21 lut 2021

Rozdział 45. Fumy i fakty

 

Kapłanki przed południem zazwyczaj pracowały w świątyni. Asu nie pierwszy raz wyznaczyła Naomi do sprzątania w tym czasie rezydencji, w której mieszkały, żeby usunąć ją sobie sprzed oczu.

Czasami te przejawy niełaski jej odpowiadały, ale zawsze dodatkowo można ją było ukarać nudnym towarzystwem. Tego dnia wraz z nią została Satoko, dziewczyna, która nie miała poczucia humoru ani dystansu do rzeczywistości, więc trudno było ją uznać za rozrywkowe towarzystwo. Pracowały więc osobno - Naomi skorzystała z faktu, że gdy Asu nie było w pobliżu dziewczyny wolały się jej nie sprzeciwiać, i zrzuciła na Satoko szereg obowiązków w pomieszczeniach mieszkalnych, podczas gdy sama wyszła na zewnątrz pod pretekstem konieczności pozamiatania dziedzińca.

Nie tyle unikała pracy, co znajdowała satysfakcję w spojrzeniach koleżanek, które uważały, że sobie za dużo pozwala, ale nie miały odwagi zaprotestować. Straciłaby pozycję, gdyby pokazała, że jest jedną z nich. Próbowały ją zmusić do spuszczenia z tonu, kiedy uznały, że straciła uprzywilejowaną pozycję - musiała więc zachowywać się na tyle hardo i z wyższością, by wzbudzić w nich obawę, że ma powody do bycia pewną siebie.

Teraz wyszła na zewnątrz, by dać Satoko odczuć, kto tutaj podejmuje decyzje. Miała zamiar za chwilę wrócić i zabić nudę choćby szorowaniem kafelek. Bo prawdą było, że nudziła się strasznie.

Okazało się, że miała nosa. Paląc skręta i wyglądając poza ogrodzenie, gdzie o tej porze praktycznie nic się nie działo, zauważyła Yumi. Dziewczyna stanęła przy furtce i zamierzała nacisnąć dzwonek, ale ją dostrzegła. Naomi skinęła jej lekko głową, na znak, że ją zauważyła. Wypaliła do końca, chociaż ciekawość paliła jej wnętrzności. Nie mogła przepuścić okazji, żeby kazać Yumi czekać.

Dziewczyna formalnie jeszcze nie wystąpiła ze świątyni, musiała dopełnić kilku formalności. Jednak w praktyce była już osobą z zewnątrz, a przynajmniej one ją za taką uważały. I jako osoba z zewnątrz, nie mogła przestąpić bramy należącej do kapłanek rezydencji.

Naomi podeszła do niej niespiesznie.

- Czemu zawdzięczamy tę wizytę? - zapytała ze złośliwym uśmiechem.

Yumi była wyraźnie zniecierpliwiona, ale starała się tego nie okazać.

- Kazekage chce cię widzieć - powiedziała.

Naomi przywołała na twarz zaskoczenie. Odruchowo wykonała też teatralny gest dłonią, co sama uznała za przesadę. Będzie musiała lepiej nad sobą panować.

W spojrzeniu Yumi dostrzegła lekceważenie, co ją rozdrażniło. Nie zamierzała pozwolić jej na satysfakcję. Rozejrzała się na boki, żeby upewnić się, że nikt jej nie usłyszy.

- Naprawdę, tak bardzo tęskni? - spytała.

Normalnie na blade lico dziewczyny wystąpiłby rumieniec, ale teraz przewróciła oczami. Poza murami świątyni stała się arogancka.

- Na twoim miejscu bym sobie za wiele nie obiecywała - syknęła.

Naomi chciała powiedzieć coś złośliwego, ale zdecydowała przeciw temu. Nic nie osiągnie, wdając się w pyskówki. Zamiast tego, powinna pomyśleć, jaką przyjąć strategię, bo jeśli Kazekage teraz postanowił się z nią rozmówić i komunikował to w taki sposób, oficjalnie po nią posyłając, to mogło oznaczać tylko jedno. Że uznał za właściwe ją usunąć z wioski. Nie zamierzała mu na to pozwolić.

Nie po to tyle pracowała, żeby pozwolić go sobie odebrać. 

Kiedy Asu wpuściła ją w swej naiwności do siedziby Kazekage, Naomi myślała, że nie będzie żadnym problemem uwieść chłopca na samej górze. Miała w zanadrzu wiele sztuczek, opanowanych tylko teoretycznie, ale okoliczności jej sprzyjały - w świątyni uczono je, co działa na dojrzałych i czasami trochę już zmęczonych, żeby nie powiedzieć skapcaniałych mężczyzn, a Piąty był bardzo młody, kilka lat od niej młodszy. Z góry przyjęła za pewnik, że niedoświadczony, i uznała, że tym lepiej dla niej. Myślała, że takiego chłopca wystarczy podochocić eksponowanym z bliska biustem w ciasnym gorsecie, a reszta zrobi się sama. Mogłaby posłać notatkę z obwieszczeniem triumfu do Najwyższego Kapłana, stać się cennym źródłem informacji i coś dla siebie ugrać. Przy okazji zrobić na złość Asu, która przed swoim ojcem udawała, że ma wszystko pod kontrolą i że zajęła miejsce we właściwym łożu - ale najwyższej bazy nie zaliczyła. A to sprawiało, że było wolne miejsce dla odważnych.

Naomi uważała wtedy, że Asu najwidoczniej się boi. I to dawało jej przewagę. Z jej perspektywy Kazekage nie był przerażający. Wydawał się przytłoczony obowiązkami i papierkową robotą, a także zniechęcony. Wysoko postawieni jounini i starszyzna ewidentnie chcieli go sobie podporządkować i nieźle im to wychodziło.

Łatwo było się zorientować, że jeśli Godaime nie postanowi zawalczyć o swoje, będzie  urzędnikiem i popychadłem, a nie żadnym przywódcą. Naomi przeszło przez myśl, że może powinna zapolować na kogoś innego - kogoś, od kogo można wyciągnąć informacje i tym samym zapunktować u Kapłana. Albo kogoś, kto ma wpływy i naprawdę się liczy, bo z biegiem czasu coraz więcej wskazywało na to, że Asu zamierza wysadzić swego tatusia z siodła, a Naomi, podobnie jak inne dziewczyny, bynajmniej nie zamierzała jej w tym przeszkadzać. Ale nie zamierzała też zostać jej służącą, dlatego potrzebowała protektora. 

Wysoko postawieni jounini w przeważającej większości byli z jej perspektywy starzy. W ostateczności, tak jak koleżanki, mogłaby za każdym razem zamykać oczy, żeby się pieprzyć. Ale nie tak łatwo było wyhaczyć odpowiedniego faceta we właściwych okolicznościach. Kosztowałoby ją to o wiele więcej wysiłku niż skorzystanie z okoliczności, które stworzyła jej Asu, żeby Najwyższy Kapłan sądził, że Kazekage obraca kilka dziewczynek - a on ma kilka potencjalnych źródeł informacji. Więc Naomi czyniła coraz mniej dwuznaczne wysiłki, licząc, że urzędnicza robota nie zabiła w nominalnym przywódcy wioski testosteronu czy choćby zwykłej ciekawości.

