Tenten słuchała, jak Gaara roztacza przed nią swoją wizję nowych technik, z rosnącym poczuciem oderwania od rzeczywistości.
Wcale nie dlatego, że te pomysły nie były realne. Wręcz przeciwnie, były bardzo logiczne i, przynajmniej teoretycznie, możliwe do zrealizowania. Myśl o pieczętowaniu czakry, żeby jej użyć do wykonania technik, nad jakimi nie potrafiła pracować operując czakrą na żywca, opierała się na rzeczach, które już kiedyś robiła.
Nigdy nie pomyślała, żeby poskładać elementy układanki pod takim kątem. Nie rozważała pracy nad technikami, którym musiałaby tyle poświęcić. Najpierw miała za dużo obowiązków, a potem za mało chęci.
- To nie jest do zrealizowania w dziesięć tygodni. A tyle dostałam czasu. - Od hokage, ale istotniejsze było, że Lin-Lin zgodziła się tylko na tyle. Gaara miał ambitną wizję na miesiące, jeśli nie lata pracy.
Nie, żeby to był minus. Miała mnóstwo czasu, z którym nie wiedziała, co zrobić.
Gaary jej uwaga wcale nie zraziła.
- Nie szkodzi. Większość i tak musisz wypracować sama. Rzecz w tym, żebyś najpierw rozwinęła… czy też przypomniała sobie zaawansowane techniki pieczętowania, i zapanowała na średnim poziomie nad elementem wiatru. To drugie jest większym wyzwaniem, ale mogę ci pomóc.
Skinęła krótko głową. Nie chciała, żeby zauważył, że jest rozczarowana.
Rozczarowana, chociaż tak wiele jej oferował. Znacznie więcej niż panowanie nad czakrą przy użyciu lalkarskich sztuczek, a po to tutaj przyjechała.
Tylko czy na pewno?
Tak naprawdę przyjechała po coś innego - żeby zobaczyć, ile jeszcze zostało z jej przeszłości, przekonać się, dlaczego Gaara poniekąd zaprosił ją do siebie.
Od pewnego momentu miała narastające przekonanie, że Kankuro za bardzo kręci i że może to Gaarze zależało, żeby się tu pojawiła. A kiedy się okazało, że tak było rzeczywiście, powody okazały się inne niż te, na które liczyła. Nie powinna być zaskoczona - Gaara nie byłby sobą, gdyby nie chciał jej pomóc, zwłaszcza, jeśli zdawało mu się, że coś jej zawdzięcza.
- Rozumiem, że musisz się zastanowić. Ale… Spójrz na to obiektywnie, to dla ciebie szansa.
- Żeby nauczyć się ninjutsu z prawdziwego zdarzenia jak prawdziwi shinobi, bo moje techniki nadają się do cyrku? - zapytała.
Przytoczyła coś, co kiedyś usłyszała od całkiem innej osoby, i sama nie wiedziała, dlaczego to teraz wyciągnęła. Przemawiało przez nią rozżalenie, które powinna kierować jedynie do siebie.
- Nie. Żeby nauczyć się wykorzystywać wszystkie twoje możliwości. - Gaara nie wydawał się zaskoczony jej reakcją, jakby tego się spodziewał. Że będzie się złościć, jak zawsze, gdy ktoś wytykał jej słabości.
I rzeczywiście złościła się, ale dlatego, że sama widziała swoje słabości. Jej marzeniem było zostać silną kunoichi, ale teraz, kiedy liczyła, że Gaarze na niej zależy - w taki sposób, jakiego sobie życzyła, a nie jako na kimś, z kim kiedyś go wiele łączyło - ta oferta wydawała jej się nagrodą pocieszenia. Po tak długim czasie nie powinna w sobie rozniecać oczekiwań.
Dobijał ją sposób, w jaki mówił. Wpadł w ten swój wizjonerski ton, którym zachwycał ludzi na froncie i nie tylko na nim. Z ideą, że każdy powinien wykorzystać swój potencjał. Zresztą, Kankuro dwa tygodnie temu coś jej na ten temat mówił - że Gaarę to drażni, gdy ktoś marnuje potencjał, niepatriotycznie i ze szkodą dla wioski.
Ceniła w nim idealizm, ale nigdy nie sądziła, że w taki sposób będzie z nią rozmawiał. Na wojnie ominęło ją rozmawianie z Gaarą na linii dowódca - podwładny, ale jak widać, nie ominęło jej na zawsze.
- Nie mówię nie, po prostu… Muszę się zastanowić.
Tak naprawdę chciała powiedzieć nie, bo nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Schowania emocji, udawania, że nic nie czuje - czy też, że czuje coś zupełnie innego - gdy Gaara będzie ją uczyć, jak zapanować nad żywiołem.
Ale też nie mogła tak bez zastanowienia odmówić. To by oznaczało, że, nawet jeśli zostanie na umówiony czas w Sunagakure, nie będzie go widywać. Nauczyła się głęboko chować wspomnienia i towarzyszące im uczucia. Potrafiła to, kiedy była w wiosce Liścia, i w wiosce Chmur, gdzie czuła się jak w innej rzeczywistości. Ale tutaj - to było zupełnie coś innego. Tutaj nie mogła udawać, że zamknęła rozdział. Gdziekolwiek się ruszyć, wszędzie jest piasek.
Jej nadzieje i pragnienia chyba też były usypane z piasku.
.......................................................................
Następnego dnia
- No i mamy wyzwolenie. Wciąż wyszywamy głupie hafty, tylko teraz z polecenia Asu. - Stwierdzenie Himiko, podkreślone teatralnym westchnieniem, spotkało się ze stłumionymi chichotami ogółu.
Rei rozejrzała się po salce na zapleczu kaplicy, w której na niskich siedzeniach ulokowały się dziewczyny w kapłańskich szatach i w skupieniu wyszywały robótki.
Jak zwykle, gdy były w grupie, nie było szans na długotrwałą pracę w milczeniu.
- Ja tam nie narzekam. Popołudniami musiałam przygrywać gościom go gry w karty na shamisenie, aż cierpły palce - Himiko
dla podkreślenia wypowiedzi wyciągnęła przed siebie prawą dłoń i poruszała palcami jakby wykonywała rozciągające ćwiczenie - Nigdy nikt więcej mnie nie zmusi, żebym dotknęła shamisenu.
- Tak, wszystkie wiemy, że wolisz pieścić inny instrument - skwitowała siedząca obok niej Eteri, wywołując lawinę głośnego śmiechu.
Himiko spojrzała na nią i, składając usta w dzióbek, cmoknęła głośno powietrze.
- Po prostu zazdrościsz mi, złotko, że znalazłam sobie faceta. Prawdziwego faceta. Bez ważnego stanowiska, ale z niewyczerpaną energią.
