamierzała pozwolić z siebie kpić, chciała jej odpłacić złośliwością, ale ta kwestia zeszła na dalszy plan.

- Jak to? Po co?

Hanako wzruszyła ramionami. Uniosła rękę i przyjrzała się swoim paznokciom.

- Pogadać z Asu.

Yumi uniosła brwi. Hanako oderwała wzrok od swojej dłoni i popatrzyła na nią wprost, rozwiewając wątpliwości, czy żartuje.

Decyzja, by na jakikolwiek temat rozmawiać z Asu, nie mogła być dla niej łatwa.

Asu nie darzyła Hanako sympatią. Odkąd w Sunagakure została wprowadzona wyraźna granica oddzielająca służby cywilne od religii, Najwyższa Kapłanka już nie wszędzie miała wstęp, nie we wszystko mogła się wtrącać. Hanako była teraz bliżej Gaary, niż ona.

I właśnie dlatego Yumi spodziewała się, że jej koleżanka będzie unikać dawnej przełożonej jak ognia.

- Dlaczego? - zapytała, chociaż sądziła, że się domyśla.

Hanako popatrzyła na nią, przekrzywiając głowę w bok.

- Naomi kombinuje. Nic jej nie dało czepianie się ciebie, więc teraz łazi za mną.

Yumi powstrzymała się przed lekceważącym prychnięciem.

- Och, a ty boisz się jej ciętego języka? Plucie jadem to jedyne, co potrafi.

Hanako pokręciła z niezadowoleniem głową.

- Ciebie to bawi? Czy uważasz, że znoszenie upokorzeń w milczeniu uszlachetnia?

Yumi przygryzła wargi. Wiedziała, że dziewczyny uważały ją za ofermę, która pozwala sobie ubliżać - ale nie brała do siebie zaczepek, nauczyła się ignorować mniej lub bardziej obraźliwe uwagi ze strony Naomi. Szybko zorientowała się, że skoro kapłanka nie zna sposobu, żeby dotrzeć do Gaary, szuka sobie pośrednika. Liczy, że ktoś się poskarży i zmusi go, żeby ją zauważył. 

Tyle, że Gaara nie zapomniał o jej istnieniu, po prostu nie chciał z nią przebywać w jednym pomieszczeniu. Jeśli Naomi chciała go osaczyć, Yumi nie zamierzała jej tego ułatwiać.

Jednocześnie było nie do pomyślenia, żeby Gaara nagiął swoje zasady. Dziwne, że Hanako w ogóle dopuszczała taką możliwość.

- Gaara nie odeśle jej przymusowo z wioski. Gdyby to było możliwe, Asu dawno znalazłaby sposób, żeby zdobyć jego podpis - powiedziała z przekonaniem. - A tobie jej obecność zaczyna tak bardzo przeszkadzać? Boisz się, że jak nie dasz jej, czego chce, uwiedzie ci męża?

Hanako nie odszczeknęła się, po prostu na nią patrzyła.

- Przepraszam, to jest uwaga nie na miejscu. - Yumi spodziewała się, że odegranie się za żarty z wiejskiego pochodzenia przyniesie jej satysfakcję, ale zamiast tego poczuła się głupio.

Hanako zabębniła palcami w biurko.

- To, co mi przeszkadza, to że one nie przestaną walczyć o wpływy. Asu i Naomi prędzej rozniosą tę wioskę w pył niż nauczą się pokojowo żyć obok siebie. Czas zająć jakieś  stanowisko.

- I ty opowiadasz się po stronie Asu. - Yumi wcale nie zamierzała wypowiadać tych słów z potępieniem, ale tak zabrzmiały.

Hanako otworzyła szeroko oczy.

- Wolisz Naomi, panoszącą się tutaj bez końca? - zapytała ze szczerym zdziwieniem.

- Ich wojenki to nie jest nasza sprawa. 

Twarz Hanako wykrzywiła się w gorzkim uśmiechu.