Pod świątynne szaty zawsze zakładała obcisłe elementy garderoby, które na ulicy i nawet w świątyni kierowały uwagę mężczyzn na właściwe miejsca. Naomi czuła irytację patrząc na te sprośne świnie, wiedziała jednak, że poniekąd sama sobie była winna, bo jak na miejscowe standardy wyglądała prowokacyjnie. Inne dziewczyny uważały ją za odważną, Asu - za wulgarną, przez co ją tępiła, ale nie uważała za zagrożenie. Asu bacznie przyglądała się Hanako, i to ją starała się kontrolować.

Naomi dostrzegła wtedy, że Asu ma do Godaime bardzo apodyktyczny stosunek. Chyba chciała zająć jego myśli, być może i serce. Najwidoczniej jednak nie zamierzała go zaliczyć, chociaż otworzyłaby tym dla siebie wiele możliwości. Może brzydziła się go fizycznie, bo był kiedyś jinchuuriki? Albo uważała, że zniszczyłby czystość jej duszy i zakłócił relację z wyższymi bytami, skoro miał bezpośredni kontakt ze śmiercią?

Naomi nie miała takiego problemu, bo nie wierzyła w bogów, a już na pewno nie w tym wydaniu, jakie serwowały maluczkim córki Słońca. To, że Kazekage był po drugiej stronie i wrócił, wydawało jej się ekscytujące. Podobnie jak to, że podobno zabijał z zimną krwią. Z początku wydawał jej się nudny, ale czasami, kiedy zbyt dużo czasu spędziła w jego gabinecie, patrzył na nią ze zniecierpliwieniem, po którym wiele sobie obiecywała. Może rzeczywiście było w nim coś niebezpiecznego, cechy, które schował głęboko, bo w wykonywaniu pracy w Sunagakure tylko by mu przeszkadzały?

Ta możliwość ją pociągała, ale też niepokoiła, bo jeśli robił rzeczy, jakie mu przypisywano, nie wiadomo, czego można się po nim spodziewać. Pewnie nie zdobyłaby się na odwagę, żeby uczynić bardziej zdecydowane kroki, gdyby nie to, że jego zachowanie - zazwyczaj ją ignorował - ugodziło w jej miłość własną. Wiedziała, jak wygląda, wiedziała też, że piękne ciało jest jedynym, co może jej zapewnić przyszłość - i złościło ją, że na niego to było za mało. Na dodatek miała wrażenie, że Kazekage kpi z niej, udając, że nie zauważa jej starań. Pewnego dnia, kiedy ubrała się w o wiele mniej zasłaniającą szatę niż zazwyczaj - skorzystała z okazji, że Asu nie było w wiosce - i starała się przybrać jak najbardziej kuszącą pozę, on zapytał, czy wezwać medyka.

Pamiętała, co wtedy pomyślała. Że chyba już zanadto wzrosło jego ego. Upokorzył Najwyższego Kapłana, podporządkował sobie jouninów, i zyskał sławę genialnego dowódcy na froncie. Sunijczycy go pokochali, a on zachowywał się, jakby tego nie zauważył. Mało tego, nie był już uprzejmy jak dawniej - wtedy, gdy recytował grzeczne formułki, którymi ktoś na jego stanowisku wcale nie musiał się przejmować wobec mniej znaczących od siebie.

Pomyślała, że kiedy trafiła do Sunagakure i otwarto jej drzwi do tego gabinetu, jedyne, co musiała zrobić, żeby odsunąć od siebie wizję szarego życia w świątyni pod obcasem Asu, było uwiedzenie nastoletniego chłopca. Nagle wydało jej się to dziecinne łatwe. Co innego teraz, kiedy zyskał sobie powszechny szacunek, ale przestał się przejmować grzecznymi słowami i tym, że kogoś urazi. Stał się szorstki i, z pozoru uprzejmym, ale chłodnym zachowaniem, odpychał od siebie ludzi. Po wojnie nawet Temari, mimo oczywistej desperacji, żeby się do niego zbliżyć, przestała bez wezwania pojawiać się w jego gabinecie. Ludzie szanowali Godaime - czego nie można było powiedzieć wtedy, gdy objął stanowisko - ale też go unikali.

Ona wtedy bała się go o wiele mniej. Uważała, że skoro tyle razy nadwerężyła jego cierpliwość, a jednak nie próbował jej zabić ani nastraszyć, tym bardziej nie zrobiłby tego teraz, kiedy o wiele lepiej nad sobą panował i miał dobre imię do stracenia.

Pomyślała też, że odpycha od siebie ludzi, czego nie robił wcześniej, bo jest nieszczęśliwy - a jest nieszczęśliwy, bo jest sam. Poniekąd znała to z autopsji - dziewczyny ze świątyni jej nie lubiły, bo uważały, że się wywyższa; były jednak dla niej miłe, bo nie mogły być pewne, że nie robi dobrze Piątemu Cieniowi Wiatru i dzięki temu może dla kaprysu którejś z nich zaszkodzić. Starała się podsycać ich wątpliwości, ale miała świadomość, że jej pozycja jest bardzo niepewna. Jeśli on w końcu uznałby ją za bezużyteczną i odprawił, gardząc serwowaną kawą, jej notowania natychmiast by spadły. Wyszłoby na jaw, że Kazekage nawet nie chce mieć jej w pobliżu na wypadek, jeśli najdzie go ochota.

Zbudowała swoją pozycję wśród dziewczyn na sugerowaniu, że serwuje kawę na słodko, i gdyby straciła robotę w siedzibie, stałaby się pośmiewiskiem. Wszystko dlatego, że nie wykazała się odrobiną inicjatywy i odwagi, gdy jedyne, co musiała zrobić, to wzbudzić ciekawość chłopca, który nigdy nie widział nagiej kobiety. I który bynajmniej jej nie przerażał, bo zawsze, kiedy go widywała, walczył ze znużeniem i piętrzącymi się dokumentami. I z obawą, że nie poradzi sobie z opanowaniem chaosu, jaki powstał podczas gdy Suna nie miała żadnego nominalnego przywódcy.

Poradził sobie, lepiej niż oczekiwano. Właściwie, przez te kilka lat był bardzo zajęty. Naomi przypuszczała, że nie miał czasu ani okazji przyjrzeć się nagiej kobiecie - o ile w ogóle kobiety go interesowały.

Wtedy też uznała, że nie będzie miała lepszej szansy. Cały, chwiejący się już wtedy w posadach stary system, nieformalne, ale wciąż istniejące wpływy starego alfonsa, który starał się kontrolować wioskę z zewnątrz, opierały się na tym, że sunijscy mężczyźni na wysokich stanowiskach męscy byli głównie na polu bitwy. Zbyt nudni, żeby zagadać do ładnej dziewczyny, i zbyt dumni - a może tylko nieśmiali - żeby ją wziąć bez czarowania. Trzeba było ich prowadzić, jak po sznurku - dlatego kapłanki, które obsługiwały znaczących politycznie mężczyzn, również tych żonatych, w zamian za kreatywność w łóżku miały całkiem wygodne życie.

Kazekage prawie nigdy nie brał jej w łóżku i nigdy nie zaprosił jej do siebie. Zresztą, za pierwszym razem to ona go wzięła - w usta, wykorzystując efekt zaskoczenia. 

Odniosła wrażenie, że nie miał wcześniej kobiety, co powinno było ułatwić jej zadanie. Z drugiej strony, to, co sprawiało mu przyjemność, wzbudzało też poczucie winy, więc z początku mu się narzucała - może nawet za bardzo. Ale miała z tego profity, bo im bardziej była bezczelna, prowokując go, kiedy pracował, tym bardziej go to drażniło, a wtedy potrafił być porywczy, nawet brutalny. 