Eteri zaczerwieniła się.
- Ojj, skończcie temat zanim wióry polecą. Jak Asu nas usłyszy, wpadnie tu i nas wszystkie zbeszta... - wtrąciła się Naomi.
- … grożąc gniewem bogów i gromami z nieba - wpadła jej w słowo Miri.
Siedząca tuż obok Kaoru rozejrzała się dookoła z konfidencjalną miną.
- Zwróciłyście uwagę w jakim dzisiaj jest podłym humorze? - spytała ściszonym głosem, jakby chciała zasugerować, że ma do powiedzenia coś wymagającego dyskrecji. - Chyba dawno nikt jej nie przeleciał.
Rei popatrzyła na dziewczynę z niechęcią. Powstrzymała się jednak przed komentarzem, by nie zwracać na siebie uwagi.
- A może Yumi jej dopiekła. Księżniczko, jak tam wasza wojenka? Czyżbyś miała ochotę na jej stanowisko? - Głos Naomi brzmiał zjadliwie. Rei przeklęła ją w myślach, bo wszystkie dziewczyny skupiły spojrzenia na Yumi, a ona siedziała tuż obok.
- Ach, kto by nie miał. Władza kusi - odpowiedziała natychmiast Himiko. Jednak większość dziewczyn nawet na nią nie spojrzała, wciąż interesowały się Yumi, która nieco niżej pochyliła głowę koncentrując się na hafcie, który miała na kolanach.
Rei pomyślała, że to straszny błąd. Im bardziej próbowała się schować, tym śmielej będą jej docinały, bo nabierały przekonania, że ani nie odpowie, ani nic z tym nie zrobi.
- Och, przestańcie. Taka władza? - Naomi znów zabrała głos. Można było odnieść wrażenie, że próbuje zgarnąć dla siebie jak najwięcej uwagi. Zdaje się, że po prostu chciała się na kimś odegrać, bo miała nieprzyjemną rozmowę z bratem. - Nawet wieczorami przesiaduje w kaplicy, wymyśla głupie przepowiednie i co z tego ma? Ktoś tutaj chciałby znaleźć się na jej miejscu?
- Przecież bez przerwy rozkazuje, głupia flądra, a wy każde polecenie spełniacie w podskokach - skomentowała Kaoru. Rei pomyślała, że panna teraz marudzi, ale bez szemrania stosuje się do poleceń. Za to dzisiaj wyjątkowo się prosi, żeby ktoś ją wytargał za włosy i starł głupi uśmiech z twarzy.
Nikt tego nie zrobił, ale przez moment zapanowała cisza. W końcu Eteri ujawniła nieco rozsądku:
- Przestań, Kaoru. Gdybyś zdobyła się na odwagę i zrobiła rewolucję, słuchałybyśmy ciebie.
Kilka dziewczyn skinęło głowami, ale Mutsumi, która chodziła za Kaoru jak cień i nawet włosy identycznie ścięła i ufarbowała, wyrwała się z bezczelnym komentarzem:
- A czy ona coś osobiście zrobiła? To nie kwestia odwagi, trzeba tylko umieć trzymać razem nogi, żeby ktoś miał motywację zrobić wszystko za ciebie.
Tym razem cisza trwała wręcz nienaturalnie długo. Rei pomyślała, że w końcu się któraś odezwie, zaczynając inny temat - bo cokolwiek w swych głowach roiły, wiedziały, kiedy milczeć. W końcu tego ich między innymi uczono.
- Powiem wam w tajemnicy, dziewczyny: jeśli tak się zdobywa wpływy, tym bardziej nie zazdroszczę. Nie zamieniłabym się z nią choćby nosiła koronę - powiedziała Naomi i obscenicznie oblizała usta.
- Zamknij dziób, nie da się ciebie słuchać.
To Yumi się odezwała. Rei popatrzyła na nią z nie mniejszym zdziwieniem niż reszta wesołej gromadki. O dziwo, nie speszyły jej zszokowane spojrzenia, wręcz przeciwnie: nadal patrzyła na przeciwniczkę wyzywająco. Może tym razem nie zamierza ustępować pola.
- Wybacz - odparła Naomi, a w jej głosie brzmiał czysty jad. - Sądziłam, że jesteśmy w zaufanym gronie. - Z pewnością uważała to za wystarczająco wredną uwagę, ale żadna z dziewczyn nie była skłonna wymienić z nią porozumiewawczych spojrzeń, pouciekały wzrokiem na boki, czym chyba ją trochę wkurzyły. Uzupełniła więc swoją wypowiedź: - Nie miałam pojęcia, że masz do mnie jakieś żale. Nie wiem, czy miałabyś dobrze, jakbym nie była błyskotliwą nauczycielką. Nie wszystkie zdolności ma się od urodzenia.
Na policzkach Yumi pojawił się rumieniec. Może w innych okolicznościach ktoś by jej dogryzał, ale w tej chwili dziewczyny powściągnęły języki i niemal wszystkie uciekły wzrokiem do swoich haftów, udając, że nic nie słyszały.
Naomi przez chwilę mierzyła Yumi wzrokiem, ale ponieważ dziewczyna jedynie hardo na nią patrzyła, nic nie mówiąc, ona również udała, że wraca do pracy. Chyba zdała sobie sprawę, że i tak za dużo powiedziała, w obszarze, o którym powinno się milczeć.
Yumi, w przeciwieństwie do reszty, nie wróciła do haftowania. Rei pomyślała, że to dobra okazja, żeby ją zagadać. Jeśli dziewczyna właśnie teraz postanowiła podnieść wyżej głowę, to i ona może na tym skorzystać.
Pociągnęła młodszą koleżankę za rękaw szaty.
- Chodź. Przewietrzymy się - zaproponowała.
Wiedziała, że przyciągnie uwagę, ale dziewczyny pomyślą, że próbuje rozładować napięcie wiszące w powietrzu. Gdy ktoś wyróżnia się tym, że mało mówi i jest cichy, wiele osób jest skłonnych pomyśleć, że narazi się na krzywe spojrzenia tylko dla załagodzenia konfliktu.
Yumi wcale się nie opierała, co sugerowało, że miała szczerą ochotę opuścić to towarzystwo. Wyszły tylnymi drzwiami do ogródka, w którym oprócz wysypanych kamieniami ścieżek były tylko doniczki z krzewami bonsai. Zajmowały one sporo przestrzeni, a Asu codziennie osobiście ich doglądała, podobnie jak wielu innych rzeczy. Z utrzymaniem tego minimum roślinności było mnóstwo pracy, ale była to atrakcja, przyciągała ludzi.
