27 wrz 2020

Rozdział 38. Na linii frontu

      Asu walczyła o zachowanie neutralnego wyrazu twarzy, choć czuła się rozczarowana i upokorzona, mając potwierdzenie na to, że Naomi się nie pomyliła - Gaara zamierzał ją odsunąć. W pierwszej chwili przyszło jej do głowy zapewnić, że choćby miała okazję, naprawdę nie dotknie Tenten nawet palcem - jednak ugryzła się w język, bo spodziewała się, że Gaara nie uzna tego za zabawne. Że też sprawa listów wysypała się akurat teraz, w innej sytuacji chyba nie byłby tak zasadniczy.

Gdyby nie wyszło na jaw, że przechwyciła tamtą korespondencję, na pewno nie miałby wątpliwości co do jej dobrych intencji, i nie okazywałby, że przestała być mu potrzebna. Odebrał jej prawo do swobodnego wstępu do siedziby administracyjnej, bo zależało mu, żeby pokazać w warstwie symbolicznej rozdział władzy świeckiej od religii. Ale teraz to przecież zupełnie coś innego. 

- Wiem, że Czwarty Kazekage wziął ślub w obliczu Świętego Ognia, a nie przed wizerunkiem bogini Słońca - powiedziała spokojnie, - ale nawet wtedy całość przygotowań była po stronie kapłanek. Tak nakazuje tradycja.

Gaara, który siedział po drugiej stronie biurka, oparł łokcie o blat. Zachowywał się wobec niej tak, jakby był zniecierpliwiony.

- Tradycyjnie decyzja należy do panny młodej - zauważył.

Nawet nie pytał jej o zdanie, jakby decyzja już zapadła.

 - Jakoś sobie tego nie wyobrażam. - Wymsknęło jej się.

Temari ogarniała wszystkie sprawy związane ze swoim ślubem, w warstwie formalnej i ceremonialnej, ale po niej niczego innego nie należało się spodziewać. Nie znosiła przecież, żeby ktoś decydował za nią. Więc zaciskała zęby i zajmowała się tuzinem spraw, chociaż dla kunoichi to wszystko jest nudne i uciążliwe.

Tenten nawet nie powinna myśleć o tym, żeby zajmować się organizowaniem ślubu. Nie sprawiała wrażenia kogoś, kto chciałby dzierżyć stery. Miała zerową wiedzę o zwyczajach ślubnych, i ledwie śladowe pojęcie o czymkolwiek, co dotyczy Sunagakure.

Gaara brał sobie z zewnątrz żonę, która potrzebuje przewodnika, żeby sobie poradzić. Ale przy takim bezkompromisowym nastawieniu z jego strony, trzeba będzie znaleźć sposób, żeby to Tenten przekonać do swoich racji.


Hanako nie znajdowała przyjemności w kłótniach z mężem. I nie lubiła, kiedy wychodził z domu w złości. 

Ale też łatwo traciła panowanie nad sobą i swoim językiem. Otrzeźwienie zwykle przychodziło późno, kiedy nieobecność Korobiego przedłużała się, a ona najpierw złościła się na niego za spóźnienie, potem martwiła się, gdzie i z kim tak długo może spędzać czas. Na końcu dochodziła do wniosku, że sama sprowokowała tę sytuację wszczynaniem awantur i, cytując męża, “stwarzaniem problemów” - więc ma to, na co sobie zasłużyła.

Tym razem otrzeźwienie przyszło jak tylko odwrócił się do niej plecami, a ją tknęła myśl, że na pewno nie zmruży oka, bo Korobi wieczorem wychodzi z kolegami, a jej w takich wypadkach zbyt silnie pracuje wyobraźnia. 

Wybiegła za nim i dogoniła go przed domem. 

- Zaczekaj! 

Korobi odwrócił się.

- Jeszcze nie skończyłaś obrażać mojej rodziny? - zapytał gniewnie. Nie podniósł głosu, ale można było wyczuć, że musiał się hamować.