Chwytał ją wtedy za włosy i przyciskał do ściany, a ona starała się nie okazać, że czerpie z tego aż taką przyjemność. Bardzo szybko zorientowała się, że pod maską oziębłości kryje się gorący temperament i zamierzała to odkrycie zachować dla siebie. Potrzebowała, by myślał, że tylko ona może zaspokoić jego żądze - trochę dlatego, że sama chce, trochę dla zaspokojenia własnego libido, ale przede wszystkim dlatego, że została odgórnie przypisana i nie ma alternatywy. Musiała też pilnować, żeby pozostałe dziewczyny nawet nie wpadły na pomysł zrobienia jej konkurencji. Miała go w garści tak długo, jak potrafiła wzbudzić w nim pożądanie, pokierować nim i sprawić, by po wszystkim dręczyły go wyrzuty sumienia.

Potem wszystko się posypało, bo stary system został zburzony. Nie mogła dłużej udawać, że nie ma wyboru. Na dodatek, może za bardzo się odsłoniła, bo zaczęła go za często nachodzić, zamiast czekać czasami, aż sam do niej przyjdzie. Znalazł sobie inną dziewczynę, taką, która nie była do niego przypisana i niczego nawet teoretycznie nie musiała - a potem następną, aż w końcu wybrał sobie Yumi, którą nawet zapraszał do domu. Żadna się długo nie utrzymała. Naomi była pewna, że każda z nich była za grzeczna, i żadnej nie brał tak, jak najbardziej lubił. Tylko przed nią odsłonił elementy swojej osobowości, które ją podniecały, ale których w sobie nie akceptował. Nie chciał przyznać sam przed sobą, że lubi dominację, tak, jak nie chciał przyznać, że lubi władzę. Tym lepiej dla niej. Skosztował czegoś innego, ale go nie satysfakcjonowało. Małżeństwo też go rozczaruje, jak tylu innych przed nim. Mogłaby zaczekać, aż to zrozumie, z drugiej strony jednak  - czekała za długo. Kazekage zamierzał ją zmusić, żeby się usunęła. I w ten sposób zmuszał ją, żeby zmieniła strategię.

Z wrogością popatrzyła na Yumi, która nie próbowała nawet ukryć satysfakcji. “Na twoim miejscu za wiele bym sobie nie obiecywała?”.

Niewinna dziewczynka nie byłaby tak pewna swego, gdyby miała pojęcie, jak Kazekage reagował, kiedy Naomi wchodziła do jego gabinetu. 

Za każdym razem była pewna, że zamierza ją jak najszybciej wyprosić - ale że nie mógłby tego zrobić natychmiast, nie wychodząc na tchórza, nigdy nie kazał jej wyjść od razu, a ona w kilka chwil potrafiła sprawić, że kazał jej zostać.

Wiedziała, że boi się jej, czy też, precyzyjniej się wyrażając - tego, do czego go prowokowała. Dlatego tak konsekwentnie jej unikał. Nigdy nie wpuścił jej do swojej sypialni, więc kiedy chciał się od niej uwolnić, zakazał jej wstępu do gabinetu. I dokładał starań, żeby poza gabinetem jej nie spotkać.

Wiedziała, że jeśli zdecyduje się z nią rozmówić, zrobi to z najwyższą niechęcią, i będzie to musiała jak najlepiej wykorzystać.

Zawsze sądziła, że kiedy jej przyszłość znajdzie się na ostrzu noża, ona będzie nieznośnie zdenerwowana. Zamiast tego czuła ekscytację. Może dlatego, że od tak dawna z nim nie rozmawiała.

Ale mało kiedy z nim rozmawiała. To nie tego jej brakowało.


Tenten wracała do domu z bardzo precyzyjnym planem - po ustaleniu z Kankuro, o której godzinie należy oczekiwać wizyty, poczuła, że może przynajmniej częściowo zapanować nad sytuacją. Temari przygotowała sobie odświętne kimono i uzbroiła się w poczęstunek - czy coś mogło pójść nie tak, skoro najwidoczniej podchodziła do sprawy poważnie?

Co prawda, Lin-Lin miała alergię na słowo tradycja i formalistyczne oświadczyny nie przypadną jej do gustu, ale nie będzie miała do czego się przyczepić. No, i przecież obiecała, że zachowa się życzliwie.

Tenten z uporem powtarzała sobie, że akceptacja ze strony matki jest tylko formalnością, i że za dwie, trzy godziny będzie miała całą tę sprawę z głowy. Do zbudowania  takiego nastawienia wystarczyło kilka minut rozmowy z Mari.

Ale też niewiele trzeba było, żeby tę pewność siebie zburzyć. Wchodząc przez oszklone drzwi do sklepu zauważyła, że Lin-Lin rozmawia z Lee.

Powinna się ucieszyć na jego widok, ale zamiast tego poczuła niepokój. Wyglądało to tak, jakby matka wezwała posiłki. Bo przecież Lee sam z siebie nie wpadłby z wizytą, a Lin-Lin trudno posądzić o chęć podzielenia się z kimś wieściami o ślubie w rodzinie.

Jeśli nawet Tenten liczyła w duchu na to, że Lee przyszedł tu z jakiegoś innego powodu, a nie na wezwanie, to jego mina rozwiała wątpliwości. Patrzył na nią badawczo i oceniająco - z miejsca nabrała przekonania, że jej nie pogratuluje.

- Musimy pogadać - powiedział zamiast powitania.

Tenten zerknęła na matkę. Lin-Lin odwróciła wzrok, jakby poczuła się winna, co od razu nasunęło myśl, że może nie miała na tyle tupetu, by stanąć jej na drodze do małżeństwa, ale postanowiła się kimś posłużyć.

- Idę zająć się kuchnią - powiedziała pospiesznie i wyszła, wcale nie do mieszkania, które było na górze, tylko do kuchni na parterze, w której przygotowywała posiłki dla klientów, głównie piekła ciasta. Istniało spore podejrzenie, że będzie podsłuchiwać.

Tenten czuła się, jakby grunt uciekał jej spod nóg, kiedy Lee jej się przyglądał, a ona odpowiedziała wyzywającym spojrzeniem - jakby nagle stali się przeciwnikami.

Miała na końcu języka pytanie: “nie pogratulujesz mi?”, ale słowa te nie przeszły jej przez gardło. Pomyślała, że zabrzmiałyby jak prowokacja. 

Z pozoru, powinna oczekiwać, że właśnie Lee ją poprze. I wybierając się do Konohy, podbudowywała się w myślach obrazkiem, w którym informowała go, że wychodzi za mąż, a on reagował z charakterystycznym dla siebie entuzjazmem, i co najwyżej rugał ją: “dlaczego tak późno”?

Kiedy jeszcze istniała ich drużyna, przed wojną, Lee popierał ją w każdej sytuacji. Obojętnie, czy spierali się o przebieg misji czy pokłóciła się z matką czy też wpadała w dołek psychiczny, bo w liście do Gaary wypytywała o jego plany, licząc, że on zaproponuje spotkanie, ale odpowiedź ją rozczarowała.

Neji, który zazwyczaj ją motywował, milczał i udawał ślepego, jeśli była przygnębiona odpowiedzią na list. Lee poprawiał jej humor, zazwyczaj zapewniając, że skopie Gaarze tyłek, a na końcu i tak namawiając ją, żeby wprost napisała, że chce się spotkać. Była mu wdzięczna nawet za złośliwości, bo potrafił ją naprostować, kpiąc, że wioska Piasku naprawdę słabo trafiła, skoro jej dowódca nie jest wystarczająco przenikliwy, by wyczytać w liście to, co nienapisane.