Yumi, nie oglądając się, poszła prosto ścieżką, a potem usiadła na ławce. Zdenerwowanie zniknęło z jej twarzy. Rei pomyślała, że została potraktowana jako pomocna dłoń, której rola się skończyła, ale wcale nie zamierzała zapewnić dziewczynie spokoju.
Teraz był dobry moment na atak.
- Nieodmiennie się dziwię, że to znosisz - powiedziała, siadając obok. Nie skupiała spojrzenia na Yumi, lecz patrzyła na drzewko przed sobą. Nie chciała sprawiać wrażenia, jakby temat ją żywo interesował. - Ale zapewniam cię, że natarcie dopiero się zaczyna. Dziewczyny są rozdrażnione.
Tak jak się spodziewała, Yumi przestała zgrywać zrelaksowaną i popatrzyła na nią.
- Czym są rozdrażnione? Bo się posprzeczałam z Asu?
Rei postanowiła nie odpowiadać wprost na to pytanie. Podejrzewała, że mimo pewnej niechęci każda z kapłanek dzielnie kibicowałaby Yumi, gdyby ta potrafiła celnie przygadać ich przełożonej - bo tak to zwykle działa. Żadna z tej dwójki nie cieszyła się sympatią, ale Asu ze swoimi niekontrolowanymi wrednymi odzywkami wiecznie się czymś narażała, więc nikt jej z punktu widzenia koleżeńskiego nie lubił. Chociaż dużo jej zawdzięczały.
- A posprzeczałaś się?
Yumi wzruszyła ramionami.
- Nie nazwałabym tak tego. Trochę mnie poniosły nerwy. Ja na pewno jej tak bardzo nie wyprowadziłam z równowagi.
Rei uśmiechnęła się lekko. Doskonale wiedziała, że Asu wściekła się na nią - ale też to było bez znaczenia. Asu zawsze się wkurzała, kiedy ktoś nie chciał jej się podporządkować, i jeszcze śmiał forsować swoje zdanie.
To niedobrze, że Yumi tak od razu próbuje się usprawiedliwiać.
- Dziewczyny nigdy cię nie zaakceptują, bo nie jesteś jedną z nas - powiedziała, starając się, by zabrzmiało to jak początek swobodnej konwersacji. Choć zdawała sobie sprawę, że takie słowa nie mieściły się w granicach przyjemnej pogawędki. - A plotki mówią, że nie jesteś nawet bardziej, niż myślałyśmy. Zresztą… plotki - uniosła znacząco brwi. - Plotki były wcześniej. Pewnych rzeczy nie da się ukryć, jak mieszkasz z kimś drzwi w drzwi. A ty próbowałaś, choć i bez tego dziewczyny by ci nie wybaczyły.
Yumi przymknęła na moment oczy. Wyglądała na zrezygnowaną, jakby domyśliła się, o co chodzi, i nawet nie brała pod uwagę zaprzeczania.
- Nic złego nie zrobiłam.
Rei skinęła głową, z wyrazem zrozumienia na twarzy. Zresztą, nie musiała grać. Wydawało jej się, że potrafi zrozumieć emocje koleżanki. Choć, oczywiście, wyobraźnię ograniczało to, że nie mogłaby znaleźć się na jej miejscu.
- Przecież wszystkie to wiemy… Wszystkie to wiedzą. Każda chciałaby znaleźć się na twoim miejscu. Większość z nas nigdy nie wyjdzie za mąż, bo w jakim celu? To zwykła zazdrość.
Yumi popatrzyła wprost na nią. Miała zacięty wyraz twarzy.
- Próbujesz mnie wpędzić w poczucie winy? Nie będę przepraszać za coś, na co nie mam wpływu.
- I bardzo dobrze. Podoba mi się takie nastawienie - odpowiedziała Rei natychmiast. Wystraszyła się, że może Yumi zacznie teraz dążyć do konfrontacji. Nie mogła dopuścić do tego, żeby to na nią skierowała złość. - Zauważ, że dziewczyny są wobec ciebie lojalne. Żadna jeszcze nie poleciała z tym do Asu. Może żadna nie chce nadstawiać karku będąc posłańcem złych wiadomości. Ale, tak czy inaczej, kryją cię.
Yumi potrząsnęła głową, co sprawiło, że unikatowe blond loki rozsypały się wokół jej twarzy. Nigdy nie miała szans się wśród nich nie wyróżniać - w większości były blondynkami, ale farbowanymi. W większości pochodziły z Sunagakure, i miały tutaj rodziny, które nie wiedziały, jak je mają teraz traktować - bo przecież żaden klan nie chciał ich przyjąć z powrotem. Nie były przydatne, umiały jedynie wznosić modły, recytować mantry, a jedynym, co mogły stworzyć, były amulety na szczęście.
Yumi pochodziła z Kraju Ziemi. Miała zbyt jasną skórę i włosy, by mieć szansę na wtopienie się w tłum gdziekolwiek w wiosce Piasku. Z całą pewnością Najwyższy Kapłan właśnie dlatego ją tutaj przysłał - chociaż co chciał osiągnąć, to już nie było oczywiste. Na pewno chciał wkurzyć tym Asu, co zresztą mu się udało - te dwie były jak ogień i woda i od pierwszej chwili się nie cierpiały. Wydawało się, że dla nich obu nie ma tutaj miejsca.
O dziwo, w Rei Yumi zawsze budziła sympatię. Może dlatego, że też była zbyt spokojna, by móc się odnaleźć w świątynnym towarzystwie.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi - powiedziała blondynka.
Rei uśmiechnęła się dobrodusznie. Musiała teraz dobrze zagrać, żeby przekonująco wypaść.
Tak naprawdę, nie wiedziała, jak Asu zareaguje, gdy dowie się, że Najwyższy Kapłan nie poddał Yumi zabiegowi. Na pewno będzie jej jeszcze bardziej przykro. W końcu, choć pozornie nienawidziła wyrachowanego dziada, to jednak pod warstwą złości, na jakimś podstawowym poziomie - było jej przykro, gdy zorientowała się, że Yumi jej ojciec traktował jak córkę, podczas gdy ją od początku jak narzędzie. Zresztą, Asu jako ojca go nie nienawidziła - nienawidziła go jako guru, który dla zrealizowania własnych ambicji niszczył ludzi.
Oczywiście, to, jak kapłan traktował innych, zawsze wynikało z odgórnie założonego planu i było obliczone na jego korzyść. Yumi miała szczęście, że staruchowi zaczął się palić grunt pod nogami. Wolał ją do siebie przywiązać niż zastraszyć. Inna rzecz, że mało trwale, skoro nie zmartwiła się jego upadkiem. Rei i tak była przekonana, że chociaż nikt już nie mógł zapewnić kapłanowi wpływów, Asu wciąż nie mogła być pewna zwycięstwa.