- Jakże to wygodnie, wmawiać sobie, że możesz zachować neutralność. Jakże lojalnie wobec przyjaciół - teraz w jej głosie brzmiała oczywista ironia. - Naomi zasłużyła sobie na to, żeby ją wypieprzyć. Jeśli to dla niej upokorzenie, tym lepiej. Może się czegoś nauczy.

Yumi popatrzyła na nią z zastanowieniem. Hanako uważała chyba, że pozbywając się niegdysiejszej serdecznej przyjaciółki z pola widzenia, ochroni Gaarę. A przecież było za późno, żeby go przed nią chronić, jej fizyczna obecność lub nieobecność w Sunie nie sprawiała dużej różnicy.

- Wyobrażasz sobie, że jak zawrzesz sojusz z Asu, to razem wygracie - oceniła.

- A ty uważasz, że nie? - spytała Hanako.

Yumi powoli pokręciła głową.

- Nie. Jeśli już, to Asu wygra. Dzisiaj może być twoim sojusznikiem, może nazwać cię przyjaciółką, może uważać cię za przyjaciółkę - powiedziała, - ale jeśli jutro uzna, że stoisz jej na drodze, wbije ci nóż w plecy. Albo dosypie truciznę do herbaty.

Hanako pokręciła głową.

- Żadnej z nas nie otruje. Gdyby się nie bała, nie rozmawiałybyśmy dziś o Naomi, prawda?

- To była metafora - odpowiedziała Yumi, zaskoczona, że dziewczyna potraktowała to poważnie. - Nikt jeszcze nie wyszedł dobrze na brataniu się z Asu. Wykorzysta cię i rzuci na pierwszy ogień, jeśli ktoś będzie musiał ponieść konsekwencje.

Hanako przybrała zdziwioną minę.

- A myślałam, że jesteś takim dobrym duszkiem, szanujesz wszystkich i nie masz żalu do nikogo. Asu coś ci zrobiła?

Yumi wzruszyła ramionami.

Nie darzyła nienawiścią Asu. Po prostu jej nie ufała.

Wiedziała, że Najwyższa Kapłanka dobrze się czuła w swojej roli. Lubiła mówić o niesieniu wsparcia duchowego, uszczęśliwianiu ludzi, kontaktach z bogami - jako jedna z niewielu dziewczyn w świątyni naprawdę w nich wierzyła.

Wątpliwe jednak, czy była aż tak empatyczna i oddana ideałom, jak się na to kreowała. 

Oczywiście, chciała taka być. Ludzie, którzy wznosili modły w świątyni i prosili ją o wstawiennictwo, tak ją postrzegali. Ale dla zaspokojenia jej miłości własnej to nie wystarczało.

Dużo osiągnęła - nie musiała być pacynką w rękach swojego ojca, miała wąski co prawda, ale całkowicie własny obszar działania. Wydzielony obszar władzy. To też nie wystarczało.

Była w gorszej sytuacji niż reszta, bo podczas gdy większość kapłanek nienawidziła jej ojca - Asu jednocześnie nienawidziła go, potępiała i kochała. Najwyższy Kapłan potrafił być troskliwy, potrafił udawać - to akurat Yumi wiedziała z pierwszej ręki. I przez długi czas nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Asu właściwie zdecydowała się wystąpić przeciwko niemu. Więzy krwi są nierozerwalne, bardzo trudno jest wystąpić przeciw własnej rodzinie.

Asu na pewno uważała, że to właściwy wybór - opowiedzieć się po stronie wolności zamiast ucisku, pomóc w zniszczeniu systemu opresji.

Tylko, że mało kto robi coś tylko dlatego, że to właściwe. Asu nie należała do takich osób. Po prostu była wpatrzona w Gaarę - i Yumi była pewna, że dla niej to nie był tylko wybór między dwiema stronami konfliktu, między świeckim państwem i teokracją, między wolnościami obywatelskimi i niewolnictwem kobiet. 