Hanako przygryzła wargi. Rzeczywiście się zagalopowała. Tłumaczenie się, że nie oceniałaby jego matki i bratowej, gdyby nie to, że one nadawały na nią -za plecami, a nawet i w twarz, w sposób mało zawoalowany - nie rozwiązywałoby niczego. Zdawała sobie sprawę, że zbyt łatwo rzuca epitetami. Te kobiety swoimi aluzjami obrażają ją bardziej, ale robią to sprytnie. 

- Przepraszam, nie powinnam - powiedziała pojednawczo. - Czy możesz dzisiaj wrócić od razu po pracy do domu?

- Może tak, może nie - rzucił Korobi.

Poczuła się, jakby została spoliczkowana i zamrugała szybko, starając się ukryć, że jest jej przykro.

- W porządku - powiedziała z zamiarem wycofania się. Nie będzie się przecież płaszczyć.

Korobi zatrzymał ją, chwytając za rękę.

- Przepraszam. Wrócę od razu po pracy.

Nie wyszarpnęła mu się, ale wzrokiem uciekła w bok, bo nie chciała już z nim rozmawiać - nie wiedziała, jak.

- Kwiatuszku.

Zwrócił się do niej tonem, który poprawił jej humor. Popatrzyła na niego, mrużąc oczy.

- To idź już, bo się spóźnisz - mruknęła, wyswabadzając dłoń.

- Nic nie dostanę na zachętę?

Szybko cmoknęła go w policzek.

- Wróć szybko.

Korobi przyłożył rękę do czoła.

- Tak jest, szefie.

Popędziła go ruchem ręki. Zaczekała, aż skręcił za najbliższym budynkiem, i dopiero wtedy się odwróciła.

Kilka metrów dalej, oparta o balustradę, stała Naomi i patrzyła na nią z fałszywym uśmiechem.

- Jaki to słodki obrazek. Jeszcze tylko dwa biegające dookoła szkraby i będzie ideał. - Wykonała nieokreślony, owalny ruch ręką. - Albo i nie będzie. Przepraszam za nietakt - dodała tonem, w którym brzmiała czysta złośliwość.

- To, że za mną łazisz, zaczyna się robić żałosne - odparła Hanako, powtarzając sobie w myślach, by nie reagować na zaczepki.

Naomi popatrzyła na nią, lekko przekrzywiając głowę. 

- Oh, to od początku żałosne. Urozmaicam sobie jałową egzystencję obserwując z boku twoje mega nudne życie. Dziewczyny, które tak ci zazdroszczą, uśmiałyby się widząc, jak dwoisz się i troisz, żeby ukontentować twoją niemożliwą do zadowolenia teściową. Masz jakąś chorą przyjemność z męczenia się w tej roli? Dawniej byłaś duszą towarzystwa. Powinnaś się zdecydować na trochę rozrywki i zaprosić nielicznych przyjaciół, jacy jeszcze ci zostali.

Rozmawiając z Naomi trzeba było wyłuskiwać esencję niczym orzech z łupiny. Mając w tym lata praktyki, w lot pojęła, o co jej chodzi.

- Masz na myśli, zaprosić również ciebie - stwierdziła.

Naomi złożyła dłonie  wierzchem do siebie i skierowała je palcami do swojej klatki piersiowej, jednocześnie przybierając zaskoczony wyraz twarzy.

- Schlebiasz mi - powiedziała. - Ale nie to mam na myśli. - Jej wyraz twarzy zmienił się, jakby zapomniała o swojej teatralnej postawie. Hanako pomyślała, że być może teraz usłyszy od niej coś prawdziwego. Pamiętała jeszcze czasy, kiedy Naomi rozmawiała z nią bez udawania. - Posadź przy jednym stole Kazekage, jego… hm, narzeczoną … i Asu. Przyjemnie będzie popatrzeć, jak się męczy. Ten prezent masz ode mnie za darmo. Wystarczy, że masz u mnie niespłacony dług wdzięczności, bo podarowałam ci męża.