- Na pewno rozumiesz, że Asu prędzej czy później się dowie. Zresztą - machnęła ręką - może to bez znaczenia. I tak cię nie lubi, więc będziesz jej pierwszym wyborem jak tylko otworzy tę jednostkę misyjną w wiosce deszczu.
- Jaką jednostkę? - We wzroku rozmówczyni można było dostrzec zarówno zdziwienie, jak i niepokój. Rybka połknęła haczyk.
Rei wzruszyła swobodnie ramionami, znów był to ruch całkowicie wystudiowany. Zdawała sobie sprawę, że jej osobiste szczęście zależy od tego, czy Yumi jej uwierzy.
- Misyjną. Przecież wiesz, jaka jest idea. Kaganek oświaty i nasz przekaz duchowy muszą iść w świat. Ktoś ten kaganek musi zanieść.
Na twarzy Yumi pojawił się niepokój.
Oczywiście, że nie trzeba było jej dalej naprowadzać. Nikt nie miał wątpliwości, kogo Asu wyekspediuje za granicę, jak tylko będzie mogła. I to nawet teraz, kiedy nie wie, że Yumi może zacząć się liczyć w wiosce o wiele bardziej niż ona.
- Gaara jej nie pozwoli.
Rei powstrzymała się, by się nie uśmiechnąć. Dobrze. Yumi od razu uciekła się do najwyższej instancji, przez którą dziewczyny zawsze się przy niej hamowały, i nawet zapomniała użyć tytułu Kazekage. Nikt w tym towarzystwie nie mówił o nim po imieniu. Wioska deszczu przemówiła jej do wyobraźni.
- Oj przestań. Asu może sobie wysyłać misje, gdzie chce, jeśli miejscowi ją wpuszczą. W Amegakure zechcą nas na pewno, to ma wymiar misji humanitarnej, będziemy uczyć dzieci czytać, pisać... To znaczy, ty będziesz.
Yumi wykonała gwałtowny ruch, jakby chciała wstać. W jej spojrzeniu można było dostrzec czysty gniew.
- Asu wysyłać to sobie może ciebie - powiedziała ostro. - I koleżanki, jak nie mają odwagi się sprzeciwić. Mnie może skoczyć.
Rei skinęła głową, na znak powierzchownej zgody.
- Oczywiście, może teraz tak jest. Ale, kotku, czas działa na jej korzyść. Bo potrafi się ustawić. A ty potrafisz tylko siedzieć w kącie i czekać. Jeśli nawet masz nad nią przewagę, to ona coraz bardziej topnieje.
Yumi przygryzła wargi. Stało się oczywiste, że nie zamierza się odezwać, więc Rei postanowiła kuć żelazo póki w kuźni gore. Może trochę ryzykownie, bo Yumi była drażliwa, gdy ktoś jej cokolwiek sugerował. Ale kto nie ryzykuje, ten nie ma.
- Czekanie to jest najgorsza strategia, dlatego, że w tym kraju… Co ja mówię, tak naprawdę wszędzie kobieta musi przejąć inicjatywę. Mężczyźni są zbyt zajęci ratowaniem, naprawianiem, a następnie porządkowaniem świata - podkreśliła swoje słowa wyliczając na palcach. - Czy Haru odeszłaby ze świątyni uwić sobie gniazdko, gdyby czekała, aż ten jej po uszy zakochany błazen się ocknie? Nie, bo faceci nie są przyzwyczajeni do przejmowania inicjatywy. Musimy to robić za nich. I radzę ci się tym zająć, zanim Asu wymyśli, jak się ciebie skutecznie pozbyć. Albo pojawi się ktoś trzeci i go sobie weźmie.
Yumi zaczęła nerwowo pocierać o siebie palce u dłoni, które miała złożone - przepisowo - na kolanach. Oczywiście, że zrobiła się nerwowa. Bo musiało do niej dotrzeć, że wywód jest całkiem logiczny.
Rei myślała, że pójdzie jakoś łatwiej - że Yumi jest już tak rozzłoszczona na Asu, iż wcale nie trzeba będzie jej motywować, i nie trzeba będzie się odwoływać bezpośrednio do Kazekage. Jakoś dziwnie było mówić o nim tak, jakby był dostępnym mężczyzną, a nie dowódcą otoczonym nimbem nietykalności.
Ale przecież dla Yumi był dostępnym mężczyzną. Ta dziewczyna ma ubytek mózgu, jeśli trzeba jej tłumaczyć, jakie ma możliwości, żeby uwiązać go na stałe.
- Pomyślę o tym.
Pomyślę?
Rei nawet nie wiedziała, co powiedzieć. Jak się nie ma woli walki, to się nie wygrywa bitew. Miała dla Yumi gotowe instrukcje, jak zadziałać szybko i skutecznie - ale jakby jej to teraz powiedziała, dziewczyna by się obraziła.
- Ta panna z Konohy, co to za jedna? - zapytała blondynka, choć wydawało się, że skończyła już rozmowę.
- Nie wiem, o kim mówisz - odpowiedziała Rei. Była coraz bardziej rozczarowana. Sądziła, że chociaż Yumi jest frustrująco niezdecydowana i bierna, to jednak jej zależy. A ona była zainteresowana jakimiś ploteczkami z życia osady.
Rei nie była zainteresowana życiem tej osady. Miała serdecznie dość piasku i chętnie wyniosłaby się, choćby do wioski deszczu. Nie musiałaby wtedy oglądać rodziców, siostry i jej bachorów.
Yumi mogła być dla niej przepustką do nowego życia, ale, do licha, musi zacząć działać. Samo się nie zrobi.
Yumi mogła być dla niej przepustką do nowego życia, ale, do licha, musi zacząć działać. Samo się nie zrobi.
- Matsuri wdała się z nią w awanturę. Jakaś kunoichi i na pewno znajoma Asu, słyszałam, jak mówiła, że ją tu zaprosiła.
- Akurat, bo może zapraszać kogo zechce. - Rei powiedziała te słowa bez zastanowienia, i zapewne zbyt nerwowym tonem. Upór, z jakim Asu przypisywała sobie wpływy, o których mogła sobie pomarzyć, bardzo ją drażnił. Zdaje się, że chciała takie wpływy zyskać. Nigdy się do tego nie przyznała, ale, na miłość bogini Słońca - musiał być jakiś powód, dla którego tak uparcie trzymała się jałowej wioski na środku pustyni. Mogła głosić swoje idee wszędzie, bo były uniwersalne, a duchowe wsparcie coraz lepiej się sprzedaje. Co ją powstrzymuje przed zbudowaniem sobie kapliczki w ładniejszym otoczeniu, gdy jej bliski przyjaciel już w praktyce rządzi w wiosce Chmur i może tam sobie sprowadzić, kogo zechce? - Nie mam pojęcia, o kim mówisz - przyznała niechętnie.