Decydujące było to, że wybierała między swoim ojcem i Gaarą. Ze świadomością, że w świeckim państwie będzie miała jakiś obszar władzy, ale jej pozycja będzie możliwa do podważenia, podczas gdy Najwyższy Kapłan chciał, żeby wypełniała jedynie jego rozkazy - ale otoczona bezwzględnym szacunkiem jako wcielenie bogini na Ziemi. On chciał mieć władzę, ale pozostać w cieniu. Jego córka miałaby dokładnie taką pozycję, jaka mogłaby zaspokoić jej ego - niemal bezwzględne uwielbienie. 

Wybierając przeciwną stronę barykady, tę, po której nikt jej się z początku nie spodziewał - na pewno nie spodziewały się jej kapłanki, które ją znały - być może podświadomie liczyła na uznanie jednej osoby. Na osobistą wdzięczność.

Ale Gaara nie mógł być jej wdzięczny, ani dostrzec jej poświęcenia. Dla niego postępowanie zgodne z zasadami moralnymi było oczywiste i nie wymagało dodatkowego uzasadnienia. Dlatego nie zauważył, że Asu pragnie być uważana przez niego za kogoś nie do zastąpienia.

Asu upodobała sobie wizję Sunagakure pod rządami Gaary - i podobała jej się wizja siebie u jego boku.

Gdyby chodziło jej tylko o wpływanie na władzę z cienia, wybrałaby prostszą drogę i dogadałaby się z Naomi. Z dziewczyną, która była klasycznym produktem świątynnego prania mózgu - miała potworne kompleksy, na które znała tylko jeden sposób: zmanipulować kogoś wysoko postawionego tylko po to, by poprawić sobie samooocenę. Jednocześnie nie przeszkadzałoby jej, że ma nad sobą kogoś, kto by nią sterował - odpowiednio zmanipulowana, nawet by tego nie zauważyła. 

Wystarczyło spojrzeć na nią, kiedy miała swoje pięć minut: w teorii dziewczynom do towarzystwa nie wolno było zdradzić niczego, co dotyczy kadry dowódczej wioski - chyba, że miałyby to zdradzić Najwyższemu Kapłanowi lub Asu - ale ona była obscenicznie wręcz zadowolona, że spośród wszystkich dziewczyn to ona zaspokaja Kazekage seksualnie. Mało tego, tak wysoko zadzierała głowę, że duża część dziewczyn patrzyła na nią z podziwem i traktowała jak liderkę.

I Naomi tylko tego chciała. Odzyskania pozycji, wąskiego, ale wiernego kręgu wielbicielek. Może jeszcze poczucia, że - jak kiedyś powiedziała, chcąc jej zrobić przykrość - całą władzę nad tą wioską może mieć w ustach.

Naomi była jadowita i przykra, ale zbyt wulgarna na to, żeby naprawdę się liczyć. Mimo to Asu nie mogła jej znieść - i nie zamierzała jej znosić. Po prostu jak dotąd nie znalazła sposobu, by się jej pozbyć.

Jak się wydawało, była przekonana, że sprowadziła do Suny Tenten, ukręciła bat na znienawidzoną rywalkę i dała Gaarze w prezencie kogoś, z kim może się ożenić i mieć dzieci.

Jeśli jest bezgranicznie cyniczna, to wygra. Ale jeśli taka nie jest, bardzo szybko przekona się, że jednocześnie stworzyła sobie problem. Tenten nie wyglądała na kogoś, kto nie zauważy, że jest narzędziem, i kto pozwoli sobą sterować. 

I jeśli Asu tak bardzo znienawidziła Naomi tylko za sypianie z Gaarą, to Tenten znienawidzi o wiele bardziej.


Demoniczna Pustynia, wieczór przed drugim etapem egzaminu na chuunina


- Naprawdę musisz służyć za wabik?

Kiedy przyszła na spotkanie - ustalił je w jednym z licznych, całkiem pustych pomieszczeń w bunkrze, w których było słychać hulający za oknami porywisty wiatr - wyglądała radośnie, jak nigdy przedtem. A może tylko tak mu się wydawało. 