Hanako nie zdołała powstrzymać grymasu na twarzy. Wiedziała, że prędzej czy później usłyszy coś takiego. Naomi wystarczająco długo krążyła wokół niej jak sęp, musi w końcu przejść do konkretów.

- Niczego ode mnie nie dostaniesz, ani informacji, ani nikomu niczego nie szepnę w twoim imieniu. Nie licz na mnie.

Naomi uśmiechnęła się, jakby rozbawiona. Być może była aż tak pewna swego. Hanako nie miała pojęcia, jakiej przysługi mogła od niej oczekiwać, ale z pewnością nie brała pod uwagę odmowy. W końcu długi trzeba spłacać.

- To zabawne, że akurat tak to ujmujesz. Masz to twoje malutkie, ale jednak przytulne małżeńskie gniazdko, tylko dlatego, że kiedy ty tęsknie wzdychałaś, ja szepnęłam słówko do właściwego uszka. - Wzruszyła ramionami. - Nie będę udawać, że musiałam się specjalnie wysilać. Kazekage lubi pomagać słabeuszom i miernotom. Pewnie tak przykrywa niewygodną świadomość, że wami gardzi.

Hanako przygryza wargi.

- Nikt ci nigdy nie mówił, że żyjesz iluzją? Widzisz rzeczywistość nie taką, jaka jest, a taką, jaka jest dla ciebie wygodna.

Naomi założyła na siebie ręce.

- Chcesz się licytować, kto lepiej go poznał?

Hanako miała satysfakcję, mogąc z niej lekko zakpić.

- To zupełnie inny temat. Mówię o tobie. O małej dziewczynce, która nigdy nie była wystarczająco dobra, niedowartościowanej córeczce, która pod maską skrywa pokiereszowaną duszę. Mylisz się, uważając, że cynizm świadczy o sile. Jest dowodem słabości.

Naomi nie odpowiedziała od razu. Z jej twarzy na chwilę spełzła przesadna pewność siebie.

- Widzę, że przebywanie w towarzystwie Kazekage dodaje punkty zajebistości. Z ciekawości, żeby zacząć głosić takie głębokie myśli wystarczy służyć kawą czy należy również ciałem?

Hanako spodziewała się słów obliczonych na wyprowadzenie jej z równowagi, i może dlatego zachowała wystarczająco zimnej krwi, by nie stracić nad sobą panowania.

- Tobie jedno ani drugie nie pomogło. Może to kwestia inteligencji.

Hanako przez moment miała wrażenie, że dawna przyjaciółka podejdzie do niej i ją uderzy. Kiedyś tak właśnie reagowała. Potem zorientowała się, że słowa bardziej ranią.

- Myślę, że to właśnie inteligencja jest twoim przekleństwem - powiedziała Naomi. - Zyskałaś wszystko, o czym większość z nas marzy. Co więcej, żeby to zyskać, nie musiałaś się zeszmacić. Mimo to jesteś nieszczęśliwa. - Zbliżyła się, niwelując odległość do dwóch kroków. Hanako wyraźnie widziała jej zimne oczy. - Możesz oszukiwać otoczenie, i próbować oszukać siebie, ale tak, jak każda z nas, nadajesz się co najwyżej na dziwkę. Udajesz żonę. Natury nie oszukasz. Prędzej lub później, pożałujesz tej naiwności.

Hanako przygryzła wargi.

- Bardzo by cię to ucieszyło, prawda? Kibicowałaś mi, dopóki nie poczułaś, że sama niczego nie wygrasz. Możesz tylko kąsać i wyładowywać frustracje. Wróbelki ćwierkają, że Asu szykuje placówkę misyjną w wiosce Chmury, dlaczego się nie zgłosisz?

Naomi pokręciła głową.

- Nie znasz mnie? Nawet, gdyby nie moje przywiązanie do ojczyzny, nie dałabym jej satysfakcji.

To zdanie można było potraktować jako szczere - rzeczywiście, Naomi prędzej połknęłaby żabę, niż zrobiła cokolwiek, co było po myśli Asu. I vice versa.