Jaką dziewczynę Asu tutaj zaprosiła, nie pisnąwszy na ten temat słówka?
Yumi w żaden sposób nie zareagowała, wyraźnie zamyślona.
- Jak cię to ciekawi, popytam tu i ówdzie - zaoferowała Rei, udając, że jest jej to obojętne.
- Zapytaj, bardzo mnie to ciekawi.
Rei popatrzyła na Yumi podejrzliwie. Nagle zrozumiała, o czym jej rozmówczyni pomyślała. Może nie jest tak idiotycznie naiwna, by nie umieć połączyć faktów.
Ale czy naprawdę, Asu sprowadziłaby sobie tutaj koleżankę, żeby zastawić pułapkę, skoro miejscowe tlenione blondynki się nie nadawały?
Może próbuje dorównać ojcu przebiegłością. Ale tak jak on przejedzie się, sądząc, że wszyscy faceci łapią się na to samo.
Jeśli Asu, podobnie jak ona, wykoncypowala, że ze wszystkich tych dziewcząt tylko do Yumi Kazekage miał słabość - to myliła się, sądząc, że rozwiąże problem sprowadzając kogoś nowego. Yumi była owieczką wrzuconą w stado wilków. Owieczką, za którą poczuł się odpowiedzialny.
Jeśli Asu chce rozegrać to w taki sposób: zapewnić mu nowy obiekt zainteresowania i usunąć Yumi z pola widzenia - stawia sprawę na ostrzu noża i tym szybciej stąd wyleci.
Trzeba tylko odpowiednio pokierować dziewczyną, której wadą i jednocześnie największą zaletą jest niewinność i niezdolność do manipulacji.
- Yumi, słonko. Niezależnie od tego, czy wolisz piasek czy deszcz - mam nadzieję, że polubisz dzieci.
.................................................................................
- Usiądź, Temari. - Gaara wstał i wskazał jej krzesło naprzeciw siebie. Ten gest wydał jej się zbyt kurtuazyjny, formalny. Znowu miał do niej sprawę zawodową.
Usiadła, a Gaara zajął swoje miejsce - fotel z wysokim oparciem, którego widok z upływem kolejnych dni coraz bardziej ją drażnił, bo miała wrażenie, że ostatnio stanowi on nieodłączne tło jej rozmów z bratem.
- Wiesz, to zabawne - powiedziała, chociaż obiecała sobie, że powściągnie język. - Drugi dzień pod rząd obaj odmówiliście spotkania się ze mną na obiedzie. I w porze obiadu wzywasz mnie tutaj. Jak rozumiem, nie masz czasu zjeść ze mną jak człowiek, dlatego, że musisz się ze mną spotkać służbowo. Ciekawa jestem, czy Kankuro zdoła to przebić.
Była świadoma, że w jej tonie przebija rozgorycznie. Zwykle starała się nie rozmawiać z Gaarą w ten sposób, nawet, jeśli była na niego bardzo zła. Kiedy wytykała mu rzeczy, do których on wcześniej nie przywiązywał wagi - nie potrafił się bronić. Zresztą, zawsze, gdy miała do niego jakiś zarzut, sprawiał wrażenie, jakby nie potrafił się bronić. Jak ktoś, kto uderzył głową w ścianę, o której nawet nie wiedział, że tam jest.
Tak samo wyglądał teraz. Patrzył na nią nieruchomo, a dla niej było jasne, że nie miał pojęcia, że ona oceni tę sytuację przez ten właśnie pryzmat - że spławił ją jako siostrę, a wezwał jako pracownika. I, oczywiście, ruszyło go sumienie. Potrafił spojrzeć na sytuację oczami drugiej osoby, ale często trzeba było mu przedstawić punkt, z którego ma patrzeć.
- Mniejsza z tym - mruknęła. Kiedy wytrącała go ze strefy komfortu, sama czuła się niezręcznie.
- Przepraszam, Temari. Rano nie wiedziałem, jaki będzie rozkład dnia.
- I nie chciałeś ze mną zjeść obiadu - podpowiedziała.
Rozumiała to, że mógł nie chcieć. Trochę, a może nawet bardzo, niesprawiedliwie go potraktowała. Nie chodziło tylko o bransoletkę. Zachowywała się jak nadopiekuńcza matka, która uporczywie broni pisklaka przed wyjściem z gniazda, żeby nie połamał sobie skrzydeł.
Nie zauważając, że on już umie latać.
- Nie chciałem. - Nie zdziwiła jej ta odpowiedź. Gaara nie należał do osób, którym powinno się zadawać pytania, jeśli nie chce się usłyszeć prawdy. Ani do takich, którym można zadawać pytania obok tematu, licząc, że sam się domyśli, o co chodzi i udzieli odpowiedzi na zagadnienie ukryte pod powierzchnią i stanowiące istotę sprawy. - Ale nie jest tak, że nie chcę zjeść z tobą obiadu wcale, po prostu nie dzisiaj.
Skinęła głową.
- Rozumiem. Ja też przepraszam. Za tę sprawę z bransoletką, za…
- Temari. Nie dzisiaj.
Popatrzyła na niego ze zdziwieniem. Ale także z ulgą, że ma do niej ważniejszą sprawę. Chciała mu coś powiedzieć, ale najpierw musiała jakoś zebrać myśli i się do tego przygotować.
Nie powinna była przepraszać tylko za podebranie bransoletki. Powinna przeprosić, bo od zawsze wydawało jej się, że wszystko wie najlepiej. Bo od zawsze bombardowała go uwagami, które były zgodne z jej punktem widzenia. Wydawało jej się, że wszystko wie.
I może dalej by jej się tak wydawało, gdyby nie zobaczyła wczoraj popołudniu Tenten, która przechadzała się po wiosce i wcale nie sprawiała wrażenia, że nie chce tu być.
Przeciwnie, było w jej twarzy coś pogodnego - coś, co natychmiast przypomniało Temari, jak Tenten zachowywała się sześć lat temu, jak wnosiła pozytywny nastrój wszędzie, gdzie się pojawiła. Temari nie potrafiła zgasić w niej entuzjazmu nawet uwagami, żeby znalazła sobie inny obiekt do eksperymentowania zamiast poddawać testom obronę absolutną Gaary.
Tenten powiedziała jej wtedy, że zarzuca jej prowadzenie eksperymentów tylko dlatego, bo nikt jej nie przytulał.
I to była prawda, dlatego tak bardzo się na nią wściekła.