Widział ją już wcześniej, kiedy pojawiła się na miejscu zbiórki do drugiego etapu. Czuł, że postępuje trochę nieuczciwie, nie ujawniając swojej obecności, ale nie mógł się powstrzymać. To nie był najlepszy pomysł - obserwowanie jej w towarzystwie drużyny wzbudziło w nim głównie niepokój. Widząc, jak przekomarzała się z Lee i Nejim nie mógł wyrzucić z głowy tego, co powiedziała Temari:  “Jej przyjaciele są w wiosce Liścia, Sunagakure jest tylko etapem, o którym zapomni” - nie ważąc się wyrazić głośno tego, co myślała, że on jest etapem, o którym Tenten zapomni.

Siostra powiedziała wiele mało przyjemnych rzeczy, które utkwiły mu w pamięci, ale kiedy było już właściwie postanowione, że zostanie mu powierzone stanowisko Kazekage, była bardziej bezpośrednia. Chyba bała się, że mógłby naruszyć warunki umowy z Konohą, próbować ukraść im Tenten. Może nawet spodziewała się, że zamknie ją w murach Suny jak w twierdzy, nie licząc się z niczyim zdaniem. Musi być w nim coś potwornego - coś bardziej potwornego niż Shukaku - skoro jego własna siostra myśli, że byłby zdolny więzić kogoś, żeby nie czuć się samotnym. I to mimo, że wokół niego jest kilka osób, które może uważać za przyjaciół.

Nie tkwił już w izolacji, jaka kiedyś była jego udziałem, oddzielony od otoczenia grubą ścianą zbudowaną ze strachu - szczerze mówiąc, nawiązał więcej więzi z ludźmi niż mógł się spodziewać, i nie określiłby siebie jako odszczepieńca. Nie teraz.

Jednak całkiem niedawno -  zapewne wtedy, gdy poczuł paraliżujący strach, że Tenten umrze - dotarło do niego coś, co Temari zauważyła wcześniej, i dlatego tak się piekliła. Kiedy Tenten odejdzie i wróci do przyjaciół, on pozna zupełnie inny rodzaj samotności. Taki, który wynika nie z braku, a ze straty. 

W porównaniu z innymi ludźmi, był skrajnym egoistą. Odbieranie życia nie budziło w nim refleksji dopóki uważał, że śmierć jest końcem wszystkiego - nie zawsze bezbolesnym, ale zawsze ostatecznym. Nie zawsze rozumiał, że zabicie jednej osoby nie oznacza jednej ofiary. 

Nadal uważał, że ktoś taki, jak on, nie ma prawa do skruchy. Był jedynie kontenerem, zewnętrzną powłoką istoty, której żądzy krwi nie potrafił powstrzymać - więc w pewnym momencie, za szybko, przestał próbować. 

Nie był do końca demonem, i nie był naprawdę człowiekiem. Starcie z Naruto zmusiło go do przyznania, że okłamywał siebie, czyniąc z zabijania sens egzystencji. W jego życiu nie było żadnej głębi. I nie znał żadnego sposobu, żeby je zakończyć - wola przetrwania Shukaku była silniejsza niż jakiekolwiek z jego uczuć, niż nienawiść do świata, niż nienawiść do siebie. 

Nie było w nim żadnego uczucia silniejszego niż atawistyczne, pierwotne emocje demona, który w każdej sytuacji potrafił się obronić; uruchomić piaskowy pancerz nawet wtedy, gdy Gaara chciał zniknąć. Gdy marzył, żeby ktoś przebił się przez jego skórę, roztrzaskał czaszkę, wyrwał serce; gdy niczego nie pragnął bardziej niż śmierci. 

Dopóki pragnął śmierci, nie było go stać na to, by kogokolwiek chronić.

- Tenten. Zastosujemy rutynowy plan działania. - W planie wywabienia spiskowców nie było nic rutynowego, nawet jeśli knowania i rebelie miały w Sunie długoletnią tradycję. Jednak w czasie swoich krótkich rządów Gaara zauważył, że istnieją formułki, które nic nie znaczą, ale z jakiegoś powodu działają na ludzi uspokajająco, i rutynowy plan był jedną z takich formuł. - Nie ma wysokiego ryzyka.