O ile Neji przez większość czasu akceptował jej randki z Gaarą, ale niewerbalnie dawał do zrozumienia, że tego nie popiera, o tyle Lee zawsze im sprzyjał. Właściwie, był chyba jedyną osobą w Liściu, która mogła jej otwarcie sprzyjać i nie wzbudzić tym konsternacji - bo to on niemal został zabity przez Gaarę, i paradoksalnie on najłatwiej mógł to puścić w zapomnienie. Tenten zawsze czuła, że jeśli ktokolwiek mógł mieć do niej uzasadnione pretensje o zbyt bliską relację z Gaarą - o to, że nie powinna się z nim nawet przyjaźnić - to był to właśnie Lee.

I tylko Lee mógł być świadkiem na jej ślubie, nie wyobrażała sobie inaczej. Nie dopuszczała też do siebie myśli, że mógłby mieć coś przeciw. Ale teraz, widząc jego minę, dotarło do jej świadomości, dlaczego wyprawa do Konohy budziła w niej taki niepokój, niemal strach.

Kiedy chodziło o bezpośrednie wyrażanie swojego zdania, Lee zawsze był na tak. Zawsze to on mówił jej: nie, nie narzucasz się, nie jesteś namolna, powinnaś napisać do Gaary i powinnaś zająć mu czas.

Ale jednak miesiąc temu, kiedy wyjeżdżała do Sanagakure, wydawał się niezadowolony. To Lee powiedział jej przed wyjazdem, że jeśli kocha Gaarę, nie powinna wcale przyjmować tej propozycji, bo będzie mieć złamane serce.

Tenten nie miała żadnych wątpliwości, że Lee dobrze jej życzył, a poza tym lubił Gaarę i bardzo wysoko go cenił. A jednak w pewnym momencie uznał, że nic z tego nie będzie, i lepiej, żeby to zaakceptowała. 

Dlatego teraz, chociaż zadał jej pytanie, które powinno ją rozczarować i zirytować, bo nie takiej reakcji oczekuje się od przyjaciół na swoje zaręczyny, nie była zaskoczona.

- Jesteś pewna, że wiesz, co robisz, Tenten?

Przymknęła oczy i wzięła głęboki oddech, żeby się uspokoić. Czuła, że nikt nie mógłby mieć do niej pretensji, gdyby na takie słowa zareagowała złością i go zbeształa. Ale wcale by się przez to nie poczuła lepiej.

- Nawet, jeśli uważasz że popełniam błąd, czy nie możesz udawać, że się dla mnie cieszysz? - zapytała więc bezpośrednio.

Lee pokręcił głową.

- Nie mogę, bo wiem, że kiedyś będziesz tego żałować - odparł. - Nie możesz sprawić, że wszyscy dookoła znikną. Gaara jest Kazekage, i tak samo jak wcześniej, tak i teraz po czasie zauważysz, co to w praktyce znaczy. Naprawdę nie pamiętasz, ile razy się wściekałaś, że jesteś na samym końcu, a potem sama stwierdzałaś, że nic nie można poradzić? Byłbym teraz milionerem, gdybym dostawał złotą monetę za każdym razem kiedy mówiłaś: Trudno, służba nie drużba, ale potem płakałaś w poduszkę.

Co dziwne, tymi słowami była jeszcze mniej zdziwiona niż poprzednimi. Podskórnie przeczuwała, że Lee tak właśnie myślał. 

Jego zdaniem nie miała szans na szczęśliwe życie z Gaarą. Chociaż oczywiście mógł się mylić.

 Mógł się mylić, ale gdyby nie był przekonany, że wie, co mówi, to nawet by się nie odzywał. To sprawiło, że się rozzłościła.

- Więc twoim zdaniem powinnam wrócić tutaj? - zapytała, bezwiednie podnosząc głos. - Do przyjemnej wioseczki, gdzie wszyscy są dla mnie życzliwi i nikt niczego ode mnie nie wymaga, przeciwnie, ktoś zawsze przyjdzie pocieszyć kiedy jest mi smutno? Bo tutaj wszystko jest przewidywalne i bezpieczne?

Lee nie odpowiedział. Wyprowadziło ją z równowagi to, że nie odpowiedział.

- Lee, jesteś moim najlepszym przyjacielem, kimś, kogo naprawdę... Normalnie nie wytrzymałabym tutaj pięciu minut. Dzięki tobie wytrzymuję. Ale to nie wystarczy. Nie wiem, dlaczego, ale duszę się w tej wiosce. Nie chcę żyć tak, jak przez ostatnie dwa lata. Może nie wiem, co robię, może będę żałować, ale przynajmniej przez chwilę czuję, że żyję. - Uspokoiła się na tyle, by ściszyć głos. - Co jest warte ryzyka, jeśli nie miłość?

Spodziewała się, że takie słowa wystarczą, żeby złamać Lee, ale on założył ręce na siebie, jakby przyjmował pozycję obronną.

- Zadaj sobie pytanie, dlaczego nie umiałaś wznieść się ponad zranione uczucia i urażoną dumę, skoro miłość jest ważniejsza. Dlaczego nigdy nie starasz się bardziej, kiedy ci na czymś zależy?

Tenten przygryzła wargi. Nie była pewna, czy intencją Lee było jej coś zarzucić, Jak go znała, zapewne nie. Ale czuła ciężar zawartego w tych słowach zarzutu.

Odsuwała daleko poza świadomość myśl o tym, że przez dwa lata była bierna - i przez tę bierność nie tylko ona się męczyła. Czegoś w niej zabrakło, ułomność charakteru sprawiła, że nie potrafiła odezwać się do Gaary. Jakaś część jej umysłu była przekonana, że Gaarze jest lepiej bez niej. Zupełnie nie myślała, że wokół niego mogą być ludzie, którzy chcą go wykorzystać. I że powinna była się postarać, żeby przy nim być.

Jak więc miałaby bronić się przed zarzutami ze strony Lee, którego podziwiała, ponieważ on zawsze miał w sobie determinację do walki, nawet gdy sytuacja była beznadziejna?

- Nie wiem, dlaczego. Może jestem po prostu słaba - odpowiedziała. - Nie jestem taka, jak ty i Neji.

Lee wyprostował ramiona i zacisnął dłonie w pięści. Ewidentnie się rozzłościł.

- Bzdura, Tenten. Zawsze byłaś wystarczająco silna, żeby utrzymać nas jako zespół, choćby nie wiem, jakie były zgrzyty. I zastanawiam się, czy to nie dlatego, że zawsze musiałaś łagodzić konflikty tak bardzo boisz się konfrontacji? Twoje uczucia zawsze były dla ciebie za mało ważne, żeby ryzykować konflikt.

Zupełnie nie zrozumiała, co miał na myśli.

- O, więc jestem bezkonfliktowa? 

Lee zmarszczył brwi, jakby uważał, że z niego kpi.