Wczoraj jednak, gdy zobaczyła Tenten z tą rozpromienioną miną, zdała sobie sprawę, jak wiele lat minęło, i że nie spodziewała się jej takiej zobaczyć. Kunoichi, jaką zdarzało jej się widywać po wojnie, po śmierci Nejiego, tak nie wyglądała.
Temari nie była pewna, jak to zinterpretować, ale w połączeniu z innymi cegiełkami oczywiste było, że przyjętą ocenę stanu rzeczy musi zrewidować.
- Co się stało? - spytała, zakładając, że skoro Gaara wezwał ją o tej porze, zapewne sprawa wyskoczyła nagle.
Gaara oparł łokcie o blat biurka i złożył dłonie w daszek. Przy takiej mowie ciała spodziewała się polecenia służbowego. Może dlatego była bardzo zaskoczona, nie tylko tym, co powiedział, ale też wahaniem w jego głosie.
- Chciałbym, żebyś się zastanowiła… nad przyjęciem uczennicy. Nad wyszkoleniem Tenten w manipulacji żywiołem powietrza.
Temari zapadła się głębiej w krześle. Była pewna, że bezbrzeżne zaskoczenie odmalowało się na jej twarzy.
Była zszokowana. Nie nadawała się do szkolenia kogokolwiek. Nie nadawała się zwłaszcza, jeśli to Dziesięć na dziesięć miała być kimkolwiek.
I Gaara doskonale o tym wiedział.
- Po prostu to przemyśl - powiedział, przyglądając jej się badawczo.
Temari nie zapanowała nad sobą i wykonała dość gwałtowny ruch ręką.
- Ale jak to? Czy nie Kankuro miał ją uczyć… tworzenia nici z czakry? - Końcową część zdania wypowiedziała zupełnie bez przekonania, bo brat posłał jej spojrzenie, jakby plotła bzdury.
- Przecież wiesz, że Tenten nie nauczy się tworzyć nici czakry.
- Ani kontroli elementu wiatru na poziomie wyższym niż szkolny - powiedziała to bez zastanowienia i natychmiast pożałowała, że nie ugryzła się w język, bo Gaara patrzył na nią, jakby go obraziła. - W sensie, na naszym średnim poziomie, żadnej z moich elementarnych technik - zaczęła szukać jakiegoś wybiegu. - To nie jest z mojej strony żaden afront, okej? Po prostu nie wykona żadnej dużej techniki z elementem wiatru, bo za słabo panuje nad czakrą.
- Nauczy się kontrolować czakrę. A ty nauczysz ją tyle, ile umiesz.
Och, jak to łatwo brzmiało. Pewnie, żaden problem. Przez dwadzieścia lat się nie nauczyła, to teraz w miesiąc to opanuje, a manipulację ruchami powietrza w następny.
- Nauczysz. Rozumiem, że to by było na tyle, jeśli chodzi o grzeczną prośbę i “przemyśl” - skomentowała.
To był jeden z problemów w komunikacji z Gaarą - nawet rozkazy oblekał w ładne słowa. I czasami nie sposób było się domyślić, czy coś jest rzeczywiście prośbą czy jednak poleceniem. Temari miała nawet wrażenie, że Gaara sam tego nie rozróżniał, dlatego, że ludzie zazwyczaj mu nie odmawiali. Uważali, że jest nieomylny. Nie zazdrościła mu tej presji.
Zanim Dziesięć na dziesięć nauczyła go mówić proszę i dziękuję, rozmowy z nim były mniej przyjemne, ale przynajmniej jednoznaczne. Nie, żeby za tym tęskniła. Ale czasami było łatwiej.
Gaara podniósł z biurka długopis, chyba tylko po to, żeby mieć pretekst do odwrócenia od niej wzroku. W zwykłych rozmowach unikał patrzenia ludziom w oczy - ale znał teorię związaną ze znaczeniem kontaktu wzrokowego i wyuczył się patrzenia wprost, kiedy wydawał komuś polecenia i w większości sytuacji na linii dowódca - podwładny. Dlatego też zdawał sobie sprawę, kiedy powinien na kogoś patrzeć, ale nie mógł się do tego zmusić, więc szukał sobie wymówki.
- Oczywiście, że możesz odmówić. Po prostu… nie mam pomysłu, co w takim wypadku zrobić.
- A kto miał ją uczyć? Ty? Jednak nie znajdziesz czasu?
Gaara odłożył swój długopis i tym razem spojrzał bezpośrednio na nią.
- Nie chodzi o to, że nie mam czasu. To po prostu kiepski pomysł.
- Twój pomysł. Kiepski. Życie jest pełne niespodzianek. - Powinna była ugryźć się w język. Zabrzmiało, jakby ironizowała, a to wcale nie była jej intencja.
Poczuła się beznadziejnie z tym, że rzuca kłody pod nogi własnemu bratu.
- Dobrze. Jeśli tylko Dziesięć… Jeśli Tenten się zgodziła, będę ją uczyć - powiedziała. Wcale nie miała do tego przekonania, ale czasem trzeba się poświęcić. Poza tym, jeśli kunoichi z Liścia, która dostała od niej wycisk na egzaminie na to przystała, to widać była zdeterminowana i skłonna do poświęceń.
Ona też się może czasem poświęcić.
Dostrzegła konsternację na twarzy Gaary i z tego wywnioskowała, że Dziesiątka nawet o tym pomyśle nie wie.
Nie zdążyła zapytać, czy w takim razie ma ją również przekonać, bo rozległo się pukanie do drzwi. Gaara nie od razu wydał polecenie, żeby wejść, ale ktoś za drzwiami cierpliwie czekał - co oznaczało, że mimo przerwy obiadowej poważnie traktował obowiązki w pracy.
Nie zdziwiło jej więc, gdy drzwi się otworzyły i zobaczyła młodego chuunina, Seijiro, który karnie zasalutował - nie tak od niechcenia, jak to zwykli robić ludzie znudzeni pracą. Należał do entuzjastów, którzy wypełniają obowiązki najlepiej jak potrafią nawet, gdy nikt nie patrzy.
- Panie Kazekage…
- Do rzeczy. - Gaara odezwał się nietypowo jak na siebie bezpośrednio, co od razu poprawiło Temari humor. Dla niej to brzmiało jak: Nie teraz, rozmawiam z siostrą.
Właściwie powinien odesłać interesanta, bo była przerwa na obiad.
Seijiro wyglądał na stropionego.
- Córka Słońca Yumi-dono prosi, by ją zaanonsować.
Temari odwróciła się w krześle i zmroziła bogu ducha winnego chuunina spojrzeniem.
- W jakim charakterze? O ile wiem, tutaj nie pracuje.
Seijiro cofnął się o krok.