Tenten, która jeszcze chwilę temu stała naprzeciw niego rozpromieniona - zawsze kojarzyła mu się ze światłem, nawet kiedy się złościła, i przez to określenie promyczek z Konohy, z założenia pejoratywne, nadzwyczaj mu się podobało - opuściła wzrok i wbiła wzrok w ziemię.

- Nie mów do mnie oklepanymi zwrotami - powiedziała z urazą. Nagle jednak podniosła wzrok, a jej oczy zaiskrzyły się złością i wolą walki. - Nie ma ryzyka dla kogo? Co to znaczy, że jakby coś się działo, mam trzymać się z boku?

Dla Gaary jej dociekliwość była niewygodna. Trochę żałował, że w ogóle się odezwał - pustynia jest ogromna, uczestnicy egzaminu nie mieli być wplątani w rozgrywki z członkami spisku, i przede wszystkim Tenten nie miała w nic zostać wplątana - ale jednak martwił się, że właśnie ona znajdzie się w niewłaściwym czasie w niewłaściwym miejscu. Po tym, jak została ugryziona przez stworzenie tak rzadko spotykane, że uważane już praktycznie za wymarłe, Asu oceniła, że bogowie pustyni jej nie sprzyjają - Gaara nie podzielał wiary kapłanki w osobowe bóstwa i duchy pustyni, jednak nie odważyłby się ryzykować.

- To znaczy, żebyś skupiła się na egzaminie, niczym innym. A gdyby działo się coś nieprzewidzianego, trzymaj się Temari.

Tenten przygryzła wargi.

- Temari? Dlaczego nie Kankuro, jeśli już?

Gaara nie mógł odpowiedzieć jej na to pytanie. Poprosił Temari, żeby chroniła Tenten, gdyby cokolwiek, bo jej mógł całkowicie ufać. Wiedział, że zrobi dokładnie to, o co ją prosił i co obiecała. Kankuro rzuciłby mu się na pomoc, nawet wiedząc, że nie wolno mu tego zrobić.

- Jesteś kłamcą, bo twierdzisz, że nie ma zagrożenia, ale każesz mi się nie zbliżać. Czynisz to z przekonania, że nie można cię nawet drasnąć? Że ten, kto być może czyha na ciebie na pustyni, jest nieszkodliwy?

- Czynię to, bo wola przetrwania Shukaku jest silniejsza niż moja - przyznał niechętnie. - Jeśli będzie niebezpiecznie, ja mogę nie być w stanie go kontrolować.

Tenten zacisnęła szczękę i popatrzyła na niego, mrużąc oczy.

- Uzależniasz twoje życie od woli przetrwania demona? - rozgniewała się. - A ty, wolałbyś umrzeć?

Najpierw była zmartwiona, wystraszona, a teraz rozzłoszczona. Nie tak sobie wyobrażał spotkanie, kiedy zorientował się, że egzamin jest niepowtarzalną okazją, by ją zobaczyć. 

- Nie, mam inne plany. Chcę z tobą zatańczyć - powiedział, po części dlatego, że chciał jej poprawić humor, a częściowo dlatego, że może nie będzie mieć już lepszej okazji, by jej to powiedzieć.

Tak, jak się spodziewał, popatrzyła na niego z zaskoczeniem.

- Zatańczyć? - powtórzyła z niedowierzaniem, jakby sądziła, że sobie z niej żartuje. 

Mówił jednak całkowicie poważnie. Chęć starszyzny, żeby się pokazać jako bogaty współ-gospodarz egzaminu, nie jako “ubogi daleki krewny” w tym przypadku była mu na rękę. 

- Tak. Wszyscy, którzy zdadzą z sukcesem drugi etap egzaminu, otrzymają zaproszenie na bankiet.

Tenten pokręciła głową.

- Nie chce mi się wierzyć, że się na to zgodziłeś. Marnowanie czasu i środków.