Naomi mogłaby sobie zbudować niezłe życie gdzieś indziej - na pewno nie tutaj, w pobliżu rodzeństwa i ojca, dla którego stała się problemem. Od czasu, gdy świątynia stała się ośrodkiem wyłącznie religijnym, a Najwyższy Kapłan wypadł z gry,  kapłanki przestały przynosić bliskim korzyści polityczne. Naomi nie umiała się pogodzić z tym, że jej notowania spadły, i miała ochotę odzyskać swoją pozycję, przynajmniej w gronie koleżanek ze świątyni. Było jasne, że Asu jej na to nie pozwoli, choć zapewne pozwoliłaby jej kierować jednostką misyjną gdzieś indziej, zostać wysoką kapłanką i cieszyć się rzeczywistym posłuchem - byle nie musieć na nią patrzeć.

Wojenka o to, kto będzie więcej znaczyć, trwała już zdecydowanie zbyt długo. Naomi raczej nie miała ambicji politycznych, wystarczyłoby jej, gdyby odzyskała dawny prestiż wśród koleżanek - ale do tego potrzebowała statusu pierwszej nałożnicy, co zdecydowanie nie jest w smak Asu.

Dopóki obie są w wiosce, nie przestaną ze sobą walczyć. Asu od dawna szukała sposobu, żeby pozbyć się znienawidzonej rywalki, ale go nie znalazła. Nawet teraz, kiedy Kazekage się zaręczył, nic nie wskazywało na to, by obecność rozgoryczonej kochanki mu przeszkadzała, i by chciał przymusowo wysłać Naomi za granicę. 

Hanako, pracując w siedzibie kage była najbliżej miejsca, o które obie kapłanki walczą z taką zaciekłością. Tak blisko frontu, łatwo oberwać rykoszetem. Może więc czas opowiedzieć się po którejś stronie, i przynajmniej jedną z nich unieszkodliwić.


Dla Tenten podróż przez spaloną słońcem pustynię w stronę Konohy była do wytrzymania, zanim nadeszło południe i słońce znalazło się w zenicie. Podróżując do wioski Piasku najgorsze trzy godziny w ciągu dnia po przeczekiwała, ale teraz nie zamierzała proponować odpoczynku, żeby się nie ośmieszyć przez Temari, która i tak miała ją za konoszańskiego słabeusza. Pocieszała się, że im mniej zamarudzą w drodze, tym szybciej znajdzie się w wiosce Liścia.

Nie protestowała jednak, kiedy to Temari, uważając się za samozwańczego kierownika wyprawy, zarządziła godzinę przerwy. Skryli się przed słońcem w cieniu wysokiej wydmy, korzystając z okazji, by uzupełnić płyny. Przez chwilę Tenten poczuła się dumna, że jej techniki na coś się przydały, bo wielkie zapasy wody zapieczętowała w zwojach - jednak Temari zgasiła jej entuzjazm, wcale nie patrząc na nią przychylniej niż wcześniej. 

Może dezaprobata siostry Gaary była spowodowana tym, że nosiła na palcu pierścionek - uznała, że skoro na pustyni i tak nie ma żywej duszy, nie ma przed kim się chować, więc go nie zdejmie, przynajmniej aż dotrą na skraj pustyni. Z pierścionkiem na palcu było jej o wiele raźniej. Jedno spojrzenie wystarczało, by powiedzieć sobie - tak, wszystko jest jak najbardziej realne. Nie padłaś z wyczerpania na środku pustyni, i nie dotknęły cię urojenia.

Jej towarzysze podróży, choć cieszyli się opinią twardych ludzi pustyni, też nie byli ze stali i widać było po nich zmęczenie. Działało to na nią pokrzepiająco.

Jednocześnie przypomniała sobie, jak wiele lat temu podczas misji tak strasznie wściekała się, że odstaje negatywnie na tle drużyny. Yaoki w jej obecności zawsze udawał mocniejszego, niż był w rzeczywistości. Z kolei Gaara sprawiał wrażenie, jakby nigdy się nie męczył, jakby warunki pustynne wcale nie robiły na nim wrażenia. Nieraz, kiedy okazywało się, że Tenten nie była wystarczająco oszczędna mając w perspektywie długą przeprawę, oddawał jej swoje zapasy wody. Bardzo późno zorientowała się, że wcale nie dlatego, że nie były mu potrzebne.