- Ee.. no… ja nie wiem. - Spojrzał na Gaarę jakby szukał u niego ratunku.
Temari też przeniosła wzrok na brata. Zastanawiała się, czy jest zaskoczony na równi z nią, ale nie potrafiła tego ocenić.
Zawsze ją dziwiło, że tak dobrze maskował emocje, gdy mówił do podwładnych - zupełnie jakby miał dla nich drugą twarz. Zazdrościła mu tej umiejętności. Ona niełatwo traciła panowanie nad sobą, ale zawsze w najmniej odpowiednich momentach.
- Poproś ją, żeby pięć minut zaczekała - powiedział.
Temari miała wrażenie, że Seijiro bardzo chętnie opuścił pomieszczenie, zerkając na nią nerwowo. Ale kto by się tym przejmował. Popatrzyła na Gaarę.
- Jej wolno tak sobie tutaj przychodzić, gdy tylko ma ochotę? - spytała, być może zbyt napastliwie.
- Temari. - Gaara odpowiedział w sposób, który ucinał wszelkie dyskusje. I dawał jej pewność, że w dalszym ciągu daje się nabierać na wizerunek niewiniątka, chociaż Yumi musiała mieć charakterek i tupet - w innym wypadku, biorąc pod uwagę, w jakim momencie trafiła do Suny, jej koleżanki, córki Słońca rozszarpałyby ją niczym harpie. Stary kapłan przysłał ją w momencie, gdy Rada Wioski wciąż bała się, że odłączenie się od Kościoła spowoduje zbyt duże napięcie dyplomatyczne i kombinowała, jak odwieść od tego pomysłu Gaarę - bo na usunięcie go ze stanowiska było o wiele za późno, żołnierze cenili go wyżej niż przyjazne relacje z oficjelami z Kraju Wiatru.
Wtedy czcigodny kapłan był jeszcze autorytetem dla radnych, dla dużej części ludu, ale nie dla córek Słońca, którym Asu obiecała wyzwolenie i niezależność.
Yumi nie była arogancka i butna, a przynajmniej na taką nie wyglądała - pewnie dlatego przekonanie, że Gaara jej ufa powodowało, że Temari czasami miała ochotę chwycić ją za blond loki i wystawić za bramę wioski. Na sam widok dziewczyny skręcało ją ze złości, bo przypuszczała, że gdyby nie ta aparycja, Gaara by na nią dwa razy nie spojrzał. Wyróżniała się wśród nienachalnie, ale wyraziście umalowanych dziewczyn - wyglądem, ale jeszcze bardziej zachowaniem. Większość kapłanek zachowywała się ze sztuczną skromnością i niemal natychmiast coś w tym wizerunku zgrzytało, bo spod otoczki przebijała pewność siebie. Zresztą, to mogło być działanie celowe: nie pozostawiało wątpliwości, że świątynia wypuszcza w świat panny rodem z mokrych snów dojrzałych mężczyzn potrzebujących kobiet do podbudowania sobie samooceny - wamp w sypialni, ale przy kolegach uniżona służka.
Yumi chyba nie załapała się na tę część szkolenia, na której wmawiano dziewczynom, że z drugiego rzędu mogą rządzić światem - dlatego odnosiło się wrażenie, że znalazła się w tym towarzystwie przez przypadek.
Czego ona tutaj szuka? Temari zdecydowała się nie pytać. Czasami lepiej nie wiedzieć.
…………………………
Dwa tygodnie wcześniej, wioska Liścia. Po zwycięstwie Matsuri w egzaminie na chuunina
Gaara przyszedł na spotkanie trochę wcześniej niż było ustalone i kiedy znalazł się przed drzwiami knajpy, w której umówił się z Lee, był przekonany, że jest pierwszy.
Jednak zanim otworzył drzwi, usłyszał głos Zielonej Bestii Konohy.
- Po prostu przyznaj, że go unikasz!
Odpowiedź sprawiła, że zastygł z dłonią na klamce.
- Nie mam powodu!
Przez sekundę nie potrafił się zdecydować, co zrobić.
Liczył, że ją spotka - dlatego rozciągnął w czasie wszystkie plany, zakładając, że musiałby mieć wyjątkowego pecha, by zostać dwa dni w wiosce Liścia i nawet jej nie zobaczyć.
Jednak miał parszywe szczęście. Spotkał ją, chociaż przed nim uciekała. Na dodatek mogło to wyglądać, jakby podsłuchiwał pod drzwiami.
Nie był psychicznie gotowy, żeby z nią rozmawiać, ale też nie miał alternatywnego wyjścia. Gdy otworzył drzwi, Tenten prawie na niego wpadła.
Było to egoistyczne, być może podłe, ale natychmiast zweryfikował w myślach pogląd na temat niefortunnych zbiegów okoliczności. Był pewny, że Tenten utrzymałaby równowagę, ale i tak złapał ją za ramiona, jakby trzeba było ją chronić przed upadkiem. Pachniała egzotycznie, połączeniem nagietka i cynamonu.
Chyba ten zapach przyćmił jego zdrowy rozsądek. Przez moment pomyślał, że wystarczyłoby przyciągnąć ją do siebie, by poczuć ciepło, muśnięcie jej skóry.
Przypomniał sobie jednak, jak powiedziała nigdy więcej mnie nie dotykaj. I to, że po bitwie, w której zginął Neji, gdy była rozbita i zrozpaczona, a on chciał ją objąć, wzdrygnęła się i cofnęła, jakby jego dotyk parzył.
U każdej dziewczyny, której później dotykał, próbował się dopatrzyć takiej samej reakcji. Nigdy podobnej nie zauważył. Dopiero niedawno doszedł do wniosku, że skoro miały być przekonujące, nauczono je tłumić instynktowne odruchy.
Tenten była prawdopodobnie jedyną dziewczyną, która była blisko i której nikt nie nauczył grać, udawać, imitować emocji. Patrzyła na niego z zaskoczeniem, które w ułamkach sekund zamieniło się w coś innego, niejasnego.
Na pewno nie były to pozytywne emocje, a to go zmotywowało, żeby ją puścić i się cofnąć.
- A więc… przepuścisz mnie? - Głos jej lekko zadrżał.
Przecież nie chciała go widzieć.
Mógł to uszanować, ułatwić jej unikanie go bez powodu. Gdyby tak zrobił, czułby, że postąpił właściwie, tak jak właściwym było nie być egoistą i się z nią nie kontaktować. Jednak dobrze wiedział, że żadna okazja nie powtarza się dwa razy.
Mógł przynajmniej przez kilka minut na nią popatrzeć.
- Nie. Odprowadzę cię do domu.