W tym przypadku musiał przyznać, że Tenten zna go lepiej, niż by chciał, i zastosować wybieg.

- Asu bardzo pragnie to zorganizować. Niech ma zajęcie. 

- Porywająca wspaniałomyślność, że jej na to pozwalasz - odparła Tenten z przekąsem.

Przypuszczał, że będzie podejrzliwa, ale powiedział sobie, że może być spokojny - nie ma chyba umiejętności czytania w myślach, nie domyśli się, dlaczego podpisał się pod tym, jakby nie było, wydumanym pomysłem. 

Jeśli nawet kiedykolwiek miał być dobry moment na ekstrawagancję, to na pewno nie teraz, gdy w Sunagakure zbyt wiele rzeczy wymaga pilnej naprawy. Leczenie kompleksów starszyzny - marzącej dla Suny o opinii bogatej i nowoczesnej wioski - przez organizowanie zabawy, było najbardziej cudacznym pomysłem, na jaki można by wpaść. Asu miała wiele ekscentrycznych pomysłów. Bez większego zastanowienia je odrzucał.

Tym razem jednak się zawahał. Kankuro stwierdził, że bankiety to świetna zabawa, okazja do picia na umór i wyrywania dziewczyn.

Jeśli dobrze zrozumiał brata, który perorował, że przy alkoholu i tańcach dziewczyny są chętniejsze, to właśnie tego potrzebował. Wprawić Tenten w dobry nastrój, potocznie mówiąc - wyrwać - i sprawić, żeby trudniej jej było odmówić.

Pisała długie listy, opowiadała w nich o tysiącu drobnych spraw, jakby już się nie gniewała - ale i tak co jakiś czas wyrażała, że jest zła, żeby przypadkiem nie zapomniał. Pisząc z sarkazmem, że zyskała trzy bezcenne tygodnie w wiosce Liścia, po tym jak ją odesłał, żeby mu nie przeszkadzała.

Wciąż uważał, że zrobił dobrze - nie mógłby właściwie zająć się stosem pilnych spraw w osadzie, mając jednocześnie dotkliwą świadomość upływającego czasu, zastanawiając się, jakim sposobem ją chociaż na trochę jeszcze zatrzymać w Piasku, i tłumacząc sobie, że przecież nie wolno mu jej zatrzymywać. Od roku nie widziała przyjaciół i tęskniła za nimi. 

Oni z pewnością też chcieli ją odzyskać. Nie, żeby go to bardzo martwiło - zawsze był egoistą i najbardziej martwiło go, że Tenten go znienawidzi, jeśli zauważy, jak bardzo jest zaborczy w przyjaźni - a czuł, że staje się coraz bardziej zaborczy.

Nie miał nic przeciwko Lee, wysoko go cenił i uważał za zaszczyt móc go nazwać przyjacielem. A jednak momentami myślał o nim z niechęcią, bo Lee był jedną z tych silnych więzi, które trzymały Tenten przy Konoha - które na zawsze wiązały ją z wioską Liścia. 

Neji nie budził w nim sprzecznych uczuć; Gaara nic mu nie zawdzięczał, mógł więc go po prostu nie lubić, bez poczucia winy. Chociaż pewien dyskomfort budziło w nim, że im bardziej widział, jak Neji jest ważny dla Tenten, tym większą czuł do niego niechęć. Czuł, że to wobec niej bardzo nieuczciwe.

Ale to, że Tenten była daleko, a on miał czas się przyzwyczaić do jej nie-obecności, wcale nie sprawiało, że czuł, jakby był dla niej lepszym przyjacielem - lepszym, bo nie darzącym ludzi dla niej ważnych antypatią. Tak naprawdę, jego niechęć wobec geniuszy z Konohy tylko rosła. Teraz to oni byli górą - drużyna 11 znowu stanowiła całość, nie formalnie istniejącą jednostkę, w której każdy zajmował się czymś innym i którą można było rozdzielić, jeśli tylko znalazłby się mniej lub bardziej ważny powód.