- Masz tendencję do spychania swoich emocji na bok, zwłaszcza, jeśli stoją w sprzeczności z czymś, co jest obiektywnie ważne, i odsuwasz je tak długo, aż nastąpi wybuch. Tenten: ty mogłaś powiedzieć Gaarze, że czujesz się zlekceważona, że życzysz sobie być poważniej traktowana, i, na boga, miałaś prawo czegoś oczekiwać i postawić warunki. Ale zawsze uważałaś, że wymaganie czegoś dla siebie jest egoistyczne i płytkie, kiedy po drugiej stronie wagi są obiektywnie ważniejsze rzeczy. Kiedy będziesz w Sunagakure, też będzie wiele ważniejszych rzeczy. I założę się, że będzie tam też mnóstwo osób, które ci wmówią, że nie możesz wymagać niczego dla siebie, bo wiedziałaś, na co się decydujesz wychodząc za mąż za dowódcę wioski. Ale twoje uczucia są ważne, Tenten. I nie powinnaś ukrywać, że na czymś ci zależy albo coś cię denerwuje, tylko dlatego, że taktowniej albo bezkonfliktowo będzie milczeć. Krótko mówiąc: jeśli chcesz być żoną Gaary, to nie daj się stłamsić i postawić w kącie, bo racja stanu jest najważniejsza. Nie daj się odstawić na bok Gaarze, bo ma milion ważnych spraw na głowie, i nie daj się rozstawiać po kątach tak zwanym dobrym doradcom, z których każdy coś chce dla siebie ugrać. Nie daj sobie wmówić, że musisz się podporządkować, bo jesteś z zewnątrz i nie rozumiesz lokalnego kolorytu. Jeśli nie nauczysz się lepiej myśleć o sobie skrzywdzisz Gaarę i siebie i będziesz żałować, że zdecydowałaś się na ślub zamiast zachować romantyczne wspomnienia o niemożliwej miłości. Rozumiesz, o co mi chodzi?

Tak. Późno, ale chyba zrozumiała.


Naomi bardzo dobrze pamiętała, jak czuła się za każdym razem wchodząc do gabinetu Kazekage. Zawsze trochę się denerwowała. Od pewnego momentu towarzyszyła jej niecierpliwość i podniecenie.

Zawsze z początku omijał ją wzrokiem, jakby nie chciał pokazać, że unika patrzenia bezpośrednio na nią. Ale raczej tylko udawał, że nie patrzy. 

Tym razem spodziewała się podobnego zachowania, może nawet - liczyła na nie. Poczuła się niekomfortowo, ponieważ patrzył na nią wprost i obserwował, od chwili, gdy tylko weszła do gabinetu. 

Powinna się ukłonić, zamiast tego dygnęła bardzo nisko, co zawsze wydawało jej się najlepszym sposobem, żeby przyciągnąć uwagę do biustu. Inaczej niż było to przyjęte, nosiła pod świątynną szatą gorset i wiedziała, że Kazekage to zauważy. Mimo niewygody nie przestała się tak ubierać, ponieważ pamiętała jego wzrok, gdy oglądał ją w gorsecie.

Kiedy podeszła do biurka, wskazał ręką krzesło. W tym geście był chłód, do którego nie była przyzwyczajona - przywykła do tego, że był w jej obecności skrępowany i trudno mu to było ukryć, nawet kiedy był też wściekły. A nieraz starała się go rozzłościć, robiąc dokładnie to, czego sobie nie życzył, na przykład podchodząc za blisko i przynosząc kawę, kiedy przyjmował w gabinecie petentów. Wiedziała, że jeśli go rozzłości, on będzie potem brutalny, a kiedy brał ją szybko i gwałtownie, czerpała większą przyjemność. Im bardziej dawał jej odczuć, że chodzi tylko o jej ciało, im bardziej był egoistyczny, tym łatwiej dochodziła. Zwykle udawało jej się to ukryć.

Jednak im bardziej władcze było jego zachowanie, tym trudniej było jej zamaskować podniecenie.

Czasami wyobrażała sobie, że go ujeżdża, ale oczywiście nie pasowało to do decorum, więc nie mogła sobie na to pozwolić. Z drugiej strony, on już dawno uświadomił sobie, że jest manipulowany, więc mogła zrezygnować z niektórych elementów teatrzyku, przynajmniej tych, na których jej nie zależało. Powinna była spróbować. I na pewno spróbuje.

Spuściła wzrok, żeby nie widział jej podekscytowania. Potem przyłożyła sobie otwartą dłoń do wgłębienia pod szyją i powoli przesunęła ją w dół przyciskając do biustu. Drugą ręką sięgnęła do pasa obi. Mimo, że wzrok miała na biurku, wiedziała, że na nią patrzy. Podobało jej się, że dla odmiany patrzył na nią bez uciekania wzrokiem, ale coś było nie tak.

- Nie jesteś na gościnnym występie. Siadaj - powiedział.

Liczyła, że przynajmniej głos mu zadrży. Wbrew planowi, podniosła na niego wzrok i poczuła irytację, bo cały czas miał niezmieniony, obojętny wyraz twarzy. 

Dobrze. Skoro chce inaczej, to zagramy inaczej. Odsunęła sobie krzesło i usiadła naprzeciw. Odruchowo chciała lekko pochylić głowę, bo nigdy wcześniej nie patrzyła na niego w ten sposób, siedząc po drugiej stronie biurka. Dała się złapać w pułapkę, bo teraz on zbudował sobie autorytet, a ona znalazła się na miejscu interesanta.

Co nie znaczyło, że przegrała, miała jeszcze wachlarz możliwości. Zaczęła gorączkowo się nad nimi zastanawiać.

Kazekage przesunął w jej stronę dokument, tak, by mogła go przeczytać. Spodziewała się tego. Pierdolona Asu musiała znaleźć sposób, żeby na niego wpłynąć. Dla Naomi najbardziej frustrujące było to, że od momentu gdy przyszła do niej Yumi, aż do teraz, nie przyszło jej do głowy, jak go przekonała. 

Dała dupy? Trudno by w to uwierzyć, skoro Asu uważała, że jest ponad takie rzeczy. I od wielu dni chodziła wściekła jak nigdy, aż dziewczyny na jej widok uciekały bokami. Zrelaksowałaby się, gdyby ktoś ją wyruchał.

- Chciałbym, żebyś przemyślała propozycję pracy misyjnej w Kumogakure. - Rzeczowy ton Piątego odwrócił jej myśli od Asu. Nie wtrącał się nigdy w sprawy świątyni, mimo że teoretycznie i formalnie miał taką możliwość. I skoro teraz tak zrobił, to nie mogła traktować tego jak propozycję, którą można odrzucić.

- Przeniesienie? - zapytała, chcąc zabrzmieć obojętnie. Nie udało jej się to, bo mówiła przez zaciśnięte gardło. Rozsądek podpowiadał jej, dlaczego została wezwana, a jednak liczyła na coś innego. W którym momencie popełniła aż tak duży błąd, że teraz chciał ją wyrzucić?

Niechcący ujawniła emocje. Nieświadomie zadziałała na własną korzyść, bo Kazekage zmienił ton na łagodniejszy. 

- Delegacja. Przeczytaj. Warunki są dla ciebie korzystne. 

Wyciągnęła ręce, by wziąć dokument do ręki, ale zamiast to zrobić, położyła je na biurku, zaciśnięte w pięści. Zaczęła ją ogarniać panika. Wbijała wzrok w ciemne drewno i gorączkowo zastanawiała się, co powinna powiedzieć, jaką przyjąć strategię, żeby zmienił zdanie.

- Naomi - odezwał się. Podniosła na niego wzrok. - To najlepsze, co mogę ci zaoferować.

Wzięła głęboki wdech. Oczywiście, jeśli w tym momencie nie mogła go uwieść, miała do rozegrania jeszcze jedną kartę. Nie znosiła myśli, że budzi w nim litość, ale jeśli alternatywą było poddać się i patrzeć na triumf Asu, nagle wydało jej się to ceną możliwą do zapłacenia.