Chyba aż za bardzo wczułam się w perspektywę Tenten z pierwszej sceny. Ach! Mieć kogoś na wyciągnięcie ręki i czuć, że oczekiwania i cele są całkiem inne. Znając mnie, nie zważając na upały, zakopałabym się w łóżku pod kołdrą i nie patrzyła na ten przeklęty piasek. ;)
OdpowiedzUsuńWiem, że to nieodpowiednie skojarzenie, bo i realia zupełnie inne, ale te rozmowy dziewek świątynnych skojarzyło mi się z westalkami. Niby praca ku chwale bóstwa i duchowości, a w gruncie rzeczy całkiem niemoralne zachowanie. Bo wiesz, westalki oficjalnie musiały być dziewicami i kary za złamanie tej zasady były okrutne, ale jeśli od tyłu się zabawiały... Kto na to zwracał uwagę? xD Żałuję, że historia w szkołach jest strasznie ugrzeczniana. ;)
No to przynajmniej mamy więcej tropów, że Asu, działając dla własnych korzyści oczywiście, jest raczej po stronie Tenten w rywalizacji o względy Gaary. W sumie współczuję Yumi. Domyślam się, że jest nieźle wytrenowana, żeby być dobrą partnerką, żoną i matką, więc i dla Gaary byłaby czymś dobrym, a i nie ma raczej zapędów na złą antagonistkę (pomimo konotacji z kapłanem). Współczuję też Gaarze, który został pionkiem w grze kapłanek. Na szczęście domyślam się, że nie pozwoli sobie na pozostanie w roli pionka i jakoś to ostatecznie poukłada.
Nadal nie ufam Asu. Taka osoba w otoczeniu jako sojusznik jest gorsza niż najbardziej niebezpieczny wróg.
Naprawdę, mogłabym czytać bez opamiętania rozmowy Gaary z rodzeństwem. Perspektywa Temari dodała jej kilka punktów do ciekawej kreacji. Czuć, że jest postacią z krwi i kości, że ma swoje własne rozterki i tym ciekawiej o tym czytać, kiedy znamy szerszy kontekst. :)
I ładne zakończenie. Taka klamra z pierwszą sceną. Oboje chcą i oboje nie mogą, bo nie potrafią rozmawiać. Choć prawdopodobnie nie tylko o rozmowach marzą. :D
Miałam nauczyciela historii, który nam coś tam zasugerował w kwestii westalek, więc nie jestem zdumiona. Służenie w świątyniach chyba nieraz nie szło w parze z fizyczną czy duchową czystością. No i pewnie każdy chciał takiej "bliskiej bogom" kobiety dotknąć. Co do Asu, podobnie o niej myślę. Mając takich przyjaciół nie potrzeba wrogów... Klamra jest świadoma i cieszę się, że dostrzegłaś ;) Chyba jedyny rozdział, który udało mi się tak ułożyć. I pewnie ostatni, bo gdy chcę wiele napisać wkrada się chaos :D
UsuńJeju! W końcu się doczekałam! <3
OdpowiedzUsuńAch, brakuje mi tak bardzo większego ukazywania uczuć naszego drogiego Kage. Na twarzy ta idealna maska, ale w środku czuje i myśli szczerze ... taki jest właśnie idealny! I coś czuję, że mimo jego słów do Ten Ten(której nazywanie 10/10 zawsze wywołuje u nie ogromny uśmiech), jego prawdziwe intencje są skryte gdzieś głęboko i z czasem zaczną wypływać na wierzch...
Rozmowa kapłanek to mistrzostwo:D Podczas czytania czułam się, jakbym przysłuchiwała się z ukrycia rozmowom kurtyzan, które jedynie ze względu na powszechną opinię zachowują pozory moralności. To takie prawdziwe, życiowe i realistyczne. Rywalizacja o względy Kazekage, taka ukryta walka o lepsze życie i być może coś więcej... Zupełnie jakbym oglądała jakąś świetną, chińską dramę. Poniekąd przywodzi mi to na myśl The Untamed, co jeszcze bardziej potęguje miłe odczucia podczas czytania.
Tak strasznie zachwycałam się w tym rozdziale prowadzeniem dialogów i skromnych, choć szczegółowych i obrazowych opisów, (które ja mam tendencję rozwlekać do nawet 10 zdań), że wracałam co chwilę wzrokiem od akapitu do akapitu, mając nadzieję uszczknąć jakąś namiastkę tego talentu dla siebie ^^
Jestem ciekawa kiedy Gaara zda sobie w pełni sprawę z gry kapłanek i jak zareaguje, jakie kroki podejmie, zwłaszcza, że w nim od czasu budzą się pewne uczucia.
Temari za to zawsze uwielbiałam i jej obecność okraszona odczuciami miło mnie zaskoczyła. Nie mogę się doczekać jej konfrontacji z Ten Ten odnośnie treningu, zapewne będzie to chwiejna i ognista współpraca ^^
Bardzo, bardzo podoba mi się pomysł na rozwinięcie umiejętności Dziesiątki i czuję, że jej rozwój miło zaskoczy czytelników:3
Opis Gaary, gdy pragnął ją dotknąć, zapewne nieco intymniej niż za ramiona, to czysta poezja dla mojego spragnionego romantyzmu serca. Tyle pragnień, a tak mało możliwości do ich zrealizowania ...
Ach, nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Czekanie to czysta tortura, ale jakże drażniąca i przyjemna ^^
Kiedy pisałam scenę z kapłankami sama wyobraziłam sobie właśnie kurtyzany, co prawda indyjskie, bo niegdyś oglądałam raczej indyjskie filmy kreowane na historyczne, niż chińskie. Cięte języki kobiece są chyba ponadkulturowe
UsuńPoddaję się :< Nie będę już próbowała zgadywać, bo posypało mi się z moimi teoriami. Od zawsze o tym myślałam a teraz po prostu wiem. Pisanie ficków powinno być zakazane, jeśli nie wstawia się całości od razu. W książce mogę zarwać nockę, żeby wszystko przeczytać, a tu nie :< Teoretycznie mogłabym poczekać aż całość skończysz, ale jestem zbyt ciekawa co będzie dalej! Trudno, pomęczę się i postaram się nie umrzeć z ciekawości x) Wiem, wiem, ja tu narzekam, ale też równocześnie podziwiam Twój kunszt. Trzymam kciuki za Tenten, żeby ją Temari nie zmiotła jej wachlarzem x)
OdpowiedzUsuńAlba
Chciałam dołączyć do narzekań, ale przypomniałam sobie Twój drugi komentarz i z pokorą przemilczę. :P
UsuńNie jestem przekonana, czy piętrzenie niewiadomych to kunszt czy raczej sadyzm, może gdybym była własną czytelniczką sama bym na siebie wyklinała :P Muszę poddać analizie własne motywy.
Usuń