- O czym myślisz? - Kankuro, który ułożył się półleżąco naprzeciw niej i sprawiał wrażenie, jakby zamierzał uciąć sobie drzemkę, odezwał się do niej.

- Słucham? - zapytała, nie bardzo wiedząc, jakiej shinobi oczekuje odpowiedzi. Wolałaby, żeby poszedł spać. Ani zmęczenie, ani suche powietrze, ani obecność Temari nie sprawiała, by miała ochotę na pogawędki.

- My tu ledwie zipiemy, a ty nie dość, że całą drogę raźno maszerujesz, to jeszcze się głupio uśmiechasz. Zaczynam podejrzewać, że doznałaś udaru. - W jego głosie pobrzmiewała złośliwość. - Czyżbyś polubiła gorący klimat?

Tenten przymrużyła oczy.

- Sam masz głupkowaty uśmiech - odparła.

Kankuro wyszczerzył z satysfakcją zęby.

- Jaka nagle stałaś się wrażliwa na swoim punkcie. Głupi uśmiech to może nie najtrafniejsze określenie. Narzuca się rozanielony, ale starałem się unikać sugerowania, że rozmyślasz o moim bracie i przedmałżeńskich igraszkach.

Tenten wybałuszyła na niego oczy. Prawdopodobnie zaczerwieniła się, ale nie zamierzała mu pozwolić wygrać. Nie zdążyła jednak odpowiedzieć, że o ile wie, myślenie ani igraszki nie są w tym kraju zabronione.

- Kankuro! - Oburzony głos Temari sprawił, że wzdrygnęła się.

No niestety, musiała to przyznać. Przyszła szwagierka nadal ją przeraża. Normalnie nie pozwoliłaby Kankuro na traktowanie jej jak uczniaka, ale przy Temari bała się odezwać.

- Próbuję stworzyć zalążek towarzyskiej konwersacji - mruknął lalkarz, patrząc na siostrę z urazą. - Akurat ty, Temari, powinnaś być z nas w najlepszym humorze, a jakoś nie widzę, żeby rozpierała cię radość na myśl o spotkaniu z narzeczonym.

Temari sprawiała wrażenie, jakby zmełła przekleństwa, które cisnęły jej się na usta.

- Te twoje kuglarskie popisy każą mi się zastanawiać, czy w ogóle zaprosić cię na wesele.

- Myślałem, że już jestem zaproszony. Ale - Kankuro machnął ręką, zapewne świadomy, że tym nonszalanckim gestem rozwścieczy siostrę - łaski bez. Nie to, to będzie następne. - Przeniósł wzrok na Tenten. - Na kiedy się szykować, jest jakiś termin? Mieliście czas się zastanowić czy byliście za bardzo zajęci?

Tenten miała ochotę palnąć go w łeb, żeby przestał gadać - i to wcale nie dlatego, że takie prowokacje ją zawstydzały. Po prostu domyślała się, że Kankuro nie ją chce sprowokować - droczy się z siostrą. Jeśli Temari sprawiała wrażenie poirytowanej, jej brat  zawsze dolewał oliwy do ognia, zupełnie jakby nie umiał się powstrzymać. 

Jego szczeniackie zachowanie było szkodliwe. Rozgniewana Temari wcale nie jest zabawna.

Tenten pozostawało w tej sytuacji milczeć i liczyć, że rodzeństwo załatwi przekomarzanki między sobą, najlepiej zapominając o jej obecności.

Jednak się przeliczyła, bo Temari odwróciła wzrok od brata i spojrzała na nią. 

- No? Jest termin? Nie ma co sprawy za bardzo odwlekać. Dwa lata to przesada, powinniście zrobić wesele za półtorej roku. I od razu trzeba zacząć przygotowania, bo to ogrom roboty. 