- Zrobię, cokolwiek sobie życzysz - powiedziała, patrząc na niego wprost. Nigdy wcześniej nie odezwała się do niego z pominięciem formułek wynikających z różnicy statusu. - Ale wolałabym, żebyś kazał mi umrzeć.

 Odwrócił od niej wzrok i stąd wiedziała, że wyprowadziła go z równowagi. Przez chwilę się zastanawiał. Potem dopiero znów na nią spojrzał, ale wbrew jej nadziejom nie wycofał się, tylko wskazał na dokument, który miała przed sobą.

- Przeczytaj to uważnie. Przemyśl. Wrócimy do tematu, kiedy się uspokoisz.

Ale ona się nie uspokoi. Wiedziała, co ją czeka w wiosce Chmury. Nudne, uporządkowane życie. Uważał, że nie może jej zaoferować nic lepszego?

Mógł jej zaoferować coś o wiele lepszego. I da jej to. Nawet, jeśli będzie musiała się upokorzyć, żeby go do tego zmusić.


Sunagakure, 4 dni wcześniej

Głos rozsądku - ustami Gaary - podpowiadał jej, że przed długą podróżą do Konohy powinna choć trochę się przespać. Jednocześnie te same usta - no dobrze, nie tylko one - sprawiały, że ostatnim, czego Tenten chciała, było tej nocy zasnąć.

Po tym, gdy porozmawiali i w dużym stopniu wyjaśnili wzajemne oczekiwania, poczuła, że odzyskują relację, jaką mieli kiedyś, przed spotkaniem kage i przed wojną - kiedy był jedynym chłopakiem, o którym myślała jako o mężczyźnie, i kiedy prawdopodobnie tylko o niej myślał jako o kobiecie.

Teraz wierzyła, że potrafi się przed nią otworzyć; że ich relacja może być uczciwa i równa, jak kiedyś. Kiedyś, kiedy czuła, że mogłaby z nim rozmawiać o wszystkim, i że Gaara niczego by przed nią nie ukrył. Gdyby tylko chciała z nim o wszystkim rozmawiać i gdyby potrafiła zadać odpowiednie pytania.

Przez ostatnie dwa lata wzrosła między nimi bariera, zbudowana z nieporozumień i niedopowiedzeń - niewidzialna, ale tylko z pozoru abstrakcyjna. Kiedy była z Gaarą cieleśnie - a nigdy wcześniej nie była z nim tak intensywnie jak tej nocy - odczuwała istnienie bariery na poziomie fizycznym.

I na poziomie fizycznym czuła, że ta granica się przesunęła. Gaara pozbył się niektórych zahamowań, chociaż wciąż bardzo wyraźnie widziała i czuła, że dbał przede wszystkim o nią - od początku, i coraz bardziej, dbał o nią - nie myśląc nawet o osiągnięciu porównywalnej przyjemności. Jakby była dla niego zbyt delikatna. A przecież, może trochę egoistycznie, chciała zadbać o niego.

Jeszcze trochę dzieliło ją od osiągnięcia celu, nie spodziewała się rozwiązać wszystkiego w ciągu jednej nocy. Ale teraz już miała pomysł, jak przebić się przez bańkę, którą wokół siebie stworzył. Której nie było dwa lata temu, gdy Gaara nie za bardzo wiedział jak, ale chciał być z nią na sto procent. Ona miała znikome pojęcie, jak może go obdarować przyjemnością, ale to, co starała się mu dać, przyjmował bez zastrzeżeń i całym sobą. 

Zastanawiające, że teraz, kiedy już na pewno wie, co lubi, z uporem stawia granicę. Dzisiaj widziała, że chciał czegoś, ale się rozmyślił.

- Oddałabym królestwo za twoje myśli - powiedziała w przypływie szczerości.

Gaara był tuż obok na futonie, przykryty tą samą co ona, bardzo cienką narzutą, tak blisko, że przez skórę czuła ciepło jego ciała, i wystarczająco daleko, by go nie dotykała. Podczas gdy rozmawiali, co chwilę odgarniał jej kosmyki włosów - mimo, że jej nie przeszkadzały - i przesuwał palcami po jej twarzy. Starała się nie przymykać oczu pod wpływem delikatnych pieszczot, żeby nie stracić go z oczu. Niemal za każdym razem jej się to udawało.

Rozmawiali o planach na później, na czas po jej powrocie do Suny, ale Gaara nie nawiązał do żadnego z tych tematów.

- Myślę, że jest już bardzo późno i musisz odpocząć - zauważył. Chwila zastanowienia sugerowała, że nie była to pierwsza odpowiedź, jaka mu przyszła do głowy. Choć z pewnością najwygodniejsza.

- Kłamca. - Uśmiechnęła się przekornie, z rozmysłem, i przesunęła dłoń, którą dotąd trzymała grzecznie przy sobie na pościeli, by dotknąć jego ciała w okolicach żeber. Gaara zadrżał pod dotknięciami jej palców, powoli torujących sobie drogę niżej.

Zanim zdążyła mu udowodnić, jak bardzo wbrew jego interesom jest pozwolić jej odpocząć, chwycił jej dłoń i zbliżył do swoich ust, całując jej palce. Chciał w ten sposób odwrócić jej uwagę od krzepnących faktów, zapominając, że to słaba strategia, w momencie, gdy dokładnie wiedziała, że on szuka wybiegu. Pozwoliła, by całował jej dłoń, i przysunęła się odrobinę bliżej, tak, że jej udo znalazło się w bezpośredniej bliskości wspomnianych faktów.

Wystarczająco wytrąciła go z równowagi, by móc wyswobodzić dłoń i wsunąć ją pod pościel. Miała wrażenie, że Gaara chciał zareagować, ale posłała mu ostrzegawcze spojrzenie. Delikatnie badając dłonią fakty dostrzegła, że jego zainteresowanie rosło, z każdym niespiesznym muśnięciem.

- Nie jesteś już zmęczona? - zapytał, skupiając wzrok na jej twarzy, chociaż widziała, że miał kłopot z koncentracją.

- Nie, żebym się skarżyła, ale nie dałeś mi okazji, żebym się zmęczyła - odpowiedziała, przygryzając wargi w sposób, który, jak wynikało z obserwacji, Gaara postrzegał jako zmysłowy. - Zdrowo jest się czasem zmęczyć.

Była bardzo z siebie zadowolona, kiedy Gaara skoncentrował wzrok na jej ustach. Chwyciła go dłonią, tak by, można powiedzieć, mieć go w garści. We wzroku Gaary było coś takiego, że pierwszy raz przyszło jej do głowy, by inaczej niż zwykle wykorzystać narząd mowy. Wysunęła język i zwilżyła wargi.

Gaara wpatrywał się w nią lekko oszołomiony i przez ułamek sekundy wydawało jej się, że odniosła bezwarunkowe zwycięstwo - że pozwoli jej na wszystko. On jednak odwrócił wzrok i złapał ją za nadgarstek, zdecydowanie odsuwając jej rękę.

Nie rozumiała, dlaczego. Przecież czuła, że go rozbudziła.

- Myślałam, że ci się podobało. - Nie starała się ukryć zawodu.

Gaara wciąż trzymał ją za nadgarstek. Czuła jego męskość tuż przy swoim udzie. Była pewna, że się odsunie, ale tego nie zrobił. W jego wzroku dostrzegła raczej frustrację niż złość. Milczał przez chwilę, ewidentnie nie wiedząc, co powiedzieć.