Ale też te wzmocnione więzi Tenten z Konohą dawały mu poczucie, że może sobie pozwolić na odrobinę egoizmu - jego egoizm nie zagrażał drużynie. Tenten, będąc w czynnej służbie w Konoha, musiała do niej wrócić. Ale też mogła wziąć sobie wolne i z niej wyjechać.

Jedynym, co stało na przeszkodzie, by ją wyrwać, była jej urażona duma. 

Wiedział, że jeśli poprosi, by przy okazji kilku dni wolnych odwiedziła go w Sunie, Tenten uniesie się dumą i oburzeniem. Wiedział, że ją zranił, kiedy chciał być z nią szczery, ale jakoś nie potrafił jej wyjaśnić, co dokładnie znaczy, że w tym momencie, będąc tak blisko bardzo, by mu przeszkadzała, gdy powinien był myśleć o tym, jak ogarnąć sprawy wioski.

Tenten była jednocześnie bliska i nieuchwytna. Dlatego bycie w jej towarzystwie, od czasu, kiedy uświadomił sobie, jak dużo się zmieni, kiedy ona odejdzie, było jednocześnie radosne i bolesne. I wysoce rozpraszające.

Jednak to, że teraz nie mógł jej chociaż czasem zobaczyć i z nią porozmawiać, było gorsze - bardziej, niż się spodziewał. Czytanie listów było jednocześnie przyjemne i gorzkie - wyobrażał sobie, w jaki sposób mogłaby mu na żywo opowiedzieć to samo, co opisywała, ale nie czuł się przez to lepiej.

Dlatego chciał spędzić z nią trochę czasu. I jeśli Kankuro uważał, że do tego trzeba alkoholu i tańca - proszę bardzo, niech będzie alkohol i taniec. Chociaż ani jednego ani drugiego jeszcze w życiu nie próbował.

- Pójdziesz ze mną na bankiet, Tenten? 

Przyglądała mu się z zastanowieniem. Miał wrażenie, że za wszelką cenę stara się nie uśmiechnąć. Ale przegrała tę walkę, z czego był niezmiernie zadowolony, bo lubił na nią patrzeć, kiedy się uśmiechała. Choć nie tylko wtedy.

- To randka? - zapytała.

Nie zrozumiał pytania.

- To znaczy?

Uśmiechnęła się szerzej i potrząsnęła głową.

- Nieważne. Pójdę z tobą. - Zastanowiła się i dodała z poważniejszą miną: - Ale najpierw muszę zdać egzamin. I ty też... musisz przeżyć.

- Daję słowo.

Tenten potrząsnęła głową, tym razem szybko, wręcz nerwowo.

- Takich rzeczy się nie obiecuje. Mistrz Gai mówi, żeby nigdy nie obiecywać czegoś, co nie jest od nas zależne. Tak można przyciągnąć pecha.

A więc sprawił jej przykrość.

- Martwisz się?

Tenten skinęła głową, nie patrząc na niego.

- Co mogę zrobić?

Podniosła na niego wzrok i popatrzyła jakby z wahaniem. W jej wzroku było napięcie. Przygryzła wargi i się zarumieniła. Poczuł się bardzo dziwnie, jakby coś zassało jego żołądek do środka.  

Najlepszy moment dla Shukaku, żeby się obudzić, idealne wyczucie czasu.

Jeśli Ichibi się uaktywni i zacznie mu mieszać w głowie, wówczas dobry sensor wyczuje jego czakrę, i szczury szybciej wyjdą z kryjówek. Szybciej będzie mieć to wszystko za sobą. To byłoby mu na rękę, byle tylko bijuu nie wariował teraz, przy Tenten.

Zawsze wariował przy Tenten.

Zanim Gaara zaczął się tym poważnie przejmować - zastanawiać się, czy demon skręcający mu ze strachu czy też złości wnętrzności może być łatwiejszy do wykrycia, podczas gdy on właśnie w tej chwili nie może ściągnąć na siebie zamachowców - Tenten odezwała się, a Ichibi przynajmniej na moment przestał być problemem, bo najwidoczniej struchlał.