Temari powiedziała to autorytatywnym tonem, jakby nie pytała, a podejmowała decyzję. Mimo to patrzyła wyczekująco.

Tenten już wcześniej miała przeczucie, że lepiej nie ujawniać daty. Temari się wścieknie. Skoro pierścionek z lapis lazuli był z jej punktu widzenia kontrowersyjny - jako zbyt osobisty, bo Gaara musiał się postarać, żeby go zdobyć - to podobnej reakcji można było się spodziewać na każdą datę ślubu bliższą niż za rok. Tenten nie zamierzała się konfrontować na tym tle z władczynią wiatru, doskonale wiedząc, że Gaara o wiele lepiej poradzi sobie z jej gniewem.

- Jeszcze zobaczymy - powiedziała niepewnie, czując, że wnętrzności skręcają jej się z nerwów. - Ale bez przesady z ogromem przygotowań, to będzie skromna uroczystość.

Dobrze, że obie siedziały na piasku, a Temari miała w ręce menażkę z wodą - Tenten miała wrażenie, że w innych okolicznościach kunoichi zmiotłaby ją z powierzchni ziemi.

- Jak to, skromna? - zapytała ostro. - Co to w ogóle znaczy? Nie wychodzisz za mąż za chłopa zarządzającego polem ryżowym! 

Tenten postanowiła, że już ani słowa nie powie. Tymczasem zanosiło się na burzę, bo Kankuro odezwał się, już nie swoim zwykłym, gawędziarsko-zaczepnym tonem, ale z ewidentnym niezadowoleniem.

- Przystopuj, Temari. Jak chcesz się na kogoś wydzierać, zrób sobie dzieci.

Temari popatrzyła na niego ze złością.

- Nie, Kankuro, chyba przyznasz, że coś tu wymaga wyjaśnienia - odpowiedziała. - A zakochane gołąbki powinny wyjrzeć spoza swojego gniazdka na ziemię i skorzystać wreszcie z rozsądku - zaakcentowała ostatnie słowo, patrząc wprost na nią. Tenten wytrzymała jej spojrzenie, choć miała niewytłumaczalną ochotę skulić się w sobie, a najlepiej zapaść pod ziemię. Nikt lepiej od Temari nie potrafił jej przypomnieć, że jest z innej rzeczywistości. - Biorąc ślub z Gaarą, zajmiesz określoną funkcję, i nie możesz tego godnie zrobić podczas ceremonii na trzydzieści osób. A może wyobrażasz sobie, że życie upłynie ci przyjemnie na szykowaniu śniadanek i ścieleniu małżeńskiego łóżka? Chcesz się wymiksować od oficjalnych obowiązków? To przemyśl sobie, na co ci ten ślub, bo do sypiania z Gaarą nie potrzebujesz zezwolenia na piśmie.

Z niewyjaśnionych powodów Temari, bez specjalnego wysiłku i może bez zamiaru, nadała wulgarny wydźwięk czemuś, czego nie mogły splugawić najbardziej niewybredne komentarze Kankuro. Tenten uświadomiła sobie, że stawia się na przegranej pozycji, słuchając Temari bez sprzeciwu, jak besztana dziewczynka.

- Nasze małżeństwo to nasza sprawa - powiedziała buntowniczo.

Temari popatrzyła na nią z wyższością.

- Tylko częściowo. - Potrząsnęła głową, jakby zaprzeczała własnym myślom. - Gaara czuje się wybrany jedynie do stania na straży porządku i bezpieczeństwa wioski, ale stanowisko kage to nie jest tylko urząd. To wszystko wymaga ceremoniału, Tenten, i nawet jeśli on ma wszystkie konwenanse za nic, to ty jesteś od tego, żeby je respektować. Mniejsza z tym, że jesteś z pospólstwa. Zachowuj się, jakbyś była szlachetnie urodzona, bo tak ludzie mają cię traktować. Na szali jest nie tylko prestiż urzędu i rodziny, ale pozycja Sunagakure na arenie międzynarodowej, rozumiesz? 