- Nie chcesz tego robić - powiedział w końcu.

Tenten chwyciła palcami brzeg narzuty i przywłaszczyła ją sobie, nie troszcząc się tym, że go odkryła - i tak nakrył się cienkim materiałem tylko dla towarzystwa. Owinęła się szczelnie i położyła głowę na poduszce, zamykając oczy.

- Tenten. - Głos Gaary brzmiał nienaturalnie. Często, kiedy był podniecony, wypowiadał jej imię w specyficzny sposób,  z pauzą w środku. Ale teraz był też zirytowany. Wypowiedzenie tych dwóch słów przyszło mu z wyraźnym trudem.

Tenten rozchyliła lekko powieki. Nie widziała jego twarzy, bo opierał się na łokciu, ale nachylił się, co sprawiło, że był niemal nad nią, ato dodatkowo ją zirytowało. Lub wzbudziło w niej tęsknotę. Obie rzeczy naraz. To frustrujące.

Gwałtownie podniosła się do pozycji siedzącej, prawie uderzając Gaarę w czoło. Zareagował szybko i także usiadł, na swojej połowie materaca, żeby się z nią zrównać wzrokiem.

- Potrafię ocenić, co chcę, a czego nie chcę, i potrafię też to wyrazić - powiedziała z urazą. - Szczerze mówiąc, w nie tak dawnych czasach, byłam trzecim geniuszem w drużynie. Geniuszem biadolenia.

Gaara próbował zachować powagę, ale widać było, że powstrzymuje się przed śmiechem. Posłała mu spojrzenie pełne oburzenia.

- Moje szczęście, że z mniejszą wytrwałością stroisz fumy - ocenił.

W pierwszej chwili nie zrozumiała, o co chodzi. Z gniewem przymrużyła oczy.

- U nas się tak nie mówi - oznajmiła. - I nie stroję focha.

Gaara pokręcił głową z pobłażaniem, bardzo lekko, być może świadomy, że bardziej zauważalnym ruchem mógłby ją rozzłościć.

- Iskierko - zawyrokował. - Nie mieszkamy w Konoha, więc przywyknij do tego określenia.

Popatrzył bezpośrednio na nią, więc uciekła wzrokiem, żeby ukryć, że zbił ją z tropu. Nie sposób było się gniewać, gdy w ten sposób do niej mówił. Gorzej nawet, po raz pierwszy sobie uświadomiła, że mając blisko siebie Gaarę, a nie słaby ekwiwalent w postaci listów, niezwykle trudno  jest się na niego gniewać.

Nie wiedząc za bardzo, co powiedzieć, żeby wyjść z tego z twarzą, spuściła wzrok i zdała sobie sprawę, jak bardzo jest naga. I jak bardzo Gaara jest nagi. Nie sprzyjało to prowadzeniu poważnej rozmowy. Wykorzystała narzutę, by choć trochę okryć jego i siebie, ale mogła jedynie podciągnąć ją sobie do poziomu ramion, i musiała ją podtrzymać. Gaara nic nie skomentował, ale wiedziała, że powaga jej zarzutów na tym ucierpiała.

- Posłuchaj - zaczęła mówić, i na tym skończyła. Gaara patrzył na nią bardzo uważnie, nawet badawczo, a to ją speszyło. Bo oznaczało, że powinna powiedzieć coś mądrego, a przynajmniej - rzeczowego.

- Słucham cię, Tenten.

Ton jego głosu był delikatny, a nawet czuły, co wcale nie sprzyjało rzeczowej rozmowie. Wzięła głęboki oddech.

- Potrafię ocenić, i potrafię powiedzieć, że coś mi się nie podoba - oznajmiła w końcu z determinacją. - Nie musisz mnie… nadmiernie chronić. Nie musisz się hamować. Mam wrażenie, jakbyś miał z tyłu głowy jakiś włącznik, który każe ci się wycofać, chociaż wcale nie na to masz ochotę. Możesz go wyłączyć, potrafię mówić.

Z twarzy Gaary zniknęła delikatna wesołość i pobłażliwość, patrzył na nią bardzo poważnie.

- Nie chcę cię skrzywdzić - powiedział po znaczącej chwili wahania, z jakąś rezygnacją, jakby przyznawał się do słabości.

- Zakładając, że potrafiłbyś mnie skrzywdzić, nie zapominaj, że ja potrafię się bronić - odpowiedziała. - Mało tego, potrafię powiedzieć, że coś mi nie pasuje. - Przypuszczała, że większość problemu, jaki mieli teraz, brała się stąd, że Gaara nabrał przekonania, iż ktoś mógłby się zmuszać do sypiania z nim. Odsunęła teraz tę myśl, bo chociaż pewnie nie unikną tej rozmowy, to ostatnim, o czym chciała myśleć lub rozmawiać tuż przed wyjazdem, były dziewczyny, którym wmówiono, że żeby znaczyć cokolwiek muszą zdobyć wpływy, a te zyskuje się seksem, intrygami lub szantażem. Żadna z nich nie powinna mieć czelności zbliżyć się do Gaary, nie mówiąc o jakiejkolwiek interakcji. Ciekawe, co by powiedziała na interakcję z dobrze naostrzoną stalą. 

- Rozumiem - odrzekł Gaara.

Miała jednak wrażenie, że nie tyle rozumiał, co chciał zakończyć temat, właśnie po to, żeby nie zrozumieć, co miała na myśli.

- Potrafię powiedzieć, że boli. I nie mam powodu, żeby się do czegoś zmuszać. - Potrząsnęła głową, lekko rozzłoszczona na własne myśli. - Błagam, Gaara, nie traktuj mnie jak porcelanową laleczkę.

Gaara patrzył niby na nią, ale teraz - inaczej niż jeszcze przed chwilą - unikał spojrzenia jej w oczy.

- Nie chciałem cię obrazić.

Tenten wzięła głęboki wdech.

- I nie obraziłeś. Przeciwnie. Uwielbiam to, jak mnie traktujesz. Ale jednocześnie nie jestem ślepa. Wydaje mi się zresztą, że dlatego… mówi się, że seks jest ważny i odzwierciedla relacje w związku, bo to właśnie w ten sposób… można i trzeba naprawdę wsłuchać się w siebie. Potrafię wyczuć, że czasami chcesz czegoś zupełnie innego. Nie dam ci tego, jeśli mną nie pokierujesz, albo chociaż nie dasz mi wskazówki. Liczę, że przestaniesz ukrywać, co lubisz, i zamiast tego mnie nauczysz.

Gaara wbił w nią wzrok, w którym było niedowierzanie. Mierzył ją spojrzeniem, jakby sądził, że się wycofa, a potem nerwowo przeczesał palcami włosy. Popatrzył na nią zdecydowanie, jakby chciał coś powiedzieć - ale po chwili się rozmyślił.

Wydawało jej się, że już jej wcale nie odpowie, jednak w końcu zebrał się w sobie i wyciągnął przed siebie otwartą rękę.

- Zapomniałaś, że zabijałem ludzi?

Przez kilka sekund wpatrywała się w niego, zaskoczona i skonsternowana.

- Nie zapomniałam. I nie rozumiem, co to ma do rzeczy.