- Możesz mnie przytulić? 

Gaara czuł się zmieszany i zaskoczony tym pytaniem. Nie mogło być zadane poważnie.

Jednak ona patrzyła wyczekująco. Zwlekał z odpowiedzią, czując, że sprawi jej zawód.

- Nie mogę - powiedział. Wystraszył się, że mogłaby go opacznie zrozumieć, więc dodał ciszej, chociaż dziwnie było to przyznać: - Nie umiem.

Tenten nie wyglądała na zawiedzioną, zupełnie jakby spodziewała się takiej odpowiedzi. 

- Wszystko wydaje się trudne… albo nawet niemożliwe, dopóki tego nie zrobisz. - Powiedziała. - Mogę?

Nie wiedział, co odpowiedzieć. Tenten nie czekała na odpowiedź. Podeszła do niego - musiała zrobić tylko trzy kroki, wydawało mu się, jakby trwały całą wieczność - a on, chociaż wcale nie chciał, zamknął oczy.

W tamtym momencie nie bał się Shukaku - tego, jak bijuu zareaguje - bo kompletnie zapomniał o jego istnieniu. Jego obecność była niewyczuwalna, równie dobrze mógł nie istnieć. Wszystko jedno. Przez krótką chwilę - bardzo krótką, ale przez to nawet bardziej cenną - egzystencja bijuu, jego życie lub śmierć, były Gaarze całkowicie obojętne.

Prawie dwa miesiące temu Tenten, chociaż zła i urażona, wzięła go za rękę i obiecała, że będzie pisać listy. Wcześniej kilka razy chwytała go za rękę - dobrze pamiętał, jakie uczucie wywoływały jej palce, wnętrze dłoni, tuż przy jego skórze. Często siadała bardzo blisko i przez to dowiedział się, co to znaczy odczuć, nie tylko widzieć, obecność drugiej osoby. Kojarzyła mu się z zapachem cynamonu, który podobno jej matka uważała za najlepszy dodatek do pielęgnacji włosów.

Cynamon był łatwo dostępny w Sunagakure, a on teraz zupełnie nie mógł pojąć, że wcześniej go nie doceniał i wolał gorzką kawę.

Kiedy Tenten się do niego zbliżyła, odkrył, że dziś pachnie nie tylko cynamonem, ale też domieszką jakichś delikatnych kwiatów. 

Przylgnęła do niego i poczuł, że jej ciało jest ciepłe i miękkie. 

Była od niego trochę wyższa; mimo to oparła podbródek na jego ramieniu. Zastygł jak słup soli, bojąc się poruszyć. 

- Tylko ja się do ciebie przytulam, ale nie szkodzi - powiedziała. 

Wydało mu się, że mówi nieszczerze, że właśnie szkodzi - i przemógł się, niezdarnie kładąc ręce na jej plecach.

Czuł, jakby ciało wymknęło mu się spod kontroli - na zewnątrz odrętwiałe, podczas gdy w środku wszystko w nim drżało. Było to dziwne i na swój sposób przerażające, tym bardziej, że Shukaku zaczął szaleć w jego wnętrznościach. Ale nawet to nie było niemiłe.

Tenten była oszałamiająco blisko - tak blisko, że jego ciało wypełniło się ciepłem, które zdawało się pochodzić bardziej od środka niż z zewnątrz. Pewnie to dlatego, że jego serce bardzo szybko pompowało krew. Wyczuwał też, jak szybko bije serce Tenten, czuł na skórze jej oddech. Nigdy nie myślał, że w taki sposób, tak realnie, można poczuć istnienie drugiej osoby.

Czuł się niepewnie, jakby chodził po bardzo cienkim lodzie. Mimo to nie zamierzał jej wypuszczać. Tenten nie sprawiała wrażenia, jakby chciała się cofnąć. Stali tak bardzo długo, podczas gdy nad pustynię nadciągała burza.