Tenten pojęła, że próbując znaleźć kontrargumenty, tylko ją rozwścieczy.

- Rozumiem - skapitulowała.

- Co rozumiesz? - zaperzył się Kankuro. - Kurwa, Temari, brak mi do ciebie słów. 

Temari zacisnęła usta w wąską kreskę. Nie spojrzała na brata.

- Co: kurwa, Temari? Słowami nie zaczarujesz rzeczywistości. Tenten nie wygląda jak żona Kazekage, nie zachowuje się jak żona Kazekage, a ten obrazek pod tytułem: sympatyczna i skromna dziewczyna z sąsiedztwa w niczym nie pomaga. Jeśli nawet Asu i jebane córy Słońca nie będą jej szanować, to co dopiero mówić o starszyźnie? - Dopiero teraz zwróciła się bezpośrednio do Tenten, chociaż cały czas na nią patrzyła: - Musisz coś ze sobą zrobić, tak być nie może.

Trudno było cokolwiek na to odpowiedzieć. Zresztą Temari tego nie oczekiwała. Zacisnęła szczęki, w najwyższym stopniu zirytowana.

- Idę się przejść - oświadczyła.

Miłego spacerku w tej spiekocie, pomyślała Tenten, ale nic nie powiedziała na głos. Podejrzewała, że Temari miała jej do powiedzenia jeszcze nie jedną nieprzyjemną rzecz, i oddalała się dla wspólnego dobra.

- Moja siostra ewidentnie nie radzi sobie ze stresem przed zamążpójściem - ocenił Kankuro z niezadowoloną miną.

Tenten wzruszyła ramionami.

- Ma prawo do swojego zdania. Nie będę płakać, bo mnie obraziła.

- Świetnie. Tylko, że frustracje nie są usprawiedliwieniem, żeby kogoś obrażać. Dlaczego się nie bronisz? Zawsze, i wszędzie, znajdzie się ktoś, kto sobie twoim kosztem zechce poprawić samopoczucie. A ty ustawiasz się na pozycji dziewczynki do bicia.

Tenten była skłonna przyznać mu rację, ale nie wiedziała, czego się od niej oczekuje. Że będzie się wdawać w pyskówki? Raczej nie miała szansy wygrać z Temari, która najwyraźniej uważa się za członkinię rodziny królewskiej.

- Naprawdę chcesz mieć skromny ślub, Tenten? - zapytał Kankuro po chwili. - Zaraz po wystawnych weselach Temari i Hinaty?

Wzruszyła ramionami.

- Co w tym złego? - zapytała. 

Tak naprawdę, nie zastanawiała się nad tym, jaką woli ceremonię. Hanako i Yumi nalegały, żeby zachowała pewien poziom, ale ona nie wiedziała, co to tak naprawdę znaczy, ani jej nie odpowiadał sposób, w jaki komunikowały, że coś jest konieczne

Gaara chciał uniknąć rytuałów nastawionych na zadowolenie oficjeli. Jej nie za bardzo odpowiadało sprowadzanie wszystkiego do formalności i podpisania kilku dokumentów, ale wyglądało na to, że im bardziej uroczysty ślub, tym większy byłby udział Asu, a ta myśl była dla niej nieprzyjemna.

Może ujawniała się w tym zaborczość, chorobliwa zazdrość, o którą się wcześniej nie podejrzewała - ale nie miała ochoty oglądać Gaary w towarzystwie Asu, tym bardziej w dniu własnego ślubu. Zawsze czuła się niekomfortowo, widząc ich razem. 

Może to irracjonalne - skoro Gaara zapewnił, że Najwyższa Kapłanka go nie interesuje, powinna mu wierzyć. Wierzyła mu. Ale to nie sprawiało, że przestała czuć nieprzyjemne ukłucie myśląc o tym, jak Asu zachowywała się na spotkaniu kage i potem, podczas wojny. Jej mowa ciała nigdy nie wskazywała, by uważała Gaarę za dowódcę. Traktowała go, jakby łączyło ich znacznie więcej, jakby należał do niej.