Na twarzy Gaary dostrzegła chłód, w który uzbroił się jak w tarczę. Zapanował nad emocjami i stał się rzeczowy. Nie tego oczekiwała. Na palcach ręki mogłaby policzyć sytuacje, kiedy tak na nią patrzył - oczywiście od momentu, kiedy nawiązali przyjazne relacje, bo zanim użyczył jej własnego płaszcza w wietrzny wieczór na dachu, zanim wpuścił ją do swojej przestrzeni - patrzył na nią wyłącznie w taki sposób.

Chciała dotrzeć do jego emocji i wydawało jej się, że okazanie tego rodzaju opanowania jest ze strony Gaary oczywistą odmową współpracy.

- Jestem z natury bezwzględny i brutalny. Mogę naprawdę zrobić ci krzywdę.

 Tenten zmarszczyła brwi. Może powinna być poważniejsza. Powinno ją przerazić, że Gaara myśli o sobie w tych kategoriach. Teraz jednak opanowało ją bezbrzeżne zdziwienie.

- Skrzywdzić czyli zabić? - zapytała, świadoma, że ma bardzo niemądrą minę.

Gaarę najwyraźniej również zaskoczyła jej reakcja. Patrzył na nią skonfundowany, po zimnym spojrzeniu nie było śladu. Zbiła go z tropu.

- Oczywiście, że nie, ale… Posiniaczyć. Mógłbym cię za mocno… - Frustracja odmalowała się na jego twarzy. 

Tenten przymrużyła powieki. Nie wypadało jej się w tej sytuacji uśmiechnąć, ale poczuła, że jej umysł się rozjaśnił. Romanse, które czytała, nierzadko wydumane, a przede wszystkim gadatliwość koleżanek trochę rozwinęły jej wyobraźnię. - Chodzi o to, że lubisz bardziej ostro? Chciałbyś mnie związać?

Gaara zamilkł, znowu nie wiedząc, co powiedzieć. Patrzyła na niego wyczekująco.

- Nigdy o tym nie pomyślałem - przyznał.

- Pomyśl. Ja ciebie, mogłabym. Zwłaszcza, jeśli to konieczne, żebyś pozwolił naprawdę się dotykać.

W spojrzeniu Gaary dostrzegła niepokój.

- Sądzisz, że robię sobie żarty?

Tenten powoli pokręciła głową. Rzeczywiście, pozwoliła sobie na trochę zbyt lekkie potraktowanie tematu. To pozwoliło jej rozładować nerwy.

- Sądzę, że wciąż, jeśli cokolwiek w tobie nie pasuje do powszechnie uznawanej i zdefiniowanej normy, jesteś skłonny uznać, że coś jest w tobie nienormalne. Wiem, dlaczego tak jest. Ale to nie jest zgodne z prawdą. Nawet jeśli masz… wyuzdane upodobania, nie zakładaj od razu, że za bardzo wyuzdane dla mnie. Daj mi szansę zdecydować. Chcę cię poznać, także pod tym względem.

Nie była pewna, czy dobrze wyraziła swoje myśli. Pojawiła się jednak nadzieja, że Gaara zrozumiał, bo teraz nie patrzył na nią ani obojętnie, ani ze złością. Zastanawiał się.

- Być może mówisz tak tylko dlatego, że nie masz żadnego wyobrażenia o tym, jak mógłbym cię potraktować, kiedy przestanę być… - zawahał się, być może w poszukiwaniu odpowiedniego słowa - delikatny.

Tenten skinęła głową.

- Może. Albo mówię tak dlatego, że jestem kunoichi. Siniaki i otarcia wcale nie są dla mnie straszne. - Wystraszyła się, że ta uwaga była zbyt śmiała i za bardzo beztroska. - Nabawię się ich na treningu, z którego nie mam szczególnej przyjemności. A czy twoje najbardziej perwersyjne fantazje nie przewidują dla mnie przyjemności? - zapytała przebiegle.

- Tenten. - Tym razem wypowiedział jej imię w sposób łagodnie karcący. 

Zsunęła z siebie narzutę i wyciągnęła przed siebie rękę, układając palec wskazujący względem kciuka w taki sposób, że między nimi zmieściłaby dużą monetę.

- Chociaż tyle? Przyjemności? Dla mnie? - Opuściła rękę i popatrzyła na niego, z premedytacją rozchylając delikatnie usta. - Oczywiście, jeśli będę grzeczna.

- Zaczynam się martwić, jakie czytujesz książki - powiedział Gaara półżartem. Ale potem dodał zupełnie serio. - I czy nie popełniasz błędu przenosząc je dosłownie do rzeczywistości.

Tenten przysunęła się odrobinę na materacu i wzięła go za rękę.

- Może ty nie ufasz sobie w stu procentach, ale ja wybiegłam naprzeciw bijuu, kiedy straciłeś nad nim kontrolę, i mimo to nie zrobiłeś mi krzywdy. Nie pozwoliłeś na to Shukaku. Mam pewność, że mnie nie skrzywdzisz, bo wiem to z doświadczenia.

Patrzyła na niego w napięciu, zastanawiając się, czy potrafi zaufać jej tak, jak ona ufała jemu. Poczuła ulgę, gdy Gaara uścisnął jej dłoń i wplótł w nią palce.

- Możesz być pewien, że powiem, kiedy coś mi nie odpowiada. Jak już wspomniałam, nie ma nikogo lepszego ode mnie w wyrażaniu niezadowolenia.

Na twarz Gaary przybłąkał się lekki uśmiech, który starał się stłumić niemal poważną miną.

- Skoro tak mówisz.

- Tak jest, gdyby był na to jakiś konkurs zostałabym mistrzynią narzekania.

Gaara lekko przechylił głowę w bok, przyglądając jej się, jakby ją oceniał.

- Nie. Z moich obserwacji wynika coś wprost przeciwnego.

Tenten żachnęła się.

- To dlatego, że tak skutecznie mnie… - Jej źrenice rozszerzyły się, gdy zrozumiała, że jest podpuszczana. Gaara patrzył na nią z lekkim rozbawieniem, jakby zastanawiał się, jak wybrnie z tej sytuacji… - że tak dbasz o mnie.

Przez twarz Gaary przemknął grymas zawodu, że nie udało mu się jej tym razem podejść. Nieraz kpił z niej, że jest wygadana, ale niektóre słowa nie chcą jej przejść przez gardło, a jeśli już zdoła je z siebie wydusić, jest czerwona na twarzy.

- Nie zawstydzisz mnie tak łatwo - oświadczyła.

Gaara westchnął.

- Szkoda. Z rumieńcem wyglądasz ślicznie, jak kwiat róży. - Pochylił się odrobinę do przodu, zbliżając się do niej. - Co powinienem zrobić, żebyś rozchyliła dla mnie płatki?

Tenten powstrzymała chęć, by zasłonić twarz rękami. Pomyślała, że nie da mu tej satysfakcji.

Na próżno jednak - piekły ją policzki, co świadczyło, że mocno się zarumieniła, a Gaara, który przyglądał jej się i oceniał efekt, patrzył na nią z zadowoleniem godnym kogoś, kto wie, czego chce, i zawsze to dostaje.

- Chyba muszę jeszcze raz przemyśleć sprawę ślubu - stwierdziła, mrużąc powieki. - Bo nie chcę za męża erotomana-gawędziarza. To straszne połączenie.

Gaara uśmiechnął się zarozumiale.

- Zapewniam cię, różyczko - powiedział, ponownie się do niej nachylając, - że nie jestem gawędziarzem.

Co prawda mogła zapomnieć o choćby pięciu minutach snu przed podróżą, ale czuła, że na tym nie straci.